Autor Wątek: Odp: Sesje Górników - rozpiska Kaczora - Prologi/Epilogi  (Przeczytany 269 razy)

mysterio

  • czytacze
  • Sr. Member
  • *
  • Wiadomości: 416
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Sesje Górników - rozpiska Kaczora - Prologi/Epilogi
« dnia: Wrzesień 26, 2008, 07:47:36 pm »
PRO- i EPILOGI:

I: (prolog) Od najdawniejszych, osnutych oparami Czasu początków, historia Detmarchii to pasmo bestialskich wojen i okrutnych cierpień. Właśnie tam w Pierwszej Erze znajdowały się katownie Kerneolów – ich męczarnie trwały stuleciami, nieprzerwanie, podtrzymywane wolą zemsty Egzula, Stalowego Anioła, aż do chwili jego upadku. Wtedy przodkowie Detmarchijczyków zniszczyli te straszliwe miejsca, a cały kraj zaznał ukojenia kiedy ucichł krzyk udręczonych Aniołów.  Ale nie minął nawet wiek, a Detmarchię objęły pola bitewne Liberacji. Spadające niebo, pękająca ziemia, góry ścierane na proch, rzeki wrzącej krwi – śmiertelnicy tylko cudem przetrwali wojny Potęg. Jeszcze nie doszli do siebie, jeszcze nie odbudowali sił, a bitwa Władcy Ognia z Cesarzem Tanelfów ponownie przemieniła ich kraj w ruinę; Legendarne zmagania Pierworodnych z Klątwą zostawiły na Detmarchii kolejne blizny. Kataklizmy wywołane Bitwą-o-Potęgę zniweczyły wysiłek stuleci; trwająca tysiąc lat Wojna z Władcami Smoków wyniszczyła Detmarchijczyków niemal do szczętu. Początek Drugiej Ery zdawał się zapowiadać lepsze czasy; Detmarchia nigdy wcześniej czy później nie zaznała dwustu lat nieprzerwanego pokoju. A potem... Druga Wojna Bolesna, Biały Obłęd, szaleństwo Szronu, furia Amarantu, Wojna Żywych z Martwymi, Wojna Tysiąca Młotów, czas Tronu i inwazji z południa, Detmarchia wciągnięta w irgańskie wojny domowe, zaczynają się rajdy kartaldorskich piratów, Wojna Płonącego Nieba, krwawe Wojny Podziału i Wojna Czterech Piorunów – to tylko największe z konfliktów; do końca Drugiej Ery było ich tyle, że w końcu zrezygnowano z ich spisywania, żadna historia tamtych Czasów nie wymienia wszystkich.
Wojny w Trzeciej Erze różnią się od minionych mniejszą skalą zniszczenia – śmiertelnicy nie odczuwają już tak wyraźnie ciężaru starożytnych Mocy – ale pod pewnym względem są od nich znacznie okropniejsze. Wcześniej Detmarchijczycy byli bezradni, wydani na pastwę zamieci, nic nie mogli poradzić na swój podły los, ale – ciemiężeni przez pięć tysięcy lat – nigdy tak naprawdę nie nauczyli się żyć w pokoju. Napotykając opór bez zastanowienia chwytają za broń, rozlewają krew, giną z furią przeklinając wroga; siła, spryt, wpływy, bogactwo – to dla nich najwyższe cnoty. Wojna Ferstailir z Gor i rzeź na Drodze Ech, wojny Urn Hezony... Pajęcza Zaraza – powrót najdawniejszych czasów, Detmarchia ponownie wydana na niełaskę bezlitosnych sił. I znowu, Hargon Diabeł podejmuje „dzieło” Urn Hezony; rządzący zza jego pleców Tai z Ro-Gamblai, jego okrucieństwa. Aż wreszcie: nieszczęsne odrodzenie Zimnej Armii – ta nowa wojna ogarnęła cały kraj, dotknęła każdego, bestialstwo jakie rozpętała – Derst, Miasto Trupów – nigdy nie zostanie zapomniane; nawet jeśli ludzie spalą kiedyś księgi, wyrzekną się przeszłości – będą pamiętać. Przypomni im ich własna ziemia, przesiąknięta krwią, zatruta śmiercią, nie przyjmująca już umarłych.
W 986 roku, po ucieczce Taja, obaleniu Diabła, rozbiciu Zimnej Armii – pojawił się cień nadziei. Zebrani na wielkim zjeździe w Akion najznaczniejsi władcy Detmarchii zgodzili się na przyjęcie Sług Życia, Suraim Zallaina, Zakonu Dobrej Bogini. Dla Suraim Zallaina najświętszą wartość stanowi życie; komturowie Zakonu podjęli się stworzyć podwaliny pokoju bez uciekania się do mordu i rzezi. W Akion otrzymali prawo ferowania i wykonywania wyroków oraz szerokie nadania w całej Detmarchii; tysiące mnichów i rycerzy ruszyło do działania. O sukcesach nie przesądza jedynie surowość kar, ale również bezlitosna skuteczność ich egzekwowania. Dlatego, nawet najgorsi zbrodniarze musieli (i muszą) się ukorzyć: za zamach na Sługę Życia, za przynależność do Zimnej Armii, za morderstwo – jest tylko jedna, nieunikniona kara: zesłanie na Martwy Bezkres.

II: (prolog) Od niepamiętnych czasów kraje Detmarchii wirują w cieniu potężnych gór północy – Norgramu i niewzruszonego Królestwa które się pod nimi kryje – Els Nirgrim. Tamtejsi krasnoludowie, dardowie, mogliby rozciągnąć swój ład na narody powierzchni, tak samo jak zrobili to w Ossentharze – nawet gdyby oznaczało to podbój. Nie jest to jednak zgodne z ich naturą i planami, a niewielu dardów wie nawet z kim sąsiaduje ich Królestwo. Z drugiej strony, większość detmarchijskich krajów dobrowolnie porzuciłaby kruchą niezawisłość w zamian za gwarancję żelaznych granic i bezpieczeństwo. Może upór ludzi niewiele znaczy w porównaniu z esencją krasnoludów, ale spadające krople naruszą w końcu nawet skałę. Ostatecznie wypracowano rytuał zawierania sojuszu – dardowie dali Detmarchii taką możliwość, ale umieścili ją na krawędzi Błękitu. Na południu, w ruinach Wysokiego Lodu, starej stolicy Lorvaudii, mieszka wysłannik Króla Els Nirgrim: poseł siły chcącej przymierza musi odebrać od niego zarzewie pewnego rodzaju ognia i dowieść je nietknięte do określonej bramy Królestwa – nie opuszczając prawdziwej ziemi.
W tym chaotycznym, pełnym intryg kraju, takie zadanie jest niemal niewykonalne – od razu pojawiają się dziesiątki powodów dla których trzeba mu przeszkodzić. Bez przesady można powiedzieć, że wrogiem takiego posła staje się cała Detmarchia. Przemarsze armii i gwałtowne, kilkudniowe wojny; pojedyncze istoty przekradające się sekretnymi, przez dekady budowanymi ścieżkami; szaleńcze rajdy niezliczonych drużyn, przeprawy przez Podziemie i miasta-w-chmurach... Na setki chyba prób, tylko dwie skończyły się sukcesem; tylko dwaj posłowie i dwa kraje wygrały dzień.
O tym wszystkim musi wiedzieć i myśleć ten samotny rycerz – przytroczona do siodła kołysze się lampa ze świętym ogniem – rycerz, już zmęczony; rany zalewa pot, zbroja uwiera – brak snu mami oczy; tak zmęczony, a jeszcze tyle drogi przed nim – głowa płonie pod hełmem, bezwładny ciężar broni – jest już taki zmęczony. Przed nim, niedaleko – jeszcze kilkaset stąpnięć jego konia – czekają na niego. Jest ich trzydziestu sześciu, może więcej – może mniej, i nie mają zamiaru przestrzegać żadnych zasad kiedy – już za chwilę – rozpocznie się walka.

III: (prolog) Są na świecie miejsca odcięte, sekretne. Nie mam na myśli szczytu Salamandry i góry Kaz, ani świętych dolin w Wierchach Losu, ani nawet Katedry – nie chcę mówić o rękodziełach Bogów, ale o tym, co stworzyli, zbudowali mieszkańcy prawdziwego świata. Tahe, więzienna wyspa Halrua na Morzu Szmaragdowym; pałac Księżniczki Zielonej Fali – Irunarion w Zjednoczonym Cesarstwie; grobowiec Króla „ośmiu stron świata” w Uzbad-dum; Krzyż Meneltiku na zachodniej granicy Maddox... Noszące najróżniejsze kształty w tysiącach domysłów, niedostępne, ale ściągające marzenia jak ogień ćmy – kwestia Czasu i esencji zanim niektóre z nich przejdą z błękitu w czerwień, urzeczywistnią się. Są jednak miejsca prawdziwie odizolowane, całkowicie bezpieczne – i jednocześnie całkowicie nieznane. Żadnych legend, pogłosek, widoków, obrazów czy wizji – szary człowiek może przyjąć fakt ich istnienia tylko na wiarę; cień cienia, ulotna hipoteza, nie ma czego się uchwycić.
Oto takie miejsce; tarasy i wieże z promieni słonecznych; ich ostrość łagodzi blask księżycowy. Gdzieś daleko, daleko w dole: ziemie Zachodu. Kobieta stoi na ślepym moście, wszędzie wokół pustka przestworzy, mówi do niewyraźnej twarzy formowanej co chwila na nowo ciemnymi prądami powietrza. „Panie, stało się tak, jak pragnąłeś...” na moment milknie. W strachu i niepewności ciągnie; „...ale o dwa dni za późno. Nie dwudziestego ósmego, ale trzydziestego...” Więcej nie ma do powiedzenia nic; teraz czeka w napięciu na nieprzewidywalną decyzję. Podjęła ryzyko, walczyła – a to już prawie koniec: absolutne zwycięstwo albo absolutna porażka będzie jej udziałem.

IV: (prolog) Kilka oderwanych obrazów:
Młody chłopak, siedzi przed ogniskiem, noc; ostrożnie rozwija jakiś pakunek i z nabożeństwem przygląda się szczątkom dwóch mieczy. Spogląda przed siebie – wie, że tam czekają góry – i podnosi wzrok wyżej, na gwiazdy – osoba do której biegną jego myśli nie widziała ich już od dawna.
Zabił kolejnego człowieka, ale jego krew nie przywróciła mu życia; próbował się zabić, ale to nic nie dało. Istota, która przywróciła go światu znikła, jednak nadzieja na jej odnalezienie pozostała. Wprowadzi ją wtedy na tą straszną księżycową ścieżkę między życiem a śmiercią, na tą przeklętą ścieżkę na którą go zesłała.
Odnalazła ślad bardzo szybko – siła nowych zmysłów ciągle ją zadziwia – miejsce gdzie wyrzuciło go morze. Był na skraju śmierci i wtedy stało się coś niepokojącego; jakaś siła nad nim zwyciężyła... Potem ktoś wziął go pod opiekę; stara kobieta, tak stara, że wolała od niej królika. Później w głąb lasów, świeżym tropem – nagle się urywa. Coś staje na przeszkodzie; niewidoczna, ciężka wola... Ale ona się nie podda, odnajdzie to, czego szuka...
Przeczuwała, że stało się coś złego, jeszcze zanim pojawiła się ta kobieta. Jej niewiarygodne słowa zmieniły wrażenie w pewność; było też w niej coś budzącego zaufanie. Mówiła, że opiekowała się nim jakiś czas temu, a później widziała jak go schwytano. Po tej rozmowie nie traci więcej czasu, choć umiera z przerażenia i bezradności, szykuje dzieci do drogi, do ucieczki w jedyne bezpieczne miejsce.
Dążenia tych wszystkich istot zostaną niedługo przerwane, na ich losach zaciskają się już niewidoczna jeszcze palce Suraim Zallaina...

V: (prolog) Drapieżnicy. Uczeni twierdzą, że istoty składają z ciała i umysłu – połączonych przez duszę. Jeśli jednak nas wszystkich tworzy to samo, jak wytłumaczyć podział na drapieżników i ofiary? Jaka cecha leży u jego źródeł? Drapieżnicy polujący na ciało – nienasyceni Książęta Krwi z Ro Gamblai; tacy, co polują na umysł – inercjałowie porażający bezwładem myśli wolę swych ofiar; oraz ci, którzy polują na dusze – szlahcice z na wpół zapomnianej Stygii. Jest jednak jeszcze jeden rodzaj drapieżników.
Na pustyni pyłu, pod bezsłonecznym niebem cztery postacie – tylko na pozór umarłe – śpią głęboko, kaszląc co pewien czas; szum wiatru zagłusza ich charkotliwe oddechy. Straszliwie wychudzeni; skołtunione włosy, okryci łachmanami – ale jedynie na pierwszy rzut oka nic ich nie różni. Pierwszy ma dół twarzy owinięty zetlałą chustą, spod szmat prześwituje blacha zbroi; jedno oko-nie-oko otwarte, jednolicie białe, wbite w przestrzeń, z kącika wolno płyną czarne łzy. Postać drugiego skrywa obszerna szata, kaptur na głowie, widać twarz napiętą nawet teraz, w śnie; zapadnięte oczodoły, nastroszone pyłem broda i wąsy – raczej stalowa szczecina – skrywają pobliźnione policzki. Trzeci leży skulony, z jego wyniszczonej postaci nawet teraz emanuje spokój; w zakurzonej, dzikiej czuprynie nikt nie dopatrzyłby się nawet wspomnienia dawnej, starannej fryzury. Czwarta jest kobieta – jej ciało w dziwaczny sposób jeszcze bardziej kruche od reszty – to brak ręki. Szerokie, spękane usta otwierają się jak rana w pobrużdżonej oparzeliną twarzy.
Nad nimi czworo drapieżników, czekających – polują na ciało, umysł i duszę, całą istotę. Czują; ich ofiary, choć zupełnie teraz bezradne, są w jakiś sposób niepełne – będą więc czekać, czekać na początek łowów, ich koniec...

VI: Wojna, wieczna wojna, ciągła wojna. Nie wie już ilu zostało za nim, nie myśli ilu jest przed nim; nie nuży go brak snu, zmęczenie nie ma wpływu na skuteczność działania. Nie pamięta swojego imienia, granicy swoich możliwości, ani tego, że jest rycerzem. Jest tylko cel który zostanie osiągnięty, nic nie zdoła go zatrzymać. Zatrzymuje się. Widzi te same osoby, które powierzyły mu misję – stoją teraz przed nim. Zdziwienie. Moment później koń pod nim umiera; ziemia leci mu na spotkanie, ale zanim jej dotyka, całe jego ciało jakby eksploduje, tarci nad nim władzę. Zdrada?! Nie czuje bólu, ostatnie spojrzenie pada na latarnię. Ognia – nie - ma.
Przyglądają się mu krótką chwilę. Ciekawe czy zdążył poczuć rozpacz... a może nawet bezradny gniew? Raczej niewiele więcej; istnieje przecież jakaś granica tego wszystkiego, a on ją właśnie przekroczył. Oni jednak zaszli jeszcze dalej i bynajmniej nie zamierzają się zatrzymywać. Ruszają prosto, w dalszą drogę.

VII: Nieważne, kim byli jego przodkowie, kim byli jego krewni, w jakiej krainie przyszedł na świat, nieważne czy jako dziecko żył w dostatkach, czy przymierał głodem. Nieważne jak wyglądał; te wszystkie sprawy są nieistotne. Pojawił się w Maddox na początku Trzeciej Ery; wróg, który niewolił ten kraj przez cztery stulecia został właśnie pokonany, wyparty przez najwspanialszego ze wszystkich bohaterów. Linia wojny przesunęła się poza granice „odrodzonego” królestwa – ale jego mieszkańcy ciągle ginęli; umierało ich więcej niż podczas niedawnych zmagań. Głód, zarazy, spustoszenia, grabieże, upodlenie, bestialstwo – sprawiły, że życie straciło jakąkolwiek wartość. Na pogorzelisku, ruinie – nie fundamentach – Maddox tylko naga siła i brak litości mogły dać przetrwanie. Nigdy tak nie nazwana, ta nowa wojna zaczęła przybierać na sile, grożąc zniweczeniem wszelkich nadziei. I wtedy pojawił się on. Człowiek o nieludzkiej charyzmie, ogarnięty wewnętrznym ogniem swego fanatyzmu, z niewzruszoną wiarą w słuszność swej idei. Niewiele czasu minęło, a przemierzał kraj otoczony chmarą najgorszych wyrzutków, szaleńców, największych nędzarzy; wszędzie, gdzie się pojawił pęczniały tłumy, żadne jego słowo nie upadało na ziemię, życie każdego, kto go słyszał zaczynało się zmieniać; ci którzy z nim rozmawiali stawali się gorliwymi wyznawcami jego prawdy. Gdyby chciał mógłby zdobyć, otrzymać jeszcze większą władzę, żyć bez trosk w szczęściu i bogactwie – niekoniecznie w zniszczonym Maddox. Dla niego jednak wszystko – prócz jednego - było pyłem. Jego imię jest nieznane. Jego nauka głosiła, że życie jest najwyższą wartością. Jego jedynym dzieckiem jest Zakon Suraim Zallaina.

VIII: -

IX: (prolog) Ten bezimienny człowiek... Sposób w jaki przyczynił się do założenia jednego z najpotężniejszych cechów Turblanda pozostaje właściwie tajemnicą. Co sprawiło, że zaczęły się mnożyć nadania ziemskie, posypało się złoto, pojawili się odpowiedni ludzie, powstała wydajna i skuteczna organizacja? Kto sprzągł to wszystko z kultem Suere, prowadził dysputy z jej kapłanami, negocjował i ustalał warunki, dyscyplinę nowego zakonu z Hierarchami już istniejących? I skąd wziął się ten rozpęd, szybkość z jaką Słudzy rozprzestrzenili się na tak wiele krain Turblanda? Każdy odpowie, że za tym wszystkim stał ten jeden fanatyk, jego straszna charyzma – ale prawda jest trochę inna. U prapoczątków Zakonu leżą dwie rozmowy, dwie rozmowy które „bezimienny” odbył z pewną elfką – o której wiadomo jeszcze mniej niż o nim. Pierwsza rozmowa miała miejsce w początkach jego działalności i jej oferta została z pogardą odrzucona. Minęło jednak trochę czasu... Ognie wojny zostały uśmierzone, opanowano anarchię, przywrócono względną jasnomagię. Maddox rzeczywiście zaczęło się odradzać, wręcz rozkwitać pod egidą swojego herosa, wielokrotnego zbawcy,`Dindigula.
Liczba zwolenników „bezimiennego” stopniowo maleje; ludzie potrafią już znaleźć inne, wygodniejsze sprawy na których mogą się oprzeć. W nowym, bezpiecznym świecie jego żelazne poglądy są zbyt ostre, godzą w odwieczne zwyczaje. Umocniona władza bierze w opiekę swoich obywateli, tak że przeważająca większość na polu tego fanatyka nie ma już o co walczyć – jej byt jest zapewniony. Dawne wartości wróciły na swoje trony. I oto ten człowiek stał się niepotrzebny i – bezsilny. Tym razem to on zainicjował spotkanie; zgodził się na oba warunki jakie postawiła elfka. W zamian za wsparcie swej słabnącej idei, krzewienie i forsowanie jej w skali Kontynentu - zgodził się aby karą dla tych, co niosą śmierć żywym było wygnanie, bez możliwości odpokutowania win, do piekła bez powrotu – do Degar Endar, Złych Ziem na Martwym Bezkresie. Drugi warunek stanowiła...

X: (prolog) historia Ra'id'a Muta'al'a (> Materiały...).

XI: (prolog) dłuuuuugie przypomnienie wszystkiego. (epilog)

XII: -

Teraz jestem delikatnie mówiąc zakłopotany, bo mam dziurę między tym co jest w punkcie XI, a początkiem Dziennika Alexa

Sesje u Kachy w kanciapie chyba można potraktować jako jedną długą sesję (Nr XII), wrzucę tu jeszcze update Kaczora wysłany po "Biwaku" i poprawie plan sesji, do tego dojdzie jeszcze poprawiony Dziennik Alexa
Wszystko się zmienia, ale w gruncie rzeczy pozostaje takie samo...

mysterio

  • czytacze
  • Sr. Member
  • *
  • Wiadomości: 416
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Sesje Górników - rozpiska Kaczora - Prologi/Epilogi
« Odpowiedź #1 dnia: Wrzesień 26, 2008, 07:50:58 pm »
Wasz obecny wygląd i ogólny stan:
Nie sposób powiedzieć kiedy dokładnie zaszły jakie zmiany. Wiecie, jak wyglądaliście przed Wygnaniem i później, w okolicach pierwszego starcia z istotami Ogrodu (V sesja, preludia). Teraz to już przeszłość, świat Bezkresu oddziałuje na was coraz silniej. Wyglądacie dosłownie jak szkielety na które naciągnięto skóry; wasze ciała kurczą się, ubywa wam wzrostu – jesteście niżsi już o jakieś 5-10 centymetrów. Gubicie włosy, a raczej to, co z nich zostało; wystarczy że przeciągniecie po tym ręką a warstwa pyłu odpada, odsłaniając gołą skórę – tak samo na twarzy (najlepiej trzymają się włosy Landona; zostało ci ich parę centymetrów długości na całej głowie; ciągle masz brwi i rzęsy). Powoli zaczynają się przekształcać rysy twarzy; powieki ciążą ku sobie, być może będą się zrastać – już teraz patrzycie na otoczenie przez wąskie szparki, mrużenie oczu jest mechaniczne. Podobnie dzieje się z nosami i ustami (szczególnie u Dżailah; bynajmniej nie sięgają już od policzka do policzka). Zmienia się też skóra; pył, który wcześniej tylko na niej osiadał, teraz zdaje się wrastać, nie można go już usuwać, próby wywołują ból (dotyczy to praktycznie całych ciał – pomimo ubrań itp., itd.; najwyżej gdzieniegdzie rzecz się dopiero zaczęła – tak czy inaczej wszyscy straciliście już „stare skóry”). Jak zapewne się już domyślacie, zaczynacie wyglądać jak „pyłowi ludzie”. (Te wszystkie sprawy Alexa dotyczą na razie tylko częściowo; cały proces został cofnięty przez „Alexena”; ważne jest jednak, że przywrócił on jedynie formę twojego ciała, nie jego siły. Jest to coś w rodzaju pustej skorupy, brak wypełnienia w postaci sił witalnych – można się domyślać, że niedługo będziesz wyglądał tak samo jak cała reszta).
Od dawna niczego nie wydalacie, chyba przestaliście się pocić, wasze oddechy są suche i gorące, nie ma w nich wilgoci. Siły fizyczne znajdują się na żałośnie niskim poziomie – pojawiło się jednak dziwne zjawisko. Każdy gwałtowny wysiłek momentalnie was wycieńcza (tak samo noszenie ciężarów!), ale jeśli działacie spokojnie, bez pośpiechu, miarowo (np.: idziecie), możecie prowadzić taką akcję znacznie dłużej niż w chwili wylądowania. Podobnie jest z pragnieniem: pijecie teraz zdecydowanie rzadziej i mniej, a woda zaczyna się stawać czymś przyjmowanym niechętnie, budzącym nawet odrazę (!) - chociaż dalej potrzebujecie jej do przeżycia. Jecie już prawie tyle co nic; niewiele wam trzeba do nasycenia głodu. Inną osobliwą sprawą jest stan waszych umysłów; chociaż ciała się rozpadają i degenerują, myśli stają się czyste, klarowne, wszystko postrzegacie znacznie jaśniej niż na początku. Ci, którzy się nad tym zastanawiali (chyba wszyscy, może za wyjątkiem Landona), mogą stwierdzić że przemiany którym podlegacie nie są naturalne, to znaczy wykraczają poza sprawy związane z energią. Teoretycznie wszyscy powinniście już dawno być martwi; przy życiu trzyma was wola walki i zemsty/ siła pragnień nastawionych na przetrwanie/ racjonalna gospodarka zasobami ciała i umysłu (dopasujcie sobie do postaci). Jest jeszcze inna możliwość, którą prawdopodobnie dostrzegli wszyscy – ci, którzy was tutaj trzymają, sztucznie przedłużają waszą egzystencję, wyciskając z was wszystko co tylko możecie im dać; zaskakująca jasność umysłów może być wstępem do nowych męczarni. Tak czy inaczej, wygląda na to, że energie waszych istot (na pewno energie Ciała) powoli zamieniają się w disops – co między innymi oznacza straszliwie zwiększoną podatność na magie naturalne (czyli energii) – także dla Pana Pierworodnego! - oraz poważne osłabienie wszelkich mocy opierających się na Ciele (krew Dżailah, nadaktywacja Maegora, cukiernictwo Landona, doskonalenie Alexa).
Wszystko się zmienia, ale w gruncie rzeczy pozostaje takie samo...

mysterio

  • czytacze
  • Sr. Member
  • *
  • Wiadomości: 416
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Sesje Górników - rozpiska Kaczora - Prologi/Epilogi
« Odpowiedź #2 dnia: Wrzesień 26, 2008, 08:14:35 pm »
SESJE GARAŻOWE

Ludzie z Głębokiej tajemnicy: Aquilon ktory zaczął formować “konstelację”; krasnolud, jedyny ocalały z innej grupy; wędrowali do miasta u stóp iglicy; znaleźli tam kamień z napisem nieznanym mu. Przeczytał go jeden z ich grupy; zaczął rosnąć w siły witalne, ale jednocześnie tracił pamięć, dziczał – być może stawał się loxorą? (lovoką Dziczy). Został zabity, a wtedy doszło do kolejnej walki o jego ciało – ostatecznie przetrwał tylko krasnolud, żywiąc się ciałami reszty. W mieście jest też zamknięta brama – za nią strażnik pilnujący drogi na kontynent. Władcy przez badim przekazaliby klucz do niej Górnikom pod warunkiem że zniszczą ludzi w Głębokiej – jeśli się nie zgodzą tamci dostaną tą samą ofertę (zabić będą musieli ich). Górniki się nie godzą. Jest też niziołkini, która leczyła Alexa i Landona (magia nie znana), oraz jakiś bob, prawdopodobnie wladający skałami, ziemią – słyszeli tylko głos. Na szczycie iglicy mieszka Łowca.

I: odsłania się piękno MB (Chopin); zawracają w stronę gór (coś im się wcześniej pomyliło); wyczuwają jakąś istotę (Dżailah słyszy serce i czuje krew); przemieszcza się; Maegor ożywia wodę w swoim ciele po raz pierwszy; biegnie w stronę gór (gdzie jest jej więcej); Dzailah za nim; Landon nie nadąża. Alex probuje mu pomóc, starcie, robi się nieprzyjemnie. Alex wyczuwa echolokacją że są cztery istoty, stoją, schodzą się nad jakiś szyb kilkanaście metrów pod powierzchnią – w nim zapewne znikają. Maegor wyłącza wodę – zabiłby się gdyby dalej to ciągnął (Dżailah mogła się z nią porozumiewać). Postój. Landon śni o Tłirlipucie; pogrążony w czerni słyszy jego głos, T. wychodzi z cienia – okazuje się że wygląda jak Albiończyk. Proponuje ratunek w zamian za perły. Dżailah wie że dzieje się z nim coś złego; woła go głosem Bianki – Landon ucieka. W stronę gór i wzdłuż nich. Ostroga; są wykończeni, szczególnie Landon ktory nie chciał pomocy. Na ostrodze szkielet – Dżailah wyczuwa jego witalność, jakby zakrzepła krew - włazi tam – próbuje zlizać krew z koście – udaje się (= wzrost sił). Wciąga wszystkich do góry. Jest tu jaskinia, grota w ktorej znajduje się dziura przez którą można zajrzeć na kontynent, przy próbie jej poszerzenia/ przedostania się ginie człowiek z Dworow (jego szkielet, uslyszeli o nim od Wygnańców z Głębokiej Tajemnicy). Patrzą w dziurę. Karczma, gdzieś zimą; ludzie: człowiek o brązowych, długich włosach w skórzanym pancerzu (gość/ miejscowy); pada imię Dergast; jakiś inny bob wielki, dziki I zarośnięty. Próby: łuska kagi wpada, lina i papier nie, głos jest ledwo słyszalny (ludzie mają wrażenie że pada z góry). Szukają też na zewnątrz karczmy, jakiś dziad zaczyna opowiadać o Anarvianie [i yglingach]. Maegor pisze list ręką Landona (ich imiona, szczegóły o Maegorze, nagrodach które da, opis tego połączenia między dwoma miejscami), razem z pierścieniem Maegora wrzucają go do dziury (czy przeszedł?). Niebo fioletowieje; chmury nabiegają tą barwą; wyłażą z jaskini i na dół. Włażą do jakiejś groty, skanowanej przez Alexa; chcą przeczekać. Na zewnątrz coś rośnie; nagle oberwanie, łomot, jakby jakaś masa spadła na wejście. Zmysły Alexa (echo.) nic nie wykrywają. Rozbłysk światła – widzą wlewającą się jakby masę tłustego cielska. Chaos. Uciekają w tunele. W końcu przyskrzynieni w ślepym tunelu przez masę mięsa – Maegor rzuca się na nią z płonącymi dłońmi. Ta znika. Konieczny odpoczynek; koło tunelu za grubą ścianą jest pionowy szyb, budzi złe przeczucia. Maegor ma sen: wznosi się w górę, przenika fiolet; widzi morze – na nim statek w lśniącej sferze. Statek zawraca; M. wysyła do niego wiadomośc-nadzieję (ptak pragnień) i nurkuje aby przebić dla nich fiolet – roztrzaskuje się (zwyciężył/ przegrał?). Budzi się. Przenoszą się do jaskini, widać zerwany strop, ślad przejścia masy cielska. Dżailah na warcie, głos Tłirliputa. W zamian za perły które odbierzesz Landonowi on cię wydostanie. Oferta odrzucona. Tłirliput grozi Trzecim, wiadomo że również się go obawia. Maegor ponownie zasypia,

II Maegor przed wysokim tronem, na nim anielska istota ze skrzydłami. Gniew, pogarda, Maegor patrzy jej w twarz, jeszcze większy gniew; za karę nie będzie mógł zasnąć – nie będzie mógł wejść do Sanktuarium (jej zamiarem było zerwanie kręgu). Wyjście, powrót przez jaskinie, tuż przed wyjściem coś masakruje Alexowi twarz. W pobliżu wyszukują kolejną jaskinię dla odpoczynku. Landon zabezpiecza. Wchodza do Sanktuarium, Maegor zachowuje podwójną świadomość. Okazuje się że zaśnięcie jest konieczne żeby dostać się do koinosu, ale nie do Sanktuarium. Przyzywają duszę chłopaka z widzianej Karczmy, Maegor ładuje w niego wiadomości o was, ma znaleźc jakiegoś potężnego gościa, opowiedzieć mu o tym i jako dowód prawdziwości swoich słów powtórzyć że magia dziwkarska działa na opak. Włażą do wspomnień Alexa który otwiera ich część. Pierwsze spotkanie z Hac'rą na balu, Hacry nie wzywają (jest córką arkanona, więc jest chroniona). Namierzają jej ukrytego ochroniarza, ale też go nie wzywają. Pomysł żeby wezwać żonę Alexa. Wspomnienie przyjazdu Hacry do posiadłości Alexa, przed kominkiem Alex, Ken, Hac'ra, Jen. Wezwanie Jen. Jen szalona, nie można się z nią porozumieć. Alex przypomina sobie, że Suraim Zalaina mogą też dosięgnąc bliskich wygnańców, gnębią ich snami o MB i skazanych. Wezwanie straznika domu Alexa, Riatto. Wg niego obecnie jest 1048; w 1027 upadł Ossenthar, w 1029 Halrua, a w 1032 zgasło Słońce. W 1027 zginął syn Alexa, w 1005 Suraim Zalaina zabrali Jen, Cavia zniknęła przed tym rokiem, Mandalay niedlugo później. Poniewaz Halrua już nie istnieje Riatto nie może wyruszyć do Hac'ry. Wezwanie pokojówki z Albionu, która przynosiła farby na lekcje rysunku Landona i Bianki (błękitna). Rok w którym się znajdowała 998 (bardzo niedobrze). Oczywiście nie znała jeszcze wtedy Landona. W między czasie Maegor widzi że na Prawdziwej Ziemi przed wejściem staje Ogród-Alex, porusza się i Ogród ucieka, Górniki wracają na chwilę z Sanktuarium. Po wszytkich przyzwaniach wracaja z Sanktuarium na dobre i wyczuwają coś przed jednym z wejść.

III Pojawia się Uther Marnotrawny. Częstuje was chlebem i winem, tylko w ustach Dżailah jest to wino z ogrodów Ordenu, pozostali nie czują smaku. Narasta podejrzenie że Uther to Trzeci. Nastawienie Uthera zmiania się, staje się bardziej wrogi, Maegor zbiera całą siłę. Zabija Uther skupionym ogniem, traci przytomność. Kiedy ją odzyskuje jest ślepy I pozbawiony siły woli. Wszystko co przeżył zwala się na niego od nowa, pomoc Górników. Górnicy wchodzą do Sanktuarium, Maegor nie jest w kręgu, ale jest widoczny na jego ścianach. Ściagacie go do was. Nie ma sensu pisać co się dokładnie działo, takich stanardowych akcji macie na pęczki, w ten sposób improwizować możecie zawsze. Tak się wyrobiliście. W tym momencie powrót I Ogród. Wszyscy związani i unieruchomiani w kokoanch macek. Dzailah i Landon walczą, Maegor I Alex wyciągani na zewnątrz przez... Dżailah i Landona. Przeszli przez zapory Landona. W pobliżu peknięcie w powierzchni, w dziurze wielki kwiat roślionstwór czekający na nich. Walka. Alex wrzucony do dziry, zdążył wypalić z vi prosto w roślinę która go wchłaniała. Druga Dżailah chyba wskoczyła za nim. Landon pokonuje drugiego Landona który ciągnął Maegora (rozwalił mu twarz). Landon wrzuca jad do dziury. Nie widać już rośliny. Dżailah odkorkowuje wino, w szyjce widać oko, wrzuca je do dziury. Za nią Tłirliput (Kaczor: zwracam uwagę na wielką ilość sukcesów które uzyskał w teście, w którego następstwie pojawił się za Dżailah). Dżailah wgryza mu się w twarz, on obrywa jej ręce i wkopuje ją do dziury. Maegor wali z ognia do Tłirliputa. Tłirliput doskakuje i miażdzy mu plecy, Landon maskaruje mu twarz, ale jest bezradny. Pojawia się Ogród Alex i Dzailah. Landon traci przytomność. Do akcji wchodzi Xer z Axtu. Trafił w podziemia aby zahartować się. Hartowany przez jakąś oragniczną istotę nagle zostaje porzucony. W jaskini w której się odnajduje leżą Górnicy. Pierwsze trudności z porozumieniem. Wedrówka przez tunele w stronę szybu z wodą. Docieraja do niej, picie z uda Maegora. Xer dostarcza Landonowi okruch lodu odłupany z góry szybu. Ruszają dalej. Alex doznaje echolokacyjnego szoku. Alex, Dżailah, Maegor wyczuwają stwora; przygotowania do bitwy. Landon przebity (dłoń, klata). Xern osłania Maegora przed kolejnym atakiem, opancerza go, razem atakuja, stwór próbuje się wycofać, ale są zbyt szybcy. Maegor dostaje kolcami w klatę w miejsca nieosłonięte. Xer tnie kolce stwora, rani go mackami, Maegor rozrywa mu korpus, wpuszcza rzekę ognia. Dżailah pomaga Landonowi I Maegorowi, Xern dostał ranę w nogi, zaczyna żarcie, wszyscy zaczynamy żarcie. Wrzask Maegora, jest martwy, bije tylko serce z krwią Dżailah. Zaczyna się Bardzo Gruba Sprawa. Próbujecie wejśc do Sanktuarium, nie możecie. Nagle coś (być może wysiłek Alexa) przełamuje barierę. Dzailah i Landon, każde w osobnym Sanktuarium, bez studni. Alax nie jest w stanie dostać się do sanktuarium, na ścianach widac dusze Alexa, Xera i Maegora, siebie nawzajem widzą jakby przez okna. Landon nie jest w stanie zdecydować sie na próbę otwarcia studni. Robi to Dżailah. Wyrywa studnie, dłonie zniszczone, ściąga Landona do swojego Sanktuarium. Dżailah hadimem i jahidem jednocześnie. Wzywa Maegora do studni. Próba wydarcia go na zewnątrz. Siega po niego Landon, Dżailah tzryma go za nogi. Obraz: Maegor ucieka w stronę Landona ścigany przez ludzi których mordował. Obraz drugi: pożar otaczający wszystko, Maegor wyrywa się w stronę Landona, ale płomienie otaczają go nadal. Obraz trzeci: siedem śmierci wczepiających się w ciało Maegora. Widzą Landona I Dżailah nie wspominając o Maegorze (zielone oczy). Wyrywamy Maegora, Dzailah zatrzaskuje za nim studnię. Maegor wraca do kręgu, krąg przestaje zużywać energię. Landon otwiera wspomnienia walki ze śmercią wcieloną (nie ma tam motywu tych zielonych oczu). Uświadamiamy sobie, że śmierci powinny zjawić sie po kolei a nie wszystkie naraz. Powrót, Maegor w martwym ciele. Natychmiastowa konserwacja. Nie oddycha, serce nie bije, brak czucia, węchu smaku, bólu, zmęczenia. Martwe ciało z dusza poruszane przez wolę, obrzydliwa twarz. Opatrywanie. Pochodnie z odnóży pokonanego wroga, smarowidło stworzone przez Landona. Xer po raz pierwszy w świetle. Dalsza droga, Xser porusza Dzailah. Odpoczynek. Dżailah i Maegor do Sanktuarium, Dżailah otwiera basit na Błękit, studnia nabiera błękitnej barwy.

IV: Czarny, starożytny las; wielkie gruzłowate drzewa; oliwkowe, mięsiste liście; żyzna, grząska ziemia. Noc. Maegor wyczuwa oczekiwanie świadomego lasu; na niebo wciągany jest księżyc przez poczet reniferów – mniejszy niż na ziemi. W ich stronę, do Dżailah, coś zmierza – wyskakuje nad drzewa, jeszcze daleko od nich – jakby wilkołak o sześciu łapach, zdeformowanej głowie. Odnośnie wyglądu: ich ciała wyglądają jak dwuwymiarowe plamy kolorów (kropki oczu, kształty ust); same kolory przeniesione na dwuwymiarową powierzchnię. Nie czują ciężaru swoich ciał; skacza na księżyc; Dżailah pomaga Maegorowi, przechwytuje go w powietrzu. Księżyc powiększa się znacznie, ląduja na nim – tamta istota wydziera się, ale nie jest w stanie za nimi nadążyć. Księżyc ma białą szeroką i miękką trawę (o szerokich  wysokich źdźbłach); woda to płynny, złocisty miód, jeziora i rzeki. Gdy z nich pijecie stajecie się materialniejsi i Maegor odkrywa w sobie natchnienie poety. Śpiewa; nagle odkrywa że razem z nim śpiewa młody chłopak, Albiończyk: wielka perła na czole, dwa ciągi mniejszych schodzą na skronie, na piersi, na ramionach. Jest to Alantar, kapitan statku na którym płynie uratować Gorników – mówicie mu że jest was pięciu; mówi o błękicie który wam wysłał – teraz wyśle kolejny dla Maegora – wojsko które pozwoli wam dotrwać do chwili aż przypłyną. Prosił żeby przekazać Landonowi że Bianka go kocha. Powrót. Wstrząsy; Błękitne Kaptury przebijają się do Górników; wielka dziura; Maegor z resztą magów do walki; Xser jego pancerzem; Tandamer osłania Górników na szczycie góry. W między czasie pojawia się ściana dymu spływająca z chmur – w niej formuje się fioletowa bestia – magowie próbują ją powstrzymać.. Z trudem zadają jej rany. Landon barwi chmury, wzywa kule barw; Alex dostrzega jej krystaliczną (?) strukturę. Dżailah z Landonem do Sanktuarium; ogladaja Ametystowe Góry – mają pietra. Landon maluje komnatę w błękicie z jabłkiem, lustrem i grzebieniem; jabko w usta, Dżailah bierze resztę – na prawdziwą ziemię dociera tylko japko (rzeczy z bajek). Próba ściągnięcia fletu filigranowego (nieudana). Na prawdziwą ziemię. Pojawia się Maegor, jegoludzie bezskutecznie starają się powstrzymać fioleta. Dżailah ucieka z japkiem po czym odwraca się i ciska je w stwora – japko zmienia się w górę ktora rośnie i przygniata stwora (Dżailah nie miała sprawnych dłoni ale na tym etapie w czerwień przepłynęło już bardzo wiele anarchei ze statku – być może). Nad ich głowami otwiera się morze i statek przechyla się na krawędzi horyzontu; wpadacie w białe światło, Xser chce do domu; są w morzu, słone fale – a w następnej chwili na tarasie nad ogrodem. Horyzont ograniczony perłową masą.
Na statku: Wygląd: jak w koinosie, oprócz Xera który ma swój normalny kształt. Pojawia się Alantar, starsza wersja tamtego. Opisuje w zarysie wielką akcję zwieńczoną ta chwilą. Po ucieczce Landona Bianka pogrążyła się w fantazjach, wyobrażeniach. Gdzieś w Błekicie odnalazł ją statek, istota tego statku. Siła jej pragnień przyciągnęła również Alantara, ale chodziło głównie o sam statek, możliwość dowodzenia nim. Zaczęły się pierwsze przygotowania do podróży. W 1003 roku dotarło wezwanie z Diamentowej Komnaty (także do Halrua), wtedy do sprawy włącza się Navrail Nameryda (kiedy Rzezie widzieli go w Agran nie zauważyli szafirów, zapewne ukrytych iluzją – bezpieczeństwo). Navrail jest ambitny I żądny władzy, po zakończeniu wyprawy prawdopodobnie otrzyma statek, wydaje się że jego najgłębszym pragnieniem jest  połączenie się rodem Bianko Margerid, zmieszanie krystobalitów. Przygotowania nabieraja rozpędu. W 1011 roku akcja wydobycia wiedzy o polożeniu Górników Landona i Alexa. Wyprawa do Gór Szronu do ukrytej twierdzy Suraim Zalaina, zaplanowana w taki sposób aby minimalnie wyprzedzić inną wyprawę, syna Alexa razem z Mścicielem. Wyprawa dociera do komnaty wyłozonej spiżowymi tablicami z imionami tych którzy zostali wygnani. Na nich sa także współrzędne miejsca wygnania oraz – co dziwne – 'malowane słowo' świadczące o niewinności. Tablic nie wykradziono ale skopiowano współrzędne. Rozpoczyna się podróż (1014). Pierwszy przystanek Aratha, ominięta w nieznany sposób. Zamurowanie statku u ludu który postawił też mur dookoła Arathy (ochrona przed śmiercią). W czasie drogi dowiadują się o Dżailah I godza się z kniecznościa jej wyzwolenia, dowiadują się tego od różnych istot które spotykają na wielu horyzontach. Po drodze napotykają tez na odbicia prawdziwej ziemi, dowiadują się że Bianka ma problem, widzą Wschód pustoszony wojną, Maegora, który powrócił z MB z jakimś Heliodorem. Na innych horyzontach ta wojna ogarnia  znacznie większe obszary. Niemal przed samym Dager Endar dowiadują się że Maegor jest z Górnikami. W drodze nie widzieli żadnego błękitnego cienia pozostałych Górników; ich wygnanie było absolutne. Oprócz Alantarów z załodze jest Dimbah, mistrz tatuażu z Almutu, Hezoh z Vertyki i trzecia nieznana osoba w jakiś sposób związana z Alexem. Pojawia się kolejna wersja Alantara; najstarszy z nich mówi o tym że moc Ver'car może wniknąc na statek ale nikomu fizycznie nie może zaszkodzić. Jest to próba utrzymania więzi. Najlepiej byłoby gdybyście to ignorowali. Spotkanie z Dimbahem, gadka szmatka o Almucie, pierwsze tatuaże, podejrzana reakcja na krew (i jej brak u M), odkrycie drugiego serca. Jedzenie (głowa tanelfa). Maegor do swojego pokoju, zaatakowany przez dwie śmierci. Xer w więzach albiońskiego luksusu zasypia na suficie. Alex, Landon i Dżailah w ogrodzie widza Ogród. Pojawia się wezwany kapitan który rzuca się na Dżailah. Pojawia się znowu kapitan, tym razem prawdziwy. Mówi co stało się z Maegorem i prowadzi do błękitnej tuby. Próbujemy wejść do Sanktuarium ale Alantar  ściąga nas z powrotem. Do pokoju. Pierwsza próba, otwiera się korytarz z jednymi drzwiami po lewej i jednymi na końcu. Druga próba, pokój gościnny Alexa. Zza drzwi do bawialni dobiega głos, ktoś go woła. Grają w karty. Maegor budzi się, rozmawia ze starym. Dostaje swobodę używania badimskich mocy i wszelkich środków których potrzebuje aby się obronić. Przychodzi do pokoju Alexa. Przypomina sobie o śmierciach, wzywa starego Alantara, mówi mu (chaotycznie) co jest grane, stary Alantar opowiada o Aracie. Być może dlatego zjawiły się dwie że statek jest częściowo zamurowany. Wchodzimy do Sanktuarium (Alex nie może). Maegor proponuje przyzwanie Kornelii (zapytać o śmierci). Wezwanie Kornelii, jest ahmarem. Okazuje się że Kornelia to Dimbah i jest niezadowolona że Maegor ją odkrył. Wracamy z Sanktuarium i wołamy kapitana, ten się nie zjawia. Pukanie do drzwi, wchodzi Dimbah i zachowuje się całkowicie naturalnie. Być może raz mowi o sobie jako kobiecie, może jakieś niejasne aluzje, nikt nie jest pewien o co chodzi, chaotyczne stwierdzenia Maegora wzbudzają jego zakłopotanie. Dochodzi do tego że tatuuje Landona i Alexa, który chce mieć widoczne tatuaże. Wychodzi, udaje się wezwać kapitana, młody wymoczkowy Alantar. Mówi że Kornelia w Dimbahu może być złudzeniem wywołanym przez Ver'car, które mogą wpłynąć nawet na poziom Sanktuarium. Mimo wątpliwości obiecuje że przyjrzy się Dimbahowi pod tym kątem. Wspomniał o tym że było kilka prób wdarcia się na statek już na prawdziwej ziemi, z najpoważniejszą rozprawił się Dimbah. Narada. Zjawia się główny Alantar, mówi o chronolinii (wrócimy w 1027 roku). Głos zza drzwi bawialni, pyta Alantara dlaczego zabrał ją na statek skoro nie chce jej wypuścić do nas. Orientujecie się że to czwarty pasażer. Kapitan tłumaczy że stało się z nią coś strasznego za sprawą Ver'car, tak długo jak efekty nie znikną musi pozostac w zamknięciu. Alex ciska się o imię. Idziemy do chronotrumien, kiedy wychodzimy statek już płynie. Alex postanawia się uzbroić I nauczyć Dżailah strzelać, dostaje zgodę kapitana, wchodzi do piwnicy, a stamtąd do schowka z bronią, gdzie spotyka siebie. Xer stacza się w tym czasie po schodach, Alex się wycofuje, drugi Alex za nim idzie I nagle wymawia imię czwartego pasażera:....!!!!/ fl;jgiluiod
Wszystko się zmienia, ale w gruncie rzeczy pozostaje takie samo...

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Sesje Górników - rozpiska Kaczora - Prologi/Epilogi
« Odpowiedź #3 dnia: Wrzesień 26, 2008, 11:28:23 pm »
ja mam tylko jedną uwagę - to Landona pierścień zlądował w dziurze z pismem o nas.