Mam, mam, mam! Nie wiem czy ktoś zauważył, ale słabą stroną Mocarstwa Heroldii był brak jego wizualnej formy. Bo jak opisać graczowi że jego Herold w ciągu kilku chwil poznaje naturę drugiego człowieka, jak opisać miotnięcie fenem, zbicie Słowa z ust albo działanie kariosilni? Jak opisać serce tego Mocarstwa, czyli podróż tropem najdziwniejszych, najpiękniejszych Słów? Proste, to było cały czas pod ręką, w chwili kiedy zaczyna działać Mocarstwo mistrz przerzuca gracza na inny poziom percepcji, gdzie imiona istot i Istnienia wyglądają jak osobliwe budowle, potężne, mocno wsparte na fundamentach, zrujnowane, zarośnięte krzaczastymi chwastami, wypiętrzone pod samo niebo. Zgłębiając imię człowieka, Herold wchodzi w jego architekturę, poznaje ją, każda rzecz jest tutaj symbolem, całość tworzy konsekwentny system w którym gracz może się orientować intuicyjnie albo po krótszej nauce. Poszukując jakiegoś Słowa Herold stara się zlokalizować źródło jego wibracji (niełatwe, bo wszystko tutaj drży i śpiewa od mocy żywych Słów) i rusza wgłąb abstrakcyjnego labiryntu gmachów-znaczeń. Używając kariosilni, Mocarz albo ściąga na ofiarę jakieś ciężkie Słowo, albo uderza samym sobą, własnym imieniem w imię celu, jak kula do gruzowania budynków, rozbija ściany, zarywa stropy i zdziera dach - szalona dynamika zestawiona z bezruchem Herolda i ohydnymi przekształceniami ofiary w świecie zwykłych ludzi...