Być może nieszczęsny wędrowiec, zagubiony w czarnosiemności i ciszy Podziemia spojrzałby z mieszaniną zazdrością i strachu na nieposyżyte fortece Vortiganu. I poczułby lęk - słuszny lęk - przed tymi którzy je wznieśli, niepodzielnymi władcami tej domeny, co narzucają swoją wolę żywiołom i istotom. Zamiast szukac pomocy za obcymi, trupio bladymi murami, uciekłby dalej w mrok i przepadł, gdzieś pod ciśnieniem ton ziemi w martwym powietrza. Umarłby przerażony, nie wiedząc, że drowy przed którymi uciekł - również czują strach. Nie jest to strach podobny naszemu, strach istot słonecznych. To część ich natury, która całemu ich życiu nadaje kształt i formę. Nawet potęga seshiry nie zdoła nigdy oszukać Podziemi - tu żadna myśląca, czująca, żywa istota nie jest mile widziana. Napór tej obcości, wrogości, ciszy to nie jest coś do czego można się przyzwyczaić - to coś co zmieni cię na zawsze. Świadomość bezmiaru głębokości pod twoimi stopami - jesteś już tak głęboko, a kręty korytarz biegnie dalej w dół, w jeszcze głębszą czerń - świadomość zagrożeń, z którymi nigdy nie zmagała się żadna słoneczna jasnomagia - wreszcie: strach przed tym co niepoznane i nigdy poznane nie będzie... Kolejne pokolenia drowów nauczyły się żyć w przerażeniu. Nie poznałbyc tego patrząc na nie, jak skutecznie, pewnie, bezwględnie działają. Ale popatrz na ich wzajemne relacje: w obcości Podziemi, najcenniejsza walutą jest... ochrona. Status społeczny drowa określany jest przez to pod czyją opieką się znajduje i nad kim swoją opiekę rozciąga. Ten sytem 'protekcji' wynosi do władzy niesłychanie wpływowe jednostki, lecz jednoczesnie obarcza je gigantyczną odpowiedzialnością za 'protegowanych'. Jeśli 'protektor' się nie sprawdzi, jeśli zawiedzie - a w Podziemiu przewidzieć wszystkiego nie sposób - może spaść ze szczytów na które tak długo się piął...