Tak właśnie było! Seishiro wychodzi ze starcia z Demonem żywy, lecz jego ramiona są, zdaje się, oblepione warstwą Praognia - nie może nimi poruszyć, ani używać poprzez nie Ki. Taaz, inny sajanin który był obecny podczas starcia używa techniki przyzwania Księżyca, i na księżycowej ziemi obydwaj składają ciało trzeciego uczestnika niszczycielskiej bitwy-Rezuro. Nieoczekiwanie pojawia się Zageira. Jednym dotknięciem leczy rany Taaza, ale Seishiro pozostawia w jego żałosnym stanie. Obydwaj sajanie wracają z księżycowego sanktuarium na prawdziwą ziemie - nie jest im dane odpocząć. Na horyzoncie dostrzegają wrogie siły - na razie tylko czarne punkty na szarej równinie. Gdy gotują się do kolejnej bitwy, staje się rzecz niesłychana - znienacka stają twarzą w twarz z owym oddziałem, który w ułamkach chwil pokonał całą dzielącą ich odległość. To 36 katów Edra Naibel, i właśnie liczba zamieci dała im osłonę. Zaczyna się starcie. Sesihiro wie że nie może dać się zranić, więc razem z Taazem zmuszają katów do walki w ścisku, tak że ci ranią się wzajemnie - ocalałych niszczą uderzeniami Ki z powietrza. Odpierają w końcu atak Gildii Katów, ale Sesihiro jest poważnie osłabiony utratą energii i wpływem Praognia.
Taaz zbiera się do odejścia, ale Seishiro go zatrzymuje - znajdują się na obcej, wrogiej ziemi, czy nie powinni połączyć sił? Wychodzi na jaw, że Taaz również szuka Edrafela, i musi coś z nim zrobić aby odnaleźć wejście do swojego Domu - nie chce jednak przyznać, jaki to Dom. Odrzuca możliwość współpracy. W tym momencie obydwaj dostrzegają jakiś obiekt, spadający z wielką szybkością - to sajańskie jajo. Gdy spada z łoskotem, wygrzebuje się z niego Rezuro, cały i zdrowy. Wygląda na to, że nie poniósł całkowitej śmierci - z Księżyca odesłano go z powrotem na prawdziwą ziemię i na pewno nie wkroczył do Katedry. Okazuje się że on również ma odnaleźć Edrafela, i zabrać go do Ziemi Światła - to da mu wstęp do Domu Rycerskiego (krótka dyskusja o zaletach i wadach Domów, oraz dlaczego Dom Gwiazdy jest najlepszy). Rezuro zgadza się ruszyć z Sesihiro, ale Taaz demonstracyjnie odchodzi. Obydwaj sajanie ruszają na w drogę - w pośpiechu, bo Sesihiro wyczuwa potężne armie przegrupowujące się na północ od nich, gotowe zastąpić im drogę ku stolicy. Wkrótce trafiają do niewielkiej osady, czarnej i przygnębiającej w prawdziwie ossentharskim stylu. Są gotowi do walki, ale początkowo znajdują tylko dziwacznie odkształconych ludzi, bardzie podobnych do narzędzi niż żywych istot. Zjawia się zarządca osady, ale nie podejmuje walki - klęka przed sajanami i składa im hołd. Mówi że jest własnością wielmożnego Toreka z Ningardu, który przekazuje go sajanom w darze. Na prośbę Rezuro i Sesihiro organizuje dla nich posiłek (krótkie podejrzenia Seishiro o truciznę szybo rozwiane) i udziela im informacji na temat swojego pana - jednym z jego symboli jest 'Ludzkie Oblicze' - ciasno upakowane ludzkie twarze. Sajanie ruszają w dalszą drogę traktem. Zaraz za osadą napotykają na trzyosobowy oddział konnych, również dziwnie przekształconych ale na pewno wojowników. Znów szykują się do starcia, ale konni również oddają im hołd - mówią że przysyła ich pan Ludzkiego Oblicza z ofertą. Sajanie mają się udać do Dameronu, miasta na północy, gdzie zmierzą się z wojownikiem z rodu Toreka. Jeżeli zwyciężą w honorowym starciu, wielmoża usunie z ich drogi ossentharskie armie. Jedyny warunek to to, że wszyscy sajanie obecni w Ossentharze (5) mają się stawić w Dameronie. Sesihiro i Rezuro omawiają sprawę, ale jasno widać że coś tu śmierdzi - wielmoża jest pewnie swego, więc Dameronu to najpewniej jedna wielka pułapka. Nie dają się więc zepchnąć z wybranej drogi i domawiają. Wysłannicy wydają się być zaskoczeni - zapowiadają że sajanie będą musieli walczyć o każdą piędź ziemi na drodze, i że skoro nie przyjęli warunków, każdy podwładny Toreka na ich widok umrze. Po tych słowach mówiący zabija swoich towarzyszy i sam wbija sobie sztylet w serce - obydwaj sajanie nie mają pojęcia co się dzieje. Wizja zastępów ossentharskich rzucających się na własne miecze jest straszliwa, ale dochodzą do wniosku, że wszytko to jest szantażem ze strony Toreka i ostatecznie to on będzie winny śmierci swoich podwładnych - Rezuro uważa, że jeśli oddziały wroga same się zabiją, tym lepiej dla niego. Wkrótce sajanie docierają do Żelaznego Kręgosłupa - traktu który prowadzi prosto jak strzelił na północ do Dagamerny. Traktem ciągnie wojsko i tłumy cywilów z całym dobytkiem (większość z nich na północ). Ze strażnicy strzegącej szlaku nadjeżdża podstarzały rycerz ze sztandarem trzech łez - po krótkiej chwili dogania go znacznie młodsza dziewczyna - chyba córka - z takim samym godłem, i nakazuje mu się wycofać. Widać że aż zionie nienawiścią do obu sajan (trudno się jej dziwić). Mówi że podlega Nirnie, Pani Łez i na jej polecenie przepuści sajan - zapowiada jednak że zanim dotrą do Dagamerny zostaną starci na proch przez Gildię Pyłu, która nie oszczędzi nawet stolicy, jeśli będzie trzeba. Seishiro i Rezuro ruszają wzdłuż traktu, zdumieni tym że jak dotąd, nikt się im nie przeciwstawia. Nagle na trakcie wybucha straszliwa masakra - konny rycerz z godłem Ludzkiego Oblicza zaczyna rżnąć na oślep cywilów, którzy boją się nawet umknąć przed ciosami. Seishiro nie może patrzeć na bezrozumną masakrę i uderza w jeźdźca haikenem (wtedy dopiero dochodzi do masakry). Po tym, mimo wszystko, bezsensownym akcie dołącza do Rezuro i dalej biegną na północ, coraz bardziej skołowani dziwnym zachowaniem Ossentharczyków. Po dłuższej chwili na ich drodze staje potężne miasto - inaczej niż osada otoczone murami, z bramą otwartą na oścież. Seishiro chce przebiec przez nie jak najszybciej, najlepiej po dachach, aby uniknąć zasadzki. Ulice są wypełnione ludźmi, i kiedy obaj sajanie wspinają się na najbliższy budynek w dole wybucha panika - znów czterech konnych Ludzkiego Oblicza wyrąbuje sobie drogę wśród bezbronnych pieszych. Tym razem Rezuro nie patrzy na bezrozumną rzeźnie, roznosi w pył trzech rycerzy, a Seishiro wykańcza czwartego. Kiedy zostają sami na opustoszałej ulicy zjawia się istota którą początkowo biorą za sajanina - wskazuje na to budowa ciała, ale brakuje czegoś nieokreślonego, jakby był to tylko zwykły człowiek z sajańskim wyglądem. Wszystko wyjaśnia się kiedy ten również klęka przed sajanami i oddaje im hołd. Jest posłańcem od Toreka - po raz kolejny składa tą samą ofertę Seishiro i Rezuro, podaje też imię istoty z którą mają walczyć Uldo Thargulim, Strateg Zamieciowy. Dodaje jednak nowy warunek do umowy: wszyscy sajanie którzy staną do bitwy muszą oddać Ossentharowi trochę swojej krwi. Z krwi dwóch sajan, którzy już to uczynili, Gildia Formy stworzyła istoty podobne sajanom - są ich już dziesiątki, i prędzej czy później stworzą coraz doskonalsze kopie. Wielmoża obiecuje, ze w razie zwycięstwa sajan w Dameronie wszystkie te kopie zostaną zniszczone. Znów krótka narada, ale sajanie tym bardziej nie zamierzają zboczyć z obranej drogi, widząc jak bardzo zależy na tym Torekowi. Rezuro uśmierca posłańca i obaj sajanie ruszają w dalszą drogę.
Krótki moment za na zastanowienie pokazuje, ze obydwaj nie mają w sumie pojęcia co robić - założenie że Edrafel jest w stolicy nie opiera się w sumie na żadnych przesłankach - może być równie dobrze w Dameronie, co mogłoby skłonić obecnych tam sajan do bratobójczej bitwy. Wiadomo tylko że w Ossentharze, oprócz Taaza jest także dwóch innych sajan i Sesihiro i Rezuro postanawiają ich odnaleźć, aby razem wypracować plan działania. Wkrótce odnajdują dwie sajańskie Ki na północy - tamci również ich wyczuwają i zmierzają w ich stronę. Do spotkania dochodzi w kolejnej opuszczonej osadzie - u wylotu pustej uliczki Seishiro i Rezuro dostrzegają dwie sylwetki, odcinające się na tle wieczornego nieba (scena jak z westernu!)
Okazuje się że obydwaj obcy przybyli z Dameronu. Wyższy nazywa się Renzo, ma na plecach skrzynię zawierającą zwoje i informacje o Ossentharze; niższy to Bangoro (wie że Edrafelowi towarzyszy jakaś potężna istota, i dzieli się tą informacją żeby dowieść dobrej woli) Szybko wychodzi na jaw, że obydwaj też poszukują Edrafela. Bangoro musi go wynieść na tron żeby wejść do Domu Cieni, natomiast Rezuro musi go... rozśmieszyć aby znaleźć Dom Śmiechu. Obydwaj oddali swoją krew w Dameronie, ale doszli do wniosku, że najłatwiej będzie wypracować jakiś plan działania jeżeli znajdą pozostałych sajan, którym chyba do Dameronu nieśpieszno. Krótka narada. Nikt nie wie co robić, więc po dłuższym namyśle Rezuro oświadcza, że powinni po prostu ruszyć na Dagamernę, jak na sajan przystało, i wywalczyć sobie drogę. Kiedy dotrą do Edrafela i pokonają Demona będą walczyć między sobą kto ostatecznie spełni warunek swojej drogi. Pomysł jest wariacki, ale w końcu każdy wyobrażał sobie drogę Smoka właśnie w taki sposób. Cała czwórka rusza na północ.
Niedługo po wejściu na powrót na trakt przed sajanami pojawia się liczny orszak - na przedzie jadą dziwni bladzi ludzie (nieuzbrojeni) za nimi rycerze łańcuchowi i cała masa dziwacznych stworoludzi. Walka wisi w powietrzu. Seishiro jest pewien że tym razem dojdzie do starcia i wszyscy sajanie zajmują pozycje ramię w ramię. Na pierwszy ruch jednego z bladych ludzi Rezuro rusza do ataku, ale ten również klęka na trakcie. Konni rozstępują się, i zza ich pleców wychodzi blada czerwonowłosa kobieta, która prowadzi... Edrafela. Każdy sajanin (poza Renzo) widział Edrafela w wizji, i wyglądał identycznie. Kobieta (królowa Bairena) oferuje sajanom Edrafela, jeśli zaniechają swojej krucjaty. Chłopak jest widocznie czymś odurzony, bo w ogóle nie reaguje. Orszak zawraca bez wielu dalszych słów, a sajanie pozostają na trakcie ze swoim celem - wszyscy skołowani. Nikt nie chce uwierzyć, że droga ma się tak zakończyć. Sesihiro wie, że jeśli to prawdziwy Edrafel, zabicie go będzie zwieńczeniem drogi do Domu Gwiazdy - ale nie może przecież wypróbować tej metody nie walcząc z całą resztą. Orientuje się, że chłopak nie może być prawdziwym Edrafelem - chroniący go Demon nigdy nie pozwoliłby postawić go w takim niebezpieczeństwie. Ruszają więc dalej w drogę i wkrótce zrównują się z orszakiem. Królowa zdaje się nie rozumieć o co chodzi, ale próbuje wymóc na sajanach przysięgę, że skoro odmówili przyjęcia Edrafela, nie będą już więcej nastawać na jego życie. Dodaje też, że jeśli nie przysięgną wszystkich Tradyrów w Dagamernie (1358) spotka straszliwy los (biedni Tradyrowie!). Seishiro z miejsca domawia, bo nie jest całkowicie pewny jakich machinacji mogą użyć Ossentharczycy aby obrócić tą przysięgę przeciw niemu. Mimo to wybucha gniewem i składa obietnicę że cokolwiek się stanie pomści własną ręką jakąkolwiek krzywdę Tradyrów (jak się później okazało, obietnica bardzo na wyrost). Sajanie ruszają dalej, przebiegają przez kolejne miasto, opustoszałe, o szeroko otwartych bramach, i w końcu wyrasta przed nimi stolica - monumentalny żelazny moloch, którego mury po obu stronach bramy nikną za widnokręgiem. Mury są najeżone wojskiem. Sajanie dostrzegają że spod bramy biegną ku nim dziesiątki obszarpańców noszący ślady okrutnych tortur. Zanim jednak Tradyrowie się zbliżą Seishiro zarzuca sobie na plecy Rezuro (który nie umie latać) i wbiega w powietrze, a razem z nim Renzo i Bangoro - do ataku na Dagamernę. W tej samej chwili ziemia u stóp murów zmienia się z w otchłań ognia, a mury wybuchają prosto w twarze atakujących niszczycielską salwą. Działą rzygają strumieniami ognia i oleju, powietrze staje się gęste od pędzących odłamków żelaza i broni, pocisków z machin wojennych, głazów z katapult. Sajanie już nie lecą - wspinają się w powietrzu poprzez tą zamieć destrukcji, która szaleje na każdym odcinku murów, aż po horyzont. W pewnym momencie w ich stronę pędzi fala piekielnego żaru, który spopiela w powietrzu nawet pociski obrońców. Seishiro zasłania przed tą falą towarzyszy, a Rezuro, wciąż uwieszony mu na plecach, przekazuje mu swoją energię i dodaje sił. W szaleństwie ostrzału dostrzegają że coraz bardziej zbliżają się do bram - wtedy aktywuje się kolejny mechanizm obronny miasta. Pole przed nimi zaczynają przecinać świetliste linie, jakby migotliwe białe ściany które pojawiają się i znikają na ułamki sekund zasłaniając drogę. Renzo wydziera się że to zasłony światła i wszyscy muszą zdać się na niego, bo wie jak je pokonać. Wbiegają w obszar chroniony ścianami luminoportacji - Sesihiro krok w krok za Renzo. Obydwaj zamierają, widząc pędzącą na nich falę światła... i ściana zatrzymuje się tuż przed nimi. Nagle Renzo leci w tył, jakby dosięgnął go potężny cios - wpada na Seishiro i obydwaj dostają się w zasięg fali światła za ich plecami - ostatnie co widzi Seishiro to Bangoro który zawieszony w powietrzu obserwuje ich upadek (zdrajca! trzeba było to przewidzieć u Bubbona, mistrza beznadziei!).
Sesihiro budzi się w pomieszczeniu wypełnionym jaskrawym białym światłem, cały i zdrowy, ale dziwnie osłabiony. Ściany i podłoga są ułożone z oślepiającą białych płytek w których nikną kąty pomieszczenia, ale szybko orientuje się że z pokoju prowadzi korytarz. Okazuje się że wzdłuż korytarza znajduje się mnóstwo innych cel - wszystkie bez drzwi i strażników. W jednej z nich Sesihiro widzi leżącego na podłodze mężczyzną w którym rozpoznaje czempiona Grus'alamine! Ten nie ma jednak oczu - wyglądają jak zarośnięte blizną. Wszystko to wygląda paskudnie i podejrzanie...
cdn