Autor Wątek: Koncepcje: Legenda okiem L'orror i inne  (Przeczytany 327 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Koncepcje: Legenda okiem L'orror i inne
« dnia: Październik 25, 2008, 04:11:53 pm »
Wyszli z Ziemi-po-Wodzie. Było ich czterech, czterech Narshar. Kirunari, Todra, Deg'lok. Daran. Wędrowali długo i daleko. „Stali się silni, pragnęli stać się jeszcze silniejsi”. Razu pewnego wspięli się do Sadhisaji, miasta-poza-horyzontem z którego przechodzi się w dowolne miejsce w Istnieniu. Spotkali tam śmiertelniczkę, Eriali, która zdołała ujarzmić Darana. Reszta taremu, towarzyszy Darana, rozeszła się po Sadhisaji szukając siły zdolnej go wyzwolić. Oni bowiem byli za -- słabi. Kirunari odkryła w końcu ratunek. Był nim Sadh, monstrum rządzące miastem. Nie miał oczu ani ciała, istniał tylko jako głos – mknący z szybkością światła, a więc nieuchwytny. Jednak Kirunari poświęciła dekady dla wyostrzenia swego wzroku. Jako jedna z pierwszych sprzęgła go z kar, świadomą wolą.

Moje założenie dla tej części Legendy: chciałbym żeby te fragmenty dla ver'kar stanowiły coś jakby kanon, przykład doskonałego zastosowania mocy, skuteczności i siły działania - mają opisywać drogę rozwoju i "kombosy" legendarnych l'orror, które nawet obecnie budzą podziw, są naśladowane, kopiowane, modyfikowane. Nadal dyskutowane, rozwijane - myślę też, że dla ver'kar czasy legendy były wyjątkowo bogate w czerń (korzystny handel z innymi pierworodnymi) - l'orror tamtych czasów byc może rzeczywiście przewyższały żyjące obecnie...
« Ostatnia zmiana: Styczeń 14, 2010, 01:58:38 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
<Posłanie Savilli>
« Odpowiedź #1 dnia: Listopad 12, 2008, 11:48:09 pm »
Ruszyłem na wschód i przed Końcem Świata odnalazłem zgliszcza Azotu. Spędziłem tam długie dni i doprawdy nauczyłem się wiele. Dzień Oblężenia zdawał się rozciągać w lata całe, ale późniejsze wieki minęły jak tchnienie wiatru. Gdy jednak zszedłem z tęczy i odzyskałem zmysły cóż ujrzałem? Ścianę ciemnego deszczu na południe od rzeki Azot i czarne niebo nad tą częścią Pustkowi. Ziemia zdała mi się odmieniona. Posłałem pytanie, posłałem je z kroplą deszczu i Słońce wyjrzało zza chmur, a Promienie Udaru zagrały mi imię tej krainy. Brzmi ono, mój panie "Jadeitowe Imperium". Powiedziały mi też imię jego władczyni: Córka Sidardu.

cdn
« Ostatnia zmiana: Styczeń 14, 2010, 01:56:06 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
"Jedyny człowiek, który odszedł bez żalu"
« Odpowiedź #2 dnia: Styczeń 05, 2009, 08:32:15 pm »
Zaćmienie, Seirindala, znana też jako Oko i Rzęsy Kerumy, Trzecia Mirdamaya i pod wieloma, wieloma innymi imionami - ale wśród śmiertelników przede wszystkim jako Arheïs.

Jedyny człowiek, który odszedł bez żalu
Pewnego razu Królowa była pogrążona w smutku, Królowa była pogrążona w bólu. Cierpienie Królowej pochylało głowy wszystkich ludzi w całym kraju. Czym Królowa mogła sobie zasłużyć na takie męczarnie? Czy Królowa w ogóle mogła na coś takiego zasłużyć? Nikt nie potrafił na to odpowiedzieć. Wiedzieliśmy tylko, że ktoś wydarł Królowej jej Królewejskie oko, wydarł Królowej oko zza zębów Jej jadeitowej korony. Nie umieliśmy zrozumieć. Gdzie były Koty Królowej? Gdzie Królewejskie Wrota, gdzie Królewejska Gwiazda? Gdybyż tylko udało się Królewejskie oko odzyskać... Ale człowiek który ukradł Królewejskie oko przepadł w najwyższych wieżach Królewejskiej stolicy; sądziliśmy że stamtąd przeskoczył na niebo. Jak odszukać go w takim bezmiarze? Towarzysze człowieka podobnie, znikli bez śladu w Królewejskiej stolicy.
Był sobie pewien Królewejski człowiek, imieniem Arhe, Królewejski dzwonnik. Jego dzwon był kamienny - bardzo stary i spękany, ale brzmiał wciąż dobrze. Brzmiał wraz ze stoma setkami reszty dzwonów Królewejskiej stolicy. Każdego dnia i co trzecią noc. Ten właśnie Królewejski Arhe umyślił sobie, że pójdzie za granicę i odnajdzie oko Królowej. Poszedł do zamku, ale Wrota Królewejskie nie chciały się mu otworzyć. Była to ciężka droga w jedną stronę i jeszcze cięższa w drugą. Królewejski Arhe zmęczył się srodze noszeniem dzwonu tam i z powrotem. Poczuł się zniechęcony. Jednak życie w chmurach sprzyja zapomnieniu i królewejski Arhe postanowił spróbować raz jeszcze. Cóż mogło go spotkać? Oczywiście to samo. Tym razem jednak położył dzwon, Królewejski dzwon na ziemi i dzwon milczał. Królewejskie Wrota poruszyły się zdziwione, lecz nic więcej. Arhe w ogóle przestał myśleć, po prostu usiadł na dzwonie i czekał co będzie dalej. Zewsząd otaczała go muzyka Królewejskich dzwonów i pierwszy raz Arhe jej nie współtworzył. W dźwięku Królewejskich dzwonów posłyszał nagle dźwięk dudniący, dudnienie rosnące, dudnienie zza Wrót.
« Ostatnia zmiana: Styczeń 14, 2010, 01:53:49 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Not Memdaime: "Noimemra"
« Odpowiedź #3 dnia: Sierpień 29, 2009, 12:38:10 am »
"Noimemra", z języka Vidów "Moja Opowieść". Bardzo krótka i dość zagadkowa historia pościgu jaki przez jawę i marę za Kulluhem Piktem podjęła sama Tezu'na'gar (głowa ver'karskiego rodu Rann). Kulluh był Vymorgynem i znał drogę na Lament, mystyczną górę na szczycie której (według Piktów) osadzona jest niszcząca moc Klątwy, jej trzecia postać (1). W bardzo nieprzyjemnych okolicznościach trafił do Pentamachii (2) i konsekwentnie odmawiał podzielenia się swoimi tajemnicami. W końcu postanowił uciec, ale kiedy tylko opuścił święte granice Przymierza Tezu'na'gar "podniosła się z martwego morza" i ruszyła za nim - dla wiedzy i, być może, zemsty. Przebiegła jego śladem dziewiętnaście miejsc wśród których mogły być Horyzonty Błękitu aby wreszcie dokonać niemożliwego. Jak się wydaje naprawdę osiągnęła Lament, jednak forma literacka jest tak dziwna, że trudno stwierdzić co się tam stało.
Utwór został spisany przez Vida imieniem Not Memdaime ("Opowieścio-żerca"). Przydomek mówi niemal wszystko. Ten wizjonerski Kolekcjoner, doskonale rozumiejący że przyszło mu żyć w Legendarnej epoce, postanowił już zawczasu zebrać jak najwięcej historii. Perłą jego zbiorów była nosząca zachłanny tytuł "Noimemra", jedyny istniejący zapis słów wypowiedzianych przez Tezu'na'gar. W trudny do wyjaśnienia sposób Not nie tyle ją śledził co "odbył podróż na jej ramieniu" (!?), przy czym jedynym co zdołały objąć jego zmysły był głos Pierworodnej.
Całość to monolog Tezu'na'gar podzielony na dwadzieścia jeden akapitów. Pierwszy stanowi ogólne wprowadzenie, dziewiętnaście kolejnych wygląda mniej więcej tak:

"Oto stoję na sczerniałej ziemi, nie ma tu innej barwy prócz zapachu dawnego pożaru... Horyzont jest pusty i nie słyszę gór. Niech podniesie się wiatr, niech się zbliży, odpowie na moje pytanie: był tu Pikt, w którą ze stron poszedł? Wiatr milczy. Oto widzę jak uderza w ziemię, raz za razem, w jedno miejsce z którego jego [Culluha] ręka wyrwała okruch bazaltu, bazaltowy cierń. Ziemia wzdycha po raz ostatni przed przebudzeniem, przeciąga się by odegnać resztki snu i powstaje, wzburza się przeciw mnie, w jego obronie. Oto mówię jej: strzeż się Siło, bo zostaniesz Złamana, strzeż się Tajemnico - zostaniesz Odkryta, strzeż się Krwio - zabiję cię. Ziemia ulega i wskazuje mi drogę, Pikcie dobieraj sobie mocniejszych sprzymierzeńców. Póki możesz... (3)

I ostatni, nad wyraz zdawkowy:

"Oto jestem"



(1) http://soap.kasiotfur.com/index.php?topic=520.msg3192#msg3192 (ostatni akapit kursywą).
(2) Posłowie Przymierza spotkali Kulluha ściganego przez kilku pragnących go uśmiercić Piktów. Czy to oszukani, czy zbyt porywczy wdali się w tą walkę i - zabijając tamtych - uratowali Kulluha. (Warto dodać, że w prawach Przymierza Pierworodny który zabił/ usiłował zabić innego był uważany za największego zbrodniarza).
(3) Sztandarowy przykład mocy Legendy! W czasach Nota "Noimemra" była absolutną zagadką, teraz każdy badim potrafi wyjaśnić ją niemal w całości. Słowo "oto" jest wezwaniem, inwokacją świato-tkającej intencji, w ten sposób badim zaczynają zaklinanie Błękitu w upragnione kształty. "Strzeż się Siło... strzeż się Tajemnico" to jeden z mocniejszych zewów badimskich, wielofunkcyjne zaklęcie oparte na Mocy Dwóch z Dwunastu Snów; odpowiednio Keresha i Carnacka. "Strzeż się Krwio..." - tego akurat nie udało się wyjaśnić. Trudno jest weryfikować treść fragment po fragmencie. Przykładowo, dawniej uważano liczne "oto" za wstawki Nota - teraz wiemy że są autentyczne. Z drugiej strony, końcowa groźba brzmi naprawdę dramatycznie i zdaje się jakby sztuczna.
« Ostatnia zmiana: Styczeń 11, 2010, 08:29:30 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Polowanie na Srokatnika
« Odpowiedź #4 dnia: Luty 18, 2010, 09:49:24 pm »
Klan Tuire Araire, pierwsze łowczynie, najlepsi lasów przebiegacze;
Klan Ri Sealhy, czerwonoręcy, niechybnych oszczepów miotacze;
Klan Carurac, Vymorgin niszczyciele co Lamentu wyją głosami;
Dhuerdan Czarny otoczony Kręgami, Victor ze swymi Sforami;
cdn




Ilu jeszcze pamięta jak kreśliliśmy, pełni zapału, woli walki palcami po mapach, zebrani z połowy świata, przyjaciele, współbojownicy - granice Pentamachii? Te pięć prostych linii, Gwiezdna esencja wskrzeszona na Prawdziwej Czerwieni, tysiące kilometrów, setki lig kwadratowych przestrzeni, morza i równiny, ziemie spustoszone i odżywające, wnętrze Twierdzy szykowanej do Wojny. Nic nas wtedy nie mogło powstrzymać; sądziliśmy że doskonale wiemy ile plugastwa trzeba będzie wykorzenić, ile bitew stoczyć nim Ziemia Przymierza zostanie oczyszczona. Z Azotu zostawiliśmy tylko Słowo, Drzewo ścięliśmy - zaranne zwycięstwa - kolejne cele jasno zakreślone, droga do nich prosta i jasna. Teraz jest, był czas czynów, działania, palącej Esencji!
I czyniliśmy, działaliśmy, często bez wiedzy, z większym zapałem niż roztropnością. Oto jak, na trzysta ponad lat przed Rokiem Nevrira, napotkaliśmy i zwalczyliśmy pierwszą z Biesiad.
Blisko południowo zachodniej granicy Tanelwich Dominiów leżał kraj osobliwy, wręcz - nawet jak na Legendarny czas cudów - niezwykły. Na zachodzie zamknięty monstrualnymi Fortecami stygijskimi, na południu: ni to martwym, ni to żywym morzem, ze wschodnią granicą niknącą, rozmytą wśród Ziem Jałowych. Niewielkie terytorium, teraz zwane Aldorem, my Pierworodni uważaliśmy za część pustkowi co wówczas sięgały aż po obecną Kelaneę... Błąd w którym nie trwaliśmy długo - pierwsi wędrowcy i poszukiwacze, rozesłani po dziewiczej Pentamachii szybko donieśli, że żyją tam szczepy gyor, czyli śmiertelników, wcale rozwinięte, a utrzymujące się na uśmierconej ziemi jakimiś nierozpoznanymi magiami. Rzecz, w porównaniu z innymi, wyglądała na drugorzędną; w Ader stwierdzono że ludźmi musi opiekować się jakiś bożek albo eion cudu z jednego z rozbitych Chórów - coś w tym rodzaju, nic groźnego. Jednak Enu'na'endar, Karenver z Horyzontu (czyli sztabu generalnego pentamakijskich Strategów Zamieciowych) przeczuwała, śniła coś złowrogiego, jakiś cień, wrażenie piętna Sidardu w gyor na południu. Przez kilka dekad, pełna podejrzeń milczała - milczała, gdyż nie mogła wiedzieć tego, co wydobyto na jaw tysiąclecia później. Pierworodnych co przeszli po tamtej ziemi zabiły nie trudy zmagań i nie przepadli na bezmiarach odległych Kontynentów, przynajmniej nie wszyscy - większość to były pierwsze ofiary Srokatnicy.
Tymczasem czujnej Karenver trafiła się świetna okazja zdobycia szerszej wiedzy. W radosnym, 852 roku do Pięcioramiennego Ader zjechało kilkanaście Piktyjskich klanów, setki Pierworodnych z odnalezionej gdzieś za Górami Najdalszego Wschodu rasy, pełni Wojennego zapału. Enuendar kilkoma zręcznymi pociągnięciami sprawiła że Jasne Twarze, dość liczny szczep Piktów niegdyś żyjący wśród śmiertelników, ponownie osiadł na gyorskiej ziemi, w Czarnym Kraju (zwanym tak dla swej żyzności). Oba ludy porozumiały się dość szybko, w wielu aspektach podobnie prymitywne, równie zapatrzone w dzikie siły istnienia. Poza tym Jasne Twarze przyniosły wiedzę o szerokim świecie, o cudach zza horyzontu, wspaniałości tak przecież bliskiego Cesarstwa, grozie Sidardu; śmiertelnicy co dotąd wierzyli że "tam dalej to jeno pustka po wojnie Niszczycieli", żyjący w coraz większej liczbie, bardzo potrzebowali tego powiewu świeżości. Enuendar natomiast bardzo szybko poznała źródło powodzenia krainy: tak na zabitej ziemi odciskała się urodzajna siła Czarnoboga, eiona chciwego hołdów, a szczególnie ofiar, mnóstwa ofiar zwanych tu "żerami". Kryło się tutaj coś ciemnego, gorszego niż otwieranie każdego miesiąca żerem z człowieka - ale kult Czaroboga skrywała głęboka tajemnica i Piktyjscy wywiadowcy donosili że potrzebują więcej czasu by ją przeniknąć.
Nie otrzymali go. Piktowie od zawsze lubili niezależność, niecierpliwie strząsali krępujące więzi - i dlatego nikogo, nawet Enuendar, nie zaniepokoiło przedłużające się milczenie Pierworodnych z Czarnego Kraju. Wieści przyszły z najmniej oczekiwanej strony. Czym innym jest wiedzieć, wiedzieć ale bardziej sobie wyobrażać - że na północy zwalczono złą ziemię, że kwitnie tam życie, rozwijają się zamysły obejmujące cały świat. Kiedy, ku przerażeniu śmiertelników, wszystkich przybyszów zmogło coś, rzecz gorsza od jakiejkolwiek choroby, klątwa być może - jednak niemożliwa do odczynienia - tylko dwoje gyor znalazło dość wiary aby ruszyć na poszukiwanie wspaniałych, mocarnych sprzymierzeńców Malowanych Twarzy. Klątwa? Czy nie wspominali o klątwie, o "przekleństwie Sidardu"? Cóż innego mogło tak... odmienić tych nadludzi? Zostawić wątpliwości, jak najszybciej wędrować na północ, z nadzieją że - zdążą. W ten sposób, po dwóch tygodniach jakie pożarła ciężka droga, Tanelwowie usłyszeli od Skata i Mitheri że Piktów w Czarnym Kraju niszczy Klątwa Synów.
Pierwszy poryw - wysłanie ratunkowej kohorty - został wstrzymany przez Enuendar. To była prawdziwie heroiczna decyzja, słowa które rzuciły cień towarzyszący jej przez resztę życia. Strateg Zamieciowa słusznie przeczuła że zaraza bierze się ze skażonej ziemi; uratowała nieoszacowaną liczbę istnień ale jednocześnie nasunęła wielu wniosek - piktyjski szczep posłałaś na zatracenie, w ramach wyrachowanej próby. Po Piktów poszli, a raczej polecieli Tradyrowie, w smoczych postaciach szybsi od wiatru (dodajmy też, że był wśród nich Aiker z Udaru, ojciec Amrawota Szeresta). Niedługo później do Czarnego Kraju weszli, w starannych przebraniach, Mahsen Vormian - Pikt, Skorpion z Tanelwów oraz "Osiem" Narhom, Grumyash z Ver'kar; ci trzej Pierworodni co oglądali już Klątwę nie raz i nie dwa, ruszyli prosto do miejsca określonego przez Tradyrów jako "ger-ve'eirer", czyli "pastwisko czarnego" - serce pełnego zagadek kultu Czarnoboga.
cdn
« Ostatnia zmiana: Luty 19, 2010, 11:14:09 am wysłana przez Bollomaster »