Autor Wątek: Bitwa w Cieśninie Shumar  (Przeczytany 144 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Bitwa w Cieśninie Shumar
« dnia: Październik 03, 2008, 01:13:01 am »
W 645 roku III Ery w Cieśninie Shumar doszło do jednej z najsłynniejszych bitew morskich w dziejach. Piraci kartaldorscy, po raz pierwszy zjednoczeni w tak wielkiej liczbie od Czasów Lleu Bherlodda, pod wodzą Evrego (wielu błędnie uważa, że to wtedy zdobył swój przydomek) rozbili połączone floty Związku Morskiego: Halrua, Kelanei i Ossentharu. Wydawało się, że nic już nie przeszkodzi lugalowi w spełnieniu zemsty – spaleniu Satawii, w odwecie za śmierć na którą Pałac tego miasta skazał Leidę, jego siostrę krwi. W tej sytuacji Kelanea i Halrua zdecydowały się wpuścić na Morze Białe szaran; Evre nie podjął walki, wycofał się. Szaranie kontynuowali pościg, płynąc w stronę Cieśniny Shumar i Interioru – powstrzymał ich nieznany szerzej Krąg magów (halruańskich?), który zaczął zamykać cieśninę, grożąc pajęczej flocie zmiażdżeniem. Szaranie cofnęli się i pozwolili odesłać z powrotem na Morze Szmaragdowe.
Trzy mocarstwa sprzymierzone były w tak zwanym Związku Morskim tylko oficjalnie – w rzeczywistości jednolite dowodzenie było iluzją. Na przeszkodzie stały dawne animozje, które teraz znalazły ujście, oraz monstrualne rozmiary samej floty (do kierowania jej manewrami potrzeba by prawdziwego polikratesa, nie tytularnego z Kelanei). Co więcej, nad ossentharskimi siłami, stanowiącymi 3/5 armady, objął osobiste dowodzenie sam Monarcha, Asarhaddon, który zamierzał zmienić pościg za rozbitymi piratami w ossentharski rajd na Kartaldor w celu zdobycia wysp nieobjętych Szachownicą (= niepodlegających Lordowi Szachownicy). Jak na młodego i nie bardzo doświadczonego wodza (objął tron w 642, urodził w 615) sprawdził się w tej bitwie bardzo dobrze; Ossentharczycy walczący u stóp jego żelaznego tronu zadali piratom największe straty. W końcu jednak musieli ulec, atakowani ze wszystkich stron, po tym jak flota Kelanei uciekła, a halruańska, częściowo rozbita, się wycofała. Ossentharska armada została niemal całkowicie unicestwiona. Asarhaddon przeżył cudem, razem z trzema rycerzami znalazł się na wybrzeżu Lagemonium (czy raczej Skandazaru), oddzielony od Monarchii morzem pełnym szaran – a potem statków kelanejskich i halruańskich. Dwaj z tych rycerzy postanowili wydać władcę Halruanom – zostali jednak pokonani i zabici przez trzeciego, Seygana, Rycerza Łańcuchowego który dochował wierności. Z jego pomocą Asarhaddon przedostał się przez Halrua, Kelaneę, Nunarnę – aż do pogrążonego w chaosie Ossentharu. Obiecali sobie, że marzenie o które walczyli zwycięży. Seygan otrzymał Przywilej Nieśmiertelności (śmierć, słabość, starość dotykają niewolników, nie ich pana), przez pewien Czas był czczony niczym Bóg. Po kilkunastu jednak latach ich drogi się rozeszły. Ossenthar był osłabiony, Asarhaddon musiał oprzeć się na krasnoludach z Gildii oraz ich sojusznikach – Seygan pozostał zwolennikiem starej magii swego kraju; obecnie żyje w zapomnieniu, w rodowej Setsarze.
Po stronie Ossentharu walczył także ród Helial, mający w żyłach krew elfów. W VII wieku Helialowie byli potężni, szeroko skoligaceni, mieli ziemie w Aldorze, Nunarnie, Ossentharze i Kelanei. Wzięli udział w bitwie wbrew woli ówczesnego króla Aldoru. Gdy klęska zawisła nad ossentharską armadą, rycerze Helialów uciekli, unikając hekatomby. Znienawidzeni w Ossentharze, niechętnie widziani w Aldorze, pogardzani w Kelanei – z Czasem skarleli, utracili znaczenie. Ostatniemu z rodu, Erdisowi, został już tylko zaniedbany pałac w Argavie i renta z kilku wiosek. Zginął gwałtowną śmiercią w 1027 roku, wraz z nim wygaśli Helialowie i „wiele Gwiazd”.
Bitwa toczyła się przez pełne trzy dni i połowę czwartego; w ulewnym żarze bezchmurnego Słońca kilkaset tysięcy ludzi kotłowało się na pokładach setek galer, galeonów, latających fregat, niszczycieli... Podobno ścisk w końcu stał się tak wielki, że można by było przejść suchą stopą z jednego brzegu cieśniny na drugi. Evre i inni kapitanowie z Kartaldoru przygotowali się do tej rozprawy doskonale; destruktywnej potędze ossentharskich niszczycieli i pancerników przeciwstawili srebrne tarcze kowane przez Światłomistrzów z Krain Południa, rozszczepiające wrogie zaklęcia na gamy. Halruańskie i kelanejskie działa obrony wybrzeża, potężne, wielkie jak zamki siły, miotające niszczycielskie pociski na dziesiątki kilometrów zostały oszukane przez znawców wielosztuki z Gano-dann... Właściwie aż do spotkania obu flot Kartaldorczycy mieli przewagę – pokonali niemal bez strat zewnętrzne pasma umocnień wroga. Bezpośrednia walka była o wiele cięższa. Największe straty Kartaldorom zadali Rycerze Łańcuchowi; zakuci w gigantyczne, czarne i purpurowe zbroje, otoczeni i poskuwani z dziesiątkami giermków-niewolników, niewrażliwi na ogień i inne wrogie energie, wyrywali maszty i ciskali nimi jak włóczniami, przebijając nieprzyjacielskie okręty. Ich wola mordu była tak wielka, że drewno szarzało i kruszyło się im pod pancernymi stopami; ogień wygasał, wiatr zamierał, a ludzie ginęli na sam ich widok. (Nawet Evre w walce z jakimś bezimiennym Rycerzem z trudem obronił życie, a straszliwe cięcie które rozpłatało mu udo nie zagoiło się całkowicie już nigdy). Gdyby bitwę rozegrano na stałym lądzie nie mogliby przegrać; na wodzie, walcząc z największym poświęceniem i tak nie byli w stanie używać pełnej siły, a całe setki zatonęły w głębinach Morza Białego. Gdyby Halrua zdobyła się na większy wysiłek, gdyby jej magowie skuli mrozem fale – bitwa zapewne potoczyłaby się inaczej.
Z drugiej strony to właśnie Halruanie, za Ossentharami, przelali najwięcej pirackiej krwi. Było wiadome, że flota Evrego nie posiada jednostek latających – dlatego Halrua zdecydowała się wysłać niwelator w eskorcie kilkunastu lekkich fregat. Były to znaczne siły, ale nie przystosowane do odpierania abordażu. Jak się po niewCzasie okazało, Evre zdobył pomoc Gederiona, Prawodzierżcy który podjął tradycje Aymera. Dzięki Gederionowi, pokładowi zaklinacze wiatrów zdołali wznieść kilkanaście kartaldorskich karawel w górę pod niebo, nad głowy zmartwiałych ze zdumienia i przerażenia walczących – a cóż dopiero gdy statki runęły spod nieba. Bardzo wielu ludzi – po obu stronach – zginęło wtedy, bez szansy na ratunek, w tej liczbie także ci, co nie zdążyli przedrzeć się ze swoich na halruańskie statki. Ostatecznie, aby ocalić choć część powietrznej armady, Halruanie musieli się wycofać. Piraci zdobyli niwelator i dwie fregaty (niwelator, Lunaris, dawniej zwany na Kartaldorze "Strąconym Słońcem", stał się częścią Zulfi).
Wielu ejren uważa, że był to tylko jeden z wielu epizodów, jedna z manifestacji Mocy potężnego Prawodzierżcy jakim był i jest Gederion. Cała bitwa, wszystkie niezliczone starcia, byłyby wynikiem krucjaty w której jego Prawo mierzyło się z wolą Związku Morskiego, a która w rzeczywistości została stoczona na “dwóch drogach” - w toku starodawnej gry planszowej.
Z Kartaldoru, pod sztandarami Evrego, wypłynęło przeszło czterdzieści tysięcy ludzi. Wrócił co czwarty. Nie było chyba takiej wyspy na czterech ramionach Krzyża na którą nie padłby cień śmierci. Prawdziwym zwycięzcą bitwy w Shumar był Albion. Wielu najlepszych, najbardziej opornych thartanów zginęło, a mieszkańcy archipelagów przekonali się że Czasy Złotego Admirała odeszły już w niepamięć. Nawet tak liczny sojusz potęg kartaldorskich nie był w stanie sprostać wyzwaniu które przed sobą postawił – Satawia stoi przecież po dziś dzień. Co więcej, ucieczka (wycofanie się) piratów w obliczu szaran zarysowało ich sławę; wielu desperatów i awanturników którzy zamierzali działać na Kartaldorze, udało się gdzie indziej – i dzieje się tak do teraz. Ossenthar, osłabiony, musiał porzucić swe śmiałe morskie aspiracje. Prestiż Kelanei ucierpiał; kraj pretendujący do władzy nad północnymi wodami, dysponujący najlepszą flota w regionie, nie tylko nie był w stanie skutecznie działać w ramach Związku Morskiego, ale musiał się odwołać do przerażającego i niepewnego „sojusznika” (na tym tle w Satawii przez wiele lat wrzało; echa tych konfliktów brzmią do dzisiaj). Jedność Związku Morskiego została ostatecznie rozbita (czy raczej: jego rozbicie stało się jasnym). Samotna Halrua nie była w stanie dłużej konkurować na morzach z Albionem. Hegemonia Wyspy Mew została ponownie utwierdzona - na ponad trzy i pół wieku.
« Ostatnia zmiana: Kwiecień 15, 2010, 04:27:23 pm wysłana przez Bollomaster »