Autor Wątek: Słynne artefakty: Czerwień, Zmierzch ...  (Przeczytany 113 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Słynne artefakty: Czerwień, Zmierzch ...
« dnia: Grudzień 29, 2010, 12:05:54 am »
(W sumie nie czaję, czemu ten wątek powstaje dopiero teraz)

Kronin albo Czerwień
Jest takie stare przekonanie, że nie ma to jak w domu. To jest to miejsce do którego można wrócić, odpocząć, odbudować siły, przypomnieć kim się jest naprawdę. Albo inaczej - nie dom, ale miejsce narodzin. Jest coś urzekającego, mistycznego w powrocie po latach do domu w którym przeżyło się tamte zapomniane lata, ten mały pokój to był kiedyś cały, pierwszy świat człowieka, który teraz, znacznie starszy, patrzy i czuje że trwa, że istnieje nie tylko teraz, ale również w czasie, w tamtej przeszłości. Ale to przecież tylko cień, ułamek ogromniejszej idei, tej więzi jaka istnieje między człowiekiem, a tym jednym miejscem na ziemi gdzie pojawił się po raz pierwszy. To coś więcej niż rodzinne miasto albo wieś, kraj ojczysty lub matczyny, na samym dnie tkwią rzeczy najtrwalsze i najmocniejsze, pierwszy Człowiek i pierwsza Ziemia, związek który spina chwilę obecną nie z wydarzeniem sprzed kilku dekad czy stuleci - ale przez wszystkie Ery i epoki dziejów sięga samego Początku, kiedy każda rzecz istniała najbardziej i najprawdziwiej, a wszelkie przyszłe losy (wśród nich twój) dopiero zaczynały się spełniać. Mówi się, że istota zdolna sięgnąć wolą lub pamięcią aż po swoje zaranie staje się nietykalna dla Pustokrzewców, niewzruszona niczym Eon Prawa, osadzona w Istnieniu równie potężnie co Ksenelity. Jednocześnie, według większości proroctw, tylko jeden człowiek na świecie, najsilniejszy ze wszystkich, dokona takiego wyczynu, pokona ostatecznie Czas. A jednak w dziejach pojawiały się istoty dysponujące taką właśnie, niedostępną podobno, mocą. Tutaj zaczyna się mit Kronin.
Wiele jest Kontynentów w Istnieniu, ale jeden z nich, Turblanda, wyróżnia się w sposób szczególny. Dawno temu Istnienie składało się z mnóstwa odrębnych światów czyli agmenów, ułożonych niczym kasety klejnotu otoczonego białą nicością. Ten stan, zwany Równowagą zakończył się w jednym wielkim kataklizmie, kiedy wszystko uzyskało obecną formę. Okruchy agmenów runęły w Praokean, niektóre zapadły się aż do trzewi świata, inne utworzyły Kontynenty. Wyjątkowość Turblanda polega na tym, że na jej tarczę składają się odłamy wszystkich agmenów jakie istniały, Kontynent stanowi kompletny szczątek Równowagi (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało). Kronin mają być samą esencją natury agmenów, najrzadszą i najcenniejszą materią Istnienia. Istota która posiada choćby niewielki okruch Kroninu ze świata-kolebki własnej rasy, jednoczy się z "trwaniem wszechrzeczy" i zdobywa moce wymienione wyżej oraz niewyobrażalne wprost zasoby wiedzy. Jednym słowem, Kronin uwalnia swego właściciela od niszczycielskiego wpływu Czasu.
Odszukanie Kroninu jest wyczynem na granicy Błękitu, osiągnięciem wręcz Eonnicznym. Przetrwało trochę pieśni, klechd i baśni o poszukiwaniu Pierwszych Ziem - bohaterskie eposy, albo dzikie fantasmagorie w których trzeba przezwyciężyć nieopisywalne wprost trudności.
Co do wyglądu, nawet jeśli Kronin jest nie większy od ziarnka pieprzu to (ponoć) postrzega się go jako kamień szlahetny wielkich rozmiarów, o barwie "czerwieni doskonałej" (powiada się, że dla tych którzy ją widzieli "wszelka czerwień spływa ze świata, istniejąc już tylko w Kronin"). Klejnoty wprawiano w pierścienie, korony i naszyjniki, w bronie, albo prosto w ciało.
Jedną z nielicznych istot o których wiadomo, że posiadają coś takiego, jest Tezu'na'gar - przywódczyni Ran'nir, jednego z ver'karskich rodów (Kronin w naszyjniku).

   Kronin naprawdę
Legenda myli się tylko w jednym, krytycznym punkcie. Czerwień nie jest żadnym specjalnym minerałem, żadną sekretną żyłą ukrytą na niezmierzonych głębokościach, skarbem do którego trzeba się przedzierać przez całe stulecia. W rzeczywistości każdy fragment materii Turblanda, od gliny po złoto JEST Kroninem, czy raczej - posiada potencjał żeby się nim stać. Wystarczy że chwycisz pierwszy lepszy kamień i już masz w ręku szczątek jakiegoś agmenu - teraz musisz tylko odbyć coś w rodzaju duchowej pielgrzymki, podjąć jedno z największych wyzwań dostępnych dla istot. Podniesiona drobina będzie latarnią na którą musisz się kierować, najpierw tylko przeczuciem światła, a później, w miarę pokonywanych tysiącleci, blaskiem coraz wyraźniejszym i mocniejszym. Trochę jak bomba atomowa - nieprawdopodobny potencjał ukryty w najmniejszej cząstce świata, cały problem polega na tym żeby go wydobyć.


EDYCJA: wielkie brawa dla Pinka który zarzucił tym patentem. SOŁPowość tego pomysłu jest 100%, prawdziwa esencja tego świata - w czymś co jest najpowszechniejsze, drzemie najrzadszy rodzaj siły...
« Ostatnia zmiana: Czerwiec 19, 2011, 12:46:06 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Słynne artefakty. Zmierzch
« Odpowiedź #1 dnia: Grudzień 29, 2010, 01:03:42 am »
Theneod albo Zmierzch

Wygląda mniej więcej tak: http://soap.kasiotfur.com/index.php?topic=196.0

Według Legendy, przez całe eony tkwił wbity w skałę Fen Carra, istniejącą w miejscu gdzie przeplatają się wpływy trzech z dwunastu Wielkich Snów: Imilahali, Anfedreil i Keresha. Nie został wykuty, lecz raczej powstał samoistnie, wyrósł, jako manifestacja mocy tych Potworów, która otrzymała nową postać na skraju trzech światów.
Stamtąd miecz wydarł tajemniczy Nuran imieniem Xehra akhDham i, zanim zniknął w Fiolecie, przekazał go elfowi - El-dredowi, Thalassowi, Żeglarzowi wód Odległego Błękitu. Później Theneod przechodził przez wiele rąk. Mnóstwo badim i śniących twierdzi na przykład, że dzierżył go Rim Kudoku w bitwie w której jako wojenny wódz ludzi Shirn, prowadził ich do walki z zaMurowanymi żołnierzami Arathy... W końcu dostał się tanelfowi, Arquinowi Żeglarzowi - od którego wywodzi się Evre - i w jego rodzie już pozostał (poza kilkoma epizodami)1.
Theneod, pomimo swych rozmiarów jest bardzo lekki, wręcz "nieważki". W rzeczywistości wszelkie wrażenie ciężaru to złudzenie - jest przecież stworzony z Anarchei; dlatego można nim ciąć z szybkością marzeń. Na jelcu znajdują się dwie tarcze; jedna nosi wizerunek Słońca, druga - Księżyca. Theneod bowiem nie jest najskuteczniejszy w rękach wojownika - ale wodza. Wydaje się, że ta broń została stworzona do przewodzenia w bitwach; Twarz Słońca daje odwagę, Twarz Księżyca nieci grozę. Dlatego wodzowie władający Zmierzchem stawali przed pierwszymi szeregami swoich wojowników trzymając miecz wzniesiony wysoko jak chorągiew. Klinga jest niebywale ostra, ale najbardziej morderczy jest sam sztych, węższy od ziarnka piasku. Theneod oznacza "Zmierzch" i zabójcze "pchnięcie Zmierzchem" było kiedyś tak legendarne, że stało się przysłowiowe. (Człowiek "pchnięty zmierzchem" - to taki który zginął gwałtowną, niespodziewaną śmiercią).
Miecz jest obecny po obu stronach Nieba - osoba do której należy, zawsze znajdzie go w jakiejś postaci w swoich snach. Mówi się też, że najsilniejsza w Zmierzchu jest natura Keresha zmuszająca tego, kto go dzierży do stawiania czoła wielkim wyzwaniom, granicom możliwości - tak pada dla niego deszcz mythaliczny.

Najsłynniejszą walkę Theneodem stoczyła tanelfka Lettelinde w Drugiej Erze, podczas Wojny Płonącego Morza. Zemściła się wtedy na Demonie zwanym "Ogień-na-Falach", który trzy tysiące lat temu na zawsze oszpecił jej ukochaną siostrę, Aquelin. Zadanie było teoretycznie niewykonalne, bo Ogień był Eonem Podwójnego Bazaltu - ale ówczesny Cesarz (raczej już nie Radeven) dał Lettelinde inny skarb, jeszcze cenniejszy niż Zmierzch - ziarnko piasku, którym Ezurianie uśmiercili Syna Sidardu na Polu Krzyżowym w czasach Legendy. Dla Lettelinde na sztych Zmierzchu nabił to ziarnko Noir, mistrz "lwiej sztuki wojennej" - tak wyposażona tanelfka zdołała stanąć przed Demonem, a pchnięcie Theneodu przebiło nienaruszalną Formę i zmieniło Eona w nieruchomą kukłę, rozbitą później na tysiące odłamków. Zemsta została dokonana.

przyp. 1: Jest to kolejność rzeczywista, ale nie Chronologiczna. Rim Kudoku żyje w III Erze, Arquin zginął w I; wytłumaczeniem tego paradoksu jest oczywiście wypaczona Chronolinia Innego, oraz Zamieć otaczająca miecz i wydarzenia z nim związane (jest to w końcu twór Eonów!)
« Ostatnia zmiana: Grudzień 29, 2010, 01:07:43 am wysłana przez Bollomaster »