Z kamienia wspomnień Rejnera Aurydy Złotookiego z czasów wyprawy w Krainy Południa u boku Helleny Ara Czarnoustej.
3 Luty 976
Nadal w drodze. Zwolniliśmy tempa odkąd Hellena przygarnęła tą dwójkę. Luca myśli, że jest taki fajny bo jest Tanelfem, ale coś w nim jest podejrzanego. Xander to też jakiś dziwny typ co unika blasku słońca. Wcale nie jestem taki pewien że ta dwójka zasługuje na ochronę Rycerza w drodze. Ale jak ich Hellena przygarnęła, to widać jakaś w tym racja musi być.
Ta droga tancerzy to chyba ironicznie tak została nazwana - same trupy albo puste łańcuchy po truchłach wiszą na słupach przy drodze. Ale to i tak lepsze, przeprawiać się w tej dziczy, niż poprzednie miesiące w niby-to-cywilizowanych krajach. Hmf. Jaka to niby ma być Konwencja gdzie się Rycerza nie szanuje. Ale cel już blisko.
Powiedziano nam, że w Gambanudze na końcu tej drogi mogą coś wiedzieć o Ikarii. A dokładniej, ma tam mieszkać jeden Ork, który zna do niej drogę. Jak każde rycerskie zadanie, i tutaj ma nie obyć się bez heroizmu, bo wioski strzegą wilki. Żeby się ludzie (czy też Orki) wilków bały. Pfff, Helena je jak trzeba na pył rozmiecie.
Po południu Luca zaczął coś opowiadać o jakimś wielkim jeżu co się za nami skrada. Chyba już mu strach w oczy zagląda i ma jakieś zwidy. Powinien chyba zostać w Cesarstwie, a nie wycieczek po niebezpiecznych Krainach Południa się chłopakowi zachciewa. I jeszcze twierdzi, że mu krwawą rdzą to stworzenie pachnie, co za pomysły! Co najwyżej jakiś pomiot bestii Nira może na nas tu wyskoczyć, a nie zardzewiałe jeże.
Kiedy na niebie pojawiają się dwa księżyce rozbijamy obóz. Xander się jakoś dziwnie patrzy na ten baśniowy księżyc. Zajmuję się swoimi obowiązkami i rozpakowywaniem tobołów i kątem oka przyglądam się co też ten księżycowy zrobi dzisiaj na kolację. Nigdy się do tego przed Helleną nie przyznam, ale jego gotowanie zdecydowanie bije nasze suche racje żywnościowe.
Luca mnie zaczepia - chce się bawić we fryzjera. Fakt, że włosy mi trochę już przerosły, w końcu giermek nie ma czasu na takie luksusy. Patrzę pytająco na Hellenę, która kiwa głową w odpowiedzi. Strzyżenie u Tanelfa - sprawnie i elegancko. Od razu chłodniej kiedy nic się człowiekowi do karku nie klei.
Hellena robi obchód naszego obozowiska i nagle do naszych uszu dociera przedziwny warkot. Na Smoka Ostatecznego! Co za bestia! Jednak Luca faktycznei coś widział. Wilk? Toż to większe niż krowa. Łapię za broń i pędzę stanąć do walki. Wielki stwór, rzuca się na Tanelfa, który cudem unika ataku wzbijając się w powietrze. Hellena uderza w stworzenie mieczem, ale ostrze ześlizguje się po jego boku. Xander gapi się na wilka z lancą w ręku i coś tam mamrocze. Już mam się rzucać z mieczem w ręku kiedy Hellena rzuca mi linę. Wspólnym wysiłkiem pętamy bestię.
Jakby nie wystarczyło, że mamy do czynienia z nieumarłymi (czy jakoś tak) wilkami rozmiarów kobyły to jeszcze ziemia się tutaj otwiera w mgnieniu oka i pochłania co na niej stoi. Straciłem 2 dobre liny i 3 kołki od namiotu. Na dodatek Xanderowi się spaliły placki.
Księżycowy próbował spać na drzewie, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. W nocy wartujemy na zmianę z Helleną. Od razu widać, że ta dwójka to nienauczone niczego cywile. Idą spać jakby nigdy nic, nawet się na wartę nie zaoferują, nie to, że Hellena by się zgodziła, ale mogliby chociaż spytać. Luca coś się w nocy rzuca przez sen, chyba ma jakieś koszmary.
4 Luty 976
Więcej wilków nie odnotowano. Droga prosta, dobra do marszu. Po południu docieramy do żółtej rzeki (200m). Na jej brzegu siedzi Ork, który przedstawia się jako Koborzobraderath (Kobo). Początkowo dość podejrzliwie traktuje Xandera, chyba uważa go za mamuna, ale po obejrzeniu jego dłoni (?!) dochodzi jednak do wniosku że Xander jest "badim" (nie lubię tego słowa, ma chyba kilkanaście znaczeń, nie mam pojęcia o co mogło mu chodzić). Kobo opowiada nam swoją historię. Kiedy dowiaduje się, że szukamy Ikarii oznajmia nam, że tam był i jeśli mu pomożemy to pokaże nam jak się tam dostać.
Okazuje się, że Kobo nie może wrócić do swojej wioski ze względu na wilki. Niewolą one orki i zmuszają do ciężkiej, bezsensownej pracy oraz ofiar z krwi. Świetnie! Już się palę do boju i chwały. Hellena obiecuje mu pomóc. Wilków podobno są dziesiątki, oraz 3 wilko-ludzi. Ostatnio (5 lat temu) też pojawiło się jakieś wilcze dziecię. Ork przeprawia nas przez rzekę i na odchodne mamrocze do Luci "Te znaki mogą cię zgubić".
Miasto jest już niedaleko. Zielone pochodnie rozświetlają nam drogę. Kiedy wkraczamy do miasta wita nas tłum orków. Większość śmieje się na nasz widok. Hellena zamiera w bezruchu i dostrzegam w jej oczach błysk prawdy. Tłumaczy nam pokrótce chwilę później, że wilcze dziecko patrzy się na Xandera z wielkiego budynku w centrum wsi. Patrzy się, choć nie mogło go widzieć z tej odległości. A, i Orkowie śmieją się ze strachu i płaczą z radości. Jeden z orków rozlewa coś z pucharu pod nogi Luci jako znak pokoju. Xander jest traktowany z dużą podejrzliwością, ale kiedy przechodzi pomyślnie test zielonego płomienia wszystkie orki płaczą z ulgą.
Większość mieszkańców mówi tylko w orczym języku (dość prymitywny twór, już załapałem kilka słów, myślę że jak spędzimy tu trochę czasu to uda się mi nieco w tym podszkolić, nigdy nie wiadomo kiedy się znajomość orczego przyda w Krainach Południa). Po krótkich poszukiwaniach jednak udaje nam się znaleźć starca który mówi we wspólnym.
Na marginesie (sprawdzić jeśli nadarzy się okazja): orki zajmują się jakimiś bezsensownymi rzeczami, suszą bagna a później je nawadniają i tak dalej, ale jedna z ich prac brzmi intrygująco. Nazywają to karmieniem znaków, karmieniem krwią dobytą z serca. Co to za magia? Ro gamblajska magia krwi? Tutaj? Wszyscy jakoś tak bez namysłu przyjęli że krew orków napędza wilki, ale w takim razie o co chodzi z tymi znakami? Czy to może być coś związanego z Rudym Pismem? W jakie słowo, w czyje imię układają się te znaki?
Uch, Głosiciel dopomina się jedzenia.
Mieszkańcy nie są aż tak negatywnie nastawieni do Wilków jak Kobo. Szczególnie, że bronią ich od Pomiotu i innych niebezpieczeństw. Rozważamy alternatywne sposoby sprowadzenia Kobo na łono rodzinnego miasta. Stary Ork kategorycznie się sprzeciwia, ale nie takie problemy się rozwiązywało. Osobiście wolałbym chwalebne starcie Helleny z Wilkami, ale reszta ma inne pomysły.
5 Luty 976
Odkryłem imię wioski - Xad'Njagadra. Im więcej się rozglądam tym więcej zauważam plugawych wpływów Acheronu. Czyżby legendy o Acherońskim czarnoksiężniku który stworzył Wilki była prawdziwa? To słowo, Njagadra, to chyba imię ale nie wiem co znaczy.
W mieście pojawia się druga grupa krawędziarzy - Piratów - pod przywództwem Broka, kapitana Szalupy. Co za paskudny typ. Źle mu z oczu patrzy. Towarzyszą mu Mumiarz, jakaś dziwna kobieta o ciemnych włosach i szalonym spojrzeniu zwana Mrokią (z Wyspy Ludzi) oraz dzieciak, Sharnin, który wygląda jakby mordował zanim się nauczył raczkować. Pasuje ten ostatni do tego co się mówi tutaj o orczych dzieciach.
Piraci, oczywiście przybyli łupić i kraść złoto. Niestety moje protesty pozostają niedosłyszane i moi towarzysze układają się z Brokiem, po tym jak sprzedaje im, pewnie fałszywą, gadkę o załodze porwanej przez Atraia, młodego Dziedzica Ro Gamblai na Kartaldorze.
Dzięki czujności Luci (powoli chyba zaczynam rozumieć dlaczego Hellena z nim podróżuje) zapobiegamy morderstwu lub torturom Kobo - podstępni piraci wysłali dzieciaka na niego. Zabieramy go do miasta zdecydowani bronić go wobec wilków jeśli nie uznają Tradyrskiej sprawiedliwości.
Kiedy wchodzimy do miasta z Kobo po chwili pojawia się to dziwne dziecko o którym wcześniej Hellena mówiła. Rycerz zasłania Kobo swoim ciałem i przekonuje stworzenie o pokorze orka, o jego żalu za rodzinnym domem i woli odpokutowania czynów ciężką pracą. Wilczę uspokaja się powoli, otwiera w pewnym momencie usta, krzyczy "mama?" i ucieka. Co za maniery panują w tym kraju.
Reszta orków przystaje by oddać deycyzję Wilkom, a my zostajemy na 3 noce dopilnować pokoju. Hellena obiecuje Kobo, że jeśli Wilki nie uznają jego skruchy to dotrzyma słowa aby mógł pozostać w mieście, nawet jeśli ma pokonać wszystkie Wilki. Yeah. Po cichu liczę, że acherońskie wilki jednak przyjdą. Nic tak nie syci tradyrskich oczu jak Rycerz w pełni Chwały.
Piraci znów przyłażą. Usiłują nas wciągnąć w jakieś swoje karygodne plany. Bardzo mi się to wszystko nie podoba, ale ostatecznie w zamian za ich wsparcie i zostawienie wioski w spokoju (paskudni łupieżcy) obiecujemy wynegocjować dla nich trochę złota od Orków na cel wykupienia ich ludzi na Kartadorze. Nie wiem, kto i po co uparł się, żeby się z nami pętali do Ikarii. Jakby nie dość plugastwa już było w tym podziemnym mieście.
Tanelf znów wpycha się przed Rycerza. Czy ich w tym Cesarstwie dobrych manier nie uczą? Smok, Król, Rycerz, a potem cała reszta. Ale dobrze się targuje i Orki oferują nam 10 sztab złota. Nie dość, że pacyfiści to chyba liczyć nie umieją, skoro Piratom potrzeba 50k denarów a Orki oferują 10 razy tyle. Hellena wytyka im ich błąd (aż mi się łezka kręci w oku z dumy) i ostatecznie Piraci otrzymują dwie sztabki.
Noc mija spokojnie, tylko Xander gdzieś łazi. W środku nocy wpada i majaczy coś o jakichś okruszkach białego chleba i ciągnie mnie, żeby gadać z jakimś orkiem. Przy mojej szybko rosnącej znajomości orczego ustalamy, że szedł on za okruszkami, po czym spadła na niego ciemność i więcej chleba już nie było.
6 Luty 976
Rano przychodzą wilki. A jednak. Teraz dopiero poczują ostrze sprawiedliwości! Kiva osłania Kobo, Xander ucieka po ścianach a Luca szybuje na tych swoich dziwnych skrzydłach. Jednak trochę mi się kolana gną kiedy biegnę stanąć przy boku mojego Rycerza. 3 wielkie wilki, w pełni sprawne kroczą ku nam ulicą. Prawie czuję ciężar Tradyrskiej Konwencji, kiedy Hellena do nich przemawia, żądając by uznały sprawiedliwość za wymierzoną. Po dwóch godzinach pot ze mnie cieknie i mięśnie zaczynają mi drżeć od stania w miejscu, słowa dawno zamilkły tylko słychać warkot wilków które nieruchomy Rycerz mierzy spojrzeniem.
Wtedy pojawia się jeszcze większa bestia, kolejny wilk z wilczym człowiekiem na grzbiecie. Wypowiada się w plugawej mowie Acheronu. Jest to dla mnie straszliwa chwila. Hellena nie może tego wiedzieć, ale była taka chwila kiedy chciałem... Nie wiem, może ściąć jej głowę? Jak mogła mi to zrobić? Myślałem, że już się z tym pogodziłem, ale właśnie teraz, po tylu latach, tak daleko od domu zobaczyłem to co Heroldowie nazywają światłem, to był moment oświecenia - ale nie dla mnie! Mowa Acheronu jest martwa, to jest język trupów, ale ten wilkoczłowiek nim mówił, jednym z najstarszych języków świata, i w jego ustach te słowa były żywe. Gdybym tylko mógł się odezwać jestem pewien, że tego dnia zostałbym Heroldem...
Muszę to znieść. Dopiero teraz w pełni czuję ciężar swojej kary. Chciałbym żeby Hellena wycięła wszystkich Akadyjczyków na całym świecie. Albo przynajmniej tych którzy zostawili w Xad'Njagadra swoje znaki.
Hellena mówi do człowieka wilka we wspólnym, mimo tego dochodzi do jakichś negocjacji na poziomie gigantów. Ostatecznie wilki się uginają i uznają nasza konwencję. Kobo zostaje darowane życie w zamian za pracę.
Kiedy się pakujemy Brok wpada z pretensjami, że dajemy mu złoto z klątwą. Co za typ. Idziemy wyjaśnić sprawę ze starszym orkiem.
Dosiadam Głosiciela a Hellena zabiera Kobo na Kivę. Nie tylko opowie nam jak się dostać do Ikarii, ale da nam Kulę która nas tam zaprowadzi. Kiedy kończy demonstrację jak używać kuli nagle dobiega nas rżenie koni. Ziemia się pod nimi zapada. Nadludzkim wysiłkiem Hellena ratuje Głosiciela i Kivę. Xander i Luca też udaje się zapanować nad wierzchowcami. Cieszę się, że mój wierzchowiec przeżył, ale oprócz siodła nic z moich bagaży się nie ostało. Książki, pióra, notatki z podróży, koce, ekwipunek, racje, a nawet moja tarcza (Hellena mnie zabije za niedbalstwo!) wszystko wciągnął ten zdradziecki piasek!
I na czym ja teraz utrwalę te szczątki które udało mi się zapamiętać z tamtej rozmowy!?
Wracamy na drogę, gdzie piraci przeprawiają się przez rzekę. Ledwo zdążyliśmy odetchnąć kiedy na horyzoncie pojawiają się te same trzy wilki. Czyżby kłamliwe Acherońskie bestie nas zdradziły? Hellena zasłania Kobo, ale one wymijają ją bez zainteresowania. Jeden rzuca się na konia Luci, drugi w pościg za koniem Xandera a trzeci na Mumiarza. Zbliża się też czwarta, największa bestia, tym razem bez jeźdźca.
Piraci próbują się dość bezskutecznie bronić. Po chwili orientujemy się, że zdradzieckie psy (mówiłem, żeby im nie ufać!) musiały nam coś do bagaży wrzucić. Hellena rzuca się do boju i podcina kapitana Szalupę, oferując go największej bestii jak zadośćuczynienie. Prosi, żeby oszczędzić resztę. W tym czasie Luca coś majstruje przy praktycznie martwej Mrokii. Wilki wydają się zrozumieć jej prośbę i po zmasakrowaniu kapitana i pożarciu złota zostawiają nas.
Mumiarz pożera serce Mrokii po tym jak Luca przynosi mu martwe ciało. Coś przerażającego było w wyrazie twarzy Luci kiedy się na to patrzył . Jakby… mu się podobało? Musiało mi się przywidzieć, bo przecież żaden Tanelf nie cieszyłby się na taki widok. Mumiarz rzuca się w pościg za dzieciakiem i obydwoje nikną w gąszczu.
Zostajemy bez ekwipunku i prowiantu - Jedynie Xanderowi udało się kilka rzeczy uratować. Moje zwoje! Na szczęście Hellena chyba mnie za zgubienie tarczy nie ukarze w obecnej sytuacji. Ruszamy dalej - Hellena wzięła bagaże od Luci, a ja Tanelfa na Głosiciela. Coś się dziwnie do mnie Luca w trakcie drogi klei. Mam nadzieję, że to ze zmęczenia...
Wieczorem rozkładamy obóz. Już mamy iść spać kiedy Xander znów zaczyna coś o okruszkach majczyć i głosie w ciemności. Faktycznie, znajdujemy chleb (na prośbę Helleny zbieram - każdy prowiant dobry przy naszych mizernych zapasach).
Udajemy się za głosem, który prosi Xandera o wybawienie. Docieramy w końcu do jednego ze słupów na którym na pewno żadnych trupów wcześniej nie było. Truchło o czarnych oczach szamocze się w łańcuchach i gada do nas. Mamy się udać na ucztę przy zastawionym stole w kotlinie za nim. Decydujemy się sprawdzić sprawę następnego ranka i wracamy do obozowiska.