Przyjacielu!
Sprzymierzeńcy przynieśli mi dzisiaj grobowe wieści – czyżbyś naprawdę, zaślepiony tym niedorzecznym uczuciem dla tyreiny Sodomy Desperacji podjął się misji która – wiem to – przekracza twoje siły?! Dziesięć lat spędziłeś na służbie tej niegodziwej dziewczyny – niech bogowie przeklną jej wiecznie młodą twarz! - i wciąż trwasz w swoim obłędzie... wiedz zatem, że tym razem posuwasz się za daleko. Nie tylko twoje życie leży tu na szali. Chcesz iść do Domu Bestii, szaleńcze? Idź, ale zanim wyruszysz, spal za sobą Sodomę, Gomorę i wszystkie miasta obrzeża, bo to co obudzisz u celu swojej drogi będzie końcem nas wszystkich, także twej ukochanej pani. Chciałbym wierzyć, jak wielu, że to siedlisko zagłady jest tylko najbardziej ponurą legendą 'Vadoru, chciałbym wzruszyć ramionami i powiedzieć 'niczego nie znajdziesz, może prócz własnej zguby'... ale, na własne nieszczęście, wiem że Dom istnieje naprawdę. Opowiedziałem ci kiedyś, wiele słońc temu, o pewnym nieszczęśniku, którego spotkałem na pustkowiach u Wrót Hamartii - o człowieku, którego Bestialski Los zaprowadził pod same odrzwia Domu, a potem przywrócił do krain zamieszkałych przez ludzi, odmawiając mu choćby łaski śmierci. Podjąłem się go uleczyć – lub znaleźć dla niego azyl, w którym dokona swoich dni... a gdy już wywalczyłem dla niego schronienie nadeszła zemsta Avadoru. Czy pamiętasz ten straszliwy rok? Mam przywołać jeszcze raz imiona poległych?
Opowiedziałem ci tą historię – nieroztropnie! głupio! - i dlatego wiem dokąd teraz zmierzasz. Spróbujesz wydobyć tego człowieka z Niniwy i zabrać go w swoją drogę. Już samo to jest niedorzecznością – stracisz życie przemierzając Winnice Tysiąca! Nie opowiedziałem ci nigdy o mojej drodze do Niniwy, z tym chorym człowiekiem na plecach. Pielgrzymi rozkładają obozowiska na granicy Winnic, lecz nie ujrzysz stąd miasta, w nocy na horyzoncie nie płoną żadne ognie, poza dzikimi światłami w gąszczu winorośli. Czekają na łaskawych jelkoteit, którzy jako jedyni pewnie przemierzają to winną knieję. Ale ja byłem arogancki, Czas deptał mi po piętach i nie chciałem czekać – schwytałem jedno z tych dzieci, wcisnąłem knebel w chichoczącą gębę i pognałem przed sobą. Cóż to był za mały potwór, to stworzenie - siła rosłego człowieka w tak małym ciele, a dzikość Pomiotu... ale zmusiłem go do posłuchu i wszedłem za nim w gąszcz. Tam rozciąga się inny, dziwny świat. Możesz wędrować jak we śnie, aż do upadku słońca i nie znajdziesz drogi – jakby horyzont rozciągał się w nieskończoność. Ale nikt nie dociera tak daleko, bo są jeszcze winorośle, ciężkie, wonne, odurzające winne grona, zieleń spleciona w niepokorną knieję której nie ima się ogień i żelazo. Ziemia płynie tu winnymi potokami, a zapach i pragnienie odbierają rozum. Dotknij tylko winogron, skosztuj wina – i to będzie twój koniec. Palące soki tych roślin przegryzają ciało i ziemię... Winnice to szklana tafla, pod którą zionie pustka! Droga do Niniwy to wędrówka nad przepaścią, w której, wczepione w krzaczaste korzenie winorośli, kłębią się czarnoczerwone, ślepe stworzenia. Skąd wyrastają grona, z jakiej głębokiej ziemi ciągną soki, skąd pochodzą owe bestie – nie wiem tego. Ale bez jelkoteit nie przejdziesz przez winnice, a oni potrzebują swojego śmiechu aby odszukać ścieżkę. Karmią się owym palącym winem, który zamienia ich ciała w puste muszle i dzięki temu nie rodzi się w nich ów przeklęty chichot, który wysyłają przed sobą jak czujnego zwiadowcę, który prowadzi ich bezpiecznie do bram Niniwy. Lżejsi niż delikatna koncha, mogą przebiegać kruche ścieżki winnic które dla ciebie będą zagładą. Przyjacielu, nigdy nie dotarłem do Niniwy! Ów dziki jelkoteit, mój przewodnik, rozpadł się – powiadam ci, rozpadł się na kawałki jak puste naczynie! - nim dotarliśmy do miasta. Zapewne bez winnego trunku te małe potwory opadają ze swoich nadludzkich sił... a bez niego nie mogłem znaleźć drogi. Tu nie możesz błądzić i zdać się na ślepy traf, jeden niebaczny krok może być ostatnim. Dlatego długo, długo trwaliśmy w tym ciemnym gąszczu – ja i mój chory towarzysz. Potem jelkoteit zabrali tego człowieka, a mnie pozostawili w tym winnym, cichym piekle, na niwecz... ale z tego czasu wiele nie pamiętam, bo poddałem się pragnieniu i skosztowałem wina – do dzisiaj leczę po nim rany.
Przyjacielu... Rycerzu! Ten list dotrze do ciebie zanim przekroczysz Upadek, wrota przeklętego vadorskiego pustkowia. Błagam cię – wysłuchaj, zrozum, porzuć swój zamiar. Ale jeżeli błagania zawiodą – ostrzegam! Zrobię wszystko żeby cię zatrzymać. Będę czekał na jedynej drodze do Niniwy. Przejdziesz po mnie, albo nie przejdziesz nigdy.
K.