Autor Wątek: Wiedza Kapłańska: opowieść o prapoczątkach  (Przeczytany 201 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Wiedza Kapłańska: opowieść o prapoczątkach
« dnia: Styczeń 19, 2009, 01:15:34 pm »
Opowieść o prapoczątkach

Krasnoludów nie ma.
Nieważne, że jedna połowa świata nazywa w ten sposób drugą; krasnoludy (ghalassad) przestały istnieć tysiąclecia temu, albo - tak naprawdę - nie istniały nigdy. Nie myślę jednak, żeby było aż tak źle; wystarczy podnieść głowę, spojrzeć w stronę źródeł Czasu -- na samym skraju horyzontu ujrzysz, wytężając wzrok, dostrzeżesz przez zmrużone z wysiłku oczy -- niewielka iskra purpurowa. To właśnie będą krasnoludowie - ich początek, trwanie i kres.

Praojcem-pramatką (khazz) krasnoludów był Eon zwany Fadrohk, Dziewiąte. Samotne w kamiennych ogrodach na spustoszonej powierzchni świata, wędrowało, a jego wewnętrzne ognie zamierały i gasły pod naporem wszechobecnego mrozu. Z odległości siedmiuset deld przypominało wielką górę, czarną na czarnym horyzoncie, najeżoną tysiącem ostrzy - z każdego spływało tysiąc proporców -- na tle bezmiernego fioletu: niebieskiej powłoki jeszcze wtedy nie było. W końcu Fadrokh musiało się zatrzymać (gdy to uczyniło, ziemia w koło wzburzyła się i rozbiegła jakby kręgami fal - pierścieniami poszaranych gór - Korrokor); spojrzało w głębinę siebie, na ostatnie dopalające się ognisko. I zrozumiało jego niejednorodność, bo ujrzało jak pożerają się w nim pięćdziesiąt cztery (tohdu'nemuz) płomienie. I Fadrohk wiedziało że to właśnie - nie mróz - je nicestwi. Poruszyło się resztką sił (gdy to uczyniło powietrze, pchnięte gwałtownie, zawyło skupiło się i spiętrzyło w zawieszoną w pustej przestrzeni grań - Athallak), a pięćdziesiąt trzy płomienie, jak tęcze gorzejące wyprysnęły obrębu jego istoty, stając się niezależnymi Eonami - tak powstali pierwsi Bogowie (azaz).
Jedni byli jak wieże; wewnątrz coraz węższych kondygnacji tańczącego i skrzepniętego płomienia grzmiały kamienne surmy -- Inni szaleli pośród przestrzeni pod kształtami ognistych spirali - ich hymnem ryk prutej ziemi i wrzask dartego powietrza, z pękających powłok eteru dobywali muzykę tysiąca harf -- Kolejni dotknęli skały, tak że zawrzała; przetopili się przez powierzchnię świata, opadli wodospadami blasku w głębiny zalane czarnymi wodami - żywioły scalone - wzbili się wraz z melodią i słupami pary wzwyż, ku fioletowi -- I następni (bryły płynnego ognia otoczone tarczami cieknących metali, falujących zwierciadeł), raz po raz (shirak) przeszywający pozostałych; raz za razem płomienie wybijały chwałę, raz za razem rozpływały się w hołdzie -- W każdym epizodzie Bogowie oddawali Fadrohk cześć. Ostatni dogasający płomień, niknące światło nieśmiertelne stało się zarzewiem nowej pożogi - na podobieństwo monstrualnego słupa ognia, myśl Eona sięgnęła otchłani fioletu. W każdym epizodzie dźwięki Boskich psalmów szerzyły w krąg zniszczenie, potopowe fale muzyki dewastowały płaszczyzny kontynentów -- cofające się echa przywracały wszystko z niebytu, lecz w kształcie lepszym (razzirak), w formie doskonalszej (trad), coraz bliżej idei-która-stwarza-się-sama (valassar) --
Nieprzerwanie przez dziewięćset i czterdzieści sześć lat.
A gdy upłynęło jeszcze dziewiętnaście, stała się zmiana. Potężny niszczyciel - Smoczy wojownik najgorszy ze wszystkich - rozłożył rozciągnął skrzydła nad brzegiem Istnienia; w ich cieniu, ocalony, podźwignął się Herold-którego-nie-było i -- Po raz ostatni zakrzyknął, głos dotarł do siedzib Bogów, I wzniósł się w wyżej, gdzie szaleją odwieczne światła; Stamtąd przybyła pomoc, światło jaśniejsze niż Otchłań -- miriady Gwiazd poruszyło się w swoich leżach, tak jak śniący na skraju jawy - i wiele się przebudziło; to co niewzruszone okazało się nietrwałe: Prawo uległo odmianie.
Bogom otworzyły się oczy (pękająca powierzchnia zamarzniętych mórz, wzburzona koliskami niezliczonych wirów) i zapragnęli istot prawdziwych, obdarzonych niezależnym bytem, którymi można prawdziwie władać i od których można odbierać prawdziwe uwielbienie. Zgromadzili się więc wokół Fadrohk (kolce wyrastające z głowy-korony co dźwiga ich brzemię) - sześć światów osunęło się pod ich ciężarem - ognie opadły... Lecz Fadrohk, Dziewiąte, poznało już sekrety fioletu i w oparciu o nie zawarło pakt (zsuwane płyty lądów piętrzą się jedna nad drugą): tylko Bogowie (żyły kruszców w trzewiach ziemi ożywają) którzy stworzą (klejnoty dwunastu gatunków topnieją, oto krew płynąca w ciałach szlahty) dzieła pożyteczne swym przyszłym dzieciom (żar najniższej głębiny zwielokrotniony - powstaje substancja ostateczna, diament dziesięciokrotny) będzie (wspomnienie Burzy Barw rozlewa się w fiolecie) mógł przywołać je do prawdziwego bytu (tafla Czasu marszcząca się na jedną, zbyt krótką by istniała chwilę). Hymny -- urywają się: rozgrzana materia świata ziębnie i zastyga w obecnych, ułomnych kształtach...
Niemal każdy Eon podjął wyzwanie; większość z tego co powstało pochłonęła niepamięć.
Czwarci, zwani potem Shaduggur, Pochłoniętymi, dali istnienie rzeczom zbyt wielkim i pożytecznym - według reszty - na potrzeby Obiecanych. Jeden, zwany później Isernakh, zbudował prostą drogę do Byord Agav, Wyroczni, krynicy wszelkiej mądrości (Bogowie przegrodzili ją Sidh Ardhem, przeszkodą dla śmiertelnych niezwalczoną). Inny, zwany potem Zhildarok, wzniósł kolumnę-most spinający krainy Obiecanych i Bogów (ci oddali ją na powłokę Eonowi odmiennego pochodzenia, nieustępliwemu i ponuremu - śmiertelni nazwają go Losem). Kolejny, zwany potem Othurokh, obrębił źródła ognia by można z nich czerpać, czerpać w nieskończoność (Bogowie rzucili je na pierwszą stronę świata i ukryli pod tysiącem szczytów -- nazwane później Inhay Kallagam, Iskrogóry na Ostatnim Zachodzie). Następny, zwany potem Ibad Khattir, wykuł krąg blasku, postrach ciemności (pogrążony przez Bogów na dnie otchłannego morza, został jednak wydobyty i oparty na blankach nieba, zwą go teraz dem zirak, tarczą słoneczną)...
Trzeci, zwani potem Samo-ślepymi, Gatu-shlohk, dali istnienie rzeczom wielkim i złowrogim - choć szkodliwe dla Obiecanych, wszystkie zostały przez Bogów zachowane. Jeden, zwany potem Renga-ran, zgromadził niemal całą substancję ostateczną, utoczył z niej kulę cudownej urody i umieścił ją w głębinie ziemi - wszystko przyciągający, fałszywy środek światów, Yhbega'on: niepokonana bariera na drodze do Prawdziwego, Tro Agrathak. Kolejny, zwany potem Azbad Irod-Igha, zszedł tam gdzie wszystko jest ciemne i odwrócone, odnalazł echa dawnych hymnów i poskuwał je - powstało zaprzeczenie ognia i światła, ślepota (shlokza) i rozpad (gerar). Inny, zwany potem Azatruduk, zbudował z martwych kamieni szlak z krainy śmiertelnych w przepaście fioletu - tak aby śpiący (sassardum) musieli doznawać męczarni śnienia (kishaz)...
Drudzy, zwani potem Bez-pełnymi, Ignanok, ograniczyli swoją moc i dali istnienie rzeczom wielkim, nie dość jednak doskonałym. Pierwszy, zwany potem Aza Nibad, wyrył i wydrążył znak swego imienia między sercem, Inan Agrathak, a powierzchnią świata - podziemne czarne ryty,  zabarwiane czerwienią przez pokolenia Obiecanych. Kolejny, zwany potem Nalthata, między światem i światem odwróconym zbudował mur szklany: mur co wytrzymuje napór oceanów, ale pęka pod ziarnkiem piasku...
« Ostatnia zmiana: Styczeń 21, 2009, 10:42:50 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Wiedza Kapłańska: opowieść o prapoczątkach
« Odpowiedź #1 dnia: Styczeń 20, 2009, 05:09:54 pm »
Większość z tego została stworzona poprzez działania numerologiczne; opozycja numerolog - kapłan?

Niebotwórcy: 29 = 2 + 9 =  11 (liczba podwójnego początku). Jedna grupa i jedno dzieło: 1 i 1. 11 - 11 = 0
Bezpełni: 2
Samoślepi: 3 = 2 i 1 = 21
Pochłonięci: 4 = 2 i 2 = 22

Z tego wynika, że Bogów chcących powołać prawdziwe istoty było: 0 + 2 + 21 + 22 = 45; dziewięciu nie podjęło tego wyzwania.
Pozornie nic oprócz bełkotu z tego nie płynie. Powstaje jednak pytanie czy jesteśmy zdolni stworzyć choćby logiczne podstawy wiedzy rozwijanej przez tysiąclecia przez istoty żyjące setki lat? Pytanie jest retoryczne; dlatego wydaje mi się, że najlepiej jest potraktować to jak zabawę z liczbami, pozwalającą otrzymywać najróżniejsze wyniki i na tej podstawie prowadzącą do osobliwych wniosków.
Inną sprawą, związaną już z realiami świata gry, a nie ich tworzeniem jest że tego rodzaju obliczenia, wiedza jest obłożona ograniczeniami Garandy. Nie ma czegoś takiego jak podręczniki numerologii (mam na myśli prawdziwe podręczniki), jest to nauka hermetyczna; jeśli pewne wyniki działań są znane szerzej to znaczy że, zgodnie z Filarem Doskonałości, nie sposób przeniknąć, poznać drogi jaka prowadziła do ich osiągnięcia.
« Ostatnia zmiana: Maj 26, 2009, 10:59:11 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Wiedza Kapłańska: opowieść o prapoczątkach
« Odpowiedź #2 dnia: Styczeń 21, 2009, 10:54:00 am »
Komentarz

Spisana tu rzecz jest jakby przekładem nauk Kapłańskich, cząstką świętej wiedzy przetłumaczoną z khuzdulu na wspólny. Wydawałoby się że rezultat będzie dość ułomny; przecież każde słowo khuzdulskie ma swoje głębokie, kształtowane znaczenie, za każdym stoi monstrualna Tradycja. Na szczęście "nie jest tak źle"; język wspólny powstał w znacznej mierze na bazie khuzdulu, a przez fakt swojej powszechności osiągnął Wagę co najmniej porównywalną. Nawet hierarchiści przyznają, że ta mowa ma moc - nie trzeba się więc bardzo przejmować drobnymi wypaczeniami treści. W niektórych miejscach zostawiłem khuzdulskie brzmienie pewnych słów - zbyt rozrosłych czy specyficznych by powinno się je tłumaczyć. Z imionami Eonów postąpiłem podobnie. (Tłumaczenia słów khuzdulskich są tutaj, a Boskich imion tutaj).
Powszechność. Uogólniając, we wszystkich jasnomagiach poza Królestwami ta wiedza jest nieznana. Szary człowiek z Maddox nigdy nie słyszał podobnych imion i prawdopodobnie nigdy nie usłyszy. Działają tu prawa Garandy - z tej perspektywy powyższe nauki są doskonałe w małym stopniu, w zbyt dużej mierze odsłonięte, przejrzyste; Filar ich Tajemnicy nie osiągnął pełnej wysokości (Drugi Krąg Wiedzy). Między innymi dlatego wśród Krasnoludów Królewskich, szlachetnych, to wszystko może być powszechne - znane każdemu kto osiągnął około pięćdziesiąt lat i wsławił się Dziełami określonej doskonałości (zapewne jeszcze nie Pierwszej Wartości). Wynika to również z fundamentalnych różnic w obcowaniu z Bogami. W większości jasnomagii nie-krasnoludzkich jest to raczej obcowanie z Hierarchią, Kapłanami, wykonywanie i branie udziału w obrzędach bez ich rozumienia. Krasnoludowie w Królestwach korzystają ze wsparcia i pomocy Kapłanów, ale oprócz tego sami dopełniają mnóstwa obowiązków kultu - na przykład potrafią składać modlitwy w pewnych, określanych przez siebie intencjach: rzecz gdzie indziej nie do pomyślenia. Rzecz jasna, jest wiele innych istot które znają te sprawy; archeologowie, mistrzowie wiedzy, Kapłani innych Hierarchii, niektórzy Heretycy - są to jednak jednostki, nie społeczeństwa.
Właściwie jedynym fragmentem znanym tylko Kapłanom, jest bardzo krótki, pierwszy akapit.
Sama wiedza, nawet mądrość, to za mało by osiągnąć Mocarstwo Kapłaństwa. Potrzeba lat ascezy, doskonalenia i hartowania ducha, trzeba poznać i przeżyć doświadczenia Bożej Miłości, Bożego Gniewu, Nicości i Zamieci. Do tych przerażających prób krasnoludzkich akolitów przygotowują nauki nazywane "łamaniem świata". Wiele istot żyje w określonych Tradycjach, na utartych drogach; najmniejsza zmiana wywołuje osłabienie i strach - ale kontakt z Eonniczną potęgą może całkowicie zniweczyć wszelkie władze umysłu, zdruzgotać istotę. Dlatego mentor przygotowuje ucznia zadając jego duchowi kolejne, coraz mocniejsze ciosy; nie bez powodu nauczyciela porównuje się do kowala, a kanon nauk - do kowadła. Wiele tradycji łamania wynika z magii logicznej: Kapłan stopniowo, działając w zdyscyplinowany sposób, przedstawia akolicie pewne twierdzenie, wbija je w niego - a następnie, używając tych samych zasad, udowadnia, że są one nieprawdziwe.
Przykładem jest stwierdzenie, że krasnoludowie przestali istnieć tysiąclecia temu - w tym wypadku niewiarę w jego prawdziwość buduje w uczniu całe jego dotychczasowe życie. Ze względu na siłę przekonania rozbijanego w tym wypadku, jest to jedno z ostatnich uderzeń. Rozpoczyna je mieszanina dziwacznych, odrażających widzeń degradacji i upadku oraz szczególnej dialektyki, odwołującej się do przeszłości rasy (patrz koniecznie: khuzdul i wspólny: słowa "krasnoludy" i "karły"). Kapłan wychodzi od faktu, że chociaż w języku wspólnym przodkowie krasnoludów są nazywani karłami - to w khuzdulu jest to wciąż jedno i to samo słowo. Nie sposób zaprzeczyć, że między karłami a krasnoludami leży morze odmienności - ale z drugiej strony, jeśli jedna rzecz zmienia się w inną, zazwyczaj dostaje nowe imię. Czy krasnoludom brak samoświadomości? Przecież to nie był wielowiekowy proces, który mógł zbrukać czystość oceny: wszystko legło w gruzach i zestaliło się w nowy fundament w czasie krótszym niż jeden dzień... Następnie adept doświadcza wizji, nieraz porażających realizmem - mroczne życie karłów w Domu, objawienie Wysłannika, pielgrzymka przez Kontynenty, pierwsze wieki Wojny. Rzeczywistość jest ostrzejsza od najlepiej hartowanych kling logiki; ciosów czerwonego miecza Prawdy nie sposób sparować. W tym sensie krasnoludowie RZECZYWIŚCIE już nie istnieją... Ostateczne pytanie brzmi jak głęboko można zranić przyszłego Kapłana, jaka miara okrucieństwa go zniszczy. Najwytrzymalsi w swoich wizjach żyli i działali w przeszłości w sposób rzeczywisty; archeologia, Chronologia dają dowody tej dwoistości, chociaż większość śmiertelnych umysłów nie może ich przyjąć i ogarnąć.

Ważną sprawą jest umieszczenie całokształtu owej wiedzy w tym, co na razie wiemy o Krasnoludach. "Wulgarni" są w tym ujęciu traktowani jak każda inna rasa nie-krasnoludzka, brak im oświecenia, mądrości i godności. Żyją tylko jednym życiem i poświęcają je bezsensowi, gromadzą skrwawione złoto, fałszywą władzę i sławę; nic po nich zostaje. Natomiast egzystencja każdego krasnoluda szlachetnego rozciąga się między trzema wspaniałymi wizjami. Połączenie z największą świętością, skończoną doskonałością Agrathaku; wieczne życie w Królestwach i pragnienie perfekcji własnych dzieł; prawdziwa nieśmiertelność w Boskim Raju. Pierwszy cel okazał się w toku dziejów dla Krasnoludów - w skali plemion - nieosiągalny. Z drugiej strony, starożytna tradycja oporu wobec Woli swych Bogów sprawia, że większość krasnoludów szlachetnych jest skupiona w Królestwach. Plemiona, ewentualnie klany, które wybrały prawdziwą ziemię oraz mgliste marzenie Pielgrzymki, spełniają minimum rytuałów, korzystają ze swych Darów, reinkarnują się w szeregu kolejnych wcieleń oraz rozwijają poprzez Garandę wiedzę Tajników. Krasnoludy pragnące Raju, żyją w jednym wielkim obrzędzie; ich Dary przypominają utwierdzone modlitwy - to już bardziej Mocarstwo niż magia - i w końcu, często z wielką niechęcią, opuszczają prawdziwą ziemię już na zawsze by wrócić do swego Domu i Miłości Bogów. Ze względu na zakazy religijne, ich stopień poznania Tajników jest nieznaczny.
Ten akapit napisałem jako punkt wyjścia dla ustalenia które Kapłaństwo mogłoby zawierać nauki powyższego rodzaju. "Podziemne" buntowników czy to prawowierne - "Nadniebne"? Mam jednak wrażenie, że i jedno i drugie; krasnoludowie są pragmatyczni aż do przesady, przekonani o istnieniu jednej prawdy. "Opowieść..." traktuje o motywach działania Bogów bez osłonek; według krasnoludów są to istoty w sposób absolutny wyrachowane. Dlatego, jeśli śmiertelnik chce coś osiągnąć, ugrać w relacji z nimi, musi podejść do niej podobnie. Nawet osiąganie Raju nie powinno zaćmiewać rozsądku mgłą bezwarunkowego uwielbienia; trzeba być czujnym i wytrwałym, sięgać po moc która pozwoli zostawić po sobie Dzieła niezapomnianej wartości - jedyne świadectwo, że Heretyk żył kiedykolwiek na tym pięknym świecie. Podobnie jest z faktem niewytłumaczalnej ciągłości-nieciągłości krasnoludów-karłów (i większością metod łamania świata) - są wspólne, albo przynajmniej bardzo zbliżone w obu Hierologiach.
« Ostatnia zmiana: Maj 26, 2009, 10:58:05 am wysłana przez Bollomaster »