'Atlas zbuntowany', Ayn Rand - kyarowie żelaza, kolei i ropy.
EDYSZYN: książka jest naprawdę wspaniała, świetny przekrój przez różne postawy ludzkie. Dawno nie czytałem czegoś tak SOŁPowego, ani żadnego fantasy tak fantastycznego. Po prostu szok co krok.
Dagny Taggart:
Mając lat szesnaście, zaczęła pracować dla Taggart Transcontinental. Ojciec nie protestował: był
rozbawiony i odrobinę ciekaw. Zaczęła jako dyspozytor na małej wiejskiej stacyjce. Przez pierwsze
kilka lat musiała pracować nocami, w dzień bowiem studiowała inżynierię w college’u.
James Taggart zaczął pracę w tym samym czasie. Miał dwadzieścia jeden lat. Rozpoczął od posady
w dziale kreowania wizerunku firmy.
Kariera Dagny wśród personelu Taggart Transcontinental była szybka i niekwestionowana.
Zajmowała coraz ważniejsze stanowiska, gdyż nie było nikogo innego, kto mógłby je zajmować.
Było wokół niej kilku utalentowanych ludzi, z każdym rokiem jednak ich liczba malała. Jej
zwierzchnicy, którzy dzierżyli władzę, sprawiali wrażenie bojących się z niej korzystać, zajmując
się głównie unikaniem decyzji; mówiła więc ludziom, co mają robić, a oni to robili. Za każdym
razem, zanim oficjalnie awansowała na dane stanowisko, dawno już wykonywała tę pracę. Było to
jak przechodzenie przez puste pokoje. Nikt się jej nie sprzeciwiał, nikt też nie był zadowolony z jej
kariery.
Ojciec wydawał się zdumiony i dumny, milczał jednak, a kiedy patrzył na nią w biurze, w jego
oczach czaił się smutek. Miała dwadzieścia dziewięć lat, kiedy zmarł. „Zawsze był wśród
Taggartów ktoś, kto potrafił kierować koleją” — to były jego ostatnie słowa wypowiedziane do
niej. Spoglądał na nią dziwnym wzrokiem: był w nim hołd i współczucie zarazem.
Zwierzchnictwo nad Taggart Transcontinental przeszło w ręce Jamesa Taggarta. Miał trzydzieści
cztery lata, kiedy został prezesem kolei. Dagny spodziewała się, że zarząd go wybierze, nigdy
jednak nie mogła zrozumieć, dlaczego uczynił to z takim zapałem. Członkowie zarządu mówili o
tradycji, o tym, że prezesem był zawsze najstarszy spośród Taggartów; wybrali Jamesa Taggarta w
taki sam sposób, w jaki spluwa się przez lewe ramię na widok czarnego kota, aby odwrócić fatum.
Mówili o jego umiejętności „popularyzacji kolei”, jego „dobrej prasie” i „żyłce waszyngtońskiej”.
Wyglądało na to, że ma niezwykły talent do zdobywania sobie przychylności ciała
ustawodawczego.
Dagny nie miała „żyłki waszyngtońskiej”; nie wiedziała nawet, co oznacza to określenie. Żyłka
owa wydawała się jednak niezbędna; wytłumaczyła więc sobie, że jest wiele rodzajów pracy, które
są brudne, lecz konieczne, takich jak oczyszczanie ścieków; ktoś musiał je wykonywać, a Jim
wydawał się to lubić.
Nigdy nie miała aspiracji do bycia prezesem, interesował ją wyłącznie dział transportu. Gdy
wyjeżdżała w teren, starzy kolejarze, którzy nienawidzili Jamesa, mówili do niej: „Zawsze będzie
wśród Taggartów ktoś, kto będzie umiał kierować koleją”, patrząc na nią tak, jak patrzył ojciec. Jej
bronią przeciwko Jimowi było przekonanie, że nie jest dość inteligentny, by za bardzo zaszkodzić
kolei, i że zawsze będzie potrafiła naprawić poczynione przez niego szkody.
W wieku szesnastu lat, siedząc przy biurku dyspozytora i obserwującoświetlone okna
przejeżdżających pociągów Taggart Transcontinental, myślała o tym, że znalazła się w swoim
świecie. W następnych latach dowiedziała się, że wcale tak nie jest. Przeciwnik, z którym zmuszona
była walczyć, nie był jej godny: nie była to bowiem wyższa umiejętność, której z szacunkiem
stawiłaby czoło, lecz beztalencie — szare pole bawełny, miękkiej i bezkształtnej, która wydawała
się niezdolna do stawienia oporu komukolwiek i czemukolwiek, a jednak potrafiła być dla niej
barierą. Stała przed tą zagadką bezradna, nie mogąc odgadnąć, co czyni tę sytuację możliwą. Nie
zdołała znaleźć odpowiedzi.
Tylko przez kilka pierwszych lat rozpaczliwie pragnęła ujrzeć przebłysk ludzkiego talentu, jeden
błysk czystej, surowej, promiennej kompetencji. Przeżywała porywy bolesnej tęsknoty za
przyjacielem lub wrogiem o umyśle lepszym niż jej własny. Ale tęsknota mijała. Miała pracę do
wykonania. Nie było czasu na odczuwanie bólu — w każdym razie nieczęsto.
I jeszcze:
"W centrum hali [dworcowej], ignorowany przez przyzwyczajonych do jego widoku podróżnych, stał pomnik
założyciela kolei, Nathaniela Taggarta. Dagny była jedyną osobą, która pozostawała świadoma jego
obecności i nie umiała przyjąć jej za rzecz oczywistą. Spoglądanie na pomnik za każdym razem,
gdy przechodziła przez halę, było jedynym rodzajem modlitwy, jaki znała.
Nathaniel Taggart był pionierem bez grosza przy duszy, który w czasach pierwszych stalowych
szyn przybył z jakiegoś zakątka Nowej Anglii i wybudował linię kolejową przecinającą kontynent.
Jego kolej wciąż istniała; jego bitwa o nią przerodziła się w legendę, ludzie bowiem woleli jej nie
rozumieć ani nie uważać za możliwą.
Był człowiekiem, który nigdy nie zaakceptował poglądu, że ktokolwiek ma prawo go powstrzymać.
Wyznaczył sobie cel i zdążał ku niemu drogą równie prostą jak szyny, które kładł. Nigdy nie starał
się o żadne pożyczki, obligacje, dotacje, przydziały ziemi ani przychylność ustawodawczą rządu.
Dostawał pieniądze od ludzi, którzy je posiadali, chodząc od drzwi do drzwi — począwszy od
mahoniowych wrót bankierów, a skończywszy na zbitych z desek drzwiach samotnych domów na
farmach. Nigdy nie mówił o interesie społecznym. Po prostu mówił ludziom, że zrobią pieniądze na
tej inwestycji, i tłumaczył, jak i dlaczego. Miał słuszność. Przez wszystkie następne pokolenia
Taggart Transcontinental było jednym z nielicznych przedsiębiorstw kolejowych, które nie
zbankrutowały, i jedynym, którym w dalszym ciągu zarządzali potomkowie założyciela."
Albo to:
Dagny zastanawiała się, dlaczego przyjęła zaproszenie. Odpowiedź zdumiała ją: zrobiła to,
ponieważ chciała zobaczyć Hanka Reardena. Obserwując go w tłumie, po raz pierwszy
uświadomiła sobie kontrast. Twarze pozostałych wyglądały jak zbiory wymiennych rysów, każda z
nich rozpływająca się, by przelać się w tygiel anonimowości, jaką zapewniało podobieństwo do
wszystkich pozostałych. Wszystkie one sprawiały wrażenie topniejących. Twarz Reardena, ze
swoimi wyrazistymi rysami, bladoniebieskimi oczyma, popielatymi włosami, była twarda jak lód;
bezkompromisowa klarowność jej linii sprawiała, że na tle innych wyglądał, jakby poruszał się we
mgle, uderzony promieniem światła.