Dziecko zagubione o Nocnej porze w Dziczy Trollheimu.
Wędrowny rzemieślnik na przełęczy; zdoła zejść czy zginie pod śniegiem – prawicą Władcy tych gór?
Najemnik stojący pośród pięciu setek innych – przed nimi ich koniec, mag bitewny uzbrojony w Światło.
Poeta przed tronem władcy. Cały kunszt i cała maestria, wszystkie zdolności, sprzęgnięte i zlane w jeden epizod; ale śmiertelnik nigdy nie pobije Istoty Granicznej.
Irgański mistrz w podniebnej kuźni; osłabłe ramiona nie podniosą szirnego młota. Przygnieciony górą, która w końcu spada na każdego śmiertelnika, jeszcze walczy – ale starości nie zwycięży.
Rud – rzucony bez żadnej pomocy wprost na bezmiar oceanów, ostatnimi ruchami broniący oddechu – stojący przed obliczem elfshana.
Mag starty na proch przez potężniejszego maga; Rycerz przez Rycerza; Prawodzierżca przez Prawodzierżcę.
Lovoka w szponach Potwora.
Czarnoksiężnik jak ziarnko piasku w zamieci Gigâm.
Ci którzy poruszają Gigâm – przed Ostatecznym.
Ostateczny...
I.
Istnieje jeszcze gdzieniegdzie pewien bajkowy ludek. Nieśmiertelni stworzyli go dla wielkich dzieł, jako gwarant pokoju po wojnie Eonnowej. Oddali im żywioły, wszystkie żywioły tego świata, od rosy kropli po morza podziemne – ale oni nie raczyli się tym przejąć. Właściwie większość o tym po prostu zapomniała; ci wrócili do swoich ognisk i szałasów, nad brzegi rzek i do wież pięknych, napowietrznymi ścieżkami wrócilli do chmur-gajów wilgotnych, wydeptali nowe dróżki w puszczach bez-Słonecznych. Elfowie spoglądali na Gwiazdy, niebo i ziemię, na siebie samych – i wciąż na nowo wszystko zapominali i wciąż na nowwo coś newego odkrywali. Tylko nieliczni biedacy zakuli się w kajdany Boskich zamysłów, „zgubili serca i drogi, została im tylko tęsknota”.
Później przyszli ludzie, przyszli rudowie, przyszli krasnoludowie, i orkowie, orokowie, później jeszcze inni ludzie, znowu rudowie i jeszcze inni krasnoludowie. Nagle świat stał się bardzo mały; niby nic nie ubyło ale ziemia zaczęła się jakoś umniejszać. Pojawiły się granice i mury, drogi którymi można wędrować i drogi zakazane, bramy zamknięte lub otwarte. Elfowie stracili swobodę wiatru-liści, ale nie rozpaczali bo wewnątrz wciąż niezależni byli. Gorzej, gorzoj jednak zaczęło się dziać wkrótce na tym okrutnym świecie.
Walcz w tym imieniu, oddaj innemu co jego; zaufaj mi, okaż współczucie, spróbuj zrozumieć, znienawidź go, pomóż; postaw się w jej sytuacji; posłuchaj, zastanów się... jak możesz tak myśleć?!
Liczni elfowie ulegli tej powodzi bzdur, temu bagnu, błotu. Pogrążyli się w tym ohydztwie, beznadziejnie i nieodwracalnie bo uwierzyli, że robią wszystko aby go uniknąć. Niektórzy nałożyli sobie więzy które dawniej odtrącili. I powstali z tragiczną mocą, bo im więcej walczyli żeby otoczyć się samotnością, własnym istnieniem, tym więcej musieli z siebie poświęcać – aż stali się w pustymi skorupami. Inni, w gniewie, zebrali się tłumnie i założyli wielkie miasta i otoczyli je murami i wytyczyli granice (strzegli ich na zmianę, dniem i nocą) i zbudowali bramy które otwierali tylko dla elfów (a i to nie wszystkich!); nieszczęśnicy, skończyli tak samo jak tamci. Byli też elfowie którzy zwyczajnie powiedzieli sobie, że mogą być tym czym są również wśród tego motłochu. Muszę stwierdzić że się zawiedli; trochę inaczej niż ci poprzedni, bo po prostu zmienili się w krasnoludów i ludzi, rudów, a nawet, newet orków.
Bardzo, bordzo wielu jednak elfów odeszło, odpłynęło. Widać tu nad wyraz dobrze jak mało ta hałastra pojmuje; jak nie widzi, nie czuje i nie słyszy – opowiadając sobie że elfowie na statkach uciekli za Eksterior. Dla tych co potrafią nie tylko odczytywać te tutaj czarne znaczki, dla tych co je rozumieją: miriady elfów pożeglowało na wody Błękitu. A to wszak coś zgoła innego niż Eksterior, prawda?
Inni elfowie (znacznie mniej) stali się Monomahami.
Zarówno Thalassowie, Żeglarze, jak i Monomahowie, Jednobojownicy, zachowali rzecz najcenniejszą -
- wolność.
II.
Z pewnych, niezrozumiałych dla inno-rasowców, przyczyn elfowie bardzo mało mówią o tych przedstawicielach swego ludu, których my nazywamy Elfami Błękitnymi albo Wolnymi.