Autor Wątek: Detmarchia. Historia odległa i bliska  (Przeczytany 326 razy)

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Detmarchia. Historia odległa i bliska
« dnia: Wrzesień 22, 2008, 07:33:36 pm »
SZRONGWARDIA

W pradawnych czasach, w Pierwszej Erze, Gwiezdny Smok Raeileh stworzył słowo brzmiące obecnie w języku wspólnym „król”. Królowie są istotami stojącymi ponad zwykłymi śmiertelnikami; celem ich istnienia jest sprawowanie władzy, której jedyne źródło stanowi krew (dynastia). Nie ma znaczenia, że król Lorvaudii jest brzydkim, bladym chłopakiem, nie mającym pojęcia o niuansach rządzenia i dzielenia: jest synem swego ojca, więc otacza go przyrodzony majestat. Żaden z jego poddanych nie podniesie na niego ręki, a jego słowa są najwyższym prawem (które niekoniecznie go obejmuje). Dysponuje on “królewską charyzmą”, magią co oprócz szeregu różnych mocy (na przykład słynne „uzdrawiające dłonie”) daje mu władzę nad Gwardią, grupą istot które są jego tarczą i mieczem, wiernych mu za życia i po śmierci.
Temu stanowi rzeczy kres położyły wojny Mahadów ze Smokami (Druga Era). Jak wiadomo, po swoim zwycięstwie Krasnoludy wzięły się za te aspekty Istnienia na jakie wcześniej mieli wpływ ich wrogowie: w pierwszym rzędzie za królów. Trudno było zmienić podstawowe źródło ich legitymizacji stworzone przez Smoki; wreszcie, po dekadach sporów znaleziono rozwiązanie. Magię królewską przeniesiono z osoby króla na insygnium jego władzy, stworzone i ofiarowane mu przez krasnoludy. Jeśli uzurpator chce utwierdzić zdobytą władzę musi zdobyć insygnia pokonanego króla; nawet jeśli jego potomkowie przez stulecia będą trzymać kraj w żelaznym uścisku bez tych przedmiotów pozostaną tylko tyranami. Jak mówi powszechne przysłowie: król bez korony to nie król. Mimo to niektóre insygnia są tak potężne, że mogą być używane (a nie tylko posiadane) jedynie przez istoty w których żyłach płynie królewska krew (1).

Pierwszą władczynią Lorvaudii, kraju który zajmował północną część obecnej Detmarchii, była Ganzamei z plemienia sellan. Według legendy nakazała aby każdy w jego królestwie złożył mu dar – nie tylko śmiertelni poddani, ale także góry, lasy i jeziora. Ostatni i najcenniejszy podarunek ofiarowała jej Nyenn, władczyni Gór Wiecznej Zimy (ob. Góry Szronu): dwunastu Gwardzistów; każdy z nich był potężnym żywiołem mrozu zamkniętym w jednym z dwunastu lodowych luster. Przez stulecia, aż do II Ery gdy dobiegły końca wspomniane wyżej wojny, stały one w sali tronowej pałacu w Banvann Undragat, najpotężniejszej warowni królestwa. Jednak wola ludzkich królów jest słaba, a moc Gwardzistów była równa Demonom; żywioły wiele razy wymykały się spod kontroli i pustoszyły kraj (do legendy przeszedł Rok Zamieci gdy wszystkie wyrwały się na wolność, powodując najstraszliwszą zimę). Mimo to w czasach wojen Gwardia okazywała się niezastąpiona; z konfliktu na konflikt jej siła wręcz wzrastała; „z każdą zimą Szron stawał się mocniejszy” (2). Przyczyniało to coraz większych trudności kolejnym królom.
W Drugiej Erze sytuacja stała się krytyczna; poddani posądzali króla o to że wywołuje wojny aby Gwardia stawała się jeszcze silniejsza. Narastające wzburzenie doprowadziło do wielkich zamieszek; nad panującymi zawisła groźba buntu całego kraju przeciwko nim i ich dwunastu Gwardzistom. Dlatego gdy z Ealas Niragraima (ob. Els Nirgrim), krasnoludzkiego królestwa obejmującego część Norgramu i podziemi pod Detmarchią, przybyło sześciu mistrzów kowalstwa aby stworzyć dla Heriona, ówczesnego króla Lorvaudii, godną go koronę, która mogłaby rozwiązać problem Gwardii, przyjęto ich z otwartymi ramionami. Propozycja krasnoludów była dość radykalna: Herion miał rozbić zwierciadła i rozdać ich odłamki ludziom wybranym na nowych Gwardzistów; dwanaście największych drzazg lodowych wprawiono by w powstającą koronę. Herion podjął bohaterską decyzję i w 558 roku strzaskał wszystkie lustra, wiedząc że nowa Gwardia będzie słabsza od starej (a za granicami czekali bardzo, bardzo liczni wrogowie).
Okruchy lodu wtopiły się w ciała 73 wybrańców i zmieniły ich w chimery (połączenie istoty z żywiołem); stali się długowieczni (setki lat życia), ich umbra „zamarzła” (jeśli któryś z nich miał zdobyć np.: umiejętność walki włócznią ćwiczył ją aż do skutku, nie robiąc nic innego i nie ulegając żadnym pokusom), potrafili zamrażać wolę walki wrogów króla (nie tylko w czasie bitwy, gdy przeciwnicy po prostu opuszczali broń; ta moc działała również na skrytobójców). W dawnych czasach ich potęga była tak wielka, że wszystko czego dotknęli stawało się czarnym lodem. Zawsze walczyli otwarcie, bez uczuć takich jak strach czy nienawiść. Była w nich jednak pewna skaza, która uwidaczniała się z upływem czasu. Tak jak odłamki strzaskanego lustra dają fałszywy obraz, tak moc Gwardzistów zaczęła się wypaczać. „Zimno wojny” wcześniej dające coraz większą siłę, teraz przygniatało, dosłownie zamrażając ich ciała. Stało się to oczywiste gdy w ich obecności, na własnym tronie, została zamordowana Urn Hezona (903 roku III E).

Korona Zimowego Władcy początkowo była insygnium królów Lorvaudii, ale z czasem zaczęła być noszona tylko w chwilach wielkiego zagrożenia wszystkich krajów Detmarchii. Wtedy dawała swemu posiadaczowi, który musiał pochodzić z jednej z detmarchijskich dynastii, całkowitą władzę królewską oraz moc rozkazywania Szronowi. Gdy nie obciążała niczyjej głowy, Gwardia przenosiła się do swoich ukrytych zamków, wracając na wezwanie nowego króla. Z tego powodu zmiany jakie w niej zachodziły stały się jeszcze wyraźniejsze.
Pomimo tego, że Korona miała być używana tylko w chwilach beznadziejnego niebezpieczeństwa, w ciągu wieków pojawiali się bastardzi z linii królewskich, wygnani książęta i inni życiowi nieudacznicy z błękitną krwią w żyłach (3), którzy nie mieli nic do stracenia. Nawet za cenę wojny z całą Detmarchią byli gotowi nosić Koronę i żywić się złudną nadzieją że utrzymają się przy władzy.
W 752 roku III Ery król Wielkiej Detmarchii, Hezon VI, podzielił kraj na 15 księstw i zrzekł się władzy. Aby zachować pokój na wieki, podjął drastyczną decyzję: ukrył noszoną przez siebie Koronę Zimowego Władcy. Początkowo nazwano go Mądrym; przydomek utrzymał się przez 57 lat po jego śmierci, do najazdu Naszanug. Dzika Horda przeorała Detmarchię wzdłuż i wszerz, a Gwardziści pozostali w swoich zamkach; przydomków jakie wtedy nadawano Hezonowi nie godzi się powtarzać. Gdy wróg w końcu został pokonany przez sojusz sześciu krajów zaczęły się walki o supremację. Eskalacja nastąpiła w roku 852, w czasie wojny jaką Ferstailir prowadziło z Marchią Gor. Namiestnik Gor za nic sobie mając własną godność, niczym pospolity awanturnik wyruszył do krain położonych za Szczeliną i wrócił stamtąd z nenfhananem, Dziwnym Człowiekiem, który prawdopodobnie unicestwił znaczną część armii Ferstailir w czasie jej przeprawy przez Drogę Ech (jedyna przełęcz w Górach Szronu, którą może przejść wojsko). W całej Detmarchii zapanowała groza; wyglądało na to, że aby zdobyć władzę panujący sprzymierzą się nawet z Demonami. Krasnoludy z Els Nirgrim skupiły się na blokowaniu „bratniej pomocy” z Halrua, nie mogąc opanować szerzącej się anarchii.

Na temat sposobu w jaki Urn Hezona zdobyła Koronę Zimowego Władcy krąży wiele legend. Według jednej z nich ta renegatka z książęcego rodu Nyhlarnu wraz z drużyną poszukiwaczy przygód zeszła w głąb Szczeliny i wróciła z tym insygnium najwyższej władzy. Koronowała się w imię szczytnego celu przywrócenia ładu w ginącej Detmarchii; niestety nie wszyscy uznali słuszność tego postępku. Korona miała chronić przed wrogami z zewnątrz, nie wojną domową. Z tego powodu aż po kres swego panowania Urn Hezona walczyła o utrzymanie władzy i pokój. Bardzo szybko zdobyła znaczny zastęp sprzymierzeńców i bardzo silną pozycję – oczywiście tylko dzięki Szrongwardii, która po raz pierwszy od ponad stulecia opuściła swoje twierdze i stanęła u boku królowej. Urn Hezona dokonała bardzo nowatorskiego kroku: z Gwardzistów uczyniła dowódców formowanych oddziałów nazwanych Zimną Armią. Dzięki temu w ciągu kilku lat zdobyła doskonale zorganizowane i zdyscyplinowane wojsko nie mające w Detmarchii godnego przeciwnika, zdolne zwyciężać nawet z krasnoludami z Els Nirgrim. Pod koniec jej panowania likwidacja ostatnich ognisk oporu była już tylko kwestią czasu. W 901 roku królowa ogłosiła wskrzeszenie Wielkiej Detmarchii. Dwa lata później zginęła zamordowana.
Tożsamość zamachowca jest kwestią sporną. Niektórzy mówią, że był to zwykły człowiek, żołnierz z rozbitej niedawno armii księcia Haxaru. Inni dodają, że jego oczy przypominały oczy owada, a na jego ramieniu wypalony był znak pająka (4). Pewne relacje sugerują, że zabójstwa dokonał... duch Hezona VI (5). Bezsporne jest tylko to, że Szrongwardia zawiodła, bardziej niż można było przypuszczać. Pomimo śmierci królowej nie odeszła do swoich zamków, pozostając przy jej martwym ciele tak jakby ciągle żyła. Po Detmarchii zaczęły krążyć sprzeczne plotki; ci z dawnych wrogów którzy zachowali głowy podnieśli je i ruszyli na Akion, stolicę „Wielkiej Detmarchii”. Doszło do długiej i krwawej bitwy, w której Zimna Armia została niemal unicestwiona. Tego samego dnia rozpoczęła się niespodziewanie kolejna bitwa, znacznie cięższa od poprzedniej: 35 tysięcy sprzymierzonych szturmowało pałac królewski broniony przez Szrongwardię. W tej chwili dla wszystkich było oczywiste że Urn Hezona żyje. Według opowieści wielu oszalało, gdy w skutej lodem sali tronowej zobaczyli ciało zamordowanej królowej. Resztki Gwardii znikły w ukrytych warowniach, a Korona Zimowego Władcy zaginęła.

Poszukiwania podejmowane w ciągu następnych lat nie przyniosły efektów; podejrzewano, że Korona została zabrana przez Gwardię. Sam Szron zniknął w swoich warowniach i przez ponad sto następnych lat nie pojawiła się o nim żadna pewniejsza wieść. Zmiana nadeszła z gwałtownością i szybkością pioruna. W 999 roku wąż połknął swój ogon gdy młody irgan o nie znanym jeszcze imieniu Hiarh związał swój los z losem istoty która powołała Gwardię...



(1) Nie jest to tylko puste hasło; magia królewska ma bardzo silny związek z krwią. Stąd starodawny, wywodzący się z zapomnianego Brasaszas, rytuał picia krwi pokonanego władcy.
(2)W detmarchijskim dialekcie wspólnego wojna i zima mają to samo znaczenie, używa się ich zamiennie; „nadchodzi ciężka wojna” może równie dobrze oznaczać zimę – i na odwrót.
(3) Pojęcie „błękitna krew” wywodzi się właśnie z Detmarchii (między innymi).
(4) Ta wersja jest całkiem sensowna ale za jej rozpowszechnianie uczonym grozi odcięcie prawego kciuka i wyrwanie języka.
(5) Ta z kolei wydaje się być zabawna, duch starego króla musiałby mieć niezwykłe wyczucie politycznej sytuacji. Kosztowała jednak życie wielu irganów gdyż propaganda niektórych krajów Detmarchii przypisała irgańskim Mówcom Grzmotu wezwanie ducha w celu dokonania zabójstwa.
« Ostatnia zmiana: Kwiecień 27, 2010, 03:46:31 pm wysłana przez Bollomaster »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Detmarchia
« Odpowiedź #1 dnia: Wrzesień 23, 2008, 06:18:39 pm »
NAJNOWSZA HISTORIA DETMARCHII: od wybuchu Pajęczej Zarazy do początku rządów Hrana Hezonity

W roku śmierci królowej uderzyła Pajęcza Zaraza; reakcja Zachodu była natychmiastowa. Na zachodzie, na prawym brzegu Nantistu, stanęły pod bronią wyborowe regimenty tyorańskich i lagemonijskich magrycerzy; na południu, w Armed Kerbal będących północną granicą Juhtun-Szaar pojawił się elitarny Korpus Martwych Czat. Wschodnie rubieże Suchomorza spowiły zabójcze brudnożółte opary, a Związek Morski zablokował ze swojej strony wszelkie kursy do zagrożonych krain. Nawet piraci z Kartaldoru gdzieś zniknęli. Jeszcze w tym samym roku król Els Nirgrim sprowadził do Detmarchii trzy cechy pająkobójców: Synów Ognia, Cech Marlabardzki i Kompanię Louneńską. Wszyscy władcy złożyli mu zwyczajowe podziękowania podczas gdy ich dziedziny czerniały od ognia i krwi; szacuje się, że w latach 903-904 wyginęły 3/10 ludności Detmarchii. Za straszliwą cenę bezsensownych cierpień Zaraza została opanowana i stłumiona.

Po śmierci Urn Hezony powszechnie cieszono się powrotem wolności i niższymi podatkami. Trwało to bardzo krótko; Pajęcza Zaraza w bolesny sposób ukazała słabość detmarchijskich państw. Szaleństwo jakie w zdecentralizowanych krajach rozpętały cechy nigdy nie mogłoby mieć miejsca w Aquilonii, Ossentharze czy Halrua. Detmarchia nie zaznała takich zniszczeń od półtora tysiąca lat. Władcy i zwykli poddani z rzadko spotykaną zgodnością zaczęli rozglądać się za przywódcą, który podejmie dzieło Urn Hezony i „ponad podziałami odbuduje dawną potęgę Detmarchii”. Taki przywódca się jednak nie pojawił.

Hargon, nazwany później Diabłem, był synem władczyni Stailir, niewielkiego księstwa na południu Detmarchii dawniej zwanego Ferstailir. „Oszyszczające płomienie” rozniecone przez Synów Ognia oprócz Zarazy pochłonęły również stolicę kraju i życie rodziców Hargona; dwudziestoletni następca ocalał tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Brak szczególnych uzdolnień oraz tragiczna sytuacja jego władztwa nie były w stanie ostudzić ambicji młodego księcia; pragnął nieograniczonej władzy na ziemiach na północ i południe od Armed Kerbal. Trudno powiedzieć czy już wtedy powstał zamysł uczynienia z Juhtun-Szaar wroga całej bez mała Detmarchii. Potrzebował tylko siły i jeszcze raz siły. Aby mieć jasność: Hargon nie był wtedy nikim wyróżniającym się ani szczególnie predestynowanym do najwyższych godności. Ot, jedno z około pięćdziesięciu żyjących w tym czasie ambitnych książątek. Zadziałała tu jednak siła o której wiele ciekawego mogliby powiedzieć mieszkańcy Kartaldoru i członkowie Drużyn Losu: szczęście. W 907 roku Hargona powaliła śmiertelna choroba; żaden z wątpliwej sławy medyków nie był w stanie jej uleczyć (należy pamiętać, że Stailir było wtedy dość ubogie). Zanosiło się na to, że księstwo zostanie podzielone między sąsiadów, gdy umierający władca został uzdrowiony przez człowieka imieniem Tai. W owym czasie nie był on jeszcze znany; dopiero później zaczęto o nim mówić jako o pierwszym od dwóch tysiącleci spadkobiercy Książąt Krwi z Ro Gamblai i jednym z najpotężniejszych magów po tej stronie Interioru. Jednak, jeśli świadkowie tamtych wydarzeń się nie mylą, już wtedy, na początku X stulecia musiał władać niezwykłą mocą. W miejsce słabego, śmiertelnego serca Hargona umieścił serce Smoka (1); choroba znikła bez śladu, ale to był zaledwie początek. Młody książę uodpornił się na wszelkie trucizny – nawet te najbardziej zabójcze. Wbrew temu co się twierdzi nie stał się nieśmiertelny ale, w zakresie swego śmiertelnego życia, wiecznie młody. Najsłynniejsza była jednak trzecia zdolność, źródło przydomku Hargona: gdy tego zapragnął mógł odmienić swoją postać. Jego ciało rozrastało się do monstrualnych rozmiarów, z kości, przebijając skórę, wyrastały dziesiątki rogów tworząc niemożliwy do przebicia pancerz, siły fizyczne osiągały nadludzki poziom, tak że przemieniony książę był w stanie wyrżnąć całą armię.

Tai wraz z Hargonem doprowadzili Stailir do potęgi jakiej ów kraj nigdy wcześniej nie zaznał. Na początku taktyką zmiennych sojuszy, a później brutalną siłą sprawili, że w 948 roku granice księstwa oparły się na południu o Armed Kerbal i ziemie Ihruanu, na zachodzie sięgnęły Szczeliny, Spalonego Pogranicza i Gór Szronu na północy. Na wschodzie, po podporządkowaniu ostatnich państewek buforowych, Stailir starło się z potęgą Lorvaudii. Dopiero w tym momencie trzej z Czterech Władców (2) zorientowali się że czwartym jest Hargon stailirski. Hetarch XI, książę Lorvaudii, pod wrażeniem utraty Strażnicy Siedmiu Tarcz (3) związał się sojuszem z Marchią Gor. Posunięcie to w samej Lorvaudii wywołało gorące protesty, a Koryena, króla Nyhlarnu pchnęło w ramiona Taia i Hargona. Cała Detmarchia zastygła ze zdziwienia gdy oferta Koryena została przez Stailir odrzucona; rozwścieczony władca natychmiast sprzymierzył się z Lorvaudią i, niestety, Marchią (4). Po obu stronach wrzały przygotowania do wojny; w 950 roku potyczki na granicy Stailir z Lorvaudią przerodziły się w otwartą wojnę. Armia Hargona stanęła do walki ze znacznie liczniejszymi wojskami Lorvaudii wspieranymi przez dwa nyhlarnijskie bataliony oraz korpus Jeźdźców Goru. Szary Książę (5) nie poprzestał na tym; wyciskając z poddanych krwawy pot wystawił drugą armię którą poprowadził osobiście na Marchię Gor zachodnim szlakiem przez Spalone Pogranicze. Tam też, na polu Habatzaar, doszło do wielkiej bitwy. Pomimo przewagi liczebnej stailirscy żołnierze nie mogli sprostać wrogom wspieranym przez dziesięciu Sansedynowych Rycerzy; w końcu lewa flanka południowców załamała się. Prawa została otoczona; rozpoczęła się rzeź. Wtedy Hargon przemienił się po raz pierwszy; z tej części armii Goru nie ocalał nikt. Niedobitkowie ze Stailir wycofali się na południe; Goryjczycy ścigający lewą flankę cofnęli się również; obie strony ogłosiły swoje zwycięstwo. Wieść o tym jak Hargon dosłownie odwrócił koleje bitwy na krótki czas przystopowała działania wojenne, a władcy w całej Detmarchii poczuli się bardzo zaniepokojeni. W samym Ferstailir, stolicy Stailir, wybuchł bunt opozycji przeciwko „Diabłu, który doprowadzi do zagłady ludzi”. Buntownicy mający poparcie Taia ściągnęli sojuszników z całego księstwa i proklamowali republikę. W najgłębszej tajemnicy z Wysokiego Lodu do Els Nirgrim wyruszył jeden z głównych spiskowców, sir Tolos Fiartogan (6) ale nie zdołał tam dotrzeć (7). Reszta zginęła niespodziewanie z ręki Taia w czasie obrad.



(1) DOPISAĆ
(2) Prestiżowy tytuł „Jeden z Czterech” wywodzi się z I E; jednocześnie może go nosić tylko czterech władców zarządzających największymi krajami Detmarchii. W 1. poł. X w.  nosili go: Hetarch XI, książę Lorvaudii; Koryen, król Nyhlarnu; władca Marchii Gor oraz Syddan Dziedzic, król Ihruanu – który utracił swój tytuł na rzecz Hargona Diabła, księcia Stailir.
(3) W 948 roku Hetarch XI lorvaudyjski wyznaczył do obrony Strażnicy siedmiu z dziesięciu Sansedynowych Rycerzy (Hamr, Gamr, Laer, Kayaza, Zialla, Iver, Harikana, Blara); ze swojej strony książę Stailir nie powołał nikogo. Przez pięć dni Tarczownicy bili się bez chwili wytchnienia masakrując południowców. Szóstego dnia przeciw siedmiu stanął Tai; Rycerze poddali się nawet nie podejmując walki.
(4) Marchia Gor od 852 roku III E, od czasu nenfhanana, była izolowana i traktowana przez resztę Detmarchii z najwyższą czujnością. Zresztą ów kraj którego stolica, Ceta, została zbudowana nad samą Szczeliną, nigdy nie cieszył się zaufaniem sąsiadów. Niewątpliwie przyczyniała się (i przyczynia) do tego również powszechna nieznajomość wspólnej mowy wśród Goryjczyków oraz ogólna niewiedza na temat władcy Marchii (rządzi przy pomocy namiestników zwanych „palcami”; jego/ jej tożsamość, jeśli istnieje, jest całkowitą zagadką).
O ile położona dalej Lorvaudia miała do Marchii zastrzeżenia natury zwyczajowej o tyle sąsiedni Nyhlarn od kilkuset lat utrzymywał na granicy 5 tysięcy wyborowych najemników. Koryen wiążąc się z Hetarchem XI pośrednio sprzymierzał się z władcą znienawidzonego Gor.
(5) Przydomek nadany Hargonowi po tym jak dopuścił do dwudniowej grabieży Vigindaru, stolicy Tolosy (941).
(6) Starożytny i czcigodny ród, którego założyciel zatrzymał wojska Juhtun-Szaar na przełęczy Fiartar
(7) Jest to stary rytuał ustanowiony jako kompromis między władcami Detmarchii a Els Nirgrim; pod opiekę króla Els Nirgrim może się oddać każdy kraj Detmarchii jeśli jego przedstawiciel odbierze w Wysokim Lodzie (starożytne miasto detmarchijskie z czasów I E, obecnie w większości w ruinie) zapaloną pochodnię i w ciągu 10 dni dotrze z nią do pałacu krasnoludzkiego króla.
« Ostatnia zmiana: Listopad 09, 2008, 02:09:24 pm wysłana przez Bollomaster »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Detmarchia
« Odpowiedź #2 dnia: Październik 02, 2008, 06:57:46 pm »
Zaczął się następny, 951 rok. Marchia która na Habatzaar straciła trzon swej armii powoli zbierała siły. W Nyhlarnie formowano trzy kolejne bataliony mające wesprzeć Lorvaudię. Na granicy Stailir-Lorvaudia nie powiodły się próby odzyskania Strażnicy Siedmiu Tarcz, a wojska trzech sojuszników pomimo przewagi liczebnej nie były w stanie wtargnąć w głąb wrogiego terytorium. Wtedy nastąpił przełom: trzy nyhlarnijskie bataliony niespodziewanie zmieniły marszrutę i zaatakowały Gor; po miesiącu walk cały kraj, za wyjątkiem Cety i Warowni Loxun, został opanowany przez najeźdźców. Po dwóch kolejnych miesiącach wypełnionych walkami z Twórcami Przepaści (8) i Sansedynowymi Rycerzami których ostatecznie zmuszono do schronienia się w Cecie, Marchia Gor znalazła się na łasce i niełasce Koryena. Godny potomek dawnych królów i książąt nie okazał litości „odwiecznemu” wrogowi; starym detmarchijskim zwyczajem rozpoczęto masową rzeź „tak aby przeklęty lud stał się pyłem”. Równolegle z najazdem na Marchię dwa nyhlarnijskie bataliony walczące na granicy Lorvaudii zaatakowały i wyrżnęły do ostatniej owłosionej nogi korpus Jeźdźców Goru po czym zwróciły się przeciwko żołnierzom Hetarchy XI. Jednocześnie do boju wszedł drugi rzut wojsk ze Stailir (!); pogrom lorvaudyjskiej armii był całkowity. Zwycięski Hargon zostawił Hetarchowi XI dzielnicę nalduvańską (9) „w zamian za co” otrzymał rękę Tamhir, książęcej córki, która jako wiano wniosła większość zajętego przez zdobywcę kraju.

Stało się jasne, że książę Stailir działał w porozumieniu z Koryenem; teatralne odrzucenie sojuszu było grą pozorów na użytek Lorvaudii i Marchii Gor. Hargon (Tai) i Koryen dokonali między siebie podziału Detmarchii: Nyhlarn anektuje Gor i ma zagwarantowaną strefę wpływów na północ od Gór Szronu i Lorvaudii; Stailir zajmuje Lorvaudię i włada południem. Dla obu stron było oczywiste że prędzej czy później dojdzie do konfrontacji, a zwycięzca zdobędzie panowanie nad całą Detmarchią. Na razie władcy zabrali się za opanowywanie przypisanych sobie terenów i odbudowę nadwątlonych sił, próbując jednocześnie w utajony sposób szkodzić drugiej stronie. Tu znów ukazała się niesamowita żywotność Stailir które w końcu dźwigało na sobie główny ciężar wojny z Lorvaudią – Hargon pozwolił walczącemu z Nyhlarnem królestwu Jidara na zaciągnięcie w swoim księstwie 5 tysięcy najemników (oficjalnie zarekrutowano ich na Kartaldorze). Koryen jasno widział przewagę Stailir; nadludzką potęgę jego władcy, geniusz i moc Taia oraz niezwykłą zdolność samego księstwa do szybkiej regeneracji sił i bez wątpienia usilnie szukał środków zaradczych.

W 959 roku Hargon podporządkował sobie Ihruan stając się władcą absolutnym południowej Detmarchii. Mniej więcej od połowy lat pięćdziesiątych zaczęto z jego rozkazu rozprzestrzeniać wizerunek Juhtun-Szaar jako zaprzysięgłego wroga Stailir; miał to być wstęp do przyszłej ekspansji. W XI wieku, kilkadziesiąt lat po upadku Hargona, owoce tej propagandy są ciągle świeże – szczególnie wśród krótko żyjących ras. Tymczasem Nyhlarn toczył zażarty bój z ostatnim wrogiem na północy: potajemnie wspieraną przez Stailir Jidarą. Hargon i Tai uznali że czas jest sprzyjający; w 960 dokonano błyskawicznej koncentracji wojsk południa, które ruszyły dwoma kolumnami na północ: pierwsza miała dotrzeć przez Gor do Nyhlarnu, druga okrążyć masyw Horoday i zająć Akion. W tym momencie na księstwo spadły dwa mordercze ciosy.
Tai, dowodzący zachodnią armią, został niespodziewanie zaatakowany przez Kaz-hedinę, thulorima Els Nirgrim; walka zakończyła się błyskawicznie. Śmiertelnie ranny jak się wydawało mag krwi uciekł z Detmarchii na południe, zapewne do Ro Gamblai. Zdezorientowane oddziały zostały z łatwością zniesione przez siły Nyhlarnu, które następnie skierowały się na wschód aby rozprawić się z Hargonem. W tym samym tygodniu książę Stailir oblegający Akion został otruty; zamachowcy wrzucili mu do kielicha ziarenko Smoczego Piasku (10). Sytuacja stała się krytyczna: Tai zniknął, zachodnia armia została rozbita, w stronę wschodniej zmierzały trzy razy liczniejsze bataliony Nyhlarnu, Hargon walczył o życie, a jego dowódcy nie przyzwyczajeni do podejmowania samodzielnych decyzji wydawali sprzeczne rozkazy. W końcu południowcy zostali otoczeni. Opowieści przekazały opis dramatycznej bitwy pod Akion; przewagę Nyhlarnijczyków, wkroczenie do boju przemienionego Hargona, który zwalczył truciznę i nie tylko rozniósł wrogą armię zabijając Koryena ale także gołymi rękoma zniszczył zamek akioński i zdobył miasto. Wbrew pozorom jedynym nieprawdziwym elementem jest chwila wyzdrowienia księcia; po tak ciężkiej chorobie nie zdołałby przeżyć przemiany. Prawdopodobnie doszedł do siebie znacznie wcześniej; podtrzymując wieść o swej niemocy zwabił w pułapkę północnego króla. Potęga Nyhlarnu została złamana; rozciągnięcie granic Stailir na całą Detmarchię wydawało się kwestią czasu.

W 960 roku, oprócz zebrania owoców zwycięstwa zasiano także ziarna klęski. Wydaje się że Hargon nie doceniał wagi wydarzenia jakim było zniknięcie Taia. Mag krwi wspierał księcia nie tylko w snuciu intryg i wygrywaniu bitew; to jemu należy przypisywać niesłychany wybuch sił życiowych wśród poddanych Hargona, szczególnie mieszkańców Stailir. Jest stwierdzonym faktem, że ludzie ci nadzwyczaj szybko wracali do zdrowia; byli znacznie wytrzymalsi fizycznie i odporniejsi na rany (11); zarazy się ich nie imały. Dzieci rodziły się zdrowe i silne; tak niskiej śmiertelności noworodków mogłaby pozazdrościć władztwu Diabła opływająca w dostatki Aquilonia – tym większy był kontrast z resztą krajów Detmarchii ciągle liżących rany po Pajęczej Zarazie. Z drugiej strony Tai posiadał olbrzymią władzę co na pewno nie podobało się despotycznemu Hargonowi. Nie znamy też ceny jakiej Tai zażądał za swoje usługi (przecież musiał czegoś zażądać?) ale zapłata za zbudowanie imperium od podstaw musiała być niebagatelna. Gwałtowne zniknięcie maga rozwiązywało ten, bez wątpienia poważny, problem. Oprócz tego wszystkiego był jeszcze jeden aspekt klęski maga, na który chyba nikt w Stailir nie zwrócił dostatecznej uwagi: jak to się stało, że Koryen, władca potężny – ale jak na standardy detmarchijskie – zdobył pomoc Sardâshala, króla Els Nirgrim, który mógł pertraktować z Halrua jak równy z równym? Bo przecież to Sardâshal musiał przekonać swego thurlorima żeby stanął na straży złamanego przez Taia Obyczaju (12). Musiała tu działać jeszcze inna, bardzo wpływowa siła, która dostarczyła krasnoludzkiemu królowi argumentów; podobnie zdobycie Smoczego Piasku przekraczało możliwości (choćby finansowe) Nyhlarnu. W świetle tych faktów niespodziewane odrodzenie i późniejszy nagły rozpad Zimnej Armii są jeszcze bardziej zagadkowe.



(8 ) Cech magów z Goru o specyficznym statusie, nie podlegający kontroli państwa. Jego członkowie specjalizują się w magii rozszczepiającej ziemię.
(9) Główna dzielnica Lorvaudii; jej stolica – Nalduva – jest zarazem stolicą całego kraju.
(10) Śmiertelna trucizna rodem ze Smoczej Pustyni. Jedno ziarnko może przepalić imperytową płytę grubości palca; sam opar który przy tym powstaje jest zabójczy. Tuman piasku przenika ciało, umysł i duszę unicestwiając niemal każdą istotę – nawet Boga. Ziarnko wrzucone do napoju sprawia na przeciąg pewnej liczby godzin że śmiertelnik, który choćby go spróbuje spopiela się od wewnątrz ginąc w okropnych męczarniach. W końcu płyn zaczyna gwałtownie się ulatniać; para jest gorąca niczym rozpalona magma – jest to chyba jedyny sposób na wykrycie trucizny. Mówi się, że władcy najpotężniejszych krajów Turblanda (podobno nawet sam Adeved Najjaśniejszy Blask, pan Zjednoczonego Cesarstwa) muszą z tego powodu czekać do wieczora zanim zaspokoją poranne pragnienie. Demonolodzy powiadają, że jeśli Demon zanurzy się w Smoczym Piasku (który w ich mowie zwie się enayla) jego Forma przekroczy swoje ograniczenia.
(11) Znany jest przypadek stailirskiego żołnierza stacjonującego w Nalduvie któremu jakiś zbir (czy może rozżalony Lorvaudyjczyk) w 965 roku poderżnął gardło od ucha do ucha. Zamordowany, miast starym zwyczajem paść na ziemię, odwrócił się na pięcie i zdzielił przeciwnika pancerną rękawicą w twarz, wybijając mu oko i łamiąc żuchwę. Żołnierz jeszcze żył, gdy następnego ranka zabójcę nawlekano na pal.
(12) Na podstawie faktu, że Sardâshalowi się powiodło i kilku późniejszych wydarzeń można przypuszczać, że Tai zamierzał (a być może ciągle zamierza) zdobyć władzę nad całą Detmarchią, co bez wątpienia byłoby naruszeniem Obyczaju (jednym z dowodów na to może być historia Złotych Łowów). Być może w zamian za pomoc Hargon pod koniec życia miał przekazać panowanie magowi krwi; miejmy nadzieję że chociaż on zna motywację tego pragnienia.
« Ostatnia zmiana: Maj 06, 2009, 02:10:28 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Detmarchia
« Odpowiedź #3 dnia: Listopad 09, 2008, 02:15:39 pm »
Jak wiadomo Zimną Armię powołała do istnienia w drugiej połowie IX wieku III Ery Urn Hezona. Była to formacja składająca się przedstawicieli niemal wszystkich ras i profesji, której dowódcami byli Szrongwardziści. Jej głównym atutem była żelazna dyscyplina umożliwiająca maksymalne wykorzystanie możliwości każdego oddziału, a nawet pojedynczych osób. Chociaż poszczególni żołnierze pod względem mocy byli zwykłymi śmiertelnikami to działając razem byli w stanie pokonać nawet wojowników z Els Nirgrim. Powszechnie sądzono że w bitwie stoczonej pod Akion w przeklętym, 903 roku Zimna Armia została całkowicie zniszczona; w rzeczywistości niedobitkowie byli dość liczni. Część opuściła Detmarchię i rozjechała się po Turblanda trafiając do bardzo odległych nieraz ziem i zazwyczaj przyczyniając się tam do rozwoju sztuki wojennej. Większość jednak pozostała próbując wrócić do dawnego życia; wielu stoczyło się, dołączając do różnej maści degeneratów, których w tym czasie były całe rzesze. Ludzie, orkowie, rudowie wymarli, a ich dzieci (jeśli je mieli) zazwyczaj nie wiedziały kim byli rodzice. Żyli jednak krasnoludowie i elfowie; wogary i szegeni ciągle byli w pełni sił, trwali też przedstawiciele innych, rzadszych ras. Urn Hezona wpoiła swym żołnierzom wiarę w Detmarchię zjednoczoną pod jednym władcą który, tak jak ona, wyrzeknie się swych korzeni aby rządzić sprawiedliwie wszystkimi krajami. Ci którzy w sercu pozostali Zimnoarmistami wyraźnie widzieli że Hargon Diabeł ze Stailir jest przeciwieństwem tego ideału. Brakowało tylko czegoś, co pchnie ich do działania.

To coś, czymkolwiek było, pojawiło się w latach sześćdziesiątych; być może był to upadek Nyhlarnu. Tachna, birdanka z Armed Erevangrim słynąca dawniej z niezrównanych szermierczych umiejętności; wogar Gloarr Smolisty (13), weteran Wielkiej Wojny tanelfów z Aquilonią; krasnoludowie: Hannar z Hannary, który zawędrował do Krwawej Nibypuszczy i Sviur Nabardian oraz półirganka Nastavada – wszyscy oni mniej więcej w tym samym czasie, niezależnie od siebie, założyli na bezludnych terenach (a wiele ich było w Detmarchii) obozy w których zaczęli szkolić rekrutów według zasad Zimnej Armii. Piątka gwardianów (14) dowiedziała się o swoim istnieniu bardzo szybko; utworzono wspólny sztab (ostatecznie składał się z piętnastu dowódców, z których każdy, przynajmniej tytularnie, miał pod sobą jeden pułk) i ustalono plan działania.

W 971 roku, gdy Zimna Armia zaczęła atakować stailirskich żołnierzy w różnych punktach Detmarchii, ogólna sytuacja była dość dziwna. Teoretycznie już w 963 roku Hargon zapanował nad krainą i podporządkował sobie wszystkich władców. W praktyce jednak ciągle musiał walczyć z partyzantką która stopniowo rozszerzyła się na  całą bez mała Detmarchię a krawawe represje i wielkie obciążenia nałożone na podbitą ludność wywoływały kolejne bunty. Tymczasem Stailir niespodziewanie zaczął trapić głód ludzi...
W 975 roku Hargon po wielu wahaniach zdecydował się na opłacenie najemników. Rekrutację powierzono Olhasaave (15); pewnego wiosennego wieczora do portów Ferstailir wpłynęły galery wiozące sześć i pół tysiąca Światłozbrojnych Czerwieni (16). Rankiem następnego dnia większość z nich była martwa. O tak zwanej Drugiej Bitwie Przedświtu jaką stoczono tamtej nocy słyszał każdy szanujący się strateg; godzinę po zachodzie około dwóch tysięcy żołnierzy Zimnej Armii wychynęło z pobliskich domów i zabudowań portowych a nawet spod wody. W Czasie jednego, błyskawicznego szturmu prawie wszystkie galery zostały zdobyte – w zażartej walce wycięto większość Światłozbrojnych – i zatopione; następnie Zimnoarmiści ewakuowali się na pokłady okrętów, które podCzas bitwy wpłynęły do portu i zniknęli się w ciemnościach nocy zostawiając jakieś pięć setek martwych towarzyszy (17). Od tego momentu Zimna Armia wystąpiła pod rozwiniętymi sztandarami; jej przywódcy ogłosili wojnę na śmierć i życie z Diabłem ze Stailir i jego poplecznikami. Metoda nie zmieniła się – nadal była to partyzantka – bardzo szybko okazało się jednak, że gwardianie pojmują swój postulat bardzo dosłownie. Podstawowym celem walki nie było zwycięstwo taktyczne ale całkowite zniszczenie sił wroga; jeśli brano jeńców to tylko po to aby stracić ich w jak najokrutniejszy sposób. Druga Bitwa Przedświtu była na tyle spektakularna że rekrutacja kolejnych najemników przychodziła Hargonowi z wielkim trudem, rujnując jednocześnie finanse Stailir – tym bardziej, że to na nich w pierwszym rzędzie kierowała się furia Zimnej Armii (18).

W 981 roku zbuntowała się Sungia. Diabeł postanowił uczynić z niej ostrzeżenie dla całej Detmarchii; korpus interwencyjny otrzymał rozkaz całkowitej pacyfikacji (19). Po zakończonej rzezi wojsko skierowało się w kierunku Ferstailir; drugiego dnia drogi zwiadowcy niespodziewanie donieśli o silnej koncentracji partyzantów w pobliżu miasta zwanego Derst. Głównodowodząca Szervor Afea podjęła samodzielną decyzję i skierowała się w tamtą stronę; poniosła miażdżącą klęskę, a Derst od tego czasu zwany jest Trupim Miastem. Gniew Hargona był tym straszliwszy, że w rzeczywistości całkowicie bezsilny; Zimna Armia pozostawała nieuchwytna, a jej działalność stawała się coraz groźniejsza. Gwardianie zaczęli uznawać za „popleczników” Diabła nie tylko jego żołnierzy, ale również mieszkańców wsi i miasteczek dostarczających Stailirczykom żywność. Nie miało znaczenia, że robili to zazwyczaj pod grozą śmierci, oddając ostatnie nieraz zapasy – za karę Zimnoarmiści mordowali ich w najokrutniejszy sposób. Doprowadziło to do sytuacji w której zwykli ludzie woleli stawić czoła ludziom Hargona niż rzeźnikom z Zimnej Armii. Zarządcy włączonych do Stailir ziem, bardzo często ich dawni władcy, zaczęli się zastanawiać czy nie padną ofiarą tego samego losu. Mocarstwo Hargona stało się Smokiem o papierowych skrzydłach; na zewnątrz podbici władcy pozostawali wiernymi lennikami – w rzeczywistości niemal wszyscy sprzyjali Zimnej Armii i pozostałym partyzantom. W tych okolicznościach gwardianie przystąpili do realizacji ostatniej fazy planu.

Wiosną 983 roku Raja Rigam, książę Haxaru, wystąpił przeciwko Diabłu i jawnie sprzymierzył się z Zimną Armią. Pod murami stolicy księstwa skupiono potężną armię, która razem z dziewięcioma pułkami Zimnoarmistów (ok. 7 tys.; dowodzili min.: Sviur Nabardian, Gloarr Smolisty oraz Tachna) liczyła 45 tysięcy żołnierzy. Oczywistym było iż żaden kraj, tym bardziej niewielki Haxar, nie mógłby samodzielnie wystawić takich sił. Do boju z księciem Stailir stanął wreszcie upragniony ostateczny wróg, owoc knowań wszystkich jego detmarchijskich wrogów. Hargon nie tracił czasu na gromadzenie własnych wojsk; wraz z 6 tysiącami lekkiej konnicy pomknął na północ. Gdy obie armie znalazły się w zasięgu wzroku Diabeł nie czekał nawet na pierwsze starcie; przemieniony rozpoczął walkę – konnica miała jedynie wyrzynać uciekających. Na początku starł się z szeregami Zimnej Armii, która stała na froncie sprzymierzonych; reszta wojsk obserwowała bitwę z pewnej odległości. Dopiero po południu Hargonowi udało się
cdn



(13) Sierść wogarów z wiekiem czernieje.
(14) Dowódca pułku w Zimnej Armii (770 osób); cztery pułki tworzyły korpus (3080 osób) którym mógł (ze względu na dyscyplinę) dowodzić tylko Szrongwardzista. Tak więc według oficjalnej propagandy władców odrodzona Zimna Armia operowała na poziomie pułków. Istnieją jednak pogłoski (nie wiadomo na ile prawdziwe), że były w niej dwa lub trzy korpusy; niektóre wersje opowieści o Drugiej Bitwie Przedświtu (Pierwsza Bitwa? Nierozkminiona) mówią jak Zimnoarmiści dostali się na wrogie statki po groblach zamarzniętej wody. Podobnie, po licznych bitwach znajdowano ciała ludzi którzy umarli ponieważ... ich serca zamieniły się w bryły lodu. Mogłoby to oznaczać że Korona Zimowego Władcy została w końcu odnaleziona – nie jest to jednak temat miły detmarchijskim władcom, a lepiej pamiętać że ich ręce sięgają nieraz bardzo daleko.
(15) „Hasaavski pałac (kupiecki)”; organizacja zrzeszająca cechy kupieckie z Hasaav, kelaneańskiego miasta położonego na wyspie u zachodniego wybrzeża Interioru.
(16) Osławiona w Krainach Południa formacja; nazywa się tak żołnierzy noszących pancerze kute z promieni Słońca (Światłozbrojni Czerwieni) lub Księżyca (Światłozbrojni Błękitu). Chociaż mistrzowie kowalstwa z Halrua i Dazakhi zgłębili sztukę utwardzania światła tych ciał niebieskich oraz łączenia i rozkuwania ich promieni, tak że można z nich tworzyć klingi jeszcze nikomu poza magami Krain Południa nie udało się ukształtować z nich zbroi; nie pomogły tu nawet badania pancerzy już istniejących – które są jednocześnie eksportowane niemal bez żadnych obostrzeń (oczywiście mimo to ich ceny są astronomiczne; na rynkach Satawii za Czerwoną zbroję płaci się około 2 talenty złota [1 talent kelaneański = 31,3 kg]). Według niejasnych opowieści na wpół obłąkanych wędrowców podobne zbroje tworzy się w mitycznym Puerta Ventura. Samo używanie Czerwonej zbroi wymaga znajomości magii zwanej fudhuarru. Sprawia ona między innymi, że piękny, choć kruchy pancerz staje się gorący niczym samo Słońce – jednocześnie straszliwy żar jest skupiony jedynie na zewnętrznej powierzchni; wszystko co jej dotknie momentalnie wyparowywuje. Właściwości Błękitnej zbroi i jej magia są bardziej osobliwe i poza Krainami Południa niemal nieznane (ich wywóz poza pewne, ściśle wyznaczone obszary Krain jest zakazany).
(17) Ilekroć słyszysz opowieść o Drugiej Bitwie Przedświtu, o tym jak garstka żołnierzy rzuciła wyzwanie Smokowi w jego legowisku, ilekroć poczujesz szybsze bicie serca i rumieniec na twarzy pamiętaj o dwóch sprawach. Po pierwsze w chwili ataku Światłozbrojni przywdziewali swój rynsztunek galowy, niemal bezużyteczny w walce, szykując się do przemarszu alejami Ferstailir. Po drugie razem z siedmioma tysiącami żołnierzy w tej bitwie zginęło trzy tysiące ludzi przykutych łańcuchami do wioseł i ław; trzy tysiące ossentharskich niewolników, morderców, złoczyńców złapanych na kradzieży chleba, oszustów karcianych i ludzi „przygodnie zwerbowanych” - na przykład poszukiwaczy przygód jakich przecież pełno na świecie...
(18) Pod koniec panowania, w latach 80, Hargon rozszerzył zakres poszukiwań na całą Turblanda. Mówi się o pięciu posłańcach którzy ruszyli w najdalsze strony kontynentu – każdy unosząc ze sobą ze sobą równowartość sporego królestwa. Nie mogły to być osoby dobrane przypadkowo; JEŚLI wrócą może to oznaczać nową, straszliwą wojnę – tym bardziej, że nie wiadomo z CZYM wrócą.
(19) Tak w żargonie detmarchijskich wojskowych nazywa się wyrżnięcie wszystkiego co żywe na danym terenie.
« Ostatnia zmiana: Grudzień 23, 2008, 05:52:10 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Detmarchia
« Odpowiedź #4 dnia: Listopad 09, 2008, 02:20:57 pm »
W trzy lata po upadku największego detmarchijskiego oponenta Stailir odrodziła się Zimna Armia; dwadzieścia lat później rządy Diabła dobiegły kresu. Klęska Hargona jest swego rodzaju ewenementem; od najdawniejszych czasów obok herosów zdolnych równać góry z ziemią pojawiali się „Demoniczni władcy” dysponujący nadludzką mocą której używali do umacniania swych rządów. W większości znanych przypadków wrogowie wystawiali przeciwko nim przeciwników o porównywalnej sile; walka o losy kraju toczyła się wtedy między kilkoma istotami, często potężniejszymi od całych armii. Przykładem zaczerpniętym z tej historii jest starcie Taia z Kaz-hediną. Ucieczka dziedzica Ro Gamblai bez wątpienia przyczyniła się do znacznego osłabienia Stailir (patrz niżej), ale pozostawał jeszcze Hargon

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Detmarchia. Historia odległa i bliska
« Odpowiedź #5 dnia: Listopad 09, 2008, 02:39:05 pm »
AMARANT

Legendarny Potwór o ośmiu rękach od którego jakoby wywodzą się królowie-prorocy Eruninu. W II Erze po Rozbiciu Szronu przez króla Heriona jego nieprzejednani wrogowie – Bogowie z Panteonu – spuścili z łańcuchów Potwora zwanego Amarantem i poszczuli go na Lorvaudię. Do walki stanęła nowa Gwardia ale w Bitwie o Czarny Wał (1) (563 IIE) okazało się, że jej moc jest niewystarczająca i Gwardziści na rozkaz króla musieli ratować się ucieczką; Amarant ruszył na stolicę królestwa, Wysoki Lód. Według legendy Herion odesłał wszystkich jego mieszkańców, cały dwór oraz rycerzy i samotnie czekał na swym tronie nadejścia Potwora; majestat króla był tak wielki, że Amarant cofnął się przed nim. Mimo to przez wiele lat straszliwie pustoszył Lorvaudię aż w końcu Bogowie „ulitowali” się nad śmiertelnikami; w zamian za południową część kraju oraz życie jej mieszkańców obiecali, że spętają Amarant. Królowa Hanrei, córka Heriona, zgodziła się lecz zabrakło jej mądrości i została oszukana. Amarant uwięziono bowiem w Rozpadlinach Huranii, znajdujących się na ziemiach których się wyrzekła; Potwór nawiedził sny najwybitniejszych ludzi stamtąd i obudził w nich nienawiść do królowej, która skazała ich na śmierć. W 580 roku założyli oni kraj który nazwali Eru-unin, Siedziby Martwych, i wypowiedzieli Lorvaudii śmiertelną wojnę. Tymczasem Amarant zaczął stopniowo zmniejszać liczbę ludzi do których przemawiał, tak że w końcu pozostała tylko jedna osoba, półelfka imieniem Yns Loirun ciesząca się niezachwianym posłuszeństwem mieszkańców Eru-uninu. Według starych kronik w 621 roku Drugiej Ery, Yns zeszła do Rozpadlin Huranii gdzie połączyła się z Amarantem – od nich miałby pochodzić potężny ród królów-proroków rządzących Eruninem po dziś dzień. Wojna Martwych z Żywymi (583 – ???) skończyła się ostatecznie klęską Lorvaudii; główna linia Ganzamedów wymarła a kraj uległ dalszym podziałom. Zaczęły się formować fundamenty przyszłej Detmarchii.



(1) Czarnym Wałem zwano II Erze dzisiejszą rzekę Nantist. Gdy do króla Lorvaudii przybyli krasnoludowie z ofertą przemiany Gwardii ten zgodził się, ale nim rozbił lodowe lustra rozkazał Szronowi zamrozić wody obecnego Nantistu, spiętrzając je na podobieństwo potężnego, czarnego muru. Przez bardzo długi czas, pod słońcami tysięcy kolejnych dni zapora trwała, broniąc zachodniej Lorvaudii przed nieprzyjaciółmi.
« Ostatnia zmiana: Listopad 09, 2008, 11:51:47 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Detmarchia. Historia odległa i bliska
« Odpowiedź #6 dnia: Listopad 09, 2008, 11:52:36 pm »
THENGRA AIFBANN

"If-bann" oznacza w seldzie „spadek, scheda wojny”; słowem tym obejmuje się zniszczone miasta i wsie, pomordowanych ludzi, chaos jaki panuje jeszcze długo po zawarciu pokoju... „A” jest lakijskim przedrostkiem oznaczającym wyolbrzymienie; Aifabann można więc tłumaczyć jako „Najgorsze dziedzictwo wojny”.
Thengra, nosząca ten przydomek, miałaby być katem z Edra Naibel wezwanym przez Hargona Diabła dosłownie pod koniec jego panowania – gdy dotarła do Detmarchii jej pan był już pokonany. Tutaj opowieści są rozbieżne. Według niektórych Thengra przekroczyła Szczelinę i udała się na Daleki Zachód; inni twierdzą że ta członkini najgroźniejszego ze wszystkich Cechów pozostała w kraju. W tym miejscu autorzy chcą z całą mocą podkreślić iż nawet fakt istnienia Thengry Aifbann jest niepewny – a jej obecność w Detmarchii wręcz niemożliwa. Duma Diabła i jego niezachwiana wiara we własne siły nie pozwoliłyby mu szukać żadnego wsparcia tego rodzaju; wiemy na przykład, że nie znosił w swoim pobliżu strażników. Mimo to mówi się o „uwięzionym królu, którego kat pozostał na wolności”. Zakładając że to prawda, nie wiadomo czy strzeżony przez Goryjczyków Hragon byłby w mocy wydawać Thengrze rozkazy. Z drugiej strony, jeśli Diabeł nie żyje wątpliwe aby jakikolwiek król czy książę mógł przejąć jego kata – jest niemal pewne, że wymaga to obecności najwyższych dostojników Edra Naibel oraz uiszczenia gigantycznej zapłaty. Ostatnim władcą posiadającym kata z Cechu Edra był król Wielkiej Detmarchii, Hezon VI (zrzekł się władzy w 752 roku III E) – co niesamowicie obciążyło, czy raczej odciążyło, skarbiec. Żaden z obecnie panujących nie jest dość bogaty na to szaleństwo, a Hargon chociaż ograbił cały kraj, stracił pod koniec rządów fortunę na najemników.

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Detmarchia. Historia odległa i bliska
« Odpowiedź #7 dnia: Listopad 29, 2008, 08:25:06 am »
SURAIM ZALLAINA W DETMARCHII

Od najdawniejszych, osnutych oparami Czasu początków, historia Detmarchii to pasmo bestialskich wojen i okrutnych cierpień. Właśnie tam w Pierwszej Erze znajdowały się katownie Kerneolów – ich męczarnie trwały stuleciami, nieprzerwanie, podtrzymywane wolą zemsty Egzula, Stalowego Anioła, aż do chwili jego upadku. Wtedy przodkowie Detmarchijczyków zniszczyli te straszliwe miejsca, a cały kraj zaznał ukojenia kiedy ucichł krzyk udręczonych Aniołów. Ale nie minął nawet wiek, a Detmarchię objęły pola bitewne Liberacji. Spadające niebo, pękająca ziemia, góry ścierane na proch, rzeki wrzącej krwi – śmiertelnicy tylko cudem przetrwali wojny Potęg. Jeszcze nie doszli do siebie, jeszcze nie odbudowali sił, a bitwa Władcy Ognia z Cesarzem Tanelfów ponownie przemieniła ich kraj w ruinę; Legendarne zmagania Pierworodnych z Klątwą zostawiły na Detmarchii kolejne blizny. Kataklizmy wywołane Bitwą-o-Potęgę zniweczyły wysiłek stuleci; trwająca tysiąc lat Wojna z Władcami Smoków wyniszczyła Detmarchijczyków niemal do szczętu. Początek Drugiej Ery zdawał się zapowiadać lepsze czasy; Detmarchia nigdy wcześniej czy później nie zaznała dwustu lat nieprzerwanego pokoju. A potem... Druga Wojna Bolesna, Biały Obłęd, szaleństwo Szronu, furia Amarantu, Wojna Żywych z Martwymi, Wojna Tysiąca Młotów, czas Tronu i inwazji z południa, Detmarchia wciągnięta w irgańskie wojny domowe, zaczynają się rajdy kartaldorskich piratów, Wojna Płonącego Nieba, krwawe Wojny Podziału i Wojna Czterech Piorunów – to tylko największe z konfliktów; do końca Drugiej Ery było ich tyle, że w końcu zrezygnowano z ich spisywania, żadna historia tamtych Czasów nie wymienia wszystkich.
Wojny w Trzeciej Erze różnią się od minionych mniejszą skalą zniszczenia – śmiertelnicy nie odczuwają już tak wyraźnie ciężaru starożytnych Mocy – ale pod pewnym względem są od nich znacznie okropniejsze. Wcześniej Detmarchijczycy byli bezradni, wydani na pastwę zamieci, nic nie mogli poradzić na swój podły los, ale – ciemiężeni przez pięć tysięcy lat – nigdy tak naprawdę nie nauczyli się żyć w pokoju. Napotykając opór bez zastanowienia chwytają za broń, rozlewają krew, giną z furią przeklinając wroga; siła, spryt, wpływy, bogactwo – to dla nich najwyższe cnoty. Wojna Ferstailir z Gor i rzeź na Drodze Ech, wojny Urn Hezony... Pajęcza Zaraza – powrót najdawniejszych czasów, Detmarchia ponownie wydana na niełaskę bezlitosnych sił. I znowu, Hargon Diabeł podejmuje „dzieło” Urn Hezony; rządzący zza jego pleców Tai z Ro-Gamblai, jego okrucieństwa. Aż wreszcie: nieszczęsne odrodzenie Zimnej Armii – ta nowa wojna ogarnęła cały kraj, dotknęła każdego, bestialstwo jakie rozpętała – Derst, Miasto Trupów – nigdy nie zostanie zapomniane; nawet jeśli ludzie spalą kiedyś księgi, wyrzekną się przeszłości – będą pamiętać. Przypomni im ich własna ziemia, przesiąknięta krwią, zatruta śmiercią, nie przyjmująca już umarłych.
W 986 roku, po ucieczce Taja, obaleniu Diabła, rozbiciu Zimnej Armii – pojawił się cień nadziei. Zebrani na wielkim zjeździe w Akion najznaczniejsi władcy Detmarchii zgodzili się na przyjęcie Sług Życia, Suraim Zallaina, Zakonu Dobrej Bogini. Dla Suraim Zallaina najświętszą wartość stanowi życie; komturowie Zakonu podjęli się stworzyć podwaliny pokoju bez uciekania się do mordu i rzezi. W Akion otrzymali prawo ferowania i wykonywania wyroków oraz szerokie nadania w całej Detmarchii; tysiące mnichów i rycerzy ruszyło do działania. O sukcesach nie przesądza jedynie surowość kar, ale również bezlitosna skuteczność ich egzekwowania. Dlatego, nawet najgorsi zbrodniarze musieli, muszą się ukorzyć: za zamach na Sługę Życia, za przynależność do Zimnej Armii, za morderstwo – jest tylko jedna, nieunikniona kara: zesłanie na Martwy Bezkres.

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Detmarchia. Historia odległa i bliska
« Odpowiedź #8 dnia: Listopad 29, 2008, 09:17:35 am »
ZŁOTE ŁOWY

Pełna nazwa: "Łowy na Złotą Yvv ze Szmaragdowego Miasta". Według starodawnych podań w mitycznym Szmaragdowym Mieście, leżącym w paszczy Czasu, między Zapomnieniem a Wiecznością (cokolwiek by to miało znaczyć) schroniło się w Pierwszej Erze osiemdziesiąt jeden Gwiezdnych Smoków. Ich imiona wymienia kontrowersyjny Manuskrypt Renzanusa, zwany też "Wyliczeniem artharavańskim".
Wspominam o tym tylko dla porządku i Zamieci, bo rzecz została powiązana z dziejami Detmarchii w najluźniejszy i najdziwaczniejszy sposób. Otóż w 985 roku, zaledwie dwa lata po odzyskaniu niepodległości i zakończeniu krwawych wojen z Diabłem, na Lorvaudię spadł straszliwy cios: jej stolica, Nalduva, została spalona i zrujnowana przez kraverna który nadleciał od strony Skandazaru. Wśród tysięcy zabitych znalazła się praktycznie cała rodzina sędziwego króla, Hetarchy XI. Zrozpaczony i owładnięty pragnieniem zemsty władca ogłosił, że ten kto zabije smoka dostanie Va-duagann: starożytne Berło królów Lorvaudii. Wygląda ono jak zwykły, solidny kostur i jest pozbawione jakichkolwiek ozdób. Najdawniejsze legendy z okresu Pierwszej Ery przekazują, że była to laska wędrowna człowieka, który wyprowadził przodków Detmarchijczyków z jakiejś odległej ziemi, w której żyli zniewoleni przez "Władcę Burz" (1). Wyzwoliciel przeprowadził ich "przez wszystkie żywioły" do rajskiej krainy, gdzie założył Nalduvę oraz dynastię jej władców, późniejszych krolów Lorvaudii. Prawdziwe moce Va-duagann (jako ezganthiladad [2]) są na zawsze uśpione, ale tysiąclecia tradycji i esencji zmieniły prosty kij w najświętszą relikwię Detmarchii, czczoną nawet bardziej niż Korona Zimowego Władcy (Lorvaudia rozciągała się kiedyś na całą Detmarchię). Było to wieczne przypomnienie szczęśliwych czasów pokoju i jedności. Fakt dzierżenia Va-duagann zawsze dodawał królom Lorvaudii charyzmy i autorytetu; według odwiecznej tradycji jej właściciel nie mógł stać się celem żadnego ataku na obszarach Detmarchii (3). Ten właśnie przedmiot został wyznaczony jako nagroda dla zwycięskiego Łowcy.
Z całego bez mała Kontynentu zaczęli się zjeżdżać myśliwi. Rzecz bardzo szybko wymknęła się spod kontroli; łowy przerodziły się w rodzaj Kralizu. Obok herosów, wyzwanie podjęli nieznani szerzej Odmieńcy, złowrodzy renegaci i wygnańcy - wśród nich Tai, o którym usłyszano przy tej okazji po raz pierwszy od 960 roku, kiedy musiał z Detmarchii uciekać, śmiertelnie (jak się wydawało) ranny. Teraz wracał. Na tym etapie było już jasne dla wszystkich, to co wcześniej przewidzieli przenikliwi, lecz bezsilni doradcy Hetarchy: Berło przypadnie jakiejś Zamieciowej istocie - która 'raczej' nie użyje go dla dobra Lorvaudii. (Oddanie tak świętego przedmiotu w czyjeś ręce, praktycznie oznaczało namaszczenie ich sakrą królewską; królestwo za śmierć smoka!). W całej Detmarchii zaczęły wybuchać, podsycane strachem i nienawiścią do Taia, bunty i protesty przeciwko czynowi króla.
Chaos powiększyły tylko uczone badania Abada Irgotto, samozwańczego "teoretyka Heroldii", który stwierdził i ogłosił, że rzeczony smok (kravern) jest w rzeczywistości Yvv Złotą ze Szmaragdowego Miasta. Trudno powiedzieć jak do tego doszło, ale ta rewelacja rozpowszechniła się i znalazła wielu chętnych słuchaczy. W ten sposób w "Złote Łowy" zaangażowało się kilku kolejnych Zabójców Smoków, agenci alkantorów ostrzących sobie zęby na gwiezdno-metalowy pancerz Yvv, oraz silna, choć niespójna, grupa obrońców smoczycy: drużyna ludzi twierdzących, że pochodzą z Tradyru i samozwańczy pół-sajanin. Niektórzy Łowcy wyruszyli wprost do Skandazaru, inni przyczaili się w oczekiwaniu na zabójców niosących trofeum (czy raczej wiozących - miało to być serce); jeszcze inni, nie tracąc ani chwili, zaczęli wyżynać się nawzajem. Do tego trzeba dodać całe mnóstwo pościgów, spotkań, ucieczek, potyczek i sojuszów - węzeł setek wątków jakie zbiegły się przy tej okazaji. Ogółem niektórzy doliczają się 441 Łowców.
Opowiadanie tej historii to jedno z ulubionych zajęć rudowych gawędziarzy; tu wystarczy stwierdzić, że w 987 roku "Yvv" została rzeczywiście zabita (4). Dokonali tego owi "Tradyrowie", którzy stracili serce jeszcze w Skandazarze i odzyskali je po szeregu dzikich perypetii na pół kilometra przed bramą Nalduvy. Kilkadziesiąt metrów od Hatarchy stojącego u podwoi stolicy zostali jednak wymordowani przez Taia (5) i to on przekazał królowi dowód śmierci smoczycy. Wyglądało na to, że koszmar milionów Detmarchijczyków właśnie staje się prawdą (6). Na razie Tai zniknął i nikt nie był zdolny przewidzieć jego kolejnych posunięć.

W dalszej części ta historia rozszerza się na wiele innych spraw, ale warto ją chociaż streścić - choćby dlatego, że wyjaśnia kto był prawdziwym zwycięzcą w Złotych Łowach.

W 984 roku jeden ze zrujnowanych pałaców Ferstailir zyskał nowych mieszkańców (poprzedni właściciele zginęli ponad trzydzieści lat wcześniej z rąk Taia). Były to nieznane typy spod ciemnych gwiazd, ale mieli złoto, a płacili dużo i bez większych oporów. Stolica Stailir wyglądała wtedy jak miasto duchów, większość ludzi znajdowała się daleko poza granicami księstwa, w zdezorganizowanych armiach pokonanego Diabła. Inni uciekli w obawie przed zemstą ościennych krajów. Administracja istniała tylko w ogólnym zarysie. Pewnym pocieszeniem był brak różnych plugawych wydarzeń właściwych dla kryzysów jasnomagii - ludzie byli na razie znużeni dekadami wojen i terroru. Mimo to, nieliczni mieszkańcy z trwogą i zdziwieniem przyglądali się małemu chłopczykowi, ubranemu w kosztowne szkarłatne i zielone szaty, przechadzającemu się po opustoszałych rynkach i alejach. W jego gestach, sposobie chodzenia było coś wielkopańskiego, jakaś nieuzasadniona i nieproporcjonalna pewność siebie. Uwagę zwracał też ściśle przylegający kaptur, zasłaniający prawą stronę twarzy razem z okiem - z którym to nakryciem głowy chłopiec zdawał się nie rozstawać. Mieszkał we wspomnianym wyżej pałacu. Nie unikał ludzi; rozmawiał chętnie jeśli został zagadnięty, choć z widocznym trudem dobierał słowa we wspólnej mowie. Co przenikliwsi dostrzegli w nim jakąś czujność, mnóstwo tajonej energii oraz niezwykły intelekt - zupełnie nie pasujące do tak młodego wieku. Nie wiedzieć kiedy, na wieżach jego pałacu zaczęły powiewać szarobłękitne chorągwie z dwunastoma czarnymi młotami. Po odżywającym kraju rozeszła się wieść, że w stolicy zamieszkał dziedzic stailirskiej krwi. Hran Hezonita rozpoczynał swoją drogę do władzy.
Najprawdopodobniej był synem Hargona Diabła, ochranianym i wspomaganym przez jego najzaufańszych stronników. Przeczekał lata wstrząsów po upadku swego ojca, jednocześnie podejmując liczne działania które zapewniły mu powodzenie w przyszłości. To nie pomyłka: Hran mając cztery lata był przenikliwym, drapieżnym graczem; wiedział o co walczy i samodzielnie planował swoje bitwy. Fakt, że jego matka była rudką to niewystarczające wyjaśnienie. Nawet członkowie tej rasy, starzy gdy osiągają trzydziestkę, jako czterolatkowie są jeszcze dziećmi Błękitu - do spraw czerwieni muszą dopiero "dorosnąć". Ktoś taki jak Hran mógł się narodzić tylko z krwi Hargona, tłoczonej w śmiertelne ciało Smoczym sercem...
Jednym z ówczesnych ludzi Hrana był krasnolud Rodrada Dangelim. Powiadano o nim, że przypomina potężną twierdzę, otoczoną pierścieniami murów, pełnych baszt i machikuł - oczywiście była to przenośnia. Rodrada żył bowiem w stanie wiecznej gotowości, w nieustannym oczekiwaniu na atak; każdy jego gest, każde słowo, każdy ruch były jakby manewrem taktycznym; jego zmysły przypominały zwiadowców na rekonesansie, jadących z rogami alarmowymi przytkniętymi do ust. Nie było w nim żadnej litości, żadnych uczuć w ogóle; wszystko nastawiło się w nim na przetrwanie. Bardzo już stary i bardzo doświadczony; na pozór osłabiony wiekiem, w rzeczywistości kryjący niezrównane siły - jak niezmożony imperyt, rdzewiejący tylko po wierzchu. Jego wytrzymałość była nieprawdopodobna, a wzrok miał tak wyostrzony, że potrafił liczyć promienie Słoneczne.


(1) W rzeczywistości "Władca Burz Piaskowych"; Władca Burz jest zmyśleniem "wspierającym" nienawiść Detmarchijczyków do Irganów - przodkowie pierwszych byli ciemiężeni przez przodków drugich już w najdawniejszych czasach...
(2) Ezganthiladad to najsłynniejsze z mementarm.
(3) Wbrew pozorom zwyczaj był łamany bardzo rzadko; być może wogóle. Dość zręczni przeciwnicy zawsze znajdowali sposoby pokonania nietykalnych władców. Najbardziej brutalnym i najmniej finezyjnym było rozgromienie wojsk Lorvaudii i odarcie króla z jego krolewskiego otoczenia - tak postąpił na przykład Hargon Diabeł. Z drugiej strony nawet on byłby w kłopocie gdyby sędziwy Hetarcha XI znalazł w sobie dość sił by pojechać na czele swojej armii - z Va-duagann w ręku na spotkanie wojsk Stailir...
(4) Wspomnę tylko jeden, znamienny i tragiczny epizod. Jednym z Łowców był lorvaudyjski rycerz Kirmore Utala, który w pewnym momencie, na terytorium Circum Hostary zdołał na krótko przejąć wóz z sercem. Razem ze swoim giermkiem pognał w zaskakującym kierunku, na północ, w stronę Halrua. Po pięciu godzinach dopadł do miejsca w którym jego sojusznik, nieznany mag jakiegoś Kręgu, szykował portal do Nalduvy. Nie wgłębiając się w szczegóły - zdesperowany rycerz dowiedział się, że biurokraci nalduvańscy odmówili sciągnięcia osłon defleksyjnych, uniemożliwiających luminoportację na teren miasta. Miało to swoje uzasadnienie, szczególnie w okresie kiedy miasto było zagrożone Kralizem - ale tym sposobem siły jasnomagiczne popełniły symboliczne samobójstwo. Kirmore zdecydował się oczywiście na ryzykowaną luminoportację - przestrojenie zaklęć, dające choć minimalną szansę powodzenia, wymagało jednak czasu. Tego niestety magowi zabrakło; został zabity razem z Kirmorem, a trofeum przejęli inni Łowcy.
(5) Nie wiadomo kim byli ci ludzie, ani dlaczego dokładnie chcieli zdobyć Va-duagann. Być może nie byli ludźmi wogóle; wiele wskazuje na to, że niemal do samego końca kontrolowali sytuację, a utrata trofeum w Skandazarze była przez nich zaplanowana. Relacje podkreślają dziwaczny koloru ich oczu i włosów - były szare jak pył z dawno wygasłego ogniska. Z uporem, nawet po zabiciu kraverna, powtarzali, że pochodzą z Tradyru, choć podobno jeden z nich wymienił kiedyś z krzywym uśmiechem nazwę jakiejś innej krainy. Tai bynajmniej nie miał z nimi łatwej przeprawy; podobno odniósł liczne, głębokie rany wokół których ciało było "jak spopielone". Łowców z "Tradyru" było trzech.
(6) Tak czy inaczej, było to naprawdę fascynujące wydarzenie. Setki mieszkańców Nalduvy mogło wtedy oglądać Taia niemal na wyciągnięcie ręki; przyboczni króla i sam Hetarcha stali z nim oko w oko. Podobno nie było żadnych okrzyków, żadnych odgłosów tłumu w ogóle. Tysiące ludzi pod bramą, na murach i placu wjazdowym stało w martwym milczeniu, wbijając w maga pełne nienawiści oczy - pamiętajmy, że to byli Detmarchijczycy, pod pewnymi względami bardziej krwawi niż wszyscy dziedzice Ro Gamblai razem wzięci! Wielu entuzjastów jasnomagii twierdzi, że Tai zaraz po odebraniu Berła wycofał się szybko, z pochyloną głową, starając się ukryć s t r a c h. Nikt jednak nie zamierzał łamać tradycji Va-duagann.
« Ostatnia zmiana: Maj 06, 2009, 02:21:40 pm wysłana przez Bollomaster »