Autor Wątek: Maegor Veran'rh (Kurpisz)  (Przeczytany 186 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Maegor Veran'rh (Kurpisz)
« dnia: Sierpień 10, 2009, 11:17:10 pm »
Pewnego jesiennego poranka Bractwo Miecza Bez Ostrza zostało wyrwane ze snu lub całonocnych rozważań przez paniczny krzyk brata strażnika, że przy wejściu do Biblioteki Dziejów znajduje się jakaś obca istota. Kiedy Najstarszy Brat usłyszał to od zionącego gorzałą brata strażnika, po zdzieleniu go ze skrzydlatej pięści ruszył zobaczyć tajemnicze stworzenie. Można było przewidzieć że opiwszy się gorzały brat strażnik zasnął i nie zauważył jak ktoś przechodząc w nocy przez mur i omijając jakimś cudem pułapki podrzucił pod drzwiami biblioteki kilkutygodniowe niemowlę. Już miał się odwrócić i zlecić Nazarowi, aby pozbył się dziecka, kiedy ujrzał w małych różowych rączkach bobasa kawałek pergaminu. Gdy klęknął, aby go zabrać i rozwinąć, ze środka wytoczył się ogromny diament. Najstarszy Brat ujął klejnot w jedna rękę a następnie przeczytał słowa zapisane skośnym, eleganckim pismem. ”Nazarze, znajdź w wiosce jakąś mamkę dla dziecka. Jest jeszcze odrobinę za młody na rozpoczęcie szkolenia …”
Później Maegorowi udało się pewnej nocy potajemnie przeczytać notatkę, z którą go znaleziono, kiedy został podrzucony do Bractwa. ”Ma już swoje imię. Wiecie, co to znaczy. Niech kamień będzie zapłatą za jego życie i szkolenie, które wam powierzam. Jeśli zawiedziecie, nie spodziewajcie się litości”. Runa, która posłużyła za podpis była niepodobna do niczego, co Maegor przez wszystkie następne lata widział.
Magowie początkowo nazywali go „Pączkiem”, jako że nie znali jego imienia, a miał jako dziecko wyjątkowo pucułowate policzki. Dopiero po przyjęciu go do grona akolitów przybrał imię „Maegor”. Nazwisko natomiast przyjął od starego Fandranda Veran’rh, który został jego wychowawcą, a którego Maegor traktował jak ojca.
Bractwo Miecza Bez Ostrza było starą, ale niewielką szkołą magów bojowych. Liczba akolitów nigdy nie była większa niż dwa tuziny, dzieci w różnym wieku i płci. Dziewczynki miały sypialnię zaraz obok Biblioteki Dziejów, natomiast chłopcy spali w smukłym budynku przy polu ćwiczebnym. Każdy akolita miał swojego mistrza, którego miał słuchać jak ojca i matki a zarazem pobierać od niego nauki, jakie tylko tamten uznał za słuszne. Zajęcia dotyczące arkanów magii wojennej odbywały się razem z innymi akolitami. Fandrand w swoich naukach kładł szczególny nacisk na umiejętności planowania, logicznego myślenia, szukania nowych rozwiązań z sytuacji pozornie beznadziejnych. Podkreślał wielokrotnie, że nie umiejętności są najważniejsze, ale umiejętne ich wykorzystanie. Niejedną noc spędził Maegor „Pączek” nad jakimś wyjątkowo zawiłym ruchem w szachach lub planem bitwy, czy też zagadką.
Nauki Fandranda przydawały się później w dziwnej sztuce przetrwanie w obrębie murów Bractwa, gdzie o swoje racje i sprawiedliwość trzeba było walczyć nie tylko z innymi akolitami, ale również samymi braćmi. Wychowanie opierało się tutaj na zasadzie wojskowego obozu. Tworzyły się małe, zwarte grupki przyjaciół, którzy mogli poświęcić własną kolację lub spędzić tydzień w samotnej wieży, niż zdradzić swoich „braciszków” lub „siostrzyczki”. Pomiędzy poszczególnymi grupkami panowała nie tyle wzajemna wrogość, co nieufność, zabarwiona grzecznością i wzajemnym szacunkiem. Magowie aprobowali takie dziwne stosunki społeczne w szkółce, gdyż miały one wprowadzić adeptów w świat, w który wkroczą po opuszczeniu murów Bractwa. „Lepiej mieć kilku zaufanych niż legion fałszywych przyjaciół” powtarzał zawsze Fandrand.
Oprócz magii wojennej akolici uczyli się także historii, strategii, geografii, strategii, sztuki retoryki i polityki. Resztę wiedzy wedle woli mogli czerpać z bibliotek: dziejów, żywiołów, boskich słów i zagadek, choć ta ostatnia była dla adeptów, delikatnie mówiąc, niewskazana. Gdy Maegor pytał Fandranda co robią bracia po ukończeniu szkoły, ten opowiadał mu o wielu sławnych magach bojowych, którzy zwykle najpierw wynajmowali się różnym władcom jako najemnicy i wspierali ich wojska swoimi zaklęciami, aby następnie po dorobieniu się majątków osiąść gdzieś i prowadzić taki tryb życia, jaki uznali za słuszny. Jedni bawili się w polityków, i ich śmiertelność była największa, inni zostawali łowcami przygód, a liczba ich zgonów była zbliżona do polityków. Jeszcze inni zamykali się w swoich posiadłościach i prowadzili mroczne badania i opracowywali nowe zaklęcia, ale raczej nikt do późnej starości nie chciał zabijać bezimiennych żołnierzy i innych magów na polach bitewnych, chyba, że nieliczni najprawdopodobniej opętani lub już chorzy na umyśle. Plotki głosiły jednak, iż mimo wszystko w każdym magu, który zaczyna od wykorzystania swych umiejętności do zabijania, jak Bracia Miecza Bez Ostrza, żądza zabijania musi co jakiś czas dać upust. Najlepszym przykładem był Heodar Ukryty, który spędzał lata w swojej samotni warząc coraz to nowe eliksiry, a gdy nie nadeszła go żądza mordu, zrównał z ziemią oblężone przez księcia Kalanda miasto Mitren. Gdy zaskoczony książe kazał pojmać maga, który wyłonił się znikąd i zniszczył miasto, którego on miał wkrótce zostać panem, Heodar z dzikim ogniem w oczach zdziesiątkował w dwie modlitwy armię Kalanda, topiąc ja w morzu ognia i potężnych wichrów. Następnie pojmał księcia do swojej pracowni wysoko w górach, gnając tam z prędkością wiatru. Gdy Kaland obudził się na tarasie pięknego domku wysoko, w pobliskich górach znalazł w ręku list z prośba o przebaczenie, a głęboko w dole roztrzaskane o skały ciało Heodara. Co prawda jest to legenda sprzed kilkuset lat, i nie wiadomo ile w niej prawdy, a ile mitu, jednak wciąż jest wykorzystywana do straszenia i temperowania młodych akolitów.
Stało się tak jak mówił Fandrand – po skończeniu szkolenia w wieku lat 17 Maegor miał przed sobą zakurzoną drogę i mętlik w głowie, za sobą natomiast zamknięte wrota Bractwa i utracone dzieciństwo. Wraz z nim na gościńcu znaleźli się jego przyjaciele: Wesoły Tald i Julia Ponterfird. Tald był niskim, ale barczystym chłopakiem dwa lata starszym od Maegor, Julia natomiast była jego równolatką, urocza blondynką o przenikliwych, szarych oczach. Reszta kontynuowała jeszcze swoje szkolenie – Visea de Hong, Rupert Stard’pood i najmłodszy, Oyk Malawiasz. Tak więc stali na trakcie, wiedząc, że mogą wrócić i zostać braćmi, jeśli by tego pragnęli, jeśli udowodnia swoją wartość w szerokim świecie (czyli, jak powiedział Fandrand, nie wcześniej niż przed trzydziestką).
Postanowili na początku trzymać się razem i wyruszyli do pobliskiego miasta szukać zarobku. Pierwsze miesiące nie były łatwe, w okolicy panował pokój a ich żywiołem była wojna. Żyli więc z nasycania magią różnych przedmiotów, wykorzystywania jej przy budowach świątyń i zastawianiu magicznych pułapek. Wkrótce mogli wynająć piętro w kamienicy w dzielnicy kupieckiej, a usłyszawszy, iż południowe miasta – państwa szykują się aby rzucić się sobie do gardeł, zebrali cały swój majątek i ruszyli, niczym kruki węszące padlinę. Po drodze ich wóz został napadnięty przez zbójów, którzy widząc bandę wyrostków liczyli na łatwy łup. Mylili się jednak i wkrótce uciekali w panice rozumiejąc już swój błąd. Maegor zabił wtedy swoją pierwszą ofiarę. Julia i Tald jedynie dotkliwie poranili napastników. Legenda głosi, że krew pierwsze wroga ma magiczna moc, jeśli mag napije się jej jeszcze ciepłej i posmaruje nią usta, które wypowiedziały mordercze zaklęcie i ręce, które sprowadziły śmierć. Tak też zrobił, lecz po kilku minutach jazdy krew wróciła na trakt wraz ze śniadaniem, które Maegor zjadł tego poranka. Mimo to zachował w małym flakoniku kilka kropel krwi. Gdy opadły emocje, które pomogły im przeżyć, złapała ich zaduma nad tym, co zrobili i nad tym, do czego właściwie zmierzają. Najbardziej pochmurzył się Tald, Maegor starał się ukryć swoje rozterki i nie okazywać słabości, Julia natomiast wydawała się szybko dojść do siebie po całym zdarzeniu.
Gdy dotarli do miasta Dord, lokalna rada właśnie robiła nabór najemników do wojny z Wysoką Panną i jej sprzymierzeńcem Kaldis. Magowie przyodziali więc swoje najlepsze stroje i ruszyli, aby spotkać się z którymś z członków rady i zaoferować mu swoje usługi. Tak tez się stało i po odebraniu sowitego żołdu dwa dni później staneli wraz z armią Dord na pustyni naprzeciw kohort Wysokiej Panny i posiłków z Kaldis. Bitwa, która się wówczas rozegrała miała jak żadna inna pozostać w pamięci Maegora. Oprócz nich, po stronie Dord było jeszcze dwóch innych magów, obu doświadczonych weteranów, którzy zaznaczyli że wszelkie łupy przydzielone czarodziejom należą się im, bo inaczej pożałują. Gdy po godzinie bitwy szeregi Dord się załamały, weterani rozpłynęli się nagle w powietrzu, a Maegor, Julia i Tald zostali zmuszeni do walki wręcz. Oczywiście nie była to dla nich szczególna nowość, trudność sprawiał jedynie bitewny ścisk, który w rzeczywistości nie był tym samym co iluzoryczny tłum na placu ćwiczebnym w Bractwie. Wspomagani rozlicznymi zaklęciami ochronnymi i wspomagającymi cięli i wykrzykiwali rozkazy dla różdżek na wszystkie strony. Nagle Maegor zauważył innego maga, walczącego dla strony przeciwnej. Nie zastanawiając się długo, rzucił się w jego stronę, jednak gdy tamten się odwrócił, Maegor stanął jak wryty. Poznał twarz jednego z czarodziejów, którzy odwiedzali Bractwo, kiedyś nawet usługiwał mu z polecenia Fandranda przez kilka dni. Tamten mimo chwili wahania szybko krzyknął zaklęcie i zdzielił Maegora w kark.
Gdy się obudził leżał w luksusowym namiocie obok związanych Julii i Talda, a po drugiej stronie siedział tamten czarodziej badawczo się w niego wpatrując. Przedstawił się jako Fimbald Myśliciel i wytłumaczył, iż oficjalnie są teraz jego więźniami, ale właściwie są wolni, gdyż pojmał ich, aby nie wzbudzać poruszenia w obozie. Fimbald okazał się być starym przyjacielem Fandranda, jego wojennym bratem. Wojenny brat to najwyższa forma przyjaźni i zaufania wśród magów bojowych, ktoś, komu jesteś w stanie ofiarować swoje życie w opiekę, wiedząc, że prędzej sam zginie, niż cię zawiedzie. Wytłumaczył im, że powinni udać się jak najdalej stąd, aby spotkanie starych braci w bitwie było jak najmniej prawdopodobne i najlepiej rozdzielić się, aby nauczyć się żyć samodzielnie i tylko przed sobą odpowiadać za swoje niepowodzenia. Podał im jeszcze kilka użytecznych nazwisk i przestrzegł przed wdawaniem się w otwartą bitwę takim jak oni.
« Ostatnia zmiana: Sierpień 12, 2009, 10:40:13 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Maegor Veranr'h
« Odpowiedź #1 dnia: Sierpień 10, 2009, 11:18:17 pm »
Wojna nie była jednak jeszcze skończona, a nie chcąc wyjść na krzywoprzysięzców, pobrali kolejny żołd i pomogli w obronie Dordu podczas jego oblężenia. Podczas jednego ze szturmów Julia zabiła żołnierza, który już miał wbić nóż w plecy odwróconego Maegora, ratując mu życie. Tej samej nocy poprzysięgli sobie wieczną przyjaźń i Julia została wojenną siostrą Maegora. Po odparciu oblężenia, usłyszawszy plotki o rozmowach pokojowych, postanowili rozpocząć samodzielne życie i pożegnawszy się, rozjechali się w różnych kierunkach. Przez 10 lat Maegor tułał się od miasta do miasta, od bitwy do bitwy. Jego myśli koiły jedynie tajemne księgi, które kupował na potęgę i dziwki grzejące jego polowe łoża. Mimo, że wrósł w końcu w wojskową społeczność tak, że wszelcy wojacy traktowali go jak swojego, myślami zawsze był gdzieś indziej. Zabijanie bezimiennych żołnierzy w walce, którzy równie dobrze mogli być jego przyjaciółmi, jeśli tylko inny władyka zapłaciłby mu więcej, traktował po prostu jako pewien sposób na życie, do tego narzucony mu. Jednak żołnierskie przekleństwa i rubaszne żarty nie pozwalały odpędzić mu pytań o sens tego wszystkiego. Coraz częściej próbował też przypomnieć sobie rodziców, nigdy jednak nie znajdował w głowie obrazów matki ani ojca. Wraz ze zdobywanym doświadczeniem w wojsku Maegor zaczął raczej wydawać rozkazy innym niż ich słuchać. Zaczęło się od młodszych magów i szeregowców, aby pod koniec wchodzić bez zaproszenia na narady generałów i kłócić się z nimi, ku ich, delikatnie ujmując, irytacji. Pewnego razu tak pożarł się o oblężenie miasta Xint z królem Jalacharem, że ten kazał go pojmać i zakuć w łańcuchy. Maegor zabił w przypływie szału gwardzistów króla i przewracając monarchę uciekł z obozu do przeciwników, zdradzając poufnie plany Jalachara, nie wyjawił jednak swego imienia i występował po fałszywą twarzą i posturą utkaną z iluzji. Jalachar był wściekły i wyznaczył nagrodę za głowę Maegora, który dzięki temu stał się obiektem plotek i bohaterem Xint (chociaż oficjalnie nikt nie miał na niego żadnych dowodów). Po tej aferze Maegor kupił małą posiadłość na jednej z przybrzeżnych wysepek po wschodniej stronie Interioru i na kilka lat pogrążył się w badaniach i magicznych księgach. Od czasu do czasu podróżował po co znaczniejszych bibliotekach tej części świata. Jego majątek był już wówczas na tyle spory, że mógłby się godnie utrzymać tak przez długie lata. Wtedy to wpadł na trop innych, dziwnych i egzotycznych szkół magii. Już od dawna miał uczucie, że zaklęcia magii wojennej oraz maskujące i ochronne to tak pragmatyczne i powierzchowne wykorzystywanie magii, że ograniczanie się do niej jest dla niego plamą na honorze. Pierwsza przykuła jego uwagę magia uczuć. Jej skrawki były wykorzystywane przez wiejskie wiedźmy do parzenia miłosnych naparów, jednak zagłębienie się w nią pokazało jej nowe możliwości. Tym sposobem Maegor poznał sztukę manipulacji uczuciami i emocjami różnych istot, skłaniając je dzięki temu do określonych działań. Do tego odkrył. Że może również odczuwać emocje przeżywane przez innych w tym momencie, poznając tło w jakich formują się przyszłe myśli danej istoty. W ten sposób zakiełkował w nim pomysł, który miał później mieć ogromny wpływ na jego życie, a mianowicie poznać uczucie, a co za tym idzie, zamysł Stwórcy … Pewnego razu wpadł na legendę mówiącą pewnej dziwce, która nie otrzymała zapłaty od jakiegoś zamożnego klienta, który wytłumaczył to tak, iż z innymi zawsze jest mu lepiej, a z nią było tragicznie. Ladacznica w przypływie szału dostała jakiegoś natchnienia i rzuciła na klienta klątwę. Gdy okazało się, że dziwka nie jest żadną wiedźmą, wyśmiał ją i odszedł. Wrócił do niej po kilku dniach i ze wściekłością kazał jej zdjąć klątwę. Gdy zapytała o co chodzi, wytłumaczył jej, że teraz już nie może wziąć żadnej odkąd go przeklęła. Dziwka zaproponowała więc mu swoje usługi i zażądała zapłaty z góry, mówiąc, że to jedyne lekarstwo. Zdesperowany bogacz zgodził się i było mu tak dobrze, że sam nie mógł w to uwierzyć. Powrócił znów po kilku dniach, tłumacząc, że mimo tego, iż z nią może, wobec innych kobiet jest bezsilny. Gdy przyznała, ze nie potrafi zdjąć klątwy, rzucił się na nią rozwścieczony. W trakcie szamotaniny uświadomiła mu, że jego słowa zostały odwrócone, jak tego wtedy pragnęła i teraz ona jest jedyną kobietą jaka mu została. Dalsza część legendy ma wiele zakończeń, jednak prawdą jest, że przypadkowe zaklęcie zostało zbadane przez czarnoksiężników i okazało się nową, dziwną i wypaczającą rzeczywistość dziedziną magii. Wkrótce została ona zakazana i skazana na zapomnienie. Jeśli ktoś chciał jej użyć, musiał to robić potajemnie, aby nikt tego nie spostrzegł, gdyż groziły mu srogie katusze ze strony potężnych czarnoksiężników z różnych krain i organizacji.
W tym czasie Maegor poznawał te rodzaje magii i szkolił swoja siłę woli oraz próbował zwiększać swoją moc. Będąc blisko trzydziestolatkiem trzymał się nadnaturalnie dobrze, co przynosiło dziwne i niepokojące myśli dotyczące jego pochodzenia. Mimo to poddawał się, jak każdy mag, zabiegom zapewniającym długowieczność i siłę młodości. Aby wyglądać dostojniej zapuścił czarną brodę i przyprószył ja delikatnie siwizną: dwa równe pasy od nosa w dół, obok kącików ust oraz ten dziwny run, który służył za podpis temu, kto go podrzucił do Bractwa wiele lat temu, na obu policzkach (oczywiście cały proces zaszedł za pomącą jego magii). Wówczas to zaczął się przyodziewać w długie szaty, na których krwista czerwień igrała z pokręconymi pasmami i plamami czerni.
Sielanka trwałaby tak jeszcze latami, gdyby nagłe ukłucie w sercu nie zmusiło go do nagłej i szaleńczej wyprawy na północ.
Uczucie było bardzo dziwne i jedyne z czego wówczas zdawał sobie sprawę, to fakt, iż nigdy w życiu czegoś takiego nie doświadczył. Porzucił nagle wszystkie swoje dotychczasowe zajęcia i jak w transie podążył czym prędzej gdzieś na odludzia, jakby ciągnięty tam niewidzialną nicią. Po blisko tygodniu szaleńczej jazdy ocknął się i ujrzał przed sobą bramę starego, zapewne dawno nieodwiedzanego cmentarza. Kiedy zdumiony swoim zachowaniem przekraczał łuk zarośniętej chwastami bramy, słońce oplatało jeszcze ziemię ostatnimi promieniami zachodu. Groby były w większości zaniedbane i porośnięte żółtą trawą, a napisy na nich zamazane palcem czasu. Uwagę Maegora przykuł jednak jeden nagrobek, odróżniający się od reszty podejrzanie dobrym stanem i prostotą wykonania, jako że inne, choć podniszczone miały fantazyjne i zawiłe kształty. Gdy się zbliżył, zauważył napis na nagrobku. Eleganckie, niedawno wykute w kamieniu skośne litery zaigrały fragment bardzo starej pieśni, w której bezimienny kochanek opłakuje śmierć swojej oblubienicy. „Ja nie płaczę najsłodsza, te łzy to radość, niechaj osłodzą ci drogę, a ja raduję się, że cierpienia ziemskiego już nie zaznasz, choć w tym życiu cię utraciłem”. Gdy skończył czytać opadła mu szczęka, nie z powodu epitafium bynajmniej, lecz tego, co ujrzał pod nim. Był to run, który nosił na własnych policzkach. Wtedy zrozumiał, że leży tu najprawdopodobniej jeden z jego rodziców, a biorąc po uwag fragment pieśni, zapewne była to matka. Kiedy ze łzami w oczach położył dłoń na nagrobku, poczuł wilgoć. Pomimo, iż klimat był tu bardzo ciepły i przez całą drogę nie spadła ani kropla deszczu, na kamieniu znajdowało się kilka kropel wody. Nie zastanawiał się jednak nad tym dziwem i pogrążony w rozpaczy u snął ze zmęczenia przy grobie.
Uczucie zimnego dotyku w szyję znienacka przywołało jego ciało do świadomości. Wyuczonym impulsem zerwał się na równe nogi jedną ręką sięgając po nóż, a drugą starając się  złapać napastnika mamrocząc przy tym zaklęcie rozżarzonej dłoni. Zakręcił się tylko w nocnym powietrzu, nie napotykając na żaden opór. Wówczas przyuważył młodą dziewczynę, stojącą kilka metrów od niego. Gdy na wpół przytomny zapytał ja to zrobiła, tamta zachichotała i odpowiedziała, że sam się zerwał, kiedy akurat się do niego zbliżała i że ją wystraszył. Maegor w ciągu chwili sprawdził jej umysł i bynajmniej nie było tam najmniejszej odrobiny strachu, jedynie przerażające zimno zabarwione zaciekawieniem. Wiedział już, że nie ma do czynienia z istotą żyjącą, chcąc jednak skorzystać na tym spotkaniu zaczął ją jak gdyby nigdy nic pytać o grób i cmentarz. Dziewczyna przedstawiła się jako Kornelia. Powiedziała, że cmentarz ten nie był używany od wieków, lecz kilka dni temu przybył tu wędrowiec na wozie, wykopał grób i pochował w nim kobietę a następnie ułożył kamień, wyrył pieśń i zapłakał nad grobem. Bała się jednak podejść, dziwną bowiem aurę roztaczał wokół siebie ten przybysz. „I ty również podobną tchniesz, zagubiony wędrowcze. Jakież twe imię, jeśli spytać wolno?” rzuciła figlarnie. Gdy się przedstawił, rzuciła „coś mi się obiło o uszy. Najemnicy, którzy z tobą walczyli nazywają cię po karczmach <<pierdolonym wyrzynaczem>>, Podobno w walce jesteś bestią, a po niej tchniesz  zimnym spokojem, jakbyś napawał się żniwem śmierci, jakieś zadał. Nie obraź się, powtarzam tylko plotki jakie usłyszałam. Mają cię za psychopatę, ale mówią z sympatią i szacunkiem… Wiesz, co jak co, ale krwi bohatera – psychopaty jeszcze nie piłam” w jej ustach wyszczerzyły się dwa wampirze kły. Dzięki poznaniu jej uczuć, podejrzewał z kim ma do czynienia, buł więc przygotowany na jej nagły atak. Walczyli dość długo, zanim Maegor nie poczuł, że tą batalię może przegrać. Wówczas zdał sobie sprawę, że kiedyś na wszelki wypadek naładował jedną różdżkę zakazanym zaklęciem. Wiedział, że w tej chwili może to być jego jedyna deska ratunku. „Poddaj się demonie i znikaj, bo będę musiał cię unicestwić!!” posilił się na patetyczny ton, żeby nie krzyknąć po żołniersku „Wypierdalaj posrany pojebańcu, bo cię rozkurwię w chuj, ty łażący dziwolągu”. Kornelia, niczego nie podejrzewają zripostowała „nigdy mnie nie pokonasz ty nędzny człowieczku!”. Szybkie wezwanie klucza i złamanie różdżki nie spowodowało żadnego efektu. Kornelia zaśmiała się i przypuściła kolejny atak, ale po kilku minutach szala zwycięstwa przechyliła się na stronę maga. W końcu wycieńczona i głodna Kornelia uciekła do swojego grobowca. Maegor osunął się na ziemię i zmęczony poddał się medytacji. Nad ranem nabrał do małego flakonika trochę nieschnących łez z grobu matki i pożegnawszy się z nią, choć nigdy jej nie znał, udał się do grobowca Kornelii. Gdy otworzył wieko sarkofagu, ujrzał ją śpiącą. Wyglądała jak ledwie dwudziestolatka, skóra na jej szczupłym ciele była nienaturalnie biała, a z głowy płynął potok prostych, płowych włosów, sięgających jej po pleców. Wyciągnął kawałek pergaminu i napisał jej list, gdzie wyjaśnił jej naturę uroku, że nie chce jej zgładzić gdyż rozumie jej naturę, że on również zabija, bo musi i żeby nigdy nie była niegodziwa, bo gdy o tym usłyszy niechybnie ją zgładzi a ona już wiem, że obronić się nie da. Następnie wyruszył w drogę powrotną mając za cel zbadanie swojego pochodzenia.
Kiedy przebywał w pokoju miejskiej karczmy w drodze powrotnej i przeglądał zakupione od lokalnego księgarza manuskrypty dotyczące wszelakich runów, nocny wiatr otworzył okiennice i zatrząsł płomieniem Lwicy. Gdy Maegor się odwrócił, ujrzał siedzącą na parapecie Kornelię. Patrzył bardziej z zaciekawieniem, niż ze strachem na jej lekki uśmieszek, gdy nagle powiedziała swoim słodkim dziewczęcym głosem „skoro nie mogę już być twym wrogiem, to może zostanę przyjacielem…”
Tym sposobem Maegor zyskał dziwnego znajomego i po wielu nocnych debatach na tematy wszelakie zaczął czuć sympatię do wampirzycy. Jak opowiadała, została przemieniona ledwie dziesięć lat temu przez wampira Amhara, który niedługo potem został zniszczony przez swoich nieumarłych wrogów, a ona sama musiała uciekać na pustkowia, aby nie zginąć. Tak znalazła się ma tamtym cmentarzu. Czasem odbywała wyprawy do cywilizowanych okolic, aby uzupełnić swą jaszczurkową dietę o ludzką krew. Za życia była córką drobnego szlachcica, który krzywym okiem patrzył na mroczne zainteresowania córki, gdyż, jak przyznała, parała się drobną czarna magią. W końcu ojciec ją wygnał, a ona przypadkowo przywołała Amhara swoimi zaklęciami i tak została wampirzycą. Opowiadała to jednak z uśmiechem na ustach, jakby całe swe „życie” traktowała jak żart i zabawę. Jeżeli jednak chodzi o pochodzenie Maegora, niewiele mogła mu pomóc, ukryła się bowiem przed tamtym dziwnym wędrowcem, prawdopodobnie jego ojcem i nie wiedziała gdzie odjechał.
Dnie leciały, a poszukiwania ciągle trafiały w ślepy zaułek Kornelia co jakiś czas odwiedzała Maegora i ciągle powtarzała, że się marnuje gapiąc się ciągle w zakurzone stronice tajemnych ksiąg. Maegor w duchu przyznawał jej rację. Zaczynał również odczuwać brak obozowego kurzu, bojowego nastroju i zgiełku bitwy. Wtedy właśnie doszły do niego wieści o szykującej się wyprawie na Skałę Gordina.

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Maegor Veranr'h
« Odpowiedź #2 dnia: Sierpień 10, 2009, 11:20:08 pm »
Skała Ksatena. Zwana też Światłem W Głuszy i Samotną Księgą. Ta nazwa wzbudzała szacunek wśród uczonych na całym kontynencie. Położona u podnóża gór twierdza była nie tylko praktycznie niemożliwą do zdobycia twierdzą, ale także wielkim ośrodkiem nauk, a jej biblioteka nie miała sobie równych w promieniu wielu tysięcy mil. Sam zamek był własnością rodu Poilinich i jego siedzibą odkąd Ksaten Poilini kazał ją wznieść kilka stuleci temu. Ród ten obecnie nie był zbyt wpływowy, ale Samotna Księga dodawała im szacunku. Największą niedogodnością była jednak polityczność Skały, mino starań wielu kolejnych rektorów o zdobycie jakiejkolwiek autonomii. Rektor był właściwie podwładnym lorda Poilini, a ten ślubował wierność księciu Semelii. I właśnie teraz ta niedogodnośc dała się uczonym we znaki. Lord Tauner Poilini otworzył bowiem bramy zamku dla księcia Ligara Qinnora i jego wojsk w czasie zapowiadającej się wojny domowej z jego bratem, księciem Forrem. Po śmierci ich ojca tron Semelii miał przypaść ich siostrze, Helii, ta jednak zrzekła się tronu i usuwając się z życia politycznego po zaledwie trzech miesiącach rządów uciekła z jakimś bardem, w którym się zakochała. Jej bracia nie byli tak romantyczni i zaraz pożarli się o spadek po ojcu. Forr był starszy i miał przez to szersze poparcie, zwykł jednak palić i plądrować zdobyte miasta, co w przypadku Samotnej Księgi nie uśmiechało się Maegorowi, jeśli chciałby skorzystać z zakazanych bibliotek i zbiorów z jej ukrytych sal. Ligara poparło zaledwie pięciu lordów, a jego całe siły zabarykadowały się w Skale Ksatena. Jednak to jemu Maegor ruszył zaoferować swoje usługi. Książę z radością przyjął maga na służbę, zwłaszcza gdy usłyszał, że zapłatę może uiścić po wygranej wojnie. Sytuacja w zamku była nieciekawa, jedynie lokalni czarodzieje – uczeni mogli stanowić większą wartość bojową, a to znaczyło, że sytuacja jest już krytyczna. Żywności mogło starczyć na pół roku, jednak żołnierze dezerterowali z dnia na dzień a na najemników książęca szkatuła złota nie miała. Maegor postawił sobie jednak za cel uratować i wykorzystać do swoich celów zbiory Samotnej Księgi, nawet jeśli miał za to srogo zapłacić. Kiedy w końcu armia Forra rozbiła namioty i zaczęła wznosić machiny oblężnicze pod zamkiem, Maegor przedstawił księciu swój plan i poprosił o pełną dyskrecję, gdyż od tego zależała nie tylko życie jego, ale i księcia, jeśli zezwoli mu działać. Ligar zgodził się, ale nie dociekał jakie mroczne siły wezwie Maegor aby mu pomóc zdobyć tron. Plan był taki: dwoje książąt spotka się pod murami zamku aby pertraktować i wtedy Ligar ma sprowokować brata do powiedzenia „Tron  nigdy nie będzie twój”. Wówczas Książe da znak Maegorowi, a ten rzuci odpowiednie zaklęcie. Musiał to jednak zrobić na tyle skrycie, aby żaden czarodziej tego nie zauważył Było to też na tyle ryzykowne, że nie mówiło nic o zdobyciu lub nie Skały, lecz dwukrotnego rzucenia zakazanego zaklęcia Maegor już nie śmiał ryzykować, wtedy bowiem ktoś na pewno wyczułby to, a on byłby zgubiony. Stało się, jak zaplanował, gdy Ligar dał znak, Maegor z okna lordowskich komnat, gdzie rezydował Książe rzucił zaklęcie. „Stało się” pomyślał, mając nadzieje, że drugi raz wybryk ujdzie mu na sucho. Oblężenie było wyjątkowo ciężkie, szturmy powodowały liczne straty po obu stronach, a jeden z czarodziei Forra trafił Płonącym Głazem w bibliotekę i jedno jej skrzydło poszło z dymem. Nigdy nie dowiedział się, ile ukrytych komnat z manuskryptami uległo zniszczeniu. Po pewnym czasie w obozie Forra zapanowała zaraza, ponosił tez coraz dotkliwsze straty ze strony obrońców fortecy. Szpiedzy donosili też o nagłych kłopotach finansowych Forra spowodowanych niespodziewaną aktywnością piratów i sparaliżowaniem morskiego handlu, z którego Semelia czerpała główne zyski. Wtedy przybył poseł od Forra „uczciwy pojedynek naszych przedstawicieli wyłoni godnego tronu naszego ojca. Dość przelewania bratniej krwi”. Ligar był prawie pijany ze szczęścia ”dość przelewania bratniej krwi?” zaśmiał się, „chyba byłem tak zajęty wojną, że przegapiłem kiedy mój brat zmienił się w barda! Zgadzam się! Wystawiam Arcymaga Maegora Veran’rha przeciw magikowi Forra!”. Gdy poseł odszedł książę obiecał Maegorowi fortunę i wysokie stanowisko, jeśli jego zaklęcie i umiejętności wyniosą go na tron. Mimo to Maegor przeczuwał, że jego czar wkrótce zadrwi z niego.
Następnego poranka Maegor stał gotowy do walki w wielkim okręgu, jaki wytyczono przed fortecą na arenę pojedynku. Na murach i od strony obozu Forra zgromadzili się ciekawscy żołnierze i w napięciu czekali na drugiego maga. Gdy w końcu z tłumu dostojnym krokiem wyszedł jego przeciwnik, w oczach Maegora zaiskrzyły łzy. Oto stała przed nim Visea de Hong, jego przyjaciółka z Bractwa Miecza Bez Ostrza. Była piękna, promieniała siła i dumą, a jej szaty świadczyły o zamiłowaniu do dostatku, lecz jej twarz była dokładnie taka, jak ją pamiętał w dzieciństwie. „Witaj braciszku Pączku, dawno się nie widzieliśmy. Mówili mi, że tu jesteś i że podobno jesteś niezły. Czas to sprawdzić, Chyba nie jesteś zły, wiesz przecież, że to nasza praca”. Maegor, stojąc jak wryty zapytał jej „Viseo… powiedz mi tylko… czy Forr podda się, jeśli przegrasz…?”. „On nie, ale jego lordowie stracili już cierpliwość i jestem pewna, że przejdą na stroną twojego księciunia, jeśli w naszym pojedynku nie będziesz się mazać i pokażesz na co cię stać”. Teraz Maegor wiedział, że cokolwiek się stanie, Visea zginie, gdyż lordowie oddadzą tron Liganowi, wypełniając w ten sposób jego klątwę.
Długo męczyła go potem w snach ta walka. Visea walczyła dzielnie i rozsądnie, była mu prawie równa umiejętnościami. Jednak to rozbiciu jej tarcz, w mgnieniu oka rozgniótł ją jak złotego, ukochanego komara. W powstałym po jej upadku zamieszaniu próbował zanieść ją do zamku i opatrzyć jej rany, lecz jej dusza uleciała, zanim zdążył przekroczyć bramę Samotnej Księgi. Stało się, jak przewidziała, Forra uwięzili jego właśni lordowie, po czym oddali hołd jego bratu. Kiedy cała twierdza ucztowała pijąc za zwycięstwo Maegora, ten siedział w swej komnacie i wylewał łzy po swojej towarzyszce dzieciństwa, której krwią utorował Liganowi drogę do tronu, a sobie do nowego życia. Obiecał też sobie, że nigdy już nie użyje zakazanej dziwkarskiej magii.
Ligan spełnił swoją obietnicę i mianował Maegora zaszczytnym mianem rektora Skały Ksatena, poprzedniemu nadając nic nie znaczący tytuł rektora honorowego. Stary rektor, sześćdziesięcioletni starzec Xirth Poilini był stryjecznym dziadkiem obecnego lorda Samotnej Księgi i był poważanym w kraju uczonym. Maegor przyjął nominację bez słowa, ciągle przybity śmiercią Visei. Uznał ją jednak za godną zapłatę za swoje usługi wobec księcia i świetnym punktem wyjścia do swych poszukiwań. Wieść o minowaniu nowego rektora szybko rozeszła się w kręgach uczonych, lecz została przyjęta z chłodną rezerwą. W Skale Maegor był szanowany, lecz nie lubiany, jak poprzedni rektor. Zaledwie po kilku miesiącach zjawił się mag, z którym Maegor stawał kilkakrotnie do boju w czasie swojej wojennej kariery. Nuriel Skrzydlaty Miecz był od niego starszy o blisko dekadę, zaoferował jednak Maegorowi swoje usługi, jako jego sekretarza i wkrótce stał się jego zaufanym i prawą ręką w sprawach Samotnej Księgi. Od czasu do czasu odwiedzała ich nocami Kornelia, mająca oczywiście zakaz pożywiania się na terenie twierdzy czym innym niż szczury i prosiaki. Pewnego razu, wychodząc nad ranem, wpadła na Xirth’a, który zmierzał właśnie do biblioteki. Przepraszając starca musiała nieopatrznie ukazać swe kły, gdyż starzec uciekł w przerażeniu. Oda tamtej pory Maegor nie miał spokoju. Xirth i jego zwolennicy zamęczali go pytaniami o istotę jego badań, pytali, co zrobi ze sprawą upiora, którego widział honorowy rektor, chcieli mieć dostęp do jego prywatnej biblioteki … Maegor odpowiadał tylko „Nie” i „zajmuje się tym”. Kornelia oczywiście dostała zakaz pokazywania się w twierdzy do czasu, aż wrzawa nie ucichnie. Xirth nie dawał jednak za wygraną, i w swojej skrywanej nienawiści do nowego rektora wciąż rzucał mu nowe kłody pod nogi, podkopując tym jego i tak chwiejny autorytet w Samotnej Księdze. Szala jednak przechyliła się, kiedy do Skały przybyła grupka magów z różnych krain pod pozorem poszukiwań jakiegoś starożytnego zaklęcia. Jak udało się podsłuchać Nurielowi, wezwał ich Xirth, gdyż podejrzewał nowego rektora o zastosowanie jakiejś mrocznej, zakazanej magii. Komisja przybyła incognito, więc zbierała jedynie dowody zbrodni, ewentualny wyrok miałby zostać wykonany później i to bez żadnego ostrzeżenia. Maegor zachował wszelkie środki ostrożności, mydlił komisji oczy, nie zdradzając jednocześnie, że wie o ich personaliach i celu w jakim przybyli. Jak udało się podsłuchać przed ich wyjazdem, znaleźni wątły ślad, nie byli jednak w stanie stwierdzić kto i kiedy go zostawił, w końcu przez te stulecia wielu czarnoksiężników parało się tu zakazanymi praktykami i mógł to być każdy z nich. Będą go jednak mieli rektora na oku i dowiedzą się, jeśli uczyniłby to kiedykolwiek w przyszłości. Następnego dnia odjechali. Dla Maegora tego było za wiele.
Wezwał Kornelię i porosił ją o przysługę. Ta, choć zdziwiona usłyszanym zadaniem, zgodziła się ze swoim typowym uśmieszkiem. Tydzień później, w czasie podróży do biblioteki w Dord, honorowy rektor Skały Ksatena, Xirth Poilini zmarł w swoim powozie ze starości w wieku sześćdziesięciu dwóch lat. Nakazem rektora Maegora Veran’rha jego ciało, jako poprzedniego rektora Samotnej Księgi zostało złożone w tamtejszym grobowcu wraz z jego poprzednikami. Jako przełożony Xirth’a, Maegor odmówił rodzinie sekcji, aby nie bezcześcić ciała uczonego starca. Lord Tauner był wściekły, lecz nic nie mógł uczynić. Xirth podzielił się z nim wcześniej swoimi podejrzeniami co do osoby Maegora, jednak dopiero teraz Tauner postanowił pozbyć się rektora, nawet, jeśli miałby narazić się na niełaskę księcia. Maegor przewidział to jednak już wcześniej i zaraz po objęciu urzędu rozpoczął starania o uniezależnienie Skały od jej lorda. Wiedział, że gdy książę znajdzie odrobinę wolnego czasu, w procesie składania swej domeny do kupy po wojnie i pozbyciu się piratów, przychyli się do jego prośby. Odpowiedź przyszła kilka dni po pogrzebie Xirth’a. Skała stawała się własnością Rady Księgi, na której czele stał dożywotnio wybierany przez kapitułę i księcia rektor, natomiast lord Poilini  miał się przenieść na dwór książęcy do czasu, aż nie powstanie jego nowa siedziba ufundowana z pożyczki od Korony, którą miała spłacić rada Skały. Maegorowi nie dońca podobało się to rozwiązanie, lecz w tym momencie przyjmował je z wyraźną ulgą. Wraz z zarządzeniem księcia, przybyło zaproszenie dla Maegora na dwór do Purpurowego Kraba, gdzie rezydował Książę Semelii. Ligan proponował mu miejsce w radzie i tytuł Lorda Arcymaga. Dałoby mu to szeroką władzę i zwierzchnictwo nad tworzonymi przez księcia Szeregami Błękitnych Kapturów. Tydzień trwało, nim Maegor podjął decyzję. Poszukiwani, jakie prowadził w każdej wolnej chwili ( prowadził je sam i absolutnie nikogo do niech nie dopuszczał, nawet Nuriela ), naprowadziły go na ślad runów podobnych do tych, które nosił na policzkach. Były one imionami smoków, które żyły wiele tysiącleci temu, a Nieschnące Łzy pojawiły się w zapomnianej już, starej legendzie. Opowiadała ona o dziwnej miłości między nekromantą L’hoorem i dziewczyną imieniem Lia. Ona był sierotą wojenną, a jemu nie wypadało angażować się w związki uczuciowe, zwłaszcza z kimś takim jak ona. Historia była długa i zawiła, jak to starożytne legendy miały do siebie, w końcu on postanowił ją porzucić i w magiczny sposób wypalić w sobie uczucie do niej. Ona odeszła zapłakana i za ginęła gdzieś w toku toczonej przez władców L’hoora wojny ze smokami. Na końcu L’hoor ginie w wielkiej bitwie ze smokami, którą potężne gady wygrały pustosząc tym spory kawałek świata. Gdy wielki taniec zniszczenia się zakończył, na pobojowisku pojawiła się Lia, która płakała rzewnie nad trupem L’hoora i krzyczała, że go nie poznała lecąc i rozlewając rzeki ognia w chaosie bitwy. Wrzeszczała, że mogłaby się wyprzeć swojej istoty, gdyby znów mogła być z nim. Lia była bowiem smoczycą wysłaną na przeszpiegi u wroga, gdy poznała L’hoora. Za te bluźnierstwa została i spoufalanie się z wrogiem została wyklęta przez smoczą społeczność, jednak jej łzy przelane nad zwłokami ukochanego, jak głosi legenda, miały nigdy nie wyschnąć, tak jak jej miłość do odwiecznego wroga jej rasy. Ile było w tym prawdy, trudno było orzec, jednak więcej śladów Maegorowi nie udało się odnaleźć i na nic więcej w Skale już nie liczył. Mianował więc sześciu najbardziej zasłużonych uczonych Samotnej Księgi członkami jej Rady i powierzył im władzę nad tym ośrodkiem myśli w jego imieniu. Następnie spakował swoje księgi i wraz z Nurielem wyruszył do Purpurowego Kraba.

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Maegor Veranr'h
« Odpowiedź #3 dnia: Sierpień 10, 2009, 11:20:35 pm »
Książę Ligan przywitał maga z radością i wkrótce nadał mu zaszczyt Lorda Arcymaga i Dowódcy Szeregów Błękitnych Kapturów. Póki co Maegor jako dowódca miał pod swoim dowództwem ledwie ośmiu podwładnych, z czego dwóch, Jan de Sivaa i Michael Tandamer było doświadczonymi w boju magami bitewnymi. Tak Maegor znalazł się na dworze i tak pochłonęła go całkowicie mniejsza i większa polityka. Szybko nauczył się wykorzystywać poszczególne ludzkie pionki w tej zawiłej, niekończącej się grze. Pomagali mu w tym Nuriel, Kornelia oraz przybyła na jego zaproszenie Julia Ponterfird, która dorobiła się już znacznego majątku, a pragnęła władzy bardziej niż oni wszyscy. Maegor z żalem przyjął wieści, jakie przywiozła ze sobą Julia. Kilka lat temu zginął w na polu bitwy ich przyjaciel z dzieciństwa, z którym Julia utrzymywała częste kontakty, Oyk Malawiasz. Niedawno natomiast zginął wesoły Tald w bitwie z diabelskimi szaranami, gdzieś po drugiej stronie świata. Podobno osamotnił piękną żonę i osierocił szóstkę już dorosłych dzieci. Maegor opowiedział Julii o Visei i wspomniał, że jest na tropie swego pochodzenia, choć obecnie pochłaniają go inne zajęcia. Zaplątali się w sieci intryg, z których wiele, mniejszych lub większych tkali sami. Uwięziony książę Forr dostał od brata szansę na ułaskawienie – popłynie na zbliżającą się wojnę z Wysoką Panną, i jeżeli udowodni swą lojalność wobec brata i męstwo, dostanie zdobyte ziemie jako swoje lenno i stanie się najpotężniejszym lordem wśród wasali Ligana. Wezwany do komnat Liganana rozmowę w cztery oczy Maegor, miał oficjalnie dopilnować lojalności jego brata, jednak prawdziwym poleceniem było nie dopuścić, aby Forr powrócił z tej wyprawy żywy. Wróciwszy do swoich komnat Maegor był wściekły takim rozkazem. Nie był przecież jakimś zasranym ,mordercą!!! Wyruszył jednak wraz z flotą Semelii i księciem Forrem w kierunku Wysokiej Panny, natomiast Julia i Szeregi poszły wraz z armią wybrzeżem. Na szczęście dla Maegora, wyręczył go w zabójstwie jakiś łucznik podczas potyczki z flotą Wysokiej Panny, którego strzałą pokierował tak, aby ugodziła księcia prosto w prawe oko. Oblężenie Wysokiej Panny nie powiodło się jednak, gdyż ta kupiecka forteca na przybrzeżnej wyspie wynajęła piratów, którzy swoją wojną podjazdową i napadami na linie zaopatrzenia Semelian, zmusili ich do odstąpienia od jej murów.
Mimo to, porażkę osłodziła księciu wieśc o śmierci jego brata.
Maegor jednak nie przejmował się porażką, gdyż życie w namiocie po murami Wysokiej Panny przygnało wspomnienia i pchnęło w ramiona Julii. Pierwszy raz w życiu czuł to dziwne szczęście, jakie dawało mu to niezwykłe uczucie, które czasem podkradał zakochanym swoją magią w chwilach goryczy.
To co piękne nie trwa jednak nigdy na tyle długo, aby móc się nim nacieszyć. Kiedy Kornelia powiedziała mu, że Julia i Nuriel knują przeciw niemu za jego plecami i spoufalają się z jego wrogami na dworze, nie chciał jej uwierzyć. Pozornie, nic się nie zmieniło. Kiedy jednak chciał sprawdzić uczucia Julii, czy go kocha, czy tylko gra przed nim, ta wyczuła, że wkrada się do jej umysłu, i zrobiła mu ogromną awanturę, po czym odeszła. I tak nie dowiedział się nic. Uruchomił więc dyskretnie swoją siatkę szpiegowską, aby obserwowała Julię i Nuriela. Tym sposobem pewnego dnia zastał ich na gorącym uczynku razem w łóżku. Korzystając z zaskoczenia obezwładnił ich czarami, zanim zdążyli odpowiedzieć i powiedział, że zważając na przyjaźń, jaką ich darzył wybaczy im ich postępki przeciw niemu, zwolni ze służby, pozbawi pozycji  i wpływów i że nie chce ich nigdy widzieć na oczy. Świadomi, że wie o ich knowaniach, jeszcze tego samego dnia opuścili pałac. Gdy Maegor rozmyślał nad tym, co zaszło, o zdradzie wobec jego zaufania i przyjaźni wezbrał w nim ogromny gniew. Właściwie to całkowicie stracił nad sobą kontrolę. Rozwścieczony, ruszył za nimi uzbrojony w najpotężniejsze zaklęcia i różdżki. Dopadł ich na polnej drodze, kilka mil od Purpurowego Kraba. Mieszkańcy miasta opowiadali potem o drżącej ziemi i błyskach tak jasnych, że przyćmiewały nocny firmament na długie minuty. Zaskoczył ich znów, gdy bez słowa raził ich  piorunem. Byli jednak dobrze wyszkoleni, więc odbili błyskawicę i przypuścili na niego atak. Nuriel padł w walce, przygnieciony do ziemi rozżarzoną skałą, Julia w ostatniej chwili rzucił na siebie chaotyczny teleport i od tamtej pory Maegor nie widział, ani nie słyszał o niej, więc przypuszczał, że mogła zginąć, jak to w przypadku tego nieobliczalnego zaklęcia się zdarza.
Książe nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, przystał więc na prośbę Lorda Arcymaga, aby ten mógł na jakiś czas usuną się w cień. Przez prawie półtora roku Maegor mieszkał w wynajętych apartamentach w Purpurowym Krabie, nie prowadził żadnych badań, nie interesował się sytuacją na dworze, w jego umyśle tkwiła przerażająca pustka. Zwykł wynajmować pokój w gospodzie, aby podkradać uczucia swych sąsiadów. Pod magicznym przebraniem karmił się w podobny sposób miłosnymi uniesieniami klientów okolicznych burdeli, aby w końcu szlajać się po najgorszych karczmach i kraść uczucia zażywających najgorsze narkotyki, samemu nie musząc ich próbować. Jedyną zaufaną osobą była Kornelia, jednak jej słowa do niego nie trafiały. Był wrakiem, który nie mógł się rozbić i zatonąć, co, jak czuł gdzieś w środku, było mu pisane. Wpadł w uzależnienie, wtedy też, pragnąc więcej  i więcej wpadł na szalony pomysł dotarcia w ten magiczny sposób bo uczuć mitycznego Stwórcy wszechświata, o ile w ogóle istnieje, i w ten sposób, karmiąc się jego emocjami, dojść do tego, co nim kieruje i poznać tym sposobem sens życia, o ile taki istniał. W końcu odrętwienie zaczęło go opuszczać i na razie śmiał ze swojego niedorzecznego wymysłu. Przyszedł wówczas list od księcia. Był on poufny, książę nakazywał w nim Maegorowi powrót, gdyż monarcha jest otoczony przez wrogów na dworze i bez niego może go stracić, a nawet zginąć. Było to dla Maegora jak kubeł zimnej wody. Zanim jednak zdążył przybyć na dwór, doszła go wieść o śmierci Ligana. Oficjalnie był ciągle Lordem Arcymagiem i dowódcą grupy bojowych magów, co, jeśli mieli zamiar się go ciągle słuchać, stanowiło spory atut. Jak się okazało, przyjęli przybycie Maegor z ulgą, gdyż na dworze panował straszny burdel. Dwa dni i dwie bezsenne noce trwała dosłowna bitwa o spadek po Liganie. Nie udało się nikomu udowodnić zabójstwa ale cztery główne stronnictwa rzuciły się sobie do gardeł. Udawane uśmieszki i chłodne pertraktacje były przeplatane nagłym zagęszczeniem dziwnych zgonów dostojników ze wszystkich rywalizujących partii. Książe nie zostawił potomka, jego zmarły brat także, lecz żyła ich siostra, która abdykowała wcześniej. Miała jednak małą córeczkę, nie było jednak wiadomo gdzie się znajdowała. Lordowie pewnie zbierali już swoje oddziały, gotowi opowiedzieć się za ty, kto da więcej. Bitwa na dworze toczyła się więc pomiędzy wujem, siostrzenicą, i dwoma dalekimi kuzynami Ligana, których zwolennicy starali się utorować im za wszelką cenę do tronu. Wszystkie stronnictwa próbowały także zdobyć poparcie Maegora i jego Szeregów. Drugiej nocy do zmęczonego całą sprawa Maegora przyszła Kornelia i oznajmiła, że książę wzywa go do sali tronowej na naradę. ”Jaki książę? Czyżbym przegapił czyjeś zwycięstwo w tej szarpaninie sępów?” „Książę Ligan cię wzywa, mój drogi. Sam przecież obiecałeś mu kiedyś tron na wieki?”. Wszystkie mięśnie mu nagle zesztywniały. „Nie, to niemożliwe” pomyślał i pobiegł jak najszybciej mógł do sali tronowej, gdzie złożono księcia. Gdy tam wpadł i ujrzał Ligana siedzącego na tronie z wlepionym w niego upiornym, płonącym błękitnym ogniem spojrzeniem nieumarłego. Wtedy Maegor osunął się na kolana i zrozumiał. Wtedy, przed oblężeniem Samotnej Księgi książę sprowokował brata do powiedzenia „Tron  nigdy nie będzie twój”, więc odwróceniem tych słów było „Tron na zawsze będzie twój”. Nawet po śmierci, na wieczność … Nim zmartwychwstały władca zdążył cokolwiek powiedzieć, Maegor uciekł. Wkrótce cały dwór dowiedział się o ty dziwnym zdarzeniu. Korzystając z powstałego zamieszania, Lord Arcymag wsiadł na najbliższy statek płynący na drugą stronę Interioru. Kornelia zabrała się z nim, polując po nocy na pokładowe szczury. Tak więc Maegor Veran’rh, rektor Skały Ksatena, Lord Arcymag Semelii, dowódca Szeregów Błękitnych Kapturów, „Pierdolony Wyrzynacz” uciekał przez morze od swojego wpływu na historię tej części świata, targany myślami o Liganie, Julii, Nurielu, Visei, Xirth’u, tajemniczych rodzicach, których nie znał i czarnoksiężnikach, którzy teraz mieli spory dowód, aby dobrać się do jego tyłka, a wina ciągnęła się za nim jak smród przez całą szerokość Oceanu.
Reszta historii i wszystkie niedopowiedzenia to już twoja działka mistrzu …  :)

yish

  • czytacze
  • Sr. Member
  • *
  • Wiadomości: 315
    • Zobacz profil
    • Prywatna wiadomość (Online)
Odp: Maegor Veran'rh (Kurpisz)
« Odpowiedź #4 dnia: Luty 10, 2012, 07:06:04 pm »
I gdzie reszta? ;) Tak czytelnika z nierozwiazana genealogia zostawic? ;) Nieladnie...

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Maegor Veran'rh (Kurpisz)
« Odpowiedź #5 dnia: Luty 10, 2012, 11:35:24 pm »
No niestety... Kurpisz w pewnym momencie odpadł od ekipy i ze wszystkich wątków Maegora został właściwie tylko jeden: poszukiwanie mocy. W czasie ucieczki z Bezkresu, Maegor Veranr'h został zabity - a dokładniej, uśmiercono jego Umysł (Ciało zginęło już wiele sesji wcześniej). Została tylko dusza która stopiła się z ukrytą w Błękicie istotą Veran Raha, legendarnego maga ze starożytnych czasów, który oszalał do tego stopnia, że postanowił poddać sobie samo Słońce. Dusza Maegora poruszyła tego kyara i skłoniła do zejścia na prawdziwą ziemię: Maegor Veran Rah jest teraz jedną z rosnących potęg na Wschodzie i wszystko wskazuje na to że jego pierwszym krokiem na drodze do Słońca będzie opanowanie całej krainy. Wielu przeciwników szalonego maga skupia się wokół ???1, zwanego panem na Gavdarze, syna wioskowej wiedźmy i Pierwszego Promienia Świtu, inni wybrali jego dawnego seniora, Żywego Króla (Ligana), stojącego na czele Wiecznej Ligi.


1) też postać Kurpisza (!) Niestety nie mogę nigdzie wygrzebać jego imienia.


I to jest prawie wszystko. Ale jeśli masz jakieś pomysły to się nie krępuj!
« Ostatnia zmiana: Luty 10, 2012, 11:40:46 pm wysłana przez Bollomaster »