Potem wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi sali narad
odrobinę mocniej, niŜ było to konieczne. Gwar ucichł. Stu
czterdziestu męŜczyzn, w większości farmerów, patrzyło, jak
wychodzi przed nich, łopocząc szerokimi nogawkami białych
spodni, stukając buciorami o podłogę z tekowego drewna.
Spodziewał się, Ŝe w tym momencie będzie przestraszony, moŜe
nawet niezdolny powiedzieć słowa. Był farmerem, a nie aktorem
czy politykiem. Potem pomyślał o swoich dzieciach i kiedy
spojrzał na zgromadzonych, okazało się, Ŝe bez trudu moŜe
patrzeć im w oczy. Wici w jego ręku nawet nie zadrŜały. Gdy
przemówił, słowa wydobywające się z jego ust padały płynnie,
gładko i sensownie. MoŜe ci ludzie nie zrobią tego, na co liczył
— moŜe stary miał co do nich rację — ale wyglądało na
to, Ŝe chętnie go wysłuchają.
Wilki z Calla