Autor Wątek: Wojny pierworodnych  (Przeczytany 183 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Wojny pierworodnych
« dnia: Listopad 30, 2008, 05:06:34 pm »
Wojny Pierworodnych: to ogół działań wojennych przeprowadzonych między Herdainami i Ver'kar, zwane wojnami – nie wojną ze względu na znaczne, dla ras śmiertelnych, różnice w czasie i dwie płaszczyzny starć – Turblandę i Dora'na'zar. Opiszę tylko działania jakie miały miejsce na Turblanda – świat Dora'na'zar rządzi się zupełnie innymi prawami i większość śmiertelnych nie zrozumie tego co tam zaszło. Nie znaczy to bynajmniej, że wojny w Dora'na'zar nie były istotne, wręcz przeciwnie. Każdy Herdain posiada swoje istnienie w obu tych płaszczyznach, i unicestwienie go tylko na jednej z nich jest niemożliwe. Musi to nastąpić symultaniczne. Ver'kar, rasa powstała w Dora'na'zar i sprowadzona przez Moce na Turblandę, posiada zdolność przemieszczania się między tymi światami. Następstwa tego są już oczywiste....
Podbój Bezkresu – powrót Ver'kar – w trzy lata po Dematuzanie na Turblanda pojawiła się rasa uznana za niemalże zgładzoną. Wypędzone z kontynentu, zajęły teren bezkresu maszerując z północy na południe. Aż do tego czasu nikt nie wiedział o ich odrodzeniu. Pierwsi zdali sobie z tego sprawę Herdainowie znajdujący się w malutkich placówkach położonych na północ od Kryształowej Twierdzy. Widząc zbliżające się armie wycofali się do Twierdzy i wysłali poselstwo na kontynent. Wkrótce twierdza została odcięta od Gór Stalowych i reszty Turblandy. Wojska Horrorów kontynuowały szybki marsz na południe, bezkres był niezwykle niebezpiecznym miejscem, zwłaszcza w czasach gdy niewiele o nim wiedziano.
[MG info: Horrory odrodziły się na Turblanda wraz z Dematuzanem, rytuał ten został celowo wypaczony przez Massal. Jest kilka wersji do wyboru: bezpośrednia ingerencja w rytuał; sprowadzenie koszmarów na sny Nuran odpowiedzialnych za rytuał, w efekcie znaczne osłabienie ich możliwości poprawnego przeprowadzenia rytuału. Vernari sprawuje kontrolę nad jednym z Nuran biorących udział w rytuale. Hmm choć wole udział Massal gdyż jak na najsilniejszy z rodów niewiele maja dokonań na swym koncie. Jasna sprawa; myśłe że ingerencja Massal w sny nuranów to najlepsze wyjście Dokładnie trzech spośród Rady Dziewięciu, ocalałych po Bitwie o Moonglade Moonglade > Gladma. Co ty na to?. Energia niszcząca Bezkres i tworząca Cienie posłużyła także do stworzenia cielesnych skorup będących odwzorowaniem ich odpowiedników z Dora'na'zar.   
Kolejnym faktem nie znanym śmiertelnikom jest specyfika pierwszych dwóch lat istnienia bezkresu – obecnie psychika i emocje Cieni nie są w stanie oddziaływać na materię tworzącą Turblanda, wtedy było inaczej. Cierpienie, szał, apatia, obłęd – wszystkie te emocje przelewały się bezlitośnie przez pustkowia, były na tyle silne by doprowadzić do szaleństwa zwykłego śmiertelnika wystawionego na stałe ich oddziaływanie. Posłużyły Horrorom jak prawdziwa kopalnia Tretanitu, nigdy w historii uprawianie kryształu nie było tak łatwe, wręcz banalne. Nie wiadomo czy Ver'kar od początku planowały taki rozwój wypadków,  czy tylko wykorzystały zaistniałe okoliczności. Wiadomo natomiast, że przez pierwsze dwa lata zajmowały się tylko uprawą Tretanitu, mutacjami i zwiększaniem swej liczebności. Następnie rozpoczęły marsz w kierunku Gór Stalowych. Nie miały najmniejszego zamiaru pozostawać na pustkowiach bezkresu, krainie jałowej, nieprzewidywalnej i niesamowicie niebezpiecznej.]   
Ver'kar wyznaczyły na tymczasowy pobyt tereny względnie spokojne – rzadko nawiedzane przez Cienie. W miejscach tych wzniosły w pośpiechu pasmo twierdz. Przebiega ono z zachodu na wschód omijając łagodnym łukiem tereny Nuran. Twierdze były oddalone od siebie o około dobę marszu, dając schronienie i poczucie bezpieczeństwa przemierzającym pustkowia. Dla Ver'kar te miejsca były „jasnomagiczne". Obecnie pozostałości twierdz nie są zamieszkałe.   
Oblężenie Shak'gora – ani razu nie próbowano szturmować twierdzy, oddziały Ver'kar okopały się w pobliżu i pilnowały by nikt nie mógł opuścić Twierdzy. Zamierzały złamać Herdainów głodem lub, co było bardziej prawdopodobne, odczekać aż nieustępliwa rasa wymrze z głodu. Dokładniejszy opis tych wydarzeń znajduje się w części przeznaczonej dla Kryształowej Twierdzy.   
Obrona Gór Stalowych – Informacja o zbliżającym się zagrożeniu dotarła do Herdańskich miast. Sprawy zaginięć i niewytłumaczalnych zdarzeń w Dora'na'zar przestały kogokolwiek dziwić. Dziwiło co innego. W czasach gdy tak próbowano ich unicestwić, Pierworodni rozpoczęli wojnę między sobą. Herdainowie nie byli bardzo zaskoczeni, znali dobrze naturę Ver'kar, mimo to przyczyny ataku były niezrozumiałe i jest tak po dziś dzień.   
Zgromadzili swoje armie i rozpoczęli przygotowania do obrony z niespodziewanej strony, miejsca gdzie niegdyś istniał ocean... Do starć doszło na umocnionych fortyfikacjami pasmach Gór Stalowych. Armie Ver'kar były liczne, nie posiadały jednak pradawnych, najwidoczniej zostali oni na wieki pogrzebani pod Moonglade. Herdainowie odparli pierwsze trzy fale zajadłych ataków z relatywnie małymi stratami. Zaczęła zbliżać się zima, gdy śniegi spadną na szczyty, Ver'kar zostaną odcięte od zaopatrzenia i z pewnością staną się mniej agresywne. Do tego czasu Herdainowie musieli wytrzymać. Kolejne fale ataków rozbijały się o nich jak o skałę. Wojska Horrorów były jednak nadal zbyt liczne by rozsądnym było zmierzyć się z nimi w otwartym polu, straty mogłyby okazać się zbyt dotkliwe. Przed paktem Mocy z Bogami mogliby na to pozwolić, teraz jednak osłabienie swych sił zbrojnych miałoby tragiczne konsekwencje. Horrorów należało pozbyć się w bardziej wyrafinowany i efektywny sposób... Nastała zima.    
Uderzenie z Shak'gora – Abdgarn Reshird, zbrojmistrz Kryształowej Twierdzy i jeden z najbardziej znanych Herdainskich dowódców długo przekonywał Kelrefarda. Po kilku godzinach dyskusji Mag, zwierzchnik Twierdzy, musiał przyznać rację swemu przyjacielowi. Plan był ryzykowny, nie niewykonalny. Bez względu na efekt należało się go podjąć, mógł bowiem szybko i skutecznie przechylić szalę zwycięstwa na ich korzyść. Podczas jednej z spektakularnych burz niemalże cała załoga opuściła twierdzę i ruszyła w stronę placówek Ver'kar. Ukryte wewnątrz małych fortów strażniczych, horrory nie spodziewały się ataku, przynajmniej nie podczas burzy, która mogła w każdej chwili zakończyć żywot nawet najsilniejszych istot. Gdy wzniesiono alarm, było już za późno. Herdainowie wdzierali się do fortów ze przerażającą determinacją, korzystając z powstałego chaosu i słabego przygotowania. Zanim ucichła burza ostatni fort został zdobyty. Podczas operacji więcej Herdainów zginęło z rąk rozszalałego żywiołu w drodze do fortów, niż podczas walk z oblegającymi oddziałami. Zwycięstwo było spektakularne, rywale zdecydowanie ich nie docenili pozostawiając tak nieliczną i słabo wyszkoloną załogę. Po krótkim odpoczynku i pochowaniu poległych Abdgarn zarządził wymarsz, grupa sześciuset wojowników i magów ruszyła na południe. Następnie rozdzieliła się na sześć oddziałów po stu ludzi i rozpoczęła polowanie na karawany z zaopatrzeniem. Przechwytywano nie tylko broń, środki lecznicze i komponenty do morderczych zaklęć, głównym celem był Tretanit. Pozbawiona go armia z pewnością szybko osłabnie i będzie musiała się wycofać. Ver'kar będące na północy musiały zdawać sobie sprawę z tego co się dzieje, kilka fortów głównej sieci handlowej zostało zniszczonych, dosłownie zrównanych z ziemią. Nie wysłano jednak wojsk, a przynajmniej Herdainowie ich nie zauważyli. Może nie dysponowali wystarczającymi siłami na północy?   
Czas uderzenia był dokładnie zaplanowany przez Reshirda, po stopnieniu śniegów armia oblegająca ich ojczyznę czekała na niezbędne zaopatrzenie, Herdainowie zmuszali ich przez całą zimę do walk w drobnych potyczkach. Nie spowodowało to jakichkolwiek strat, osłabiło jednak ich morale i ciało. Potrzebowali leków, uzupełnienia magicznego oręża, a przede wszystkim tretanitu, którego moc zużyli niemal kompletnie.
Żelazna Odsiecz – Osłabiona armia, miesiąc po stopnieniu śniegów, rozpoczęła wycofywać się w kierunku bezkresu. Herdańskie armie podążyły za nią, narzucając szybkie tempo, tym samym zmuszając Ver'kar do wyczerpującego marszu. Po miesiącu pościgu doszło do bitwy pod Trewone, niegdyś wyspy-miasta. Siły Horrorów zostały z łatwością rozbite, oddziały obdarzone dużą szybkością bądź możliwością lotu ratowały się ucieczką, pozostałe rozpaczliwie broniły się na stokach wzgórza. Po rzezi Herdainowie kontynuowali marsz w głąb bezkresu, ku Kryształowej Twierdzy, a następnie dalej, ku fortecom wroga, zdobywając z marszu jedną po drugiej. Zwycięstwo zdawało się być pewne.    
Podstęp, kontra Ver'kar – Trzy tygodnie marszu od twierdzy Kelrefarda, Herdainowie przemaszerowali przez ruiny podwodnej metropoli. Kierowali się na zachód, gdzie zgodnie z ich informacjami miała znajdować się główna twierdza Ver'kar. Po wyjściu z miasta dostrzegli na północnym horyzoncie kolejny fort agresorów. Był taki jak wszystkie poprzednie, słabo przygotowany, wzniesiony tylko po to by chronić przed szaleńczymi atakami Cieni. Po krótkim odpoczynku wydano rozkaz marszu w jej stronę, zanim zapadł zmrok wojska były gotowe do natarcia. Gdy rozpoczęli szturm po stromym zboczu cytadeli (Twierdze Ver'kar budowane są na innych zasadach, uwzględniających używanie magii bojowej i chroniących głównie przed jej działaniem) rozległy się uderzenia w bębny. Dobrze znali ten dźwięk, Ród Risgar'nir wydał sygnał do natarcia. Ziemia zadrżała, a powietrze przeciął dziki wrzask wydobyty z tysiąca gardeł, z góry zbocza runęła armia. Armia, w której Większe horrory były jedynie mięsem armatnim, jej głównymi siłami byli Pradawni. Szczęk stali i dzikie krzyki niosły się przez martwe pustkowie. Dowódcy Herdainskich wojsk rozpoczęli ostrożnie cofać swoje wojska. Skoro Pradawni również się odrodzili... Należało spodziewać się wojsk pozostałych Rodów, to była zasadzka. Nie musieli długo czekać na potwierdzenie tych teorii. Zachodnie niebo rozjaśniało od ognistych kul, armie Bodlar'nir i Agaro'nir wyłaniały się zza wzniesień. Dzikie istoty z fortu usiłowały zajść ich od wschodu. Garn Saradorn sił Herdainskich nie musiał obracać się za siebie by wiedzieć czego spodziewać się ze strony południa, tam na pewno nie uda im się wycofać. Błyskawicznie przegrupował oddziały i przebił się na zachód. Podczas wyrąbywania drogi przez pochłonięte dzikim szałem istoty poinformowano go, że od południa zmierza w ich kierunku jakaś armia. Doskonale wiedział jaka, tylko Ród Ran'nir mógł błyskawicznie i po cichu zajść ich od tyłu gdy maszerowali ku twierdzy. Teraz zapewne będą usiłowali zablokować im drogę do ruin miasta. Narzucił większe tępo, straty nie były ważne, jeśli nie dojdą do miasta to nikt nie przeżyje.
Gdy dotarli do miasta było jasno jak w dzień, niebo jarzyło się wieloma barwami, istoty obdarzone magiczną mocą zmagały się ze sobą w, na swój sposób, pięknym i spektakularnym pojedynku. Ataki magiczne uderzyły z całą furią i zajadłością gdy dotarli do rynku miejskiego, a przynajmniej czegoś co mogło sprawować taką funkcję. Konwencjonalne wojska ruszyły na północ i  południe, otaczając miasto dużym łukiem. Zbyt dużym, coś było nie tak. Garan Saradorn nie miał czasu się nad tym zastanawiać, doskonale przeszkoleni magowie bitewni z trudem blokowali destrukcyjne moce Massal i pozostałych Horrorów, z pewnością spalali duże ilości ich przeklętego tratenitu by uzyskać taką moc. Trzeba było się szybko przebić przez miasto, wycofać i przegrupować na pobliskich wzgórzach. Maszerowali, a właściwie biegli. Z nieba co chwila spadały ogniste kule, czasami wręcz meteory, które przedarły się przez zastawioną na nie magiczną sieć. Nagle jeden krzyk przedarł się przez może wrzasków i eksplozji: „Cienie! ARMIA CIENI". Saradorn wiedział, że w nocy przedarcie się przez miasto będzie niebezpieczne. Wiedział, że nie obędzie się bez strat, słyszał wiele opisów potyczek z Ciemiami w ich zrujnowanych siedliskach, sam był nawet świadkiem jednej z nich. Nigdy jednak nie widział w nich tylu tych przeklętych istot. Z każdą chwilą było ich coraz więcej, ich sylwetki zaczęły się zlewać, przypominając morze. Morze podczas przypływu.    
Bitwa pod Akkaron zakończyła się rzezią. Ver'kar wykorzystały w niej swoją wiedzę o bezkresie i naturze istot cienia, dotkliwiej odczuwały stratę dużych ilości energii pochodzącej z tretanitu niż strat istot w swojej armii. Prawdziwej armii. Ale zwróćmy uwagę na to co zaszło podczas bitwy. Herdainowie zostali zmuszeni do wycofania się do miasta. Następnie rozpętała się bitwa z użyciem magii. Spalana energia zmieniała się w disops. Horrory odkryły podczas swego pobytu ścisły związek między nim, a aktywnością istot cienia. Mówiąc jaśniej, Cienie budzą się gdy wyczuwają znaczne ilości disopsu w swoim pobliżu. Disops powstały podczas bitwy doprowadził do rozbudzenia wszystkich mieszkańców miasta. Garan Saradorn, tak jak reszta jego ludu, nie mógł tego przewidzieć. Zdziesiątkowane przez cienie i magię oddziały przebiły się wreszcie przez miasto i rozpoczęły ucieczkę. Nielicznym udało się dotrzeć do Kryształowej Twierdzy by przekazać co zaszło.
Wojska Horrorów wkrótce ponownie odcięły twierdzę od ojczyzny i rozpoczęły marsz w wiadomym kierunku.

Uderzenie Nuran: tbc
« Ostatnia zmiana: Listopad 30, 2008, 05:17:51 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Wojny pierworodnych
« Odpowiedź #1 dnia: Listopad 30, 2008, 05:17:34 pm »
Wojna-o-Ocalenie = Wojna Pierworodnych
Lugrushaduk = Kelrefard
Moonglade = Gladma


Uderzenie Nuran (33-34r)– Shidygzai  cały czas przyglądali się z uwagą konfliktowi. Pojawienie się Ver’kar było niepokojące. Zachowali przez cały czas neutralność zgodnie z wolą Dazak Ferul. Poza tym mieli inne problemy na głowie niż wojna między Pierworodnymi. Ver’kar z pewnością nie zregenerowały swych sił po Bitwie o Gladmę i obecnie Herdainowie poradzą sobie z nimi w pojedynkę. Neutralność zachwiały dwa wydarzenia. Pierwszym było odkrycie, że to Ver’kar doprowadziły do wypaczenia Dematuzanu, tym samym stworzenia Wiru Hurdona, stanowiącego wielkie zagrożenie dla serca ich ziem. Jak bardzo powstanie wiru było zaplanowane przez Massal nie wiadomo do dziś. Shidygzai zaczęli się zastanawiać, jak wielką moc posiadały wówczas horrory. Drugim wydarzeniem był wynik bitwy pod Akkaron. Dazak Ferul zaczęło przegrywać wojnę. Decyzję o rozpoczęciu działań podjęto w dziewięć dni po klęsce wojsk Saradorna.
W 33 roku, przystępując do wojny po stronie Dazak Ferul, Shidygzai wiedziało bardzo dużo o wrogach, a także o geografii Martwego Bezkresu. Zadecydowano rozstrzygnąć cały konflikt podczas jednego uderzenia. Armia wroga podzieliła się na dwie grupy: Bodlar’nir i Ran’nir kierowały się na południe, Agaro’nir i Dżarvan’nir odbili na zachód, najwidoczniej chcąc uderzyć od flanki w słabiej ufortyfikowaną część gór stalowych. Zadecydowano zaatakować pierwszą konwencjonalnymi środkami: odciąć jej drogę powrotu i zmiażdżyć własną armią przeważającą znacznie możliwości Horrorów. Plan zniszczenia drugiej grupy był nieco bardziej... nietypowy. Od czasu powstania Wir Hurdona był wielkim problemem, jego nieprzewidywalne ruchy i dynamiczne zmiany mogły doprowadzić do spustoszenia pobliskich ziemi, powstało wiele planów pozbycia się go. Jeden z nich mógł posłużyć im za doskonałe rozwiązanie problemu Wiru i Ver’kar. Mianowicie polegał on na wyładowaniu energii wiru poprzez ukierunkowanie jej działania i zderzeniu z powierzchnią ziemi. Tor lotu miał przypominać parabolę, a celem uderzenia była zachodnia armia. Efekty ciężko było przewidzieć, oczywiste było tylko to, że nic nie ma szansy przeżyć takiego uderzenia. Najprawdopodobniej armia zostanie całkowicie zniszczona, może przeżyją pojedyncze, najpotężniejsze jednostki.
Dokładnie miesiąc po bitwie pod Akkaron rozpoczęto uderzenie. Rytuał przebiegł pomyślnie. Wir uderzył w centrum sił Ver’kar, eksplozja była tak silna, że doprowadziła do trzęsień ziemi na całej Turblandzie, przez bezkres zaczęły przewalać się niszczycielskie burze disopsu. Ziemia  w miejscu uderzenia odkształciła się, energia życiowa została całkowicie wessana tak jak podczas Dematuzanu. Nad miejscem uderzenia panował wieczny półmrok...
Słudzy Nuran dowodzeni przez Benamiriona ruszyli w kierunku armii południowej. Marsz utrudniały szalejące burze i przebudzone cienie. Nie musieli się jednak obawiać tak zdezorganizowanych istot. Po tygodniach marszu dotarli w opisane miejsce, Massal i armie Tezu’na’gar powinny znajdować się w pobliżu. Jednakże nic na to nie wskazywało, ani na horyzoncie ani na ziemi nie było żadnych śladów ich istnienia. Najwidoczniej wycofały się i wpadły na ich drugą armię bądź jeszcze tu nie dotarły. Wojska Nuran ruszyły ku swym pozostałym siłom, zaciskając w ten sposób pierścień. W nocy na niebie zauważono latające istoty. Zwiadowcy jednego z rodów, wykorzystano ich ruchy by ustalić pozycję wrogiej armii. Rano odnaleziono ślady, poruszali się szybko, w stronę ich armii położonej na zachodzie(?) Będą starali się przebić? Wydano rozkazy i rozpoczęto pościg. Przemieszczali się szybko i zdecydowanie, nie zwalniając nawet na chwilę. Gdy zapadła noc wojska nadal kontynuowały marsz....
Bitwa na Pustkowiach: Wykorzystując pewność Nuran i położenie terenu Ver’kar zaatakowały wyłaniając się nagle zza zboczy wzgórza. Nie miały szans na zwycięstwo. Nie próbowały wiec zwyciężyć. Gigantyczni słudzy Massal uderzyli jako pierwsi, z kilku stron naraz, wraz z nimi z nieba spadły ogniste kule lecąc we wszystkich kierunkach, nie było widać w tym żadnego sensu. Na polu bitwy rozległy się dzikie wycia, wyzwalające gniew i żądzę krwi u wszystkich istot które to usłyszały. To byli Nammash wraz z oddziałami Razogarów i pomniejszymi istotami. Pradawni ruszyli do boju. Obie strony rzuciły się na siebie z dziką furią i zajadłością. Na niebie i ziemi zapanował totalny chaos. Ogłuszające eksplozje, oślepiające błyski, czasami latające kawałki skał lub ciała. Ból i dzika żądza zabijania. Zmysły wariowały, nie mogąc znieść takiego przeciążenia.
Kolejna gigantyczna eksplozja. Latające Karenver zginęły? Nie... tylko się przegrupowały by uderzyć z innej strony. Znów eksplozja, coś spada na ziemię, tym razem faktycznie zakończyły swój żywot? Czy na pewno? Kolejny oślepiający błysk i tępy ból w piersi. Zdecydowanie za dużo myślał podczas tej bitwy, chwycił za broń i ruszył ku temu który zadał mu cios...
Gdy wszystko wreszcie ucichło zaczęto przeszukiwać pole bitwy w poszukiwaniu ciał wrogów. Zaczęto trzeźwo myśleć o tym co właściwie zaszło. To było bardzo niepokojące. Nie zauważono podczas starcia min. Massal. Karenver owszem, ale tylko te obdarzone zdolnościami lotu – nie wiadomo kiedy opuściły pole bitwy, przynajmniej tak należało wnioskować gdyż nie znaleziono ich zwłok. Może po którymś ataku rozleciały się na kawałki? Nikt nie mógł tego potwierdzić... Podobnie Nammash i lwia część Razogarów. Ktoś widział jak się wycofali? Z pewnością w bitwie nie brała udziału też sama Tezu’na’gar, jej obecność byłaby łatwa do wyczucia. Nuranie dali się pochłonąć żądzy mordu – to musiała być sztuczka kapłanek głowy Rodu Ran’nir. Czuli się  pokonani... Zniszczyli, co prawda, zachodnią armię, nie unicestwili jednak Pradawnych i Większych Ver’kar. Zwycięstwo nie było tak kompletne jak tego sobie życzyli. Rozpoczęto marsz w głąb bezkresu, nie znaleziono jednak śladów. Twierdze stały opuszczone. Maszerowano miesiąc, dwa, trzy, w czwartym stwierdzono, że to nie ma sensu, gdziekolwiek się nie ukryły zrobiły to dobrze. Zresztą nie było to trudne na tak olbrzymim obszarze. Szukanie przypominało to z rodzaju igły w stogu siana. Zawrócono.
Irgoragon zakończył oględziny i musztrę. Armia, a właściwie to co z niej zostało miała podłe morale. Dzikie tempo marszu w połączeniu z ich ranami wykończyło nawet najbardziej wytrwałych. Karenver słaniały się na nogach - nie wolno im było latać gdyż zdradziłyby ich pozycję, starali się uchronić ich słabe ciało przed wycieńczeniem umożliwiając im podróż na grzbietach Razogarów, niewiele to pomogło. Miał nadzieję, że wieści jakie otrzyma Tezu’na’gar po spotkaniu w Dora’na’zar z Archeronem będą dobre. Nigdy nie życzył dobrze tym tępogłowym samobójcom, jednakże unicestwienie ich okazałoby się dla jego rasy fatalne. Gdy wszedł w krąg ochronny zauważył, że wszyscy byli już zgromadzeni: Vernari, Kan’daran, oraz pięciu Nammash. W centrum stała Tezu’na’gar, wróciła z podróży astralnej i czekała by powiadomić dowódców o swej woli. Na jej twarzy gościł wyjątkowo podły uśmiech.
Sojusz Zekitaru (121-127 rok)– Po udanej ucieczce z pola bitwy, Nammash wraz z resztą oddziałów ruszyli w kierunku niezmierzonych pustkowi Bezkresu. Gdzieś tam znajdowała się ich Pani, Massal, Karenver i inne wolniej poruszające się istoty. Desperacki plan powiódł się. Nuranie podążyli za nimi i cała armią istot-sług, a w tym czasie Ver’kar poruszające się sztuką lewitacji wymknęły się oprawcom. Straty były jednak bolesne. Cała ich armia została kompletnie zniszczona. Ich przetrwanie było jednak ważniejsze. Sługi stworzy się ponownie. Zajmie to wiele lat. Być może setki. Czas nie ma jednak znaczenia dla ich rasy. Tylko jedna rzecz ich trapiła. Co się stało z armią zachodnią? Czy faktycznie została zniszczona? Czy od tego momentu będą istnieć tylko dwa Rody? Przeklęci Nuranie...
Armia zachodnia została trafiona Wirem Hurdona dokładnie tak jak planowała Stygia. Nielicznym Horrorom udało się uniknąć śmierci. Przeżyła zaledwie dziesiąta część Większych i niecała połowa Prastarych. Pozostałych nie było nawet sensu reanimować. Sama eksplozja nie była tak zabójcza. Wyczuli, że coś się zbliża. Zareagowali błyskawicznie. Nie byli jednak w stanie obronić się przed negatywną energią wydzierającą z nich życie. Cała otaczająca ich kraina została pokryta wiecznym całunem mroku. Cienie występowały tu częściej niż w innych częściach bezkresu. Sprawiały wrażenie jakby czuły się tutaj „bezpieczne” i bezkarne... Archeron czy nie dałoby mu się zmienić imienia? To może się platać z Acheronem zebrał niedobitków i rozpoczął poszukiwania głowy Rodu Agaro’nir, nikt go nie widział od czasu eksplozji, nie wierzył jednak by mógł zginąć w tak żałosny sposób. Przeszukiwali pustkowia, w milczeniu, i w gniewie. Nagle usłyszeli jakiś krzyk, Archeron rozpoznał w nim jednego ze swych najlepszych poruczników, Assai. Biegł, dziko gestykulując, był czymś strasznie poruszony. Co tym razem? Warknął.
Uderzenie Wiru zabiło większość Ver’kar. Nie zakończyło jednak ich egzystencji. Podobnie jak w przypadku powstania bezkresu, istoty zostały przemienione w Cienie. Bezmyślne sługi i mniejsze Horrory zostały zupełnie unicestwione, bądź oszalały. Ci o silniejszej woli przetrwali, zachowując swoją świadomość. Wkrótce armia zachodnia uformowała się ponownie. Nie była już tak liczna i potężna jak poprzednio. Wzbudzała jednak z pewnością większe przerażenie. Ver’kar-Cienie, głownie pochodziły z rodu Dżarvar’nir. Istoty Agaro’nir ze względu na swą naturę w większości zostały zabite, przetrwało ich niewiele. Jednakże na tyle dużo by mogły w dalekiej przyszłości odtworzyć potęgę rodu. Po skontaktowaniu się z pozostałymi rodami wyruszyli na pustkowia by tam się połączyć i zaplanować kolejne posunięcia. Gdy opuszczali Degar Endar spotkali na swej drodze Istoty Cienia, nie byłoby  w tym nic dziwnego, gdyby nie to że nie chciały z nimi walczyć. Jedna z nich wyszła naprzeciw i przedstawiła się jako Vandriel. Archeron rozpoznał w nim Kormyrczyka teraz już Tradyra :), zaskoczony istnieniem Cieni obdarzonych świadomością (poza jego ludźmi) zgodził się na rozmowę. Vandriel doskonale wiedział z kim ma do czynienia, nie okazywał jednak strachu, może go nawet nie czuł? Wypytywał o to co się stało na ziemi z której przybyli. Był  z nim również inny Cień, Valashin, mimo że się starał nie mógł ukryć swego zainteresowania Horrorami-Cieniami. Wyglądały zupełnie inaczej niż pozostałe Cienie. Wchłaniały Czerń w przeciwieństwie do innych „mieszkańców” bezkresu, które wchłaniały Szarość. W efekcie różniły się nawet wyglądem, ich kształty sprawiały wrażenie jakby pożerały światło. Archeron zapoznał się z „misją” Kormyrczyka i jego towarzysza, zupełnie go nie interesowała. Jego uwagę przykuło nagle coś innego. Oni nie byli tu sami. Powoli zaczął wyczuwać za nimi legiony ich zwolenników, prawdziwą armię cieni. Zaoferował wtedy pomoc w postaci wysłania z nimi części swych podwładnych, tłumacząc, że powinni poznać swą nową naturę, dodał także z krzywym uśmiechem że sam chętnie dowiedziałby się o Cieniach paru rzeczy. Wiedział, że Kormyrczyk chętniej zgodzi się gdy „haczyk” umieszczony w jego propozycji będzie widoczny. Tak też się stało. Prawdziwych konsekwencji tej decyzji żadna ze stron nie była wtedy świadoma.
Minęło ponad sto lat od klęski. Zarówno Nuranie jak i Herdainowie wiele razy przeszukiwali bezkres. Wszelkimi dostępnymi im sposobami. Czasami wpadali na jakiś trop. Zazwyczaj fałszywy. Nigdy nie odnaleźli tego czego szukali. Rody starały wylizać się z ran, szczególnie zdziesiątkowany Agaro’nir. Ich armie nawet obecnie po stu latach odbudowy nie były tak liczne jak poprzednio. Nie mogli nawet marzyć o uderzeniu na Herdainów sprzymierzonych z Nuranami. Nieliczni szpiedzy znajdujący się na kontynencie twierdzili, że Stygia słabnie. Pojawiły się nawet istoty, które otwarcie z nią walczyły. To było jednak za mało. Potrzebowali sojusznika tutaj, na terenie Martwego Bezkresu. Pewnego ranka Archeron złożył wizytę pozostałym zwierzchnikom Rodów. Wyraźnie zadowolony z siebie mówił: „Chcesz? Masz!”. Poprzedniej nocy skontaktował się z nim Fendekrag, Cienie Rozumne podzieliły się na dwa obozy, Smok przewodził częścią chcącą wywrzeć zemstę za swój podły los. Miał pod swoją komendą dziesiątki tysięcy istot. Złożył propozycję nie do odrzucenia.

El Lorror!

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 1680
  • You're so poke-poke!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Wojny pierworodnych
« Odpowiedź #2 dnia: Marzec 09, 2010, 12:10:03 pm »
Cytuj
Kormyrczyka teraz już Tradyra
O co z tym chodzi?
"To wspaniałe - grać kimś wspaniałym"

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Wojny pierworodnych
« Odpowiedź #3 dnia: Marzec 09, 2010, 02:22:25 pm »
W sensie: wcześniej był Cormyr, teraz jest Tradyr (powinno być na czerwono).

El Lorror!

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 1680
  • You're so poke-poke!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Wojny pierworodnych
« Odpowiedź #4 dnia: Marzec 11, 2010, 06:54:28 am »
hmm chyba gdzieś jeszcze się poniewiera jakiś kormyrczyk, jak wpadnę na niego to dam znać ;)
"To wspaniałe - grać kimś wspaniałym"