Dziennik Alexa Oz'a
Uwolnieni
W końcu uwolnieni z Degar Endar. Teraz suniemy po Błękicie, zostawilismy za sobą złowrogi Fiolet. Z luków "Naumy" widzimy ostatnie wspomnienie Martwego Bezkresu, miejsca naszego zesłania.
Wyzwolenie nastąpiło w chwili, kiedy już powoli wątpiłem, że kiedykolwiek nastąpi. Ostatni etap wędrówki był jednak najstraszniejszy, choć zaczęło się niepozornie. U wylotu jaskini, gdzie po raz kolejny zabezpieczaliśmy nasze ciała przed Ogrodem stał tajemniczy osobnik, wysoki, postawny, wielki i świrnięty. Znał Dżajlah, jakoś mnie to nie dziwi. Zapewniał, że jest Uterem jakimś-tam. Czy to Martwy, czy to działania Istot, które nas tu umieściły, ale nie potrafiliśmy uwierzyć w słowa Utera, nie potrafiliśmy mu zaufać. W pewnej chwili Dżajlah rzuciła, że to Trzeci (potwór-sen, który powstał z pożarcia wszystkich innych Snów o Głodzie, które ścigały Dżajlah). Maegor się nie zastanawiał, nie licząc się z kosztami uderzył w Utera całą swoją mocą, sięgnął do granic możliwości, przegiął je o wiele za bardzo. Uderzył i zniszczył Utera, sam popadł w stan, który był gorszy niż kiedykolwiek-był- Martwym-Bezkresie. W tym stanie był nie mogliśmy go zostawić, wg mnie w tym stanie był bezużyteczny, a potrzebowaliśmy go bardzo, nienawidziłem go za jego pychę, ale bez niego byłbym już częścią Ogrodu). Weszliśmy do Sanktuarium by odtworzyć Maegora, Dżajlach, Landon i ja robiliśmy wszystko by go przywrócić po raz kolejny do stanu używalności, czyli do tej cieniutkiej linii równowagi.
Kiedy już mogliśmy wrócić, kiedy już zamknąłem Sanktuarium i się rozbudziliśmy nasz największy koszmar stał się rzeczywistością. Bariery Landona zostały przełamane, Ogród wdarł się do jaskini, związał nas, zablokował naszą broń. Nie mogłem nawet ruszyć nadgarstkami, myślałem o vi'kag'ach, ale nie mogłem ich użyć. Nie mogłem ruszyć niczym. Zmysł echolokacji pozwalał mi jako jedynemu widzieć wszystko wokół. Mogłem wrzeszczeć. Widziałem jak inni się szamocą, jak walczą by się oswobodzić. Ogród w tym czasie zaczął mnie wyciągać na zewnątrz, mogłem jakoś spróbować udoskonalić moje więzy by stały się czymś lepszym dla mnie, ale bałem się, że staną się czymś gorszym (ciągle pamiętałem co się stało na schodach). Widziałem jak Dżajlah próbuje zerwać więzy, jak Landon się szamoce (rozrywał więzy koqikinezą). Ogród wywlókł mnie w tym czasie ma pustkowie, ściągał mnie do jakiejś dziury. Przerażenie zaczęło brać górę nad rozsądkiem. W tym czasie Landon przeciął więzy na dłoniach stworzył kwas, który topił Ogród, ruszył za mną, zostawił Dżajlah i Maegora. Z wyczerpania nie był stanie biec, chciał, ale był w stanie tylko powłóczyć nogami.
Ja w ostatnim akcie desperacji będąc na granicy Dziury postanowiłem udoskonalić tę więzy w coś co będę wstanie zerwać. Udało się. Nie zastanawiając się długo, wyrwałem z nadgarstka vi'kag'ę i strzeliłem w Wielki Kwiat, który jak się okazało znajdował się wewnątrz Dziury, który był pode mną, który chciał mnie pożreć. Ułamek sekundy, kiedy już zsuwałem się do "paszczy" kwiatu, chwyciłem k'agę z nabitym łańcuchem i strzeliłem by zahaczyć o cokolwiek, modląc się by się udało.
Nie udało się. Opadłem w czarną otchłań.
To znam jedynie z opisu Landona, Dżajlah i Maegora. Kiedy ja pogrążyłem się w ciemności Dżajlah wraz Landonem pokonali Ogród. Dżajlah, cięła szablą, Landon tworzył kwas na dłoniach i topił wszystkie części Ogrodu wokół ich. Ogród został pokonany.
Landon w dziurę wtłoczył tak silne trucizny jak był się tylko dało. Dżajlah chciała użyć najsilniejszej trucizny jaką kiedykolwiek stworzono, otworzyła manierkę i... było w niej oko. Momentalnie za nią pojawił Twirliput. Okręcił się wokół niej. Zamiast oka miał Perłę Landona i pragnął resztę tych pereł. Dżajlach walczyła, szamotała się ze zmaterializowanym snem, wgryzła się w jego twarz, chciała dogryźć się do Perły, ale w chwili kiedy poluźniła na ułamek sekundy uścisk na twarzy Twirliputa, ten odepchnął ją z taka siłą, że runęła w dziurę.
Jak Landon powalił Twirliputa nie wiem, na pewno koqikinezą poszatkował jego głowę i czołgał się w kierunku zwłok tylko w jednym celu - odebrania Perły, swojej Perły. Nagle Twirliput powstał, na granicy widzenia pojawił się znów Ogód... W tym momencie zrobiło się ciemno.
Nie wiemy ile leżeliśmy w takim stanie, nie wiem kto nas sprowadził do tych korytarzy, ale świadomość odzyskaliśmy nadzy pośrodku ciemnego tunelu. Po chwili dołączył do nas tajemniczy kształt, jakiś Ver'kar (Horror), po dłuższej dyskusji okazało się, że ma imię Xser i ma być Pancerzem dla swojego Pana, a w tych tunelach miał odbyć jakąś próbę. Co najdziwniejsze odzyskaliśmy siły życiowe, nie byliśmy już wrakami. Landon miał swoje perły. My polegając na mojej echolokacji podążaliśmy do jedynego miejsca w okolicy gdzie była woda, w tym wąskim korytarzu cały czas szliśmy na czworakach lub czołgaliśmy się, obcieraliśmy sobie nogi, ja zdzierałem do żywej skóry tkankę na moim jedynym ramieniu. Kierowaliśmy się do szybu w którym słychać było wodę. Kiedy doszliśmy nad szyb, Maegor zebrał wodę i przygotował ją dla nas na swoim udzie w pęcherzykach, normalnie byłoby to nie do przełknięcia, ale już tyle razy byłem na tym wygnaniu poddawany gorszym rzeczom, że to jakoś mnie nie brzydziło. Landon marudził, uprosił Xsera by ten poszedł po lód, wiszący u szczytu sklepienia (około 50 m). Przez chwilę rozważaliśmy, by spróbować zniszczyć pokrywę lodową i wydostać się na powierzchnię, ale Maegor nie miał tyle sił by stopić całość, a Xser nie był wstanie jej skruszyć.
Nie mając planu zaczęliśmy się błąkać, kierowaliśmy się przeczuciem Dżajlah, tym, że to ona miała nas prowadzić, w końcu prawie już wyczerpani doszliśmy do korytarza raczej prostego i... nagle poczułem tak przeraźliwy ból, w głowie miałem wielkie białe plamy na mojej sferze widzenia echolokacji. Gdzieś tu czaił się inny potwór, nie nadając się do niczego, przycisnąłem się do ściany. Landon i Dżajlah obok mnie, Maegor i Xser z przodu, nie byłem wstanie nawet im pomóc. Potwór zaatakował, ale nie tam, gdzie Xser i Maegor się go spodziewali. Zaatakował od tyłu, wbił swoje szpony w Landona, prawie pozbawiając go życia. Maegor i Xser ruszyli ku poczwarze. Maegor rozpalił do czerwoności swoje dłonie, Xser go wyprzedził pierwszy dopadł innego Ver'kar, Maegor w zamęcie poparzył Xsera. Ten już wnerwiony tym zajściem, owinął się wokół Maegora i tak we dwójkę ruszyli w kierunku wycofującego się Ver'kar. Dopadli go zanim zdążył zniknąć. Maegor wlał w poczwarę rzekę ognia. Xser wbijał pazury, tak by jak najmocniej uszkodzić Horrora. Poczwara nie pozostała dłużna, wbiła swoje kolce w maga bitewnego, wbiła też pazury w kończyny Xsera. Koszmar został pokonany...
Landon w tym czasie wykrwawiał się. Dżajlah łatała go jak się tylko dało, ale pozostały gigantyczne krwotoki wewnętrzne. Zostawiła to w takim stanie, ba odciągnęła sporo jego krwi, uważała, że jej się w tamtej chwili bardziej przyda. Landon w tym stanie powoli umierał. Dżajlah jednak ruszyła do Maegora, z tego co widziałem w mroku, głowa zbyt mnie bolała by użyć echolokacji, połatała go, wyrwała kolce z jego ciała i mocno osłabiona ruszyła w kierunku zwłok potwora. Dołączyła do Xser'a, który już zaczął pożerać potwora, pożerać Czerń wydalając mechanicznie przerobione jedzenie, które jednak było zdatne do ponownego użycia. Razem z Landonem dowlekliśmy się do zewłoka, wzięliśmy jakiś ochłap mięsa, przekazany od pożerającej wszystko Dżajlah. Landon najpierw zaczął to jeść, ale zaraz potem wpadł na pomysł by przerabiać to mięso masowo na cukier.
Byliśmy tak zaaferowani jedzeniem prawdziwym jedzeniem, soczystym miękkim, że nie zauważyliśmy jak Maegor umierał, ostatkiem sił wrzasnął i wówczas to do nas dotarło.
Bez chwili zastanowienia, weszliśmy do Sanktuarium, to znaczy Dżajlah i Landon weszli do swoich własnych Sanktuariów. Dusza Maegora ciągle była w okolicy. Ja nie mogłem dostać się do Sanktuarium, nie mogłem... Xser o coś pytał, ja nie mogłem dostać się do Sanktuarium.
W tym czasie w Sanktuarium, zgodnie z relacją Dżajlah... Landon nie potrafił wybić swoimi dłońmi studni, zrobiła to Dżajlah. Wyrwała studnie w powierzchni swojego Sanktuarium, kosztowało ją to jej palce. W Czerwieni zostały zmiażdżone, zdruzgotane.
Po chwili Sanktuaria Landona i Dżalaiah połączyły się. W studni Dżaliah i Landon znaleźli Maegora ściganego przez 7 Śmieci,
te wbiły swoje pazury w jego ciało, ale ostatkiem sił Dżailah i Landon wciągnęli Maegora do Sanktuarium, gdzie jego płomień był poznaczony dziurami po kolcach, pazurach Siedmiu Śmierci. Kiedy wrócili z Sanktuarium, Maegor odzyskał przytomność, ale nie żył, nie oddychał, jego serce nie biło. Aby jego ciało nie gniło odprowadził z niego całą wodę do wielkiego bąbla-pęcherza na brzuchu.
W końcu pojawił się też plan. Idziemy na górę, nie ważne, że jest zimno, zostawimy tam jakiś znak, który inni ponad chmurami Martwego Bezkresu będą wstanie dostrzec. Zaczęliśmy iść na górę, na szczyt tej góry, by tam zostawić jakiś znak dla statku. W między czasie Landon poczuł silny atak bólu. Jak o tym teraz myślę, to czemu tylko Landon, zawsze ja i Landon doznawaliśmy tych ataków, na Naumie Alantar wyjaśnił nam czy były te ataki bólu, teraz doznał ich tylko Landon.
Dżailah (jest hadimem i dżahidem) i Maegor weszli do Błękitu, gdzie spotkali młodego kapitana statku Nauma, Alantara, który został po nas wysłany. Od Alanatara Maegor i Dżaliah dowiedzieli się, że Uter Marnotrawny był wysłany by nam pomóc, od niego również dowiedzieli się, że o pomocy nam został tez wysłany oddział magów, Maegor ma nimi zarządzać. Kiedy Dżajlah i Maegor wrócili do Czerwieni, pokrzepieni nowymi wieściami, ruszyliśmy do przodu. W tym czasie usłyszeliśmy magów przebijających się przez góry. Jednocześnie zostaliśmy zaatakowani przez cząstkę Fioletu, która została wysłana by zablokować dziurę w Fiolecie. Po długiej walce, w której oddział Maegora nie potrafił nawet uszkodzić drobiny Fioletu, Dżaliah i Landon zmiażdżyli tę cząstkę jabłkiem z podania (które zamieniło się w górę).
Po chwili znaleźliśmy się na Naumie, przywitał nas kapitan Alantar, starszy niż ten, którego Dżajlah i Maegor widzieli w Błękicie. Kapitan przybliżył nam całą historię, tego co się stało; kiedy nasze wezwanie zostało odebrane z Diamentowej Komnaty przez Biancę w 1003 roku, przez następnych kilka lat Bianca przygotowywała wyprawę wraz ze swym przodkiem (kapitanem), którego spotkała w Błękicie. W Błękit Bianca uciekła z rozpaczy po utracie Landona. W Błękicie Albionka znalazła również Statek, który umożliwia transpozycje z Czerwieni w Błękit i na odwrót. Przez następne kilka lat Kapitan zbierał swoje odbicia z Innych Horyzontów; zgromadził wielu siebie, w tym najmłodszego, obdarzonego największym potencjałem, tego, którego poznali Maegor i Dżajlah w Błękicie, tego, który ma być największą, najpotężniejszą bronią. Po około 12 latach, wyprawa wyruszyła, podróżując po wielu Chronoliniach, po wielu Błękitach. Podróż trwała wiele lat, do Degar Endar Nauma dopłynął dopiero po wielu latach. Kiedy kapitan kończył opowieść oczekiwał właśnie na odpowiednio wczesną chronolinię, wśród chaosu Chronolinii Degar Endar.
Dowiedzieliśmy się również o sytuacji na Turblanda do 1014 roku, kiedy to misja Naumy wyruszyła. Początkowo ekipa ratunkowa miała świadomość tylko o wygnaniu Landona i moim, z biegiem czasu doszły również informacje o zesłaniu Dżajlah, na samym końcu ekipa ratunkowa dowiedziała się, o zesłaniu Maegora. (Przesłanie z Diamentowej Komnaty to było wołanie Aleksa, które odebrała Hak'ra, w tym prośba o kontakt z Bianką. Jeszcze wcześniej Bianka marzy o odzyskaniu Landona, odnajduje statek. Hak'ra dostarcza jej konkretnej wiedzy. Przekaz z Komnaty odbił się również na Albionie - w ten sposób o sprawie dowiedział się Navrail).
Informacje o moim zesłaniu oraz o zesłaniu Landona ekipa ratunkowa zdobyła, po ataku komanda na siedzibę Zakonu Suraim Zallaina, tuż przed atakiem wielkiej niszczącej siły, czyli mojego syna, Daniela, teraz zwanego Gambetem Ozem, który po kontakcie z Mścicielem stał się niezwyciężony. Okazało się, że w Zakonie na tablicach spiżowych, są dokładne współrzędne zesłania mojego i Landona, dzięki którym wiedziano, gdzie nas szukać. Na tablicach zostało namalowane słowo oznaczające naszą niewinność/lub, że kara była nieadekwatna do winy (może to oznaczać, że albo byliśmy niewinnie skazani, albo w momencie skazania nasza wina już została wymazana - ja przychylam się do tej drugiej wersji, co oznacza, że jednak, ktoś nas wrobił, że kogoś będzie trzeba ukatrupić).
Dzieje mojej rodziny w tym czasie były bardzo tragiczne, żona porwana przez Zakon postradała zmysły, syn najpierw trafił w ręce PRDY, a następnie zdołał zbiec i poznał Mściciela. Nie wiem, co się stało z moimi córkami. Znajdę je, znajdę syna, znajdę żonę. Zemszczę się.
Statek został nazwany Nauma, ponieważ to imię nic nie znaczy, jest puste, co jest zabezpieczeniem przed ingerencją z zewnątrz. Na statku znajdują się sami kapitanowie, oraz troje innych członków załogi. Pierwszym jest istota władająca antymaterią (bliższych szczegółów brak, poza tym, że pochodzi z dalekiego kontynentu na wschodzie, Vertyki), mistrz tatuażu (który w prostej linii jest związany z krasnoludem Ra'id Muta'al'em), oraz trzecia tajemnicza osoba, z którą chyba moja osoba jest jakoś związana.
Po wszystkich wyjaśnieniach kapitana zostaliśmy ostrzeżeni, że jesteśmy pod wpływem jeszcze magii Martwego Bezkresu. Kapitan zapewnił nas jednak, że to co nas może spotkać, to tylko bardzo realne iluzje, które nam niczego nie mogą zrobić.
W tym momencie rozpoczął się największy koszmar na jaki nas zesłano. Naszym oczom ukazał się Ogród, myślący, przerażająco realny. Po wezwaniu Kapitana, iluzja zniknęła. Maegor się od nas odłączył. Ja nie opuszczałem Landona i Dżajlah, chyba byłem zbyt przerażony, ale nie potrafiłem się do tego przyznać. Nasza trójka postanowiła się nie rozdzielać. Maegor, w tym czasie trafił do komnaty, gdzie wszystko wyglądało idealnie. Nagle niespodziewanie się nad nim zmaterializowały się dwie śmierci (Maegor chyba zauważył tylko jedną z nich). Przebiły mu oczy, przebiły klatkę piersiową (ciekawe czy w tym samym miejscu co poprzednio??). W takim stanie Maegora wprowadzono do specjalnej machiny, która miała pozwolić mu odzyskać siły, jego ciało było regenerowane z ograniczonych zapasów Anarchei [dzięki której działa wszystko na statku]. W tym czasie nasza trójka przeniosła się do pokoju gościnnego w moim domu (to jest powoli przerażające, bo zacząłem myśleć jak Alex, ja jako Mysterio myślałem wówczas o domu Alexa, MG czyta w myślach Graczy, to jest niedozwolone ;P). Siedzieliśmy i graliśmy w karty, chciałem zająć się czymkolwiek, chciałem nauczyć Dżajlah strzelania z k'ag, niestety cała broń zniknęła z podręcznych schowków (co jest tym bardziej dziwne w kontekście późniejszych wydarzeń). Siedzieliśmy i graliśmy w karty i ciągle do ucha słyszałem, szeptanie, z pytaniem czy chcę wiedzieć, kto jest tą ostatnią osobą z załogi na statku. Dżajlah też słyszała to szeptanie, jednak tylko do mnie było ono kierowane. Koszmar przerwało przybycie już uzdrowionego Maegora, który rozmawiał z kapitanem o śmierciach, otrzymał błogosławieństwo użycia wszystkich możliwych środków do walki, dodatkowo cała trójka beze mnie (nadal nie mogę wchodzić do Sanktuarium), po konsultacji z kapitanem weszła do Sanktuarium, z którego (chyba) bardzo szybko zostali ściągnięci przez kapitana.
...