... Przez siedem tysięcy księżyców błąkać się będzie wśród zwątpienia i rozpaczy i cudów straszliwych lecz zachowa wolę swego ojca, zachowa krew matki.
... Gdy przyjdzie wybierać, wyciągnie ręce i pozwoli się spętać; pięć razy po sto lat strawi w niewoli Urbada, w znoju i trudzie na służbie Arathy – ratując tym czynem Panny z Seirindali.
... W Twierdzy Ostrzy zaśmieje się z Ahmi Almutim, Raną Almutu, lecz losu jego dzielić nie będzie!
... Przez pełnych lat siedem na marzeń ścieżynach tarczą będzie Szervalirów i mieczem.
... Odnajdzie Cathurię i licznymi laty będzie przemierzał jej place tęczowe i wieże ze złota, daremnie szukając tego co nosi pancerz ukuty z milleniów, wzmocniony wiekami, zdobny sekundami.
... Przez sto i jedenaście lat będzie śpiewał pieśni na salach Inröka i w zdrowiu je opuści.
... Noc daruje mu rumaka co szybszy od Zmierzchu, jak Mornholt niezłomny, niż Nerhegaid piękniejszy, Torvellina, który widział wskroś światów i biegł poprzez cienie.
... Będzie tropił i łowił bestie w Wiecznym Kalydonie, gdzie pogromiwszy Lwy Hezaggonu sławę sobie nieśmiertelną zdobędzie.
... Przed Dworem Jesieni na kopie się zetrze z Blainem Bardingiem i na rycerza go potem pasuje.
... Tysiąc Smoków miecz mu przekuje na nowo, wbijając w ostrze i jelec gradowe burze Błękitu.
... Na grzbiecie iskiernika wzleci do Sadhisaji; tysiąc okrutnych a ciężkich lat tam przepędzi nim wreszcie i w końcu stopę postawi na drodze do domu...
Król powrócił do swoich ludzi, lecz oni go nie poznali. Przez długi czas wśród nich mieszkał, z nimi pracował, dzielił ich smutki i szczęścia... I chociaż jego oczy oglądały cuda niezliczonych światów, i chociaż jego słowa były prawem, i chociaż w rękach miał władzę niszczenia – zachował zdolność i chęć rozumienia.
Pojął więc, że tanelfowie stali się ludem osiadłym i miłującym pokój. Zasiedlili rozległe ziemie między górami a morzem. Wytyczyli granice według uznania, dalej nie sięgając czy to myślą, czy spojrzeniem. Bez żalu zrezygnowali ze wspaniałości Drugiej Strony, ze swego dziedzictwa. Sny które śnili były słabe i ulotne. Ich uroda ściemniała, wola osłabła, krew stała się czerwona, oczy straciły blask, ręce sprawność. Król dobrze wiedział że taka jest cena pokoju, i widział jak płaci się ją bez żalu.
On jednak nie mógł. Przez setki lat żył w wiecznej wojnie; jego charyzma, odwaga i sprawność bitewna wraz ze wszystkimi siłami w ciągłej próbie, wyzwania piętrzące się jedno po drugim; żołnierze najdumniejszej z ras dzielący jego zamiary, jego woli wierni; mocarni wrogowie... Tego chciał król i tego mieli chcieć poddani – nawet wbrew swym pragnieniom.
Udał się na równinę – na północy ostatni szczyt gór, na południu przybój morza wewnętrznego – i rozkazał stolicę. A gdy przebrzmiało echo jego głosu, król zasiadł na tronie i nie musiało upłynąć dużo czasu, a zaczęli przybywać tanelfowie. Oddawali hołd Victorowi i wielu wybrało życie w Ader-Thadden, w pełnym blasku jego majestatu. Pojawił się również jego syn, lecz niemiły był ojcu. Wezwał następnie ostatnich rycerzy dawnej epoki. Zebrali się licznie, a wśród nich najdoskonalsi, jaśnieli urodą Kerneolici o niespożytych duszach, którzy wieki temu walczyli w strugach białego ognia, osłaniając króla na Zębatej Przełęczy. Długo ucztowali i długie noce przegadali, bo należeli do tych niewielu co wciąż jeszcze dobrze pamiętali Victora; ze szczególną uwagą łowili napomknienia o jego matce i żonie, lecz nie zdołali stwierdzić czy nadal ją kocha...
Rozpoczął Victor panowanie od zebrania wieści ze świata – co potrwało dość długo – i głębokiego, rozważnego namysłu, choć zdarzyło się kilkakroć, że dał się ponieść emocjom. Kiedy usłyszał jak zachodniej granicy strzegą wojska śmiertelników zza rozległego morza, z wielkim trudem powstrzymał wybuch gniewu. Przez wiele dni niebo nad górami było czarne i groźne, kipiące od burz – ostatecznie jednak rozproszył je wiatr. Podobna łaska nie stała się udziałem ludu Nimgotów, który zasiedlił krainę rozciągniętą między jeziorami Nuar i Powlock. Rozkaz Victora odebrał im wodę – i na zielonej ziemi musieli cierpieć męki posuchy; odebrał im powietrze – i umierali z gasnącym oddechem i wypisaną na ciałach grozą; odebrał im ziemię – i ziemia wypluła ich trupy, tak że stały się pastwą padlinożerców. Dużo czasu upłynęło zanim tanelfowie zamieszkali tam ponownie.
Następnie król udał się w podróż po swoim królestwie, odwiedzając wszystkich tych, którzy nie stawili się na jego rozkaz; była to wcale pokaźna liczba. Ciemną porą zajechał pod Kuiad Tiplavi, Wieżę Łabędzi, i rozmawiał z jej panem, Tangerem Wielu Barw, który zgodził się służyć Victorowi w zamian za Torvellina; król odjechał stamtąd w wyśmienitym nastroju. Skierował się ku iglicy Oristanu i razem ze Słońcem stanął na Rismirze, gdzie już od pięciu pokoleń żyła w swojej samotni Aura-Albarune; na początek obiecała, że niedługo odwzajemni mu się wizytą w Ader-Thadden. Później przybył do Mir-a-Num i zjadł poranny posiłek razem z jego władczynią, Hernalią Ravelon, która stwierdziła, że za jakiś czas przekaże mu swoją decyzję. W Irionette spotkał, między innymi, Arquina Żeglarza, Mordena zwanego Baural oraz Akollana Kerneolitę; każdy z nich, a szczególnie Akollan, był nadzwyczaj wyniosły – nie dziw więc, że wzburzyła się krew Victora. Jego następny gospodarz, Lauthandel Valonar poprzysiągł mu wierną służbę na wieki już na schodach do bram Arvestinu. Potem król udał się na południowy-wschód. W nieżywym lesie zaatakował go Orsen Stal-mistrz; król darował mu życie i bez słowa pojechał dalej. Rozmawiał z Shizunem, czarnoksiężnikiem mieszkającym w jeziorze Khelef, i nad jeziorem Tarait odebrał hołd od Nemmary. Później był zmuszony bezowocnie szukać Illubainy; w końcu usiadł pod drzewem, ujął harfę i zaczął śpiewać o szmaragdowo-złotej Cathurii. Nie wiedzieć kiedy, Illubaina wyrosła wprost przed nim; wjechał na jej cieniste aleje i obiadował z jej panią, Dorol Inion Siedmiu Barw, która uznała w nim swego króla. Odpoczął trochę i ruszył dalej. Gdzieś w drodze, na drżącej od żaru ziemi Sol-Bayrunu, pod Księżycem płonącym na tle fioletu, napotkał tanelfa w objęciach śmierci. Victor odegnał ją. Tanelf, zwany odtąd Skorpionem, podziękował mu powściągliwie i udał się w swoją stronę. Na Goun Carra przyjął hołd Izritzy, która nie zwlekając zaczęła formować pierwsze oddziały regularnych armii. Dużo czasu spędził oglądając pałace Gervinionu w towarzystwie ich władcy, dumnego Railinda, który przyznał mimochodem, że myśli o odwiedzeniu Ader-Thadden; później król pojechał w głąb zatoki Nerf. Tam przyjęła go tanelfka zwana Sirise il Maro i bez wahania oddała się mu -- na służbę.