Autor Wątek: "Zarys cudów Ebigeonu"  (Przeczytany 213 razy)

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
"Zarys cudów Ebigeonu"
« dnia: Wrzesień 26, 2008, 02:28:01 pm »
Zarys Cudów Ebigeonu
Autorstwa krasnoluda Firada


Czy zastanawiałeś się kiedyś czytelniku nad tajemnicami jakie skrywają trzewia tego świata? Dla naziemca prawdziwa potęga krasnoludzkich Królestw jest niepojęta, plugawa wiedza ciemnych elfów niemożliwa do zgłębienia, kunszt i geniusz gnomich wynalazków niedorównywalny. Wszystko to jednak blednie w obliczu niewysłowionych wspaniałości Ebigeonu – Królestwa w Sercu Światów.
Ja, Firad Ragaebir, syn Forada, udałem się w podróż do płomieni serca ziemi w 216 roku mojego żywota i teraz ją tu opisuję.

Pierwszego Ebigeonitę spotkałem czystym przypadkiem czy też zrządzeniem bogów w Wielkiej Sali Południowej krasnoludzkiego Królestwa Har-nat-Agharak. Wygląd jego; wysoki ponad wzrost ludzki, w barach szeroki i mocny, a w talii nie większy niż mała beczułka piwa. Głowa wydłużona z brodą znacznie wysuniętą przed pierś. Skóra jego niczym lita skała, palce długie na dwie dłonie, osnuwane delikatnym światłem przy każdym ruchu. Oczy jak dwie kreski [nakreślone] grubym kawałkiem kredy kończące się dopiero z boku głowy, jarzące się niby żywym, białym płomieniem, przysłaniane z góry i dołu kamiennymi łuskami, jakoby powiekami. Usta wąskie, wolno poruszające się w rozmowie u szczytu przedłużonej brody; nosa i uszu brak, chyba że weźmie się za nie nieregularności powierzchni kamiennej skóry. Włosy grube i twarde jak skamieniałe drewno, opadające w kilku sznurach na plecy. Widok doprawdy niecodzienny, więc jako nieznużony podróżnik, wszelkich nowych przejawów świata ciekaw zaczepiłem jegomościa i zaciągnąłem do karczmy na piwo.

Przedstawił się jako Igdhon Ap-Udij z Głębiny Ebigeonu, wysłany tu w celach handlowych przez Głębinę Gildii. Była to jego pierwsza tak poważna misja i pierwszy wyjazd z Ebigeonu, więc miał pewne trudności z odnalezieniem się w Har-nat-Agharak. Zaproponowałem mu pomoc, w zamian za co obiecał zabrać mnie do Ebigeonu. Błogosławię go teraz i przeklinam jednocześnie za to że dotrzymał słowa.

Legenda powiada, że aby tchnąć w świat iskrę życia, bogowie zlecili tytanom wznieść wielką Kuźnię w Sercu ziemi. Żar ich pracy był tak wielki, że rozgrzał podziemia, powierzchnię i przestworza. Tytani nie pracowali jednak na próżno, gdyż ich obowiązkiem było wykuwać dusze, które, gdy nadchodził ich czas, wchodziły w nowo narodzone ciała. Praca w Kuźni niezakłóconym ciągiem trwała przez tysiące tysięcy lat do czasu kiedy demon Ciranaa nie zapragnęła wykraść sekretu tworzenia dusz. Walka jaką stoczyła z tytanami zachwiała fundamentami światów, morza wyrzucając z brzegów, dawne górskie łańcuchy załamując, nowe wydźwigając, a potężne królestwa obracając w ruinę. Nie to jednak było najgorsze, gdyż takie rany ziemi zadane goją się z czasem. Tytani, którzy musieli porzucić pracę i walczyć sprawili, że na ziemi przez pół tysiąclecia (bo tyle trwały zmagania z Ciranaą) żadne nowe życie nie było tchnięte w rodzące się istoty. Bogów do interwencji zmusiło zapewne to, że zatracili wiedzę o powstawaniu dusz, dostępną jedynie tytanom. Gdyby wszyscy zostali unicestwieni, wiedza ta zostałaby bezpowrotnie zaprzepaszczona, a świat pogrążyłby się w martwocie (albo szaleństwie, jeśli tylko Ciranaa znałaby tajemnicę tworzenia dusz i pozwolono by jej na ich wykuwanie). Ostatecznie bogowie uwięzili moce demona w krysztale, który rzucono następnie w Otchłań Niebytu, co było karą najsurowszą jaką można było wymierzyć. Boskie zstąpienie jeszcze dotkliwiej pokaleczyło świat niż bitwa tytanów z demonem, jednak wkrótce Kuźnia ponownie rozgrzała ziemię, topiąc powstałe lodowce i zwracając życie światom. Jednak tytan Gingannadei postanowił zabezpieczyć Kuźnię przed podobną napaścią w przyszłości, gdyż wielu tytanów poległo, a zejście bóstw w aurze swych potęg mogło za drugim razem skruszyć fundamenty światów. Wyruszył więc na poszukiwanie strażnika, lecz każda napotkana istota miała wady które uniemożliwiały jej podjęcie takiego obowiązku. Gdy stroskany Gingannadei wracał do Kuźni Dusz z poczuciem porażki, spotkał istoty które spełniły jego oczekiwania. Byli to przodkowie dzisiejszych Ebigeonitów. Ich życiem rządziła zasada „Jest tylko cel, środek i konsekwencja” oraz bezwzględna lojalność starszym w hierarchii. Nie mieli pojęcia „dobro” czy „zło”. Prawa ustalonego należało jednak przestrzegać, by nie ponieść konsekwencji jego łamania. Nawet obecnie, jeśli Ebigeonita postawi sobie za cel zostać głową rodu i jako środek ku temu weźmie zabicie obecnej głowy, jego uczynek nie będzie spostrzeżony jako naganny, o ile nie złamie praw, lub perfidne morderstwo nie zostanie mu jasno udowodnione. Wówczas może powiedzieć: „tak, zabiłem go aby zająć jego miejsce, ale prawa nie złamałem”, a spotka się nawet z podziwem i będzie mógł bez przeszkód pełnić zdobytą funkcję. Martwa głowa rodu nie przewidziała jego celu i poniosła tego konsekwencje. Przykład jest drastyczny, ale dzięki temu bardzo obrazowy. Celem ówczesnego władcy Ebigeonitów, Hetary Kalimo Eghitta Opuvo Ap-Quenaca, było przeistoczenie swego ludu w wielką i chwalebną cywilizację. Gingannadei obiecał nauczyć jego plemię cudownych umiejętności, jeśli ci przyjmą u niego służbę po koniec istnienia. Hetara się zgodził i pionierzy Ebigeonu ruszyli za Gingannadei do bijącego żywym ogniem Serca Światów. Był to środek, cel został dzięki niemu później osiągnięty, a konsekwencje trwają po dziś dzień.
Kiedy przybyli na miejsce, oniemieli widząc Ścianę Kuźni Dusz. Aby trzymać w ryzach pożogę bijącą z Kuźni, tytani wznieśli wokół niej mur z najtrwalszego materiału na świecie – diamentów [dziesięciokrotnych]. Diamentowa osłona otaczała Kuźnię ze wszystkich stron, zamykając ją w ogromnej, wielobarwnej kuli (Igdhon tłumaczył mi, że barwy na powierzchni powstają w skutek odbijania i załamywania się na niej blasku Kuźni). Podobno Gingannadei nauczył Ebigeonitów wielu wspaniałych rzemiosł i magicznych tajemnic, aby mogli żyć i rosnąć w siłę w świetle Kuźni Dusz. Rozwijali je następnie, dostosowując mistrzowsko swe ciała i życie do panujących tam warunków.
Gingannadei oznajmił wkrótce, iż wzywają go z powrotem do Diamentowej Sfery (jak Ebigeonici nazywają obecnie Kuźnię), musi więc przyjąć przysięgę posłuszeństwa od ludu Ap-Quenaca. Aby nie rzucać słów na wiatr, obiecał pokazać Hetarze wnętrze Diamentowej Sfery, a następnie usłyszeć słowa przysięgi. Hetara Kalimo Eghitta Opuvo Ap-Quenac był niezwykle odważnym i potężnym Ebigeonitą oraz znacznym czarnoksiężnikiem, zgodził się więc na słowa tytana. Gdy zapuszczali się w czeluście Sfery, a jej wrota się rozwarły, lud Ap-Quenaca musiał kryć się, aby nie pochłonęły go płomienie. Po kilku godzinach Hetara opuścił Kuźnię; jej wrota zamknęły się i zostały zawarte potężną magią. Zebrał swoje plemię i oznajmił mu: „Dziś nastał dzień, w którym my wszyscy i każdy z nas z osobna, przez moje usta wypowiedzianymi słowami przyjmie na siebie, swoje dzieci, i dzieci ich dzieci święty obowiązek obrony tego miejsca swym życiem, myślą, wolą i rękodziełem, odwagą, a także smutkiem, strachem i każdym momentem swego istnienia. Jeśli bowiem istnieje jedynie cel, środek i konsekwencja, niechaj po wieki wieków i nawet po wypaleniu dziejów będzie to zawsze celem nadrzędnym. Radujcie się bracia i siostry, albowiem jesteśmy wybrańcami bogów!” Powiedziawszy to rozkazał ustawić swój tron na placu, obrócony w kierunku Diamentowej Sfery. Od tamtej pory nic nie powiedział i nie poruszył się, aż skamieniał, zapatrzony w Kuźnię Dusz. Siedzi tam do dziś, sam widziałem.

Już na tydzień drogi przed Ebigeonem temperatura zaczęła nieznośnie rosnąć. Przyobleczono mnie wówczas w przezroczystą tkaninę nazywaną ahtiggo, „szkłem tytanów”. Jest to substancja, której sposób wyrobu to tajemnica jakiej pod groźbą śmierci mieszkańcy Ebigeonu nie mogą zdradzić nikomu spoza miasta. Mimo to, jest powszechnie używany do wyrobu sukna, naczyń, pokryw, ścian i nie tylko. Podobno doskonały w obróbce na wszelkie sposoby, o ile wie się jak. Jest on takim skarbem dla Ebigeonu gdyż nie przepuszcza temperatury. Wcale a wcale. Wsadź kostkę lodu do ahtiggowego słoja, a następnie ciśnij nim w jezioro magmy. Jeśli po tygodniu wyłowisz słój, lód będzie nienaruszony. Ja owinąłem się ahtiggową opończą szczelnie, inaczej sczezłbym jeszcze zanim ujrzałbym Mury Ebigeonu.

Zanim jednak opowiem o potężnych Murach, jestem winien czytelnikowi kilka wyjaśnień. Ebigeonici wierzą, że światy są przeogromne, lecz ostatecznie mają kształt wielkiej kuli. Można by się naśmiewać z ich przesądności, gdyby nie to, że dostosowali swoje życie do takiej wizji świata i... świnię im to wychodzi! Wyobraź sobie czytelniku, że świat jest kulą w przestrzeni, a Diamentowa Sfera jej jądrem. Jeśli stoisz u góry wszystko jest w porządku, jeśli jednakowoż postąpisz za daleko, spadniesz w otchłań. Stąd Ebigeonici mówią, że istnieje grawitacja – magiczna siła przyciągająca wszystko gdziekolwiek byś nie był. Przyjmijmy więc, że tak jest; wyobraźmy sobie Ebigeon, miejsce w samym środku oddziaływania grawitacji – jakże ona tutaj działa? Dość nieprzewidywalnie! Tak więc Ebigeonici opanowali sztukę narzucania swej woli grawitacji. Ich miasto nie jest płaskim tworem. Można by je porównać do jajka – Mur jest skorupką, sam Ebigeon białkiem, a Diamentowa Sfera – żółtkiem. Tyle, że każdy budynek ma swoją własną opończę grawitacji; ale o tym opowiem później.
Dziwy pojazd, bicatha, którym podróżowaliśmy do Ebigeonu poruszał się właśnie dzięki tej osobliwej mocy grawitacji. Zbudowany był ze skały zwanej salamandrytem (pozyskiwanej w okolicach Serca Światów), której, podobnie jak ahtiggo, używa się w Ebigeonie do wyrobu praktycznie wszystkiego (również wznoszenia budowli), gdyż skała owa jest niezwykle twarda i na wszelki chyba żar odporna. Jak tłumaczył mi Igdhon, magiczne urządzenie kotłowni emituje niewidzialną, grawitacyjną „beczkę”, w której znajduje się bicatha. Dostosowuje ono grawitację do rozkazów kapitana i porusza bicathę w pożądanym kierunku. Nasza bicatha załadowana była różnymi dobrami zakupionymi dla Głębiny Gildii w Har-nat-Agharak, wszystkimi pozamykanymi w ahtiggowych skrzyniach.

Po trzech tygodniach od wyruszenia z Har-nat-Agharak „wypłynęliśmy” nagle z tuneli podziemi do przeogromnej jaskini (nie potrafię znaleźć słowa na opisanie ogromu tego miejsca; wyobraź sobie czytelniku, że nasze jajko, będące Ebigeonem, wsadzasz do wielgachnego gąsiora na bimber tak, aby unosiło się ono na samym środku naczynia. –Taki był jej ogrom). W przestrzeni nad nami wisiała wielka, jaśniejąca kula – Mur Ebigeonu przepuszczający przez otwory strzelnicze blask Diamentowej Sfery.

Dwa naziemne dni lecieliśmy do bramy. W tym czasie kula rosła nieprzerwanie, dając mi do zrozumienia jak ogromne musi być królestwo w niej skryte.
Głębinę Ebigeonu otacza jedenaście sfer murów, każda z nich ma tylko jedną bramę. Igdhon zdradził mi, że od pierwszej sfery działa wewnętrzna grawitacja, kontrolowana przez Głębinę Magii na całym obszarze Ebigeonu. Widać było, że przy pierwszej bramie (Świetlistej) strażnicy upominali Igdhona co do mojej obecności na bicathcie, lecz ostatecznie wpuścili mnie. Później tłumaczył mi ich prawa – cudzoziemcy mają wolny wstęp do miasta (chyba, że któraś z Głębin ma co do danej osoby jakieś zastrzeżenia), pod żadnym pozorem nie mogą jednak zostać dłużej niż jeden segon (czyli sto jedenaście naziemnych dni) i uczyć żadnej ze sztuk i rzemiosł Ebigeonu. W zasadzie nie spotkałem tam wielu nie-Ebigeonitów. Nie dziwię się, wszak bez ahtiggowej opończy życie dla innych ras jest tam niemożliwe.

Kilka godzin zajęło nam pokonanie wszystkich sfer murów. Za każdym razem witały nas gładkie ściany z niewielkimi ale gęsto rozsianymi otworami do rażenia ewentualnych wrogów. Igdhon sam nie wiedział jakie magiczne urządzenia znajdują się na „blankach”; o ich potędze i sile krążyły jednak w mieście liczne plotki. Moim zdaniem, jako krasnoluda w świecie dość obytego, taka forteca jest po prostu niemożliwa do zdobycia dla jakiejkolwiek armii, chyba że rzeczywiście będzie to zastęp demonów, lub niezliczone szeregi arcymagów. Igdhon opowiadał mi o ostatnim najeździe, w czasach gdy nie został jeszcze wydany na świat. Działo się to jakieś tysiąc pięćset segonów temu, czyli około pięciuset naziemnych lat. Doniesiono, że w stronę Głębiny zbliża się przymierze nieumarłych czarnoksiężników i chce dostać się do Kuźni Dusz aby podporządkować ją swej woli. Po dwóch latach oblężenia udało się odeprzeć armie potężnych liczów, a ich dusze uwięzić w kryształach – po bitwie pod Świetlistą Bramą. Podobno pierwsza sfera murów została strzaskana, teraz jednak nie było na niej widać śladów zniszczenia.

Dla sprostowania wyjaśnię teraz skąd wziął się w Ebigeonie 111-dniowy podział czasu. Z gładkiej powierzchni Diametowej Sfery przebija się w jednym miejscu jakby stalaktyt. Z owego diamentowego stalaktytu równo co 111 naziemnych dni wypływa jedna krwista kropla, opadając na wielki dzwon z zatopionych w tytanowym szkle klejnotów. Gdy kropla opada, niezwykle czysty, a zarazem dostojny dźwięk oblewa całe miasto, obwieszczając nastanie nowego segonu. „Segon” w języku Ebigeonitów oznacza „łzę”, gdyż legenda głosi iż są to łzy tytanów którzy opłakują swój los odciętych od wszystkiego świata boskich sług. Zaraz po wylaniu łzy tytan ma się ponownie zabierać do pracy, i tak po wsze czasy. Miejsce owe nazywane jest Padołem Czasu i obok Diamentowej Sfery stanowi jeden z najświętszych przybytków.
« Ostatnia zmiana: Grudzień 06, 2009, 11:16:02 pm wysłana przez Bollomaster »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Zarys cudów Ebigeonu
« Odpowiedź #1 dnia: Wrzesień 26, 2008, 02:29:17 pm »
Jak opisać obraz jaki ujrzałem po pokonaniu ostatniej sfery murów? Pierwsza myśl – to jest po prostu niemożliwe! Najbliższą przestrzeń wypełniały jakby kamienne platformy pływające we wszystkie strony po nieosiągalnych naturalnie orbitach. Były to wszelkiego rodzaju fermy, dostarczające miastu pożywienia z tego, co w swym szaleństwie lub geniuszu postanowiło w tej krainie rosnąć, utrzymywane magią grawitacji na pożądanych pozycjach. Stanowiły one zewnętrzną warstwę, której dalszą część wypełniały, pływające w trzęsącym się od żaru powietrzu, budowle Dzielnicy Trzeciego Pierścienia – czyli najuboższej. Cóż to jednak za widok! Budowle, choć rozmiarów niewielkich i w większości poddane podobnej, tak zwanej „urzędowej”, grawitacji, stanowiły dziwnie postrzępione i strzeliste twory, bez drzwi ani okien, których Ebigeonici nie potrzebują, ale o tym jeszcze wspomnę. Dalej widać było wyraźną różnicę pomiędzy kolejnymi kolejnymi dwoma pierścieniami dzielnic: w drastycznie rosnącym przepychu, monumentalizmie i niepojętymi rozkładami grawitacji. Podobno domy wielkich rodów w obrębie jednej budowli mogą mieć dowolnie kształtowaną grawitację dla każdego dosłownie miejsca. Widziałem jeden taki – wielki jak niejedno handlowe miasto, formy niczym ulepionej w dowolny dla architekta sposób z ciasta lub błota; strzelisty, pokryty inskrypcjami, diamentami i, zatopionymi w tytanowym szkle, klejnotami wielkości dwóch pięści dorosłego krasnoluda. Nie śmiem wyobrazić sobie jakie bogactwo i szaleństwo włada we wnętrzu takiego domostwa.
W końcu największe cudo, które nikogo, a zwłaszcza krasnoluda, nie pozostawi obojętnym i wyryje się cudownym blaskiem przeogromnej tęsknoty do końca dni tego, kto w swym szczęściu lub nieszczęściu kiedykolwiek je ujrzy lub wyśni. Diamentowa Sfera. Moje serce drży kiedy o niej myślę, łzy wzbierają kiedy opowiadam. Jest po prostu piękna. Ten, kto potrafi myślą swą wyobrazić najdoskonalsze piękno, nawet w połowie nie pojmie jak bardzo jego myśl jest uboga. Jej blask rozświetla i pali całe światło, a kolory, wiecznie ruchome i zmieniające się, onieśmielają podróżnika z zewnątrz. Na jej idealnie gładkiej powierzchni, niby ogromny pająk oplatający swymi odnóżami kulę, wznosi się Katedra. W niej, według podań, znajduje się jedyna brama do Kuźni Dusz, do której wnętrza nie może wstąpić nikt, jak zostało zaznaczone w przedwiecznej przysiędze danej tytanom.
Tak więc Ebigeon składa się z trzech sfer – dzielnic oraz pól, które otaczają Diamentową Sferę ze wszystkich stron. Podział taki wyraża w pewien sposób hierarchię tego królestwa. Dzielnicę Trzeciego Pierścienia zamieszkują najbiedniejsi wyrobnicy, drobni kupcy, niżsi stopniem żołnierze, kapłani i tak dalej. Środkowa, Dzielnica Drugiego Kręgu jest zajmowana przez wyższych hierarchów i bogatsze osoby prywatne (nie należące do żadnej instytucji). Dzielnica Pierwszego Pierścienia to swoiste państwo w państwie, gdzie mają swe siedziby wielkie rody. Ich głowy posiadają absolutną władzę w obrębie swej rodziny i swego terenu, a do ich spraw nie może wtrącać się nikt, nawet Rada Strażników Głębi. Dalej jest już tylko Kuźnia i przywarta do jej murów Katedra.

Pomiędzy poszczególnymi budynkami, które wszystkie (poza Katedrą) unoszą się w przestrzeni, utworzono grawitacyjne kanały komunikacyjne – stąd odnosi się wrażenie, że mieszkańcy Ebigeonu dosłownie pływają w powietrzu na różne strony, w zależności od tego gdzie chcą się dostać. Oddzielne i szersze są kanały dla bicath, które w obrębie grawitacji miasta nie muszą korzystać ze swego własnego napędu. Własną grawitację mają także miejsca publiczne, nie tylko domy bogaczy. Przykładem jest Plac Królewski, gdzie znajduje się skamieniały Hetara Kalima Eghitta Ap-Quenaca, oficjalnie wciąż władający Ebigeonem. Plac składa się z dwóch sfer, jedna w drugiej, gdzie można spacerować, widząc nad sobą idących do góry nogami innych spacerowiczów. Zresztą bardzo ładne miejsce, pełne pomników i ognistych roślin.

Wszelka myśl konstrukcyjna opiera się w Ebigeonie na ahtiggu (głównie przedmioty, lub jako osłona dla przedmiotów cennych, które normalnie by wyparowały w temperaturze miasta) i salamandrycie, jako materiale budowlanym dla domów i maszyn.

Nie wspomniałem jeszcze o wielkości Ebigeonu. Jest on wręcz przeogromny i potężny. Gdyby ścisnąć w garści jedno wielkie lub kilka pomniejszych królestw i kazać im wirować w powietrzu wokół Słońca, wówczas możesz sobie drogi czytelniku wyobrazić Ebigeon. Niewielu kręci się tu cudzoziemców, jednak istnieje możliwość wykupienia sobie pobytu na stałe (pod ciągłą zapewne obserwacją, jak zaznacza Igdhon). Wówczas cudzoziemiec taki otacza swoje domostwo warstwami tytanowego szkła i żyje w jego wnętrzu w dowolnie zamówionym w Głębinie Magii klimacie, na zewnątrz jednak koniecznie przywdziewając ahtiggową opończę.

Ebigeon jest oficjalnie królestwem. Hetara jednak skamieniał, lecz nie zwolnił tronu, stąd od wieków jest jego królem. Miał jedenastu synów, jednak żaden nie mógł przejąć władzy samodzielnej. Stąd, gdyż potrzebowano prawomocnego ciała, do prowadzenia rządów powołano Radę Strażników w skład której wchodzili wszyscy książęta, sobie równi. Z czasem, po utworzeniu i okrzepnięciu w siłę najpotężniejszych instytucji – Głębiny Gildii, Głębiny Magii, Głębiny Zastępów, Głębiny Łowców Dusz oraz Głębiny Katedry – ich członkowie zażądali udziału w sprawowaniu władzy. W ten sposób książęta utracili swe monarsze tytuły. Aby nikt w radzie nie wywyższał się ponad innych, przyjęli tytuły Głębi danego wielkiego rodu. Powstała szesnastoosobowa Rada Strażników Głębi. Po dziś dzień w jej skład wchodzi jedenaście Głębi wielkich rodów oraz Głębia Gildii, Głębia Magii, Głębia Zastępów, Głębia Łowców Dusz, oraz Głębia Katedry. Zwykle Rada zbiera się na początku każdego segonu, chyba że sytuacja jest nadzwyczajna.

Wyjaśnię teraz istotę ebigeońskiej hierarchii. Głębiną zwykło się nazywać instytucję, Głębią natomiast osobę stojącą na jej czele. Tak jak wielkie rody stanowią państwa w państwie, tak do poszczególnych Głębin nie mają prawa wstępu ni decyzji. Członkiem takiej Głębiny może zostać jedynie osoba spoza wielkiego rodu, niezależnie od majątku i pozycji (jednocześnie nie można być członkiem więcej niż jednej Głębiny). Każdy nowy adept zaczyna od rangi najniższej – iskry. W zależności od zasług i zdolności (a nie pozycji i majątku, co jest ściśle przestrzegane), pnie się coraz wyżej po niezliczonych szczeblach kariery, przez bycie promieniem, płomieniem, żarem, magmą, pożogą, otchłanią, aż ku jej szczytowi i nieosiągalnemu dla większości marzeniu zostania – Głębią. Każda poszczególna jest osobą znaną w mieście i poważaną. Należy zaznaczyć, iż poszczególne Głębiny mają identyczną hierarchię i tytulaturę wywodzącą się z wielkich rodów.

Czym zajmują się konkretne Głębiny? Otóż Głębina Gildii odpowiada za handel i zaopatrzenie miasta we wszelkie dobra, również na wypadek niespodziewanego oblężenia. Nieoficjalnie powiada się, że trzyma w garści niezwykle sprawną i rozległą siatkę wywiadowczą, która ma celu tropić istoty będące hipotetycznym zagrożeniem dla Diamentowej Sfery. W skład Głębiny Gildii wchodzą kupcy, rzemieślnicy, architekci, a także dyplomaci i prawdopodobnie szpiedzy.

Głębina Magii zajmuje się przechowywaniem i ochroną magicznych tajemnic Ebigeonu, szczególnie arkanów magii opartej  na kształtowaniu grawitacji. To ona tworzy całkowity rozkład grawitacyjny miasta i zaopatruje je we wszelkie magiczne przedmioty. Podobno ebigeońscy czarownicy posiadają głęboką wiedzę o wszelkich iluzjach. Głębia Magii posiada również zwierzchnictwo nad bibliotekami Ebigeonu.

Głębina Zastępów to po prostu armia Ebigeonu. Ten kto nie chce być członkiem jakiejkolwiek Głębiny, gdyż nie podoła lub nie chce wykonywać obowiązków w jej imieniu, a chce korzystać z przywilejów członkostwa w Głębinie, zwykle idzie do Zastępów. Taka osoba zwykle może prowadzić własne życie bez dużego ciężaru służby jak w innych Głębinach, lecz musi regularnie stawiać się na ćwiczeniach. Ebigeon przypomina wiecznie oblężoną twierdzę, stąd armia jest zawsze trzymana w skrajnej gotowości.

Głębina Łowców Dusz jest najmniej liczna ze wszystkich, nie umniejsza to jednak jej znaczenia i doniosłości służby. Łowcy Dusz mają za zadanie likwidować wrogów Ebigeonu przez porywanie i zamykanie ich dusz w magicznych kryształach (Ebigeonici twierdzą, że dusza jest niezniszczalna). Plotki głoszą, iż przechowywanie uwięzionych dusz w samym Ebigeonie byłoby przejawem szaleństwa, są więc one albo oddawane pod opiekę jakimś potężnym sprzymierzeńcom (osobom lub instytucjom, nazywanymi „wiedzącymi”), lub ukrywane na najbardziej przemyślne sposoby z dala od Kuźni Dusz. Inna plotka głosi, iż Łowcy Dusz są zamieszani w porwania wybitnych w różnych dziedzinach osób spoza Ebigeonu, aby ten, przez swoje odcięcie od reszty świata, nie został zaskoczony jakimś rozwiązaniem wroga, którego nie przewidział ze względu na swoje zacofanie w jakiejś dziedzinie.

Głębina Katedry strzeże bram Diamentowej Sfery. Jest ostatnim szańcem obrony. Głębia Katedry ma prawo i obowiązek, kiedy ostatnia sfera murów zostanie strzaskana, pogrążyć całe miasto i wroga w przepotężnym grawitacyjnym chaosie, który pochłonie ogromne obszary i pokona nawet najstraszniejszego przeciwnika. Rozkaz ten ma zostać wykonany bezzwłocznie, a Rada nie ma na to żadnego wpływu. Ostać by się miała jedynie Diamentowa Sfera i być może Katedra. Podobno na powierzchni Diamentowej Sfery wyryte, niby przez tytanów, prawdziwe imiona wszystkich dusz. Poznanie takiego imienia ma potężną, magiczną moc.

Funkcjonowanie poszczególnych Głębin jest w pewien sposób uzależnione od siebie, a najbardziej niezależna i samowystarczalna pod tym względem jest Głębina Gildii.

Ebigeonici, „Strażnicy” jak sami siebie nazywają, są ludem raczej spokojnym, o ile nie kwestionuje się powagi ich życiowej i rasowej misji. Wówczas są gotowi na wszystko, jeśli ktoś jest na tyle głupi aby się z nich naśmiewać. Uważają swoje miasto za sam środek światów i innej możliwości nie przyjmują do siebie wcale. Wierzą w różnych bogów, często lustrzanych odpowiedników bóstw sąsiadów i naziemców. Świątynie bogów i ich kapłani nie mają jednak żadnego znaczenia politycznego i, o ile ich wyznawcy nie powodują niepokojów w mieście, mają pełną swobodę działań. Panuje tu również pełne równouprawnienie płci we wszelkich aspektach. Kobieta czy mężczyzna może być wojownikiem, magiem czy kupcem na takich samych zasadach i jest traktowane w identyczny sposób, jako członek Głębiny, jak inni jemu równi. Ebigeon jest królestwem dostatnim, gdzie każdy ma prawo do szacunku z samego faktu istnienia, a skrajne ubóstwo jest czymś wręcz nieznanym. Podobnie jak rzeczywista prawda o Ebigeonie dla jego mieszkańców. Tak właśnie! To miasto opiera się na opowieściach i legendach, gdzie ziarno prawdy niemal zawsze miesza się z jakimiś absurdalnymi i nierealnymi wymysłami. Ebigeonitom najwyraźniej to nie przeszkadza, bo ich królestwo trwa od niezliczonych wieków i wciąż się rozrasta (magowie nieustannie rozpychają od środka mury, aby tworzyć nowe przestrzenie wewnątrz). Jak powiadają, same Głębie nawet nie śnią o tym czym tak naprawdę zajmują się pozostałe.
Ja jednak pokochałem tą krainę niedopowiedzeń...


NOTATKI
- istnieje koncepcja że Ebigeon jest odbiciem Akaruny, albo Akaruna – Ebigeonu.
- około 30 milionów mieszkańców
- spora śmiertelność wśród przybyszów (morderczy żar który bywa zbyt łatwo lekceważony [łatwość zakładania opończ ahtiggowych])
- ważna cecha Ebigeonu: statyczność układów (wyjątek Głębina Gildii która ma szerokie spojrzenie z samej swej natury).
- pytanie czy w Kuźni są jedynie tytani? Jest przecież olbrzymia, może być tam więcej różnych istot, cóś może wyłazić...
- przy wejściu przez kolejne mury, Ebigeonici prześwietlają każdego, jego siły, pragnienia, nawet przeszłość; np.: cudzoziemiec przy ??? bramie usłyszy, że jego przodek 2500 lat temu był w armii szturmującej Ebigeon pod wodzą Wielkiego Złego i zginął przy LII machikule tegoż muru... Efekt psychologiczny daje się opisać jednym słowem: obezwładnienie. Głębina Zastępów wyszukuje szczególnie utalentowanych opowiadaczy do tej roli... 
- „pracować jak tytan” (niestrudzenie)
« Ostatnia zmiana: Czerwiec 07, 2010, 09:41:43 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Zarys cudów Ebigeonu
« Odpowiedź #2 dnia: Listopad 22, 2008, 11:13:30 am »
W Ebigeonie istnieją dwa potężne stronnictwa, dwie ideologie zmagające się od tysiacleci. Solanie uważają, że Słońce jest silnie powiązane ze Sferą, oraz że z tego względu udział Ebigeonu w sprawach Powierzchni powinien być jak najszerszy (nie chodzi tu o kwestie obrony - one są oczywiste i poza dyskusją. Istota sporu dotyczy spraw bardziej mistycznych, niemal kultowych). Sferanie twierdzą, że centrum i sercem Istnienia jest Sfera i to na niej powinno się skupiać całe uwielbienie i uwaga Ebigeonu; Słońce jest niewiele znaczącym odbiciem, majakiem (radykałowie twierdzą, że coś takiego w ogóle nie istnieje). Do tego Sferanie uważają, że Słońce i fakt jego istnienia ostatecznie doprowadzą Ebigeon do upadku. Lecz teorii, na czym miałby ten upadek polegać jest tyle, co ziarn piasku na pustyni i jedne bardziej nieprawdopodobne niż inne.
Wpływy stronnictw nieustannie falują; w XI wieku III Ery dominują raczej Sferanie.
« Ostatnia zmiana: Maj 02, 2009, 07:48:32 pm wysłana przez Bollomaster »