Autor Wątek: Żołnierze wracają do domów! Pełne zwycięstwo w Bitwie Avadorskiej!  (Przeczytany 237 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Drodzy czytelnicy, stało się.
Kolejna z nieprzeliczonego szeregu Bitew została zakończona. "Obrzeże, ziemie na południe i zachód od niego oraz Wschód - na długie lata będą mogły zaznać wytchnienia"; te słowa było mi dane usłyszeć od samego grim-generała Szaktasziego kilka chwil po tym, jak przybył na czele swoich niezwyciężonych Piorunorękich do Baszty Herding. Chyba wszyscy poczuli jak opada napięcie ostatnich tygodni; "tak jakby ze ściśniętego strachem gardła ziemi wyrwało się westchnienie ulgi" - jak powiedział mój dobry znajomy, Nayden Enma. Teraz to westchnienie rozniesie się szeroko po świecie - zadba o to dwudziestu dwóch badim i pięćdziesięciu ośmiu Heroldów, którzy brali udział w Bitwie. I ja ze swej strony, na łamach Aksakarty, postaram się wziąć w tym udział.
Pierwsze i najważniejsze: straty całkowite szacowane są na około 3/5. To fakt okrutny, ale musimy sobie uświadomić, że gdyby nie te trzydzieści tysięcy istnień, w niedługim czasie przepadłoby ich nieporównanie więcej. Każdy Krzyżowiec, który dobrowolnie podjął decyzję i walczył w Bitwie dla obrony naszego świata, dla zniszczenia pomiotu - będzie żył wiecznie. Według starożytnego zwyczaju imię każdego wojownika zostanie utrwalone w Bibliotece Legend; tak samo jak osiem stuleci temu, tak i teraz obiecał to własnymi ustami Dindigul.
Chociaż wiele już widziałem w swoim długim życiu, a dziadek opowiadał mi o ostatniej Bitwie, żadne słowa nie oddadzą w pełni ogromu, grozy i... piękna tych wydarzeń. Widziałem bataliony pod chorągwią zielonego krzyża na białym polu - ośmiuset Ekskanoników maszerujących wprost na odległą Salamandrę - już wtedy przed nimi została zażegnięta pożoga - ogień był widoczny nawet z Baszty, poprzez ponad-ligową przestrzeń i tumany pyłu - to był osłaniający manewr Pancernych Wojsk Tradyru, jak zawsze nacierających w awangardzie Krucjaty! Na własne oczy oglądałem jak dwudziestu hiarra, siłaczy i mistrzów pięści z Maddox, niosło na czele pułków tego kraju Bifrostinga, miecz Dindigula. Widziałem kompanię Muszkieterów, prowadzonych przez Jou-Vorten'a, idącego na ich czele z twarzą odsłoniętą i popaloną ogniem demonów. Dembra z Aislin, mistrzyni Wizji, pokazała mi Gladion Inis, gwardię Megidiona Rukeshcyt, albiońskiego księcia, którą ten otrzymał w darze od władcy Vertyki i przysłał tu - na przedpola Avadoru, aby wsparła naszą sprawę i zahartowała się w bitwie! Wyglądali jak kroczące posągi, płonące i spowite blaskiem nagiego słońca! Z odległej północy, przerywając swoje oblężenie Oka Cyklopa, nadciągnęła Oulen Skenia (nikt kogo pytałem nie potrafił mi tego przydomka wyjaśnić - a pytałem wielu!), mistrzyni Strategii Zamieciowych i wielu, wielu innych, rozsławionych mocarzy, władców magii i wojowników. Podobno w walkach wzięła też udział Kompania Cieni pod wodzą Sher-Khana z Almutu, lecz nic pewnego mi o tym nie wiadomo.
Ja sam udałem się wprost do Baszty Herding - działo się to dwadzieścia cztery dni temu - by stamtąd obserwować przebieg Bitwy, oraz by ujrzeć na własne oczy legendarnego Szaktasziego. Dla nieobeznanych w tej materii dodam tylko, że mimo swej nazwy, Baszta przypomina bardziej gigantyczny zamek, fortecę stygijską (pod względem rozmiarów, rzecz jasna!) i jest tylko okruchem, drobną pozostałością starożytnego pasa umocnień wokół Avadoru południowego i zachodniego. Jedni twierdzą, że zbudowały go smoki, ale Fendeer Tradyr powiedział mi, że to byli ludzie z Maddox (czytelnikowi pozostawiam wybór). Szaktaszi zadziwił mnie bardzo; oglądając wcześniej wodzów tradyrskich, wyższych, postawniejszych od śmiertelnych ludzi i potężnie zbudowanych Maddoxów (nie wspominając o ludziach Północy!), spodziewałem się kogoś podobnego. Ten irgan jest dość niski (podobno wzrost uniemożliwił mu używanie juhtuńskiej szabli) i drobnej postury, ale gdy zobaczyłem go wśród żołnierzy, nie miałem wątpliwości kto tu wydaje, a kto stosuje się do rozkazów.
Wszystko co opowiadano o Szaktaszim w toku tej Bitwy znalazło potwierdzenie; prawda jest taka, że gdyby nie on zostalibyśmy pobici (przez jego wzgląd, obiecałem sobie że odtąd będę przyjacielem każdego irgana!). Przewidział miejsce uderzenia bestii dhamnema; kiedy zrzuciła z kilkudziesięciu metrów powódź czarnego ognia na nasze pozycje - stali tam już Ekskanonicy, którzy w ostatniej chwili weszli na miejsce kontyngentu z Theneodu. Chyba tylko oni mogli przetrwać moc takiego zniszczenia! Ich dowódca, Tandarian Herrengor, spisał się znakomicie, w kilku krótkich chwilach realizując plan Szaktasziego. Jeszcze zanim pył i powietrze przestały płonąć, zza czarnych oparów, spowite ogniem wyszły kren-briskery, plugastwo cagatza, i nieprzeliczone mrowie innego pomiotu. Spadły na nich miecze dev i bronie krucyjne, a w następnej chwili z góry runęli w aurach rozszczepiającego światła Azkebras, Szpony Króla, Magowie Bitewni zaprzysiężeni Koronie Tradyru. Nasz szyk został utrzymany - i w zestawieniu z potęgą natarcia - odbyło się to niemal bez strat.
« Ostatnia zmiana: Lipiec 22, 2012, 04:20:35 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Wyjaśnień kilka
« Odpowiedź #1 dnia: Październik 05, 2008, 10:59:54 pm »
Aksakarta to specyficzna gazeta wydawana nieregularnie, ale na niemal całym Kontynencie; jej korespondentami są głównie kupcy z Faktorii Ryzykantów.

Bitwy o Avador: są toczone od niepamiętnych czasów, mniej więcej z tych samych powodów, co zmagania w Sharholpie. Tutaj ludzie, zjednoczeni ponad wszelkimi podziałami, walczą i niszczą Pomiot, a nawet Bestie - takiego wroga lepiej powstrzymać na jego terenie. Bitwy są uważane za Krucjaty, przedmiot honoru i obowiązek ludzkości (krasnoludowie nie biorą w nich udziału na początek dlatego, że nigdy nie brali). Największe siły angażują (mniej więcej w tej kolejności): Tradyr (szczególnie jego Rycerze), Imperium Erdańskie i Maddox. Dalej są Ludzie Północy i nieprzeliczone mnóstwo żołnierzy ze Wschodu i Pustkowia. Żołnierze walczący w bitwach są zawsze ochotnikami (przynajmniej tak powinno być).

Postarałem się tu wrzucić dużo szczegółów (tak małych, że prawie niewidocznych). Lintro, zwróć uwagę, że Szaktaszi nie używa szabli juhtun-szaarskiej - bo od zawsze jest tylko jedna długość i forma tej broni.
« Ostatnia zmiana: Lipiec 22, 2012, 05:02:30 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Żołnierze wracają do domów! Pełne zwycięstwo w Bitwie Avadorskiej!
« Odpowiedź #2 dnia: Lipiec 22, 2012, 02:40:11 am »
Wyjaśnień jeszcze trochę:

Dlaczego?
Serce Avadoru, czyli ziemie za białą linią, za granicą nie tylko Jasnomagii, ale również człowieczeństwa to jedna wielka wylęgarnia Pomiotu. Pomiot to plugawe potomstwo Bestii, setki gatunków stworów które nie muszą jeść, pić ani spać, które istnieją tylko po to żeby zabijać. Rozpiętość mocy jest tu olbrzymia. Z najsłabszymi monstrami może poradzić sobie nawet niewyćwiczony w walce hajot, najpotężniejsze potrafią unicestwiać całe miasta, a nawet kraje.
To, co dzieje się w sercu Avadoru można porównać do nieuleczalnej, jątrzącej się rany. Co jakiś czas ropa - Pomiot - wzbiera i rozlewa się po ciele świata. Z powodów które są w tym miejscu nieważne, większość Pomiotu nie atakuje ludzi w Miastach Obrzeża, zamiast tego rozłazi się po całej krainie 'Vadoru, wyraja się do Interioru i przez góry Erednanu wędruje do Starego Tradyru i do jeszcze dalszych krain. Zwalczanie tego plugastwa jest koszmarnie niebezpieczne i corocznie pochłania wiele istnień i złota.
Między innymi z tego powodu mocarstwa 'Vadoru, Starego Tradyru oraz kilka państw z innych krain zwołują co jakiś czas wielką krucjatę i pod czarnymi sztandarami ruszają niszczyć Pomiot w jego mateczniku. Jest to jedno z największych przedsięwzięć tego rodzaju na świecie, wielkie wyzwanie logistyczne i taktyczne, tak wielkie że regularnie słychać głosy o jego zbyteczności. Ale za Bitwami Avadorskimi stoją tysiące lat tradycji oraz ich niesamowity... prestiż. Na tym dziwnym świecie, gdzie każda jasnomagia jest święcie przekonana o swojej wyższości, gdzie współistnieje tyle różnych ras, gdzie ściera się tak wiele przeciwstawnych Esencji, plugastwo Bestii to siła jednoznacznie zła*. Nie ma tutaj miejsca na żadne perspektywy i puknty widzenia, każdy człowiek który zabija Pomiot jest bohaterem, stoi po stronie Czerni przeciwko Bieli. I choćby dlatego nigdy nie zabraknie krzyżowców na tej krucjacie, tutaj nawet zwykły kmieć z zapadłej wioski może sobie zasłużyć na zaszczyt uwiecznienia swojego imienia w Bibliotece Legend - jeśli tylko udowodni że zabił choć jedną sztukę Pomiotu 1).
Kilka innych powodów:
-poza Niniwą, ostatnim Miastem Obrzeża, magii destrukcyjnych można używać niemal bez ograniczeń, bez obaw o cywili albo skażenie disopsem. Nie ma też żadnych ograniczeń natury... biurokratycznej. W większości krajów spuszczenie deszczu ognia albo rozdarcie ziemi wymaga przebicia się przez szereg procedur, podczas Bitwy można po prostu robić to, co konieczne żeby wygrać.
-Bitwy są świetną okazją do przetestowania swoich wojsk w najcięższych możliwych warunkach. Praktycznie wszystkie, nawet pokojowe jasnomagie (takie jak Aquilonia czy 'vadorskie Deokracje) nieustannie rozwijają swój potencjał bojowy. W Avadorze można go w pełni zaprezentować światu, na przykład swoim politycznym rywalom. Nie raz i nie dwa spory, które mogły przerodzić się w wojny zostały rozstrzygnięte w Bitwach, kiedy jedna strona przekonała się naocznie o przewadze oponenta. Inny aspekt tej sprawy to możliwość odkrycia tajemnic rywali (szpiegostwo wojskowe).
-prestiż, budowa i zacieśnianie więzów między państwami. Według starożytnej tradycji, wszystkie kraje biorące udział w tej krucjacie mają status mocarstwa i tworzą tak zwane "Czarne Przymierze", które obok sojuszu krasnoludzkich Królestw jest największym układem międzypaństwowym w Jasnomagii. Według niepisanego prawa, Czarne Przymierze "nie przelewa własnej krwi", niechętnie patrzy się więc na historyków i badaczy którzy wygrzebują jakieś nikomu niepotrzebne wiadomości o dawnych wojnach.

Kto?
Najprościej mówiąc, kraje Czarnego Przymierza plus dziesiątki tysięcy wolnych krzyżowców pochodzących z całego Kontynentu.
Najważniejsze kraje Przymierza to:
-Tradyr, tradycyjnie, ale już nie za bardzo faktycznie - to królestwo jest mocarstwem jedynie z tytułu. Jednak mimo upadku, Tradyr ciągle wystawia 5 legionów najbitniejszych i nieustraszonych żołnierzy. Na tradyrski kontynegt składa się elita magów bojowych, żołnierze Gwardii Herońskiej, Rycerze i Heroldowie oraz najlepsze jednostki Wojsk Pancernych.
-Imperium Erdańskie, które za każdym razem poczytuje sobie za honor wystawienie najliczniejszej i najpotężniejszej armii. Oprócz odmieńców-Ekskanoników, Kapłanów-Mocarzy i Dew-półaniołów są to tysiące fanatycznych weteranów wyposażonych w najnowsze zdobycze erdańskiej myśli wojskowej.
-Cesarstwo Maddox, od tysiąca lat reprezentowane przez swojego czempiona Dindigula, kohorty magów Struktury, skrybów z Biblioteki Legend oraz armię złożoną z samych kobiet.
-Aquilonia ze swoją Konstelacją dostarcza przede wszystkim Heroldów oraz, w ostatniej Bitwie, swoich sił z Północy - Marmurowej Kawalerii, Tarczowników i Kroczących Zamków.
-Ossenthar, skutecznie rywalizujący z Imperium Erdańskim o palmę pierwszeństwa. Na temat wojsk tego kraju wolę się nawet nie rozpisywać, wystarczy powiedzieć, że dostają się do Avadoru za pomocą tzarcembrów, monstrualnych katedr z ludzkiego ciała...
Ogólnie rzecz biorąc, są to kraje w których dominuje ludzka rasa, albo takie w których króluje kult Formy Człowieka (np Aquilonia). Większość niezrzeszonych krzyżowców jest również ludźmi, chociaż trafiają się różne wyjątki. Na przykład w Bitwie która toczyła się tysiąc lat temu, Czarne Przymierze zostało nieoczekiwanie wsparte przez... kontynegnt Herdainów. Sporo różnych krajów stara się udowodnić wysoki status wysyłając do walki swoich najlepszych żołnierzy. Z Cyrii przybywa więc kohorta nieśmiertelnych Ceseran, a Juhtun-Szaar dostarcza swoich zaprawionych generałów, żeby wymienić tylko parę przykładów. Do tego dochodzą jeszcze kompanie najemników.
I wreszcie rzecz ostatnia. Każdy hajot jest oczywiście mile witany w szeregach krzyżowców, ale za każdym razem wiele nadziei pokłada się w... kyarach, odmieńcach i jeszcze lepiej, tronach. Jest to źródło dość ciekawych sytuacji i paradoksów, kiedy istoty powszechnie uważane za wrogów Jasnomagii stają się jej obrońcami. Praktycznie każdy, nawet najbardziej zacietrzewiony zwolennik wiary w "moc milionów", zmieni zdanie kiedy zobaczy jak w ciągu minut giną tysięce żołnierzy, podczas gdy jeden tron potrafi utrzymać swoją pozycję bez chwili odpoczynku przez... miesiąc.

Jak?
Krucjata dzieli się na kilka armii rozmieszczonych w różnych Miastach Obrzeża, które kolejno przystępują do Bitwy i wycofują się z niej dla nabrania sił. Jeden taki cykl nazywa się Gwiazdową Szarżą. Manewr jest powtarzany teoretycznie tak długo, aż wszystkie armie, ze względu na straty, zostają scalone w jedną - wtedy niedobitki mogą z honorem wrócić do domów albo poświęcić życie w ostatniej Szarży. W praktyce coś takiego zdarzyło się tylko kilka razy i to bardzo dawno temu. Od dobrego tysiąca lat, kiedy straty sięgają rzędu 1/4 zaczyna się odwrót.
Każda armia ma jednego, najwyższego dowódcę którego wybiera ogół żołnierzy. Każdy hajot ma jeden głos, odmieniec sto głosów, a tron dziesięć tysięcy (co jest najdziwniejszą formą demokracji o jakiej słyszała Jasnomagia). Wybrany człowiek otrzymuje tytuł grim-generała oraz pieczęć, która daje mu pewną liczbę mocy które trochę przypominają magię majestatu - między innymi potrafi ogarniać wzrokiem całe połacie Avadoru i natychmiastowo porozumiewać się z innymi grim-generałami.
Bitwę toczy się kilkanaście kilometrów od białej linii, na froncie kilku kilometrów, wokół miejsca zwanego Wrotami Hamartii. W bardzo rzadkich sytuacjach cała armia skupia się w jednym punkcie. Walka trwa (powinna trwać) przez dziesięć dni po których armia jest luzowana przez kolejną. Pomiot nadchodzi z wnętrza Avadoru chaotycznymi falami i naciera na pozycje trzymane przez żołnierzy. Taka fala może liczyć zarówno kilka jak i kilkanaście tysięcy sztuk Pomiotu. Było też takie Bitwy w których na krzyżowców szły jednocześnie setki tysięcy monstrów 2).
Ze względu na szaloną agresję i niemożliwą do przewidzenia liczebność Pomiotu rzadko która Bitwa toczy się od początku do końca na ustalonej pozycji. Bardzo często armie przychodzą sobie z odsieczą, albo wspólnie biorą udział w wielkich manewrach, podczas których zdolności wodzów i odwaga żołnierzy są wystawione na najcięższą próbę. Bywa też że krzyżowcy zostają zepchnięci w stronę Miast Obrzeża, nie raz i nie dwa wiele z nich stawało się bastionami skrwawionych armii i, ku rozpaczy mieszkańców, polami samej Bitwy.

1) To jest coś więcej niż postawienie kilku znaków w jakiejś książce, która potem przepadnie na zakurzonymi piętrze. Utrwalenie imienia człowieka w Bibliotece Legend jest aktem magii słowa i, w zależności od zasług, aktem który może mieć olbrzymią moc, sprawiać że ludzie stają się bliżsi swoim ideałom, mądrzejsi, silniejsi, bardziej odporni na strach i zmęczenie.
2) Jak łatwo się domyślić, większość z nich zakończyła się klęskami, po których nie było już ani krzyżowców, ani Miast Obrzeża.


Luźne myśli na koniec:

-klimat I Wojny Światowej w okopach nad białą linią. Ruiny umocnień z czasów poprzednich Bitew. Opuszczone, wymarłe okopy i fortyfikacje.

-żołnierze z połowy świata w Miastach Obrzeża. Konflikt grim-generałowie - Tyrani i Tyreiny. Bitwa Avadorska to nie tylko walka z Pomiotem, tak samo ważne są legendarne Miasta: Sodoma i Gomora, siedliska zepsucia i rozpusty, ukochana przez Słońce Paranoja, marmurowa i krwawa Desperacja. One wszystkie tętnią od życia, które podczas krucjaty staje się Życiem - tysiące krzyżowców, ludzi którzy wiedzą że jest duża szansa na to że nie wrócą już do domów, którzy uważają się za bohaterów. Jest dziko! Tyrani starający się wykorzystywać krucjatę do własnych celów.

-biała linia jest doskonale widoczna. Jest to miejsce w którym szare, bure i popielate pustkowia Avadoru stają się białe. Setki kilometrów dalej, w centrum tego obszaru znajduje się (podobno) Dom Bestii i samo serce Dewastacji u podnóża najwyższej góry świata, Salamandry. Salamandra jest widoczna już spod ostatnich Miast Obrzeża, chyba że horyzont zasłania ściana Pomiotu.
Poza białą linią Prawo Upadku działa z wielokrotnie większą mocą. Zwykły człowiek nieuchronnie stacza się w bestialstwo, energia błyskawicznie się rozprasza, disops dosłownie wyparowuje z istnienia.

-wbrew temu co często opowiadają weterani, do Bitew nigdy nie wchodzą Bestie, zawsze jest to tylko Pomiot. Oczywiście, z perspektywy zwykłego hajota taki karadan nie jest "tylko Pomiotem", ale po prostu Eonem.

-Bitwy Avadorskie porównywane do Daar Hezellon (tworzenie legendy).

-Krasnoludowie Szlachetni w sprawie Bitew są podzieleni. Istnieje w końcu tradycja Herdainów którzy walczyli w Daar Hezellon. Z drugiej strony, argumentują przeciwnicy, w Bitwie Kresu Mocy z Pustokrzewcami walczyło niemal wszystko co istniało. Dlatego, siłą inercji, armie Królestw nigdy nie brały udziału w Bitwie. Wielu Krasnoludów uważa też, że Bitwy są rodzajem pokuty Człowieka za zniszczenie harmonii światów (zniszczenie Równowagi).

-skąd wiadomo, że nastał czas na kolejną Bitwę? W około 10 miejscach Kontynetu stoją wielkie, starożytne wieże, latarnie których pełna nazwa to Latarnie Czarnego Światła. Na Zachodzie są to kartaldorska Gowtang (na wyspie Albanie) i aquilońska Wledigen w mieście Dardan-Ea. Niektórzy twierdzą, że zbudowały je Smoki, inni że Herdainowie, jeszcze inni że była to rasa jakiś zagadakowych "Arkiteków". Tak czy inaczej, wraz ze wzrostem zła w Avadorze te Latarnie zaczynają płonąć dziwnym blaskiem - Czarnym Światłem. Tuż przed Bitwą roku 1018 natężenie Światła było tak duże, że każdy kto spoglądał na koronę latarni miał wrażenie że stracił wzrok. Były już takie chwile, kiedy Czarne Światło spływało ze szczytu wieży i spowijało Latarnie w całości. W 1025 roku z różnych stron świata zaczynają dobiegać wieści, że Latarnie znowu zaczynają płonąć.
« Ostatnia zmiana: Lipiec 30, 2012, 11:55:19 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Żołnierze wracają do domów! Pełne zwycięstwo w Bitwie Avadorskiej!
« Odpowiedź #3 dnia: Lipiec 22, 2012, 04:27:06 am »
Aktualizacja:

Ogólnie o ostatniej Bitwie:

Została stoczona w 1018 roku.

Oczywiście twierdzi się, że była wielkim sukcesem, ale w rzeczywistości natarcie Pomiotu było tak potężne, że przeprowadzono tylko dwie Gwiazdowe Szarże. Na Obrzeżu uważa się powszechnie, że krucjata nie wypełniła swojego celu. Główną przyczyną jest słabość dwóch filarów krucjaty, Ossentharu i Imperium Erdańskiego, które w ciągu ostatnich stuleci cokolwiek podupadły.

Około 1025 staje się oczywiste, że będzie potrzebna kolejna wyprawa.