[Mroczna, śmierdząca odchodami cela. Na spłachetku słomy, w słupie białego, padającego skądś z wysoka blasku - coś co kiedyś było chyba elfem. Skulony, okryty strzępami szat i skudlonymi włosami mamroce coś na poły tylko wyraźnie. Bełkotliwe słowa zdaje się kierować do kogoś obecnego w tym pustym przecież lochu...]
Tak, taak, to ja ją zrobiłem, zrobiłem własnymi rękoma! [Podnosi w górę, do światła obwiązane szmatami kikuty] Ja, mistrz... [imię niknie w napadzie kaszlu] Nie patrz tak zdziwnie; za mapę, za jedną mapę tak mnie ukarali. Dłonie sprzedali, sprzedali ludziom z Ossentharu. [Rozlega się ni to szloch, ni to chichot] Badim, czy prawdę nie rozumiesz? Wykreśliłem mapę Krzyża, Krzyża czyli Kartaldoru, bardzo dobrą mapę, dokładną jak mało która, jasną i przejrzystą jak tylko umiałem, z największą sztukom... Zaznaczyłem na niej Sarucyd. Prawo szachowe, prawo słoneczne zabrania map Krzyża, nie może być map Krzyża. Dlaczego. Dlaczego? Nie wiem; to ma coś do szczurów co podgryzają wyspy, to ma do Szachownicy. Posłuchaj: wiedza to władza; Gubernator to zna... Mnie znaleźli, ale mapy nie dostali! Nie! Skąd o tym wiem? Bo jak ja bedom mieć, to mnie ją jeszcze raz dadzom, ostatni raz - żebym ją zniszczył. Jak mogą myśleć że to zrobie? Ale tak myślom, i to mnie obawia... Ale badim! Nie wiem kto, gdzie jom teraz ma, ale wiem że oglądajom ją oczy, nieliczne, ale już ją widziano. [Sennie] Czuje, że ten ktoś nie wie, że tropiom go Albioni; beztroski, głupi... Znajdź go badim, ostrzeż go, ostrzeż... Badim... [Ciężki oddech umęczonego więźnia. Śpi]