"Czyż nie wkurwia was widok grafów w czarnoniciowych płaszczach? Te nieskończone chuje doprawdy przebrały wszelką miarę w swojej słabości! Gdybyż tylko któryś z naszych zacnych ludzi mógł położyć na nich rękę... Mam tu jednak pisać o Historii. Wiedzcie więc, że dawniej, gdy grafów można było nazywać Grafami, nad pierdolone płaszcze przekładali oni kżorvy, dobre ubrania. Były to uszyte z czarnych nici długie, bardzo długie rękawy doczepiane albo dowiązywane do koszul, albo do czego tam jeszcze ludzie wtedy nosili. Nie wlokły się za nimi te rękawy bo umieli je ogromnie szybko podwijać. Do tego na końcach były te rękawy jakby podarte, to znaczy sterczały z nich jakby sznurki. No i ci grafowie potrafili je szybko wiązać na wszystkim na czym położyli ręce. Chyba nie muszę tłumaczyć co się wtedy działo. Ale napiszę, bo jeszcze jakiś skurwiel nie zrozumie. Gdy zawiązali rękawy, szybko się cofali (a zawsze byli szybkimi chujami), a ponieważ były długie, miały wielką siłę. Mam tu na myśli Syngo-Kszuz, albo Syngo-Sleder, albo d-Zszor-nig. Szczęśliwie jednak o Hadmai mowy być nie mogło. Czyli o władaniu. Ale to i tak było Coś. Przecież tylko dzięki kżorvom ci pokurwieńcy rozerwali Kaz-Hadamaia Zdrude na sześć krawawych kawałków. Inaczej by nie mogli.
To tyle na razie w moim dziale."Jest to jeden z tekstów świeżej gazety "Blask Północy". Założył ją młody i ambitny Człowiek z Dworów, Mocżorw, obywatel Aquilonii. Od samego króla otrzymał Erlostwo "Blask-krzepiącego Pisma", a z istot które się wokół niego zgromadziły, sformował zespół redakcyjny i grupę lektorów. "Blask Północy" ma służyć wzmocnieniu Przymierza szerząc wiedzę o tej krainie w całej Konstelacji - głównie jednak... w niej samej. Mocżorw wierzy, że siła słów oswoi mieszkańców Północy, zmieni sposób ich myślenia (według złośliwych - sprawi, że myśleć zaczną), uczyni ich bardziej jasnomagicznymi. Artykuły są w większości pisane przez ludzi pochodzących z Północy; lektorzy podróżują z kolejnymi numerami po całej krainie (szczególnie "wiejskich" okolicach) i odczytują ich treść niegramotnym słuchaczom.
Mocżorw jest bardzo pro-ludowy i Sprzymierzeni Grafowie radzi byliby się go pozbyć. Aquiloni jednak drżą nie przed nimi i mieszkańcami jasnomagicznych delgimów, Miast Kopułowych - obawiają się zalewu prostych, dzikich i brutalnych wieśniaków. Dlatego inicjatywa "Blasku Północy" jest wspierana praktycznie przez całą Konstelację.
Komentarz formy i treści:
Przekleństwa: stanowią integralną część języka Ludzi Północy; człowiek który jest agresywny i do tego klnie jak szewc staje się jeszcze groźniejszy, dzikszy. Tacy właśnie mają być ci Ludzie (oczywiście nie wszyscy!) Kiedy jednak kombinowałem jak to napisać, dotarło do mnie z pełną siłą jak dużo (wszystkie?) z tych słów odnosi się do sfery seksu. Wymyślanie przekleństw "na pniu" to ciężkie zadanie (patrzcie
http://soap.kasiotfur.com/index.php?topic=254.0), a stara dobra "kurwa" ma wielką siłę rażenia. Stąd pomysł, że rozwiązłość, rozpusta jest przez Ludzi Północy uważana za coś co odbiera siły; uleganie rządzom osłabia i dlatego jest wyśmiewane, pogardzane, a nawet znienawidzone. Dlatego też wulgaryzmy pojawiają się głównie gdy chodzi o "słabowitych" mieszczuchów i ich panów - Grafów.
Pierwsze numery "Blasku" były praktycznie nieczytelne; początkujący gazeciarze "pisali jakby mówili". Były to bardziej gotowe treści przemówień. Stopniowo jednak Mocżorw zmienił ideę (podobno przekonał go do tego sam Gwyrdiu Velleng); język ma zmieniać, a nie oddawać obecną mentalność.
Forma: "Blask" wydaje się być pisany prymitywnie i nieskładnie - przez głupców nie czytających własnych słów. Żeby uzyskać właściwą perspektywę (o której zapominają przeciwnicy najnowszego Przymierza) trzeba wiedzieć, że redaktorzy urodzili się na krótko przed albo po Przymierzu - oraz, że gederion jest dla większości z nich czymś zupełnie nowym. Rozpowszechnianie tego języka spoczywa głównie na barkach Heroldów, ale "Blask" również odgrywa tu sporą rolę. Trudno jednak oczekiwać od świeżych gazeciarzy, którzy często uczyli się wspólnego dopiero w Akademejach, że będą nim władać swobodnie. Artykuły pisane przez "starych wyjadaczy" bardzo się jednak nie różnią - w końcu pisze się je dla ludzi, którzy z gederionem mają do czynienia także od niedawna... (Nie bez znaczenia jest tu mentalność Ludzi Północy; jeśli coś robisz, robisz to na własny rachunek i wara innym od tego. Zwierzchnik musi ostrożnie podchodzić do wyników pracy podwładnego jeśli nie chce... dostać po pysku).
Treść: Ludzie Północy mają bardzo szczegółowe i precyzyjne sposoby na określanie siły. Jednym z nich są tytuły, dające pojęcie o wadze koniecznych do ich zdobycia dokonań. Kszuz, Sleder i Zszor - to góry (Zszor jest obecnie największa na Północy); Syngo to siła potrzebna do uniesienia, d-nig: siła konieczna do popchnięcia, przesunięcia. Od słowa kżorv wziął się "kożuch" (oczywiście - na długo przed tym Przymierzem). Pewnie tu należy szukać źródła szału kożuchów, który ogarnął ostatnio Aquilonię; chyba wszyscy je tam teraz noszą. "Położyć rękę/ ręce na czymś" to takie popularne sformułowanie. Autor wspomina tu o końcu Zdrudy Liberatora (wspomnianego w
Legendzie o założeniu Aquilonii). Gdy w chwale wrócił z wojny (podrzucając lewą ręką tarczę nieopisywalną z górą Kaz, trzecią co do wielkości górą Kontynentu), sześciu zazdrosnych Grafów obiecało mu śmierć. Przybyli, aby uściskać go na cześć jego zwycięstw, a gdy opletli go ramionami, zadzierżgnęły się na nim rękawy ich szat. Zdruda zaśmiał się wtedy, ale oni odskoczyli wstecz i każdy ciągnął ku sobie. Rozerwali go na strzępy. Wtedy tarcza Zdrudy pękła i Kaz stanęła znów na Północy - lecz w następnej chwili rozpadła się na sześć odłamów, z których każdy jest wielką górą.