Autor Wątek: Wstęp do współczesnej Demonologii  (Przeczytany 685 razy)

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Wstęp do współczesnej Demonologii
« dnia: Październik 25, 2008, 12:49:45 am »
Jeżeli byłeś kiedykolwiek w Igningenie, przyjacielu, z całą pewnością rzuciła ci się w oczy monumentalna fasada Colegium Vocerum, wydziału halruańskiego universitas. Nie pomylę się mówiąc, że sam ogrom budynku porównywalny jest do wkładu jaki Colegium wniosło w rozwój nauk teoretycznych. Tutaj właśnie otwarto pierwszy powszechnie dostępny wydział teorii energii, który zrewolucjonizował (inni mówią: zwulgaryzował) poglądy na naturę Istnienia. Dokładnie tak! To właśnie szkoła ignigeńska zaczęła tłumaczyć najnowsze odsiągnięcia magii elementalnych na język zrozumiały dla szarych śmiertelników, prowadzić otwarte wykłady dla laików, ustanawiać katedry od teorii kwestii specjalistycznych. Jedną z takich katedr jest Demonitia, poświęcona teoretycznemu zagadnieniu Pra-energii – i jej kontroli. Oczywiście, jeżeli zaczniesz uczęszczać na tutejsze wykłady nie staniesz się z miejsca Demonologiem – wiele istot popełnia ten błąd, prostacki umysł nie obejmuje złożoności zagadnienia, sądzą że w kilka chwil poznają naturę Mocy Wszystkołamiącej, odkryją najczarniejsze sekrety Demonologii, może nawet zobaczą Demona, przyzwanego w pentagramie w sali wykładowej... na szczęście Colegium Vocerum już od wieków trzyma standard, stara się takich głupców nie przyciągać, a nawet zniechęcać. Wiedza ma być powszechnie dostępna – to ich motto – ale głupcowi i tak nie jest potrzebna, po co marnować Czas.

   Czego się więc dowiesz? Zaczniesz od historii. Pierwszy fakt, który może cię zaskoczy: Demonologii nie zaczęto na dobre praktykować aż do około 1000 roku po pierwszej Erze. Sztuka którą uprawiano wcześniej – od początku ósmego wieku po pierwszej Erze - nazywana jest Demonolatrią i poszła już niemal całkowicie w Zapomnienie. Demonolatria opierała się na trzech praktycznych filarach: przyzwaniu, kontroli, czci. Demonolatra dokonywał przyzwania, naginał Demona do swojej woli, i nakierowywał go na określony cel. Zarazem jednak odnosił się do Demona jak do istoty Boskiej w rozumieniu Kapłańskim; nie rozumiał natury tego co przyzywa, próbował układów, intencji, uczuć, inkantacji, modlitw, chramów, świątyń, kultu. Prymitywna Demonolatria nie rozumiała i nie używała nawet sztuki zamykania lub też zaklinania w chowańce; to działania takich Demonolatrów wprowadziły do słowników gederionu określenie 'demo(no)lować'. Pomyśl o wszystkich na poły mitycznych opowieściach które słyszałeś – zły Demonolog przyzywający Demona na pole bitwy, Demon niszczący wszystko w Bestialskim szale, totalna zagłada wszystkiego co żyje i nie żyje – to zdarzało się naprawdę.
     Naturalnie sztuka zaklinania znacznie ograniczyła destruktywne echo przyzwania. Sztuka zaklinania polega na zamknięciu Demona w ciało żywej istoty. Dla Demonolatrów miało to jeden główny skutek: po zamknięciu w chowańca Moc Demona spada, podlega ograniczeniu. Szybko zauważono, że możliwe jest pertraktowanie, wręcz rozmowa z chowańcem. Na tej podstawie wysnuto wniosek: Moc Demona w prawdziwej postaci jest tak wielka, że uniemożliwia jakiekolwiek porozumienie. Gdy spadnie, można się z nim skontaktować, dotrzeć bliżej prawdziwej jego natury, pojąć ją na ludzki sposób. Podbudowało to tylko przekonanie że Demony powinny być czczone jak Bogowie, że mogą zaoferować coś w zamian, że żywią emocje bliskie ludziom i w związku z tym nieobce im są łaska, gniew, pycha itp. Bezużyteczny, pusty kult.
     Ustalono, że Demonolatrię zaczęto praktykować na Turblanda około 700 roku pierwszej Ery; kiedy rozpoczynała się Legenda, Błękit i Czerwień gięły się pod stopami Pierworodnych – w mieście Sivarnahd ludzie po raz pierwszy wykreślili rytuał przyzwania. Legendy mówią o tym inaczej, ale nie wątpię że pierwszy człowiek który tego dokonał raczej konał z przerażenia niż skakał ze szczęścia...  A może po prostu nie wiedział jak postąpić, osłupiały tym co zobaczył? Sztuka przyzwania była czymś nowym i niespotykanym; Form Demonicznych nie widziano dotąd w ogóle.  W historii tamtych Czasów znajduje się wzmianka o Sivarnahd, mieście Spiżowych Posągów – wiemy, że Demonolatrzy potrafili przyzwać Demona, ale nie umieli na niego wpłynąć, być może Formy stały w tym mieście przez lata jeśli nie dziesięciolecia? A kiedy w końcu się poruszyły, zniknęły, nie potrafiono określić dlaczego. Demonolatrzy z Sivarnahd byli bardzo chciwi; zawiązali rodzaj loży zwanej Hedarna (Wszystkołamiący) i chcieli zachować swoją wiedzę tylko dla siebie. A musimy się tu dobrze zrozumieć – posiadali jeden rytuał, który umożliwiał przyzwanie na Prawdziwą Ziemię Demona – nic więcej. Szybko pojęli, że brakuje im zrozumienia własnej sztuki, toteż wyruszyli na wszytkie strony świata szukając odpowiedzi. Paradoksalnie, odpowiedź ta znajdowała się bardzo blisko – w Vendhii. Badając przypadek diabłów, Demonolatrzy wpadli na trop zaklinania, fundamentu współczesnej Demonologii. Sam proces zaklinania pozostał jednak zagadką jeszcze przez dziesiątki lat. Problem polegał na tym że vendhijskie kery dobrowolnie wstąpiły w ludzkie ciała i stały się chowańcami. Sądzono, że Demony powinny postąpić podobnie – kery były przecież Demonami Krwi. Nie rozumiano wtedy różnic pomiędzy kerą a Demonem, natury samych Demonów – kwestii oczywistych dla współczesnego Demonologa. W końcu, po szeregu błędów – bardzo bolesnych błędów – zakreślono rytuał zaklinania i sztuka Demonolatrii wkroczyła w nowy etap.   
   Samo zagadnienie rytuałów zostanie już wkrótce omówione szerzej. Tutaj zaznaczę tylko podstawową, istotną kwestię, która nurtowała badaczy przez stulecia: jak je wynaleziono. Pomyśl o tym – skąd ludzie z Sivarnahd wiedzieli jaki wykreślić rytuał? I to precyzyjnie, bezbłędnie? Nie potrafisz sobie wyobrazić precyzji jakiej potrzeba by wykonać rytuał przyzwania. A mimo to dokonali tego. Konkluzja – poznali kompletny rytuał, bez zgadywania, szczęśliwego trafu, eksperymentów. Przekazano im go. A ponieważ Demony zostały zamknięte w Domenach, na dalekich, dalekich Szerokościach, kolejny wniosek brzmi – rytuał przyzwania stworzyli ci, którzy zamknęli Demony w Domenach, bo tylko oni wiedzieli jak ich dosięgnąć. Na tej błędnej bazie zbudowano niebywałe teorie, jakoby Demony przyzywano by zniszczyć Istnienie (pojawiają się przecież dzięki interwencji Wroga), a Demonolatrzy byli sługami Pustki.
Pierwsze wieki przyzwań jawią się jako totalny chaos, wynikający w prostej linii z niewiedzy.
Kolejny przełom nastąpił około 300 lat po pierwszym przyzwaniu. Ówcześni Demonolatrzy zaobserwowali bowiem niepokojącą tendencję: skuteczność ich rytuałów zdawała się maleć. Należy tu zaznaczyć że od samego początku nie była wielka; pierwszy Demonolatra użył rytuału przyzwania, kolejny spróbował tego samego, ale rytuał się nie powiódł, w związku z czym wprowadził do niego drobne modyfikacje - czasem skuteczne, zazwyczaj nie; nie rozumiano wtedy dlaczego dwukrotne użycie tego samego rytuału nie skutkuje przyzwaniem tego samego Demona. Laahdi z Krażetred, której zapiski dotrwały do dzisiaj pisze, że dokonała wezwania Demona Mroku Podwójnego Spiżu o Formie 'niczym kolczasta Gwiazda, o czterech oczach, na czterech łapach opartej'. Zamknęła tego Demona w chowańcu, uczynionym ze swojego brata. Demon uciekł przed wykonaniem jej polecenia i zniknął, a Laahdi nie potrafiła go wytropić. Kiedy po czterech latach chciała przyzwać go ponownie, rytuał zawiódł. Jej przypadek nie był odosobniony. Nadszedł moment krytyczny, nastał okres zwany przez Demonologów 'martwą ciszą'. Skuteczność rytuałów spadła drastycznie, Demonolatrzy próbowali setek różnych kombinacji i modyfikacji - zazwyczaj na próżno. Tropiono istniejące chowańce w poszukiwaniu odpowiedzi.
   Uważano, że problem leży w samej naturze rytuału przyzwania: każdy jego fragment został przeanalizowany. Demonolatrzy Hedarny – spadkobiercy założycieli  loży - porównali swoje dotychczasowe osiągnięcia. Wtedy dopiero odkryli wspomniany już fakt - modyfikacje których wielokrotnie dokonał każdy z nich - i to, że każdy przyzwał innego Demona. W świetle tego faktu zbudowano teorię, jedną z pierwszych prawdziwych teorii – rytuał przyzwania tworzy rodzaj przejścia-tunelu (fachowo zwanego 'vortalem') przez który przechodzi Demon, ale przejście to musi być dopasowane do jego Formy. Zmodyfikowany rytuał stworzy przejście dla innej Formy – stąd wariacje. (Trzeba docenić ten przełom - dotąd posługiwano się 'imionami' Demonów, jakoby zawartymi w inkantacjach). Dalej, zaobserwowano, że przyzwane Demony znikają po pewnym czasie z Istnienia - dotyczyło to zarówno Form jak i chowańców. Zakładano, że wracają do Domeny (kolejna trafna konkluzja). Dlaczego w takim razie nie można ich wezwać ponownie, w oparciu o ten sam rytuał? Demonolatrów uratował szczęśliwy traf. Hedarna wpadła na trop istoty którą dziś nazywamy Demonaylem i stanęła w obliczu nowej, szokującej wieści – Forma może ulec zmianie. W obliczu tego faktu, trzeba było całkowicie zreformować nie tylko zagadnienie skutecznego przyzwania, ale też postawić pytanie – czego tak naprawdę szukają Demony na Prawdziwej Ziemi?

Tutaj stoimy już na progu właściwej Demonolgii – sztuki która opiera się na wiedzy i zrozumieniu, na świadomym, skutecznym działaniu. Demonolatrzy otrzymali rytuał którego natury nie rozumieli. Na jego podstawie wydarli Demony z Domen, stworzyli dla nich przejścia. Wprowadzili pierwsze klasyfikacje – na podstawie Prażywiołu (Ogień, Mrok, Światło). Wszystkie Demony były dla nich Demonami Spiżu – innych nie byli w stanie przyzwać, więc nie wiedzieli o ich istnieniu. (Powstała nawet loża opozycyjna do Hedarny – Spiżozbrojni – tzn. Zbrojni w Demony Spiżowe)... Zbudowali rytuał zaklinania i stworzyli chowańce – ale nie zrozumieli wagi własnego osiągnięcia. Próbowali układać się z Demonami, nieświadomi tego, co naprawdę jest dla nich istotne (historie targów o duszę – to wszystko prawda!). Działali po omacku, nieświadomi przyczyn i skutków. Dopiero odkrycie istnienia Wysokiej Drogi – dzięki Demonaylom – zmusiło ich do rzucenia wyzwania niepoznanemu i przekształciło Dziką sztukę w Mocarstwo.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 23, 2009, 10:10:12 pm wysłana przez Bollomaster »
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Demonolatria - według szkoły ignigeńskiej
« Odpowiedź #1 dnia: Październik 25, 2008, 12:54:27 pm »
Przeczytałem! Naprawdę świetne! NAPRAWDĘ!
1) musimy pomyśleć czy słowo "katedra" będzie używane w taki sposób, jak tu (może tak, rozumiane jako "miejsce do którego udajesz się po wiedzę"; oznaczałoby to wtedy cały budynek uczelni, razem z jej pracownikami.
2) jak z datami? 700 rok to VIII wiek (początek Demonolatrii w Sivarnahd) - a na początku piszesz o VI wieku;
3) Sivarnahd to raczej kraj, niż miasto;
4) poprawiłem Każetred na Krażetred (tak chyba ta nazwa wygląda?); poprawiłem też pisownię "Mocarstwowych" terminów, tak żeby była w pełni precyzyjna; dopisałem też vortale.

Wymyśliłem patent do Halrua, który idealnie koresponduje z ignigeńską "edukacją mas" - to co wymyśliłaś to świetne urzeczywistnienie magiczności tego kraju!

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Demonolatria - komentarz: rytuał lustro-przyzwania
« Odpowiedź #2 dnia: Grudzień 05, 2008, 05:55:21 pm »
Szkoła ignigeńska dostarcza wiedzę masom ludzi o ciasnych horyzontach – toteż nie można od niej zbyt wiele wymagać. Prawdę mówiąc zdarza mi się co jakiś czas wziąć udział w tamtejszych wykładach. Oczywiście pośród słuchaczy. Prostota języka używanego przez teoretyków pomaga się skoncentrować i oczyścić umysł – osobiście jestem nawet zdania, że pozwala dostrzegać błędy i niekonsekwencje. Ponadto sama treść wykładów – jakkolwiek zazwyczaj nużąco niekompetentna – zawiera niekiedy intrygujące ziarna: echa najnowszych badań, odkryć i raportów, imiona i daty które przeszły przez palce ignigeńskiej cenzury – nieistotne dla publiki, dla mnie niezwykle cenne.

W tym świetle historia demonolatrów według Ignigeny jest niestety stratą mojego czasu: po pierwsze nie kryje w sobie intrygujących ziaren, po drugie jest chaotyczna w sposób szczególnie mi przykry. Po trzecie jest bezsensowna. Nie zamierzam marnować moich chwil na komentowanie samego wywodu: próbuje opisać on prawdę poprzez błędy popełnione z powodu ignorancji, a nie przez pryzmat obecnej – słusznej – wiedzy. Ponadto stawia błędne pytania – które zaciemniają obraz, zamiast go naświetlić. A więc krótko. Demonolatria – trzy wieki błądzenia – zakreśliła tylko tradycje, później podjęte i przekształcone przez Demonologię. Wprowadziła rytuał: lustro–przyzwania. Sklasyfikowała pierwsze Formy spiżowe. Dostrzegła Demonaylów. Dostrzegła prawo powrotu. Dostrzegła możliwość modyfikacji... Na tym jej wkład się kończy – jednak celna interpretacja doświadczeń demonolatrów jest dalszym, obszernym źródłem wiedzy. Najistotniejsze odkrycie w oparciu o taką interpretację, to pochodzenie pierwszego rytuału przyzwania i jego przeprowadzenie.

Dla zrozumienia wagi zagadnienia potrzebne jest naświetlenie pierwszego praktycznego filaru współczesnej Demonologii – rytuału. Filar drugi to kontrola, filar trzeci to wiedza – nimi zajmę się za chwilę. Rytuał jest wielopoziomowym, czasochłonnym procesem wymagającym ogromnego wkładu energetycznego. Jego celem jest utworzenie vortala który z kolei umożliwia przyzwanie. Wzmianka o 'precyzji' potrzebnej do 'wykreślenia' rytuału (wykład ignigeński) jest pozbawiona treści. Po pierwsze precyzja potrzebna jest na każdym poziomie tworzenia rytuału, każde moje działanie, każde słowo, każdą myśl musi cechować precyzja. Po drugie samo 'wykreślanie' rytuału to pomysł ignorantów; zdaje im się najwidoczniej, że kilka świetlistych linii na posadzce to fundament mojej sztuki. A więc krótko o jednościach rytuału lustro-przyzwania, to jest elementach niezbędnych, oraz o jego mechanizmie. Oto jedności: konstrukcja, lustro, ascendencja, prawo nieobecności, otwarcie.
Konstrukcja jest oparta na materii i energii. Jej główną częścią jest ryt – kanały energetyczne uformowne w linie. Ryt tworzy rusztowanie rytuału – zakreśla figurę oraz induktory. Figura jest odzwierciedleniem Formy [Demona], jej dokładnym obrysem. Induktory dostarczają energię do figury, oraz odprowadzają zbędny disops. Ryt ma gigantyczną powierzchnię. Jakkolwiek figura może mieć rozmiar pięści – induktory sięgają zazwyczaj na ogromne odległości w czerwień i błękit, sprowadzając potrzebne energie, czerpiąc ze Skarbców i pozbywając się odpadów. Oczywiście obejmują całą Cytadelę gęstą siecią – specjalna konstrukcja Cytadeli służy dzięki temu za amortyzator. Figura, niezależnie od rozmiarów, wpisana jest zawsze w symbol gwiazdowy. W kątach tego symbolu znajdują się chronitony (inaczej korektory chronologiczne). Oto ich działanie: na jedno uderzenie serca zatrzymują w czasie energię która przez nie przechodzi. Ich zastosowanie wyświetlę za chwilę. Ryt i chronitony to jedności konstrukcji, jednak często stosowane są środki dodatkowe: przypory, stropy i bramy, szczególnie pomocne przy pokonywaniu bariery nieba.
Lustro to oś rytuału, klucz do przyzwania, początek i koniec vortala. Lustro rozpięte jest na figurze; cały ryt jest mu podporządkowany, do niego dostarcza energię, z niego ją odbiera. Lustro odbija wszystko co się nad nim znajduje – dlatego ma barwę czarną. Wszystko poza światłem gwiazd. Gwiazdy znajdują się na ponad Barierą [Domen], z tego powodu nie ma powodu by ich blask wypełniał lustro. Dlatego lustro musi być odpowiednio wyregulowane – jeśli sięgnie gwiazd, jest bezużyteczne, bo światło oślepi Demonologa i albo go zabije albo uniemożliwi kontynuowanie rytuału. Lustro powinno sięgać Bariery. Moc lustra wspierana jest przez energię rytu. Dzięki połączeniu tych dwóch czynników zasięg lustra rośnie i przekracza poziomy – to jest ascendencja. Ponieważ pomiędzy lustrem a Barierą znajduje się wiele poziomów, Demonolog musi chwytać chwilę w której dojrzy w swoim lustrze fragment Bariery, niczym nie przesłoniętą ścianę Domeny... Oznacza to że zaistniało przejście... podobne do gwiazdowego okna. Aby vortal był stabilny, lustro powinno odbijać Barierę na całej powierzchni – to jest prawo nieobecności – to znaczy nic nie leży pomiędzy początkiem a końcem vortala. Taka sytuacja mi się jednak nie zdarzyła. Prawo nieobecności zawiera jednak dopuszczalne obciążenie - zanieczyszczenie lustra, powierzchnia, która nie odbija celu gdyż został on przysłonięty. Jeżeli dopuszczalne obciążenie nie zostało przekroczone, rytuał jest możliwy do przeprowadzenia. Czynnik czasu jest tu istotny – stan vortala może ulec dowolnej zmianie w przeciągu epizodów. Są narzędzia które umożliwiają znacznie skuteczniejszą budowę i utrzymanie vortala – wspomniane już przypory i stropy, oraz wiele innych, związanych z kontrolą i wiedzą – ale demonolatrzy ich nie mieli. Istotne ziarno i bardzo znaczące... A więc zaistniał vortal, łączący lustro i Barierę. Następuje otwarcie, które ja nazywam zdruzgotaniem. Patrzę w lustro i dzięki Mocy rytuału i własnej Mocy sprawiam że lustro staje się tym co odbija – ścianą Bariery. Tu potrzeba największej Mocy: łamię swoją wiedzę, gnę umysł, całą istotę zaciskam w pięść – uderzam w lustro. Lustro jest Barierą, ale jest też kruche bo taka jest jego idea – tak więc pęka. Powstaje wyrwa, przez wyrwę przechodzi Forma którą wybrałem. [Wyrwa zamyka się w epizod później, zanim to jednak nastąpi do vortala dostaje się epizodyczna ilość Pra-energii, która podąża za Formą]. Wtedy trzeba aktywować chronitony. Na jedno uderzenie serca zatrzymają w figurze energię rozbitego lustra i utrzymają podstawę vortala przez który przechodzi Forma. Jeżeli nie będzie chronitonów, rozbicie lustra spowoduje zniszczenie vortala; Forma nie wydostanie się zza Bariery. Dzięki chronitonom Forma przybywa do figury, gdzie należy zaraz rozpocząć kolejne rytuały.
« Ostatnia zmiana: Kwiecień 20, 2010, 04:19:10 pm wysłana przez Bollomaster »
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Demonolatria - komentarz: rytuał lustro-przyzwania
« Odpowiedź #3 dnia: Grudzień 05, 2008, 06:41:45 pm »
[Należy ci się kilka wyjaśnień, czytelniku. Powyższy tekst napisany jest w sposób w jaki mógłby wyrazić się Demonolog – gdyby uznał że jest mu to potrzebne. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Demonolog to istota ogarnięta pragnieniem mocy, prawdziwym żywiołakiem ambicji. Każdy jest indywidualistą w stopniu, który chyba przekracza nasze rozumienie tego słowa. Demonolog będzie mówił o swoich opiniach, swoich żądaniach, swoich planach i swoich wnioskach, o sobie – zupełnie jakby historia zaczynała się i kończyła tylko na nim. Autor powyższego tekstu w oczywisty sposób lekceważy lub ignoruje respekt, jakim ogólnie rzecz biorąc darzy się inne moce. Dla niego Tradycja to tylko tradycja, a Prawo Gwiazdowe to po prostu prawo, moc inna niż jego Moc to ledwie cień potęgi. Większość Demonologów pewnie podeszłaby do tej kwestii podobnie. Nie waż się jednak zwać ich ignorantami! Dla tych istot ignorancja i niewiedza jest najgorszą obelgą. Dlatego jeśli o czymś mówią, to zawsze z absolutną pewnością – albo coś wiesz, albo czegoś nie wiesz. Stąd pewnie pogarda Demonologa dla ignigeńskiego wykładu; nie chodzi nawet o zawarte w nim tezy, ale o to, że opisuje błędy Demonolatrii a nie wyjaśnienia tych błędów – autor wolałby pewnie aby przedstawione zostały od razu konkluzje i to na bazie praktycznych przykładów.
Jest jeszcze jedna cecha, którą dzieli większość Demonologów – to przedziwna dwoistość ich natur: z jednej strony absolutna kontrola, z drugiej gotowość do nieograniczonego użycia własnej mocy. To przedziwny paradoks. Demonolog będzie wyrażał się językiem precyzyjnym do bólu; oszczędzał Czas; będzie ekonomicznie gospodarował energią, trzymał w żelaznym uścisku cały swój majątek i lożę; nie zmarnuje niczego, żadnej sposobności, żadnej okazji; będzie rozumował logicznie, będzie przewidujący w stopniu zahaczającym o paranoję. Taka 'ekonomia' i oszczędność energii wydaje się być cechą zaczerpniętą od samych Demonów. Zarazem jednak Demonolog jest świadomy - nieustannie – że może sięgnąć po moc, która pozwoli mu odrzucić to wszystko, złamać ograniczenia, zdruzgotać bariery, osiągnąć każdy – jak sądzi – cel. To wydaje się być cechą... typowo ludzką. Może właśnie przez tą dwoistość Demonolodzy są tak Potwornie niebezpieczni.]
cdn
« Ostatnia zmiana: Grudzień 06, 2008, 10:36:19 pm wysłana przez bambosh »
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Demonolatria - komentarz; rutuał lustro-przyzwania
« Odpowiedź #4 dnia: Grudzień 06, 2008, 10:27:53 pm »
I jeszcze jedna kwestia na którą chcę zwrócić twoją uwagę, czytelniku. Za chwilę Demonolog piszący powyższe słowa przedstawi wreszcie swoją konkluzję (z całą pewnością inną od ignigeńskiej). Być może cię ona zaskoczy, może nie docenisz wcale jej wagi... To na razie nieważne. Zanim to jednak nastąpi, poświęć chwilę Czasu i zastanów się nad tym, co przeczytałeś. Nad tym co naprawdę oznacza ów rytuał opisany w tak suchy i beznamiętny sposób. Jak wygląda taka Cytadela. Jak wygląda ryt. Co się dzieje gdy opisane tu mechanizmy wprawiane są w ruch.
Powiem ci jak ja to sobie wyobrażam – jak to widzę. Potężna bryła Cytadeli, której ogrom opiera się o granice ciasnego horyzontu: wielkie bloki sal, ciężkie sklepienia, wieże rzucające na konstrukcję smolisty cień. Tu nie chodzi nawet o barwę – to raczej wrażenie ciężaru, niespożytości, wagi. Przyjrzyj się bliżej, a zobaczysz że mury Cytadeli są dziurawe – poprzebijane dziesiątkami, setkami okrągłych otworów. Wytęż swoje gliniane oczy. Zobaczysz zarys rytu – linie energii, zwiniętej, splecionej w liny, które biegną we wszystkich kierunkach, przecinają błękitne powietrze, wbijają się okrutnymi hakami w materię horyzontu na którym stoisz. Wyobraź sobie, że to ledwie mała część całego rytu – że setki innych linii podobnych do tych umykają twojej percepcji, biegną przez energię, Czas, poziomy. Że armia istot, gońcy, szczupadła, słudzy mythaliczni, niewolnicy i wyznawcy rozciągają ten ryt na sto stron świata, zawiązują na nim węzły, doglądają przepływu energii. Wniknij do środka budynku, do samego centrum. Tam – Gigantyczna sala, okryta potężną kopułą, rzęsiście oświetlona; ale światło rozlewa się w dziwny sposób, tu nawet powietrze zostało przekształcone tak aby lepiej amortyzowało strukturę rytu. Sam ryt - pokrywający pajęczyną całą posadzkę, sklepienie, proste linie, niemal niepozorne, uśpione. I wreszcie serce rytuału – to figura opisująca kształt nieopisywalny, oparta na dwudziestoramiennej gwieździe. A na tym wszystkim, zdać by się mogło: w powietrzu, na niewidzialnych niciach – lustro. O tym lustrze nie usłyszysz wiele od Demonologa, wspomni o nim tylko, choć jest to arcydzieło śmiertelnej esencji. Czarna powierzchnia, kształtu identycznego z figurą, wygląda jakby ktoś zgniótł ją jak kartę papieru, rozprostował i scalił na powrót w gładką tafę. Jest jak dziesiątki, setki szklanych odłamków, pryzmatów, które choć oddzielne – stanowią całość. Lustro jest smoliście czarne, martwe, uśpione. Demonolog mógłby dzięki niemu dojrzeć wszystko co znajduje się pod Gwiazdami, choćby dziedziny Bogów - tak ci przynajmniej powie...
Za chwilę, gdy nadejdzie właściwy Czas, mythale zleją się w jedno, loża wstrzyma oddech – i w jednym epizodzie nastąpi aktywacja całego rytu. Przypomnij sobie swój pierwszy lot samolotem i moment startu, potężną siłę która unosi w powietrze tony stali. A teraz wyobraź sobie tą siłę dziesięciokrotnie, stukrotnie większą, nieogarnioną moc, która rwącymi strumieniami pędzi w ten jeden punkt: w serce Cytadeli. Gdzieś na prawdziwej ziemi ludzie mogą oślepnąć, dzieci urodzą się martwe, gdzieś w Błękicie wybuchnie wojna, władcę ogarnie obłęd, a żyzna ziemia zmieni się w pustynię – bo przecież ryt skądś czerpię energię, nic nie powstaje z pustki. Ale te efekty nie sięgają Cytadeli. Tutaj mechanizm musi zadziałać z bezbłędną precyzją. Nie ma żadnych wstrząsów, huku grzmotów, głuchego pomruku rozpędzonych sił, rozbłysków światła – to wszystko jest przecież mocą, byłoby marnotrastwem wypuścić tyle energii z rytu! W absolutnej ciszy, pod całkowitą kontrolą, morze energii wlewa się w konstrukcję, zgina pod jarzmem rytu - i płynie wprost do figury. Przez lustro przebiega jednak tylko leciutkie drżenie. Setki odłamków-jedności wciąż odbijają tylko czerń. Zostały wcześniej ustawione, nastrojone rękami samego Demonologa, tak by utworzyły vortal idealny, wolną drogę przez Czerwień, Niebo i Błękit. A to nie wszytko: wokół przyszłego vortala czeka przecież loża, nie tylko na prawdziwej ziemi, ale też w wysokich szerokościach; istoty, oddziały i armie wysłane po to aby utorować przejście. I chyba spisały się dobrze, bo w czerni lustra pojawia się nagle Pra-barwa. Nie sposób opisać jej koloru... jest wielkości ziarna piasku, ale uderza w samo sedno twojej istoty. To jest fragment bariery, wzniesionej na najwyższej szerokości, ponad Koroną, tuż pod Gwiazdami, jest tak odległa, że wręcz abstrakcyjna – a ty widzisz ją gołym okiem, poprzez całą nieskończoność Błękitu! Ziarno zaczyna się rozrastać, lutro się przestraja szukając kolejnych przejść, loża ściera się z każdym mythalem który przysłania cel i wreszcie Pra-barwa pokrywa taflę... nie w całości, ale to wystarczy. A wtedy Demonolog wspina się na wyżyny swojej sztuki, przenosi ideę lustra w czystą abstrakcję – i uderza w nie.
To naprawdę jest jak cud: ściana Domeny, stworzona po to aby same Demony nie mogły jej przekroczyć - pęka pod uderzeniem śmiertelnej ręki.
« Ostatnia zmiana: Kwiecień 20, 2010, 04:25:58 pm wysłana przez Bollomaster »
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Demonolatria - komentarz; rytuał lustro-przyzwania
« Odpowiedź #5 dnia: Grudzień 11, 2008, 05:31:27 pm »
Tyle na temat mechanizmu lustro-przyzwania. W świetle mojej wiedzy mogę przedstawić więc wnioski. Zwraca moją uwagę że chociaż pierwszy rytuał lustro-przyzwania dokonany przez demonolatrów zawierał wszystkie jedności, uczyniono go bez wiedzy. Brak tego filaru jest szczególnie uderzający i oznacza, że w rytuale musiała też znacząco ucierpieć kontrola. Kluczowy jest tu proces oczyszczania lustra: jeżeli nie zastosuję dodatkowych środków, jeżeli oprę się tylko na jednościach, jeżeli nie użyję loży aby odsłonić vortal – oczyszczenie lustra jest kwestią długiego czasu albo wieczności. Powodzenie zapewniłoby tylko to, co ignoranci nazywają szczęściem. Owa 'energia szczęścia' nie wyjaśnia jednak powodzenia pierwszych demonolatrów, ponieważ skuteczność ich przywołań była wielka, a procent niepowodzeń – nieznaczny. Kolejny istotny dla mnie fakt: demonolatrzy otrzymali od Wysokiej Drogi rytuał uniwersalny, zbudowany pod jedną Formę – rodzaj wzorca. Kształt tej pierwszej przyzwanej Formy został wyśledzony w czasie i odtworzony – nazywam ją Fundamentem. Po wezwaniu Fundamentu demonolatrzy zmodyfikowali rytuał ponieważ jego skuteczność spadła do zera – kształt vortala nie odzwierciedlał żadnej Formy obecnej w Domenie. Dokonali takiej modyfikacji – i osiągnęli sukces. Podobne sukcesy osiągali następnie przez kolejne stulecie. W świetle mojej obecnej wiedzy wiem, że żadna 'energia szczęścia' nie umożliwia powodzenia takiego rodzaju. Demonolatrzy dokonywali więc przyzwań skutecznych, chociaż nie umieli oczyścić lustra – otworzyć vortala. Przy stanie ich wiedzy potrzebowaliby więc gigantycznego nakładu czasu i energii. A jednak żadna z moich informacji na temat pierwszych rytuałów nie potwierdza takiego nakładu w toku przyzwania. Dokonywali też przyzwań różnorodnych Form... zgadując ich kształt. Te dwa fakty prowadzą do ważnej i cennej konkluzji: demonolatrzy otrzymali pomoc siły, która oczyściła dla nich lustra i zapewniła przejście, a ponadto dała im intuicjonalną wiedzę na temat pierwszych Form spiżowych. Taką wiedzę mogła posiadać jedynie Wysoka Droga, jest bowiem dla mnie jasne, że to ona wykuła pierwsze Formy. Ponadto rola Wysokiej Drogi w tworzeniu vortali - musiał tutaj zadziałać jej aspekt jako siły łamiącej poziomy i ograniczenia. Tą drogą dochodzę do kwestii najistotniejszej i kluczowej. Wysoka Droga udzieliła... natchnienia pierwszym demonolatrom - tu motywacja tej siły jest oczywista. Wsparcie Wysokiej Drogi umożliwiło skuteczne i częste przyzwania. A jednak po około dwóch wiekach takiego wsparcia Wysoka Droga na powrót stała się odległa i demonolatrzy stanęli przed wyborem – albo poszerzą swoje horyzonty, albo zaniechają swojej sztuki. Dlaczego Wysoka Droga stała się odległa? Analizując jej działanie dochodzę do wniosku, że nie uczyniła tego dobrowolnie. Pytanie brzmi więc: jaka siła, jaka energia, jakie wydarzenie – były zdolne wpłynąć na Wysoką Drogę i zmusić ją do ustąpienia?
Na to pytanie nie znam odpowiedzi.

całość do przerobienia (więc nie martwcie się jeśli nie rozumiecie co próbowałam przkazac;)
« Ostatnia zmiana: Listopad 03, 2009, 10:40:18 pm wysłana przez bambosh »
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Rytauał enaylal-zaklęcia
« Odpowiedź #6 dnia: Styczeń 04, 2009, 09:47:51 pm »
Kolejny błąd katedry ignigeńskiej jest dowodem na bezgraniczną ignorancję teoretyków. Twierdzą że demonolatrzy skonstruowali rytuał 'zaklinania' w oparciu o oberwacje vendhijskich diabłów. Jest to twierdzenie bezmyślne. Demonologia zrodziła się z poszukiwania i zdobywania wiedzy, a więc w momencie gdy zrozumienie przedłożono nad ignorancki kult. Jest oczywiste, że ci którzy utworzyli enaylal-zaklęcie byli już Demonologami. Przypisywanie tego wielkiego dzieła demonolatrom budzi moją pogardę.
Obserwacja ker vendhijskich była istotnie ważnym ziarnem w wiedzy pierwszych Demonologów i skupiała się na dwóch podstawowych kwestiach. Pierwsza: asymilacja ludzkiej percepcji przez Demona. Druga: akomodacja Mocy Demona i jej spadek. Asymilacja ludzkiej percepcji umożliwia porozumienie z Demonem; akomodacja znacznie ogranicza jego Moc, co z kolei umożliwia kontrolę. (Obydwa efekty są ważne, jednak skuteczna asymilacja ma kluczowe znaczenie, akomodacja zaś jest efektem ubocznym). Innymi słowy – jeśli nie jest to już teraz dość jasne – rytuał enaylal-zaklęcia rozwiązuje dwa problemy z którymi zmagała się demonolatria: potężny i niekontrolowany wpływ Demona i niemożność porozumienia pomiędzy Demonologiem a przyzwanym Demonem.
Geniusz rytuału enaylal-zaklęcia polega na przezwyciężeniu dwóch niemożliwości. Pierwsza: zamknięcie fizycznie niezmiennej Formy w śmiertelnym ciele, tak aby zaszła asymilacja. Druga: ograniczenie Mocy Demona. Wiem doskonale, że Istnienie Demona to dążenie do zwiększania Mocy. Jego potęga nie podlega ograniczeniom. Nie jest zdolny do jednej tylko rzeczy – nie może ograniczyć sam siebie, a więc zmniejszyć swojej Mocy. Enaylal-zaklęcie to jedyny epizod w istnieniu, gdy ta zasada zostaje złamana.
Opowieści o 'rytuałach spętania', i tym podobnych, są głupotą. Nie istnieje rytuał zdolny kontrolować Demona nie zaklętego w chowańca, ani też rytuał zdolny zmusić go by ograniczył Moc. Nie mogę Demona przygnieść swoją wolą, spętać słowami, wepchnąć siłą w powłokę chowańca. To przekracza po tysiąkroć moje możliwości. Ponieważ w rytuale enaylal-zaklęcia trzeba dokonać niemożliwego konieczne jest, aby dokonał tego sam Demon, w oparciu o swoją enneję. Oto więc jak działa rytuał. Ma trzy jedności: chowańca, pół-słowo enaylal ukryte w chowańcu i łańcuch łączący figurę przyzwania z chowańcem. Dokonuję przyzwania, Forma przechodzi przez vortal i wypełnia figurę. Jeżeli nie podejmę żadnych działań, jeżeli nie wpłynę na Demona poprzez energię lub Pra-energię, jeżeli nie dosięgnie go zew Wysokiej Drogi – Demon pozostanie w figurze. Aktywuję łańcuch łączący chowańca z figurą. Łańcuch jest częścią rytu, toteż przewodzi i amortyzuje. Ma też inną rolę – prowadzi do pół-słowa ukrytego w chowańcu. Gdy łańcuch jest gotowy używam go aby obudzić pół-słowo 'enaylal'. Jest to konstrukt stworzony na podobieństwo 'enayli', fałszywe echo Wysokiej Drogi, które zawsze pociągnie ku sobie Demona, jeśli jest dobrze zrobione. Demon sięga po enaylal w głąb chowańca. W chwili gdy dosięgnie pół-słowa zamyka się za nim wewnętrzna półpowłoka, która umożliwia mu asymilację percepcji chowańca. W tym samym epizodzie Demon dostrzega – już na sposób chowańca – możliwości płynące z rytuału i sam ogranicza swoją moc aby nie uszkodzić powłok. Energetyczna odporność chowańca jest więc kluczowa dla uzyskania odpowiedniego przedziału Mocy.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 23, 2009, 10:29:08 pm wysłana przez Bollomaster »
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Sztuka spagirii - tworzenie chowańców
« Odpowiedź #7 dnia: Marzec 17, 2009, 09:50:28 am »
Nazywam się Svadi Nilva-grim, urodziłem się i wychowałem w pod-mieście Monsillion. Tam spędziłem też większość życia. Tyle na mój temat. Wybaczcie brak szczegółów, tak działamy, na mocy takiej umowy: w naszej loży wiedza o poszczególnych członkach jest nie tyle strzeżona, co traktowana z rozwagą. Zresztą historia mojego życia zanim zostałem tym kim jestem teraz naprawdę nie ma wielkiego znaczenia.
Jestem spagirytą naszego katlinga, buduję dla niego chowańce. Zbudowałem jak dotąd trzy. Pierwszy był... nie, nie eksperymentem, próbą, nie znamy tu takich pojęć - albo coś rób, albo tego nie rób! Pierwszy chowaniec był solidny i piękny, hermetyczny przez długi czas, odporny, prawdziwie użyteczny dla naszego katlinga. Bardzo się do niego przywiązałem, być może głupio, żal mi było patrzeć jak odchodzi. Drugi - wciąż tkwi we mnie jak zadra; miał wiele wad, które zdarzyć się nie powinny i włożyłem w niego lata swojego życia, tak aby stał się doskonały. Na nim naprawdę uczyłem się swojej sztuki. Zawarłem w nim całą wiedzę, tak jak to powinno być uczynione - a jednak niemal zawiódł, powłoki zamknęły się opornie jak zgrzytające zawiasy, mój katling niemal spotkał się z zagładą. Później kilka razy rozmawiałem z tym swoim wyrodnym dzieckiem, wadliwym chowańcem i bardzo go polubiłem, to niedoskonałe dzieło na którym tak wiele się nauczyłem. Ten chowaniec został rozbity, rozbite też zostało jego serce - pierwszy i ostatni jak dotąd Demon skruszony na Turblanda w tej Erze. Stało się to na pograniczu Inroku - tyle wiem bo na samo pole walki mnie nie dopuszczono (1). Otrzymałem za to szczątki człowieka-spagiry, i wiem, że powłoki przebijane były po kolei, nie jak tego dokonuje legion, ale zgodnie z planem i wyższym zamysłem - jakby w celu rozdrażnienia i zaniepokojenia chowańca, doprowadzenia go na granicę gdy musi odrzucić powłoki z własnej woli. Dosyć o tym na razie. Ten był moim drugim dziełem i przez długi czas nic nie tworzyłem, a nasza loża zbierała na powrót siły. To był silny cios, ale przyjęliśmy go i ruszyliśmy dalej.
Jakie były działania samego katlinga w tym czasie, nie wiem.
Kiedy znowu mnie wezwał zlecił mi nowe zadanie, które ukończyłem dwanaście księżyców temu, po dziewiętnastu latach.

Dziewiętnaście lat to długi czas dla większości istot, tym razem jednak potrzebowaliśmy czasu. Mój katling zdecydował się na haroe - 'ustawienie przeznaczenia'. Wybrał dziecko, które od poczęcia do wieku lat dziewiętnastu zostało przeze mnie i innych ukształtowane i wyposażone w pewne właściwości i cechy charakteru, które miały uczynić z niego doskonały materiał. Zazwyczaj się tak nie robi - potrzeba gigantycznej kontroli i wiedzy, aby z sukcesem przeprowadzić haroe, jest tu bardzo wiele zmiennych, jak w każdym życiu ludzkim. Po loży krążyły słowa o tym, że katling użył jakiegoś ze swoich sług i zgasił dziecku Gwiazdę. Nic o tym nie wiem, nie sądzę żeby to zrobił - gdyby to uczynił myślę, że powiedziałaby mi o tym. Spagiry, wbudowane w istotę bez mocnych Gwiazdowych fundamentów, działają nieco inaczej, są mniej stałe i potrzeba im większej amortyzacji.

Jak już powiedziałem, haroe to jedna z opcji, ale rzadko stosowana. Zazwyczaj spagiryta wyszukuje odpowiedni materiał - istotę posiadającą wrodzone cechy, odporność i hermetyczność oraz niekiedy zdolności szczególnie pożądane przez katlinga. Kiedy tylko otrzymuję polecenie znalezienia takiej istoty używam wszystkich środków loży wokół mnie, aby ją do nas sprowadzić. Przez wrodzone cechy mam na myśli nie umiejętności, ale raczej tradycje, które stanowią byt istoty. Prostacki przykład - tradycją niewolnika jest posłuszeństwo; tradycja królewskiego syna jest pragnienie władzy; tradycją córki mojego katlinga jest miłość do niego. Te wszystkie tradycje mogą ułatwić albo utrudnić asymilację Demona, kiedy zamkną się za nim powłoki. Ja nazywam je formą-ponad-formą - kształtem, w który wszystko inne, nawet Demon, częściowo się wpasowuje. Zadaniem dobrego spagiryty jest dobrze poznać 'materiał' i wykorzystać cały jego potencjał w tym względzie.
Odporność istoty jest jedną z cech kluczowych. Jest to odporność wszystkich jedności na ból, rozumiany, niestety, zupełnie fizycznie. W stanie idealnym istota jest świadoma przez większą część procesu tworzenia i zakładania spagir; proces ten łączy się z ogromnym cierpieniem. Aby mogła to cierpienie wytrzymać, musi być niezwykle silna, musi też, koniecznie, ustrzec się przed szaleństwem, które jest bardzo niepożądane. Naturalnie wspomagam wrodzone mechanizmy obrony istoty na której pracuję - trzeba tu jednak działać precyzyjnie i rozważnie. Zbyt gwałtowne ingerencje mogą złamać istotę jak trzcinę, lub nieodwracalnie ją uszkodzić. Znam tysiące sposobów na utrzymanie materiału w życiu i naprawienie uszkodzeń, jednak takie zabiegi nie wpływają dobrze na trzecią cechę - hermetyczność. To określenie jest trudne do uchwycenia - dla spagiryty jednak zawsze zrozumiałe. Opisuje, na ile istota stanowi zamkniętą całość. Przekłada się w pewnej mierze na 'czerwoność' - to na ile istota jest osadzona w alalu. Krasnoludowie mają świetną hermetyczność, poza tym wszystkie istoty pod Gwiazdami są hermetycznie bardzo stabilne. Hermetyczność można wzmacniać - każdy spagiryta ma tu swoje sposoby. Ja pracuję na aspekcie istoty, który osobiście uważam za czwartą ważną cechę. Nazywam ją umiłowaniem życia. Jest to cecha bardzo ważna dla chowańca - utrzymanie swojego bytu, utrzymanie percepcji. Umiłowanie życia można wzmocnić do momentu, w którym zacznie wpływać nawet na wrodzone cechy istoty. Robię to zmuszając 'materiał' do obrony swojego istnienia za wszelką cenę, do momentu w którym jego pragnienia staną się jak tarcza skierowana na wroga. Unikam jednak desperacji; z mojego doświadczenia wynika że ta czarna otchłań raz otwarta, pochłonie w końcu nawet najdoskonalsze byty.



(1) Można się domyślić że loża sformowała grupę istot lub sług, których zadaniem było przeczesanie pola bitwy i zebranie całej możliwej wiedzy o tym kto rozbił Formę Demona.

« Ostatnia zmiana: Listopad 03, 2009, 10:46:29 pm wysłana przez bambosh »
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Sztuka spagirii - tworzenie chowańców.
« Odpowiedź #8 dnia: Czerwiec 10, 2009, 01:38:03 pm »
Wszystkie spagiry - powłoki - które buduję, tworzę w oparciu o informacje przekazane mi przez katlinga. Chodzi tu głównie o spodziewane obciążenie - mechanicznie mówiąc przewidywany wpływ Praenergii - oraz efekty których mój katling oczekuje po chowańcu. Jeżeli spagiry które wbuduję w istotę będą kruche, uzyskamy niższy poziom mocy, z zyskiem kontroli. Jeżeli spagiry będą potężne, Demon wypełni je po brzegi i stanie się największym sprzymierzeńcem i najgroźniejszym wrogiem katlinga.
Idea spagiry jest podobna do idei skóry która pokrywa ciało istoty - jednak odmiennie od skóry, spagira nie stanowi warstwy zewnętrznej, nie jest nawet warstwą w sensie fizycznym. Jeżeli rozetniesz ciało chowańca, nie napotkasz oporu kolejnych, twardych powłok; moja sztuka pozwala mi budować te powłoki na innym poziomie percepcji i komplikacji mocy (wiem jednak, że pierwsi Demonolodzy wbijali w swoje chowańce prawdziwe metaliczne spagiry - był to jeden z wielu sposobów których musieli się chwytać). Spagiry można podzielić dla porządku na trzy rodzaje. Serce, powłoka najgłębsza, rdzeń, dalej spagira główna, która otacza serce i kolejne powłoki, zwane przeze także płaszczami. Serce jest najtrudniejsze w budowie, opiszę je za chwilę. Co do spagir, do ich wytworu używam toromei. Toromeia w stanie spoczynku wygląda jak płyta z brązu, kwadrat o boku długości łokcia, gruby na palec. Gdy budzę tormeję, rozkłada się ona jak zgnieciona karta papieru, do momentu gdy jej powierzchnia może pokryć całą istotę przeznaczoną na chowańca. W rzeczywistości składa się z milionów maleńkich płytek, połączonych płynnym zimnym metalem. Dzięki temu jest skończenie elastyczna. Toromeia sczepia się z ciałem istoty i częściowo wnika również w głąb jej organizmu, aby uzyskać lepszą amortyzację. Metal toromejowy którego ja używam to po części mirium, po części żywioły prawdziwego zimna, które zachowują mi istotę w stanie absolutnego spoczynku na czas kształtowania spagiry - po części zaś normalny brąz. Istota musi pozostać w toromei przez dłuższy czas. Dokładna długość jest zmienna, zależy od materiału na chowańca i potencjału samej toromei. Efekt który trzeba uzyskać to 'przesiąknięcie' spagiry istotą w niej zamkniętą. Wszystkim - jej uczuciami, fizycznym ciałem, bólem, pragnieniem. Gdy to uzyskam zaczynam tworzyć 'odbicia' lub też cienie zewnętrznej powłoki. To jest dla materiału największa próba, i bardzo łatwo go zabić lub nieodwracalnie okaleczyć. Poprzez ryt eteryczny uzbrajam toromeję w żywioły szybkości; spośród żywiołów mi dostępnych najlepiej sprawdzają się beit, khaf i tzadei. Toromeja musi być uzbrojona promieniście - jak człowiek nabity na kolcerz (2). Następnie zakładam na istotę w toromei wzbogacone lustra kolhijskie. Każde ma postać długiej i cienkiej szkalnej igły, zakończonej lustrzaną kulką, średnicy dziesięciu oltani (3).
Przedmioty te mają dwie cenne właściwości. Po pierwsze, przesyłają rzucone na nie żywioły światła, nie na zasadzie pryzmatu ale w kolejności wyznaczonej przez wiek poszczególnych jednakowych luster. Wytwarzane są więc w drobiazgowo oznaczonych partiach; lustro stworzozne jako pierwsze, prześle światło tylko do tego stworzonego jako drugie, i tak dalej. Naturalnie, możliwe jest jednoczesne wytworzenie kilku, lub kilkudziesięciu luster, które w takim wypadku dzielą wszystkie właściwości i przesyłają żywioły światła tylko pomiędzy sobą (tego rodzaju sztuczki są do dziś używane w Kolhis, gdzie misterne świetlne nici rozsnute w powietrzu nad metropolią tworzą wzory rzadkiej piękności). Drugą właściwością luster kolhijskich jest to iż ich wytrzymałość wzrasta stosownie do nasilenia żywiołu w lustrzanym obiegu. Dlatego też lustra kolhijskie, w stanie nienaświetlonym kruche jak sen, są w stanie udźwignąć ogromne obciążenie związane z zakładaniem spagir, jeśli zostaną użyte odpowiednio.
Lustra należy zakładać warstwami; te zanurzone płytko w ciele istoty służą za bazę pierwszego płaszcza, te wbite głębiej - tworzą drugi płaszcz, i tak dalej. Na każdą warstwę składają się lustra stworzone w jednym czasie, przesyłające światło tylko między sobą. Ilość płaszczy zależy głownie od kunsztu spagiryty, nie będzie ich jednak mniej niż sześć; bardzo trudno założyć więcej niż dziesięć. Na każdą warstwę składają się dziesiątki luster (ich ilość ogranicza w zasadzie tylko dostępność - oraz wytrzymałość istoty na którą są zakładane)
O ile wszystkie elementy i narzędzia zostaną użyte poprawnie, samo założenie spagir nie powinno nastręczać problemów. Za pomocą rytów eterycznych po kolei uruchamiam żywioły szybkości. Jeżeli zakładam sześć spagir, wypuszczam sześć żywiołów po kolei, od najwolniejszego do najszybszego. Żywioł szybkości uderza w toromeję -porywa ze sobą jej świetlne odbicie - przechodzi na wylot i wpada na pierwszą warstwę luster kolhijskich. Rozpędzone światło, niosące ze sobą część tradycji i formy toromei wypełnia lustrzany obieg i tworzy niematerialną lecz wierną kopię zewnętrznego płaszcza. Ten cudowny mechanizm jest genialny w swojej prostocie, i nie ma w nim nic gigamicznego; każda istota obdarzona wzrokiem może doświadczyć 'powidoku', gdy wpatrując się długo w źródło światła odkrywa po chwili że 'cień' tego światła, dokładnie oddający zewnętrzny kształt, zasłania jej wizję. To zjawisko nie wynika z oślepienia, jak się powszechnie uważa, lecz z połowicznego rozszczepienia i podziału samego żywiołu światła, które przez swoją szybkość dzieli się na wielokrotne fale. Właśnie takie fale lub cienie chwytane są przez kolejne warstwy luster kolhijskich, a doskonała podatność toromei na działanie żywiołów światła pozwala na połowiczne rozszczepienie tej powłoki pod wpływem zastosowanej szybkości.
Kolejny etap to umocnienie stworzonej w ten sposób warstwy - podstawy pierwszego płaszcza; dzięki ogromnej wytrzymałości luster kolhijskich warstwa ta może przyjąć duże obciążenia. Pierwszy płaszcz musi 'przesiąknąć' istotą, w takim samym stopniu jak wcześniej toromeja - tradycje istoty i tradycje odbitej toromei służą za budulec, który samoczynnie wzmacnia się z czasem. W trakcie tego procesu zaczynam zazwyczaj spowalniać żywioł szybkości w lustrzanym obiegu. Niegdyś była to dosyć delikatna operacja, niosąca za sobą spore ryzyko; trzydzieści lat temu nasza loża zdobyła jednak ihor wspaniałe urządzenie, pozwalające na precyzyjne dzielenie i wychwytywanie grup lovromów (4). Chociaż w obecnym kształcie nie ma mowy o zastosowaniu tego narzędzia na większą skalę, to przy operacjach na minimalnych wartościach energii, jakich wymaga moja sztuka, ihor ma wartość wprost nieocenioną.
Wraz ze spowalnianiem żywiołu szybkości i upływem czasu pierwszy płaszcz się wzmacnia. Kiedy uzyskuje zadowalającą hermetyczność, mogę usunąć pierwszą warstwę luster kolhijskich, i powtórzyć proces, tym razem zatrzymując żywioł szybkości w drugim lustrzanym obiegu. Ponieważ żywioł ten przejdzie zarówno przez toromeję jak i przez pierwszy płaszcz, jego tradycje będą silniejsze - drugi płaszcz będzie mocniejszy niż pierwszy, trzeci mocniejszy niż drugi, aż do ostatniego, najmocniejszego płaszcza, spagiry głównej.
Kiedy płaszcze zostaną ukończone można zdjąć toromeję; budowa i zakładanie serca nie mają z nią już żadnego związku, ponieważ serce musi być bezpośrednio związane tylko z najbardziej wewnętrznym płaszczem. Po zdjęciu toromeji istota wymaga zazwyczaj leczenia i częściowej rekonstrukcji ciała. Staram się zawsze nadzorować ten proces, ale często jestem zmuszony oddać istotę w ręce swoich pomocników, aby w pełni skupić się na ukończeniu serca.



(2) 'narzędzie' egzekucji stosowane w Sivarnaht - w rzeczywistości jest to żywe stworzenie, podobne do małego jeża, o brudnoczerwonych kolcach. Jego pierwsza i ostatnia linia obrony przed drapieżnikami to wydłużenie kolców we wszystkich kierunkach - mogą osiągać ponad metr długości u małych okazów. Skazańca zmusza się do połknięcia odurzonego kolcerza (ze względu na rozmiary stworzenia podobno zdarza się że kolcerz jest zaszywany w brzuchu skazańca (!). Gdy zwierzę odzyskuje przytomność, uruchamia swoje mechanizmy obronne... Ta okrutna kara stosowana jest tylko wobec najgorszych zbrodniarzy.
(3) tzn. rozmiaru około ziarna pieprzu.
(4) cdn
« Ostatnia zmiana: Listopad 03, 2009, 10:55:43 pm wysłana przez bambosh »
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Wstęp do współczesnej Demonologii
« Odpowiedź #9 dnia: Czerwiec 10, 2009, 10:06:58 pm »
Bobek, to jest świetne. Genialna wizja, gdzie nieprzekraczalne ograniczenia (destrukcja ciała) leżą w zupełnie innym wymiarze!
Nie jestem pewien, czy wymyśliliśmy jakąś nazwę dla "przymierza lóż"?

Ostatnie posty pokazują że coś takiego jak teoretyczna Demonologia to złudzenie i zabawa głupców; do takiego poziomu kunsztu i zrozumienia nie można dojść inaczej niż w czerwonych czynach, praktyce.

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Wstęp do współczesnej Demonologii
« Odpowiedź #10 dnia: Czerwiec 11, 2009, 12:41:31 am »
Dobrze, że ci się spodobało... próbowałam wykminić jak opisać taki abstrakcyjny patent w pozornie logiczny (spójny) sposób, mam nadzieję że to wyszło zrozumiale. Trzeba tu jeszcze dodać o sercu i wspomnieć o innych metodach używanych w sztuce spagirii (żywioły światła nie są jedyną drogą!), ale podstawy już są.

Oglądaliśmy kiedyś taki 'horror' z Łukaszkiem, jeszcze w akademiku - był tam gość którego twarz była ponabijana igłami. Trochę tak wyobrażam sobie te lustra kolhijskie, okrutną konstrukcję założoną na żywe ciało (do tego okryte pół-płynnym metalem). Warsztat takiego spagiryty przy pracy to musi być filigranowa i precyzyjna robota. Pewnie dlatego niektórzy z nich usprawaniają swoje ręce, albo, np. drogą rakarstwa - wymieniają je na nowe...

Na 'przymierze lóż' nie ma jeszcze nazwy.
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Demonolatria - komentarz; rytuał lustro-przyzwania
« Odpowiedź #11 dnia: Wrzesień 13, 2009, 01:33:48 pm »
Tą drogą dochodzę do kwestii najistotniejszej i kluczowej. Wysoka Droga udzieliła... natchnienia pierwszym demonolatrom - tu motywacja tej siły jest oczywista. Wsparcie Wysokiej Drogi umożliwiło skuteczne i częste przyzwania. A jednak po około dwóch wiekach takiego wsparcia Wysoka Droga na powrót stała się odległa i demonolatrzy stanęli przed wyborem – albo poszerzą swoje horyzonty, albo zaniechają swojej sztuki. Dlaczego Wysoka Droga stała się odległa? Analizując jej działanie dochodzę do wniosku, że nie uczyniła tego dobrowolnie. Pytanie brzmi więc: jaka siła, jaka energia, jakie wydarzenie – były zdolne wpłynąć na Wysoką Drogę i zmusić ją do ustąpienia?
Na to pytanie nie znam odpowiedzi.
A ja tak (wreszcie)! Czerń rzucona w Czerń, jedno rozpruwa drugie aż do Białości, pierwszą Wolę łamie, drugą wypacza, daje potomkom nadzieję na uniknięcie kresu. Wysoka Droga nie ustąpiła, ona się przesunęła!
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 16, 2009, 08:06:43 pm wysłana przez Bollomaster »

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Wstęp do współczesnej Demonologii
« Odpowiedź #12 dnia: Wrzesień 14, 2009, 10:11:55 am »
???
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Wstęp do współczesnej Demonologii
« Odpowiedź #13 dnia: Wrzesień 16, 2009, 08:14:12 pm »
Dziobuś, to w końcu sekret Gigamiczny. Jeśli chcesz, wyślę ci na priwata.

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Wstęp do współczesnej Demonologii
« Odpowiedź #14 dnia: Wrzesień 17, 2009, 12:47:43 am »
Chcę;)
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!