Autor Wątek: Victor Scorcese - Książę rodu Scorcese  (Przeczytany 170 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Victor Scorcese - Książę rodu Scorcese
« dnia: Grudzień 20, 2008, 09:38:53 am »
Książę Victor Scorcese, syn Laurenta Scorcese i Rowany Scorcese

24 lata
Fioletowe oczy (obecnie jedno oko)
Brązowe włosy
189 cm wzrostu
Ma dość jasną cerę

Młody książe Scorcese, imię otrzymał po najsłynniejszym tanelfickim Cesarzu. Prośbę o pozwolenie na jego nadanie, księstwo musiało wysunąć dwadzieścia lat wcześniej, dokładnie na pięć Faenza (zjazdów w Ader-Thaden) przed jego narodzinami. Imię to wolno nadać tylko jednemu arystokratycznemu pierworodnemu na pięćdziesiąt Faenza. Może być jakaś przerwa w tym okresie, jednak jeśli zostanie komuś nadane, musi minąć pięćdziesiąt Faenza, aby móc je nadać ponownie. Tak więc, czterdzieści cztery Faenza po nadaniu imienia 'Victor', pierworodnemu syna hrabiego rodu Nemmar, rozpoczął się wyścig dyplomatów w Ader-Thaden, jako, że wniosek o pozwolenie można wysunąć na czterdziestym piatym Faenza od ostatniego nadania. Chodziło o przedstawienie jak największej ilości różnorakich dokumentów, potwierdzających wartość rodu na wszelkich możliwych polach. Wytwarzanych surowców, towarów, ilości ziem, ilości mieszkańców, ilości arystokracji itd, mnożenie miejsc gdzie można wykazać wpływy. Rywalizacja pomiędzy Księstwem Scorcese, Hrabstwem Oristan i Aviniońskim hrabstwem Gragvin roztrzygnięta w końcu została na czterdziestym piątym Faenza na korzyść Księstwa Scorcese. Do następnego Faenza ponownie rozpatrzono wszystkie dokumenty, ostatecznie zatwierdzając pozwolenie nadania imienia "Victor" pierworodnemu synowi księżnej Rowany Scorcese i księcia Laurenta Scorcese.

Victor wychowywał się pod kloszem, od najmłodszych lat uczył się władać szablą (oprócz mistrzów, których miał dostępnych każdego dnia jeśli tylko chciał ćwiczyć, na jeden miesiąc w roku od kiedy miał 15 lat, przyjeżdżał na dwór tanelficki mistrz Stylu Wilka – Soren), jeździectwa, a gdy odkryto jego magiczny talent, zajęto się także jego rozwojem. Jako, że młodego księcia interesowały bardziej fizyczne rozrywki niż nauka, pokazywano mu jak magię może wykorzystać w szermierce, co już bardziej go zainteresowało niż zgłębianie wiedzy książkowej o cieniu. Zapewniono mu najlepszych nauczycieli i możliwość rozwijania tych umiejętności, które pragnął rozwijać.  Znaczyło to w praktyce, że kiedy miał ochotę na szermierkę, a to akurat lubił, to ćwiczył, jednak nic go do tego nie obligowało. W najmłodszych latach jego życia, na dworze przebywali inni bardzo młodzi szlachcice, aby zapewnić mu dorastanie w towarzystwie podobnych mu wiekiem. Hrabiostwa specjalnie odkładały posiadanie dzieci, aby zbiegło się z narodzinami księcia, albowiem wtedy ich potomkowie mieli szanse wychowywać się z następcą tronu.

Jego nauka także prowadzona była pod kątem tego co Victora interesowało. W swoich młodszych latach z zapałem uczył się czytania, pisania, lubił słuchać historii i legend, bardzo interesowała go geografia, polityka, także ta poza Cesarska. Często na jego chwilowe zainteresowania, wpływały osoby, które poznawał. Historii i polityki słuchał chętnie, jako, że uczyła go wybitna znawczyni tej dziedziny – Railin Killinoi. Kiedy zmieniono mu nauczyciela, zmalało jego zainteresowanie i znowu spędzał więcej czasu na polowaniach, ucztach i nauce pojedynkowania. Wchodził w coraz doroślejszy wiek i poznawał obyczaje panujące na dworze dokładniej. Jeśli nie spędzał czasu sam, spędzał go ze swoją szlachecką świtą – równie młodymi tanelfami, którzy dorastali razem z nim. Zawsze chętnie poznawał nowe osoby i lubił ich słuchać. Szczególnie tym z ciekawymi pasjami zdarzało się znajdować przez jakiś czas bliżej jego otoczenia.
 
Kiedy poznał słynną bardkę – Sangini Royce, na prawie pół roku dał się pochłonąć nauce gry na lutni, słuchaniu opowieści i tkaniu własnych. Było to zresztą po jego osiemnastych urodzinach, na które rodzice sprezentowali mu własny pałacyk, oddzielony od głównego niewielkim lasem. Nazywał się Palazzo Mostro – jako, że Victor interesował się różnego rodzaju stworami, cały budynek był zaprojektowany, tak aby oddawał wrażenie jakiegoś przyczajonego zwierza, do tego w środku całość miała ornamentykę z wplecionymi rzeźbami potworów, zwierząt, obrazy polowań i gonitw. Książe miał tam swoją własną psiarnię i ponad dwadzieścia wiernych ogarów różnych ras. Służyły mu podczas polowań, ale ogromną przyjemność sprawiało mu też samo wychowywanie ich. Tanelf zajmujący się nimi – Willmar il Adellar z Loar-Dank – pokazał mu zresztą kilka sztuczek, pozwalających nad nimi zapanować. Victor, jak zwykle kiedy coś go naprawdę interesowało, z uwagą słuchał i nauczył się wiele o rasach psów.

Nieustannie ćwiczył szermierkę i prowadził polowania (na które nawet specjalnie sprowadzano stwory z Loar-Dank, żeby nie było nudno). Zresztą nie raz się zdarzało, że zmieniano pogodę danego dnia tylko dlatego, że książę chciał poczuć więcej adrenaliny i polować w deszczu.
Był strasznie niespokojny, niecierpliwy, a zdarzało się, że i porywczy. Łatwo sie nudził, więc niewiele ponad rok po tym jak dostał pałac, kiedy na jednej z uczt którą wyprawiał, poznał kilku artystów, żyjących w Akademii Artystycznej w samym centrum Revinion, tak się zapalił do poznania ich, że kazał wybudować sobie ogromny apartament w okolicach Akademii i już miesiąc później tam zamieszkał. Rok w którym tam mieszkał stał się niemal historycznym dla wszystkich balujących członków artystycznej bohemy. Kilkunastu zatrudnił i dał im wolną rękę w urządzeniu apartamentu. Mieszkanie było jak wciąż przeistaczające się dzieło sztuki, jako, że pieniądze nie były barierą, artyści popuścili wodzy fantazji. Kilku najbliższych mu wtedy, wręcz z nim zamieszkało, pracując w ciągu dnia (Victor przesiadywał z nimi i albo rozmawiał, albo po prostu patrzył jak pracują) i ucztując prawie co noc. Przynajmniej raz w tygodniu odwiedzali go towarzysze polowań, apartament wręcz tętnił od ilości osób, które w nim gościły. Książe co jakiś czas też wracał do swojego pałacyku i wyjeżdżał z psami do lasu, czy jednego miesiąca spotkać się kilka razy z Sorenem. Rok wśród artystów w Revinion był jednak pełen balów i szaleństw. Poznawał dziesiątki ludzi i nie nudził się ani przez chwilę. Szczególnie blisko poznał tam – Marinę Valencua, malarkę, która zdobiła obrazami ściany sali balowej, a potem... sypialni apartamentu Victora.
 
Możnaby spytać co na ten styl życia rodzice Victora. Właściwie nie wyglądało na to, żeby byli specjalnie przeciwni. Finansowali każdą fanaberię i każde nowe zainteresowanie. Najwyraźniej z zadowoleniem dawali mu możliwości rozwoju w każdej dziedzinie w jakiej by chciał. Szczególnie, że nie zajmował się tylko balami, ale obserwując z boku, było widać, że jest ciekawy świata, różnorodnych dziedzin i tanelfów, którzy żyli wokół niego. Lubił ich słuchać i chciał ich rozumieć. Najwyraźniej jego rodzice wspierali to. Jedyne na co naciskali, to nauka polityki, której Victor czasami unikał, mając co innego w głowie. Jedyny incydent, kiedy Laurent Scorcese zdyscyplinował swojego syna miał miejsce właśnie z powodu jego ignorowania nauk politycznych. Mianowicie, kiedy miał szesnaście lat, wdał się w romans z Railin Killinoi. Jak można się domyślać, cierpiała na tym nauka Victora. Paradoksalnie jednak, oddalenie jej nie dało wiele, bo wtedy w ramach buntu i okazania swojego niezadowolenia, książe przestał przez rok przychodzić na naukę prawie zupełnie. Szczególnie, że jego nowym nauczycielem był poważny, stary tanelf. Można się domyślać, że wykłady prowadzone przez piękną tanelfkę przykuwały uwagę Victora o wiele bardziej.  Zapewne pozwalali swojemu pierworodnemu na tak wiele, zakładając, że ma jeszcze mnóstwo czasu na naukę i mimo wszystko chcieli mu dać wszystko co możliwie najlepsze. Okres do 30 lat jest wśród tanelfów, szczególnie tych wyżej postawionych, niezwykle chołubiony, jako, że jest bardzo krótkim czasem, z założenia, długiego życia, kiedy tanelf wciąż się przekształca, dorasta, zmienia się jego powierzchowność itd. Wiadomym jest, że rodzice próbują nakierowywać swoje dzieci choć trochę na to co uważają za słuszne, jednak u tanelfów, przyjętym modelem wychowania jest dawanie warunków rozwoju, wolności wyboru profesji czy pasji. Uważa się, że tylko dziecko wychowane w wolności będzie miało odpowiedni, przyjacielski stosunek do rodziców, nawet jeśli mieliby mieć różniące się zainteresowania.
Laurent Scorcese nie był zbyt towarzyski, nie interesowały go też szczególnie rozrywki fizyczne, stąd też jego kontakt z synem był o wiele chłodniejszy niż Rowany, która często syna odwiedzała w Palazzo Monstre, była na balach, lubiła go słuchać i może trochę w cieniu, ale była obecna w jego życiu. Zresztą to ona zainteresowała go szermierką kiedy był naprawdę mały. Dużą część swojego życia poświęciła planowaniu rozrywek, zatrudnieniu mistrzów i nauczycieli, spełnianiu marzeń synka zanim jeszcze zdążył je wypowiedzieć. Chciała, żeby mógł być najlepszy w tym, w czym by zapragnął, dać mu do tego możliwości.
Można powiedzieć, że jego ojciec dbał o niego z daleka. Zapewniał mu ochronę tak, żeby Victor nawet o niej nie wiedział. O ile jego matka była na bieżąco zainteresowana poczynaniami syna i rozmawiała z nim często, tak ojciec wychodził z założenia, że nie miało większego znaczenia, co jego syn robił do pewnego wieku. Po nieszczęsnym spięciu z nim, kiedy miał 16 lat, zaprzestał prób dyscyplinowania. Myślał o tym co będzie mógł mu zapewnić, lub pokazać za wiele lat, jak syn już się "wyszaleje". Książę Laurent planował, tak jak oboje z Rowaną planowali wiele lat przed narodzinami syna...
« Ostatnia zmiana: Styczeń 02, 2009, 09:19:02 pm wysłana przez kasiotfur »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Victor Scorcese, spotkanie z Marailem Ricotte
« Odpowiedź #1 dnia: Styczeń 02, 2009, 09:11:30 pm »
"-Jakieś konkretne potrzeby tym razem Victorze?
Książę przechadzał się wzdłuż półek zastawionych skrupulatnie posegregowanymi materiałami, skórami, futrami, guzikami czy sprzączkami. Marail Ricotte wodził za nim wzrokiem, popijając sylphur z małego kryształowego kieliszka. Posiadał o wiele większą pracownię w Revinionie, gdzie też mieszkała jego rodzina, ale na prośbę Księżnej przybywał do Dworu Diazmazon na specjalne zamówienia. Paradoksalnie, częściej dotyczyły jej syna niż jej samej, jako, że pracował dla niej od lat, jej obuwie służba odbierała w jej imieniu w stolicy. Jej syn za to... lubił z nim pracować, jako, że Victor zawsze zapewniał mu wyzwania. Codziennymi naprawami czy zadbaniem dla całej posiadłości zajmował się jego asystent, Cabian Alinar il Scorcese, rezydujący jako szewc.
Wyjątkowe zamówienia Victora rzadko dotyczyły balów czy przyjęć, choć takie też się zdarzały, częściej były one częścią przygotowań do polowania, które Książę uwielbiał.
-Widzisz... - Victor uśmiechnął się szeroko, wyraźnie pełen entuzjazmu. - w przyszłym tygodniu, ruszam na pustynię!
-Na pustynię Victorze... - powtórzył z zastanowieniem. "Czyżby do Sol Bayrun?".
-Tak. - powiedział stanowczo, z zamyśleniem dotykając palcami skóry rogowego purpurowca. - To znaczy... może źle to ująłem. - uśmiechnął się, odwracając w jego stronę, a jego długie brązowe włosy poruszyły się za nim płynnie, niczym w spowolnionym tempie. - Kilka kilometrów stąd, rozegra się bitwa Marailu! - mówił z rosnącym podekscytowaniem. - Miejsce jest już przygotowywane. Będzie gorąco, sucho... pustynnie jednym słowem. - Podszedł do stolika i także nalał sobie sylphuru.
-Ach... taka pustynia... - Szewc powiedział, analizując już w myślach co byłoby najlepsze do użycia na takie warunki jakie opisywał Książę.
-Będą ogromne ilości Złotych Piasków, jak te które widziałem w książkach o Almucie. - popił z kieliszka. - Kiedyś tam wyruszę, chcę więc być gotowy. Ja i moi przyjaciele wyruszymy konno. Nie zabieramy zwykłych ogarów, a Suche Psy. - Znów się uśmiechnął. - Specjalnie sprowadzone z Loar-Dank. Zaskoczy nas pustynny pomiot. Maloghn nadal trzyma w tajemnicy co zastaniemy... - spojrzał nagle na Maraila uważniej. - widzisz, więc na co się szykuję. Jakie buty uważasz, że powinienem zabrać? Będzie gorąco, wiatr, piach, ale muszą być też dobre na jazdę konną.
Szewc wstał nieco flegmatycznie i podszedł do jednej z półek.
-To może być dobra podstawa... - sięgnął z niskiej półki zwój skóry błękitnego koloru i położył go na wielkim stole w centrum komnaty.
-Co to? - Victor przysunął się z zainteresowaniem.
-To skóra Izrixty.
Książę przesunął po niej palcami. Nieco szorstka w dotyku, praktycznie pozbawiona futra.
-Czym jest Izrixta?
-Jest to zwierzę z Autonomii Tzanelfów. - spojrzał na Victora przez dłuższą chwilę.
-...Nie byłoby więc lepsze na zimną pogodę? - zapytał z zainteresowaniem.
-Na zimno też by było dobre. - kiwnął głową. - Sekret leży w tym, że zatrzymuje temperaturę ciała. Ciepłą, bądź zimną w wypadku Tzanelfów. Ciepłokrwista istota ani nie poczuje zimna, ani się nie zagrzeje. Myślę, że dobrze posłużyłoby jako wnętrze twoich pustynnych butów. - Victor kiwnął głową, słuchając. - Zwykle zwierzę to jest podobne do lisa, tylko dobre cztery razy większe.
-Do lisa? - zapytał. - Tak naga skóra? - znów przesunął po niej dłonią. Faktycznie wydawała się mieć szczecinę długości może milimetra.
-Jest golony. - podszedł do półki i sięgnął skórę z grubym granatowoszarym futrem, z włosiem długim na dobre pół metra. - tak wygląda jego futro. Tzanelfowie noszą futra niegolone i obszywają też nimi buty, jednak na gorące pustynne warunki, a szczególnie jazdę konną, najlepsze będzie bezwłose.
-Mhm. - Victor pokiwał głową ze zrozumieniem. - Ale mówisz, że na wnętrze. Dlaczego nie na całe? - Zdawał sobie sprawę, że Marail doskonale wiedział co robi i nie kwestionował tego, ale nie mógł się doczekać odpowiedzi.
Szewc uśmiechnął się lekko.
-Zewnętrze musi być gładkie, niemal śliskie, żebyś lepiej radził sobie w piasku.
-Nie sprawią, że zsunę się łatwo głębiej?
-Trafne pytanie. Przed tym jednak obronią cię podeszwy ze skóry jaszczura mazynowego. - poruszał się coraz szybciej, kładąc na stół kolejny rodzaj skóry. Victor zamrugał oczami.
-Ale... czy jaszczur mazynowy nie ma gładkiej skóry? - zaskoczony spojrzał na najeżoną łuskami i kolcami skórę. Miał nawet okazję wbić w takiego włócznię.
-Ma. - uśmiechnął się rzemieślnik. - To jednak jest skóra z wnętrza jego żołądka. Nawet sypki piach stanie się pod tym może jak... płytkie błoto.
Victor pokiwał głową z entuzjazmem."
« Ostatnia zmiana: Maj 24, 2009, 08:46:38 am wysłana przez Bollomaster »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Victor Scorcese, romans z Railin Killinoi
« Odpowiedź #2 dnia: Styczeń 02, 2009, 09:23:22 pm »
"Jej zapach przyjemnie go drażnił kiedy przechodziła co jakiś czas koło biurka przy którym siedział. Jak niby miał się skupić na nauce w tym ciemnym pomieszczeniu, kiedy słońce tak jasno błyszczało za oknem nad lasami. Gdy już myślał o polowaniu, ona znowu przechodziła obok, cały czas mówiąc i rozpraszał się, oglądając w jej stronę. Długie czarne włosy z długą grzywką Ciemnoszara, ascetyczna niemal suknia, jedyną ozdobą był pasek z czarnych błyszczących kamyków, pobrzdąkujących co jakiś czas przy otarciu o biurko. Podniósł na nią wzrok z zastanowieniem patrząc w ciemno czereśniowe oczy. Miała delikatną, nieopaloną cerę, musiała spędzać nad książkami większość wolnego czasu. Chyba jedynym co dzieliło ją od idealności były niezbyt wydatne, blade usta. Uszy miała krótsze od niego, tak, że nieco spiczaste koniuszki ledwie wystawały spod włosów.
I wciąż ten dusząco słodki zapach. Przygryzł lekko wargę od wewnątrz z lekkim uśmiechem. Wiedział, że brak uwagi ujdzie mu na sucho. Zresztą, gdyby nie to, że to ona, tak piękna tanelfka, go uczyła, pewnie często unikałby tych zajęć. Dobrze chociaż, że czasem naprawdę ciekawie opowiadała o polityce czy historii, szczególnie tej poza tanelfickiej. Dylemat między jej towarzystwem, a polowaniem z wiernymi psami i dworem był całkiem spory.
Domyślał się czemu była dla niego tak łagodna, mimo, że na przyjęciach wyglądała zwykle jak sopel lodu. Musiała lubić jego towarzystwo tak jak on jej. Czasem udawał zainteresowanie nudnymi rzeczami, tylko po to, żeby jej sprawić przyjemność. Tak się wtedy zapalała do opowiadania, że, aż jej wychodziły wypieki. Nie miał pojęcia ile mogłaby mieć lat. Sam niedawno skończył szesnaście, a że był dobrze zbudowany, wyglądał na prawie dwadzieścia. Ona mogła mieć dwadzieścia trzy albo i sto dwadzieścia trzy.
- Może weźmiemy książki do lasu...? Naprawdę trudno tu oddychać... - powiedział po dłuższej chwili, badawczo obserwując jej twarz. Tanelfka uśmiechnęła się z westchnieniem.
- Od kiedy nie słuchałeś, książe?
- Aż tak bardzo widać? - Victor uśmiechnął się zakłopotany.
- Trudno nie zauważyć aż tak nieobecnego wzroku. - powiedziała opierając się dłonią o biurko.
- Trudno nie zapatrzyć się w tak niezwykłe oczy, Railin... - brunet uśmiechnął się nieco zawadiacko, włosami oplątując pieszczotliwie jej nadgarstek. Tanelfka zaczerwieniła się nieznacznie, wahając się, ale nie cofnęła dłoni. Victor mógł wyczuć włosami, że jej puls przyspiesza. - “Może tym razem miało szanse się udać...” - pomyślał obserwując ją zaciekawiony. Jej zapach był tak blisko, że niemal odurzał.
- Książe, to naprawdę nie na miejscu... - powiedziała cichym głosem, patrząc na niego w napięciu.
- Ech... tyle razy powtarzałem, żebyś mówiła mi po imieniu... - niemal zamruczał, spokojnie, nie puszczając jej nadgarstka. Powietrze w pomieszczeniu wydawało się gęstnieć. Victor wiedział, że stąpa po cienkim lodzie, ale był przekonany, że od dawna czuje jakieś odwzajemnienie swojego zauroczenia. Tak dobrze im się rozmawiało, mimo, że czasem gubił się w tym co mówiła jego nauczycielka.
- Jesteś tego pewien, Victorze? - powiedziała powoli, opierając o stół drugą dłoń  pochylając się nieco. Wydawała się w niej nastąpić jakaś zmiana, którą młody książe nie bardzo umiał nazwać.
Chłopak nie tracił chojrackiej pewności siebie. Pokiwał głową i położył dłoń na jej ręce.
- W końcu znamy sie już ponad cztery lata.
Tanelfka pochyliła się bardziej, a Victor aż na chwilę wciągnął powietrze, kiedy przesunęła ustami po jego policzku.
- TYLKO cztery lata... - szepnęła, muskając go przy tym wargami. Chciała się cofnąć, ale książe wykorzystał szybko sytuację, unosząc się nieco na krześle i całując ją w usta. Wyczuł chwilę wahania, ale już moment później tanelfka odwzajemniła pocałunek nieco bardziej zachłannie. Victor wstał od biurka, nie odrywając od niej ust, a jego włosy oplatały, niemal poza jego kontrolą, jej przedramiona. Aż przymknął oczy całując ją mocno. Po chwili poczuł jej ramiona wokół swojej szyi, palce gładzące w napięciu jego kark. Oparła się nieco o masywne biurko. Zsunął pospieszne pocałunki po jej policzku, po szczęce, na szyję. Wreszcie mógł dotknąć palcami ciała, o którym rozmyślał w tym pomieszczeniu o wiele częściej niż o geografii czy historii. Przytulała się do niego mocno, a on mógłby wdychać jej zapach godzinami.

*

Głośny tupot i szczęk zbroi rozlegał się na wielkim, zupełnie pustym korytarzu, kiedy Victor,  prosto z polowania, jak na skrzydłach spieszył się na zajęcia z polityki. Od wczoraj te zajęcia nabrały dla niego zupełnie nowego wydźwięku. Tajemnicy, którą dzielił tylko z Railin. Czuł się strasznie dorosły, jak zupełnie nowa istota, z pewnością siebie w okolicach gwiazd. Niemal wpadł do ogromnego gabinetu w którym nauczycielka opowiadała mu o historii. Chyba nawet nabrał jakiejś nowej sympatii do tego ciemnego pomieszczenia zawalonego regałami pełnymi książek.
Przy biurku stał wysoki, dość chudy tanelf. Miał krótkie szarawe włosy i oczy tego samego koloru. Jego ubiór nie był zbyt wystawny. Czarna, aksamitna tunika i brązowe skórzane spodnie. Przeglądał jakąś niewielką książkę, a kiedy Victor wszedł, podniósł na niego, niezwykle przenikliwy, wzrok.
- Nie rozbierasz zbroi do zajęć z historii, książe? - spytał uprzejmie, z lekkim skłonieniem głowy. Na zdezorientowane spojrzenie bruneta, przedstawił się szybko – Jestem  Orazio il Atratte. Będę prowadził twoją naukę od dziś.
- Miałem przecież nauczyciela... - powiedział po chwili, starając się zebrać myśli. - Dlaczego miałaby być zmieniona? - zmarszczył nieco brwi.
- Nic mi nie wiadomo na ten temat, książe. - tanelf odpowiedział z uprzejmym uśmiechem.
- Nie będzie dzisiaj zajęć. - mruknął Victor i wyszedł ze złością na korytarz. Co to miało znaczyć!? Szczęk zbroi jeszcze głośniej niż wcześniej niósł się po kamiennym korytarzu, kiedy zmierzał do gabinetu ojca. Czuł pod skórą, że to jego wina. Przecież nie matki. Zresztą skąd...?... Robiło mu się głupio na myśl o tym, że jego romans wydał się tak szybko. Nie mógł mieć nawet sekundy prywatności do cholery! Obejrzał się nagle za siebie, czując jak jego krew burzy się coraz bardziej. Na korytarzu był sam. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że ten zamek musiał mieć innych obrońców oprócz jawnej straży, skoro najzwyczajniej właśnie doszedł do masywnych drzwi gabinetu ojca.
Nawet nie raczył zapukać, kiedy wparował do pomieszczenia. Nie bywał tu często. Gabinet był wielki i przestronny. Na biurku długim na pięć metrów, piętrzyły się książki i papiery. Słońce z wielkiego okna rzucało przyjemny blask na haftowany złotem dywan na środku pokoju. Książki na regałach przy ścianach stały równiutko, wszystkie pięknie oprawione. Victor wydął wargi rozglądając się z rosnącą irytacją. W pewnym momencie usłyszał głos ojca za plecami, od strony drzwi.
- Powiedziano mi, że idziesz do mnie Victorze. Czy coś się stało? - Ciemnowłosy mężczyzna, ubrany w jasne szaty minął go i podszedł do swojego biurka.
- Dobrze wiesz co sie stało! - warknął, aż robiąc kilka kroków w stronę ojca.
- Uspokój się, a potem wypowiedz powoli i jasno. - odwrócił się w jego stronę, nieco gasząc jego zapał zimno granatowymi oczami.
Victor zagryzł wargę ze złości i wziął głębszy oddech. Strasznie nie lubił wychodzić na nerwowego przy swoim chłodnym ojcu.
- Dlaczego zmieniono mi wykładowcę nauk politycznych? - spytał tak obojętnie na ile potrafił się zdobyć, krzyżując ręce na piersi z cichym szczękiem metalu.
- Jako, że przestałeś być zainteresowany wiedzą jaką miała ci przekazywać, uznałem za stosowne, przydzielić nowego nauczyciela.
Victor spojrzał na niego ze złością, ale i odrobiną zażenowania.
- Skąd wniosek, że przestała mnie interesować!?
Laurent westchnął ciężko.
- Przestała cię interesować jej wiedza, nie wątpię, że inne jej przymioty interesują cię bardzo. - powiedział z lekką kpiną.
Młody tanelf wydął ze złością wargi.
-Czy naprawdę nie mogę dostać odrobiny spokoju!? Zresztą, nieważne. - syknął. - Gdzie ona teraz jest?
- Przykro mi, ale nie powiem ci tego i z góry informuję, że twoi hm... “pomocnicy” też nie wyjaśnią dla ciebie tej kwestii. Może twój nowy nauczyciel pomoże ci się skupić na polityce.
Victor milczał przez dłuższą chwilę, bijąc się z myślami. Nie mógł tego znieść! Co za bezduszność! Jedyne co się dla niego liczyło to te głupie papiery!
- Nie pomoże, bo nie będę się z nim widywał! - warknął. Laurent zacisnął wargi.
- Jeśli uważasz, że to właściwe...
- Tak! Tak uważam! - odwrócił się, zamaszyście odgarniając płaszcz i wyszedł na korytarz. Nie cierpiał jak jego ojciec zrzucał na niego odpowiedzialność za własne decyzje! Jakby nie mógł po prostu powiedzieć, że jednego chce, a drugiego nie. Irytowało go nawet głośne tupanie, które po raz kolejny odbijało się od ścian korytarza. Jutro każe przynajmniej część wyłożyć dywanami!
Railin... Dopiero kiedy zaczął ją lepiej poznawać... Łudził się, że mogłaby się przed nim otworzyć i opowiedzieć o sobie więcej niż dotychczas. Był przekonany, że coś skrywała i był na skraju poznania tego. Zaczął ze złością ściągać części zbroi, idąc korytarzem i zostawiać ją za sobą na posadzce z głośnym hukiem. Jeśli jego ojciec tak powiedział, to na pewno nie uda mu się do niej dotrzeć. Nie chciał już tego wieczora nawet z nikim rozmawiać. Już bez metalowego balastu szedł dłuższą chwilę do swoich komnat. Kiedy wszedł do sypialni,  zbroja oczywiście była już na stojaku przy łóżku. Wypolerowana."
« Ostatnia zmiana: Styczeń 02, 2009, 09:26:43 pm wysłana przez kasiotfur »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Victor Scorcese - Książę rodu Scorcese. Marina
« Odpowiedź #3 dnia: Sierpień 27, 2009, 09:57:47 pm »
Marina Valencua

Czarnobrązowe, kręcone włosy, jasno seledynowe oczy i męskie ubrania. Tak z grubsza można by opisać Marinę Valencua. Była dość wysoka i nosiła się ze swoistą nonszalancją, wiecznie paliła różnosmakowe ziółka. Nawet jak malowała, trzymała cygarettę w lewej ręce. Victor lubił w niej właśnie to, że potrafiła w jego towarzystwie zachowywać się swobodnie, a z drugiej strony być poważna i stanowcza, kiedy było trzeba.
Leżeli w wielkim łóżku, odprężeni, patrząc się w sufit. Nie był to jednak zwyczajny biały sufit. Marina malowała na nim każdego dnia co innego. Albo raczej nocy. Nie zawsze całość, czasem tylko kawałek. Z zachodem słońca kończyła pracę nad freskami na ścianach i już niemal tradycją stało się, że kładli się razem na łóżku i Victor patrzył jak Marina maluje. Rozmawiali o tym w międzyczasie. Czasem książę podsuwał jej pomysły, ale zwykle więcej słuchał i obserwował. Z nadejściem świtu, freski wymazywała.