Na początku SOŁPa, zakładałem że Nicość = próżnia kosmiczna. Jeśli ktoś uważa tak nadal - niech da znać.
Co się dzieje kiedy istota trafia w Nicość? Jak to opisać? Chyba mam odpowiedź. Już w pierwszym epizodzie, w pierwszej chwili kontaktu z Pustką dochodzi, mówiąc najprościej, do totalnej unarchii. Byt rozkrzacza się w "przestrzeni" wszystkimi swoimi możliwościami, całym Błękitem jaki wyniósł z Istnienia. Tak jest! Gdyby ktoś (na przykład Eon) obserwował to z boku, zamiast jednej istoty postrzegałby niezliczony tłum osób do tej istoty nawiązujących, czyli nieprzeliczone mnóstwo jej mythali, niemal wszystko czym kiedykolwiek mogłaby być. W tym samym momencie w którym się pojawiły, błękitne cienie zaczęłyby znikać w Bieli, w Pustce, od najdalszych, najabstrakcyjniejszych, po te najbliższe. Dopiero kiedy ich liczba gwałtownie spadnie - do kilku tysięcy, kilku setek - można zauważyć, że dziwaczna unarchia dotknęła również innych, wszystkich innych przejawów istoty - jej myśli, przeszłości i pamięci, emocji, cech charakteru i cech fizycznych, umiejętności i przyzwyczajeń: każda z nich objawia się na tle czystej Bieli w swojej prawdziwej postaci. Rzeczy te znikają we własnym tempie, w jednej "chwili" są, w drugiej już ich nie ma; zależy to od stopnia ich trwania, od tego co Aquiloni nazywają Blaskiem. W przypadku śmiertelników i Pierworodnych, nieodmiennie ostatnią częścią istoty jest jej forma, opustoszała Forma Człowieka, która opiera się Bieli dłużej niż jakakolwiek magia albo uczucie. Ale ona również w końcu znika, chociaż niektórzy twierdzą, że właśnie w ten sposób "rodzą się" Pustokrzewcy.
W ekspresowym tempie wygląda to mniej więcej tak: istota rozdyma się do rozmiarów planety, złożonej z mrowia jednostek, która stopniowo zaczyna się kurczyć, znikać, przepadać, aż ze wszystkiego nie zostaje sam jej kształt, rzecz wyglądająca trochę jak manekin. A później - już Nic.
Istota która znalazła się w Bieli nie może się poruszać, ani postrzegać - wszystkie te właściwości zostały eksplodowane poza jej Formę. Ale unarchiczne byty są zdolne do powtórnego łączenia, wzrok może powiązać się z myślą i ruchem, albo snem o bieganiu - taki twór może teoretycznie wrócić do Istnienia, jeśli nie znajduje się zbyt daleko od Korony Gwiazd.
Chyba najbardziej epicką walką jaką można stoczyć w tym systemie jest walka rozbitej w ten sposób istoty o powtórne zjednoczenie. W najstarszych tradyrskich legendach, w czasach przed Daar Hezellon, kiedy Nicość wdzierała się w granice Istnienia niczym przypływ morza uderzającego w zrujnowane mury - sajanie stoczyli niezliczone pojedynki z Pustokrzewcami, balansując na kolcach Korony, nad ziejącą Bielą, powstrzymywali napór wrogów. Wielu z tych, których Nicość wtedy pochłonęła, mimo wszystko wróciło; zwarli się do wewnątrz przemocą, połączyli uszczerbieni powtórnie, wypełnili wszystkim czym mogli swoje Formy i dotrwali do Istnienia, okaleczeni w dziwaczny sposób, aby się tu odrodzić lub umrzeć. Według "Tablicy Mythalicznej", rzeczy traktującej o Bestiach, w tym uporze sajan kryło się więcej niż tylko nieugięta wola oporu - również najgłębsza desperacja. Tylko*, powiada "Tablica", u sajan bojowy duch jest tak mocny, że nierozerwalnie sprzęgnięty z ich Formą. A kiedy Biel odziera wojownika ze wszystkiego prócz Formy i woli walki - rodzi się kiari, Rycerz Czarnego Światła, jedno z najgorszych objawień Pustki.
W Nicości każda rzecz jest właśnie tym, czym jest naprawdę - podobno właśnie to, nie strach przed mocą zdolną zniszczyć ich Miasto, skłoniło ludzi Acheronu do wejścia na drogę która obróciła przeciwko nim Eonów Słowa. Zakazane sztuki z Pustego Świata nie były dla nich najdoskonalszym narzędziem destrukcji - ale narzędziem poznania absolutnego. W czystej Nicości dostrzegalna staje się nawet Zamieć, a zwykły śmiertelnik może postrzegać istotę Eona.