Autor Wątek: Senkration  (Przeczytany 858 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Senkration
« dnia: Październik 12, 2008, 09:56:57 pm »
Na razie luźny pomysł. Była to jedna z największych i najsłynniejszych bitew stoczonych kiedykolwiek w Błękicie; miała miejsce u schyłku Legendy, ale jeszcze przed zabiciem jakiegokolwiek Syna Sidardu. Pierworodni ponieśli wtedy straszliwą klęskę; Senkration to do teraz imię ich koszmarów.
Zamysł był godny chwały, mocy i dumy Przymierza: miała to być gigantyczna bitwa którą mythaliczne armady wydadzą "Klątwie wcielonej" - czarnej sile niszczącej horyzonty Błękitu. Cel był jeden: przeciwstawić tej destruktywnej lawinie moc o nieba potężniejszą; zgnieść ją, zniszczyć, przywrócić przedPotopową supremację Pierworodnych w Innym. Ostatecznie zamknąć ten front Wojny.
W przygotowaniach niczemu nie uchybiono. Wodzowie wyostrzyli swój wzrok; wbili go w Zamieć i, we własnym mniemaniu, przeniknęli ją. Massal, Archeron, Tezu'na'gar i Gokhraxyt w pełni zgodzili się z Victorem, Durbahem Rafaitami, Gryfem oraz innymi - w tej bitwie musieli wziąć udział Herdainowie. Kubikony, Działa Konoha, Energia Pierwotna, Kwateridowie, Krystalion; waga tych magii była niezaprzeczalna. Siła Trzeciej Klątwy podobnie. Pierworodni stratedzy stworzyli więc plan bitwy przekraczający limit nieugiętej natury Herdainów; błękitowa armia o jakiej czerwona ziemia nigdy nie śniła stanęła w pełnej gotowości - i trwała tak przez dekady, wyczekując upragnionego splotu wydarzeń. I wreszcie Axacar Ezurianin, najszybsza istota na prawdziwym świecie, przybył z wieścią o bitwie. Pod naporem rudzalaionu wodzów pękły granice możliwości, otworzył się ciąg horyzontalnych bram; chorąży podnieśli wojska. Armia ruszyła. Poprzedzani strumieniami płonącej anarchei, weszli do świata niemal całkowicie otoczonego przez Klątwę, na którym herdaińska flotylla Kubikonów kierowana przez Lugrushaduka walczyła o przejście. Pierwsze do natarcia poszły ver'karskie raknary, setki obnażonych Szponów wbiło się w Klątwę, osłaniając gnące się flanki "odwiecznego wroga" - ten jeden, jedyny raz w dziejach Ver'kar stanęły do walki ramię w ramię z Herdainami. Ten jeden, jedyny raz w dziejach Herdainowie stanęli do walki ramię w ramię z Ver'kar - bo Lugrushaduk oraz inni Synowie Szak'gora zmusili ich do tego. Oni, którzy zwalczyli mocą Krystalionu potęgę własnych natur, skierowali wszystkie siły swoich braci i sióstr na Klątwę, jeszcze gorszą od znienawidzonych "Horrorów". Kubikony i raknary przeszły do natarcia, Victor zaszarżował na grzbiecie Torvellina; za nim w rozciągniętym szyku biegli, otoczeni czarnym ogniem, Kerneolici. Było ich więcej, znacznie więcej. Chyba wszyscy Pierworodni sojuszu wystawili swoje najlepsze wojska - oni również będą w końcu opisani. Wbili się w Klątwę, wprawiając wszystkie trzy nieba w drżenie - tego, co wtedy zobaczyli jeszcze nie opiszę...
To również nie było wszystko. To byli Pierworodni, żyjący millenia mistrzowie Błękitu, jego istoty. W Senkrationie w pełni wykorzystali wszystkie swoje atuty i przewagi płynące z natury Innego - przede wszystkim jego wypaczoną Chronolinię i cienie mythaliczne. Żołnierze którzy zginęli ponownie przechodzili do natarcia, stratedzy widząc swe błędy "wracali wstecz", do chwil przed ich popełnieniem - i je omijali. Do ataku nie szło kilkudziesięciu Ezurian, ale kilkadziesiąt tysięcy - błękit zmieszany z czerwienią, oba nieskończenie wpadające w czerń.

Pierworodni przegrali. Po prostu. Potęga Klątwy była zbyt duża; próba rozstrzygnięcia czystą siłą okazała się największym, najdrożej okupionym błędem. Chociaż później pozornie doszło do wielkich sukcesów - Ezurianie prowadzeni przez Gryfa Dangimo zamordowali Syna Sidardu i wbili w jego urągające ciało dziesiątki jadeitowych krzyżów - cień Senkrationu przyćmił blask sojuszu. To przez Senkration Victor musiał stoczyć swoją ostatnią bitwę z tak małymi (choć wielkimi!) siłami; Ver'kar straciły już dość czerni, Ezurianie nie widzieli sensu kolejnej, podobnej bitwy. Między innymi dlatego, spośród wszystkich wodzów, Victor musiał samotnie zmierzyć się z Urhenenem.
« Ostatnia zmiana: Styczeń 10, 2010, 11:10:20 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration. Herdainowie
« Odpowiedź #1 dnia: Październik 12, 2008, 11:07:26 pm »
To, co zrobił Lugrushaduk było niewiarygodne. W porozumieniu z innymi Pierworodnymi zagrał, napinając twardy upór swoich współplemieńców do maksimum - postawieni przeciw Klątwie i Ver'kar, pod subtelnym i mocnym jak ocean naciskiem Krystalionu - zawalczyli przeciw Klątwie, współdziałając, wspierając Ver'kar. Dla wielu to nie bitwa była mordercza - zginęli już po niej; ich natury, dusze zostały porwane na strzępy. Nawet dla Ver'kar to wydarzenie, choć zaplanowane, było szokiem. Esencja nienawiści i wojny odbiła się od esencji jeszcze mocniejszej - chęci walki z Klątwą za wszelką cenę - po czym wróciła rykoszetem. Liczni Ver'kar przez długie lata po Senkrationie odzyskiwali pełnię zmysłów...
Odstępstwo Lugrushaduka było tak wielkie, że z Czasem zrodziła się tradycja o jego Zdradzie. Są opowieści krasnoludzkie gdzie za przymierze z Horrorami zostaje on zabity przez... Kelrefarda, który staje się nowym "władcą Herdainów" (to wydarzenie nie ma tła w postaci Senkrationu). W rzeczywistości (powiedzmy) Kelrefard to inne imię Lugrushaduka, którego chyba rzeczywiście używa od Czasu Senkrationu.
« Ostatnia zmiana: Luty 21, 2009, 07:59:27 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration
« Odpowiedź #2 dnia: Październik 12, 2008, 11:30:00 pm »
Myślę, że w pewnym sensie przypominał Verdun z Pierwszej Wojny. Pamiętasz, Bobcio? Niebo w łunie ognia, horyzont zryty eksplozjami i dwa łańcuchy ludzi obok siebie - ranni i trupy ściągani z frontu oraz żywi - ściągani na front.
« Ostatnia zmiana: Październik 12, 2008, 11:37:20 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration. Początek Scorcese
« Odpowiedź #3 dnia: Październik 19, 2008, 08:01:45 am »
Działo się to w szóstym roku Senkrationu.
Rzesze Pierworodnych ściągały ze wszech-stron, napowietrznymi ścieżkami do miejsca, gdzie ciężar Klątwy i zmagań wojennych zawalił Niebo. Chmury umykały na północ, południe, wschód i zachód, byle dalej od tego miejsca; blask Słońca ściemniał, Księżyca nie widziano już od dwóch lat - Anfedreil przemknęła między desperackimi wartami Rycerzy Horyzontu i śmiejąc się, przetaczała czerwonymi lądami. Przerażeni mieszkańcy prawdziwej ziemi żyli z opuszczonymi głowami; widok czarnych sztormów, łańcuchów górskich - zawieszonych nad pękniętym niebem, widok Klątwy grożącej upadkiem na ich świat, podtrzymywanej jedynie barkami Ranga Imrody - był zbyt straszliwy. Echo zmagań niosło się po całym Istnieniu; tęczowe, czerwono podświetlone opary, staczały się kaskadami z wyrw pola bitewnego, ligowymi wstęgami w dół na narody śmiertelników. Krew pierworodnych płynęła oceanami; jej czarny deszcz padał nieprzerwanie już od czterech lat - wchłaniana przez nienawistną ziemię, spływała jej wnętrznościami i leciała nieustanną ulewą na pierwsze rozlewisko Alp-Tronaki, a echo śmiechu i pieśni Synów mroziło dusze wstępujące do Katedry. Jednak wyżej i jeszcze wyżej, w krainach zamieszkanych przez śmiertelników, królował ciągle dźwięk bojowego rogu Victora i donośny okrzyk Ezurian oraz śpiew legionu Rafaity wstępujących po ugiętych grzbietach wichrów na strzaskany próg nieba...
Byli jeszcze ci, którzy schodzili i uciekali z linii walk. Setki tysięcy wyniszczonych wojną, ogarniętych obłędem i gorączką bitewną, ciężko uzbrojonych Pierworodnych. Chaos i skala Senkrationu były tak wielkie, że wodzowie nie potrafili wszystkim zapewnić bezpieczeństwa, czy chociaż podstawowej pomocy. Rzesze rannych, wyniszczonych i wycieńczonych żołnierzy przeszły z Błękitu do Czerwieni w przypadkowych miejscach, nieraz całe lata od krain z których wyruszali. Przerażeni, gotowi do walki w obronie życia, umierający i szaleni błąkali się po bezkresach Kontynentów szukając drogi do domu.
Wśród tych nieszczęśników znalazł się książę Allack Tanelf, syn Skorpiona, Cesarskiego wasala i wodza ośmiu legionów. W furii i ogromie zmagań zgubił znak ojca; większość świty zginęła osłaniając jego życie. Wierny rumak okulał, dziesiątki ran paliły ciało, dusza wyła ze zgrozy, skruszony miecz gdzieś się zgubił. Otoczony przez pięciu tylko przybocznych, równie jak on skatowanych bitwą, znalazł się gdzieś na czerwonej ziemi, w dzikich ostępach, gdzie ledwo docierały pogłosy odległych zmagań.
Ci potężni tanelfowie, wycieńczeni, lecz dalej mający dość mocy żeby podpalić całą tą krainę, z resztkami pancerzy niezmierzonej wartości, z oczami płonącymi mordem i desperacją - odnaleźli niewielką chatynkę. Mieszkało w niej dwoje staruszków wraz ze swoją córką, która nie była ani bardzo piękna ani bardzo mądra. Później opowiadano, jak owi możni tanelfowie zajechali tam, niczym orszak jakiegoś zagubionego króla - w lśniących pancerzach i na białych koniach, wioząc na marach swego umierającego pana - ale wy chyba też w to nie wierzycie. Ci biedni, prości ludzie przeżyli pewnie tylko dlatego, że pierworodni nie wiedzieli już co z nimi zrobić. Może widząc nieuchronną śmierć syna swego seniora, tego którego przysięgli ochronić, ochronić! - poddali się?
Allacka ta dziewczyna uratowała. Zatamowała krew, opatrzyła rany, śpiewała długo w gwiezdną noc zamawiania śpiewane przez ludzi od mglistych eonów - i zrobiła to wszystko z całą wiarą jaką tylko miała, a potężne siły życiowe, skruszone w Senkrationie, witalność i wola pierworodnego - dokonały reszty. Nie jest bowiem prawdą, że ta dziewczyna miała jakieś cudowne moce uzdrowicielskie - o nie, tak nie było. Miała tylko swoje czyste spojrzenie i przekonanie, że będzie mogła pomóc - tam gdzie moce pierworodnych sięgnęły kresu, śmiertelne ręce zdołały osiągnąć cel.
A kiedy otworzył oczy i spojrzał w twarz tej, która go uratowała - wydała mu się piękniejsza niż własna siostra i od tej chwili pokochał ją gorącą, nieustępliwą miłością, spoglądając na nią wzrokiem który widział zgrozę Senkrationu, oczami które widziały Klątwę i koniec swego istnienia - tak nagle i wbrew wszystkiemu uratowanego. Allack podźwignął swoich towarzyszy, dał im do picia własną krew - bo odzyskał juz wszystkie siły, a nawet miał ich więcej niż kiedykolwiek - pożegnał się na krótko ze swoją dziewczyną i wrócił do ojca.
Siostra nie wierzyła, Skorpion wpadł w gniew (bo znał swego syna), Victor początkowo uznał to za dziwny żart - i zasępił się, gdy okazał się on prawdą. A jednak Allack dopiął swego, sprowadził ją do Cesarstwa, do wspaniałości i splendoru nieśmiertelnych władców (najpierw pewien czas spędziła w "prymitywnym" leśnym dworku) i uczynił swoją żoną. Nadał jej też imię, bo wcześniej go nie miała - Gildea, Płonąca - bo zauważył z niepokojem, że płomień jej życia słabnie i spala się z czasem. Horkia Kerneolita (odpowiadając na prośby i nalegania Allacka) uniżenie poprosiła Gildeę o zaszczyt zabicia jej śmierci, oraz o przyjęcie z jej rąk pucharu wiecznej młodości (robiono tak dla większości śmiertelników sprzymierzonych z Pierworodnymi w Legendarnych czasach). Była to doprawdy zabawna scena, bo żona Allacka odmawiając, próbowała podnieść Horkię z klęczek - z równym powodzeniem mogła próbować poruszyć górę (Horkia opierała się, zapewne myśląc, że jest to jakiś dziki obrzęd śmiertelników). Perswazje Allacka nic nie dały, Gildea nie zmieniła swego zdania...
Urodziła mu syna, urodziła go przy wtórze okrzyków niedowierzania i zgrozy; nadano mu imię Damakion. Wielu chciało go wydziedziczyć, wygnać, nawet uśmiercić. Ale wtedy już Skorpion stał po stronie swego syna i, mając za sobą Cesarskie Słowo, utwierdził swe dziedzictwo w rodzie i krwi Allacka - na wsze czasy. Odtąd ten ród zwano Scorcese, co w tanelfickiej mowie oznacza "Zepsuty", "Skażony". Gildea umarła kilkanaście lat później; w nieśmiertelnych oczach jej życie było śmiesznym mignięciem, ale zostawiła po sobie coś, co nie przeminęło - pamięć o światach, o możliwości światów które dla Pierworodnych wcześniej nie istniały. Oglądała dojrzewanie, wzrost swojego syna i była dla niego dobrą matką - myślę, że łączyła ich miłość, choć zupełnie inna niż ta, która w owym czasie była między tanelfkami a ich synami. Damakion, poza dwoma wyjątkami, nigdy nie zareagował gniewem i agresją na jakiekolwiek próby jej obrażenia - w takich sytuacjach całą jego bronią były trafne słowa, a tarczą - wewnętrzny spokój.
Allacka jednak trawił gniew, niezwalczona furia - na upór jego żony, na porządek tego świata, na Wolę Bogów. Hamował się tylko ze względu na Gildeę; z przerażeniem obserwował jak ucieka z niej życie i nie chciał tracić żadnej chwili. Później jednak... Teraz dopiero miał Skorpion powód do obaw; wydawało się, że Zemsta zabierze mu syna zaraz po śmierci jego ukochanej - podobno Ezurianie szykowali się już, żeby zrobić dla niego miejsce w swych szeregach. Jednak, niespodziewanie dla wszystkich, im bardziej się ta chwila zbliżała, tym Allack się stawał spokojniejszy. Pierworodny raczej tego nie ogarnie, ale my, śmiertelnicy, możemy przypuszczać, że Gildea zdołała go pogodzić ze świadomością własnego przemijania - oraz z faktem, że on również w końcu przeminie. Jej starość, koszmarny (według tanelfów) wygląd nigdy go nie zrażały; teraz upadła ostatnia bariera, która ich dzieliła.
Allack pogrzebał żonę i żył dalej - przez stulecia. Po śmierci Skorpiona, po Sen Ruin, został dumnym księciem Scorcese, a w końcu, po tym jak przeminęły niezliczone pokolenia śmiertelników, sięgnęła go Klątwa. Znaleziono go martwym, w tym samym dworku w którym kiedyś, tysiąc lat temu, mieszkał jego Płomień. Tanelfowie o tym nie opowiadają, ale twarze nieszczęśników którzy zginęli w ten sposób, niemal zawsze są wykrzywione grozą - Allack był jednak spokojny; możnaby pomyśleć, że śni jakiś dobry sen. Kolejni książęta krwi zawsze spoglądali na Skorpiona i na czas Legendy. Jak przystało na szlachtę, prawdziwą arystokrację swej rasy, klęska Victora nigdy ich nie złamała. Nie zapomnieli o Klątwie i wojnie - ale determinacji i zapału jakie żywili nie skaziła desperacja. Odważnie szafowali swoim życiem, a kiedy przychodził czas, przyjmowali koniec ze stoicyzmem i bez strachu. Tak jak Gildea, kiedyś na ten świat przybyli i kiedyś musieli go opuścić.  
W ten sposób w rodzie Scorcese znalazła się krew śmiertelna - źródło z którego wypłynęło tysiąc konfliktów i początek wzięło tysiąc nowych opowieści.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 02, 2010, 10:04:48 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration. Do Scorcese
« Odpowiedź #4 dnia: Październik 25, 2008, 01:58:13 pm »
Jest też inne możliwe źródło imienia tego rodu: od tanelfickiego "scorsa", spalony, dotknięty ogniem. Miałby to być przydomek Skorpiona (Skorpion Scorsen). Tylko dla porządku dodam, że w Scorcese wersją poprawną politycznie i towarzysko jest właśnie ta.

(Wbrew pozorom, pochodzenie takiego - jakiegokolwiek - imienia ma fundamentalne znaczenie, wywiera wpływ na wszystko co slowo obejmuje. Wynika to między innnymi z esencji z jaką zostało ono wypowiedziane po raz pierwszy.)

Chyba nieźle można to połączyć z angielskim "scorched" (tak jak np. "demolować", wzięło się od Demonów).

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration. CZARNOŚĆ
« Odpowiedź #5 dnia: Marzec 10, 2009, 09:51:13 am »
Śmierć z życiem i narodziny z umieraniem, splatane choć oddzielne w wiecznym cyklu istnienia... Zdarzyło się jednak kiedyś, że szprychy tego Boskiego koła pękły i oto śmierć dała życie śmierci. Przelana krew i nadzieje zniszczone w straszliwej bitwie, pod cieniem zwycięskiej Klątwy zrodziły Czarność, drapieżny ocean co topi i pożera morza słodkie i słone, wyspy, kruszy i pochłania wciąż i wciąż wybrzeża Błękitowych lądów.
Przez długi czas badim, wielowiedowie i Pierworodoni brali go za nową postać Klątwy, płynącą forpocztę właściwych czarnych masywów. Tylko jedna rasa znała prawdę: Herdainowie spotkali Czarność już w pierwszym roku po Senkrationie i nie cofnęli się. Wbili szereg mocarnych słupów w dno Metafory, abstrakcyjnego morza niszczonego przez żarłoczne fale; ich grzbiety były jednak twarde, nie łamały się na falochronach, poczęły je kruszyć. Gerdryt Mereva, Syn Ksenelitu osłaniający tą część sił inżynieryjnych, nie musiał nawet wydawać rozkazu: eskadra kubikonów przełożyła się na przód, weszła między słupy, zdruzgotała ciężkimi kadłubami czarne bałwany. Podczas gdy inżynierowie budowali i umacniali groblę (która stała się potem nową granicą horyzontu Metafory), flota przeformowała się w głąb, ciężarując otchłań Czarności w poszukiwaniu czegoś. Nie odnaleziono jednak nic, co pochodziłoby od Synów i w końcu kubikony, wymagające napraw po Senkrationie i osłabione niszczycielską Czarnością, cofnęły się poza horyzont. W ten sposób, dzięki nieugiętej odwadze i doświadczeniom z Bitwy Mythalicznej, Herdainowie jasno zrozumieli że to nie z nowym przejawem Klątwy mają do czynienia. Niedługo później Synowie Szak'gora rozpoczęli trwające na zawsze badanie i powstrzymywanie Czarności.
Odkryto, że powstała ze splugawionej krwi i anarchei Pierworodnych poległych w Senkrationie. Zazwyczaj jest "spokojna" (czyli: lekko wzburzona), ale jeśli wyczuje pierworództwo istot zaczyna szaleć, rosnąć w bałwany, ogarnia ją sztorm i przypływ starający się je zagarnąć i pochłonąć. Jak dotąd nie ma lepszego wyjaśnienia niż Teoremat Antytonów (= antykolorów); Czarność miałaby w rzeczywistości być alkemiczną anty-bielą. Jej "świadomość" i "zmysłowość" zasadza się na żądzy wchłaniania bieli (której, jak wiadomo, Pierworodni mają bardzo dużo). Zew jest tym silniejszy im większa ilość bieli. Hipoteza wyjaśnia coś jeszcze: częste ataki na śmiertelników oraz wszelkiego rodzaju twory, dzieła rzemiosła. Biel jako siła czynienia, magia, jest obecna praktycznie we wszystkim co świadome lub świadomie ukształtowane. Chociaż więc szarzy ludzie i szare dzieła mają jej bardzo mało (około 1/7 gara), to potężni magowie, wspaniałe budowle czy przedmioty mogą przyciągać Czarność mocniej nawet niż Pierworodni (tłumaczyłoby to chaotyczne na pozór pływy Czarności). Z drugiej strony, tylko w ich pobliżu Czarne Wody zaczynają się burzyć i gwałtownie nacierać; w innych wypadkach napór, choć nieustanny, jest "spokojniejszy". Niemal na pewno Czarność tak samo reaguje na mieszańców. Z Kalladami sprawa jest trudniejsza, ale wydaje się, że prawdziwi Samozwańcy budzą taki sam gniew co Pierworodni.
Herdainowie nanieśli Czarność na swoje mapy i od tej pory starają się zaznaczać wszelkie pływy oraz lokalizować zagrożone lądy i wyspy. Dziwaczna cecha istot tej rasy, nieodróżnianie Czerwieni od Błękitu, w tym wypadku okazała się zbawienna. Ogólnie bowiem, chociaż Czarne Wody rozlewają się po morzach Innego trawiąc nieskończone miejsca o których nigdy nie słyszał żaden Prawdziwy wędrowca, to czasami (niezwykle rzadko na szczęście) mieszają się z falami Czerwieni. Sześciokrotnie Czarność pojawiła się na Kontynencie; między innymi na Kartaldorze, kładąc kres Erze Lugali, oraz na Morzu Szmaragdowym, pustosząc wybrzeże Halrua. Wielu sądzi, że sczerniałe morze które natarło na flotę i porty Maddox w wojnie z Demonami Mroku było właśnie Czarnością. Za każdym razem Herdainowie starali się uśmierzyć zniszczenia, przemóc, przesilić kataklizm; Czarność zrodzona w Błękicie nie może zdzierżyć ostrości Ziemi Prawdziwej i, jeśli nie ma dość "pożywki", niszczeje lawinowo. Tylko raz jeden na czerwonej ziemi doświadczyli jej Pierworodni: Ver'kar na Martwym Bezkresie, "Ziemi-po-Wodzie", wspomnieniu zabitego oceanu. Błyskawiczna akcja wszystkich rodów ocaliła Bodlar'nir, ale zniszczenia były okropne (1). Herdainowie pozostali na Gladmie.
Bardzo długo samotnie dzierżyli oni wiedzę o naturze Czarności. Pomimo wysiłków Synów Ksenelitu, Pierworodni obezwładnieni klęską Senkrationu nie chcieli ponownie "rzucać się w Błękit". Wiedziano przecież, że Herdainowie postrzegają Istnienie inaczej niż pozostałe rasy, że trzeba by było zorganizować własne wyprawy dla potwierdzenia ich wniosków. Nikt nie miał na to sił. Ver'kar wycofały ocalałe raknary tak blisko prawdziwej ziemi, że kilami uderzyły o drugą stronę Nieba; Tanelfowie i Lud Lacrimy chcieli po prostu zapomnieć. Rafaici polegli albo powrócili w Otchłań, Vidowie, z przerażeniem obserwujący wyrwę Niebieską, byli gotowi uciekać z Mythii (2)
 
Nic żywego nie może na dłuższą metę przetrwać w Czarności, w Czarnych Wodach które spłukują nawet kamienie


(1) Massal byli przez pewien czas osłabieni jak nigdy dotąd. Bardzo możliwe że właśnie ich potęga (magia) ściągnęła Czarność. Czas trzeba ustalić; niekoniecznie jednak Imperium wykorzystało go "produktywnie". Może Horrory zdołały zakamuflować swoją porażkę? Okres upadku Bodlar był najświetniejszym czasem Ran'nir, okresem dominacji należącym już obecnie do przeszłości (chociaż Ver'kar które zaznały wtedy "władzy całkowitej" nadal żyją i pamiętają...)
(2) Klątwa Rafaitów ściąga ich w Otchłań, za Rafa-mur który sami zbudowali.
Przez wiele stuleci po Senkrationie, mythijscy Vidowie obawiali się że Klątwa stoczy im się z nieboskłonu na głowy. Rasa utraciła wtedy wiele swoich najcenniejszych Kolekcji, wysłanych troskliwie naprzód, do miejsc (jak się okazało, nie dość) bezpiecznych. 
« Ostatnia zmiana: Kwiecień 22, 2009, 06:49:59 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration
« Odpowiedź #6 dnia: Marzec 10, 2009, 12:14:21 pm »
cdn niedługo. To dopiero początek wielkiego dzieła, którym jest wprowadzenie Piratów Czarnych Wód do SOŁPa!!! Haaa!
Jeśli jakieś sformułowania są niejasne, koniecznie piszcie.

El Lorror!

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 1680
  • You're so poke-poke!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration
« Odpowiedź #7 dnia: Kwiecień 22, 2009, 03:03:35 am »
W sumie, jak czy tam to po raz któryśtam, nie rozumiem drugiego przypisu, tj jaki jest tu związek między Rafaitami a Vidami?
"To wspaniałe - grać kimś wspaniałym"

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration
« Odpowiedź #8 dnia: Kwiecień 22, 2009, 06:50:40 am »
Nie ma związku; jeden przypis dotyczy osobno dwóch ras. Walnąłem ENTERA, powinno być ok.

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration
« Odpowiedź #9 dnia: Maj 15, 2009, 12:09:00 pm »
Płomień Niespożyty albo Wieczne Ognie
Niezwykle wartościowy towar z Innego. Kiedy wodzowie Pierworodnych otworzyli horyzonty na Pole Senkrationu, anarcheia od mocy ich pragnień zapłonęła żywym ogniem. Nawet po tysiącach lat żaden z tych płomieni nie wygasł; niektóre pochłonęła Czarność, ale mnóstwo ciągle istnieje. Ostrość prawdziwej ziemi ich nie narusza; niemowlę "wykąpane" w Ogniu, gdy dojrzeje będzie miało siłę by iść za swymi pragnieniami. Śnienie przy latarni w której tańczą Płomienie jest bezpieczne; żadna siła Błękitu (Aratha) nie tknie śniącego. Wpatrywanie się sploty Ognia wyzwala umysł z okowów Tradycji. I wreszcie właściwość najdziwniejsza: jeśli Płomień dotknie zwykłego, energetycznego ognia - roznieca w nim jeszcze większy żar i czyni wyjątkowo trudnym, lub nawet - niemal niemożliwym - do ugaszenia... W Błękicie badim używają Ognia do rozjarzania swoich pochodni z którymi przekraczają granice prawdo-podobieństwa.
« Ostatnia zmiana: Styczeń 03, 2010, 06:24:12 pm wysłana przez Bollomaster »

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration
« Odpowiedź #10 dnia: Czerwiec 01, 2009, 07:23:36 pm »
Albiończycy mogliby używać takich zabezpieczeń zamiast układać się z Arathą...
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration
« Odpowiedź #11 dnia: Czerwiec 01, 2009, 09:39:25 pm »
Nie ważyliby się tego spróbować teraz, czy w dawnych czasach przed Sarucydem... Tak, śniąc byliby bezpieczni w "nocnej porze", ale Xeld płynie przez horyzonty, a jego kapitan zna szlaki przez Niebo na prawdziwą ziemię i arathańska flota nie boi się jej ostrości. Zamurowani ludzie już kiedyś chodzili po Albionie i miejmy nadzieję że nigdy nie wrócą; jedynym gwarantem jest tak naprawdę Sarucyd.
Choć to dziwna sprawa, bo członkowie niektórych rodów (min. Bianco Margerid i Amber) płacą bajecznie za każdy Płomień - ale co z nimi robią potem? Zupełnie nie wiadomo. Prawdopodobnie w tajemnicy prezentują je potem Pierworodnym, szczególnie Tanelfom, dla których Ognie mają wartość nieocenioną.

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration. Scripaltok
« Odpowiedź #12 dnia: Grudzień 30, 2009, 11:32:08 pm »
Mógłbym tak pisać bez końca. W tym wszystkim Ver'kar i Herdainowie wydają się najlepiej przystosowani, ich bezwzględność, kontrola podświadomości czy wreszcie bezgraniczny zapał i upór. Wg. mnie to są prawdziwe przyczyny ich mocy i potęgi, nie jakieś zdolności, spalanie czerni, konstruowanie mega-giga sprzętów etc. Tanelfowie zdają się mieć bardziej ludzką naturę. Natomiast Vidowie mają ją w pełni. Za młodu posiadają wielkie aspiracje, zapał, z czasem to wszystko maleje rozbijając się o kolejne napotykane przeszkody. Ich wielkie ambicje zamieniają się w wielki ból i rozczarowanie. Tylko jednostki przebijają się dalej. Duża część szybko się wycofuje, woli nie zostać złamana, wybiera proste i łatwe, acz szczęśliwe życie.
Prawda, ale trzeba pamiętać że Vidowie to istotnie nie Tanelfowie - nie ciskają się w przeciwności głową naprzód na fali emocji - nie Herdainowie, zdolni kruszyć uporem wszystkie przeszkody. Kiedy ziemia ucieka spod nóg, krew wrze w żyłach, a wróg tryumfuje większość Vidów umyka na z góry upatrzone pozycje. Ci nieliczni natomiast co podejmują walkę - toczą ją na Inny, swój własny sposób, którego nie można nazywać inaczej niż "natchnionym szaleństwem". Są nieustępliwi i zapalczywi, wyrachowani niczym Ver'kar - a jednocześnie osobliwie oderwani od świata, wybierając te jego elementy które akurat, tu i teraz im grają (jeśli czytaliście "Czas Wodnika" wiecie o czym mówię). Ta dzika taktyka, lub raczej hazardowa intuicja wiedzie Vidów przez wspaniałe zwycięstwa i straszliwe klęski. Nie wiem, czego w historii Błękitnego Ludu jest więcej, ale akurat ten fragment, cząstka Legendy Senkrationu, należy do tych pierwszych i bardzo wiele mówi o metodach działania i mentalności Vidów. (Na wszelki wypadek przypominam, że w czasach o których mowa, Vidowie byli wolni od Klątwy, a Oko ciągle trwało w Twierdzy).

Zdarzyło się w pierwszym roku Senkrationu, że wokół Vida zwanego Rekinej powstała Hierata.
Była to Hierata nie tylko Wojenna, ale również bardzo dziwna, gdyż Rekinejowi wcale na niej nie zależało i do niczego jej - jak twierdził - nie potrzebował. "Potrzebuję, rzeczywiście potrzebuję - mawiał - kilku dekad spokoju. Pragnę teraz tylko leżeć w miękkim puchu na stokach Kaize i śnić, śnić o Błękicie! Zmęczony jestem, styrany jestem młodziki; was jeszcze na świecie nie było, a ja już to, tamto i owamto..." Teraz następuje długa, żwawa wbrew deklarowanemu znużeniu, opowieść jak to Rekinej, młody-dumny Vid giermkował Victorowi w siedemdziesiątym szóstym, jak razem z Elkolnem z Herdainów przemierzali Inne, do spółki z Piktami gromiąc sklavery... I tak dalej, i tak bliżej: ogółem ponad trzysta lat (nie licząc czasowych galimatiasów po nieba drugiej stronie!) ciężkiej służby Sprawie Przymierza. A Hieratnicy słuchali, chłonęli i słuchali; lecz co to byli za Vidowie?
Vidowie Vidów, vidowskie marzenie ucieleśnione, sen o kresie wojny, spokoju, wolnej esencji - oto kim byli - "Aize Imel", Nietknięte Pokolenia, zalążek nowego społeczeństwa. Błękitni Ludzie nigdy nie tknięci srogością Zamieci, okrucieństwem Zmagań, nieznający drylu dyscypliny, wojennych poświęceń - serce vidowskiej rasy, która, niewinna i czysta, tak właśnie by wyglądała gdyby nie Sidard. Legenda jak wzburzone morze krwi, czarnym przybojem wielokroć uderzała przez granice w głąb Mythii - ale Jasnomagia Vidów nieodmiennie stała na straży tych beztroskich istot, tworząc, dzierżąc bezpieczną enklawę. Niecierpliwość! Nie ma innego wyjaśnienia tego fenomenu; chociaż gorzała Gwiazda i Pierworodni po całym świecie zwoływali się do walki, Vidowie chcieli mieć tu i teraz koniec tego bezlitosnego szaleństwa. Pamiętajcie, oni od dobrego pół tysiąca lat nie wiedzieli już czym jest Klątwa; gnębiła ich w snach, w badimstwie, w Błękicie lecz nie w czerwieni. W Legendarnym czasie nie było wspanialszej od Vidów rasy; prawdziwie nieśmiertelni, wolni od tharshias i desperacji. Oczywiście, rozumieli że zrzucenie jednej Klątwy to tylko etap na krzyżowej drodze, bynajmniej nie koniec - dlatego bez wahania, na samym początku Legendy weszli do Przymierza. Z drugiej jednak strony było zmęczenie, sen i pragnienie spokoju, a wszystko zaprawione - Niecierpliwością. Dlatego, w dwunastym wieku Vidowie w wielkim losowaniu wyłonili linię Aize Imel i zaprzysięgli że będą ją chronić bez względu na cenę. Nietknięci żyli więc sobie na górze Kaize, rzadko odwiedzani, w towarzystwie dość licznej grupki vidowskich callada. Jeszcze kilkunastu starych weteranów - wojennych wyg z których nie dałoby się już nawet postawić muru - czyste niebo, łagodna pogoda, tysiąc możliwości, tak wyglądał cały ich świat. Nie wiedzieli o dziesięciu legionach, o nieustannej straży, nie wiedzieli że wysoki przestwór błękitny to w rzeczywistości badimska tkanina (lub może był to puchar jakiegoś boga, ustawiony do góry nogami) kryjąca straszliwą wyrwę-w-niebie. Wielu rzeczy nie widzieli, także tego że weteranów którzy się tutaj
« Ostatnia zmiana: Styczeń 10, 2010, 10:43:07 pm wysłana przez Bollomaster »

El Lorror!

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 1680
  • You're so poke-poke!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration
« Odpowiedź #13 dnia: Styczeń 02, 2010, 11:29:09 pm »
Cytuj
Oko ciągle trwało w Twierdzy
Jedno pytanie: szto to? lub gdzie pisze o tym?
"To wspaniałe - grać kimś wspaniałym"

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Senkration
« Odpowiedź #14 dnia: Styczeń 03, 2010, 07:58:54 am »