Sivarnahd to bardzo starożytny kraj, zamieszkany przez ludzi niemal od początku Er. Eonniczne wojny, zmagania Mocarzy - pierwszych Demonolatrów - obróciły stopniowo żyzne ongiś ziemie w perzynę, a jednocześnie stworzyły fundament tego, czym ten kraj jest obecnie. Żargiel, "czarny mithryl". kopalina pięcio- lub sześciokrotnie wydajniejsza od węgla pozwalająca osiągać zawrotne temperatury, powstawał gdy ciężkie Praenergie przetapiały się przez kolejne warstwy skał; na powierzchni ludzie cierpieli i przeklinali Losa, ale pod ziemią rosło bogactwo, fortuna ich potomków... Pod koniec Pierwszej Ery, wraz ze zdruzgotaniem Bolg Thavarn przez Smoka Ostatecznego, ziemiom na wschód od Interioru po raz pierwszy zdjęto jarzmo Zamieci. Demonolodzy rozproszyli się po Kontynencie, odkryto złoża żargla, zaczęła się umacniać jasnomagia. W ciągu kolejnych trzech tysięcy lat, Sivarnahd niemal nieprzerwanie rosło, potężniało, rozwijało się, leczyło stare rany i wymazywało blizny. Na początku trzeciego stulecia III Ery kraj rozkwitał jak nigdy dotąd. Jednak jego fundament był niepewny: miliony niewolników w gigantycznych kopalniach, w sztolniach kilometrowej długości, nie znających słońca ludzi których jasnomagia nawet tak potężna nie mogła okiełznać. Głód, ucieczki, zarazy, niewolnicze państwo-w-państwie, szereg rebelii, chaos i nadmierne okrucieństwo panów... Kserdu był niezwykłym człowiekiem, ale fakt jest taki że kiedy w 201 roku wszczął swoje drugie, "zwycięskie" powstanie niewolnicy woleli zginąć niż ruszyć choćby palcem na rozkaz "żarglowych magnatów" - a ci, nie znając żadnej innej niż ucisk metody, dosłownie utopili kopalnie we krwi (venthijskie Diabły twierdzą że nawet teraz, po siedmiu stuleciach czuja jej słodki odór, przenikający przez pory ziemi). I tym sposobem unicestwili podstawy swego dobrobytu i władzy. W wojnę domową zaangażowały się ościenne kraje, a pod koniec również Demonolodzy. Po niecałej połowie stulecia dawne, zielone Sivarnahd było już tylko wspomnieniem.
Tu rozpoczynają się dzieje czterech z pięciu rodów dziś dzierżących w kraju pełną władzę - między innymi historia Serceahów [serkheaha], a szczególnie ich założyciela imieniem Fergus.
Niezrozumiałym motywem jest masakra ludzi Fergusa przez krasnoludów. Ten fakt, który w ludzkim społeczeństwie przepadłby bez echa, w tym wypadku stał się "węgielna esencją", która zdeterminowała nastawienie Ghudnirów do Serceahów; jeśli ten ród nie rządzi obecnie całym krajem to chyba tylko "dzięki" nieustannej, odwiecznej wrogości krasnoludów z Erednanu (dlatego też Serceahowie rozwijają się na Avador, przez Mithrylowy Szlak w stronę Maddox). Dlaczego jednak doszło do tej, wspomnianej wyżej rzezi? Niektórzy twierdzą, że po szalonej Pożodze nawet Krasnoludowie doświadczyli obłędu, że byli wśród nich tacy co chcieli przywrócić Sivarnahd do dziewiczego, bezludnego stanu sprzed sześciu tysięcy lat. Inni jednak, ci którzy wiedzą że tej rasy nic nie może złamać, łączą to spustoszenie ze sprawą Dib-Fergala.
No właśnie - wszystkie kroniki sivarnahdyjskie są w pewnych punktach niezwykle omówieniowe, nad pewnymi sprawami przechodzą jakby bezrefleksyjnie. W jaki sposób Fergus, zwykły gliniany człowiek zdobył broń tego rodzaju? Topór z ożywionego kamienia, zdolnego do samozrastania? Jest to cecha właściwa krasnoludzkim dziełom z poziomu razzirak; takich przedmiotów ta rasa z rąk nie wypuszcza... Może wcześniej zdołał ów topór ukraść i Krasnoludowie przyszli go odzyskać? Rzecz jest zapewne bardziej pokręcona, przecież w takim wypadku nie mordowaliby tylu ludzi. Fragment o "przeciągnięciu łańcucha przez pierś" sugeruje chyba stary rytuał uwiązania ducha - zamiast wzbić się w niebo, zmarły zostaje wciągnięty w głębiny ziemi. Czyżby była to jakaś odpłata, zemsta taka jak ją postrzegają wyznawcy Taltosa? To z kolei nie pasuje do Krasnoludów...
Latający statek pochodził bez wątpienia z Kitaju. Wojownicy w "wężowych zbrojach" należeli do elitarnego rodu gwardyjskiego, którego założyciele wiele stuleci wcześniej przybyli z Tradyru, niosąc ze sobą słynne smocze pancerze - zbroje zdolne obdarzać prawych ludzi niezwykłą mocą. ("Prawych" tak jak to rozumieją Tradyrowie - czyli zawsze wiernych swoim zasadom, prawom które sobie wytyczyli. Mechanicznie łączy się to z peikami i Smoczą stroną KP). Ci dwaj mieli ochraniać Gemmei; kiedy Fergus ją zranił (a krew miała dziwną, błękitną i bardzo rzadką) i zagroził jej życiu pozostawało im już tylko umrzeć (bardzo dobitny przykład ich prawości). A proroczy sen Fergusa? Pierworodny powiedziałby że to ślepy traf, śmiertelnik - wyrok Losa, a katling - że to po prostu mogło się stać.
Gemmei należała do Niebiańskiej Rodziny, najwyższej szlahty Kitaju w której żyłach płynęła krew Smoków; między tymi ludźmi była jak złoto wśród gliny. Fergus nie potrafił złamać jej ani przemocą ani dobrocią. I tutaj zaczyna się punkt zwrotny historii, bo kiedy Gemmei spędzała swe pierwsze dni i noce na Halkerdron w odległym Kitaju jej brat, Kazunari, czarnoksiężnik niezwykłej mocy, już wiedział gdzie została porwana i zbroił się do drogi... Pierścień wyniesiony z tej mrocznej jaskini jest pieczęcią osobliwej magii. Umysł Gemmei nie został spętany, jej woli nie skruszono; jedyne co się nasuwa to stwierdzenie że Los jej i Fergusa złączono, że odtąd musieli być razem. Niedługo później Kazunari zjawił się na Halkedron; wydaje się że sama Gemmei wystąpiła wtedy w obronie Fergusa - ale dla istoty tego pokroju takie wstawiennictwo byłoby chyba niewystarczające. Zadecydować musiała natura samej, niezrywalnej pieczęci. Kazunari zgodził się służyć krwi Fergusa (jak pokazała przyszłość, mowa była o co najmniej siedmiu wiekach) w zamian za... No, właśnie, to również nie jest jasne, ale ludzie powiadają że Fergus odradza się co jakiś czas w swoim rodzie, a razem z nim Gemmei - i że to również jest siła owego pierścienia. Zapłatą byłoby więc przerwanie cyklu, uwolnienie Gemmei. Tak czy inaczej, Kazunari odłożył na bok swe bronie (podobno część wyspy zapadła się pod ich ciężarem do morza) i oddał wiele ze swej mocy na potrzeby Serceahów. Nieśmiertelny, nieprzenikniony, stoi w cieniu tronu kolejnych werfów (lordów) rodu - groźba dla wszystkich jego wrogów - czekając na pełnię swego czasu.
Pierścień jest niezwykle ważny; jego zgubienie czy zniszczenie mogłoby oznaczać tragedię. Z drugiej strony, noszą go wojowniczy dziedzice Serceahów, albo ci członkowie rodu w których rozpoznano "ducha Fergusa" - ryzyko utraty prawie jednak nie istnieje. Kazunari zabezpieczył przedmiot w ciągu stuleci taką ilością magii, że opis ich wszystkich zająłby spora salę w ignigeńskiej bibliotece...
I rzecz ostatnia, być może najważniejsza. "Kronika", która potrafi się szczegółowo rozwodzić nad ilością srebra jaką zapłacono za "10 świniaków i 80 kurczaków" w maju 456 roku, nawet słowem nie wspomina o cenie jaką Fergus zapłacił za magie pierścienia. Nie ma najmniejszego nawet tropu odpowiedzi. Tajemniczej jaskini nigdy nie znaleziono; znawcy "badimskich spraw" twierdzą że leży gdzieś w Błękicie. Niektórzy uważają, że to jakaś machinacja Horrorów, ale sposób działania bardziej każe myśleć o katlingach i Mocach Dziczy... Ale czy jakakolwiek istota tego rodzaju oddała kiedyś coś za darmo?