Oddanie jednego cienia liczbowo jako części tronu... stwierdzenie że jest niczym chyba jest bardziej obrazowe niż jakiś ułamek? Mmm można też obrazowo stwierdzić że coś jest dziesiątą, setną, tysięczną częścią czegoś. (jeśli musimy trzymać się liczb)
Zgadzam się z tobą (jak zawsze!), ale przecież może być sytuacja w której badim ścigany przez zaprzysięgłego wroga zsyła mu na głowę cale tabuny krwiożerczych cieni. Jeśli wrogiem jest odmieniec powstaje pytanie - ile cieni potrzeba żeby go zranić/ pokiereszować/ zabić? Przecież właśnie tak Nuranie tworzyli swoje niesamowite armie: tharaia Mistrzów Mórz ściągała zza Nieba taką nawałę Błękitu że nawet Smoki mogły się czuć zagrożone...
Eksploatując kwestię walki i zdolności niszczenia.
Jeśli mamy sytuację
kiedy niższa Ranga usiłuje przeważyć liczbowo wyższą - podstawową sprawą jest jedność, spoistość grupy. Czytałeś Vagabonda, może dotarłeś do chwili w której Musashi staje do walki z 70 ludźmi? Nawet on nie byłby w stanie zabić siedemdziesięciu wojowników naraz - dlatego walczył z nimi jeden na jeden... siedemdziesiąt razy. Inna, podobna sytuacja. Jedna istota, Ranga tronu, rusza na podbój silnego królestwa (tron). Tylko absolutny szaleniec po prostu pójdzie naprzód i zacznie mordować - mocna jasnomagia zbierze siły, zasypie go nawałą ciosów, spróbuje osaczyć, zniszczyć setką, tysiącem drobnych ran. Jeśli ten śmiałek podchodzi racjonalnie do swojego zadania będzie działać inaczej, niczym jednoosobowa armia partyzancka. Uderzyć błyskawicznie, zadać jak największe starty jak najmniejszym kosztem własnym, rozpłynąć się jak w błękicie, samemu wybierać pole walki. Nie tyle - fizycznie zdruzgotać wroga w jednej, niekończącej się bitwie co przede wszystkim - zabić w przeciwnikach ducha, zmienić swoim okrucieństwem, przemocą zdyscyplinowane legiony w watahy przerażonych maruderów. Istota o randze tronu takich nieszczęśników może ścinać praktycznie bezustannie. De facto, działając według tej zasady nawet słabsza istota może się uporać z większą siłą - działający sprytnie legion może nie zniszczy królestwa tronu, ale na pewno wprowadzi mnóstwo chaosu.
I do przykładu z Vagabonda: wojownicy. Tak naprawdę, wśród tych 70 na długo przed początkiem walki znaczna ilość już przegrała. Cele ich szkoły, aspiracje i ambicje jej twórców nie były ich dążeniami. Nie byli zdolni rzucić swojego życia na szalę, nie kroczyli drogą miecza - po prostu ćwiczyli w Dojo Yoshioki. To jest niezwykle istotny motyw zasad przewagi liczebnej w konfrontacji. Grupa musi być w pełni zgodna, na podstawowym poziomie gotowa na podobne poświęcenia, świadoma sytuacji. Dlatego, wielomilionowy kraj może NIE posiadać żadnej siły zdolnej zatrzymać primogena: wyobrażasz sobie setki tysięcy żołnierzy gotowych oddać życie po to żeby piąty, dziesiąty, setny rzut oddziałów rozstrzygnął wojnę po której nasza ojczyzna będzie krwawym pobojowiskiem? Właśnie tutaj drzemie pozornie abstrakcyjna, a w rzeczywistości bardzo namacalna siła małych, starożytnych jasnomagii takich jak Juhtun-Szaar czy Tradyr. Żaden z nich nie wystawi milionowych wojsk, ale te kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy to będzie prawdziwa, śmiertelnie groźna siła, ludzie którzy po prostu urodzili się po to żeby kochać i bronić swój kraj. Z tego samego powodu grupa odmieńców może nie mieć większej wartości niż ta jaka wynika z jednostki - w obliczu zagrożenia niektórzy się cofną, inni spróbują negocjacji, inni zaszarżują. Nie powstanie żaden wspólny front, żadna większa całość zdolna przewyższyć wroga.
Teraz trochę bardziej mechanicznych uwag.
Konfrontacja nie musi polegać na wymianie ciosów i wzajemnym zadawaniu obrażeń. Może zaistnieć sytuacja w której jedna strona atakuje, a druga po prostu stawia ślepy, martwy opór. Drużyna istot uwięziona we wnętrzu góry usiłuje przebić się na zewnątrz; oddział wojska karczuje drogę przez głuszę; inna drużyna stara się przekonać tłum do swoich racji.
Jeśli Ranga atakującego przewyższa Rangę przeciwnika sytuacja jest względnie prosta: atakujący wygrywa.
Ale odwrócenie proporcji w tym wypadku niczego nie przesądza. Właśnie tutaj wchodzi praktycznie dopracowana Tabella. Załóżmy że połączona siła uwięzionej Drużyny to eudajmon (IV); wytrzymałość góry to (na roboczo) legion (VI). Wielka różnica; jeden legion to 150 eudajmonów. Jednym słowem, ekipa musi wykonać pracę 150 eudajmonów żeby zadać górze jedno Wyczerpanie, jeden poziom zniszczeń. Generalnie, nie ma potrzeby kombinować nad witalnością gór - powiedzmy, że do przebicia zwykłego szczytu wystarczy jeden poziom Wyczerpania. Ale TO nie jest zwykła góra: została przekształcona przez pewnego maga w rodzaj fortecy. Dlatego MG stwierdza, że potrzebne są dwa Wyczerpania - czyli równowartość pracy 300 eudajomonów.
| Pod żadnym pozorem nie twierdzę że tak właśnie ma wyglądać sesja! "E, sory ziomy ale w razem macie (siorbnięcie herby) tego, no - eudajmona. A kupa którą chcecie przewalić to wymaga 300 eudajomnów. Czyli to jest coś naprawdę (chrupanie czipsów) trudnego, czaicie?" Wiem, że dla niektórych osób, przyzwyczajonych do braku mechanicznych zasad (tak jest, stara mechanika to głównie brak zasad - a nie zasady) rozkminy takie jak ta powyżej mogą wyglądać hardkorowo. Ale to tylko narzędzie, które tak jak młotek może być używane właściwie lub niewłaściwie. Nawet jeśli gracze godzą się że rozstrzyganie leży całkowicie w gestii mistrza, jako mistrz po prostu muszę wiedzieć co w danej chwili jest możliwe/ trudne/ łatwe. Plus, są gracze którzy też lubią to wiedzieć. |
Inny przykład: trwa spór wokół jakiejś kwestii, ważą się szale decyzji. Załóżmy że oponentów graczy wcześniej przekonał do swoich racji Skenikos. Teraz gracze chcą uświadomić tym ludziom że są manipulowani, że ktoś używa ich jak instrumentów. MG zakłada, że główna trudność, serce wyzwania leży w przezwyciężeniu wpływu Skenikosa; wyceniamy go na Rangę odmieńca. Najlepszy mówca ekipy dysponuje możliwościami eudajmona, reszta wspiera go jak może; sumaryczna siła to eudajmon + kilka glinianych hajot. Odmieniec = 15 eudajmonów; hajoty minimalnie modyfikują tą liczbę - tak minimalnie że można (można?) je pominąć. Nasz eudajmon musi więc wykonać robotę 15 istot tej Rangi (na co zwyczajnie może nie starczyć czasu) - i nawet to może być nie dość jeśli Skenikos nadał swojemu efektowi pewną Witalność. Dwa, trzy, więcej punktów - trzy punkty oznaczają już wysiłek 45 eudajmonów, rzecz z którą z marszu nie poradziłby sobie nawet sam odmieniec...
Uwaga o ekonomii: bardzo słuszna. Ciekawy motyw który powinien być rozwijany!
Te rangi to dość jasnomagiczna symulacja, w gruncie rzeczy grupa 100 wziętych z dupy istot jest zupełnie inna niż 100 szkolonych i doskonale zgranych ze sobą świrów z tekkanami. To taki mały patent na jakąś sytuację w której ranga istot może być wyższa niż sugerowałyby liczby
Rangi mają być systemem bezwzględnym, czyli nad-jasnomagicznym; stoją nad wszystkimi elementami i zasadami świata, nie koślawi ich czyjś punkt widzenia i tym podobne rzeczy. Mają być obiektywne.
No dokładnie; możesz zebrać setkę choćby VII Rang których zwyczajnie nic nie będzie łączyło; żadnej motywacji, żadnej współpracy. W porównianiu z nimi skuteczniejsza będzie setka eudajmonów (IV) wyposażona w zestaw spektakularnych tekkan, choćby o skuteczności odmieńca (V). Stu odmieńców to już połowa tronu...
Dobrze, że wspominasz tekkany. W nowej mechanice te "techniki do potęgi" pokażą niezłą siłę!