SURAIM ZALLAINA, Słudzy Życia
Zarys: Ludzie są słabi. Bezwolnie ulegają tysiącom mocy – często nawet o tym nie wiedząc. Jest jednak pewna siła której nigdy nie zaakceptują, z którą walczą wszelkimi środkami. Nazywa się ona śmierć.
Jest też cech który powstał po to aby ją opanować i okiełznać. Utrata sił wraz z wiekiem; starość, umieranie – to jest niezmienne przeznaczenie śmiertelników; nie chodzi o jego zmianę. Atak zbójów, wybuch epidemii, tragiczne wypadki, katastrofalne sploty okoliczności – sprawiają, że kres przychodzi nagle, nieoczekiwanie. Chociaż miara życia się nie wypełniła, nagle przestajesz istnieć; wszystko co pragnąłeś doprowadzić do końca, zamknąć, zrobić, zobaczyć, powiedzieć – nic z tego nie zostanie spełnione. Nie śmierć sama w sobie, ale śmierć niepisana jest prawdziwym złem – wszyscy i wszystko co ją niesie są ich prawdziwymi wrogami, wrogami Suraim Zallaina.
Słudzy Życia są jedną z gałęzi kultu Dobrej Bogini Suere; działają już od tysiąca lat. Ich zakon jest surowy, wielu uważa że okrutny. Brzmi prosto: ”każdy śmiertelnik ma prawo do życia”, i, jeśli jest to tylko w mocy Sług, egzekwuje się go z pełną konsekwencją. Dla ludzi żyjących we względnym bezpieczeństwie, w pokoju jest to najczęściej coś marginalnego, egzotycznego, cokolwiek fanatycznego; dla większości jest oczywiste że morderca powinien (po odpowiednich zabiegach) zapłacić życiem za to co zrobił. Sprawa wygląda inaczej na terenach ogarniętych wojną, na ziemiach gdzie śmiertelnicy przelewają swoją krew od stuleci, tam gdzie żyją w cieniu niedosiężnych potęg, tam gdzie życie pojedynczego człowieka jest bez znaczenia – tam jest główny front Suraim Zallaina. Na takich obszarach to Słudzy Życia zaprowadzają względny ład, wnoszą podstawowe bezpieczeństwo, budują fundament na którym można wznieść gmach solidnej, jasnomagicznej organizacji. A gdy ta się umacnia Zakonnicy stopniowo tracą na znaczeniu, odchodzą w cień; lenna są odbierane, przywileje anulowane... I tak jest dobrze, dzięki temu Słudzy nigdy nie spoczną na laurach – ciągle są miejsca, gdzie śmierć szaleje bez opamiętania.
Naprawdę jest w nich coś heroicznego, bohaterskiego; tak jak żeglarze na wzburzonym morzu, zmagają się z potężniejszym od siebie żywiołem i – Czasami – zwyciężają. To oni dzierżą straż na obrzeżach Avadoru, Trollheimu, Skandazaru, Szczeliny... Walczyli w Haladzie opanowywanym przez Plagę, walczyli w Gothionie, walczyli w Sharholpie – wszędzie tam gdzie niepojęte moce miotały ludźmi jak huragan liśćmi. Stoją w gotowości wszędzie tam gdzie pod cienką powłoką jasnomagii i pokoju leje się krew.
Zakon nie jest monolitem; nie może nim być cech który stara się sięgać najdalszych zakątków Kontynentu. Istnieją różne podejścia i różne metody działania. Są Słudzy którzy obojętnie przejdą koło gwałconej dziewczyny – przecież nie umiera – i są tacy co uważają, że trzeba zażegnywać możliwość śmierci; kto zagwarantuje, że nie zostanie później zabita, lub że sama nie odbierze sobie życia? Niektórzy toczą ze śmiercią „walkę absolutną”, nie ma dla nich znaczenia czy ratują całe miasto, czy jedną zagłodzoną żebraczkę – inni przykładają do wszystkiego skalę; tu wstrzymają się od pomocy aby udzielić jej tam, gdzie jest bardziej potrzebna. Mogą to być skale różnych rodzajów: powszechności, skuteczności nawet użyteczności (uzdrowić księżniczkę która wspomaga szpitale czy ich pacjenta?). Jedni starają się likwidować bezpośrednie przyczyny śmierci, inni zgłębiają podstawy tych przyczyn, ich źródła – oba podejścia mają swoje zalety i wady. Te wątpliwości, różnice nie oznaczają jednak istnienia frakcji o jasno zakreślonych etosach – pod tym względem Zakon jest całkowitą jednością – każda jednostka radzi sobie z nimi indywidualnie i bardzo niewielu jest pewnych całkowitej słuszności ścieżki którą dąży do celu...
Historia: Nieważne, kim byli jego przodkowie, kim byli jego krewni, w jakiej krainie przyszedł na świat, nieważne czy jako dziecko żył w dostatkach, czy przymierał głodem. Nieważne jak wyglądał; te wszystkie sprawy są nieistotne. Pojawił się w Maddox na początku Trzeciej Ery; wróg, który niewolił ten kraj przez cztery stulecia został właśnie pokonany, wyparty przez najwspanialszego ze wszystkich bohaterów. Linia wojny przesunęła się poza granice „odrodzonego” królestwa – ale jego mieszkańcy ciągle ginęli; umierało ich więcej niż podczas niedawnych zmagań. Głód, zarazy, spustoszenia, grabieże, upodlenie, bestialstwo – sprawiły, że życie straciło jakąkolwiek wartość. Na pogorzelisku, ruinie – nie fundamentach – Maddox, tylko naga siła i brak litości mogły dać przetrwanie. Nigdy tak nie nazwana, ta nowa wojna zaczęła przybierać na sile, grożąc zniweczeniem wszelkich nadziei. I wtedy pojawił się on. Człowiek o nieludzkiej charyzmie, ogarnięty wewnętrznym ogniem swego fanatyzmu, z niewzruszoną wiarą w słuszność swej idei. Niewiele czasu minęło, a przemierzał kraj otoczony chmarą najgorszych wyrzutków, szaleńców, największych nędzarzy; wszędzie, gdzie się pojawił pęczniały tłumy, żadne jego słowo nie upadało na ziemię, życie każdego, kto go słyszał zaczynało się zmieniać; ci którzy z nim rozmawiali stawali się gorliwymi wyznawcami jego prawdy. Gdyby chciał mógłby zdobyć, otrzymać jeszcze większą władzę, żyć bez trosk w szczęściu i bogactwie – niekoniecznie w zniszczonym Maddox. Dla niego jednak wszystko – prócz jednego - było pyłem. Jego imię jest nieznane. Jego nauka głosiła, że życie jest najwyższą wartością. Jego jedynym dzieckiem jest Zakon Suraim Zallaina.
Ten bezimienny człowiek... Sposób w jaki przyczynił się do założenia jednego z najpotężniejszych cechów Turblanda pozostaje właściwie tajemnicą. Co sprawiło, że zaczęły się mnożyć nadania ziemskie, posypało się złoto, pojawili się odpowiedni ludzie, powstała wydajna i skuteczna organizacja? Kto sprzągł to wszystko z kultem Suere, prowadził dysputy z jej kapłanami, negocjował i ustalał warunki, dyscyplinę nowego zakonu z Hierarchami już istniejących? I skąd wziął się ten rozpęd, szybkość z jaką Słudzy rozprzestrzenili się na tak wiele krain Turblanda? Każdy odpowie, że za tym wszystkim stał ten jeden fanatyk, jego straszna charyzma – ale prawda jest trochę inna. U prapoczątków Zakonu leżą dwie rozmowy, dwie rozmowy które „bezimienny” odbył z pewną elfką – o której wiadomo jeszcze mniej niż o nim. Pierwsza rozmowa miała miejsce w początkach jego działalności i jej oferta została z pogardą odrzucona. Minęło jednak trochę czasu... Ognie wojny zostały uśmierzone, opanowano anarchię, przywrócono względną jasnomagię. Maddox rzeczywiście zaczęło się odradzać, wręcz rozkwitać pod egidą swojego herosa, wielokrotnego zbawcy, Dindigula.
Liczba zwolenników „bezimiennego” stopniowo maleje; ludzie potrafią już znaleźć inne, wygodniejsze sprawy na których mogą się oprzeć. W nowym, bezpiecznym świecie jego żelazne poglądy są zbyt ostre, godzą w odwieczne zwyczaje. Umocniona władza bierze w opiekę swoich obywateli, tak że przeważająca większość na polu tego fanatyka nie ma już o co walczyć – jej byt jest zapewniony. Dawne wartości wróciły na swoje trony. I oto ten człowiek stał się niepotrzebny i – bezsilny. Tym razem to on zainicjował spotkanie; zgodził się na oba warunki jakie postawiła elfka. W zamian za wsparcie swej słabnącej idei, krzewienie i forsowanie jej w skali Kontynentu - zgodził się aby karą dla tych, co niosą śmierć żywym było wygnanie, bez możliwości odpokutowania win, do piekła bez powrotu – do Degar Endar, Złych Ziem na Martwym Bezkresie. Drugi warunek stanowiła...
Głębia: Oczywiście całość jest jeszcze bardziej złożona. Ludzie są słabi i zdarza się, że Słudzy mordują swoich wrogów - odbierają im życie często w brutalnych walkach (takie fakty próbuje się zazwyczaj tuszować). Rozpowszechnina wśród wielu zakonników jest prewencja - na przykład, w myśl zasady "ze złego drzewa zły owoc" dzieci zbrodniarzy są w odpowiedni sposób pouczane (rzeczywiste sny w których cierpią razem z rodzicami), lub wręcz... usuwane.
Zadanie Sług jest iście tytaniczne, gliniane ręce nie byłyby w stanie mu podołać. Suere Venelin nie należy do Panteonu i dlatego Odmieńcy mogą znaleźć miejsce i pole do działania w szeregach tego zakonu. Potężna organizacja jest zdolna przeforsowywać ich obecność; restrykcje prawne jakim podlegają są zdecydowanie lżejsze niż w wypadku "niezrzeszonych" - lżejsze nawet niż te które dotyczą Odmienionych członków egr'Quoty.
Kwestią niekoniecznie do rozkminy jest nastawienie Suere. Nie wchodźmy w sprawy Bogów, nie przez pryzmat spraw prawdziwej ziemi. W powszechnym mniemaniu, również w Zakonie, Bogini mu sprzyja - i tego się trzymajmy.