Kanaan - legendarny raj pierworodnych.
Legenda - choć wspominana z tharsias, bólem po stracie - to apogeum esencji Pierworodnych. Chociaż ostateczna straszliwa przegrana złamała wiele serc, Legenda wspominana jest z dumą. Nie ma w niej miejsca na mit o Odległym Kanaan - większość młodych Pierworodnych nie zna tej historii, a jeśli nawet się o niej uczą, nie potrafią jej zrozumieć, za jedyny punkt odniesienia mając Legendarne, wojenne czasy, ale idee swojej własnej epoki, gdzie na wiarę w Kanaan od dawna nie ma już miejsca. Mimo to dla wielu Pierworodnych słowo to niesie ze sobą złe, niebezpieczne znaczenia - jak wyrzut sumienia sprzed wieków, pytanie na które wciąż nie udzielono odpowiedzi.
Kanaan miał być mitycznym rajem - nie dla śmiertelników, podległych Bogom, ale dla Pierworodnych. Ostatnią Przystanią, miejscem wiecznego wytchnienia, gdzie nigdy nie dotrze Klątwa, azylem, gdzie dusza Pierworodnego będzie trwać w szczęśliwości i spokoju. Pierworodny który wszedł na Drogę do Kanaan wierzył, że u celu czeka go wybawienie od udręki, strachu przed końcem, równoznacznym z końcem wszystkiego. Łatwo mówić o dumie Legendarnych Pierworodnych, o tak jak mając do dyspozycji wieczność i wszystkie dary niedostępne śmiertelnikom odważnie rzucali swoje Istnienie na szalę, jak wynosili ku Gwiazdom tradycje wojenne, które zbierały w ich szeregach krwawe żniwo. Łatwo o tym mówić - ale nie wszystkim Pierworodnym łatwo było to zrozumieć. Znaleźli się tacy, którzy w zmaganiach i potędze Pierworodnej esencji znaleźli źródło udręki, zmęczenia szarpaniną z gigamem, zmaganiami ze strachem, wszechobecnym wpływem Sidardu. Nie byli tchórzami - po prostu chcieli odpocząć. Oczywiście, nikt nie wie co dzieje się z duszą Pierworodnego po śmierci. Ale skąd wiadomo że pochłania ją Klątwa? Być może niektóre dusze są w stanie wymknąć się zagładzie i tajemnymi drogami dążą do mitycznego Kanaan, gdzie nigdy nie zapada zmrok, gdzie nie ma wstępu zwątpienie?
Chociaż obecne Tradycje Pierworodnych nierozłącznie wiążą Kanaan z wydarzeniami Dni Ostatnich, o których będę mówić za chwilę, śmiertelni badacze i kallada wiedzą, że nazwa 'kanaan' nie zawsze niosła ze sobą tak straszliwe konotacje. Wiadomo, że słowo to padło wielokrotnie z tanelfickich ust już w początkach Pierwszej Ery; języki Vidów i Piktów w dalszym ciągu posiadają je, choć w bardzo zmienionej formie; w języku Ver'kar nie funkcjonuje, ale wiadomo o pustej kariosferze, którą słowo musiało wcześniej wypełniać. Te informacje uzyskano dzięki jednemu z najwspanialszych aktów Heroldii, kariotycznej podróży dokonanej przez dwóch Heroldów: Tryma z Kartaheny i Kan Pazura, Mocarza zapomnianej Heroldii z Dalekiego Kitaju - którzy dali się porwać idei Leminkaine, Vid-kolekcjonera zapomnianych dawnych słów. Vidka odsłoniła przed Heroldami fragment swojej kolekcji i zwróciła ich uwagę na wypaczone znaczenia towarzyszące 'kanaan' obecnie, i możliwość istnienia nietkniętej, kompletnej i prawdziwej kariosfery tego słowa gdzieś w otchłaniach Czasu. U kresu swojej epickiej podróży Trym i Kan Pazur rzeczywiście dotarli do owej kariosfery i przynieśli ze sobą prawdziwe znaczenie kanaan. W języku tanelfów w pierwszych dekadach po ich lądowaniu na Turblanda, słowo to oznaczało 'obietnicę' ale zawsze wplecione było w zdanie, które sugerowało 'brak powrotu'. Po raz ostatni w takim kształcie wypowiedziała je Aquelin do Victora tuż przed opuszczeniem Zanvazanu: 'Płynę tam skąd nie ma powrotu, zgodnie z obietnicą'. Dopiero ciężka walka z legionem kariosfer pozwoliła Heroldom dostrzec że ta fraza zawsze i nieodłącznie towarzyszyła idei podróży na Wschód. 'Kanaan' oznaczał więc niegdyś, dzięki subtelności języka tanelfów, 'Obietnicę wschodu z której nie ma powrotu'. Kiedy Victor przysięgał swoim żołnierzom że Vidaroc zostanie pomszczony użył już innego słowa, 'kalior' obietnicy-przysięgi. Wiadomo też że od chwili wyruszenia Aquelin idea dalszej podróży na Wschód została przez większość tanelfów porzucona.
Gdy słowo 'kanaan' powróciło z mroków zapomnienia w XIII wieku IE dla wielu tanelfów stało się jasne - po raz pierwszy do wieków - że ich wielka wędrówka na Wschód została przerwana. 'Kanaan' - kres tej wędrówki - nigdy nie został osiągnięty. Idea która z początku zdawała się dotyczyć tylko tanelfów zaczeła się powoli rozprzestrzeniać po całej Pentamachii gdy odkryto że tradycje innych ras - nawet Ver'kar - zawierają strzępy legend i okruchy mitów mówiących o 'ziemi obiecanej' tym jednym fragmencie Istnienia który przynależny jest tylko Pierworodnym. Jednak by go odszukać, trzeba ponownie wyruszyć w drogę, pozostawić za plecami zmagania na wrogiej, złej ziemi, która chce Pierworodnych unicestwić, całą bezsensowną wojnę z Sidardem.
Bez wątpienia wiara w Kanaan uzyskała nową siłę w obliczu straszliwej klęski Senkrationu. Na polu bitwy Klątwa zdruzgotała nadzieje Pierworodnych na zwycięską walkę z Sidardem; wielu zapadło w martwą, duszącą Umbrę, inni poddali się desperacji, ale jeszcze inni - przypomnieli sobie o Kanaan. Początkowo tylko jednostki, potem już całe grupy zaczęły głosić konieczność odszukania ziemi obiecanej. Vidowie czy Piktowie to wolne duchy, wielu z nich wyruszyło od razu - na Wschód, jak mówią, poza granice Kontynentu. Tanelfowie porwani tą ideą z nadzieją oczekiwali zrozumienia i wsparcia Cesarza - to jednak nigdy nie nadeszło. Gniewne zmarszczenie brwi Cesarza wystarczyło by większość zapaleńców poniechała swoich zamiarów. W ver'karskiej organizacji taremowej na takie prywatne ideologie po prostu nie było miejsca. Gdy próby organizacji zawiodły, zaczął się więc samowolny exodus jednostek, dziesiątek, i setek Pierworodnych - liczba niewielka w skali Pentamachii, ale wystarczająca by wywołać poruszenie wśród tych, co odrzucili z miejsca wiarę w Kanaan. To nie była przecież kwestia jakieś publicznej debaty - setki dobrych, dzielnych tanelfów i Ver'car porzucało swoich rodaków w pogoni za jakimś mitem, dawno zapomnianym przesądem, opuszczało bezpieczne granice Pentamachii, skazując się na samotną walkę ze wszystkimi siłami wroga! To szaleństwo należało powstrzymać! Mimo takich wybuchów oburzenia, nikt nie zdecydował się siłą zatrzymać pielgrzymów - Pentamachia nie była w końcu więzieniem, kto chciał, mógł ją opuścić. Wiele dzieł sztuki tanelfickiej z tego okresu opisywało żal tych, ktorzy pozostali i tęsknotę za tymi którzy odeszli; wiele pięknych wierszy i opowieści wspominało obietnice złożone przy rozstaniu, bajkowe dary, które miały strzec pielgrzymów w dalekiej drodze, historie rozdzielonych kochanków, przyjaciół, rodzin. Po Dniach Ostatnich mnóstwo z tych dzieł przepadło, zniczczonych w gniewie przez własnych twórców - wtedy już podejrzewano z rozpaczą że wiara w Kanaan to kolejne, najpodlejsze chyba dzieło Synów.
Wielu z tych którzy wyruszyli na Wschód przepadło bez wieści.