Tradyr w Dawnych Czasach, przed świtem Jasnomagii
EPOKA MALACHITOWA (10 tys - 8 tys lat temu)
Najodlegleglejsze, ledwo pamiętane czasy; Tradyrowie byli wtedy prawdziwymi pół-Eonami, Sprzymierzeni ze Smokami władali potężną dziedziną obejmującą cały Wschód, Skajrę oraz Magię - rozległą ziemię którą w gigamicznej wojnie pochłonął Interior: od tego wydarzenia liczy się następną Epokę. W Malachitowym Czasie na fundamentach z Istniejących Słów zbudowano mocarną Danimę, pięć miast w sercu Królestwa, miast przeznaczonych dla gigantycznej, niestrudzonej rasy, w których Tradyrowie obecnej Kery są drobnymi figurkami, niezdolnymi otworzyć zwykłych drzwi bez pomocy pomp i tłoków, budujący ciągi schodów na jednym stopniu tych starożytnych.
EPOKA SZMARAGDOWA (7 tys - 2 rok Pierwszej Ery [6 tys lat temu])
Tradyrowie byli nadal wielkim ludem, jedną z najwspanialszych ras ludzkich - lecz dla Smoków zaczęły się już Czasy Upadku. Obłędne wojny w obronie Istnienia - z Ludźmi Bezbarwnego Świata oraz monstrualne zmagania z Acheronem podCzas których tonęły Kontynenty i krzepły Oceany - nadwyrężyły siły Eonnicznych Korowodów, Smoczych Szczepów. Bitwa od której liczy się Pierwszą Erę, Daar Hezellon-Kresu Mocy, konfrontacja z Pustokrzewcami, zostawiła tylko niedobitki: liczbę Eonów z nieogarnionych rzesz. Ciężar wojen spadł również na Tradyr, pogrążając Królestwo w Oceanie, wraz z resztą Kontynentu; z niezliczonej nacji na początku Ery pozostało pięćdziesiąt osób. Ale kraj został Odrodzony - gdy Turblanda wyniesiono nad wody Potopu, a Smocze Słowa ożywiły ziemię, Danimy i ludzi, niemal wszystko co utracono w szale wojennego zniszczenia: Powróciło.
To był ostatni z aktów Enneji Słowa w Istnieniu: rok później na Smoki spadły zielone fale Czasu, pogrążając w Niepamięci ich Mowę. Odtąd, chociaż chadzały wśród Tradyrów pod kształtami ludzi i chociaż ci mogli czerpać od nich pomoc, koniec Eonów Słowa był przypieczętowany i nieunikniony.
Nazwy Epok to kolejne, coraz łagodniejsze, niklejsze odcienie Zieleni; większość z nich brzmi abstrakcyjnie, nie określają niczego co może oglądać gliniany człowiek. Wbrew pozorom i historiograficznym zwyczajom (wytyczanie dyskusyjnych dat granicznych) tradyrskie Epoki są niezwykle konkretne, a okresy ich trwania znaczące - to nie tylko symboliczne wzmaganie Zieleni im dalej w przeszłość, sposób ukazania rosnącej mocy Czasu-Zapomnienia. To precyzyjne, Chronologiczne terminy na kolejne, coraz odleglejsze i trudniej osiągalne partie Zielonej Rzeki. Klasyczna "oś czasu" w tradyrskiej historiografii jest w rzeczywistości Chronomapą.
Ze względu na te subtelności o pięciu lub sześciu następnych Epokach - tych które leżą między Rokiem Zapomnienia a Rokiem Katedry (1336 Pierwszej Ery), datą uznawaną za początek tradyrskiej jasnomagii - napiszę zbiorczo i, oczywiście, skrótowo.
2 - 1336 rok Pierwszej Ery
Zaczyna się bardzo powolne odchodzenie Tradyrów od dawnych tradycji; wymęczony wojnami naród skupia się z wieku na wiek coraz bardziej w obrębie własnych, umniejszonych granic, tracąc zainteresowanie resztą targanego konfliktami świata. Punktem zwrotnym jest zaprzestanie spożywania złota; niektórzy twierdzą, że przyczyną była żałoba po śmierci Lok Tanga (V wiek), inni obwiniają Potworną chciwość która, zamiast zjadać życiodajny kruszec nakazała go gromadzić. Odtąd siły Tradyrów słabną, niezdolni do przyjmowania siarczanych kąpieli i picia rtęci zaczynają karleć - jeśli można tak powiedzieć o ludzie który nawet wtedy był półtora raza wyższy niż człowiek naszych czasów.
Najprężniej ze wszystkich dziedzin dotychczasowego życia rozwijał się Obyczaj Rycerski i Tradycje Heraldyczne; Tradyrowie obojga płci, zauroczeni postacią Lok Tanga, możliwością obrania wyraźnego celu i chwałą - garnęli się w szeregi Mocarzy i po kilku wiekach cały kraj był pełen Rycerzy. Wielu z nich siedziało na zamkach, wzniesionych Słowami ówczesnych Heroldów; żyjąc w zamkniętym kraju i z zastygłymi duszami, mając pod dostatkiem jadła i bogactwa - łatwo otrzymywanego z Zaklętej ziemi Królestwa - ci Rycerze skupili się niemal całkowicie na rozwoju zrytualizowanej, lecz ciągle twardej sztuki bitewnej, rozumiejąc dzielność wojenną, odwagę w szeregu starć "każdy z każdym" jako Honor. Cienie zewnętrznego świata, samotni pielgrzymi, niewielkie klany czy różne, dziwaczne istoty przenikające granice Tradyru nie zdołały zachować własnej tożsamości - tak jak my mówimy o jednej kulturze, że zdominowała drugą, słabszą - tak Rycerska wizja świata zmieniła, przekształciła tych przybyszów w osobliwe, pokraczne karły, piękne, tajemnicze panny, ich srogie matki i podstępnych ojców, czy wreszcie - potwory: wszystko razem stanowiące cudowne tło dla Rycerskich żywotów. (1)
Odwieczna, zdawałoby się, Tradycja Królewska, tradycja jedynego, najwyższego władcy uosobiającego Ziemię podupadła i uległa rozmyciu; najwspanialsi Rycerze założyli własne Dwory i nie respektując żadnej zwierzchności mianowali się Królami (kobiety również przybierały taki tytuł). Toczone przez nich wojny nie obracały niczego w perzynę; zamki, chociaż często oblegane, prawie nigdy nie były niszczone - to były patetyczne, epickie i w dużej mierze sforamlizowane pojednyncze starcia, jedno po drugim, które mogły przeradzać się w bitwy trwające dnie i noce. Rzecz zaszła tak daleko, że kiedy w X wieku Szkarłatny Król, Dziczowy władca Rudów, wszedł ze swoimi potwor-żołnierzami w granice Królestwa, Tradyrowie - niemal wszyscy będąc Rycerzami, Giermkami lub Heroldami - ujrzeli i potraktowali go jak kolejnego, tradyrskiego Króla, chcącego narzucić Rycerzom swoją władzę. W końcu został pokonany przez sojusz pięciu Królów, stając się - ten potężny władca, Koszmar, jak się chełpił, Wschodu - kolejnym powodem do dumy i następnym z mnóstwa Heraldycznych motywów.
Królewska Krew jednak przetrwała, chroniona przez Smoki i nielicznych Tradyrów "dawnej daty" w najstarszej z Danim, opanowanej przez puszczę Karrymie. Dziedziczni, szlachetni władcy Tradyru nigdy nie zapomnieli swojego przeznaczenia, a ich długie pokolenia spędzały Czas na surowych naukach u Smoczych Mistrzów, szykując się na walkę z rozpasaną Tradycją. Świadectwa z tamtej epoki przekazują wizję jednego, wiecznego, "Raz na Zawsze Króla", władcy który niestrudzenie gromadzi Tradyrów wokół nowej-starej idei - w rzeczywistości były to dziesiątki władców walczących, cofających się i ginących w walce z dziwnym, Rycerskim światem, ludzi którzy wiedzieli że muszą w końcu, jakoś i wreszcie zwyciężyć. Niemal przez cały ten Czas osłoną była im moc dawnej Tradycji, Ziemia Kraju tętniąca w ich ciałach, na dobre i złe z nimi związana; potężny pancerz, ale ostrze mieli jeszcze mocniejsze. Symbolem był Miecz imieniem "Śmiech", należący do Króla - na jego rozkazy stawała Bandara Błaznów, Kohorta Roześmianych Rycerzy, wojowników uzbrojonych w oręż którego nic co istnieje nie może odeprzeć ani powstrzymać, tnący głębiej niż przez zbroje i ciała, sięgający samego ducha - Prawdę. Rycerze-Błaznowie śmiali się z reszty swego Honorowego towarzystwa, w kpinach wytykając im zadufanie, komiczność i absurd bezcelowych obyczajów, bezmyślność, słabość i przywarę najgorszą ze wszystkich: hańbę, która stała się ich udziałem. Wielu Błaznów ginęło - tym więcej, że Honor nakazywał im stawać samojeden przeciw każdemu, zawsze od siebie silniejszemu przeciwnikowi - tym więcej, że nadzwyczaj rzadko sięgali po miecze, nawet gdy trzeba było bronić życia. Wiedzieli przecież z kim mają do czynienia: ze swoimi zaślepionymi rodakami, nie nieprzejednami wrogami! Było jednak kilkunastu Rycerzy których nie można było ugiąć, czy choćby do nich trafić: ich wizje samych siebie były tak szczelne i tak potężne zarazem, że cokolwiek się nie działo, to świat wkoło musiał ustępować. Byli prawdziwymi Mistrzami Rycerstwa, Mocarzami którzy zaszli dalej niż, być może, ktokolwiek przed lub po nich, stojąc w pełnej czerni na skraju możliwości. Ale jeśli Królestwo miało odzyskać swój lud, musieli zostać zwalczeni: Błaznowie zabili ich swoimi prawdo-ostrymi mieczami, w okrutny i gorzki sposób udowadniając, że słuszność leży po ich stronie. Dwóch najpotężniejszych ściął własnym Śmiechem sam Król. cdn
1) Jak wyglądała inspiracja. Obejrzałem "Excalibur", stary, dobry, a momentami genialny film o Królu Arturze, przeczytałem Mabinogion (szczególnie historia Peredura!) i po raz n-ty "Opowieść o Królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu" Waldo Cutlera. Gdzieś w trakcie wyobraziłem sobie świat który wyglądałby dosłownie tak, jak pokazano w tych historiach: żadnej feudalnej drabiny, ciężaru ekonomii, logiki, świat zaludniony głownie przez Rycerzy i ich władców, którzy jakimś cudem posiadają wspaniałe zamki, wierzchowce i bronie i zamiast zmagać się ze ściąganiem podatków żyją we własnym, absolutnym świecie. Zamki stojące w sercu dzikich lasów, piękne panny i panowie czekający na rozstajnych drogach, polowania, opowieści i pojedynki, podróże i wyzwania wypełniające cały czas - trochę jak tolkienowscy, lepiej sytuowani Hobbici, którzy po prostu "mieli środki" i mogli się skupiać na samej treści swego życia, dość beztrosko. Pomyślałem sobie też że fajnie byłoby móc zagrać Rycerzem w świecie gdzie nie obowiązuje "złota logika", gdzie dokładnie wszystko jest podporządkowane Rycerskim obyczajom i postrzeganiu - tak właśnie urodził mi się Tradyr z pierwszego tysiąclecia Pierwszej Ery.
Jego granice były nieokreślone, raz mniejsze raz większe, zależące od tego kto i jak rządził z położonych na rubieżach zamków; siła Rycerskiej wizji i Słowotwórcze Mocarstwo Heroldów formowały i zapewniały materialną stronę egzystencji. Do tego stopnia, że Rycerze mogli wyruszać, rzadko ale jednak, na odległe wyprawy wojenne lub bardziej pokojowe do różnych osławionych Królestw - zupełnie jak w opowieściach o Królu Arturze, który zdobył między innymi... Rzym. Jeśli będziecie mieli czas i ochotę poczytajcie sobie coś z tych rzeczy, naprawdę warto. A jeśli nie - przypomnijcie chociaż taką "Pieśń o Rolandzie", która co prawda monotematyczna, przedstawia świetną wizję Rycerskiego świata.
I na koniec mała uwaga: nasze europejskie opowieści z tego rodzaju są "patriarchalne"; w Tradyrze natomiast mężczyźni i kobiety mieli i mają taką samą pozycję. Rycerki, "Heroldki", wojowniczki, królowe nikogo tam nie dziwią, ani teraz ani w dawnych legendach - przy czym dla obu płci używa się zawsze jednej, męskiej formy. Jest to stara, wywodząca się ze Smoczej Mowy tradycja, żaden rodzaj dyskryminacji.