Autor Wątek: Kroniki rodu Serceaha  (Przeczytany 204 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Kroniki rodu Serceaha
« dnia: Grudzień 24, 2008, 01:53:57 pm »
Kroniki rodu Serceaha

Fergus urodził się pierwszego dnia [260] roku. Był synem Logdre Cardu [Pan Rudego Brzegu] i Tharguin [Związana Słowem]. Mieszkali w Cardlos, na szczycie urwiska zwanego Ostrzem. Mieli tylko trzy statki i dwie setki ludzi, jednak ich osada była położona tak że łatwo mogli się bronić. Pewnej nocy rozpętała się straszliwa nawałnica; Logdre był wtedy na morzu. Utonął, a jego statek, Cardyoll [Czerwony Koń], został rozbity w drzazgi. Trzydziestu ludzi załogi postradało życie. Starcy powiadają, że wtedy urodził się Fergus. Był wychowywany przez Hrola, starego towarzysza jego ojca. Szybko dorastał; był rudowłosy, a gdy miał piętnaście lat nie było nikogo kto byłby mu równy pod względem sił ciała i ducha. Łatwo wpadał w gniew; ludzie bali się go i bardzo szanowali. Pod jego rządami Cardlos rozwijało się.
Pewnego razu nadeszło straszliwe nieszczęście; Fergus miał wtedy szesnaście lat. Dowodził zbieraniem drewna wyrzuconego przez morze; był o dzień drogi od osady. Wtedy zaatakowały ją karły z plemienia Nidramm. Było to czterech wojowników i jeden zaklinacz skał. Bez litości wyrżnęli wszystkich którzy tam byli, osiemdziesiąt osób, w tym brzemienną żonę Fergusa, Dyol. Gdy Fergus wrócił o wszystkim powiedział mu Hrol; karły przykuły go do skały przewlekając łańcuch przez pierś. Gdy skończył mówić umarł, a towarzysze Fergusa uciekli. Długo musieli biec żeby przestać słyszeć jego krzyk. Po dziewięciu dniach odnalazł ich; nie miał prawego oka, a wyraz jego twarzy był przerażający. W dłoniach ściskał potężny topór o ostrzach w kształcie półksiężyców, wykuty jakby z kamienia. Sam jeden odszukał karły; zarąbał dwóch co było wielkim wyczynem, bo obaj byli wojownikami; pozostali uciekli i wkrótce zmarli z ran. Tak Fergus pomścił swoich ludzi. Starcy powiadają, że broń którą tego dokonał dały mu duchy zabitych. Takie są początki Dib-Fergal [Fergusowego Topora], używanego po dziś dzień przez głowę naszego rodu. Od niego i od gniewu Fergusa pochodzi nasze miano: Serceaha [Krwawy Gniew].
Wieść o wielkim wyczynie Fergusa rozeszła się szeroko i wielu ludzi przybyło do niego szukając ochrony. Stał się teraz wielkim władcą; założył nową osadę na Halkedron, wyspie oddalonej od brzegu o pięć węzłów. Miał sześć statków i około czterystu ludzi. Chociaż jego bogactwo i znaczenie ciągle rosły był ponury i często zabijał bez powodu. Tak minęło pięć lat.
Pewnej nocy Fergusa nawiedził sen; ujrzał białą wodę i białą skałę. Do jej szczytu był przymocowany złoty łańcuch – to była cuma podniebnego statku. Lina i statek świeciły jak wschodzące słońce. Nagle wszystkie mewy siedzące na wodzie i skale poderwały się w górę i Fergus obudził się. Od razu wziął pięćdziesięciu ludzi i wszedł z nimi na statek. Noc była czarna, morze wzburzone, nie było widać gwiazd. Płynęli bardzo długo, wiosłując bez wytchnienia. W końcu dostrzegli przed sobą blask; wszystko wyglądało tak jak we śnie Fergusa, ale nigdzie nie widać było mew. Wdrapali się na skałę, a później po łańcuchu na pokład statku – był to wielki wyczyn, bo statek unosił się ponad pół węzła nad morzem. Starcy powiadają, że sześciu ludzi spadło. Na pokładzie ujrzeli niesamowite cudowności; dla wielu rzeczy nie znajdywali nazw. Wtedy zaatakowały ich potwory. Było ich dwóch, wyglądali jak olbrzymi ludzie. Mieli na sobie czerwone, wężowe zbroje, a każdy dzierżył wielki, świetlisty miecz. Fergus rozkazał swoim żeby zatrzymali jednego, sam jeden ruszył na drugiego. Pierwszy potwór rozciął w pół pięciu ludzi za jednym zamachem, ciosy odbijały się od jego zbroi, był tak wysoki że nie mogli sięgnąć oczu. Tymczasem Fergus jednym skokiem wskoczył na burtę; była ona wyższa od niego. Wziął rozpęd i skoczył uderzając Dib-Fergalem znad głowy – cios był tak potężny, że potwór musiał go sparować; gdyby przebił Fergusa cios spadłby mimo to na jego głowę. Dib-Fergal uderzył ze szczękiem w jego broń i rozciął ją; rozległ się niesamowity dźwięk. Wtedy Topór spadł na głowę potwora. Cios nie zabił go, ale ogłuszył i powalił. Starcy powiadają, że miecz był wykuty z najtwardszej stali znanej w Zamorskim Kraju i wzmocniony wieloma zaklęciami; jego odłamki są cenną pamiątką rodu. Ahad [prawe ostrze Dib-Fergala] pękło od tego ciosu ale zrosło się; do dziś jest na nim szara rysa [obecnie już jej nie ma]. Fergus pognał w głąb statku; pierwszy potwór chciał go gonić ale ludzie zdołali go zatrzymać. Zostało szesnastu gdy nagle potwór znieruchomiał. Po chwili wrócił Fergus; w jednej ręce trzymał kobietę o niesamowitej urodzie, w drugiej Dib-Fergala. Z ostrza kapała błękitna ciecz. Ciągle trzymając kobietę Fergus rozrąbał pierwszego potwora wpół, a drugiemu odrąbał łeb; ich krew była czarno-czerwona. Tak pomścił swoich ludzi. Z wielkim trudem zeszli po linie, byli zmęczeni ponad miarę. Starcy powiadają, że nie wzięli niczego ze statku. Wtedy Fergus rozciął jednym uderzeniem złoty łańcuch i stracił przytomność. Nie puścił jednak ręki kobiety. O poranku zobaczyli Halkedron i wtedy Fergus odzyskał zmysły. To co zostało dokonane na tej wyprawie wszyscy uznali za największy wyczyn Fergusa. Minęło trochę czasu.
Wiele razy próbował z rozmawiać z kobietą, ale ona milczała. Nie jadła i nie piła, była cały czas nieruchoma. Dla wszystkich było jasne, że Fergus jej pragnie. Stał się niespokojny; miał złe sny i mówił, że zbliża się śmiertelne niebezpieczeństwo. Mówił także, że zrobiłby wszystko, żeby ta kobieta była jego. Pewnej nocy - było to trzydzieści cztery dni po walce na statku - w osadzie pojawił się niesamowity przybysz. Chciał rozmawiać z Fergusem. Przypominał karła, miał czarne włosy oraz brodę i dziwną, cienistą twarz. Starcy powiadają, że oczy miał jak u węża. Rozmawiali na osobności, krótko. Fergus wziął pięćdziesięciu ludzi, karła, kobietę i wszedł na statek. Płynęli w stronę brzegu, potem na południe. Po pewnym czasie dostrzegli wielką jaskinię; widzieli ją pierwszy raz w życiu. Wpłynęli do niej, było tam duszno i czarno; morze za ich plecami całkowicie ucichło. Starcy powiadają, że ludzie zaczęli odchodzić od zmysłów ze strachu. Fergus chciał zapalić pochodnię ale karzeł zabronił mu; jego głos był straszliwy, tak jakby dziewięć głosów mówiło z wielkiej głębi. Jednak Fergus zrobił to co zamierzał. Wszystkich podniosła na duchu jego odwaga i nieustępliwość; ogień dawał jednak mało światła. W końcu dobili do brzegu; Fergus oddał pochodnię Ryol i kazał czekać. Wziął Dib-Fergala oraz kobietę i zszedł ze statku w czerń. Dopiero wtedy zauważyli, że karzeł gdzieś zniknął. Wydawało im się, że czai się gdzieś w pobliżu. Uzbroili się i stanęli plecami do siebie. Zapalili wszystkie pochodnie oraz kosze z żarglem. Światło było na początku wielkie, ale szybko zaczęło się kurczyć. W przerażeniu chcieli porąbać maszt, kiedy wrócił Fergus. Dib-Fergal miał przewieszony przez plecy, w rękach ostrożnie niósł śpiącą kobietę; obejmowała go za szyję. Jego powrót podniósł ich na duchu. Szybko popłynęli z powrotem; Fergus stał za sterem i pomimo ciemności wyprowadził statek na morze. Było południe, słońce świeciło jasno. Wtedy obudziła się kobieta; mówiła i śmiała się. Miała cudowny głos, a jej uroda wprawiała wszystkich w zachwyt. Jak gdyby promieniowała światłem. Fergus był zadowolony, lecz wyglądał starzej i był zmęczony ponad miarę. Wtedy też zobaczyli, że ma na wskazującym palcu prawej ręki srebrny pierścień. Wrócili na Halkedron i dziewięć dni później kobieta stała się żoną Fergusa, a on jej mężem. Miała na imię Gemmei Hyajdo; jej bratem jest czarnoksiężnik, Pierwszy Sługa naszego rodu, którego imię jest Kazunari Hyajdo.
« Ostatnia zmiana: Maj 01, 2009, 08:59:26 am wysłana przez Bollomaster »

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kroniki rodu Serceaha
« Odpowiedź #1 dnia: Kwiecień 24, 2009, 11:20:20 am »
Podoba mi się ta historia i styl, tylko opis walki na statku (z potworami) troche nie pasuje, brzmi nieco sztucznie.
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

El Lorror!

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 1680
  • You're so poke-poke!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kroniki rodu Serceaha
« Odpowiedź #2 dnia: Maj 08, 2009, 05:12:20 pm »
Kim były te cztery potwory i ich hmm siostra? Miałem wrażenie że nie opisujesz ludzi tylko elfów z początku (później też). Mógłbyś pod koniec (tak! na końcu by opowieść była tajemnicza) wrzucić jakiś kontekst.
"To wspaniałe - grać kimś wspaniałym"

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kroniki rodu Serceaha. Tło
« Odpowiedź #3 dnia: Maj 09, 2009, 07:06:13 am »
„Wzgórza zielone trawą bujną porośnięte. Lasy w krystalicznych rzek dolinach. Oczka wodne, pola świeżo zaorane, drzewa samotnie na miedzach rosnące. Wioski spokojne oraz wielkie, zielonymi gruzami murów otoczone, miasta wielotysięczne. Obywateli większość w dostatkach wszelakich i szczęściu życie przepędzała... Jednakowoż nie wszystko tak piękne było, jakby się zrazu zdawać mogło. Pod alejami cienistymi, dziesiątki metrów w głąb ziemi rzesze niewolników się trudziły, wydobywając „mithrill czarny”. Jedno prawo istniało – władcy słowo i dlatego rzeki krwi po ostrzach toporów katowskich spływały. Armia wspaniale wyszkolona i takoż uzbrojona w uścisku żelaznym wiele ziem na zachód i południe od granic królestwa właściwego trzymała. Tak Sivarnahd na początku trzeciego Trzeciej Ery stulecia wyglądało.
Lat później pięćdziesiąt już tylko skorupą czarną, ruinami upstrzoną było. Śmierć co mieszkaniec trzeci znalazł, władza królewska na zawsze złamana została, a kraj nigdy do świetności dawnej nie powrócił. Wszystko to człek jeden sprawił. Ksiar-Fendu go nazywacie, co w mowie wspólnej znaczy Węża Wysłannik. Czasu wiele aby imię jego prawdziwe zapomniane zostało poświęciliście – w innych nawet krajach, bardzo nieraz odległych jako Kserdu znany jest.. Pięćset lat temu jeszcze dziwne sobie legendy o pochodzeniu jego i losach opowiadano. I miłość wielka tam była, i towarzysze wierni i do ostatka życia walka. Nie, tego ci nie powtórzę. Teraz nawet za samą rzeczy tych znajomość na śmierć się u was skazuje. Tylko to ci rzeknę, co konieczne jest, abyś dobrze rodu swego historię pojął. Niewolnikiem był i w żargla minach pracował. Wycierpiał wiele, w końcu na czele niewolników buntu stanął i po walce długiej... klęskę poniósł. Z kilkoma ledwie przyjaciółmi w strony północne był uciekł... Pilnie, jak słyszę dzieje dawne zgłębiasz. Tak, wówczas już Fud-an-taier istniało, Feniksowego Zakonu siedziba główna. Tam właśnie Wybrany się udał... khm... znaczy się Węża Wysłannik. Wonczas Zakon u powodzenia szczytu znajdował się był i interesy jego powoli z interesami Sivarnahd zderzać się poczynały. Głosu jeno potrzeba było aby lawina zeszła – i na nieszczęście wasze głos się takowy pojawił. Mistrz Wielki jednak głupcem nie był; to iż wojna długa i krwawa będzie, a wynik niepewny dobrze bardzo wiedział. Tedy sojuszników potrzebował. Wysłannik więc do Kitaju się udał... Nie, nie sam wędrował. Jako zapewne wiesz podówczas Kitajem Cesarz Szalonym zwany rządził; dzięki zbiegowi pewnemu okoliczności dla Kserdu szczęśliwych do ataku przekonać się go udało. Wtedy niewolnik ów były do Vendhii popłynął, gdzie do udziału w wojnie nakłonić zdołał Błękitno-Złotych Księstw władców. W końcu do Sivarnahd wrócił gdzie kolejne niewolników powstanie wzniecił; wszystko po to aby jak najrychlej wojnę, co lada chwila wybuchnąć miała, zakończyć.
Królestwo w miesiąc paść musiało... wieku niemal połowę się broniło. Cudem jakowym? Wysłannicy królewscy razy wiele w tajemnicy Srebrnej Rzeki Miejsce odwiedzili i z mocarnym wsparciem stamtąd wracali... O Mousillion mówię chłopcze. Wojna, słusznie przez was Pożogą zwana, na dobre się rozszalała. Chaos w kraju zapanował; dwór na części trzy był się rozpadł: prokrólewską jedną, antykrólewską drugą i trzecią, co pokoju za wszelką cenę pragnęła. Zakon z podziału ziem zdobytych niezadowolony, wojnę z niedoszłymi sprzymierzeńcami vendhijskimi rozpoczął. Armie kitajskie raz jednych, raz drugich wspierały lub przeciw wszystkimi walczyły. Krasnoludy z Gór Dolinnych królowi coraz to nowe oddziały posyłały. Wreszcie, by klęski miary dopełnić Demonolodzy otwarcie w zdarzeń wir się wmieszali. W lat pięćdziesiąt Sivarnahd do stanu z początków Ery Pierwszej powróciło. Fergusie, pomyśl: sześć z górą tysięcy lat pracy co sprawiła iż kraj ten jak piekieł przedsionek wyglądać przestał w kilka dekad zmarnowano... Szczególnie tyś nad tym zastanowić się powinien.
W roku dwieście pięćdziesiątym właściwie już po wojnie było i po Sivarnahd. Zakon inwazji stygijskiej przeciwstawić się musiał (to na Zachodzie Dalekim) i z krasnoludami stosunki uładzić, w Kitaju Cesarz nowy na tron w Niebios Pałacu wstąpił... Przetrwania fakt krasnoludom tylko i wyłącznie zawdzięczacie; gdyby nie ghudnirskie do stałości przywiązanie z gruzów nigdy nie podnieślibyście się. Z ich to pomocą króla nowego obrano – obrano zauważ; dynastii starożytnych bowiem wszyscy potomkowie wyginęli. Miasta powoli odżywać poczęły, lecz ziemia na zawsze już martwa pozostanie. O tak... Dwieście pięćdziesiąty rok. Jeno najsilniejsi i zdecydowani najbardziej przetrwać mogli... Taka właśnie większość tych co przeżyli była. Mniejszość wszakże istniała – ludzie co rzeczami dwoma ode reszty się różnili. Po pierwsze okrutni byli. Chciwi po drugie. Złodziejami byli, rabusiami i mordercami. Tak Fergusie, takim właśnie człowiekiem imiennik twój i założyciel rodu Serceaha był...”


- część tego, co usłyszał mały Hermit Fergus od Kazunariego Hyajdo (X wiek III E)
« Ostatnia zmiana: Maj 09, 2009, 07:11:20 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kroniki rodu Serceaha
« Odpowiedź #4 dnia: Maj 09, 2009, 07:44:39 am »
Sivarnahd to bardzo starożytny kraj, zamieszkany przez ludzi niemal od początku Er. Eonniczne wojny, zmagania Mocarzy - pierwszych Demonolatrów - obróciły stopniowo żyzne ongiś ziemie w perzynę, a jednocześnie stworzyły fundament tego, czym ten kraj jest obecnie. Żargiel, "czarny mithryl". kopalina pięcio- lub sześciokrotnie wydajniejsza od węgla pozwalająca osiągać zawrotne temperatury, powstawał gdy ciężkie Praenergie przetapiały się przez kolejne warstwy skał; na powierzchni ludzie cierpieli i przeklinali Losa, ale pod ziemią rosło bogactwo, fortuna ich potomków... Pod koniec Pierwszej Ery, wraz ze zdruzgotaniem Bolg Thavarn przez Smoka Ostatecznego, ziemiom na wschód od Interioru po raz pierwszy zdjęto jarzmo Zamieci. Demonolodzy rozproszyli się po Kontynencie, odkryto złoża żargla, zaczęła się umacniać jasnomagia. W ciągu kolejnych trzech tysięcy lat, Sivarnahd niemal nieprzerwanie rosło, potężniało, rozwijało się, leczyło stare rany i wymazywało blizny. Na początku trzeciego stulecia III Ery kraj rozkwitał jak nigdy dotąd. Jednak jego fundament był niepewny: miliony niewolników w gigantycznych kopalniach, w sztolniach kilometrowej długości, nie znających słońca ludzi których jasnomagia nawet tak potężna nie mogła okiełznać. Głód, ucieczki, zarazy, niewolnicze państwo-w-państwie, szereg rebelii, chaos i nadmierne okrucieństwo panów... Kserdu był niezwykłym człowiekiem, ale fakt jest taki że kiedy w 201 roku wszczął swoje drugie, "zwycięskie" powstanie niewolnicy woleli zginąć niż ruszyć choćby palcem na rozkaz "żarglowych magnatów" - a ci, nie znając żadnej innej niż ucisk metody, dosłownie utopili kopalnie we krwi (venthijskie Diabły twierdzą że nawet teraz, po siedmiu stuleciach czuja jej słodki odór, przenikający przez pory ziemi). I tym sposobem unicestwili podstawy swego dobrobytu i władzy. W wojnę domową zaangażowały się ościenne kraje, a pod koniec również Demonolodzy. Po niecałej połowie stulecia dawne, zielone Sivarnahd było już tylko wspomnieniem.
Tu rozpoczynają się dzieje czterech z pięciu rodów dziś dzierżących w kraju pełną władzę - między innymi historia Serceahów [serkheaha], a szczególnie ich założyciela imieniem Fergus.
Niezrozumiałym motywem jest masakra ludzi Fergusa przez krasnoludów. Ten fakt, który w ludzkim społeczeństwie przepadłby bez echa, w tym wypadku stał się "węgielna esencją", która zdeterminowała nastawienie Ghudnirów do Serceahów; jeśli ten ród nie rządzi obecnie całym krajem to chyba tylko "dzięki" nieustannej, odwiecznej wrogości krasnoludów z Erednanu (dlatego też Serceahowie rozwijają się na Avador, przez Mithrylowy Szlak w stronę Maddox). Dlaczego jednak doszło do tej, wspomnianej wyżej rzezi? Niektórzy twierdzą, że po szalonej Pożodze nawet Krasnoludowie doświadczyli obłędu, że byli wśród nich tacy co chcieli przywrócić Sivarnahd do dziewiczego, bezludnego stanu sprzed sześciu tysięcy lat. Inni jednak, ci którzy wiedzą że tej rasy nic nie może złamać, łączą to spustoszenie ze sprawą Dib-Fergala.
No właśnie - wszystkie kroniki sivarnahdyjskie są w pewnych punktach niezwykle omówieniowe, nad pewnymi sprawami przechodzą jakby bezrefleksyjnie. W jaki sposób Fergus, zwykły gliniany człowiek zdobył broń tego rodzaju? Topór z ożywionego kamienia, zdolnego do samozrastania? Jest to cecha właściwa krasnoludzkim dziełom z poziomu razzirak; takich przedmiotów ta rasa z rąk nie wypuszcza... Może wcześniej zdołał ów topór ukraść i Krasnoludowie przyszli go odzyskać? Rzecz jest zapewne bardziej pokręcona, przecież w takim wypadku nie mordowaliby tylu ludzi. Fragment o "przeciągnięciu łańcucha przez pierś" sugeruje chyba stary rytuał uwiązania ducha - zamiast wzbić się w niebo, zmarły zostaje wciągnięty w głębiny ziemi. Czyżby była to jakaś odpłata, zemsta taka jak ją postrzegają wyznawcy Taltosa? To z kolei nie pasuje do Krasnoludów...

Latający statek pochodził bez wątpienia z Kitaju. Wojownicy w "wężowych zbrojach" należeli do elitarnego rodu gwardyjskiego, którego założyciele wiele stuleci wcześniej przybyli z Tradyru, niosąc ze sobą słynne smocze pancerze - zbroje zdolne obdarzać prawych ludzi niezwykłą mocą. ("Prawych" tak jak to rozumieją Tradyrowie - czyli zawsze wiernych swoim zasadom, prawom które sobie wytyczyli. Mechanicznie łączy się to z peikami i Smoczą stroną KP). Ci dwaj mieli ochraniać Gemmei; kiedy Fergus ją zranił (a krew miała dziwną, błękitną i bardzo rzadką) i zagroził jej życiu pozostawało im już tylko umrzeć (bardzo dobitny przykład ich prawości). A proroczy sen Fergusa? Pierworodny powiedziałby że to ślepy traf, śmiertelnik - wyrok Losa, a katling - że to po prostu mogło się stać.
Gemmei należała do Niebiańskiej Rodziny, najwyższej szlahty Kitaju w której żyłach płynęła krew Smoków; między tymi ludźmi była jak złoto wśród gliny. Fergus nie potrafił złamać jej ani przemocą ani dobrocią. I tutaj zaczyna się punkt zwrotny historii, bo kiedy Gemmei spędzała swe pierwsze dni i noce na Halkerdron w odległym Kitaju jej brat, Kazunari, czarnoksiężnik niezwykłej mocy, już wiedział gdzie została porwana i zbroił się do drogi... Pierścień wyniesiony z tej mrocznej jaskini jest pieczęcią osobliwej magii. Umysł Gemmei nie został spętany, jej woli nie skruszono; jedyne co się nasuwa to stwierdzenie że Los jej i Fergusa złączono, że odtąd musieli być razem. Niedługo później Kazunari zjawił się na Halkedron; wydaje się że sama Gemmei wystąpiła wtedy w obronie Fergusa - ale dla istoty tego pokroju takie wstawiennictwo byłoby chyba niewystarczające. Zadecydować musiała natura samej, niezrywalnej pieczęci. Kazunari zgodził się służyć krwi Fergusa (jak pokazała przyszłość, mowa była o co najmniej siedmiu wiekach) w zamian za... No, właśnie, to również nie jest jasne, ale ludzie powiadają że Fergus odradza się co jakiś czas w swoim rodzie, a razem z nim Gemmei - i że to również jest siła owego pierścienia. Zapłatą byłoby więc przerwanie cyklu, uwolnienie Gemmei. Tak czy inaczej, Kazunari odłożył na bok swe bronie (podobno część wyspy zapadła się pod ich ciężarem do morza) i oddał wiele ze swej mocy na potrzeby Serceahów. Nieśmiertelny, nieprzenikniony, stoi w cieniu tronu kolejnych werfów (lordów) rodu - groźba dla wszystkich jego wrogów - czekając na pełnię swego czasu.
Pierścień jest niezwykle ważny; jego zgubienie czy zniszczenie mogłoby oznaczać tragedię. Z drugiej strony, noszą go wojowniczy dziedzice Serceahów, albo ci członkowie rodu w których rozpoznano "ducha Fergusa" - ryzyko utraty prawie jednak nie istnieje. Kazunari zabezpieczył przedmiot w ciągu stuleci taką ilością magii, że opis ich wszystkich zająłby spora salę w ignigeńskiej bibliotece...

I rzecz ostatnia, być może najważniejsza. "Kronika", która potrafi się szczegółowo rozwodzić nad ilością srebra jaką zapłacono za "10 świniaków i 80 kurczaków" w maju 456 roku, nawet słowem nie wspomina o cenie jaką Fergus zapłacił za magie pierścienia. Nie ma najmniejszego nawet tropu odpowiedzi. Tajemniczej jaskini nigdy nie znaleziono; znawcy "badimskich spraw" twierdzą że leży gdzieś w Błękicie. Niektórzy uważają, że to jakaś machinacja Horrorów, ale sposób działania bardziej każe myśleć o katlingach i Mocach Dziczy... Ale czy jakakolwiek istota tego rodzaju oddała kiedyś coś za darmo?
« Ostatnia zmiana: Maj 09, 2009, 09:22:37 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kroniki rodu Serceaha
« Odpowiedź #5 dnia: Maj 09, 2009, 09:19:56 am »
Txt wyżej to część tła jakie zrobiłem dla mojej ukochanej postaci, Fergusa Hermita. Fergus już przed narodzinami był spodziewany jako inkarnacja Założyciela i wydarzenia zdawały się to potwierdzać - okrutny, bezwzględny, władczy mając sześć lat dostał dziedziczny pierścień. Zaczęto go też uczyć sztuki władania ciężkim toporem, sztuki do której miał cudowny wręcz talent (= kolejny omen wcielenia) - tak wielki, że ród wymusił na ówczesnym werfie przekazanie mu Dib-Fergala. W szerszym kontekście to była manifestacja niezależności, niezadowolenia ze sprawowanych rządów, może nawet zapowiedź przyszłego poparcia dla Fergusa gdy spróbuje (w to nie wątpiono) sięgnąć po najwyższą władze. Postanowienie było też przełomowe z innego powodu: dotąd twierdzono, że tylko wola w pełni rozwiniętego człowieka może nie wypaczyć się pod wpływem morderczych sił toporu; tradycyjnie przekazywano go dziedzicom którzy skończyli 35 lat... Jedenastoletni Fergus zabił ta bronią człowieka, potem następnego. I następnego. Wtedy zadziałał Kazunari; odebrał mu Dib-Fergala, zaczął leczyć zdziczały umysł. Jego starania przyniosły owoce, ale odtąd Fergusowi zależało już tylko na wojnie; sprawy rodu, którym wcześniej poświęcał wiele uwagi teraz przestały mieć znaczenie. Na czele sześciu kohort (kohorta sivarnyjska to sześciu pancernych) ruszył na Pustkowia rozpoczynając życie najemnika, a często wręcz najemnego mordercy.
Wiele lat później, kiedy postanowił zmienić koleje swojego losu i oddał się pokucie - zwrócił pierścień Serceahom (tylko cudem ocalił wtedy życie).



PS: Jeśli kogoś dziwi niezwykła aktywność Fergusa w "tak młodym" wieku, wspomnę że w Sivarnah dziecko = niemowlę. Tak jak w naszym świecie do około XIX stulecia.

El Lorror!

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 1680
  • You're so poke-poke!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kroniki rodu Serceaha
« Odpowiedź #6 dnia: Maj 09, 2009, 04:12:31 pm »
No nieźle, lubię takie historie ;)
Swoją drogą zupełnie nie skojarzyłem tego z Fergusem, trochę też szkoda faktu 'normalizacji mechanicznej' takiej postaci. Jak mniemam był znacznie silniejszy niż ten z którym podróżował Vizierej, a potem Elshar.
"To wspaniałe - grać kimś wspaniałym"

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Kroniki rodu Serceaha
« Odpowiedź #7 dnia: Maj 09, 2009, 06:09:22 pm »
Nie do końca... Fergus później porzucił walkę; kiedy graliśmy te sesje był już dość stary i wiele z tego co kiedyś umiał przepadło. Myślę że jedynym wyjątkiem byłaby walka toporem; we władaniu tą bronią był naprawdę Dobry - nawet w takim wieku mógłby jeszcze niejednego zadziwić. Z drugiej strony, od swojego "nawrócenia" on po prostu nie sięgał po broń w ogóle.