Kranion, albo
Trupidła: enigmatyczna rasa pierworodna o nieznanych początkach, historii i Klątwie. Wiadomo jak wyglądali: kształty mieli ludzkie, o różnej budowie. Ich skóra była pobrużdżona bliznami, szara, śliska i lepka w dotyku. Na całym ciele żadnego włosa. Oczy mieli wyłupiaste i jednolicie, połyskliwie zielone. Nie był to jednak ani prawdziwy, ani jedyny z ich kształtów.
Kiedyś, dawno przed Pierwszą Erą, zaczynali jako coś innego, nam zupełnie nieznanego. W trwodze przed Klątwą, w napięciu całej woli istnienia i całej esencji stworzyli obrzęd nazywany przez tanelfów Drogą Cierni - środek i nadzieję swojego przetrwania. Zeszli głęboko, głęboko pod powierzchnię szlakami na których ziemia przestaje być ziemią. Długo, długo trwała ich droga, aż nie wynurzyli się z gorących trzewi nad pierwszym rozlewiskiem Alp-Tronaqi. Cała Przeklęta rasa pierworodna weszła wprost w ręce Synów. Synowie biesiadowali jednak nisko pod nimi i chociaż ich złość uśmierciła wielu, ci którzy przeżyli pociągnęli dalej Drogą Cierni - uroczyście odrzucili swe dotychczasowe Imię, oraz imiona po czym - zanurzyli się w ohydzie rozlewiska, tak że krew, pot, zgnilizna wszystkich pierworodnych jacy kiedykolwiek zginęli na prawdziwej ziemi wżarła się im w skórę i przegryzła ich ciała. Ci, co zdołali wyczołgali się na brzeg, okrutnie odmienieni; podjęli nowe imię - Kranion - a Droga Cierni dopiero się dla nich zaczęła. Z najwyższym wysiłkiem, utrzymując szaleństwo na wodzy, strzegąc bastionu zdrowych zmysłów, rozproszyli się po świecie i - znikli.
Koszmarna kąpiel sprawiła, że ich istoty stały się miękkie, plastyczne, podatne na przekształcenia; straszliwa esencja przetrwania skupiła się w oczach, których przenikliwość przekroczyła wszelkie granice. Każdy Kranion przyczaił się w pobliżu jakiejś rasy pierworodnych, którą uznał za bliską zagłady - przyglądał się, zapamiętywał, miął swoje ciało, uczył umysł, oświecał duszę. Czekał. Żaden inny bowiem lud nigdy nie wiedział tyle o Klątwie i Synach - wiedzieli, że Synowie są powiązani z Klątwami i że gdy te się dopełniają, "ich" Synowie giną. Jeśli wybór Kraniona był dobry - obserwowani pierworodni ulegali zagładzie, a on (lub ona) mógł się przemienić ostatecznie - w członka zniszczonej rasy, wolnego jednak od Klątwy. Tu kończyła się Droga, a zaczynał raj.
Kranion nie był zbyt liczny, może kilka tysięcy, ale efekty ich dążeń, wynikające z nierozpoznanych przez stulecia podstaw, mamiły i łudziły pozostałych pierworodnych, sprawiając, że ci wątpili w skuteczność swoich magii czy zdolności poznania. Wirowały pogłoski o niedobitkach unicestwionych pozornie ras; czasami Kranion dokonywał przemiany za wcześnie i oto wpadał w sam środek istniejącego jednak ludu. Chociaż naśladownictwo było idealne, to plamy na psychice i świadomość porażki wpływały na dziwne zachowanie i jeszcze dziwniejsze działania, budzące chaos i niezrozumienie wśród pozostałych pierworodnych. Z tych czasów pochodzą też opowieści o Siedmiu Śmierciach czyhających na członków nieśmiertelnych ras - wielu przysięgało, że widzieli blask ich zielonych oczu...
Kranion dla osiągnięcia swojego celu opracował szereg magii; zdają się one sugerować ich Potworne pochodzenie. Posiadali zdolność "marszczenie przestrzeni" - ukryci w jej ugięciach obserwowali swoje cele, a jedynym co stwarzało możliwość ich odkrycia był zielony blask oczu lub oka. Niemal zawsze jednak maskowali go, podszywali za coś innego - jeden zielony liść na jesiennym drzewie, dwa zielone punkciki w mroku poza kręgiem ogniska, zielonkawy poblask złota. Pierworodni nauczyli się z czasem sposobów atakowania i trafiania oczu Kranion (pierwsi - Ezurianie). Jedno oko było przebijane, tak by unieruchomić głowę Kranion - który za uwolnienie musiał zapłacić uległością i posłuszeństwem. Taka akcja wymagała jednak ekstremalnej szybkości - choć nie tak dużej z jaką mknęły Słowa Ezurian.
W oparciu o nadzwyczajny zmysł wzroku Kranion kopiował wybranego pierworodnego, czy raczej rasę - nie było to bowiem odwzorowanie jednostki, ale raczej stworzenie nowej na podstawie ogólnych cech całej rasy. Przekształceń dokonywali stosując niezwykle wysublimowane magie i rytuały mimetyczne - do teraz ich osiągnięcia stanowią nieosiągalny ideał.
W nowej postaci znaczna część pamięci obumierała, obraz Alp-tronaqi rozmywał się we mgle, podobnie jak lata śledzenia skazanych na zagładę istot. Tak czy inaczej, gdy zdziwieni pierworodni napotykali pojedynczych przedstawicieli ras uznanych za zniszczone - zazwyczaj dostrzegali w nich "coś dziwnego". Kranion potrafił rozpoznawać takiego który zakończył Drogę Cierni - jeśli wcześniej oglądał skopiowane orginały. Próby odwzorowywania kopii były prawdopodobnie zgubne zarówno dla naśladowanego jak i naśladującego. Podstawą musieli być prawdziwi przedstawiciele danej rasy - w innym wypadku kopia była niedoskonała, ściągała Klątwę Kranion i naśladowanych na siebie oraz Kraniona który posłużył za wzorzec. Dlatego też Kranion byli niezwykle ostrożni; niekoniecznie żyli w samotności, ale zawsze zachowywali napiętą uwagę i byli gotowi na bezlitosną rozprawę z każdym członkiem swej rasy na Drodze Cierni. Według pewnego Legendarnego przekazu, właśnie jedna z tych konfrontacji zakończyła się odkryciem ich istnienia.
Większość starszych tradycji zgadza się co do tego, że dokonał tego... człowiek. Była to Immara iro-Gon
(1) z Albionów; miała moce Ornunga i należała do świty Skorpiona. Żyła już od stuleci, bo tak jak wielu innych sprzymierzeńców Pierworodnych wybrała zabicie swoich śmierci, aby walczyć w ich wojnie przez wieczność i uchronić się przed Pustką. Dostrzegła ona trzech Kranion przyczajonych nieustannie wokół Gryfa Dangimo.
Tak czy inaczej, Kanon Legendy łączy odkrycie Kranionu z Jadeitowym Imperium, jego władczynią - Kerumą, Córką Sidardu, oraz Oblężeniem Katedry. Ta historia zostanie jednak opowiedziana gdzie indziej.
Rozpoznanie Kranionu miało dla Pierworodnych kluczowe znaczenie. Słowa Trupideł odsłoniły przed nimi pełen obraz ich natur, o które tak często opierała się Klątwa. Dopiero teraz, uzyskując większą samo-wiedzę, mogli skuteczniej się im opierać, a nawet je zwalczać.
Co ważniejsze, Kranion posiadali dziurawą, ale rzeczową i czerwoną wiedzę o Synach i mechanizmach działania Klątw. Praktycznie wszystko, co przekazuje nam Legenda na te tematy wzięło się od nich.
Obie te sprawy są niezwykle szerokie i zostaną opisane w innym miejscu.
Kranion znali oczywiście położenie Alp Tronaqi. Gdy tylko rzecz stała się wiadoma, wszyscy Ezurianie ruszyli aby ją zniszczyć. Widok jaki ujrzeli był ohydny ponad wszelkie wyobrażenie, ale tym co ich zatrzymało była straszliwa, skumulowana moc biesiadujących Synów - to było jak cały las Drzew. Nawet najpotężniejszy Pierworodny nie zdołałby zejść na niższe kondygnacje zamku, nie wspominając o najniższej sali. Ezurianie, płonąc furią, musieli się cofnąć. Zniszczyli jednak wiele istot wokół Alp Tronaqi, między innymi Kardanów i licznych Cmentarników (dowiedzieli się również o istnieniu tego plugawego cechu; odtąd jego działalność stała się znacznie trudniejsza). Doszło wtedy do jeszcze jednej rzeczy; Yor Ezurianin ogarnięty straszliwym, niemożliwym do spełnienia gniewem zadał jeden przerażający cios ziemi samej. Uderzył wprost w jej czarne, ociekające trupimi sokami podbrzusze zawieszone nad pierwszym rozlewiskiem. Rozpruł je na wskroś, rozerwał i rozdarł - chmura zgniłego smrodu Alp-Tronaqi uniosła się przez otwartą ranę ziemi i rozproszyła pod Słońcem powierzchni. Być może tak powstało miejsce zwane "Yor", albo Szczeliną dzielącą Halad od Dalekiego Zachodu... Ciąg dalszy tego wątku zmagań Ezurian z Synami został opisany
tutaj.
Ezurianie po prostu Kranion uśmiercali, i to w bardzo okrutny sposób - oślepiając ich najpierw. Z kolei Vidowie wymieniali się na ich niektóre zdolności, oczywiście starając się dawać jak najmniej, brać jak najwięcej.
cdn
(1) "iro-Gon" znaczy "wzgórza"; Immara Wzgórza. Tanelfowie nie mieli słowa nazywającego garb.