Autor Wątek: Ażraza, Zelfethim, NEMERNO  (Przeczytany 231 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Ażraza, Zelfethim, NEMERNO
« dnia: Luty 15, 2009, 11:55:41 pm »
Pewnego razu ludzie z Pracy Żornika zaczęli gadać, że Drenizg Kozioł-Hadmai znalazł sobie żonę. Co o niej było wiadomo? Nic prócz tego, że nazywa się AŻRAZA (nikt tego imienia nie rozumiał),
i jest silna a twarda jak kamienna baba. Chłopaki Eżremu podobno zakradli się pod chałupę Drezniga i widzieli tą Ażraze; wygląda niby wcale a wcale, tylko że chyba nie jest stąd (bo ma rude włosy i jasną twarz) – tak mówili. W to jeszcze można uwierzyć, ale kiedy zaczęli opowiadać i bajać że goniła Kozła na pastwisko... Eh, ludzie się tylko uśmiechali nad ich durnotą. No i tak minęło jakieś dziesięć lat i ludzie o Ażrazie pozapominali. Za to jej męża nie mogli przestać pamiętać, bo nie było roku żeby się zkurwiel nie przypominał. Zaś potem wszystko się potoczyło zupełnie pod górę, czyli nieprzewidzianie. A było to tak.
Dreznig zawsze był odludek. Gory zabiły mu ojca kiedy bawił się jeszcze kamykami, no i został w chacie sam jeden z matką starowiną. Bratów i siostrów nie miał; ponoć pozabijał ich ojciec własnymi rękami (ale to nic pewnego). A od małego miał Dreznig wielką krzepę, taką że już jako szczeniak potrafił już krowiarze doić i raz nawet jeden pagórek, co się im chciał na podwórzu osadzić kopniakami precz przegnał. A taki był dziki, że jak ludzie przychodzili mu pomagać, to ich kamieniami obrzucał. W końcu zwalił na jedyną ścieżkę wierzchołek gory co sobie nad nią spokojniutko rosła – i wtedy wszyscy powiedzieli, że dosyć i że jeśli chce przepaść, to niech przepada! Synowie z nim. Ale Dreznig nie przepadł, tylko poszedł daleko w gory aż znalazł taką jedną co mu się spodobała. Nazwał ją „Kozioł” i tak długo okładał, a przewracał, a toczył aż wreszcie ją sobie poddał. I tak został Kozioł-Hadmai, panem gory Kozioł. Sprowadził ją na gospodarkę i wcale udolnie używał. Tu pięknie wyczyścił pole z kilkudziesięciu pagórczaków, tam wykorzenił jakieś młode gorki; potem posadził Kozła na jednej przełęczy, żeby mu krowiarze tamtędy przestały uchodzić i – siedział w domu. Matkę biedaczkę musiał już wcześniej wynieść, więc był sam jak palec. Aż tu jednego dnia przychodzi niespodzianie na Pracę Żornika i mówi że trzeba mu pięciu glinianych butel. Wiadoma rzecz, Eżremu miał nawet więcej pięknych baniaczków z gliny. Daje więc cenę dobrą dla takiego bogacza – a ten tylko dziwnie patrzy i jak go nagle nie rąbnie! Pięć tygodni Eżremu dochodził do siebie, a Dreznig zabrał co chciał i sobie poszedł. Odtąd coś mu się jakby odblokowało. Nie było miesiąca żeby nie przylazł i czegoś nie zabrał. Tyle dobrego, że nikogo nie zabił – prócz jednego przybłędy, co go chciał przygnieść tarczą (taka prawda, że wielu się z tej śmierci cieszyło). Ale, jak to się mówi, chłopy latały wysoko i spadały długo. Trochę lat później rozeszła się gadka o Ażrazie i ludzie mieli nadzieję że odtąd będzie spokojniej. Gdzie tam! Dreznig zaczął zachodzić nie tylko na Pracę Żornika; musiano tego syna cierpieć na Pracy Sledry, a nawet na Perci Szarmużeza!
W końcu przeciągnął. Chłopi z obu dolin i z Perci zgadali się w czterdziestu – same dobre i mocne chwaty – i wyczekali na chwilę kiedy Dreznig, ledwo żywy wrócił z gor do domu. (Bo znowu zaczął chodzić w gory, no i bywało że miał tam ciężki czas). Przyszli pod chałupę, a tam potęzne stado krowiarzy (coś z sześć dziesiątek) i baby kamienne i dwie hałdy świeżo wyoranych skałek czarnych, a nad wszystkim trzęsie się Kozioł. Nie ma się co dziwić, że wraz poczuli większy zapał. Walą tłumem pod drzwi, a one się nagle otwierają i w progu staje Ażraza... Dopiero wtedy ją sobie przypomnieli i – zapamiętali do końca życia. Nie ma co gadać, takich kobiet często się na Północy nie widuje! Duża była i postawna, z mocnymi rękami i nogami, ale zadbana, z twarzą jasną jakby pracy nie znała, no i ruda. Musiała więc robić wrażenie; a że tyłek i piersi miała trochę małe? Większość uważała że z takimi jej dobrze i że kobieta nie musi przypominać krowiarza żeby się podobać. A przez resztę gadała zazdrość. Wyglądała jak córka grafa, ale widać było że wie co to trud i wysiłek: słowem cud-kobieta. Tylko raz na nich spojrzała, jakoś tak dziwnie i ciężko, a czterdziestu chłopów cofnęło się przed nią jak przed awalanszem! A ona nagle zaczyna się śmiać i docinać im że w tylu przyszli na jednego człowieka, co to nawet łyżki sam do gęby nie podniesie! I dalej się dopytywać w ilu się za nią wezmą! Wszystkim się jakoś dziwnie zrobiło, bo jak to kobietę uderzać? W końcu wychodzi na przód Narnik, najmłodszy Eżremu, i idzie na nią z głupim uśmiechem. Tak go chwyciła i miotnęła, że nikt nawet nie dojrzał – dopiero w locie, w powietrzu. Rąbnął o ziemię pół tysiąca kroków dalej i gdyby się rękoma nie zasłonił straciłby wszystkie zęby, nie tylko przednie – albo i życie. CDN
« Ostatnia zmiana: Marzec 19, 2011, 09:07:46 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Ażraza, Zelfethim, NEMERNO
« Odpowiedź #1 dnia: Luty 15, 2009, 11:56:55 pm »
W 322 roku Trzeciej Ery, jako ZELFETHIM, Matka Mieczy,
razem z trzema towarzyszkami wzięła po dwudniowych zmaganiach Twierdzę Nig. Jej panem był Ecada zwany Żarem, diuk Zielonej Marchii z nadania erdańskiego. Mówiło się o nim że jest zawsze czujny, skupiony - jak żar który wystarczy rozdmuchać by buchnął płomieniem. Dokładnie takiego dowódcy potrzebowała Twierdza.
Zbudowano ją w Drugiej Erze na Wyłomie, tarasując jedyną łatwą drogę przez Ijon, pas postrzępionych wzgórz oddzielający Shoardan od reszty Wschodu. To właśnie tędy, przez Wyłom, wylewały się na Wschód hordy Istnieniowców, fanatycznych pangnostyków przekonanych że są heroldami Smoków Ostatecznych. Pierwsza twierdza położyła tamę tym wyprawom; oblegana dziesiątki razy pozostała niezdobyta aż do Roku Odcięcia Ramienia (1698), kiedy zniszczył ją jeden człowiek, bezimienny kyar z Kolczastym Okiem wyrytym na czole. Kilkadziesiąt lat później podniósł twierdzę z gruzów Utharizin, słynny arkitekt i budowniczy (ponieważ jego talent był tak wielki, wielu twierdziło że to sam Fergvany który wrócił z Błękitu). Utharizin pracował na zlecenie Erdańczyków, a ci pragnęli mieć na Wyłomie system fortyfikacji zmuszający atakujących do pojedynczej walki przeciw całej załodze twierdzy. Chociaż nie odniesiono całkowitego sukcesu, efekty były imponujące. Pod czujnym i elastycznym dowódcą, Twierdza Nig mogła odpierać zarówno wielotysięczne armie jak i kilkuosobowe kyar-kohorty. Mury spiętrzone nad murami, baszty nad basztami – białe z początku kamienie szybko sczerniały od sadzy; rozległe przedpole pocięte bezdennymi szczelinami, obronne modlitwy erdańskie utrwalone na kształt sił magicznych. Niemal doskonały alians geniuszu arkitektonicznego i potęgi Kapłańskiej, wzmocniony najróżniejszymi magiami poznanymi przez Utharizina w ciągu długiego życia; słynna była jego razzirowa murarka – w ten sposób krasnoludy nazywają ściany tak doskonałe, że zdolne do samo-odbudowy. Załogę mieli stanowić wyborowi lecz jasnomagiczni żołnierze; w kryzysowej sytuacji dowódca mógł wezwać trzech Ekskanoników z oddalonej o dziewięćdziesiąt kilometrów Jedaidy, wielkiego i nieistniejącego już miasta położonego w granicach Imperium (oczywiście nie była to wiedza powszechna). Do 322 roku Twierdza, oprócz niezliczonej ilości „konwencjonalnych” oblężeń wytrzymała około osiemnaście ataków pojedynczych istot – większość poległa. W tej liczbie byli Odmieńcy tacy jak Drudrodż – Syn Gór, kreatura najdalszej Północy która mogła wzywać góry z łona ziemi, tak że wyrastały steki metrów nad jej powierzchnię – oraz Kiryuan, elf nazywający się Smokiem Ostatecznym z Domu Cisa. (Wierność prawdzie zmusza do wspomnienia, że według Istnieniowców z Shoardan Kiryuana nie zabili Erdańczycy, ale jego własny Towarzysz, Engi Sajanin). (*)
W środku śnieżnego lata 322 roku pod murami Twierdzy stanęły trzy kobiety, zwyczajem kyarów przybywając niespodziewanie, jak z błękitu. Rozpoczęła się bitwa; chociaż ich siły były wielkie i sprawnie zmieniały się miejscami, dając rannym czas na wyzdrowienie, Ecada uznał że wkrótce przegrają. Drugiego dnia, w porze zmierzchu, jedna kyar była już martwa, dwie pozostałe ciężko ranne; przez ostatnie cztery godziny pokonały zaledwie trzydzieści metrów przedpola. Zewnętrzne pasma umocnień leżały ciągle daleko przed nimi. Nagle ruszyły naprzód – a niemal wszystkie siły obronne na ich drodze milczały. Ecada nie tracił czasu – uciekł (**). Z dwustu osobowej załogi większość zabiła Zelfethim, która niepostrzeżenie wkradła się do serca Twierdzy; tylko kilkunastu osobom udało się wymknąć. CDN


* Twierdza – próba systemu dającego maksymalną przewagę jasnomagicznym żołnierzom w walce z potężnymi przeciwnikami – była ewidentnie skierowana przeciwko hagem Ver'kar, dla których zmiecenie jednego legionu erdańskiego jest raczej kwestią czasu niż wysiłku. Zwracają uwagę „zestalone modlitwy” funkcjonujące bez ingerencji Kapłańskich; w skład garnizonu wchodziło zaledwie kilku kleryków do prowadzenia codziennych rytuałów, ale bez umiejętności składania modłów. Heretyckie mocarstwo Erdańczyków próbowało w ten sposób „uwolnić” jak największą liczbę Kapłanów od standardowych posług – aby przenieść ich wprost na front Tzelkrizonu.

** Wbrew pozorom wydaje się, że było to najlepsze co mógł zrobić. Jako dowódca znał działanie każdego mechanizmu obronnego Twierdzy oraz wiele z jej sekretów. Zapewne wystarczyło mu kilka chwil żeby stwierdzić, że wrogowie są już w środku i że zajęli pozycje które czynią dalszą walkę beznadziejną. Wiadomo, że uciekł przez bardzo specyficzny vortal o którym wiedział tylko on sam  i który rozpadł się zaraz po jego przejściu. Jest więc jasne, że miał rozkaz ratowania się za wszelką cenę – rozkaz wyjątkowy w erdańskim etosie, według którego dowódca powinien dzielić los podwładnych. Takie wyjątki są dopuszczalne właściwie tylko w jednej sytuacji: na wojnie z Horrorami, które potrafią wydobywać wiedzę nawet z umarłych.
« Ostatnia zmiana: Luty 25, 2009, 01:34:47 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Ażraza, Zelfethim, NEMERNO
« Odpowiedź #2 dnia: Luty 15, 2009, 11:58:28 pm »
Około czwartego wieku Drugiej Ery zaczęło się Istnienie dla NEMERNO,
ver'karki poczętej w rodzie Kre'magna (Rytuał Deklaracji był wtedy dopiero mglistą ideą w zbiorowej jaźni Massal). Trzysta lat później, na progu Legendy, wyzwała Archerona i stoczyła z nim walkę trwającą tysiąc pięć uderzenia jego serca. Ta słynna w swoim czasie próba polegała na wytrzymaniu kilkunastu chwil przeciwko najpotężniejszemu z Kre'magna; kiedy ten doliczał się tysiąca uznawał przeciwnika za członka hagem, za Grumyash. Następnie – aby wyrazić swoją radość i pokazać część prawdziwej siły – zaczynał poważniejszą walkę. Liczby ponad tysiąc uderzeń serca Archerona Grumyash nosili kiedyś z dumą, niczym tytuły szlacheckie przed imionami. MAJ Nemerno mogła być zadowolona; niewielu Grumyash osiągnęło lepszy wynik, a większość przegrywała w tysiąc pierwszej chwili. Podobno już wtedy zaprezentowała swoją obłędną technikę, Tenkai, nazywaną też „zwierciadłem nieba” – której Archeron nie sparował lecz uniknął, wyrażając w ten sposób swoje uznanie.
Według wielu przekazów, Nemerno z Kre'magna brała udział w ver'karskiej odsieczy tanelfów w Krainach Południa niedługo po rozpoczęciu Legendy. Później, w poszukiwaniu innych ras pierworodnych, opuściła Turblanda i zawędrowała na Almut, do Zamieciowych Ziem gdzie znikła na ponad sto lat. Arquin Żeglarz, pamiętający Nemerno z Krain Południa, widział ją pod Rafa-murem w 842 roku i podobno to ona, nie Blaskownicy, przyprowadziła do Ader-Thadden pierwszego Rafaitę. Wiadomo że w 1071 roku jakiś Grumyash – prawdopodobnie ona – zamierzał przyłączyć się do Podróży po Świt, wielorasowej wyprawy eskortującej rafaickich arkitektów planujących przebudować Kolumny Świtu w bramę do Rafy. Trzeba było osobistego rozkazu Archerona aby zmusić tego hagem do udziału w siedmioletnim szturmie Kisal Ariry, tym który nazywano kiedyś Drugim Wyniesieniem. Forteca pozostała jednak jeszcze niezdobyta.
Zaraz na początku 1079 roku Nemerno pojawiła się wśród Sprzymierzonych atakujących Katedrę, stolicę Jadeitowego Imperium. Na początku bitwy, razem z Axacarem Ezurianinem i Todradorami, walczyła w głównej bramie miasta, Wrotach Synów, trzymając wrogów za murami. Był to manewr osłaniający Gata Rafaitę który obległ Katedrę; jego głównym celem było jednak wzbudzenie chaosu, skotłowanie jej mieszkańców. Dowódca Pierworodnych w tej bitwie, Akollan Kerneolita, Tanelf, uważał że dzięki temu Keruma zawiesi swoje najbardziej niszczycielskie siły – nie chcąc zabijać własnych poddanych. Stało się inaczej. Królowa uciekła przed oddziałem Akollana do miasta i rozpoczęła szalony bieg przez ciała swoich ludzi. Używając najohydniejszych podstępów, mordowała ścigających ją żołnierzy jednego po drugim – chaos wywołany przez pierworodnych obrócił się przeciwko nim i chociaż zwycięstwo było niemal pewne, to jego cena stawała się coraz okrutniejsza. Koniec przyszedł nagle; porzucając swój posterunek, Nemerno stanęła na drodze upiornej królowej i jednym ciosem odjęła jej większość nóg. Rozpędzone cielsko druzgocze dwie dzwonnice – na dymiące ruiny spada w czarnym ogniu Akollan Kerneolita – prawą ręką przybija dźwigającą się Kerumę do ziemi. Córka Sidardu została wzięta żywcem.
Na początku XII wieku, razem z jedenastoma innymi Grumyash, Nemerno sformowała armię która pod znakami Legionu Łamiącego walczyła sto lat później w Bitwie o Potęgę.
Następne dekady jej życia wypełniły przygotowania do Senkrationu; dowodziła tam raknarą Zardzahar („Morenowe Pustkowia”). W pierwszym roku bitwy, po tym jak osłoniła odwrót Maazów i Ezurian z Rist-klinu chyba każdy Pierworodny usłyszał jej imię. Sterując Zardzaharem tak by mieć Klątwę na lewej burcie, przeleciała tuż pod jej opadającym czołem – pokryty ver'xytami kadłub raknary wytrzymał – wykonała zwrot, nakierowała dziób wprost na spowolniony awalansz i uderzyła frontalnie, poświęcając niemal całe rezerwy czerni. Impet był tak potężny, że opadający nad głowami Sprzymierzonych wodospad Klątwy... odwrócił bieg. Dziesiątki tysięcy pierworodnych zostało ocalonych. W nagrodę za ten wyczyn Archeron przyznał Nemerno-Zelfethim-Ażrazie raknarę Morenowe Pustkowia w wieczyste lenno; pełen patosu gest, którego później raczej żałował i który przynajmniej raz próbował cofnąć. CDN
« Ostatnia zmiana: Marzec 30, 2009, 08:01:01 pm wysłana przez Bollomaster »

El Lorror!

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 1680
  • You're so poke-poke!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Ażraza, Zelfethim, NEMERNO
« Odpowiedź #3 dnia: Luty 17, 2009, 11:37:41 am »
Aaa... ale przepak, współczuję rzeziom.
"To wspaniałe - grać kimś wspaniałym"