Agratha, najemniczka z Tradyru: "Ten kraj, to królestwo, to jeden wielki cios, kolejny cios zadany ludziom przez krasnoludy. Mówi się, że [Ossenthar] to niewola - ale to coś znacznie gorszego, to upodlenie, upadek; człowiek który tam żyje przestaje być człowiekiem, odbiera mu się nie jedynie wolną wolę, ale tą iskrę co może obudzić pasję, gniew, miłość, iskrę którą ma nawet najbardziej upokorzony, poniżony [1]. On chociaż może mieć nadzieję, że się przełamie, zmieni, podniesie - im odebrali nawet to. Stul pysk, wiem o tym. Wiem, że to jest los części, tylko części, tych za których zabrali się ci z Gildii Popiołów, Wypalonych. Ale ta część to jest nie mniej niż siedem na dziesięć osób! Nie tak dużo? Że niby ile? To wytłumacz mi jak to jest, że kiedy umiera król, te trzy dziesiąte wolnych, ci szlachcice, ci żołnierze nie wydzadzą nawet pierdnięcia żeby upomnieć się o swoje prawa, że o zbrojnym buncie nie wspomnę? Po prostu nie mogą, nie mają tego ognia który powienien mieć każdy człowiek. Tak, właśnie tak! - zrobili to krasnoludowie z Gildii Pyłu. Przez setki lat zniewolili cały, cały kraj, została im już chyba tylko najwyższa arystokracja, ale i z nią się uporają. Król? To jest król?! Nie mam słów na bestię, która zrzuca na innych swoją słabość, starość, nawet śmierć. W ciągu trzech tysięcy lat Ossenthar miał dziewięciu takich władców, umysły, nawet takich horrorów, nie wytrzymują, wpadają w obłęd i ktoś inny z radością zajmuje ich miejsce. Tak mówią, ale ja w to nie wierzę. Myślę, że to wciąż ten sam nieszczęsny [...], nie pamiętam jego imienia, co zawarł z krasnoludami ten diabelski pakt, powołał Gildię Pyłu. Zniewolili go pierwszego, a przez niego resztę ludzi - tak ja to widzę.
Pytasz po co to wszystko? Po co? Krasnoludowie chcą mieć świat tylko dla siebie, chcą tu mieć swój Agrathak. Upokorzyli własnych Bogów, zniszczyli Smoki, teraz chcą się rozprawić z nami. Ale nas ciągle jest dużo, możemy walczyć, a oni są podzieleni, nie tak silni jak za dawnych wojen, nasz upadek kosztowałby ich wiele, bardzo wiele krwi... A jak łatwiej nas pokonać, niż sprawić żebyśmy w przestali być ludźmi, żeby człowiek patrząc na człowieka widział "złożony żywioł"? Mówisz, że dotyczy to tylko Ossentharu; nawet gdybyś miał rację to już byłoby fatalne, ale ty się po prostu mylisz. Milcz! Niewolnicy z Ossentharu są sprzedawani na Zachód, Północ, Wschód i - do Ungmaru. Wszyscy są oburzeni, nikt nie szczędzi potępienia. Ale jeden z głównych szlaków idzie przez Aldor i jego szlachta z ochotą brudzi sobie ręce już nie ossentharskim, a szarańskim złotem, nie widząc, oni naprawdę tego nie widzą, że to, co przechodzi przez ich kraj to okaleczeni ludzie, ludzie! Drugi wielki szlak: Halrua. Mają tam magów, kręgi magów wyspecjalizowane w luminoportacji - każde miasto zabiega żeby zostali jego rezydentami, traktują ich jak półbogów kiedy usłyszą, że tacy magowie luminoportują Wypalonych do Ungmaru. Przy okazji przecież można się pozbyć własnego gówna, przecież nie będą wywozić disopsu taczkami. Trzeci szlak, morzem z Hewry wzdłuż wybrzeża na Bamir i południową Detmarchię - i prosto do Yoru. Czy Aquilonia kiedykolwiek, pomimo tylu protestów, wysłała kiedyś statki pod Kleszcze Darady? Jak to nie mogła?! Bez wojny? A kaperstwo, a szumowiny z Kartaldoru? Zresztą nie ma nad czym debatować. Aquilonią też rządzą krasnoludy. Byłam też w Cesarstwie, widziałam jak wolni ludzie patrzą tam na niewolników - mniej więcej tak, jak tanelfowie na nich. Czyli jak na powietrze. Ossenthar jest tylko ogniskiem zarazy.
Widzę, że cię nie przekonałam. Zróbmy więc na koniec tak: wstań i pójdź na najbliższy targ niewolników. Policz ilu tam jest krasnoludów, szegenów, elfów! - i porównaj to z ilością ludzi. Siedem do dziesięciu człowieku, nawet tu, w Andradach, siedem do dziesięciu..."
1: tu wejdzie imię rasy Pierworodnej używane jako przekleństwo.