Autor Wątek: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście  (Przeczytany 234 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« dnia: Październik 11, 2010, 07:38:43 pm »
Sześćdziesiąt trzy lata krwawych walk i wielkich obietnic, wysiłek niemal trzech pokoleń obywateli, nasz wspólny sen i cud boskiej arkitektury: wczorajszego dnia to wszystko raz na zawsze znikło w nurtach Koronei. Niezrównany w całej krainie, opoka naszego dobrobytu i sławy, wspaniały Torvelling, zwany Grzywą, runął w otchłań wód zupełnie jak czarny rumak któremu zabrakło sił aby przesadzić białą od pian rzekę (...)
Konstrukcja zawiodła dokładnie pod chorągwiami rodu Ślepców. Most zapadł się na tym odcinku w jednej chwili. Była tam wówczas obecna tylko jedna osoba, białowłosa dziewczyna która bez wątpienia straciła życie. Niczym znużeni giganci, ramiona przerwanego łuku pochyliły się ku sobie i zderzyły bez jednego dźwięku. Torvelling trwał tak przez kilka sekund, śmiertelnie raniony, jakby walczący z przyciągającą mocą ziemi, aby wreszcie ulec i paść w rzekę kamiennym gradem. Należy podkreślić, że kupcy z Valkii jechali wtedy Szlahetną, trzy przecznice od nabrzeża. Liczbę ofiar szacuje się na (...)
Przetrwamy. Klęska nas nie złamie. Opłaczemy zmarłych, otrzemy łzy i znowu przegrodzimy Koroneję łańcuchami. Trzeba spuścić na wodę stare barki i chwycić za kołowroty, przywrócić tym bezsensownym bulwarom ich dawną, pożyteczną postać! Dobrzy obywatele Szronidy, zapomnijcie o wczorajszych snach i nie rozmyślajcie już o obietnicach jutra. Żyjecie tutaj i żyjecie teraz, a dzięki waszej pracy to Miasto nigdy nie zginie.

A.

« Ostatnia zmiana: Maj 10, 2011, 05:35:01 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #1 dnia: Październik 11, 2010, 09:01:56 pm »
Wątek pierwszy: człowiek

Kalle zatrzymuje się pod rozchybotaną latarnią. Czarny - biały - czarny papier w dłoniach, pognieciony, brudny. Czyta po raz nie wiadomo już który, i dopiero teraz zauważa że od potu rozmazały, rozpłynęły się litery, druk stracił ostrość i kontury. Gówniana gazeta! Jak wściekły pies, chwyta strzęp w zęby i szarpie, gorzko-słony ohydny smak w ustach. Spluwa, bezskutecznie, musi to czymś spłukać. Na co tutaj czeka? Tuż obok uchylone drzwi, bucha brudne światło, smród mordowni i ryk pijanej bandy. Tak się robi, chyba, zalewa w trupa żeby nie pamiętać i nie czuć. Zgubił gdzieś Cienżkiego; ten Cienżki to prawdziwy przyjaciel, razem się napiją i wszystko będzie dobrze.
Coś trzyma go na zewnątrz. Tak ciepłej nocy nie pamięta, zupełnie jakby szał parujący z mieszkańców Szronichy ogrzewał letnie powietrze... Niebo jest czyste, rozgwieżdżone, dalekie konstelacje płoną jasno, wyraźnie; nawet nie zna ich nazw i nie potrafi sobie przypomnieć czy kiedyś, przypadkiem, nie oglądali ich razem? Nieważne. W tej chwili za murami miasta jest tylko ciemność, te gwiazdy oraz wszystko co człowiek potrafi sobie wyobrazić, tajemnica. Wystarczy pokonać pełne ludzkiego bydła ulice i dotrzeć do bramy, na granicę świata. Krok dalej i kto wie, co się wydarzy?

Ktoś na niego wpada i ciągnie ze sobą, w mocnym, braterskim uścisku - razem stają na progu karczmy. Czerwony ogień i czerwone od ognia i gorzałki pyski, chaos głów i ramion, rozchełstane koszule, ryk i wyszczerzone zęby, wszechobecna radość. Wracamy, panowie do starego! Koniec z kureskom Grzywom, z wojnami, z zasranym żołdem, witaj dobra, stara krypo, witajcie czasy spokojnych kursów i łatwego pieniądza. Przewóz znowu w naszych rękach, niech to sobie rody zakarbują! Patrzy, słucha i czuje jak gniew go rozsadza, śmieją się a przecież ona, ona tam zginęła. Gdyby mógł, pozabijałby wszystkich, ale ponieważ nie może tylko wrzeszczy spod drzwi;
-Wypruje z was flaki, słyszycie skurwiele?! Już jesteście martwi - i tak dalej, aż do zachrypnięcia. Oczywiście nikt nie słyszy, nie rozumie, ci bliżej z uznaniem na gębach przepijają do niego. Nagle spostrzega że siedzi z kuflem w dłoni, więc go podnosi i pije, krztusi się bimbrem. Człowiek obok to nie Cienżki, ktoś obcy. Niski i nabity w sobie, łysy, dwie krechy blizn krzyżują się na połowie mordy. Oczy uśmiechnięte, usta rozchylone, zęby połyskują - te zęby są z metalu. Takiś synu zadowolony? No to masz! Próbuje rąbnąć gnoja kuflem, ale tamten nonszalancko podbija mu rękę i bezczelnie przysuwa się bliżej.
-Piękne miasto, piękne miasto, wspaniali ludzie... - dyszy prosto w ucho, od jego głosu cierpnie skóra, bezwład ogarnia ciało - Domyślam się kim jesteś, człowiek jak ja wyjątkowy, jak ja bezkompromisowy, człowiek z własnymi zasadami. Jedyny w swoim rodzaju w tym pięknym, pustym mieście... - Mówi coś dalej, ale te słowa nic nie znaczą, bełkot, zamroczony rozum tego nie ogarnia. W pewnej chwili zaczynają się bić i nawet rozwala draniowi usta, kalecząc sobie pięść o te jego zębiska. Człowieczek odsuwa się z okrwawionym podbródkiem i roześmiany odchodzi, znika w tłumie.
Kalle siedzi dalej, bezmyślnie, przez nieokreślony czas.

-Spójrz na mnie. - Posłusznie podnosi wzrok. Małe, siwe oczy, pomarszczona, wąska twarz, cienkie wargi; nieznajomy trzyma ręce na stole. Właśnie rozdziela splecione palce i wygląda to tak, jakby rozkręcał stalowe pręty. - Wiesz dobrze, czujesz, że za tym kryje się coś więcej. Nie przypadek, ale morderstwo; ona została zarżnięta, bezlitośnie zamordowana.
-Kto... - nic więcej nie potrafi z siebie wydusić. Staruch wykrzywia się pogardliwie.
-A skąd mam wiedzieć, półczłowieku? Jeśli ty się nie dowiesz, nikt inny się nie dowie. Ale mogę ci pokazać, gdzie zaczyna się droga. Pod warunkiem, że tego właśnie chcesz.
-Chcę...
Mężczyzna chyli się do przodu, skupiony, sprężony w sobie. Wskazującym palcem zaczyna wodzić po stole. I albo to już jest sen, albo blaty w tej dziurze są z gliny - bo węźlasty paluch żłobi wyraźne, głębokie bruzdy. Jakaś magia. Koniec: znak niczego nie przypomina. Wbija w starca bezradne, zdumione spojrzenie.
-Oczy czują, język i palce słyszą, a nos... widzi - odpowiada beznamiętnie tamten. Po czym chwyta go za głowę i z dziką siłą zderza ją ze stołem. Trzask miażdżonego nosa brzmi nierealnie; czuje się jak człowiek porwany przez rzekę, moc poza jakąkolwiek kontrolą. Oszołomiony, podnosi pozbawioną czucia twarz i spod krwawiących brwi, zupełnie groteskowe, ale rzeczywiście widzi - ten zawikłany znak to dwie cyfry, 6 i 3, po prostu. Wybucha śmiechem, świadomość wygnana z ciała, to wszystko spotyka kogoś innego. Staruch przygląda się mu życzliwie.
-Chociaż, z drugiej strony, dobrze jest widzieć również oczami - mówi i wtyka palec prosto w wytrzeszczone, nabiegłe czerwienią lewe oko Kallego.
« Ostatnia zmiana: Listopad 20, 2013, 03:49:06 pm wysłana przez Bollomaster »

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #2 dnia: Październik 12, 2010, 05:52:36 pm »
Bomba!Super Bakka, że wreszcie zacząłeś! Bardzo enigmatyczne, ale mnie się podoba!
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #3 dnia: Październik 14, 2010, 10:20:34 pm »
*****

Jakieś trzy tygodnie później Cienżki wystarał się u Kapitana o kilka dni wolnego.

Kapitan, weteran stu bitew, krasnolud o brunatnej, porysowanej zmarszczkami twarzy i ramionach zgarbionych od ciężaru rąk z żywego kamienia, "bydlak bez serca i sumienia" jak go nazywano - tym razem okazał zrozumienie, ba! cień współczucia nawet. Odkąd, lata temu, Szronicha rzuciła most przez Koroneię i stała się głównym węzłem nowego, wielkiego szlaku handlowego, miejskie trepy nie zaznały chwili spokoju. Aresztowania podżegaczy, tropienie sabotażystów i szpiegów, pacyfikacja motłochu oraz krwawa historia kiedy wrogowie, przebrani za kupców i innych zkurwieli, zdobyli cytadelę i główne bramy. Cienżki biegał jeszcze wtedy boso po ulicach gubiąc naokoło mleczaki, i z tamtych dni zapamiętał tylko przenikliwy ziąb a także wszechobecne dymy i żar w zgliszczach kamienic. Rody spuściły z uwięzi swoich magów bojowych, którzy wyssali z obszaru zdobytych fortyfikacji wszelkie ciepło, fundując wrogom pizgawicę tysiąclecia. W odpowiedzi, tamci zbombardowali biedną Szronichę wszystkim czego mogli użyć; dziesiątki ludzi stopniały w płomieniach albo oszalały z bólu, parę tysięcy straciło dach nad głową. A kiedy zimno wreszcie zmogło wrogów, do ataku posłano, jakżeby inaczej, straż miejską. Ojciec Cienżkiego stracił wówczas trochę palców i nochal - i do końca życia cieszył się, że tylko tyle.

Właśnie wtedy wybił się Kapitan, zniszczony wojak znikąd; w nagrodę za zasługi dostał te swoje kamienne łapy, stanowisko dowódcy i razem z nim nowe imię (nikt już nie pamiętał jak go tam wcześniej wołano). Wszystko po to, żeby niemal dwie dekady później zażegnać kolejny kryzys. Po tym jak Torvelling runął, Szronicha po prostu wybuchła błękitem. To był totalny obłęd, Cienżki nigdy czegoś takiego nie widział ani sobie nie wyobrażał. Rzesza ludzi zaczęła dziką rozbiórkę nabrzeży, klecenie prowizorycznych przystani; druga rzesza spróbowała powstrzymać pierwszą, wrzeszcząc desperacko że Torvelling lada chwila dźwignie się z rzeki. A w samym środku oszalało z radości i od wódy kilkuset rekrutów, którzy już-już mieli wyjeżdżać do strażnic na wschodzie, na długą i gównianą służbę... Wzburzenie jeszcze spotęgowały "Papiery", największa (i jedyna) gazeta Szronidy; tekst który ci kretyni rzucili jako gwóźdź numeru został napisany w dziwny, ewidentnie niebezpieczny sposób. Straż miejska widziała zbyt wiele prowokacji, żeby przegapić kolejną; już tydzień temu Kapitan sformował kohortę do rozpracowania sprawy "zajebanego A."

Cienżki się w niej nie znalazł. Głupi nie był, ale podchodzić ludzi nie lubił i nie potrafił. W ostatnim czasie wykonywał to w czym był dobry: ciężką, ręczną i gardłową robotę - tak jak zawsze (no, niemal zawsze) ze spokojem i bez opierdalania. I zmęczyło go to cholernie. Zasłużył na trochę oddechu, a stary porządny Kapitan szczęśliwie to rozumiał. Może nawet lepiej niż sam Cienżki. "Nie trać na niego czasu", powiedział Cienżkiemu kiedy ten już przestępował próg - głosem tak spokojnym, tak zupełnie innym od tego którym gadał zazwyczaj, że mężczyzna po prostu zamknął za sobą drzwi i bez jednej myśli poszedł do domu. Dopiero kiedy wziął na kolana swoją Łepetynkę i z głębokim westchnieniem wtulił twarz w jej ciepłe, dudniące sercem plecy dotarło do niego: musi iść i zobaczyć się z Kallem, pogadać z nim, pomóc przyjacielowi wyjść z tego bagna. Chociaż najchętniej przeleżałby cały urlop w łóżku z kobietą, dał odpocząć poobijanym stopom i tak dalej - jutro z rana musi ruszyć leniwy zadek. Wiedział, gdzie szukać; Kalle zaszył się w nad cisowym jeziorem, pół dnia od zachodniej bramy, w tych lasach w których (jak opowiadał) spędził z nią tyle dobrego czasu.

Swoją drogą, ciekawe jak wygląda po tamtym mordobiciu? Kalle unikał bijatyk, a tutaj proszę: lewa patrzała niemal wybita, nos rozsmarowany na połowie twarzy, piącha rozwalona. Niby nic poważnego, ale delikatny student szkoły szrafarskiej miał mnóstwo szczęścia trafiając z ogarniętej zamieszkami dzielnicy prosto do cechowego szpitala. Sam nie dałby sobie rady, ktoś musiał mu pomóc. To mogło być w pewnym sensie właściwe; jej śmierć była strasznym szokiem, taki żal i gniew, taką bezsilność trzeba wykrzyczeć, wywrzeszczeć. Zamiast powoli dokładać do ognia, otrząsać się latami - rzucić w płomienie wszystko naraz... Cienżki poprawił torbę; szedł w samych butach i gaciach, ciesząc się późnoletnim Słońcem. Ostatecznie dzień-dwa z dala od lodowatej, wymęczonej Szronichy to wcale dobry pomysł.
« Ostatnia zmiana: Listopad 24, 2010, 07:08:10 pm wysłana przez Bollomaster »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #4 dnia: Październik 17, 2010, 04:13:01 pm »
Cytuj
Czerwony ogień i czerwone od ognia i gorzałki pyski, chaos głów i ramion, rozchełstane koszule, ryki i wyszczerzone zęby, wszechobecna radość.

Ten fragment mi sie bardzo podoba. Bardzo 'malowniczy' ;)

Cytuj
Wracamy, panowie do starego! Koniec z kureskim mostem, z wojnami, z zasranym żołdem, witaj dobra, stara krypo, witajcie czasy spokojnych kursów i łatwego pieniądza. Przewóz znowu w naszych rękach, niech to sobie rody zakarbują!

Nie lepiej to od myślnika?

Często zamierzasz skakać między pisaniem w różnych czasach?

Fajnie się czyta i czekam na ciąg dalszy! :)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #5 dnia: Październik 17, 2010, 05:33:26 pm »
Dzięki!

Myślnika nie wrzucę, bo słowa tych ludzi zlewają się z ich wyglądem i zachowaniem, wszystko jest jakby jednym, dzikim wirem. Ale dzięki za sugestię!

Co do czasów, nie bój żaby jak to kiedyś mawiano. Myślę że w każdym z wątków pojawi się jeden paragraf w tym stylu, pisany wprost z oczu głównego bohatera - ale całość będzie zrobiona kulturalnie w czasie przeszłym. Naprawdę chcę ograniczyć różne stylistyczne wygibasy.

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #6 dnia: Październik 17, 2010, 11:31:47 pm »
Pytanie za sto punktów: czym (lub kim) jest Łepetynka którą Cienżki bierze na kolana? Proszę o głęboki namysł i roztropne odpowiedzi!
« Ostatnia zmiana: Październik 17, 2010, 11:34:26 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #7 dnia: Październik 23, 2010, 07:19:32 pm »
*****

Słońce stało pośrodku czystego nieba; las, trzciny i jezioro zalane białym światłem, białe blaski na zielonej, ciepłej wodzie, lekki wietrzyk. Mocna woń liści i żywicy. Przyjemnie. Cienżki zatrzymał się, pochylił głowę do kolan, wyprostował i głęboko odetchnął. Był zmęczony i senny. Rankiem planował że zaczną z Kallem od obalenia winiacza którego niósł w sakwie, ale teraz chciał już tylko znaleźć przyjaciela i przespać się do wieczora. Nabrał powietrza żeby zawołać Kallego - i nagle usłyszał cichy plusk, albo raczej jakiś dziwny szmer wody oraz niewyraźne słowa. Gdzieś blisko ktoś miękko szeptał, na pewno nie Kalle, raczej kobieta. Cienżki poczuł jak zaciskają się mu zęby i naprężają mięśnie grzbietu. Dźwięk brzmiał obco, nieludzko; mężczyzna nawet przez moment nie pomyślał, że przyjaciel już sobie kogoś przygruchał. W dzikim pędzie i z żelazem w łapie, na oślep przez chaszcze i kolczaste zarośla rzucił się naprzód. Kilka łupnięć serca i wypadł, z podrapanym torsem i ogniem w oczach na małą, piaszczystą plażę w cieniu drzew.
Kalle śpi spokojnie na omszałym, obalonym pniu; jedna dłoń podłożona pod twarz, druga opada bezwładnie, jezioro muska palce. Nie! Jego palcami bawi się delikatnie dziewczyna, klęczy w płytkiej wodzie plecami do Cienżkiego. Mokre, białe włosy, lekka linia kręgosłupa i wąskie biodra, smukła dłoń w której trzyma dłoń Kallego, nic więcej nie widać. Szept cichnie natychmiast, a razem z nim (Cienżki widzi wyraźnie) znika drobna fala, jezioro martwieje zieloną taflą. Cienżki wrzeszczy, przerażony wściekły, wbiegając w wodę z ręką odwiedzioną do ciosu.
Na mgnienie oka dziewczyna, naga i piękna, odwróciła się w jego stronę. Przestraszona czy zła nie sposób powiedzieć, bo pod jasnymi brwiami nie było żadnych oczu, tylko gładka skóra - i żadnych ust pod niewielkim nosem. Bezgłośnie padła przed Cienżkim na twarz, a kiedy wbiegł na nią ciężkimi buciorami już jej nie było, jedynie trochę piany i wirująca woda. Dopiero teraz Kalle zaczął się powoli budzić, przecierać gębę, ale Cienżki zwlókł go z pniaka w połowie ziewnięcia i wyciągnął - szarpiącego się - na suchy grunt.

-Ja pierdole, Cienżki, co ci odjebało! - wydarł się Kalle, i mężczyzna przyjrzał mu się zaskoczony. Jako szrafarz, Kalle zazwyczaj "nie plugawił mowy".
-Też się cieszę, że cię widzę.
Zapadła nieprzyjemna cisza. Kalle stał przed nim, milczący i ciągle nabuzowany złością, ubrany w same gacie. Do chudej klaty przywarło trochę strzępków mchu, morda zarośnięta, lekko przekrzywiony nos. Jedno oko było jakoś napuchnięte, nabiegłe krwią; drugie (ciemnoniebieskie) wbite w bok. Lewą dłoń miał starannie owiniętą bandażem.
-To była hulda. Chyba. Nie wiem czego ta kurwa chciała, ale... - Cienżki machnął łapą i odwrócił się do stratowanych krzaczorów. - Nie właź do wody, ja idę po swoje toboły.
Kalle przyszedł po krótkiej chwili. Na lewym oku miał skórzaną opaskę, w której wyglądał zawadiacko i zabawnie zarazem.
-Przepraszam. Przepraszam że tak cię skląłem. Po prostu... To było coś więcej niż sen, coś zupełnie rzeczywistego. Przez chwilę nie wiedziałem co się dzieje. - Cienżki, już rozluźniony, zarechotał i wymownie wyprostował palec wskazujący.
-No no, już to sobie wyobrażam!
-Ech przyjacielu, coś zupełnie innego. Śniłem że znowu jesteśmy razem i to było piękne. Nie wiem, czy to była hulda czy nie, ale wiesz co? Wreszcie wróciłem do siebie i tak sobie myślę... że ona gdzieś tam jest i na mnie czeka. Jeszcze będziemy razem - zakończył rozmarzonym głosem Kalle. Cienżki spojrzał na niego niepewnie. Z desperacji w błękit? Miał nadzieję, że chłopak nie osunie się teraz w świat fantazji i marzeń. Dmuchnął wiatr, jezioro zmarszczyło się falami, a Cienżki i Kalle poszli uporać się z winiaczem.
« Ostatnia zmiana: Listopad 02, 2010, 01:11:00 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #8 dnia: Październik 23, 2010, 09:49:07 pm »
*****

Noce ostatnimi czasy były raczej spokojne, żadnych rozbójników ani pomiotu, do tego pełnia lata - dzięki czemu nawet mieszczuch taki jak Kalle mógł przeżyć w lesie kilka spokojnych tygodni. Zresztą, okolice cisowego jeziora znał doskonale. Wiedział skąd brać wodę, gdzie szukać jeżyn i innych owoców lasu. Bawił się trochę w łowienie ryb i codziennie zrywał sobie pajdę z drzewa chlebowego. Kiedyś, w innym życiu to była jedna z ich, jej i jego tajemnic, prawdziwe-baśniowe drzewo chlebowe, jakimś cudem przegapione przez ptaki i myśliwych, zmarniałe już trochę, otoczone wieńcem opadłych liści i sczerstwiałych kromek. Pamiętał, że pytała go skąd, jak mogło tutaj wyrosnąć - ale za nic nie potrafił sobie przypomnieć co odpowiedział. To było coś skleconego w natchnieniu, coś o rudach-anarchistach, zbuntowanej ziemi i ścieżkach na Księżyc. Pamiętał tylko, jak się z tego śmiała.

Wracając do spraw przyziemnych, poważniejsze zapasy - kiełbachę, warzywa, kapkę gorzałki od czasu do czasu, nowy trzonek do siekiery - Kalle zdobywał w najbliższej wiosce, sześć godzin marszu w obie strony. Ludzie kojarzyli go tam, ale zapomnieli już że kiedyś przychodził razem z nią. Nikt nawet nie zapytał jak się miewa jego dziewczyna i dlaczego zostawia ją samą w lesie? Nie żeby chciał się dzielić swoim żalem z tymi prostakami, ale oprócz wągrów mogliby z siebie wycisnąć choć trochę empatii. Oprócz wągrów - choć trochę empatii! A to dobre. Oczywiście, zdzierali z niego bezwstydnie i po niecałych dwóch tygodniach, kiedy zjawił się Cienżki, Kalle wyraźnie już zaczął odczuwać nieznośną lekkość trzosa. Skromna forsa jaką zdołał odłożyć kurczyła się w oczach.

Chociaż historia z huldą mogła się skończyć fatalnie, Kalle nie był aż takim durniem za jakiego (niewątpliwie) brali go chłopi, i mimo dobrej pogody nie spędzał nocy na otwartym powietrzu. Niestety znał tylko kilka prostych sposobów - obrysować obozowisko kręgiem, nie szczać do ognia, czerwona nitka tu, czerwona nitka tam - zdecydowanie za mało na coś naprawdę złego i głodnego, rozpruwacza albo sclavere (lepiej o tym nie myśleć). Dlatego, teraz jak i wcześniej, wykorzystywał niewielką ale całkiem wygodną ziemiankę. Była to praktycznie jego własność, zapłata tutejszego eremity za kamień nagrobny z wpisanym imieniem. Robota w sam raz dla szrafarza (nawet tak niewprawnego do dłuta). Miejsce było dobrze chronione, próg z rzecznego kamienia, nóż wbity ręką bożka w okienną ramę, sczerniałe runy pod sufitem, nic dodać nic ująć - mistyczna forteca z zimnych prawieków. Obecnie obsadzona wyborową załogą, czyli Cienżkim który przysiadł, lekko wstawiony, na progu. Kalle, początkowo rozwalony pod najbliższym drzewem, teraz po prostu leżał na ziemi, gapiąc się w Gwiazdy i nie myśląc już o niczym.

Nagadali się. Cienżki przeprosił Kallego za to, że zgubił go wtedy w tłumie, i że później nie mógł nawet przyjść do szpitala. Urwanie huja, miasto w gorączce, po służbie nawet nie wracał do domu, spał w koszarach. Łepetynka chciała przyjść, ale sam jej nie pozwolił, na ulicach było zbyt niebezpiecznie, no i wiadomo, praca. No właśnie, jak się miewa. A, świetnie, zdrowa, własna pralnia z myśli jej nie schodzi. Kapitan znowu dał radę, no nie? Ano dał, co miał nie dać, stary jest do tego stworzony. Tak, stworzony. W ogóle jak ręka? Bo nochal, widzę, jakoś ci naprostowali. Z dłonią nie za dobrze, no nie goi się po prostu. Szwy założone, dostałem jakieś maści, zmieniam opatrunki, ale się nie goi. Rozharatana o zęby rozumiesz, ten drań miał zęby z metalu, jakby (Cienżkiemu z czymś się to przez chwilę kojarzy, ale ostatecznie przestaje). To nie dobrze, w sensie w twojej robocie. Leworęczny jesteś, potrzebujesz lewej. Ano tak, potrzebuję. Ech, ech. Uff, uff. Nagadali się, nie porozmawiali.

-No to co, przyjacielu? Spać, a jutro do Szronichy - odezwał się niezobowiązująco Cienżki. Kalle uniósł się na łokciu;
-Już jutro chcesz wracać? - Cienżki westchnął donośnie. Będzie walka. Dookoła powoli tężała noc.
-Jak długo chcesz tu siedzieć? Jesteś potrzebny w akademeji, masz robotę.
-A niby skąd wiesz, taki byłeś zajęty żeby znaleźć czas na dobijanie się do Amrawota? - Kalle mówił spokojnie, z oczami (okiem) wbitym w nieboskłon, ale Cienżki znał go dobrze, czuł że tamten już się zaczyna wściekać. Wtrącanie-w-jego-sprawy.
-Nie, Kalle. To Amrawot przysłał do mnie Bliźniaczke...
-Ach tak!
-...trzy dni temu. Po tygodniu miałeś wrócić do miasta, siedzisz już tutaj dziesięć dni...
-Mistrzowska arytmetyka, doprawdy.
-...i nie wygląda na to żebyś zamierzał wracać. - Na tym etapie, Cienżki również odczuł skok ciśnienia. Nienawidził tego tonu i tej maniery, ale dobrze pamiętał jak kiedyś (kiedy próbował mu wybić z głowy ją) dał się ponieść wściekłości, wyszedł w środku kłótni żeby uniknąć czegoś gorszego. Odetchnął i obiecał sobie, że tym razem się opanuje.
-Mam spore oszczędności. Zamierzam po prostu odpocząć od tego gówna, muszę sobie jeszcze kilka rzeczy poukładać. Amrawot zrozumie.
-To się kurwa cieszę, bo to znaczy że możesz mi oddać forsę którą pożyczyłeś na te... Co to było? Kolczyki? Naszyjnik? - Kalle niemal udławił się przekleństwem, zerwał z ziemi, ruszając ku drzwiom i swoim "oszczędnościom". Ale na progu siedział Cienżki, wielki i zły, walący wzrokiem jak kamieniem. Kalle usiadł, a mężczyzna zapalił małą latarenkę; w nikłym świetle skrzyżowały się wrogie spojrzenia.

-Posłuchaj mnie teraz. Nie jestem szrafarzem, tylko durnym strażnikiem i nie dogaduję się ze słowami jak ty. Ale zamiast pożyć wreszcie z żoną, przyszedłem tutaj, przyjaciel do przyjaciela, i zamierzam powiedzieć to, co zamierzam. Wiem, że dla ciebie była tylko ona i że żadnej innej już nigdy nie będzie i rozwalę ryj każdemu kto spróbuje z ciebie kpić. Ale musisz zrozumieć, się pogodzić z tym że to już koniec. Nie ma Grzywy, nie ma Szronichy jaką znaliśmy i nie ma już jej. Przez te pół roku żyłeś jak we śnie, odwróciłeś się od ludzi, wypiąłeś na świat, ja wiem że walczyłeś ze wszystkich sił. I mogę zrozumieć, że plułeś na każdego kto przekonywał że nie warto. Mnie też nie oszczędziłeś, nie mam o to żalu. Tylko wiesz, koniec końców, chociaż szrafarz i marzyciel, jesteś takim samym człowiekiem jak ja. Obaj musimy znać swoje miejsce. Nadużyłeś zaufania Amrawota i ludzi z cechu, przychodzili do mnie, pytali o ciebie. Jesteś potrzebny, ale jeszcze chwila i Amrawot sam kopnie cię w dupę. Jak się wtedy utrzymasz, gdzie się podziejesz? Wstąpisz do straży, najmiesz się do wiosła? - Cienżki skończył.
-Powiedz mi, Ciężki - rzekł Kalle, głęboko zamyślony. - Dlaczego Torvelling musiał runąć? - Mężczyzna natychmiast poczuł-usłyszał w owych czystych, dobranych słowach szrafarską magię, pytanie w jakim celu użytą. Odpowiedział więc ostrożnie, po chwili dłuższego namysłu.
-On nie musiał runąć, to był ślepy traf. Nikt nie jest winny. Nadzór był w porządku, zachowano wszystkie procedury. Oczywiście, jest podejrzenie sabotażu, ale toczy się śledztwo i po miesiącu nie mamy nic, co wskazywałoby na Valkię albo kogokolwiek innego. Chyba że chcesz oskarżyć samą rzekę! Według numerologów to była kwestia drobnych wstrząsów, nic co dałoby się przewidzieć. I ślepym trafem stało się tak, że ona akurat wtedy tam była - zamilkł na chwilę. - Jutro rano idę do Szronidy, idziesz ze mną Kalle?
-Idziemy razem.

*****

Wszystko spakowane, ostatnie spojrzenia do wnętrza ziemianki. Skacowani i niewyspani ruszyli, Cienżki pierwszy, Kalle za nim. Nagle rozległ się głuchy łomot lądującego na ziemi tłumoka.
-Do kurwy nędzy, zapomniałem, wiszę forsę jednemu gospodarzowi we wsi. Ja pierdolę! - Cienżki zatrzymał się, ale nie odwrócił do przyjaciela.
-Słuchaj, Cienżki, dogonię cię, to znaczy spotkamy się wieczorem w Szronisze. Tam koło ciebie, dobra? Muszę mu oddać, inaczej już mi tam nigdy nic nie sprzedadzą - Kalle wrzucił swoje rzeczy z powrotem za drzwi. - Żeby zwierzaki nie rozwłóczyły, rozumiesz. Nie ma co tracić czasu... Wieczorem, wieczorem się zobaczymy - Mężczyzna tylko skinął głową i przez chwilę słuchał szybkich, oddalających się kroków.
Kto ma zawsze rację, trepie? Kapitan zawsze ma rację, panie Kapitanie!
Szrafarz marnotrawny wrócił do Szronidy dwa tygodnie później.
« Ostatnia zmiana: Listopad 27, 2010, 05:23:01 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #9 dnia: Październik 24, 2010, 12:29:29 am »
nooo, kawałek tekstu wrzucony. Nawet dość lekko mi się pisało, mam nadzieję że da się też lekko czytać!
Mała aktualizacja w pierwszym poście.

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #10 dnia: Październik 25, 2010, 06:52:47 pm »
Uuuu :> Fajna biała stwora!

Z innej beczki, oni tam mają jakąś herezję?

"prawdziwe-baśniowe drzewo chlebowe, jakimś cudem przegapione przez ptaki i myśliwych, zmarniałe już trochę, otoczone wieńcem opadłych liści i sczerstwiałych kromek."
 Awww :D Świetny pomysł!

Dlaczego Kalle zamieszkał w lesie, bo nie jarzę do końca??

Łepetynka... od razu założyłam, że to ta jego kobieta, albo, skoro to podchwytliwe pytanie - może córka?

Dlaczego w ostatniej cząstce znów czas teraźniejszy? :P

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #11 dnia: Październik 25, 2010, 09:59:28 pm »
Z Herezją bardzo słuszne pytanie. Pomijam ten aspekt świata po prostu ze względu na kompozycję i pojemność opowiadania. Nie chcę się akurat tutaj babrać z Kapłanami, Kultem itp - chociaż na pewno przewiną się na marginesie. "Bezbożne miasta i ludzie" w krajach dotkniętych przez wieczne wojny to wytłumaczalne zjawisko.

Czas teraźniejszy pod koniec - kiedy to pisałem, wydawał mi się niezłym pomysłem. Ale teraz rzeczywiście nie brzmi jakoś fajnie, więc rzeczywiście zmieniam.

Gość wyniósł się do lasu żeby uciec od ludzi, po prostu (chociaż on sam znalzłby pewnie dziesięć innych powodów).

Brawo co do Łepetynki (żona), Biszbosz stwierdził że jest to... kot!!! (Jeśli kogoś dziwią imiona takie jak Ciężki, Łepetyna, Bliźniaczka - niech się martwi, będzie wyjaśnione dlaczego to tak wygląda).
« Ostatnia zmiana: Listopad 02, 2010, 01:16:48 am wysłana przez Bollomaster »

berniak

  • czytacze
  • Full Member
  • *
  • Wiadomości: 136
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #12 dnia: Listopad 03, 2010, 12:32:47 pm »
Bardzo fajnie się czyta,choć jest enigmatyczne:)  Najbardziej podobała mi się scena z tą pianową kobietą.bardzo tajemnicze,malarskie i trochę creepy;)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #13 dnia: Listopad 27, 2010, 07:18:00 pm »
*****

Czerwona od rdzy, zielona od mchu, wsparta o bryłę granitu, była - jak zawsze - pierwszym na co spojrzał przekraczając zewnętrzny mur Akademeji. Naznaczona zębami czasu, a mimo wszystko niewzruszona - tarcza Herolda, od pokoleń wciąż na tym samym miejscu. Tuż obok stała, przytupując i zbijając dłonie, grupka rozgadanych studentów i studentek. Kalle nie poznawał żadnej z tych roześmianych, zarumienionych przez mróz twarzy. Cała piątka promieniowała zdrowiem i zapałem, opakowana w grube płaszczyska, z długimi włosami uciekającymi spod czapek. Bez wątpienia pierwszoroczniacy, świeży, jesienny połów. W tej chwili, u stóp czarnego, potężnego gmachu Akademeji, pod zaróżowionym od świtu niebem byli tylko oni i Kalle. Szrafarz wykrzywił spierzchnięte wargi; za kilka miesięcy te dzieciaki będą się z trudem zwlekać na poranne wykłady. Skulony, z dłońmi wciśniętymi pod pachy podszedł bliżej. Wysoki blondyn właśnie zrzucał płaszcz, dwaj niemożliwi brodacze (bracia?) walczyli o szalik nieustępliwej brunetki, a ostatnia, rudowłosa... wlepiła oczy prosto w Kallego. Słowa które już, już zamierzał wypowiedzieć, jakieś kpiące pozdrowienie
« Ostatnia zmiana: Maj 25, 2011, 11:25:37 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #14 dnia: Listopad 20, 2013, 12:20:50 am »
Kalle zatrzymał się przed bramą i po prostu stał, mimo że był przemarznięty, zmęczony i, co tu dużo ukrywać, cholernie głodny. Dłonie wcisnął pod pachy, przygarbił się, zaczął nawet przytupywać, ale nie potrafił się zmusić do ruszenia naprzód. Nie wstyd, nie strach, na pewno nie lęk – no dobrze, mimo wszystko wstyd i może trochę, trochę lęk. Wiedział, że ubranie ma znoszone, że buty ma dziurawe, wiedział jak wygląda, brudny i z zarośniętą gębą, wiedział że to wszystko zostanie zauważone, każdy szczegół, i że po akademeji natychmiast pójdzie plotka. To jeszcze mógłby jakoś wytrzymać. Gorsze, o wiele gorsze było to, że nie tylko wyglądał jak żebrak, był nim naprawdę. Jedyne co mógł to prosić o przebaczenie, o jeszcze jedną szansę, a potem pokornie przyjąć karę, wrócić do pracy i udowodnić że potrafi ją wykonywać. Od bramy do głównego gmachu akademeji było może kilkaset kroków, ale jak zrobić choć jeden krok z żołądkiem zawiązanym w supeł, z nogami ciężkimi jak kamienie? To nie wstyd, nie lęk, ale duma, tak właśnie, jest zbyt dumny żeby zdawać się na cudzą łaskę, żeby żebrać.
-Z drogi przed potężnym heroldem, o nieszczęsny! - Huknął z tyłu jakiś głos i Kalle, przerażony, odskoczył w bok wpadając na lodowaty mur. W bramę z turkotem taczek i tupotem buciorów wbiła się gromada uczniów. Heroldem okazała się rozwalona na taczce, rudowłosa dziewczyna w ciemnozielonym płaszczu, po sam nos zakutana w szalik. Przejeżdżając obrzuciła Kallego bezczelnym spojrzeniem i majestatycznie skinęła mu głową – chociaż wkurwiony, nie mógł nie zauważyć, że ta dziewczyna ma w sobie coś pociągającego. Taczkę pchał mocno zbudowany typ o czarnych włosach i orlich rysach. Na jego plecach Kalle z niedowierzaniem dostrzegł dużą, stalową tarczę. Dalej tłoczyła reszta studentów, uzbrojona w kilofy i łopaty. Niektórzy jeszcze nie zdjęli roboczych rękawic, paru szło bez kurtek, wystawiając okryte koszulami torsy na podmuchy letniego wiatru, a jakiś głupek, pewnie klasowy błazen, niósł z ważną miną dwie cegły. Na końcu szła rozebrana do pasa, pięknie zbudowana kobieta, bez śladu gęsiej skórki na drobnych piersiach. Nad lewym cyckiem miała wytatuowaną malutką omegę, co Kalle uznał już za pewną przesadę. Oczywiście nikt się nawet nie zająknął z przeprosinami, ale kiedy odruchowa wściekłość minęła Kalle poczuł że się uśmiecha. Przecież jeszcze nie tak dawno – no dobrze, trochę czasu minęło, ale mimo wszystko – jeszcze nie tak dawno sam był walniętym pierwszoroczniakiem, a praktyka, to znaczy praktyka budowlana, potrafiła być całkiem przyjemna kiedy udało się wymigać od roboty.
Bezwolnie, jakby porwanych ich pędem, ich esencją, Kalle poczłapał za uczniami i już po chwili znalazł się u podnóża kamiennych schodów prowadzących do masywnych, poczerniałych ze starości wrót akademeji. Rozwrzeszczana banda, która właśnie zaczęła skandować czyjeś imię, potoczyła się w lewo, do składów. Wrota były, tak jak zawsze, gościnne otwarte. Płynęło z nich ciepło i światło, ale widziało się i czuło, Kalle widział i czuł przede wszystkim gmaszysko – ciężkie mury z szarego, spojonego Słowem kamienia, masywne wieże o czarnych dachach i kamienne, oszronione smoki na kamiennych półkach, zębate paszcze, zjeżone kolcami grzbiety, rozłożone skrzydła z których już teraz wisiały grzebienie sopli. Nikt nie wiedział jak to możliwe, dlaczego akurat rzeźby smoków, choć zrobione z tego samego kamienia co reszta akademeji, otaczał zawsze nadzwyczajny mróz. Kalle, tak samo jak niezliczeni uczniowie przed nim, próbował zrozumieć, rozmawiał ze smokami, to znaczy mówił do nich, pochłaniał książki na ich temat, doszukiwał się znaczeń w krzywiznach ich ogonów i ich szponów, a w końcu dotknął jednego z nich językiem. Po kilku miesiącach wyleczył się nie tylko z oparzeń, ale również ze złudzeń. Nie nosił w sobie żadnej Eonicznej iskry, był, jest zwykłym, zwykłym człowiekiem.
Działo się to lata temu, ale teraz dopiero teraz zrozumiał, zrozumiał naprawdę. Ona nie żyje i czas marzeń się skończył. Przez pół roku żył, zachowywał się niczym pierdolnięty krawędziarz, zupełnie jakby mógł przetrwać o własnych siłach. Nie, nie o własnych siłach, razem z nią – ale jej już nie ma i wszystko, naprawdę wszystko co mu zostało to nadzieja, że rada cechu pozwoli mu przynajmniej skończyć naukę. Za murami Szronidy leży rozbita, przeorana wojnami kraina, ziemia niczyja w cieniu starożytnych, niepojętych Konwencji. Wyjście w szeroki świat to nie wycieczka do lasu nad jezioro, człowiek taki jak Kalle, bez rodziny, bez pieniędzy i bez rzemiosła nie przetrwa nawet miesiąca. Ze strachu zachciało mu się żygać, ale jakimś cudem zdołał zapanować nad paniką. Gwałtownie ruszył w górę schodów, gorączkowo rozważając co powie i przeklinając się za to, że wcześniej nie miał odwagi o tym pomyśleć.
„Co powalono, można wydźwignąć”, jego niewidzący wzrok prześlizgnął się po słowach wyrytych nad bramą akademeji przez Herolda który ją założył i Kalle przekroczył próg.
« Ostatnia zmiana: Listopad 20, 2013, 12:24:35 am wysłana przez Bollomaster »