Autor Wątek: Szezwazir - Droga Echa  (Przeczytany 139 razy)

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Szezwazir - Droga Echa
« dnia: Wrzesień 30, 2008, 01:13:01 pm »
POŚCIG TARQUINA, HEROLDA U STÓP POTĘGI  DWORU  PÓŁNOCNEGO

Dzieło to powstało w Czasie którego mimo wielu prób nie udało się ustalić; zawiera relacje istoty o imieniu Tarquin, która na polecenie swojego władcy – “Potęgi” wyrusza w pościg za mordercą który popełnił zbrodnię na Dworze Północnym. Dwór ten jest niemożliwy do zlokalizowania, bo według jednej z interpretacji może odpowiadać jakiemukolwiek państwu (miastu) w rejonie dalekiej Północy, według innej Dwór Północny to inna nazwa (Dworu) Bram Horyzontu, to jest miejsca, gdzie otwiera się przejście poza granice nieba i ziemi, gdzie noc spotyka się z dniem. Oczywiście trzecia interpretacja zakłada zupełną fikcję literacką, bazowaną być może na jakiejś starej legendzie lub ubarwioną mitem relację zwykłego podróżnika. W rodzaju wstępu Tarquin przedstawia siebie jako ostatniego Herolda u stóp Potęgi, mówi że wszyscy jego bracia zostali rozesłani w Istnienie by spełniać jej wolę i on, jako jedyny obecny we Dworze, otrzymał rozkaz wytropienia i wymierzenia sprawiedliwości “mordercy”. Wyrusza więc w drogę, korzystając jednak uprzednio z prawa do trzech darów, które jest, jak mówi, pierwszym prawem Herolda: zamiast wierzchowca “szybszego niż promień Słońca” prosi Słonecznego Strażnika o Dar Tropienia Krwi; zamiast “miecza ostrzejszego niż Księżycowa ścieżka” prosi Woskową Panią o Dar Pisma; zamiast “tarczy lustrzanej” prosi Potęgę o czas wystarczająco długi by mógł doścignąć mordercę. Daru Tropienia używa Tarquin na sposób istniejących dzisiaj tropicieli, by móc podążać krwawymi śladami mordercy; Dar Pisma jest tyleż niespodziewany co fascynujący – zdaje się bowiem, że spisywanie relacji z podroży miało sprawić, że jakiekolwiek trudności i wyzwania staną Heroldowi na drodze, pozostanie tą samą istotą która opuściła Dwór Północny (?). Dar Czasu wydaje się zapewniać mu życie dość długie by mógł wykonać zadanie – choć zamęt wśród badaczy tej relacji wprowadza fakt, ze większość miejsc przez które po kolei przechodzi Tarquin istniało w rzeczywistości, jednakże w bardzo rożnym Czasie. Przykład: opowiada jak nakłonił do współpracy diabła w miejscu które nazywa Brasaszas, podczas gdy fragment dotyczący jego podroży przez Cesarstwo Juhtunszaarskie mógłby się odnosić do Czasów, stosunków niedawnych (i obecnych)..


Goszcząc w tym kraju zasięgnąłem informacji o bardzo ciekawym zjawisku, które jako żywo przypomina praktykę rodem z mojej ojczyzny. Otóż młodzi irganie, osiągnąwszy wiek który pozwala im na noszenie broni i ukończenie szkolenia, wyruszają poza granice Cesarstwa by w obcych krajach zdobywać wiedzę o sztuce wojennej. Wyprawa ta nosi w ich języku nazwę “szezwazir”, to jest “droga echa”, i jest przedmiotem marzeń każdego adepta sztuk, które tutaj wpaja się dzieciom. Dzieje się więc tak, że ci młodzi irganie i irganki ruszają w świat by kontynuować szkolenie, i docierają do najdalszych krain, rozpętują i rozstrzygają wojny, w najodleglejsze ziemie kontynentu niosą swoje umiejętności fechtunku i unikalną wręcz kontrolę żywiołów burzy, i zdobywają sławę i są nienawidzeni, i opiewani w pieśniach – ale przede wszystkim giną, w giną w ogromnej liczbie i wszystko to w czasie gdy ich Cesarstwo, to państwo-twierdza, zewsząd oblężone i atakowane, cierpi na nieustanny brak załogi. Zarazem zaś nie spotkałem dotąd w swych podróżach ludzi bardziej przywiązanych do swojej ojczyzny. Jakiż jest bowiem cel tej wyprawy, jeśli nie to, by po latach, jeśli los okaże się łaskawy, powrócić do ojczyzny i wesprzeć ją swym doświadczeniem i siłą i całą mocą jaką istota może zebrać, wesprzeć nie wojskiem nieprzeliczonym, ale jakością i wiedzą jednostki? Nikt tu nie żywi złudzeń, że wojny można się uczyć w warunkach sztucznych. Jeśli Cesarstwo to bastion oblężony przez wroga, a takie przeświadczenie zdają się ci ludzie żywić od pokoleń, to owi młodzi irganie są jak bohaterscy żołnierze, którzy zapewnić mają broń oblężonym, odkryć kolejny cud techniki wojennej, który powstrzyma napór nieprzyjaciół na mury twierdzy. Wiem, że Cesarz ma tu prawo do rozkazu, który zwą tutaj Wazir-iah, Rozkazem Echa; nakazać może by każdy irgan, gdziekolwiek przebywa, cokolwiek robi, porzucił rodzinę, przyjaciół, suzerena, kampanię wojenną – i wracał do Juhtun-szaar, by ojczyzna mogła spożytkować jego umiejętności. I wiem też, że Rozkazu tego nie wydaje częściej niż kilka razy zaledwie od świtu do zmierzchu swoich rządów – taka jest bowiem miłość jaką irganie żywią do swego cesarstwa, że ci, którzy przeżyli, z własnej woli wracają i obracają swe wysiłki na korzyść kraju. Muszę tu zaznaczyć – bez cienia pogardy, a wręcz z podziwem patrzę na tą właśnie cechę tego narodu, na wierność i lojalność, która od lat wspiera chwiejny byt Cesarstwa. Jednego wszakże pochwalić nie mogę, dlatego właśnie, że jestem tym kim jestem i daleką przeszedłem drogę: iż żadnemu z tych młodych ludzi nie pozostawia się już prawa wyboru własnego losu. Wiem, że nie zawsze tak było, innym torem szło irgańskie szkolenie, więcej w nim było swobody, więcej zrozumienia. Czy tak jak irgańska skłonność do rytuału i etykiety zmieniła praktyczne czynności w rozdęte ceremonie, tak zagrożenie atakiem (który to już wiek prowadzą oni wojnę?) zmieniło trening rekrutów w produkcję rekrutów? Długo i gorzko opowiadał mi o tym mój gospodarz; na moją prośbę został mi przewodnikiem po juhtunszaarskich Prowincjach, jako że szukając tropu i tak musiałem ponownie (który już to raz?) zatoczyć krąg  i badać najniklejsze nawet ślady. Mogłem więc na własne oczy ujrzeć jak tresuje się tutaj dzieci, aby jak najszybciej osiągnęły owo minimum wiedzy i umiejętności, które pozwoli wysłać je w świat, jak wpaja się im ich powinności i wojskowy dryl, i rytuał, który czyni z nich nieodwołalnie część załogi tej cesarskiej twierdzy. A jest to niczym w porównaniu do drogi, którą przejść muszą dzieci, obdarzone w ich pojęciu talentem, talentem, który, zdają się w to nie wątpić, musi być obrócony na korzyść Cesarstwa. Nie jestem istotą miękkiego serca, wiem ze ból i trud to nieunikniona cena nauki; i nie to mnie odstręcza, że żywioł z którym irganie zawarli sojusz tak niezwykle jest niszczycielski, że tak cienka jest tu granica między mocą a śmiercią, okaleczeniem; nie to, że szabla, ich broń ulubiona, jest tak okrutna, a nauka władania nią tak ciężka; nie to wreszcie, że ci wyjątkowi nawet wśród irganów, którzy sięgnąć potrafią w świat duszy i uzyskać siłę swoich przodków igrają z mocą, która grozi czymś więcej nawet niż unicestwieniem ciała, a tempo ich szkolenia zaciera granice między tym co rzeczywiste a co martwe i odlegle w Czasie. Przeraża mnie to, że po latach szkolenia dziecko uformowane w dorosłego, któremu nigdy nie dano prawa wyboru rusza w świat, nieświadome że pozbawiono je wolności, nieświadome własnego poświęcenia i wartości własnego trudu, z głową nabitą tutejszą propagandą, zobowiązaniami, ideami w które pozwolono mu wierzyć, legendami o honorze, bohaterstwie, lojalności. Ruszają gotowi w swej dumie podjąć najbardziej niedorzeczne wyzwanie, nie zdając sobie nawet sprawy że robią tylko to do czego ich stworzono – i kiedy na to patrzę, widzę siebie samego, wiele Słońc temu, gdy ruszałem wypełnić rozkaz dlatego, że taką była wola Potęgi która mną rządzi, i dlatego że byłem tym czym mnie uczyniła. Czy miałem wybór? Nie. Jestem Heroldem i idę tam gdzie zostanę posłany. Jednakże przez całe moje istnienie u stóp Potęgi nigdy nie padałem ofiarą kłamstwa, nigdy mnie nie oszukano. Zawsze wiedziałem do czego mam dążyć. Pozostawiono mi jednak wybór ścieżki i za tę łaskę dziękuję Potędze o każdym wschodzie Słońca. Może dopiero tu rozumiem wreszcie jak wielki jest to przywilej.  

UWAGI:
- jest pogląd który utożsamia Potęgę ze Smokiem Ostatecznym Północy.
- bardzo widoczne podkreślanie niezmienności swej istoty w słowach Herolda; nawet jeśli żyje poprzez Czasy i przestrzenie jego język pozostał zrozumiały dla śmiertelnych...
« Ostatnia zmiana: Styczeń 20, 2011, 09:55:13 pm wysłana przez Bollomaster »
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!