Landon il MontaRasa: tanelf
Wiek: ok80
Wzrost: 187cm
Oczy: nie mają określonego naturalnego koloru
Włosy: sięgają trochę za ramiona, proste, zwykle rozpuszczone, nie mają określonego naturalnego koloru
Wygląd: Wysoki, szczupły, zwykle o pogodnym wyrazie twarzy i zdrowym kolorze cery. Cała jego postać zawsze w jest w jednej kolorystyce. Jesli jest ubrany na biało, będzie miał białe tęczówki i włosy, a jeśli ubierze się na zielono, będzie miał i włosy zielone. Zmiana koloru nowo zakładanej części garderoby jest praktycznie automatyczna. Bez problemu może się też przystosować w ten sposób do otaczającego go środowiska niczym kameleon.
Lubi mieć na sobie dużo ozdób, szczególnie od niedawna uwielbia perły

.
Ubiera się jeśli tylko ma okazję nieco ekstrawagancko, jakby nie zważając na okoliczności. Jego ulubioną częścią garderoby są rękawy rozszerzające się przy nadgarstku w bufkę, wywodzące się z tradycyjnego rodowego stroju Ravenloth, a bardzo populane w imperium Valencios.
Historia: Landon urodził się w dość dobrze postawionej mieszczańskiej rodzinie. Ma starszą o 50 lat siostrę. Jego ojciec prowadzi razem z matką filię cukierni Doucrout w stolicy Imperium Valencios – Bagaravennie. Kiedy był jeszcze zbyt mały by świadomie czarować czy w ogóle myśleć, rzeczy wokół niego, a w szczególności jego ubrania, włosy czy oczy chaotycznie zmieniały kolory, co musiało niesamowicie drażnić otoczenie, ale dzięki temu momentalnie spostrzeżono jego naturalny talent do magii koloru. Kolejnym zaskoczeniem choć może już nie tak wielkim były jego pierwsze 'dzieła', które opierały się na odwzorowywaniu rzeczywistości na niewidzialnym płótnie w powietrzu. Może nie taką przyszłość planowali rodzice dla swojego syna, ale widząc u niego takie umiejętności, przekierowali trochę swoje oczekiwania, zachęcając go do rozwoju w tym kierunku. Ich syn jednak bardzo szybko okazał się dziwnie nieprzystosowany. I nie chodziło już tylko artystyczną ekstrawagancję czy dziwne ubrania, zawsze wydawał się jakiś ponad wszystkim, z głową w chmurach, zupełny marzyciel. Zaczytywał się powieściami o arystokratach, a w szczególności ich romansach i życiu. Kochał jak wszystko tam wydawało się piękniejsze, większe i bardziej wyrafinowane niż jego życie. Mimo, że rozwijał swoje umiejętności, musiał poczekać aż mógłby wogóle próbować dostać się do Akademii Artystycznej. W międzyczasie więc dorastając pracował w rodzinnej cukierni, urozmaicając sobie dekorowanie tortów, robieniem tego w najbardziej artystyczny i piękny sposób jak potrafił. Najpierw próbowano go przytemperować, żeby robił to według wzorców, jednak jego wyroby szybko spodobały się klientom i dano mu wolną rękę. W taki sposób dorósł do około dwudziestu lat. Pracując w cukierni, zaczytując się romantycznymi epickimi powieściami i malując później na ich temat impresje. Ze względu na swój wyróżniający się wygląd i talent cukierniczy (jako, że malarski nie był nigdzie specjalnie afiszowany) stał się całkiem znaną barwną postacią Bagaravenny. Poznawał dużo osób w cukierni, ale nie garnął się do nich specjalnie. Inaczej jednak wyglądała kwestia towarzyskości gdy został zaproszony do pomocy przy słodyczach na balu szlacheckim Valencios. Zapalił się do tego tak bardzo, że aż cała jego rodzina zaczęła na to podejrzliwie patrzeć. On sam ciezył się z myśli, że będzie mógł obserwować, ale po pewnym czasie jego popularność rosła tak jak i umiejętności, więc był coraz częściej zapraszany na tego typu bale. Pewnego jednak razu miał nieprzyjemność boleśnie rozczarować się co do wizerunku arystokratki jaki sobie stworzył na podstawie książek. Było to zresztą już przy pierwszej jego rozmowie na jednym z balów. Został przedstawiony jako artysta który przygotował poczęstunek we wcześniej niespotykanym kolorze, wyjątkowo na ten jedyny bal. Ponieważ jego wyroby były jak zwykle przepiękne, wzbudził zainteresowanie kilku wyżej postawionych tanelfów i wieczór do późnej nocy spędził na miłych konwersacjach o tym co maluje, co lubi, co robi i kim jest. Pod koniec balu okazało się, że wielu gości rozeszło się już dużo wcześniej i właściwie została mu tylko jedna rozmówczyni, wyraźnie nim zafascynowana, arystokratka z rodu Valencua. Oczywiście Landon był wniebowzięty, że ma z nią okazję wogóle rozmawiać, nie okazywał tego, ale był nią zachwycony, ona jednak zrobiła coś czego się zupełnie nie spodziewał, a mianowicie zaproponowała mu bez większych dwuznaczności nocleg. Paradoksalnie, nie rzucił się wtedy radośnie w jej pierzynę, a poczuł niemal zdruzgotany. Jakby nagle wszystkie opowieści o trudzie zdobywania miłości i wielkich romansach zostały kopnięte gdzieś w kąt. Landon bardzo grzecznie wykręcił się z tej sytuacji, ale niesmak pozostał. Może i marzył o pięknej arystokratce, która popełniłaby dla niego mezalians, z którą skradałby się po ogrodach, a może i w obliczu rozłąki porwał na Kartaldor, ale nie takiej która chciała z nim spędzić jedną noc. Postanowił, że chce czegoś tak wielkiego jak w powieściach albo wcale. Kiedy zaczął częściej na balach nawiązywać jakieś kontakty czy rozmowy, jeszcze bardziej dobitnie zrozumiał, jak bardzo jest oddzielony od tego arystokratycznego świata, do którego tak chciał należeć. Jako artysta mógł liczyć na zauważenie i zainteresowanie, ale takie jakie otrzymuje chwilowa atrakcja w cyrku. Będąc tak blisko arystokracji, bywając na ich balach, czuł tylko jak odbija się od jakiejś niewidzialnej ściany. Parł jednak do przodu, poznając nowych tanelfów jeśli oni chcieli poznać jego i licząc, że kiedyś mu to się przyda, pomoże wspiąć po szczeblach.
Tak mijały kolejne lata. Landon pracował w Cukierni i przy oprawie wizualnej balów, zaczynając mieć już nawet jakąś własną renomę, wykraczającą poza szyld ojca, czasem gdzieś podróżował, ale nigdy nie daleko, bo był zbyt zajęty pracą, a inspirację do obrazów i tak czerpał z książek. Jego malarstwo też dobrze się sprzedawało. Wyspecjalizował się w ilustracjach scen z romantycznych powieści. Uwielbiał realistyczne sceny pełne patosu, rozerwanych uczuć i wzniosłości. Właściwie w obrazach nie poruszał samotności, która tak naprawdę dotyczyła go osobiście mimo aktywnego życia. Jego ulubione tematy to fantazje o powieściach które zaspokajały jego niespełnione ambicje. Kobiety zawsze były na nich przecudne, zakochane pełnym sercem, a całe ujęcia pełne pewnego napięcia, które automatycznie rodziło się gdzieś w sercu oglądającego. Obrazy te podburzały do jakiegoś zrywu i nie chodziło tylko o romans, ale ogólnie o pragnienie czegoś więcej, wykonywania czegoś epickiego i pięknego. Sprawiały, że można było się rozmarzyć o własnym życiu patrząc na nie, poczuć rozterkę bohatera i tęsknotę bohaterki. Oczywiście bywały też bardziej nietypowe i celujące w inne uczucia, ale patos, miłość, dramat i epickość, były esencją jego obrazów, tak jak jego obrazy były esencją tanelfickiej powieści romantycznej. Do tego stopnia, że w pewnym momencie nawet dostał zlecenia na ilustracje do książek, które przyjął z ogromną przyjemnością.
Utrzymywał kontakty towarzyskie z pewną grupą młodszych szlachciców z rodu Valencios. Nosił się nawet z wysłaniem swojego pomysłu na powieść do swojej ulubionej pisarki, Rowany Killinoi.
Wtedy to, kiedy miał już prawie 80 lat, był rozpoznawalną osobą w stolicy, miał zapewnione zamówienia na ilustracje do książek i obrazy, tak jak i wyroby cukiernicze i oprawy balów, zupełny spokój o finanse i pełną stabilizację, nastąpił drastyczny zwrot w jego życiu. Ważne jest zaznaczenie, że to pozornie świetnie już ułożone życie i wielkie możliwości przyszłej kariery artystycznej dawały mu satysfakcję, ale nie czuł się do końca spełniony. Zawsze było w nim coś co pragnęło się wyrwać ponad mieszczańskie życie. Coś co sprawiało, że czuł się dobrze nawet tylko słuchając opowieści szlachciców, rycerzy. Miał też opinię dziwaka, jako, że często bywał cichy i zamyślony, nikomu nie było wiadomo o żadnej tanelfce z którą by go coś łączyło, wcale nie utrzymywał kontaktów z lokalną "bohemą artystyczną". Owszem, znali się i to bardzo dobrze, ale prawie nie zdarzało się żeby uczestniczył w ich balach czy popijawach. Zawsze tylko obserwował. Zapytany czy zagadnięty zawsze sympatycznie i z uśmiechem opowiadał o sztuce lub zmienił kolor sukni jakiejś arystokratki w żartach, jednak tak naprawdę nie opowiadał nic osobistego. Tak jakby żył wśród tych wszystkich znanych mu ludzi, rozmawiał z nimi, poznawał ich, ale tak naprawdę funkcjonował gdzieś obok. Jedynym odstępstwem od tego była jego korespondencją z Rowaną Killinoi, która była czymś w rodzaju uczuciowego pamiętnika. Pisał do niej podpisując się zawsze tylko dość anonimowo "Landon". Może nie pisał do niej o swoim życiu, ale zawsze wysyłał jej swoje wrażenia po przeczytanych książkach, przemyślenia na temat fabuły czy bohaterów i rysunki zainspirowane jej twórczością, tak, że o ile na początku po prostu je wysyłał, pewnego razu faktycznie dostał odpowiedź, a przez lata ta korespondencja naprawdę się rozrosła.
Właśnie w takim momencie jego życia odbywał się bal zaręczynowy kuzynki jednego z jego znajomych szlachciców. Tuż przed balem, gdy gotowy tort i cała oprawa czekała już na gości, wparował jego znajomy z paniką ale i szaleństwem wypisanym na twarzy. Wzburzony jak najszybciej potrafił opowiedział Landonowi, że pomylił się wysyłając mu wskazówki, a przyjęcie nie miało być w bielach, a srebrach i perłowych odcieniach. Przez następne półgodziny mógł zaobserwować niebywały kunszt Landona, kiedy ten w szaleńczym tępie zaczął przekształcać całą oprawę i kolorystykę sali, na koniec pracując przy torcie i nie tylko zmieniając jego kolor a nawet przekształcając dodatki na wzór muszli i pereł. Goście zjawili się nieświadomi zmian, a jego znajomy odetchnął z ulgą widząc zachwyt swojej kuzynki. Wydawał się jednak nie tylko uspokojony, ale zamyślony. Na przyjęciu rozmawiał jeszcze z kilkoma osobami, obserwując Landona i dobrze po północy w końcu on i trzech jego przyjaciół przyszło do niego i zaproponowało mu, podróż z nimi na granicę z Aquillonią, gdzie niedawno rozpoczął się kolejny konflikt z pomniejszym władcą przygranicznych ziem. Wielu szlachciców się tam wybierało, a oni chcieli się wyróżnić, chcieli, żeby ich kunszt został zauważony, żeby ich walki były efektowne. I właśnie dlatego potrzebowali Landona. Po tym jak jeden z nich dziś go zobaczył przy pracy, dowiedział się, że Landon potrafi działać sprawnie, szybko, że wogóle potrafi więcej niż pokazuje na co dzień. Landon wahał się tylko ułamek sekundy. Czuł, że teraz jest jego okazja, ta jedna i niepowtarzalna. Liczył, że może podczas takiej wyprawy stanie się COŚ co wszystkim udowodni jego wartość i nikt nie będzie kwestionował jego racji bytu na przyjęciach, że stanie się równy, sławny, poważany, przysłuży się szlachcicom i zacznie byc naprawdę ważny. Momentalnie też zobaczył przed oczami wszystkie sceny z powieści, gdzie podczas takiej wyprawy może stać się wszystko! Już następnego ranka po tej nocy wyjechali. Landon zniknął zupełnie nie ostrzegając nikogo, zostawiając wszystko i zmierzając ku zupełnie nowemu życiu. Ten krok sprawił mu taką satysfakcję jak mało co dotychczas w jego życiu. Nagle poczuł się wolny, że wszystko przed nim i już czuł dreszczyk adrenaliny na myśl o tym, że właśnie zrobił coś tak jak się robi często w powieściach. Dotychczas o tym czytał, a teraz naprawdę to zrobił, przestał być obserwatorem. Te uczucia które zaczęły się w nim budzić były tak intensywne, że dopiero wtedy zaczął tak naprawdę rozumieć dlaczego tego pragnął. Jego zmiana zachowania zdziwiła też jego towarzyszy, którzy znali go od dawna przecież. Przestał być cichy i wszystko chciał robić. Spodziewali się, że będzie mu trudno w drodze jako, że zawsze mieszkał w mieście, a on był cały pełen energii, jakby zupełnie odżył. Celem był konflikt przy granicy, ale właściwie ich podróż przedłużała się bardzo, kiedy zostawali dłużej w jakiejś karczmie, gdy spotkali innych starych znajomych. Droga okazała się tez wcale nie tak bezpieczna, ale Landon tego właśnie oczekiwał. Pierwsze spotkanie z wilkami, gdy musieli zatrzymać się na noc w lesie (bo spali do południa i nie zdążyli dotrzeć do następnej karczny) było dla niego czymś absolutnie ekstatycznym. Z jednej strony oczywiście się bał, ale z drugiej sama idea tego, że mógł coś z tym zrobić – pomagał w walce dając walczącym lepszy obraz – była dla niego niezmiernie fascynująca. Spotkanie ze sporym dzikim kotem nie skończyło się jednak już dla niego zbyt dobrze, został raniony w nogę i było to dla niego znakiem, że jeśli chce tak podróżować, musi się nauczyć sam walczyć. Nie musiał o to dwa razy prosić, szlachcice byli zachwyceni pracą nad ich wizerunkiem, którą wykonywał. Zwracali uwagę w każdej karczmie w której zawitali. Droga dłużyła się także z powodu co rusz wynikających po pijackich przyjęciach pojedynków. Gromadziły one nadzwyczajne ilości gapiów. Landon miał w tym swój bardzo duży udział, jako, że zapewniał taką wizualną oprawę swoim towarzyszom, że nawet już nie miało znaczenia czy wygrywali czy przegrywali. On sam jako część grupy, a skoro miał przy sobie miecz, wnioskowano, że też jest równie dobrym wojownikiem jak reszta, jak tylko trochę się podszkolił, pakował się we wszelkie możliwe afery czy bijatyki. Podczas ponad rocznej podróży udało mu się czasem wyprowadzić naprawdę ładne uderzenie, ale właściwie nie wygrał ani razu. Tym bardziej więc zdumiewał już nawet swoich towarzyszy, że za każdym razem pchał się od nowa do walki, że nie zniechęca się ćwicząc i jest uparty jak wół. Nie tego spodziewali się po artyście cukierniku. Kiedy też przekonali się co jest jego mocną stroną, dobrali mu odpowiednią broń, a mianowicie Landon był bardzo szybki i zwinny, ale jego najsilniejszą stroną były dłonie. Jako artysta i właśnie ten nieszczęsny "cukiernik" jego palce i ruchy dłoni były niesamowicie sprawne, wręcz zadziwiające, jak na nowicjusza w posługiwaniu się bronią. Po niezbyt udanych próbach walki zwykłym mieczem, dostał więc dwa wyjątkowe miecze – krótkie, wykonane z lekkiego metalu o ostrzu tej samej długości co rękojeść, co pozwalało mu na łatwe wydłużanie zasięgu czy zastawianie się rękojeścią przy obronie. Jednocześnie też taka broń idealnie pozwalała mu pokazać co potrafią jego dłonie i po raz kolejny zaskoczył swoich towarzyszy tym jak szybko uczył się nowej umiejetności. Dzięki temu, że uczył się walki, jeszcze bardziej poczuł się też częścią drużyny. Zresztą po roku wspólnej podróży zżyli się bardzo i zaprzyjaźnili. Kiedy dotarli wreszcie do granicy Aquillonii okazało się, że konflikt który przyjechali 'wesprzeć' już się zakończył. Właściwie nie przejęli się tym i zaczęli go podjudzać od nowa, jako, że nie byli jedynymi 'stacjonującymi' tam jeszcze tanelfami. Konflikt wybuchł na nowo, z trochę innych powodów i nie zagłębiając się już w szczegóły, trwał kolejny miesiąc, podczas którego, zupełnie przypadkiem, 'dzielna drużyna' w specyficznym dla nich, niezwykle efektownym stylu, uratowała podróżującego mężczyznę i jego wóz. Okazało się, że mężczyzna ten to kupiec z Albionu. Zaoferował im wynagrodzenie finansowe, ale gdy dowiedział się, że są szlachcicami (bo jeden z towarzyszy Landona przedstawił go jako ich kuzyna, Landona il Valencios), zaproponował, że ugości ich na Albionie.