Autor Wątek: Hiarh Gorhaun, legendarny irganin  (Przeczytany 200 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Hiarh Gorhaun, legendarny irganin
« dnia: Listopad 11, 2008, 02:23:53 pm »
Czterdzieści lat temu, podczas podróży z Winthorpu do Szandgadu na lekkim, ale niezwykle wytrzymałym okręcie maddoxiańskim, Szerazi, żonę irgana Arg Dżaara, który miał nadzieje wkrótce tytułować się Fechtmistrzem, nawiedził dziwny sen. Zobaczyła mianowicie starą kobietę – ślepą Wiedźmę, która zabrała jej z rąk nowo narodzonego syna i palcami wyrwała mu oczy. Szerazi obudziła się z krzykiem, ale zaraz uspokoiła się, że to tylko sen – dziecko miało urodzić się dopiero za kilka tygodni. W podróży Arg Dżaara i jego żonę zaskoczyła jednak burza i to nie byle jaka – nad morzem szalał Orkan. Arg Dżaar był znakomitym szirganem, ale w tym wypadku niewiele mógł poradzić. Sponiewierany statek z trudem dotarł do bezpiecznego portu w Szandgadzie. Zakrawało na cud, że wszyscy przeżyli – zwłaszcza że Szerazi urodziła w czasie sztormu. Na wybrzeżu przybyłych witała nie tylko rodzina, czyli ród Sehairat (szaro-srebrny), w tym trzy córki Arg Dżaara: Jenlahti, Henszara i Milhazari oraz syn Hazar, ale też liczne grono jego przyjaciół i zwolenników; powszechnie wiedziano, że Fechtmistrzyni Uithenna nie może mieć już nadziei na długie rządy, wkrótce władze przejmie nowy Najdostojniejszy Doradca. Arg Dżaarowi gratulowano narodzin kolejnego syna, wróżono też, że okoliczności w jakich przyszedł na świat zwiastują mu wspaniałe życie. Radość skończyła się jak nożem uciął, gdy twarz dziecko otworzyło nagle oczy – zupełnie białe. Chłopiec był ślepy. W Juhtunszaar ślepota uchodzi za jeden z najgorszych możliwych znaków. Arg Dżaar szybko odesłał żonę i syna do domu w Al-Mirwisz i zdołał nawet zatrzeć niepokojące wrażenia, jakie ta widoma oznaka złego losu wywarła na obecnych. Trudno było mu jednak poradzić sobie ze sprawą ceremonii imienia (1). Chłopiec bezradnie wlepiał w zachmurzone niebo swoje białe oczy, a Mówca Grzmotu stał obok niego z rosnącym niepokojem w sercu; nawet dla niego bowiem blask szir na niebie nie układał się w logiczne słowo, a chmury były nieme; Mówca mógł próbować szukać imienia w szepcie burzy, ale burza milczała.
Nikt nie może żyć bez jakiegokolwiek imienia, więc rodzina przezwała chłopca Suzar – Patrzący Dalej. Prawdopodobnie liczyli na to, że za dziwną ślepotą kryje się niezwykły talent – na przykład Mówcy. Mylili się jednak. Suzar nie potrafił niczego. Nie chodzi tu tylko o szermierkę – chociaż rósł na silnego i zdrowego chłopca w ogóle nie miał wyczucia do broni, wypadała mu niemal sama z ręki, a brak wzroku bardzo utrudniał jakiekolwiek ćwiczenia. Nie był też talentem jeśli idzie o kontrolę Szir, nie rozumiał się na asymilacji. Jeśli chodzi o duchy, sprawa miała się dziwnie. Doświadczeni Mówcy twierdzili, że Suzar przyciąga je do siebie z ogromną siłą – jednak w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie dostrzegał ich, tak samo jak całego świata wokół siebie. Próbowano go wtajemniczyć w sztukę Mówców, ale nie okazał się zbyt pojętny.
Zrozumiałe, że w obliczu tej sytuacji Szerezai próbowała wyjaśnić sprawę dziwnego snu. Tu jednak natrafiła na opór męża. Wiedźma którą widziała we śnie występowała we wszystkich bajkach irgańskich równie często jak szarquim w traktatach wojskowych, ale miała też swoje odpowiedniki w baśniach wielu ras i ludów – i we wszystkich tych opowieściach cechowała się złośliwością i mściwością. Na pytanie – za co mogłaby się mścić, Arg Dżaar odpowiadał kpinami. W ciągu wielu lat swojego życia bywał w wielu miejscach Turblanda, wiele dokonał, ale nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek spotkał, a tym bardziej obraził Wiedźmę - tak twierdził. Cała sprawa z niewidomym synem bez imienia, który wzbudzał wśród rówieśników strach i śmiech, zaczynała go złościć i zawstydzać. Rozpowiadanie, że na dziecko urok rzuciła mityczna Wiedźma nie poprawiłoby jego – i tak nadwątlonej - pozycji. Z pomocą ojcu przyszedł starszy syn Hazar, który przekonał swojego Przyjaciela, dżabilbahira Abirkaiego, żeby przyjął Suzara jako pomocnika do Kuźni Aksary. Abirkai zgodził się w drodze wyjątku i odtąd Suzar spędzał dnie w mroźnej kuźni na stokach Armed Kerbal, pomagając w miarę możliwości staremu kowalowi. W chwilach wolnych od ciężkiej pracy przechadzał się po cichym Gaju Aksary, skąd Abirkai brał surowiec na swoją broń. Było to miejsce położone daleko od siedzib irganów i nardżanów – bardzo rzadko zjawiał się poseł od rodu, zamawiający broń na Ama-dal. Wymieniał ze starym zbrojmistrzem ceremonialne słowa, opowiadał o młodym szermierzu, żegnał się z szacunkiem i odjeżdżał by wrócić za trzy lata po gotową broń. Aksary nie rosły szybko, a dobra juhtunszaarska szabla wymagała od kowala czasu. Mimo tego wszystkiego Suzar nie czuł się samotny. Nauczył się poznawać dotykiem rodzaje metali, posługiwać się młotem kowalskim i szeregiem innych narzędzi, których Abirkai używał, by stworzyć na ostrzu unikalny ażur. Oczywiście nie ćwiczył na metalu z aksary – mimo to stary kowal był z niego bardzo zadowolony. Wyglądało na to, że Suzar nareszcie odnalazł swój talent. Po raz pierwszy w życiu – a miał wtedy osiem lat – pomyślał, że być może jest coś, co potrafi robić dobrze. W tym samym roku asystował Abirkaiemu przy wykuwaniu szabli dla młodego Riathara Jehafrasz. Słuchał odgłosu młota opadającego na giętki metal i zastanawiał się, czy byłby w stanie wykonać bron równą tej spod ręki zbrojmistrza. Nie wiedzieć czemu był pewien, że tym razem uda mu się to co zamierzył. Tej samej nocy, gdy znużony Abirkai zasnął, Suzar rozpoczął pracę nad szablą. Krok w krok podążał w sztuce kowalskiej za zbrojmistrzem, kopiując jak najdokładniej jego działania. I chociaż zdarzało się, że kowal nie życzył sobie obecności swojego pomocnika i pracował sam – to jednak Suzar był przekonany, że jak dotąd nie popełnił poważnych błędów i jego szabla kiedyś trafi w ręce dobrego szermierza. Tak upłynęły trzy lata i obie bronie został skończone. Abirkai i jego pomocnik przygotowali się do drogi – raz w roku opuszczali samotnię w górach i wyruszali do stolicy, by nowe szable zostały zahartowane przez ich przyszłych właścicieli na oczach Fechtmistrza i cesarza. Spotykali tam z dziewięcioma innymi kowalami pracującymi niestrudzenie na stokach Armed Kerbal, a Suzar mógł zobaczyć się – co za ironia – ze swoją rodziną, która z każdym rokiem witała go mniej serdecznie. Arg Dżaar był wtedy Fechtmistrzem już od 4 lat.
Hartowanie broni, zwane Eszuza, było kolejnym ceremoniałem wywodzącym się z Dawnego Juhtun. Zwyczaj pochodził z czasów, kiedy na miejscu obecnej siedziby cesarza stał Biały Pałac, zbudowany z irgańskich kości. Według legend kiedy Naramszan, Lintra i Entemmu na czele swoich żołnierzy przedarli się pod bramę znienawidzonej twierdzy, uderzyli w nią ostrzami swoich szabel. Wrota upadły, irganie zdobyli zamek i zabili orczego namiestnika. By uczynić zadość tradycji młodzi irganie przygotowujący się do Ama-dal brali na chwilę swoje przyszłe bronie i uderzali w odrzwia Pałacu. Młodzi szermierze przygotowywali się do wystąpienia – i wtedy Suzar zrobił coś, czego robić nie powinien. Wyciągnął broń i stanął razem z resztą przed wrotami. Ostrza zadźwięczały w starciu ze złotą powierzchnią bramy. I szabla Suzara pękła. W ciszy która zapadła wszyscy wyraźnie usłyszeli brzęk, gdy złamana głownia upadał na płyty dziedzińca. Trudno opisać konsternację jaka zapanowała. Szable juhtunszaarskie nigdy się nie łamały – przynajmniej nigdy w rytuale hartowania. To już nie był zły znak – to była tragedia, a już z pewnością dla tego kto wykuł wadliwą broń. Abirkai natychmiast zrozumiał sytuację, domyślił się co zrobił pomocnik i wstrząśnięty myślą, że to jego oskarżą o błąd w sztuce zaczął tłumaczyć rzecz Fechtmistrzowi. Przez ten czas Suzar stał osamotniony na placu przed Pałacem, trzymając szczątki szabli. Wszyscy młodzi, zdolni, widzący szermierze odsunęli się od niego. I Fechtmistrz ogłosił swoją decyzję: szabla którą złamał Suzar, a którą, wbrew ceremonii zwyczajowi i prawu sam sobie wykonał będzie jedyna jaką może otrzymać w życiu. Tym samym odebrał swojemu synowi bez imienia także prawo do Ama-dal. Suzar jak przez sen opuścił dziedziniec i miasto. Jechał wolno, jazda konna też nie była jego mocną stroną. Jechał bez celu, bo teraz już wierzył bez zastrzeżeń, że nie potrafi niczego. Pod wieczór dogoniło go dwóch konnych. Jednym z nich był Riathar Jehafrasz – Suzar poznał go po głosie. Był wściekły. Jego broń wytrzymała zaledwie chwilę dłużej niż szabla Suzara – pękła, gdy irgan oddawał ją kowalowi. Musiała to być wina pomocnika, który pomagał w wykuwaniu. Bez wątpienia teraz Fechtmistrz nie mógł wątpić, że na jego synu ciąży jakaś klątwa. Suzar milczał obojętnie słuchając gróźb Riathara – nie obchodziło go czym jeszcze zasłuży sobie strach, śmiech i nienawiść innych. Rozjuszony Riathar natarł na niego z koncerzem i nadział się na złamaną szablę, którą Suzar odruchowo wystawił przed siebie. Towarzysz młodego irgana oniemiał, patrząc jak ranny powoli zsuwa się z siodła. Spanikowany Suzar uciekł. Jechał na oślep, nie wybierając drogi, byle jak najdalej od miejsca morderstwa. Strażnik na przełęczy Resz wziął go chyba za ducha, tak strasznie wyglądała jego twarz wykrzywiona przerażeniem. Wkrótce ruszyła za nim pogoń. Uciekinier błądził na oślep wśród górskich ścieżek, żywił czym popadło i niestrudzenie parł przed siebie, gnany strachem i poczuciem winy. Po wielu dniach tej wędrówki w ciemnościach, w której koń miał o wiele więcej zasług niż jeździec, kompletnie wyczerpany Suzar dotarł w końcu do miejsca, które miał później dobrze zapamiętać. Gdyby posiadał wzrok mógłby zobaczyć, że stoi na skalnej półce, z której rozciągał się widok na równiny Detmarchii. Daleko w dole błyszczały światła Akion. Irgan postąpił kilka chwiejnych kroków i natrafił dłońmi na gładką, kamienną ścianę. Powoli obszedł budowlę. Wieżę. W końcu natrafił na wejście i wsunął się do środka by osłonić się przed porywistym wichrem i prawdopodobnie spokojnie skonać z wyczerpania.
Ledwie przestąpił próg wpadł prosto w oczekujące go ramiona.
-Nareszcie – wykrzyknął wysoki, piękny, kobiecy głos, przypominający śpiewne zawodzenie wiatru – długo kazałeś mi na siebie czekać!
Suzar z wysiłkiem oswobodził się z uścisku. Wciąż czuł na ramieniu jej rękę, zapach włosów, przypominający woń górskich lasów i wiatru z dalekich stron, orzeźwiający chłód nocy jaki od niej bił i każdym wyostrzonym zmysłem ślepca wiedział, że nie ma przed sobą zwykłej istoty.            
-Kim jesteś? Może nie wiesz, ale idzie za mną pogoń. Jestem mordercą. – rzekł z trudem. Kimkolwiek była ta piękna pani nie chciał ściągnąć na nią swego złego losu.
Śmiech, czysty jak górski strumień.
-Kochany, nikt mi cię nie odbierze! Nie tutaj, tu ja władam. Jestem Panią Gór. Czy zechcesz zostać gościem w moim domu? – wyciągnęła rękę. To nie było pytanie.
I Suzar ujął jej dłoń. Bo nie miał już nic do stracenia.



(1) Zwyczaj w Juhtunszaar nakazuje, aby w dzień swoich narodzin trzyletni irgan w towarzystwie rodziny i Mówcy Grzmotu zapytał burzę o swoje imię i odczytał je z piorunów na niebie.
« Ostatnia zmiana: Maj 17, 2010, 08:18:40 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Hiarh Gorhaun, legendarny irganin
« Odpowiedź #1 dnia: Listopad 11, 2008, 02:24:23 pm »
Legendy opowiadane już za jego życia mówią, że Suzar, irgan który później zasłynął na Turblanda jako Hiarh Gorhaun, mieszkał przez wiele lat w domu Pani Gór. Był to dziwny dom. Irganie wierzyli niegdyś że to z gór zeszli bogowie; gdyby nie zapomnieli o tym po wielu latach może góry nie budziłyby w nich obawy, może potrafiliby w nich dostrzec miejsce, którego bogowie tak naprawdę nigdy nie opuścili. Domem Pani Gór był szczyt Horoday. Każda jaskinia, każdy wąwóz, wodospad, strumień i turnia stanowiły jej królestwo. Ale Suzar nie wątpił, że gdyby mógł spojrzeć na to, co go otaczało, nie zobaczyłby tylko nagich skał, śniegu i szronu. Wędrówka z Panią Gór przypominała drogę przez sen. Taki, w którym lodowaty wiatr nie przenikał ciała do kości, ale unosił na swoich skrzydłach, w którym mgła snująca się dolinach pełna była szeptów i ech głosów wędrowców, w którym orzeł szybujący nad szczytami przynosił wieści z dalekich stron. Góry i ich władczyni dawały wolność.
-Dlaczego wybrałaś akurat mnie? – zapytał ją pewnego razu, kiedy stali obok siebie na szczycie Redd Agre, trzeciego co do wysokości w Górach Szronu, i patrzyli na wschód słońca. Suzar nie mógł go widzieć, ale czuł na twarzy ciepło promieni.
-Samotne wędrówki nie dają radości – odpowiedziała poważnie.
-Dużo już porwałaś takich biedaków jak ja, zabłąkanych w górach? – zaśmiał się. Niewielu było irganów czy ludzi z Detmarchii którzy nie słyszeli baśni o Pani Gór i ludziach, którzy za jej sprawą nigdy nie znaleźli już drogi do domu.
-Sporo. – przyznała bez oporów - Ale ty jesteś wyjątkowy – dodała po chwili. – Lepszy niż oni.
Mimo woli znów parsknął śmiechem. Śmiech łatwo przychodził tu, w górach, ale tym razem był bardzo gorzki.
-Na wypadek gdybyś mnie z kimś pomyliła, pani – zwrócił ku niej ślepe oczy i skłonił się teatralnie – przedstawię się: syn Fechtmistrza, szermierz bez talentu, zabójca dziedzica Jehafrasz, który nie miał odwagi zmierzyć się z karą za ten czyn. Nieudolny kowal, mierny szirgan, fatalny Mówca. No tak – dodał zaraz – i nie zapominajmy, że niewidomy. Tak, że nawet nie będzie w stanie spojrzeć na tą, która uratowała jego mierne życie.
-To nieprawda – zawołała chwytając go za rękę – to wszystko nieprawda. To oni nie potrafią tego dostrzec, ale oni nie umieją patrzeć. Ja wiem i widzę kim jesteś. To co się działo tam, na dole, tu nie ma znaczenia.

Czas mijał, ale pory roku, tam, na dole, nie miały znaczenia. Suzar kochał Panią – tak sądził - i był pewien że ona kocha jego. A nawet jeśli uświadamiał sobie czasem, że bez jej ręki prowadzącej go nad przepaściami Gór Szronu jest bezradny, nie przejmował się tym długo.
Zdarzało mu się wędrować samotnie. Rzadko, to prawda; nie czuł nigdy większej radości, niż będąc przy Pani. Jednak wędrówki te pomagały mu, gdy czuł niekiedy, że czas prześlizguje mu się przez palce i traci szanse na cos bardzo istotnego. Na co? Nie wiedział.
Podczas jednej z tych wypraw zawędrował do Studni. Nie mógł oczywiście tego widzieć, ale czuł, że to jedna z najgłębszych dolin wyrytych w Górach Szronu; musiała wyglądać jak ogromny kocioł pomiędzy stromymi stokami. Dno przecinała sieć lodowatych strumieni, toczących się wartko miedzy otoczakami. Część wpadała w ciasne, bezdenne jamy w skałach. Mogły tak płynąć aż do najciemniejszych czeluści ziemi. Nieczęsto schodził do Studni. W tym jednym miejscu w całych górach pozostało dla niego coś niepokojącego. I teraz to tu usłyszał krzyk. Straszny, pełen rozpaczy krzyk spadającego ze skały człowieka i łoskot z którym uderzył o ziemię – dźwięki zamknięte w echu przez wiele lat. Stał przez chwilę nieruchomo. Bez Pani u boku nigdy nie słyszał i nie czuł niczego takiego. Podszedł powoli do miejsca w którym usłyszał hałas i wzdrygnął się, kiedy pod jego stopą chrupnął stary czerep. Cofnął się mimowolnie i nastąpił na inną kość. Znów krok, chrzęst. To było cmentarzysko.
Tego samego wieczoru zapytał Panią:
-Ilu było tu ludzi, zanim mnie ocaliłaś?
-Pytałeś mnie o to. – odrzekła – I odpowiedziałam ci. Ale to nie ma teraz znaczenia.
-Teraz mi powiedz – rzekł gwałtownie – Czemu woleli zginąć niż żyć dalej z tobą?
Milczała, a razem z nią ucichł wiatr hulający po stokach.
- Nie mogli na mnie patrzeć. – wyszeptała w końcu.
-Tylko dlatego jestem tu z tobą? – zapytał z niedowierzaniem – bo jestem ślepcem?
Chwyciła go za rękę.
-Nie straciłeś tylko wzroku. Ty nie masz oczu. Ty nie widzisz świata, ale też nie widzisz drogi przed sobą. Celu. Nie wiesz gdzie masz iść - więc stoisz. Pozostajesz bez ruchu. Naprawdę wolny. Chciałam, byś pozostał ze mną. Tutaj. – powiedziała ze smutkiem.
-Na zawsze? Dlatego, że chcesz mieć towarzysza, który na twój widok nie rzuci się ze skał? – to było okrutne, ale wyrzekł słowa, zanim zdążył je rozważyć.
-Nie – odparła – Bo cię kocham i nie chcę cię stracić. Ale to już się stało, prawda?
-Chcę mieć cel. Chcę ruszyć wreszcie z miejsca. Chcę zobaczyć twoją twarz. To prawda – przyznał. – Ale to właśnie nie ma znaczenia. Bo nie mam oczu i nie potrafię ich odzyskać.
Pani Gór westchnęła.
-Wiedźma zabrała ci oczy, Wiedźmie je musisz odebrać. – zabrzmiało to jak wiersz zapomnianego poematu. Suzar nigdy go nie słyszał. Kiedyś wspominał jej o dziwnym śnie matki tuż przed jego narodzeniem. Wtedy zbyła opowieść milczeniem. To co było na dole, tu nie miało znaczenia. Wtedy.
-Jak znajdę tą Wiedźmę? – zapytał spokojnie. – Jak mogę się na niej zemścić i odzyskać oczy?
-Sam nie zdołasz. Musiałabym ci pomóc. – rzekła niechętnie.
-Jak to zrobisz? – nie pytał, czy to zrobi. Wiedział, że tak.
-Oddam ci swoje oczy, kochany. Żebyś mógł znaleźć Wiedźmę i zabrać jej to co do ciebie należy. I zemścić za twój i mój ból. – odparła.
-Nie mogę tego od ciebie wymagać. Zawdzięczam ci życie. I szczęśliwe lata, tu, na górze.
-Bogowie nie lubią gdy zaprzepaszcza się ich dary. Pora żebyś ty odzyskał swój. I mnie opuścił. Nie chcę, żebyś skończył tak jak inni.
Wahał się tylko przez chwilę.
-Dobrze.
-Chodź więc. Nasza ostatnia wspólna wędrówka – zaśmiała się sztucznie – Pamiętasz gdzie się spotkaliśmy?
Pamiętał. Wieża stała niewzruszona, jak wtedy, gdy dotarł do niej, wyczerpany, wiele lat, może wieki temu. Weszli do środka.
-To miejsce nazywa się Wieżą Podarunku, albo Wieżą Przekazywania Życia. – odezwała się - Pamiętam, jak starzec, który za życia posiadł dar latania, oddał go tu swojemu synowi, kiedy ścigali ich zabójcy. Ocalił go. Stałam wtedy tu gdzie teraz, patrzyłam... i wydało mi się to bardzo piękne, ale i smutne. To dobre miejsce do przekazania podarunku.
-Co mam zrobić? – zapytał Suzar.
Nic, tylko wejdź po księżycowej ścieżce,
Nic, tylko wyryj swe imię obok mojego... – zanuciła – To jest dar, a dary rządzą się swoimi prawami. Płacić jednak trzeba za wszystko. Czy przyjmiesz moje warunki? Oto one. – i wyrzekła szybko kilka zdań, jakby kontynuowała tą dziwną piosenkę:
Pieczęć pierwsza – niech przebudzi Szron ze snu.
Pieczęć druga – niech stanie na drodze Władcy.
Pieczęć trzecia – niech przejdzie Zieloną Drogę.
Cisza. Wiatr na zewnątrz wzmógł się, pod jego uderzeniami zaczynały drżeć kamienie z których spojono wieżę.
-Czy przyjmujesz warunki? – powtórzyła.
-Nie rozumiem twoich warunków – odparł. – Ale przyjmuję je - i obiecuję wypełnić.
-W takim razie niech się stanie. Bierz, są twoje.
Pochyliła się i pocałowała go, a wtedy szalejący na zewnątrz wicher wdarł się do środka– nie zwykły zimny wiatr, ale prawdziwy, lodowaty wicher górski; przeniknął go, wypełnił i zmroził. Zasłonił twarz przed siłą żywiołu, a kiedy opuścił rękę i otworzył oczy nic już nie było takie samo.
Świat uderzył w niego wszystkimi swoimi barwami, a serce – wszystkimi pragnieniami domagającymi się spełnienia. Wiedział, że ma dość siły, by je spełnić. Czuł ile może uczynić już teraz, jeśli zechce. Zabiłoby go to szaleństwo kolorów i uczuć - ale Pani stała obok. Widział ją wreszcie. Ona jego nie.
-Przysięgam ci – wyrzekł powoli – że znajdę Wiedźmę, wydrę jej wzrok i cel, i przyniosę tu, do ciebie. Przysięgam że zabiję ją za to co zrobiła. Przysięgam że wrócę.
 Kiwnęła głową.
-Nie ma ceny, której nie można zapłacić za to czego się pragnie. Przysiągłeś.

Wiele lat później, to słowo znów odbiło się echem wśród skalnych ścian Gór Szronu. Kiedy wysoki, odziany w czarny płaszcz wędrowiec stanął na dnie głębokiej doliny u stóp Redd Agre, którą dawno temu młody, niewidomy irgan nazwał Studnią. Przybysz zatrzymał się tylko na chwilę by rozejrzeć się uważnie wokół. Widział to miejsce pierwszy raz w życiu. Woda płytkiego strumienia obmywała jego zniszczone, skórzane buty, otoczaki chrzęściły pod stopami, gdy podchodził do postaci skulonej wśród kamieni. Wokół postaci walały się kości. Przybysz widział jak ich dawni właściciele snują się między postrzępionymi głazami, wślizgują się, jak czarne, lepkie cienie, w szczeliny w ziemi, oplatają długimi rękami skuloną istotę. Kilka podeszło chwiejnie i do niego, odpędził je zniecierpliwiony. Postać uniosła głowę. Czarne, gęste włosy odsłoniły twarz. Zupełnie chorą. Zupełnie szaloną. Ale wędrowiec patrzył bez lęku.
-Przysiągłeś – zaszeptała ślepa kobieta.      
-Przyszedłem żeby zwrócić twój dar. – odparł spokojnie, mrużąc jasne oczy. – Jeśli tylko zechcesz odzyskać to, co sama sobie zabrałaś. Czy wiedziałaś... wtedy?
-Przysiągłeś – wycharczała.
-Przysiągłem – przyznał. Pewnym ruchem wydobył bron – dwusieczny topór na niebywale długim stylisku. Postąpił krok naprzód, podniósł ramię. Zamarł.
-Ja też cię kochałem, Pani.
Ostrze spadło.

Nad górami Szronu szalała burza. Sinogranatowe chmury, rozdzierane co chwila złotym i białym wzorem piorunów, otulały szczyt Horoday, Suzar nadawał sobie imię.
Burza przesuwała się koło niego. Czuł i widział teraz, czym jest naprawdę. Zdawało mu się, że może wyciągnąć rękę i dotknąć ciała tej wielkiej, potężnej istoty, ciała splecionego z chmur, gromów, światła i deszczu, a pod nim poczuć ocean energii w którym szaleje wolna dusza - szir-mahan, jak mawiano w jego kraju. Od skłębionej masy burzy odskakiwały co chwila błyskawice, jak noże wbijające się w mrok. Kamienie drżały od ryku grzmotu, odłamki skał tuż pod stopami irgana odrywały się i spadały w otchłań. Suzar patrzył na to szaleństwo żywiołu, feerię barw, słuchał muzyki burzy – i wiedział już, że cokolwiek się stanie będzie to kochał do końca życia. Nie czuł strachu ani nawet radości – to była euforia.
-Słuchajcie mnie! –krzyknął – Słuchajcie! Nie jestem już ślepy! Mogę was dostrzec i oto mówię wam – nadaję sobie imię! Brzmi ono – Hiarh, wolny! Nareszcie wolny!!!
Głos irgana przetoczył się nad postrzępionymi szczytami gór. Burza odpowiedziała. W jednym momencie kilkanaście piorunów z ogłuszającym łoskotem wbiło się w skalną turń na której stał Hiarh. Na ułamek sekundy zobaczył w nich zarysy postaci – jak czarne kontury na tle oślepiająco białego światła – kobiety, mężczyzn, twarze stare i młode, wykrzywione bólem i śmiechem. Jedna z tych postaci na mgnienie oka pochyliła się ku niemu, chwyciła go za rękę i wskazała nią na czarne niebo. Dotyk ducha palił jak ogień, ale Hiarh nie poczuł bólu – tylko niszczycielski, ale i ożywczy prąd energii. Poddając się woli ducha Hiarh nakreślił w powietrzu nad sobą znak w piśmie ratisz, którego uczył się jako niewidomy. Znak oznaczający swoje imię. Litery wykwitły na niebie, jakby ktoś pociął zwały chmur nożem i wpuścił przez wyrwę słoneczne światło. Zagrzmiało, pioruny runęły w niebo. Duch trzymający rękę Hiarha pochylił się ku niemu jeszcze niżej i szepnął głosem który rozległ się ciężkim łoskotem gromu.
-Sam piszesz swoje imię, Mówco.
Hiarh wyciągnął ręce do burzy.

Wysoka, smukła postać przechadzająca się w milczeniu po kunsztownej mozaice Sanktuarium Gwiazd na szczycie Góry Szarsz podniosła gwałtownie głowę. Zimne światło księżyca padło na surową i poważną twarz Najdostojniejszego Doradcy Cesarza Ziemi i Powietrza Starożytnego Cesarstwa Juhtun z Gór, Fechtmistrza Arg Dżaara. Fechtmistrzowi ciążyło ostatnio wiele zmartwień, chwile samotności tu, na Ostatnim Stopniu, przynosiły mu ukojenie. Niżej, za Łukiem Gwiazd czekała jego świta. Do Sanktuarium wstęp mieli tylko Cesarz, Fechtmistrz, oraz osoby przez nich wyznaczone. Arg Dżaar zaś nie życzył sobie towarzystwa swoich doradców. Nie ufał im.
Tym, co wyrwało go z zamyślenia, był odległy, lecz wyraźny odgłos grzmotów. Tej nocy heszben nad Cesarstwem Juhtunszaar była spokojna, ale na północy, za Armed Kerbal, musiała szaleć wspaniała burza. Fechtmistrz przywołał z pamięci mapę tamtych obszarów. Jeżeli zmęczony umysł go nie zawodził, szir-mahan uderzały teraz w Horoday, szczyt wieńczący łańcuch Gór Szronu, od zachodu oparty o Prowincję Weith, od wschodu osłaniający zimne stepy Senuhet, zaś od północy spiętrzony nad Płaskowyżem Lustrzanym i stolicą Akion. Prawda, nazwę księstwa przemianowano ostatnio na Królestwo Harnazig, od kiedy tron objął siedemnastoletni Rud, przypisujący sobie pochodzenie od spadkobiercy Hezona VI, Hargona Diabła, obalonego 16 lat temu przez Zimną Armię. Harn-nazaig – ziemia Harna. Cóż, nawet jeśli Hargon nie zapisał się w pamięci poddanych Ferstailir jako miłościwy i sprawiedliwy władca – a w ostatnich trzech latach jego rządów Arg Dżaar – ówczesny sehren, członek Rady Dowódców – niemal codziennie otrzymywał raporty o coraz to bardziej wyszukanych egzekucjach – to sytuacja w państwie niewiele poprawiła się po jego zniknięciu. Zimna Armia usunęła Hargona z podziwu godną sprawnością, ale gdy tylko tyrana pochwyciła Marchia Gor, zwycięzcy zupełnie stracili kontrolę nad sytuacją. Cóż to za kraj, ta Detmarchia! Fechtmistrz uśmiechał się drwiąco, ilekroć przeglądał coraz to nowe mapy polityczne tego obszaru. Rozbitym państwem tak łatwo sterować, tak łatwo je osłabić. Arg Dżaar wiedział o tym aż za dobrze. Znał rolę Uithenny, swojej poprzedniczki, w rozbiciu Ferstailir.
Wyćwiczona pamięć Fechtmistrza podsuwała mu kolejne daty i obrazy. 247 lat temu. VI pokój detmarchijski. Hezon VI po serii podbojów, które oparły się o Halrua zrzeka się praw do tronu Wielkiej Detmarchii, dzieli państwo na piętnaście krajów, obsadza na tronach roztropnych i sprawiedliwych władców. 57 lat pokoju. 190 lat temu. Sześć królestw i księstw jednoczy się wobec wspólnego zagrożenia Naszanug, Dzikiej Hordy. Po zwycięskiej obławie w Senuhet i rozgromieniu Hordy, ich królowie zapewniają sobie supremację. W sześć lat później jeden z nich, władca królestwa Ferstailir, przybywa z Południa z nenfhanan – Dziwnym Człowiekiem, jak go nazywano w Detamarchii. Nenfhanan doprowadza do wojny pomiędzy Ferstailir a Marchią Gor. Czoło armii Gor znika podczas przeprawy przez Drogę Ech. Dwadzieścia lat wielkiej trwogi. 120 lat temu. Korona Zimowego Władcy trafia w ręce Urn Hezony, władczyni zwołuje zjazd w Akion, tworzy Zimną Armię, której dowódcami zostają Szron-gwardziści. Tłumienie rebelii. 96 lat temu. Urn zamordowana w swoim pałacu przez nieznanych sprawców, Szron-gwardia zawodzi. Szturm wojsk koalicji po wodzą Lorvaudii na Akion. Szron-gwardziści bronią się do końca, ginie Korona Zimowego Władcy. Atak Pajęczej Zarazy. 94 lata temu. Początek władzy Hargona Diabła z Ferstailir. 12 królestw z czasów Hezona Vi zjednoczonych. 36 lat temu. Grupa awanturników ogłasza odrodzenie Zimnej Armii do walki z tyranem. Diabeł wygnany i uwięziony przez Marchię Gor. Zmarł przed 10 laty. Żył o 84 lata za długo. W każdym razie takiego zdania mogłyby być ofiary jego rządów.
Arg Dżaar potrząsnął głową. To była już historia, ale jej efekty, w osobie młodego Hrana Hezonity stanowiły poważny problem. Po zwycięstwie Zimnej Armii zapanował chaos, jaki nawet w Detmarchii występuje rzadko. Taki, że wystąpienie spadkobiercy Hargona Diabła natychmiast zjednało mu serca poddanych. Diabeł mógł być krwawym tyranem, ale porządek w państwie trzymał żelazną ręką – przynajmniej przez większość swoich rządów – a poza tym przez dziesięciolecia panowania uczynił Detmarchię siłą, z którą należało się liczyć. Jego syn nosił się z podobnym zamiarem, ale sprawiał wrażenie sprytniejszego. Odciął się do jedynego spadku po ojcu – maleńkim księstwie Stailir – i zawładnął Akion. Teraz zaś wziął się za zjednywanie sobie serc poddanych. I tropienie oponentów. Fechtmistrz zdawał sobie sprawę, jak niechętnie widziani są teraz w Akion – czy też raczej Harnazig – irganie. Dziękował bogom, że rola Juhtun-szaar w rozbiciu osiągnięć Zimnej Armii znana była nielicznym. Co prawda gdyby zaszła taka konieczność, Arg Dżaar nie zawahałby się zaryzykować – tak jak Uithenna. Chwilowo jednak sytuacja była niejasna. I bardzo, ale to bardzo nieprzyjemna. Największym zaś niepokojem przejmowała Fechtmistrza wieść jaką otrzymał zaledwie przed kilkoma godzinami.
-Przeklęty los – szepnął teraz do siebie. Spojrzał pod nogi. Stał dokładnie na elemencie mozaiki, przedstawiającym przełęcz Resz i Fechtmistrza Skirna ogarniętego przez płomienie. – On przynajmniej walczył!
Fechtmistrz, zmęczony i niespokojny, skierował się ku wyjściu z Sanktuarium. Na północy wciąż grzmiało. Już pod Łukiem Gwiazd Arg Dżaar zatrzymał się na chwilę. Łoskot burzy niósł słowo, które wydało mu się nagle bardzo ważne. Na horyzoncie rozbłysły na chwilę białe linie błyskawic – ktoś pisał po niebie. Fechtmistrz wysilił wzrok i słuch.
-Hiarh – rzekł po chwili cicho – Wolny? Wygnaniec? Dziwna burza, dziwne słowo.
Odgłosy grzmotów oddalały się. Nieszczęsna szir-mah Ven uciekała przed swoim bratem.
« Ostatnia zmiana: Listopad 23, 2011, 10:03:08 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Hiarh Gorhaun, legendarny irganin
« Odpowiedź #2 dnia: Listopad 11, 2008, 02:32:43 pm »
NOTATKI BAMBOSZA:

Hiarh dostaje od Pani Gór trzy warunki do spełnienia. Przynajmniej dwa z nich wiążą jego los z inną istotą, człowiekiem którego na razie nazwałam Gain, co w starożytnym języku Shidygzai oznaczać będzie “następca”. Nie wchodząc teraz w szczegóły, człowiek ten sięgnął daleko w Czas i odszukał dawno zapomnianą historię Wilków renZana. Oczywiście w bajkach i legendach w dalszym ciągu opowiada się że zły nekromanta Renzan(us) miał cztery wilki które wypełniały wszystkie jego polecenia i służyły mu za posłańców, w wersjach tanelfickich, jeśli takie istnieją, prawdopodobnie każdy z tych wilków został pokonany przez innego dzielnego herosa; w innych wilki te mogą być po prostu przedstawione jako wiatry czterech stron świata, bo nawet w najstarszych legendach mówi się zawsze o czterech posłańcach renZana. Rzeczywiście, porównanie do stron świata (czy też kierunków) może się wydawać przekonujące... chyba, że tak jak Gain odkryje się, że Nuranie bynajmniej nie rozróżniali tych czterech kierunków tak jak my. (http://soap.kasiotfur.com/index.php?topic=207.msg1447#msg1447).
Jeżeli legenda o Pięciu Wilkach (bowiem tyle ich naprawdę powinno być) jest prawdą, oznacza to, że renZan w jakiś sposób zawładnął pięcioma istotami (lub też skłonił je do przejścia na jego służbę), istotami, które dawały mu władzę nad kierunkami, ale nie utrudniały jego drogi do trzeciego stanu. Prawdopodobnie to między innymi dzięki ich pomocy był jednym z najpotężniejszych i najniebezpieczniejszych członków Hader, bo jego związek ze światem Mocy nigdy tak poważnienie nie osłabł.
Z powodów, ktore opiszę później, Gain postanowił powtórzyć to, czego dokonał renZan – to znaczy – zebrać pod swoją władzą istoty dysponujące odpowiednimi umiejętnościami. I tu, ze swojej strony, skrzyżuje swój los z losem Hiarha – po pierwsze dlatego, że wybrana przez niego Istota Kierunku Czasu będzie Gwiazdą – Gwiazdą Hiarha:); po drugie, ponieważ Szron o którym Pani Gór wspomniała w jednym z warunków to jednocześnie Szron-gwardia i inne imię Mahsena Wlediga, Nurana wędrującego pomiędzy snami, wybranej Istoty Kierunku Fantastycznego; po trzecie wreszcie, bo to Gain jest magiem/władcą który przybył do Pani Gór, by wyznaczyła mu warunki przejęcia władzy nad Górami Szronu (nie wiem jeszcze czemu, ale to mi pasuje). Wszystko w fazie produkcji.
« Ostatnia zmiana: Maj 17, 2010, 08:44:50 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Hiarh Gorhaun, legendarny irganin
« Odpowiedź #3 dnia: Listopad 11, 2008, 02:53:05 pm »
...Szemrano jednak że Fechtmistrz Szil-Hravan się zestarzał i stracił ochotę do walki, stać go tylko na bierny opór. Swoim rozkazem trzymał – jak mówiono – „na uwięzi” Czarnego Psa ze Skolch, Hiarha Gorhaun – słynnego Mówcę Grzmotu, dowódcę wypraw nad Złotą Zieleń, zabójcę Kaz he-diny, obrońcę Dzieci Szervalir, Wygnańca.

Wygnańcem nazywa się w Juhtunszaar irgana który z jakiejś przyczyny nie jest mile widziany w kraju, chociaż nie popełnił zbrodni zdrady ani złamania przyjaźni. W przypadku Hiarha chodzi o wypadek bez precedensu: jak mówią wywlókł ducha z ciała Kaz-hediny (dlatego orkowie nazwali go Czarnym Psem – pod tą postacią wyobrażają śmierć – i mówią że zawarł z Psem układ, albo nawet przyjaźń). Duchy nie stały się jednak Hiarhowi wrogie. Zgodnie z tradycją Wygnańcy mogą wejść do Doliny Narib tylko za zgodą Cesarza i w obecności Mówcy (w starożytnym Juhtun cesarz był jednocześnie Mówcą Grzmotu).

Mimo całej tej nienajlepszej sławy nie sprawiał – przynajmniej na pierwszy rzut oka – przykrego wrażenia. Mógł mieć wtedy około 40 lat, co jak na irgana z jego talentem i taką ilością przygód na koncie było już samo w sobie niezwykłym wyczynem. Miał bardzo ciemną skórę, spaloną słońcem południa, czarne długie włosy i białe oczy Mówcy Grzmotu, do tego był mocniej zbudowany niż przeciętny irganin i na pewno wyższy. Nie nosił barw mówcy, ani żadnego z rodów, po prostu zwyczajne ubranie skrojone nawet nie na modłę irgańską, ale zgodnie z upodobaniami mieszkańców Archii i wysp. Zamiast szablą posługiwał się dwusiecznym toporem na niebywale długim stylisku. Nosił też ogromny topór należący niegdyś do Kaz-hediny. Tylko niewielu widziało jak go używał, większość nie miała już okazji o tym opowiadać. Wokół szyi miał kilkakrotnie owinięty naszyjnik zwany przez orków „złotymi łzami (1)”. Mówił niskim, ciężkim głosem, widać było że nie znosi żadnego sprzeciwu i przywykł do rządzenia. W zasadzie powinien budzić podziw, ale u patrzących na niego mieszał się on z dziwnym uczuciem, że jest zupełnie nieprzewidywalny i zrobi to co uzna za stosowne nie licząc się z żadnymi ofiarami.

(1) Orkowie nazywają krew „złotem walki”, stąd np. nazwa „Złota Zieleń” oznacza w rzeczywistości Zieleń Krwi; sztukę tworzenia złotych łez, czyli kropli krwi które nawet po śmierci właściciela nie tracą z nim związku wynaleźli magowie krwi z Ro Gamblai.

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Hiarh Gorhaun, legendarny irganin
« Odpowiedź #4 dnia: Listopad 11, 2008, 03:51:06 pm »
No ładnie, to ja tu wchodze żeby wszystko elegancko wkleić a okazuje się że to już zrobione... Niestety wcześniej nie miałam czasu...
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Hiarh Gorhaun, legendarny irganin
« Odpowiedź #5 dnia: Listopad 11, 2008, 05:15:08 pm »
Powiedzmy... Rzecz w tym że to jest naprawdę spora historia i nie bardzo wiem jak ją ogarnąć.
Istotną rzeczą która warto zaznaczyc jest dziwna zbieżność historii Hiarha i opowieści o Wędrówce do Otchłani http://soap.kasiotfur.com/index.php?topic=20.0. Nie chodzi nawet o to, że ten starożytny poemat opisuje szczegołowo losy jednego irgana żyjącego w Trzeciej Erze; przyglądając się historii można stwierdzić, że zdumiewająco wiele istot zdaje się pokonywać podobną drogę. Szczegółowa historia Hiarha nie jest praktycznie w ogóle wykminiona, ale wiem na pewno kilka rzeczy:
Po otrzymaniu warunków Pani Gór Szronu Hiarh znalazł się w Detmarchii w okresie rosnącej supremacji Hrana spadkobiercy Hargona (i bardzo nasilonych prześladowań irgańskich). Odkrył historię Gwardii Szronu i podjął próbę jej odszukania. Ta próba raczej na pewno się nie powiodła (jeszcze nie jestem pewna). W czasie tej misji Hiarh spotkał na swojej drodze istotę o imieniu Mahsen Wledig, przedziwnego stwora wędrującego we śnie, zatopionego w nieustającym koszmarze. Wledig przeszedł przez sny czterdziestu czterech istot na Zachodzie pozostawiając po sobie tylko szarość i biel. Pierwsza istota przeżyła, ale ogarnął ją niepowstrzymany smutek; ostatnia została unicestwiona. Tą ostatnią istotą był Rodrada Dangelim, dzierżący w imieniu Hrana Va-duagann... Hiarh nie wiedział że innym imieniem Mahsena Wlediga jest Szron i - chociaż nie przebudził gwardii - nieświadomie zaczął spełniać warunek Pani w zupełnie inny sposób niż tego oczekiwała...
« Ostatnia zmiana: Listopad 29, 2008, 08:01:58 am wysłana przez Bollomaster »
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

El Lorror!

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 1680
  • You're so poke-poke!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Hiarh Gorhaun, legendarny irganin
« Odpowiedź #6 dnia: Listopad 13, 2008, 08:29:05 pm »
O jezusicku, to dopiero hardcore, tym bardziej że historkia detmarchii którą czytałem kilka miesięcy temu była nieskończona, lub ja nie pamiętam jej w całości, ale abstrahując od tego:

Cytuj
-Przysiągłeś – zaszeptała ślepa kobieta.     
-Przyszedłem żeby zwrócić twój dar. – odparł spokojnie, mrużąc jasne oczy. – Jeśli tylko zechcesz odzyskać to, co sama sobie zabrałaś. Czy wiedziałaś... wtedy?
-Przysiągłeś – wycharczała.
-Przysiągłem – przyznał. Pewnym ruchem wydobył bron – dwusieczny topór na niebywale długim stylisku. Postąpił krok naprzód, podniósł ramię. Zamarł.
-Ja też cię kochałem, Pani.
Ostrze spadło.

O co w tym chodzi? Zabicie jej było częścią przysięgi?
"To wspaniałe - grać kimś wspaniałym"

bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Hiarh Gorhaun, legendarny irganin
« Odpowiedź #7 dnia: Listopad 14, 2008, 10:57:41 pm »
Jak wspomniałam to tylko zarys... historia Hiarha (jeśli powstanie) powinna pokazywać co się dzieje ze śmiertelnikiem kiedy zostaje zaplątany w gigamiczne siły i to nie z własnej woli, ale zupełnie przypadkowo i do tego nieświadomie. Urodził się niewidomy, bo jakaś istota zabrała mu oczy. Dostał jej na powrót od Pani Gór Szronu i zaczął spełniać jej warunki. W toku tych działań zmienił się w zupełnie inną istotę (patenty napisze wam później) a, co najważniejsze (mówią o tym legendy) odnalazł i stracił swoją Gwiazdę. Od tej chwili jego zycie zmieniło się w chaos, a warunki upadły w gruzy; prawdopodobnie uczynił coś co sprawiło że Pani Gór Szronu go znienawidziła i postanowiła szukać zemsty. Siegnęła do źródeł swojego obłędu i wywarła zemstę na najgłębiej ukrytej, najdalszej części istoty swojego wroga - i w ten sposób zabrała oczy i cel nienarodzonemu jeszcze dziecku, które poźniej nazwano Suzar. Wiem że to abstrakcja, ale istoty takie jak władcy nie działają jak normalni ludzie, a szaleni władcy to jeszcze bardziej odrębna kategoria. 'Przejście Zielonej Dorgi' - ostatni warunek - odnosi się własnie do tego momentu, kiedy przyszłość połączyła się z teraźniejszością (chociaż w rzeczywistości obie istniały rónocześnie;). Paradoks całej tej historii nigdy nie mógłby jednak zaistnieć gdyby Hiarh nie utracił swojej Gwiazdy... ale to już inna historia...
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!