HORYZONT BLASKU
Pierwsze pewne, powszechnie uznawane przekazy o walce, jaką odkrywcy nowych lądów wydali bezmiarom Eksterioru pochodzą od Aquilonów. Trzy albo cztery tysiące lat temu (w każdym razie - bardzo dawno temu) ludzie Konstelacji podjęli wysiłek przekroczenia Zewnętrznego Oceanu, bezskutecznie. Mnóstwo załóg przepadło bez wieści, wiele innych zawróciło po długich latach - ludzie i okręty sterane beznadziejną wyprawą. Ogrom Eksterioru jest porażający, jak się zdaje żadna jasnomagiczna siła nigdy nie zdoła pokonać tego Oceanu. Uważa się jednak, że spośród wszystkich odkrywców, to Aquiloni dotarli najdalej. Ich mapy są najpewniejsze, a obserwacje sprawdzone i zweryfikowane; jest to rozległa, rzetelna wiedza na temat dziesiątek blisko-kontynentalnych wysp, prądów i wiatrów dalszego Oceanu, oraz na temat ostatnich archipelagów, za którymi nie ma już nic prócz nieba i nieskończonej (jak się zdaje) wody. Aquiloni nie poprzestali na samym gromadzeniu faktów; wieki temu niezwykła przedstawicielka tego narodu, Ararta z Hezellonu, stworzyła teorię która ogarnęła całość zagadnienia, opis fenomenu z którym musi się zmierzyć każdy zdobywca Eksterioru: granica zwana "Horyzontem Blasku".
Wędrowca, który podróżuje poza swój rodzinny, swojski kraj, opuszcza znane ziemie doświadcza samotności. Krewni, przyjaciele zostali gdzieś daleko za plecami, teraz otaczają go obce tłumy, zamknięte twarze, każdy jest nieznajomy. Ale to przecież ciągle są ludzie, jakieś istoty, można się z nimi związać, poznać je, oswoić, stworzyć dom w nowym miejscu. Wszystko to Aquiloni nazywają "blaskiem", jasnością która otacza jednostki i spaja je w społeczeństwa. Ale wyobraźmy sobie, że droga naszego pielgrzyma wiedzie przez kraje istot w stronę pustkowi, a nawet - poza nie. Im dalej dociera wędrowiec, tym mniej osób spotyka, w końcu jest już tylko on, samotny, po środku niczego, z abstrakcyjnym celem przed oczami. Jednym słowem, staje na granicy, "horyzoncie blasku".
Otóż, jak wiadomo, samotność jest jedną z największych męczarni podczas morskich podróży. Na Eksteriorze te katusze wzrastają do potęgi. Pierwszy etap rejsu jest zazwyczaj beztroski i przyjemny, załoga naładowana pozytywną energią. Codziennie, co tydzień można zawinąć do jakiegoś wyspiarskiego portu, zasmakować egzotyki pozajasnomagicznych kultur. Ale w miarę postępów, w ludziach narasta dojmująca świadomość "odpływania od świata", oddalania się od wszystkiego. Marzenia, myśli i sny załogi które początkowo wyprzedzały statek, biegły w stronę rodziny, przyjaciół, przyszłych przygód, teraz skupiają się na jednym, co zostało - na reszcie towarzyszów. Nie można tego porównać z niczym, nawet z rutyną więźniów skazanych na znoszenie się wzajemnie przez długie lata. Ostatcznie, skazańcy wiedzą, że zaraz za murami więzienia jest reszta świata, czują jego obecność, mogą się z nim jakoś kontaktować. Dla żeglarzy po najdalszym Eksteriorze nie ma po prostu nic. Och tak, smoki morskie, tajemnicze stwory z przestworzy i głębin, efemeryczne ludy nocy i dnia, mnóstwo innych cudów - one rzeczywiście istnieją. Ale, jakkolwiek osobliwe, również poddają się w końcu grozie bezkresnej przestrzeni. Mniej więcej kilkanaście/ kilkadziesiąt dni od Hezellonu, ostatniej odkrytej wyspy Eksterioru, zaczyna się granica za którą leży obszar nieprzekraczalny, piekło frustracji które wylewa się z ludzi, koniec morskiej dyscypliny, albo odwrót albo potworna śmierć.
Oczywiście, samo dotarcie do Hezellonu jest wyczynem wręcz legendarnym. Trudnościom i wyzwaniom jakie piętrzą się po drodze mogą sprostać tylko najdoskonalsze załogi, najlepsze morskie magie i konstrukcje. Ale Horyzont Blasku, przeszkoda ostateczna, jest czymś czego nie można pominąć w najśmielszych, najoptymistyczniejszych nawet planach. Z najbardziej epickim projektem wystąpili dwa tysiące lat temu Aquiloni w porozumieniu z Halrua oraz... Imperium Erdańskim: Katenaty, wyspy łańcuchowe, budowane poza Horyzontem Blasku, zaludniane metodą luminoportacyjną. W praktyce okazało się to niewykonalne, przewidywana kumulacja disopsu zniszczyłaby czwartą część Kontynentu. Niektóre źródła sugerują jednak, że zanim zawieszono prace udało się stworzyć jedną lub dwie wyspy, pierwsze ogniwa niemożliwego łańcucha. Natomiast jeden z bardziej szalonych konceptów, raczej mit, pogłoska niż pewna wiadomość, polegał na... uśmierceniu całej załogi zaraz po przekroczeniu Horyzontu. Według jednej wersji, umarli mieli zostać wskrzeszeni po tym jak gnany czystą Esencją statek dotrze do stałego lądu - według innej, ich śmierć polegała na czymś innym niż zabójstwo ciała, stanowiła część jakiegoś prymitywnego rytu, wskutek którego powstaje istota nie do końca martwa, nie do końca żywa, coś (być może) zdolnego funkcjonować poza Horyzontem.