Jest to tekst, który powinniśmy cenić jak najwyżej. Zawiera bowiem wiele autentycznych i znaczących treści - być może najwięcej z całego, tak zwanego "Legendarnego" zbioru.
"Koniec legendy" jest opowieścią o szaleństwie i monstrualnym błędzie. Archaiczne, trudnoczytelne wprowadzenie informuje nas o elementarnym węźle dramatycznym: Victor, tanelficki cesarz, zniewolony przez Błękitnych Czarnoksiężników w mieście Aratha doznaje wizji Ślepca który niweczy wszystkie rasy pierworodne. Ten bolesny fakt budzi w nim resztki energii, które okazują się być wystarczające do przeprowadzenia uwieńczonej powodzeniem ucieczki. Wiele błękitowych okresów później Victor wraca na prawdziwą ziemię; w 640 roku detronizuje swego syna, ponownie uzurpując władzę nad całą rasą
1). Nie trzeba wielkiego umysłu, by już na tym etapie dostrzec rażące niekonsekwencje, przemilczenia oraz zakłamania. Pytaniem jakie się nasuwa jest to o pochodzenie owej wizji. Tekst nie służy nam tutaj żadną pomocą; widzenie ma po prostu miejsce, zachodzi zgoła spontanicznie. Aby lepiej zrozumieć sytuację, przedstawmy jej kontekst.
W 287 roku wojska tanelfickie rozbiły znaczne siły Czarnoksiężników w "bitwie na słonych bagnach". Victor, pomimo straszliwych strat nie zwlekał i dla zdobycia władzy nad tą częścią Kontynentu zdecydował się stoczyć rozstrzygającą bitwę niemal natychmiast. Na czele elitarnego oddziału udał się prosto na Stih-Kiar, serce Mocarstwa i siedzibę najpotężniejszych śmiertelników owego czasu
2). Czarnoksiężnicy byli osłabieni, lecz to nie przed pierworodnymi pisane było im ulec; sprowokowani do użycia środków ostatecznych, stworzyli czy raczej "powołali" Drakolicza zwanego "Ślepcem"
3). To wydarzenie, desperacka bitwa tanelfów na zębatej przełęczy, paniczna ucieczka Victora w Błękit oraz zerwanie pęt Drakolicza przez Smoki są faktami powszechnie znanymi, które stały się kanwą wielu opowieści. Niewielu jednak podejmuje trud przedarcia się przez nibybaśnową, pseudoepicką osnowę - wysiłek dostrzeżenia Prawdy.
Atak Drakolicza wygnał Victora w Błękit. Oszalały ze strachu, wycieńczony po bitwie tułał się bezradnie po zmiennych horyzontach. Musiał być w bardzo ciężkim stanie jeśli, mimo talentów pierworodnego nie znalazł drogi do czerwieni. W końcu został schwytany przez Arathan; wprowadzenie do "Końca..." dość jasno wskazuje, iż był istotą złamaną, przytłoczoną klęską i przerażeniem. Nie wiemy, na czym dokładnie polegała niewola Victora, ale domyślamy się że w pewnym momencie doświadczył czegoś, co przebudziło w nim resztki sił. Nie posiadamy bezpośrednich dowodów, lecz sądzimy iż mogło to mieć związek z Drakoliczem - niewykluczone, że Błękitni Czarnoksiężnicy torturowali swego jeńca Cieniem umarłego Smoka (tłumaczyłoby to wyjątkową lapidarność tzw "legendarnych" przekazów w tej kwestii. Dodatkową poszlaką jest intrygująca wzmianka o tym, że Victora pozbawiono oczu - analogia ze ślepym Drakoliczem). Powtórna konfrontacja odniosła jednak efekt zgoła nieprzewidywalny - zamiast pognębić wroga, napełniła go desperacką, dostateczną do ucieczki energią. To jednak nie wszystko.
Następstwem arathańskiej niewoli był obłęd który nie opuścił Victora do końca życia. Już wcześniej zaślepiony samouwielbieniem i pychą "odkrył" teraz, iż Drakolicz pragnie zabić nie tylko jego, ale wszystkie bez mała pierworodne rasy. Zjawisko dość zrozumiałe, szok i przerażenie płynące ze spotkania (trudno nazywać to "walką") z tak potężną istotą zmąciły do reszty rozsądek cesarza tanelfów. Chociaż owo szaleństwo pomogło mu w ucieczce, w dłuższej perspektywie przyczyniło niezliczonych szkód jego poddanym, a być może wszystkim pierworodnym.
Logicznym następstwem tego obłędu są "słynne" wyprawy Victora przeciw Smokom. Tam jednak gdzie poeci i bardowie widzą i opisują epickie bitwy, my dostrzegamy jedynie męczarnie pokieryszowanego umysłu usiłującego bezskutecznie wyzwolić się z koszmarów przeszłości. Szczegółowe studium tych wypraw stanowi odrębny, dość słabo niestety opracowany temat. Warto jednak zaznaczyć, iż wszystkie miały katastrofalne następstwa: gigantyczne klęski żywiołowe, destabilizacja energii na ligowych obszarach, tysiące zaprzepaszczonych żyć które miały nieszczęście znaleźć się w wirach wysokohajonowych bitew. Zanim przejdziemy dalej, zbijemy (zaznaczymy mylność) teorii o obronnej funkcji victorowych wypraw, podnoszoną szczególnie w kontekście Smoka zwanego Władcą Ognia. Tak jest, ten Eon był realną zagładą dla wielu krain, ale to Victor (jego psy oraz giermkowie) sprowokowali Władcę do zaatakowania gór Norgramu. Tam, na wysokiej przełęczy, Victor stawił mu czoła (ewidentna, jedna z wielu, próba "odczynienia" przeszłości) - znowu jednak musiał ratować się ucieczką. Dopiero pod Latarnią Goutang zdołał wywalczyć krwawo okupiony remis; możemy się domyślać iż cesarza nie obszedł los leżącej na drodze Smoka, doszczętnie spalonej Lorvaudii, królestwa śmiertelników...
Inny, drobny w porównaniu lecz znamienny element to znana i nierozumiana niechęć Victora do Tradyrów. Natychmiast po swoim powrocie niemal rozpętał z nimi wojnę, a później wielokrotnie - pomimo wstawiennictwa swojej żony (którą darzył ohydnym lecz silnym uczuciem) - odrzucał tradyrskie oferty pomocy i wsparcia (szczęśliwie dla tego kraju). Tradyr i jego odwieczny związek ze Smokami - gorąco prosimy czytelników by resztę wniosków wysnuli samodzielnie.
Ukoronowaniem obłędu jest wydarzenie o którym traktuje "Koniec..." - śmiertelny dla cesarza pojedynek z Drakoliczem. Dawny koszmar okazał się zbyt mocny, nawet dla starszego o tysiąc lat Victora. Jednak nie tylko on zginął. "Koniec..." jednoznacznie opisuje śmierć setek istot (kilkadziesiąt jest wymienionych z imienia) towarzyszących cesarzowi w ostatniej drodze, osłaniających go w miarę sił i z wielkim oddaniem przed mocą nieprzyjaciela. Tanelfowie stracili wtedy najlepszych ze swej rasy; inni wodzowie pierworodnych okazali się znacznie rozsądniejsi - rozumiejąc istotę szaleństwa Victora, odmówili mu wsparcie skazanej oraz niepotrzebnej ekspedycji.
"Niepotrzebnej" ponieważ celem Drakolicza nie było nigdy unicestwienie pierworodnych. Jest to kolosalny mit, pomyłka historii rozpowszechniana przez poetów i bardów na całym Kontynencie. Niewielu zadaje sobie pytanie o DOWODY. Jakie - konkretnie! - działania podjął Drakolicz by zaszkodzić pierworodnym? Odpowiedź, jeśli zdjąć z przekazów i historii ich literacką warstwę, jest jedna - ŻADNYCH! Więcej nawet, z działań Drakolicza wynika ewidentny fakt iż pierworodni byli i są mu OBOJĘTNI. Zaczynając od samych początków. Kiedy Smoki zdjęły z Drakolicza władzę Czarnoksiężników, ten natychmiast przerwał masakrę tanelfów i opuścił Kontynent. Gdyby oblewał poddanych Victrora swoim białym ogniem dwie godziny dłużej, jest wielce prawdopodobne iż obecnie tanelfowie znajdowaliby się razem z mazami, ezuranami, rafatami i hormem w grupie kilkudziesięciu ras NIEISTNIEJĄCYCH 4]. Wiadomo również, że Drakolicz lecąc dalej na północ nie zabił nawet jednego horrora na bezkresie. Następnie
Pusto! Przez ponad tysiąc lat Drakolicz jeśli zabijał pierworodnych, mordował ich tak samo jak śmiertelników albo żywioły, powodowany bestialskim szałem niszczenia, za którym nie stał i nie stoi żaden zamysł. Błękitne pola, ta "słynna" bitwa była w rzeczywistości groteskową wypadkową obłędu Victora, bezmyślnej destrukcji Drakolicza oraz ślepego trafu - na który jak wiadomo pierworodni są szczególnie podatni. Innymi słowy, Drakolicz mógł pojawić się GDZIEKOLWIEK, przypadek zadecydował iż tym razem była to równina w kraju tanelfów. Ten problem można doskonale zrozumieć na płaszczyźnie czysto logicznej, stosując doskonałą "Tarczą Durina"; ów konstrukt myślowy znakomicie tłumaczy fakt... ciągłego istnienia Istnienia
4). Analogia między bestią a Drakoliczem jest oczywista. Gdyby Drakolicz uderzał w to, co nie tylko dla pierworodnych ale również śmiertelników najcenniejsze, niewiele - trzeba to przyznać - państw ostałoby się do tej pory. Z Jasnomagicznego punktu widzenia działania Drakolicza możemy i powinniśmy charakteryzować jako "zamieciowe", czyli chaotyczne i absolutnie przypadkowe.
Wrogość Drakolicza wobec pierworodnych jest więc mitem - mitem na którym nie należy budować jakichkolwiek założeń czy planów. Faktem, brzemiennym w następstwa, jest jednak paranoia, rodzaj manii na temat Drakolicza dzielony przez wielu pierworodnych, szczególnie tanelfów.
"Urhenen a istnienie pierworodnych":
wyjątek z rozprawy Koniec legendy. Rozbiór wstępny,
dn Naria Askenali, 1001 rok III Ery
1) Autor jest zwolennikiem tezy przedstawionej w pracy Blaziusa Adronikessa Wróg nadejdzie z zachodu: pierwsze wieki obecności tanelfów na Kontynencie (Andurion 387 IIE, wyd 4.) - Victor z zimną krwią zaplanował śmierć swego ojca Vidaroca w 149 roku. W kluczowym epizodzie bitwy toczonej z Mocarstwem Czarnoksiężników, jako dowódca centrum wstrzymał wsparcie lewego skrzydła na którym walczył Vidaroc. Był to wyrok śmierci, motywowany poczwarną żądzą oraz odwiecznym pragnieniem władzy. Ten akapit z konieczności stanowi tylko zarys poruszanej kwestii; wnikliwym czytelnikom gorąco poleca się lekturę dzieła mistrza Adronikessa - szczególnie studium mentalności tanelfów, którzy wiedzieli przecież iż mają do czynienia z ojcobójstwem.
2) Znamienne, że postępując w ten sposób pozostawił bez jakiejkolwiek osłony wszystkich rannych i zbyt słabych by mu towarzyszyć tanelfów. Ten, między innymi, wątek został poruszony w kontrowersyjnej, choć niepozbawionej słuszności pracy Walki Tronak Dlaczego powinniśmy żałować śmierci Victora? (znanej również - w wydaniu poprawionym - jako Śmierć Victora - fakt godny ubolewania? [1])
3) W tym temacie autor posiłkował się wymagającym lecz pełnym wiedzy dziełem Tarsiaz Biała Herrengora Ekskanonika oraz Luvatara Errquila (Andurion 2893 IIE); jeden z nielicznych istniejących egzemplarzy znajduje się w anduriońskiej Archidwolcie [2]. Za jego udostępnienie autor składa najgorętsze dzięki czcigodnemu Bp Joneuzowi Batanicie oraz całemu Dogmatowi [3].
4) "Jeśli w zamkniętym (ograniczonym Gwiazdami) uniwersum mieści się nieskończony potencjał annihilacji, a uniwersum owo wciąż istnieje to: 1) nie możemy stwierdzić kiedy zostanie zniszczone; 2) nie możemy stwierdzić że zostanie zniszczone w ogóle; 3) potencjał annihilacji manifestuje się w sposób abstrakcyjny - czyli nie uznający czerwonego, jasnomagicznego systemu wartości. Przykładowo może skupić się zarówno na królestwie, jednej istocie, jak i kropli deszczu."
[Tarcza Durina (której sformułowanie przypisuje się legendarnemu twórcy Jasnomagii) odnosi się do bezmiaru niszczycielskiego szaleństwa Bestii i została pomyślana jako "ochrona nadziei, zdrowego rozsądku"]1] "Wydanie poprawione" - efekt prac Urzędu Obyczajności, czyli erdańskiej cenzury. "Walka" to wciąż popularne w Imperium imię żeńskie.
2] Zabawny przykład bezmierności świata; Archidwolta, tradycyjna nazwa najwspanialszych bibliotek, pochodzi z języka... Ezurian (ezuran). "DWOLT" to Słowo oznaczające "oprawę Słowa", ramę w której treść mogła trwać wiecznie i nienaruszenie. Wszystkie dwolty zostały jednak zniszczone przez Synów jeszcze przed Pierwszą Erą; z całej tradycji Ezurath zostały tylko okruchy Kariosfer roztarzśnięte po dziesiątkach języków.
3] Śmiertelnicy raczej nie mają oporów przed wymawianiem imienia Drakolicza, ale jego PISANIE to sprawa inna; wielu wierzy że składanie liter w słowo Urhenen sprowadza zły traf, czy wręcz - może fizycznie zabijać (jeden z Jasnomagicznych mitów - niekoniecznie fałszywy).
4] Typowy, bardzo nawet łagodny przykład erdańskiej tradycji zniekształcania wszelkiej wiedzy o wymarłych rasach pierworodnych - od powykręcanych imion po najabsurdalniejsze pomysły. Ten zwyczaj jest tak potężny, że Erdańczycy sami już nie wiedzą jakie rzeczy wymyślili, a które należą do czerwieni.