W Detmarchii problemem nie jest to że nie ma o co się modlić (zawsze jest o co) tylko to, że wojny które się tam prowadzi nie mają taryfy ulgowej dla kapłanów, światyń i praktyk heretyckich. Nawet jeżeli rytuałem jest spożywanie posiłku to załóżmy że musisz spożywać posiłek w określonej formie trzy razy dziennie. Trudne do osiągnięcia jeśli musisz zamiast tego uciekać by ratować się przed bandyckim atakiem, zapadasz na dyzenterię, bo opieka medyczna w twojej prowincji jest w opłakanym stanie, albo po prostu nie masz co jeść bo pola zostały spalone i zasypane solą...
Tak już nie jest; nie słyszeliście jeszcze o Dworze Zimy i Tronadze, Królowej Sępów.
Na Kapłana ani człek śmiertelny ani pierworodny nie może bezkarnie podnieść ręki: Gniew Bogów zaciąży nad krwią winowajcy do dwunastego pokolenia, a kara będzie dziesięciokroć większa od krzywdy. Nawet najbardziej zezwierzęcony żołdak nie zbruka świątyni, nie zagrozi Kapłanowi - to nie są szarzy ludzie ale Mocarze, równi Heroldom i Demonologom.
Tak wygląda podstawa - i jest ona prawdziwa. Niestety, to za mało by okiełznać ludzi.
Po pierwsze, Kapłani są stosunkowo nieliczni, do mnóstwa zadań wyznacza się praktykujących akolitów: sprawują obrządki w poświęconych chramach, odprawiają proste rytuały, wędrują strzegąc postępowania Heretyków. Nie stoi jeszcze za nimi majestat Bożej Mocy, w wojennym czasie osłaniają ich tylko niewiele warte prawa i bronie ludzi. Z tego powodu wszystkie, prócz jednej, Hierarchie Detmarchii są sparaliżowane.
Po drugie na tej dzikiej ziemi do walki z Kapłanami stają... inni Kapłani. Przyczyną jest nienawiść leżąca między kultami, zadawnione spory z odległych krain które tutaj rozpalają się na nowo; Herezje z Avadoru mają pola swoich bitew w Detmarchii. Dobry wódz większej bandy rozbójników, mając na oku bogata świątynię, wie do jakiego wrogiego jej Kapłana się zwrócić - ten już wskaże odpowiedni czas i sposób ataku. Tak zrobili Zimnoarmiści oblegający Dom Chwały, świątynię Solwaisa nad Zwierciadłem - prowadzeni przez kravtyjskiego Kapłana zdobyli ją i wyrżnęli bezkarnie wszystkich leczonych tam żołnierzy Diabła (dosięgła ich jednak zemsta, sprawiedliwość ludzka)... Nawet po przybyciu Suraim Zallaina ten odrażający, samonapędzający się proceder trwa; paladyni Litościwej Pani czerpią przecież swoją wiedzę o zbrodniach ze świętych objawień i wróżb - niegodziwi Kapłani mogą na nie wpływać.
Po trzecie wreszcie, mimo wszystko Kapłani żyją też w świecie ludzi; dotyka ich chaos i powszechne cierpienie, ich tym bardziej. Wiele z tego co umieją, w Detmarchii jest bezużyteczne albo obraca się przeciwko nim. Na przykład tylko najmocniejsi decydują się podejmować duchową wędrówkę, oddzielić Jasność od reszty swej istoty, mknąć z szybkością i wzrokiem sokoła nad spustoszoną ziemią, sczerniałą od zniszczonych dusz - która wyciąga się ku nim. Kapłan nie jest niewrażliwy na zmęczenie, może się potknąć nawet w zaciszu bezpiecznej świątyni. W Detmarchii pełnej gruzów chramów, gdzie nawet życie Kapłana nie jest pewne, a wynaturzone i ohydne ptaki modlitw zdesperowanych Heretyków zaciągają niebo pożerając własne skrzydła - Kapłani popełniają nie uchybienia, ale tragiczne błędy i jest ich wiele.
I jeszcze czwarte: sami Heretycy są często ich największym, bo nieoczekiwanym wrogiem. Bywało, że słudzy Boży przechodząc straszne trudy docierali do oblężonych miast - by usłyszeć, że ich służba jest niepotrzebna, że ludzie sami już wymodlili sobie zbawienie. Brani za szpiegów, wrogów byli torturowani i zabijani; Gniew Bogów rozwiał pyłem na wietrze te miasta, nierzadko razem z oblegającymi je wojskami. Najczęściej jednak opór Heretyków jest bierny; wtedy na Kapłana spada ciężki obowiązek przywrócenia w nich osobliwej, Bożej miłości. Ale wojna i okrucieństwo dotknęły też Mocarzy i są tacy, co zamiast słowem i przykładem dają ludziom odczuć ciężką rękę Bogów, ich straszliwą potęgę - i czynią to przez akty zniszczenia domów, miast, nawet gór.
Po piąte, co łatwo można zrozumieć, autorytet Kapłanów w Detmarchii upadł; niemal każdy Detmarchijczyk zna szczegóły jakiegoś kultu i w gardłowej sytuacji, lub w lżejszej potrzebie będzie udawał pomazańca Bożego. Bez wiedzy pozwalającej ponad wątpliwość udowodnić kłamstwo, nie można zignorować takiego oświadczenia. Co gorsza było w historii kilku upadłych Kapłanów którzy celowo się nie ujawnili, straceni w wielkich miastach swoich wrogów ściągnęli na nie totalną zagładę...
W tym szalonym wirze tylko jedna Herezja rozkwita i potężnieje - ale jej treiumf nie przyniesie ulgi Detmarchijczykom. Niemal tysiąc lat temu z przybyli tutaj, wygnani z Tradyru Kapłani Tronaqi. Była to odrażająca, Podziemna Bogini dla której modlitwą, źródłem mocy, jest upadek każdego ciała pozbawionej życia/ umierającej istoty. Bezwładny twór, narośl na Błękicie, pozbawiona świadomości rozrastająca się obecność: została poznana i przebudzona przez owych Kapłanów. Ich moc stała się wielka, rozpętując kolejne wojny wzmogli ją jeszcze bardziej. To był jednak dopiero początek. Nie wiadomo co dokładnie się wydarzyło - ale najprawdopodobniej około VI wieku jeden z Kapłanów stał się również Demonologiem - Czarnoksiężnikiem, do dwóch Mocarstw dodając być może trzecie, Kunszt Heroldii. Otoczony lożą zwaną Dworem Zimy, zdołał zawładnąć Tronagą, zdobywając Gigamiczną potęgę. Nie poprzestał i na tym, dokonując czegoś o czym nikt jeszcze nie słyszał: z sępów żywiących się padliną uczynił Heretyków Tronagi, zmieniając każdy połknięty przez nie ochłap padliny w modlitwę.
Jego istnienie odkryli dopiero Suraim Zallaina. Jest oczywiste, że ta istota, to coś, musi zostać powstrzymane jeśli Detmarchia ma sobie przypomnieć czym jest pokój. Trudności są niewyobrażalne. Niewielu Detmarchijczyków ma pełny ogląd sprawy, chociaż liczni Heroldowie (w większości Kabrahimu) starają się tą wiedzę rozpowszechnić. Są tacy co próbują oddawać Tronadze cześć; podobno Bogini spełnia ich modlitwy. Ponieważ mord jest bardzo ryzykowny, pojawiły się inne praktyki. Na odludziach powstają pola trupów, zbieranych po całym kraju, pastwiska sępów strzeżone przez Heretyków nowego kultu. Cechy pogrzebowe trudniące się wywozem i pochówkiem ciał poza Detmarchię (jej ziemia nie przyjmuje już trupów, ciała przestały się rozkładać) są bez wyjątku podejrzewane i gwałtownie kontrolowane. W chaosie oskarżeń i nagłych badań wielu umarłych ginie. I wreszcie, najpotworniejsze - szczęśliwie najrzadsze ze wszystkich: podnoszenie i upuszczanie trupów raz za razem, na ziemię. Podobno istnieje nawet coś jakby manufaktura, gdzie trudnią się tym dziesiątki żelaznych łap... Poza tym Detmarchijczycy są znużeni, wielu uważa się za igraszkę wyższych sił; zapominają o tym że przed tysiącem lat nie było jeszcze Tronagi i jej gigamicznego pana, że wówczas Detmarchia cierpiała tak samo.
Według obliczeń hajnometrycznych, kraj leży w cieniu najpotężniejszego Demonologa od czasów Ismaela; zawartość jego skarbców jest szacowana na pięćdziesiąt dwie miriady legionów hajonów - to są modlitwy obrócone energię. Do tego trzeba dodać moc samej Tronagi, do której, jako Kapłan, może się odwołać, niewymierną wagę Heroldii oraz, najgroźniejszą - siłę zgromadzonej i absolutnie ukrytej Praenergii (jedyne w ciągu ostatniego tysiąca lat, wciąż badane objawienie Prażywiołu miało miejsce w 852 roku, na Drodze Ech)...
W morzu przeszkód jest jedna, wręcz groteskowa (dla niektórych): właśnie teraz, kiedy przemoc jest potrzebna, Suraim nawołują do dzierżenia dogmatów, do nie-zabijania, wręcz nie-rozlewania krwi - aby ochronić nowego ducha przemieniającej się pod ich wpływem Detmarchii.