Autor Wątek: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście  (Przeczytany 243 razy)

yish

  • czytacze
  • Sr. Member
  • *
  • Wiadomości: 315
    • Zobacz profil
    • Prywatna wiadomość (Online)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #15 dnia: Listopad 20, 2013, 02:40:04 am »
Super! Kiedy wiecej? :)

Edit:

Dopiero pozniej zauwazylam ze tego bylo wiecej wczesniej. Poczatek bardzo zamotany, trodno zrozumiec so sie dzieje nawt z moja (mizrna ale zawsze) znajomoscia swiata. Polczlowiek, a potem szrafarz, ke?

Ale od Huldy juz jest fajnie. No i Hulda fajna, czym sie rozni od Ruchalki? ;D Powiedzialabym ze najnowszy fragment ma o wiele spojniejsza konstrukcje. Nawet zanim doczytalam reszte mozna bylo sledzic co sie dzieje. Bardzo mi sie podobaja detale.

Mam nadzieje ze aktualizacje teraz beda czesciej niz co 3 lata (!) :P
« Ostatnia zmiana: Listopad 20, 2013, 04:20:11 am wysłana przez yish »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #16 dnia: Listopad 20, 2013, 03:33:50 pm »
Początek będę jeszcze poprawiał, ale nie teraz :D To, o czym mówiłyście nie poszło w las, tzn staram się wydusić z siebie jak najwięcej tekstu, a edycja będzie potem.
Wyjaśnienia różnych rzeczy, takich jak szrafarstwo albo dziwne imiona ludzi, będą dalej w tekście, ale do pewnych rzeczy będzie trzeba dojść samemu.
Hulda to jest rzeczywiście ta sama kategoria istot co ruchałki (rusałki) i np żałobnice - coś w rodzaju ducha miejsca/ żywiołu.


*****

-Wiesz, dlaczego jestem tutaj tylko ja, a nie cała rada cechu.
Kalle stał na środku sali, otoczony, osaczony w pierścieniu pulpitów i krzeseł. Tych pierścieni było aż osiem, każdy z nich wzniesiony wyżej od poprzedniego, a wszystkie zamknięte chylącymi się nieznacznie do wewnątrz murami wieży. Za wąskimi oknami widać było skrawki purpurowego nieba, chmury podświetlone blaskiem zachodzącego Słońca, ale sala tonęła w rzęsistym świetle – zaklęcie czerpało ze świeżo naładowanego krzesacza i Kalle wyraźnie słyszał jego cichy, monotonny pomruk, tym bardziej że Amrawot ciągle milczał.
Robiło się coraz zimniej i zimniej, nienaturalnie zimno i Kalle poczuł, że zaczynają się pod nim uginać nogi. To było wspaniałe uczucie, siedzieć wśród innych, razem z innymi, student trudnej sztuki szrafarstwa, a więc ktoś odważny, zdeterminowany, ale w tej chwili bezpieczny, rozlewający się w tłumie, jako tako ukryty przed srogim wzrokiem mistrza. Z lękiem myślał o chwili kiedy będzie musiał porzucić to schronienie, już nie jako przepytywany uczeń, ale początkujący nauczyciel stojący samotnie na środku tej sali zbudowanej tak, że uwaga zgromadzonych zmiażdży go jak lawina. Teraz było jeszcze gorzej. Chociaż oprócz Kallego i Amrawota nie było tu nikogo innego, Amrawot Ara, mistrz cechu szrafarzy Szronidy i ziem przyległych, wystarczył za cały tłum. Stał w połowie wysokości schodów, wielki, ubrany w prostą skórzaną kamizelkę, znoszone spodnie ze smoczej łuski i skórzane sandały, szeroka, czarna broda opadała mu na pierś, długie, gęste czarne włosy jak zawsze miał splecione w warkocz. Mówiono, że Amrawota nie sposób okłamać, że widzi prawdę o każdym człowieku, że jednym słowem potrafi leczyć najcięższe choroby, a może nawet wskrzeszać umarłych, że jest Heroldem, że jest Smokiem. Odkąd na oczach całego miasta sam jeden złamał nawałę ognia i lodu która zmiotłaby stu ludzi i wyszedł z tego nietknięty, jego legenda wciąż rosła w siłę. Aż do niedawna.
-Mistrzu, jak to się stało, że pozwoliłeś żeby most runął? - Kallemu zaschło mu w ustach. Zadawać takie pytanie w tej chwili to nie było szaleństwo, to był koniec, ale musiał znać odpowiedź. Dwadzieścia lat temu Amrawot zaryzykował życie żeby ocalić Torvelling, rzucił swoją magię przeciw potędze dział cytadeli, dał straży czas żeby odbili ją z rąk wroga. Dlaczego teraz zawiodłeś?! Kiedy Amrawot zaczął mówić, mówił tak, jakby nie padło żadne pytanie.
-Rada podjęła już decyzję, postanowiła że zostaniesz usunięty z cechu. Twój obecny dług wobec cechu wynosi tysiąc czterysta dwadzieścia denarów, do których dodana zostanie grzywna za wszyskie przewinienia jakich się dopuściłeś. Przez pół roku notorycznie nie dopełniałeś swoich obowiązaków, a siedemnaście dni temu samowolnie porzuciłeś pracę. Co więcej, zostałeś oskarżony o partactwo. Jeśli twoja wina zostanie udowodniona, grzywna sięgnie ponad dwóch tysięcy denarów. Jeśli nie zdołasz spłacić wszystkich zobowiązań, zostaniesz postawiony przed sądem Szronidy. Ponieważ nie masz rodziny i ponieważ twoje obywatelstwo jest warunkowe, związane z przynależnością do cechu, zostaniesz pozbawiony wszystkich praw, poza tymi które przysługują każdej istocie ludzkiej. Jedynym kryterium będzie wyciągnięcie jak największej korzyści z całej reszty twojego życia. Jeśli sędziowie postanowią odzyskać część sumy jaką jesteś winny cechowi, zostaniesz sprzedany w niewolę. Jeśli postanowią zrobić z ciebie przykład, zostaniesz stracony na szafocie, a cech otrzyma zadośćuczynienie ze skarbu miasta, twoją szacunkową wartość plus około dziesięciu procent zysków ze sprzedaży jadła i napojów podczas egzekucji.
Kalle klęczał skurczony i zapłakany, z osmarkaną brodą, wstrząsany szlochem. Nie miało znaczenia, że w ogóle nie przygotował się na tą chwilę, że nie miał niczego do powiedzenia na swoją obronę. Nie miało znaczenia nawet to, że w jakiś sposób wiedział, że to nie wyrok, ale groźba, ostatnie ostrzeżenie. Nic od niego nie zależało, nad niczym nie panował. Jeśli cech pozwoli mu zaklinać zużyte krzesacze albo przepisywać książki, będzie wdzięczny do końca życia. Odpracuje swój dług, odpracuje wszystkie swoje długi, tylko niech nie wyrzucają go na zewnątrz, w zamieć.
-Boisz się. I bardzo słusznie – odezwał się Amrawot. Nie ruszył się ze swojego miejsca nawet o krok, jego twarz była pozbawiona wyrazu. - Tym razem nie zatwierdziłem decyzji rady. To jest twoja ostatnia szansa. Udowodnij mi, że nie popełniam błędu. Jeśli rzeczywiście partaczyłeś, przyznaj się do wszystkiego, rozmawiaj z mistrzem Śmiechem, nie zmuszaj go żeby z tobą walczył. Pokaż wszystkim, że chcesz się zmienić. Jakkolwiek duża nie okaże się kara, jeśli zaciśniesz zęby i weźmiesz się do pracy możesz ją spłacić. Oprócz dalszej nauki i wypełniania swoich zwykłych obowiązaków, będziesz prowadził ćwieczenia z kaligrafii dla pierwszego rocznika, a każdą niedzielę od rana do wieczora przepracujesz w skryptorium. Od tej pory twoją przełożoną jest mistrzyni Piąstka. Wstań. Twój dzień zaczyna się jutro o godzinie piątej.
-Dziękuję, dziękuję mistrzu – zabełkotał Kalle, chwiejnie dźwigając się z podłogi. - Nie zawiodę cię, nie...
Amrawot już wyszedł.
« Ostatnia zmiana: Listopad 20, 2013, 03:52:40 pm wysłana przez Bollomaster »

yish

  • czytacze
  • Sr. Member
  • *
  • Wiadomości: 315
    • Zobacz profil
    • Prywatna wiadomość (Online)
Odp: Kaczorsky: Opowieść o pewnej zemście
« Odpowiedź #17 dnia: Listopad 20, 2013, 07:49:01 pm »
Pochwala sie, pochwala :) Kolejny bardzo fajny fragment.