(Uwaga, porn
)Cyan przełknął, ściskając nieco uda.
"Myślę o twoim jak jestem sam".
''Ja zawsze jestem sam...'' napisał powoli.
"To myśl o mnie", napisał Cyan od razu, patrząc na niego desperacko.
"Czuję się tylko jeszcze gorzej, bo cały czas tęsknię. Myślałem, że już Cię nie zobaczę..."
"Zobaczysz", napisał Cyan wielkimi, zamaszystymi literami. "Będziemy razem".
Remidoff uśmiechnął się lekko, ale napisał:
"Na pewno nie wolałbyś kogoś zdrowego?"
Cyan odetchnął ciężko i odpisał:
"Ciebie chcę"
Naprawdę tak myślał. W tym momencie chciał go po prostu trzymać w ramionach, a senna mara, którą ktoś na niego zesłał rozpływała się w nicość w obliczu oczu Remidoffa. Tak, teraz Cyan był pewien, że to musiało być oszustwo.
Tanelf oparł się ramieniem o szybę, popatrując na Cyana z lekkim uśmiechem.
"Może chociaż na kilka miesięcy..." napisał, rozmarzony. Wizja tego co mógł mieć pod bandażami była straszna, ale kiedy tak na niego patrzył, na te piękne oczy, zdrowe usta, skupiał się bardziej na jego sylwetce, smukłej i wysokiej.
"Ile się da", odpisał Cyan nieco smętnie. Nie chciał się rozstawać z Remidoffem, a ten, jak na złość, przypominał o takiej ewentualności,.
"Już teraz zmieniłeś moje życie". Remidoff spojrzał na niego miękko, całując delikatnie szybę.
Cyan miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi. Nie umiał nad tym zapanować, nikt nigdy nie wzbudzał w nim tak wszechogarniających emocji.
"Przyniosłeś mi jedzenie?", dopytał.
Cyan zagapił się na niego, po czym, pospiesznie, wrócił po tacę. Zastanawiał się chwilę jak to ugryźć, ale w końcu użył obrotowych drzwiczek.
Były tak skonstruowane w szkle, że nie byliby się w stanie dotknąć.
Cyan skrzywił się, nagle mocno przykładając dłoń do swojej strony. Może Remi mógłby poczuć jego ciepło przez ten blat? Tanelf położył dłoń jak najbliżej mógł, patrząc mu w oczy intensywnie.
Po cwili jednak, Cyan zabrał rękę, powoli obracając drzwiczki. Chciał, by Remi poczuł jego bliskość. Tanelf od razu przyłożył tam dłoń, uśmiechając się błogo, kiedy poczuł Cyana ciepło i odrobinę zapachu.
"Nadal obawiasz się moich włosów?" napisał drugą ręką.
Cyan zawahał się moment, ale w końcu potrząsnął głową. Logicznie rzecz biorąc, wiedział, że Remi nad nimi panuje. Tanelf wpatrzył mu się w oczy i zaczął odwijać turban. Cyan jęknął, wtulając się w szybę.
- Remi...
Tanelf wydawał mu się jak jakiś niezwykły, unikalny klejnot. Piękny, smukły, o zaskakujących umiejętnościach. Czarne jak noc włosy, niemal wylały się spod jasnego materiału, mimo wszystko wzbudzając w Cyanie niepokój. Naprawdę było w nich coś wodnitego i powoli, niczym wąż, kilka pasm zaczęło się wydłużać i kierować do obrotowej półeczki. Z łatwością przeciskały się szczeliną przy złączeniu szkła, aż pojawiły się po stronie Cyana. Odetchnął nerwowo, ale i tak musnął je opuszkami palców. Były tak cudownie miękkie jak pamiętał. Chciałby je czuć na sobie... pachniały nieziemsko. A już na pewno nie pachniały jak ktoś chory. Remidoff uśmiechnął się do niego zza szyby, a włosy owinęły się pieszczotliwie i powoli wokół palców Cyana. Elf nie wytrzymał i pochylił do nich twarz, całując jedwabiste pasma. Aż wargi mu pulsowały. Remidoff westchnął ciężko za szybą, jakby to poczuł. Włosy cały czas wydawały się wydłużać, kiedy błądziły wokół Cyana niczym zanurzone w wodzie. Część zaczęła wspinać się po ramieniu Cyana aż po szyję. Mężczyzna zadrżał, rozchylając lekko wargi. Aż go ciarki przechodziły.
- Jeszcze... - sapnął, czując, że bielizna boleśnie wżyna się w jego sztywnego członka.
Włosy, aksamitne w odczuciu, przesuwały się za jego uchem, głaszcząc niczym palce. Nagle jednak aż drgnął, zaskoczony, kiedy zobaczył jak za szybą, Remidoff zasłania nieco nimi twarz, a zaraz potem usłyszał, jakby przez kurtynę włosów, jego szept:
- Tak bym chciał cię dotykać...
- Oh... Remi... - jęknął Cyan, obejmując się rękoma. - To dotykaj... - mówił zaskoczony. Nie wiedział, czy tanelf też go słyszy.
Włosy były jakby zbite w jedną masę, przypominając dotyk ręki w jedwabnej rękawiczce. Część nadal gładziła go po wygolonej skórze głowy i uchu, a część odseparowała się i powędrowała w dół jego obojczyka i aż pod mundurek. Cyan spojrzał na niego z desperacją. Najchętniej by się tu rozebrał. Rozchylił szerzej uda, rozpalony. Remidoff przytulił się nieco do szyby, przesuwając po niej palcami. Przymknął oczy, czując za pomocą włosów ciało i skórę Cyana. Wrażenie było dziwne, bo tak jakby mógł za pomocą włosów czuć, a jednak nie były jak część jego ciała. Objął mocniej brzuch Cyana za ich pomocą i pociągnął bliżej do szyby. Mężczyzna jęknął, teraz już naprawdę podniecony i aż otarł się o szklaną powierzchnię kroczem. Czuł się jakby oplatały go węże. A jednocześnie dołączał do tego zapach Remidoffa i jego delikatność dotyku. Włosy obejmowały go ciasno pod ubraniem, jakby tanelf próbował się w ten sposób do niego przytulić.
- Słyszysz mnie? - spytał Cyan bez tchu.
- Tak - usłyszał miękki szept z włosów, przy uchu.
- Na księżyc... - jęknął elf, przygarniając włosy do siebie. - Potrzebuję cię...
- Obiecaj, że mnie tu nie zostawisz... - szepnął Remidoff.
- Nie!! Nigdy... zabiorę cię stąd.... bez ciebie to już nie to samo... - wyrzucał z siebie jak automatyczna kusza.
Tanelf uśmiechnął się do niego rozczulony.
- Chciałbym zobaczyć prawdziwą pustynię.
- Zabiorę cię tam... - westchnął Cyan, poruszając lekko biodrami. Ah, bardzo chciał się po prostu teraz dotknąć, taki opleciony jego włosami.
- O tym będę marzył w samotności - uśmiechnął się Remidoff, a jego włosy wciąż masowały Cyana skórę delikatnie.
- Mm.... Remi... - Cyan spojrzał na niego rozognionym wzrokiem.
Tanelf oddychał ciężko, obserwując go.
- Masz taką miękką skórę.
- Mogę? - sapnął pielęgniarz, dotykają dłonią swojego krocza. To przetrzymywanie było niemal bolesne.
Remidoff od razu spojrzał na niego niepewnie, a uścisk zelżał. Wpatrzył się jednak po chwili w Cyana z zaciekawieniem
- Ja... - Cyan poczuł się trochę winny, że to proponuje. - pobudzasz mnie tak...
- Przepraszam... - szepnął Remidoff, skołowany, wycofując nieco włosy spod jego koszuli. Sam był cały rozgrzany i czuł wypieki pod bandażem.
- Nie, zostaw! - powiedział szybko Cyan, łapiąc za kosmyki.
Tanelf uśmiechnął się lekko i przytulił nimi znowu. Pielęgniarz odetchnął, opierając czoło o szybę, by na niego patrzeć i, po chwili, zdecydowanym ruchem spuścił sobie spodnie do połowy ud, ukazując sztywnego penisa pod przejrzystą bielizną. Sapnął głucho. Remidoff przełknął ślinę, niepewny czy chce patrzeć, czy go to krępuje. Od razu przypominał sobie niektóre sceny z książki od Firezzo. Będąc za szybą, czuł się nieco bezpieczniej. Jego włosy powoli gładziły skórę Cyana pod pępkiem. Elf spojrzał na niego zaskoczony i rozpalony. Zsunął bieliznę, przez co jego członek poderwał się do góry, stając w całej okazałości.
- Remi... nikt tak na mnie nie działa... - wyznał.
- Dlaczego? - szepnął, zasłaniając swoje usta czarną masą włosów.
- Nie wiem... - wyznał Cyan, powoli ujmując swojego penisa i przesuwając po nim dłonią.
Część czarnych pasm zsunęła się na wierzch jego dłoni, a Remidoff zacisnął mocno wargi, czując nieprzyjemny ucisk między nogami.
- O.... oh... Remi... - wydusił Cyan, gapiąc się na niego intensywnie. - Prawie jakbyś...
- ...cię dotykał - zakończył za niego.
- Jeszcze - wydusił Cyan.
Remidoff obserwował go przenikliwym spojrzeniem zielonych oczu i powoli przesunął jedwabistym, czarnym tworem na nasadę jego penisa. Oczy elfa niemal się zeszkliły. Przez chwilę myślał, że nogi całkiem go puszczą.
- Jakie... miękkie...
- Chociaż tyle mogę ci dać... - westchnął Remidoff ciężko.
- Pamiętam jak robiłeś mi to ręką w wannie... - sapnął Cyan, prężąc się, rozgorączkowany.
- Bo chcę, żebyś był szczęśliwy.... - zamruczał, a Cyan słyszał to jakby przy swoim uchu.
- Jestem... mój słodki Remi... Kiedy znów będę przy tobie, dotknę cię jak tylko będziesz chciał...
Elf poczuł jak włosy aż zadrżały, ściskając go nieco mocniej.
- Nikt nie potraktował mnie nigdy jak ty... - Remidoff wpatrzył mu się w oczy.
- Właśnie tak, Remi... - jęknął Cyan, poruszając biodrami energicznie. - Bo jestem zdecydowany...
- Na co?
Cyan spojrzał na niego miękko.
- Na ciebie, Remi...
- O tak? - zamruczał tanelf i droczył się z nim, masując w pasie.
- Oż... Remi... - jęknął Cyan, ściskając swojego penisa mocno.
- Napiszę coś dla ciebie na następną wizytę.. - zamruczał Remidoff, a jego włosy przesuwały się pieszcząco po ciele Cyana, niczym małe węże.
Elf masturbował się szybko, wtulony w szybę. Dotyk włosów był cudowny. Gdyby poza tym miał tu przy sobie ciepłe ciało tanelfa, byłoby idealnie. Remidoff obserwował go zafascynowany. Elf wydawał mu się taki dziki... Pielęgniarz wyraźnie dyszał, w końcu dochodząc, cały się napinając. Na twarzy odmalował się wyraz rozanielenia. Remidoff aż otworzył szerzej oczy, gapiąc się bezwstydnie. Może gdyby nie był chory, mógłby tego doświadczyć. Sam czuł jednak jedynie bolesne pulsowanie. W chwilę po szczytowaniu, Cyan, osunął się nieco, patrząc na niego przez szyby.
- Co napiszesz?
- Może opiszę ci miejsce mojego pochodzenia. Pokażę ci mój dom... - powiedział cicho, powoli cofając włosy.
- Tak... chcę poczytać... - westchnął Cyan, łapiąc jeszcze jego włosy. Wyjął chusteczkę, by wytrzeć spermę z szyby.
Pasmo włosów owinęło się wokół jego nadgarstka, a zaraz urwały się, zostawiając jakby bransoletkę. Przy uchu, zanim Remidoff cofnął resztę czarnej masy, usłyszał:
"Będziesz mógł do mnie mówić".
Cyan odetchnął, otwierając szeroko oczy. Wyglądało to dość dziwnie w sytuacji, gdy siedział ze spuszczonymi spodniami na podłodze.
- Ale stąd, czy w ogóle?
- W ogóle, ale musisz być z nią delikatny - usłyszał ciuchutki głos z bransoletki.
Cyan odetchnął, szczęśliwy.
- A będę mógł ją rozpiąć i yy... jakoś inaczej umieścić? Na ręku się może zgubić.
Tanelf odetchnął ciężko, kiedy wszystkie jego włosy były już spowrotem po jego stronie. Napisał na szybie:
"Przyłóż ją do ucha".
Cyan zrobił to, nie spuszczając z niego wzroku.
- Nie powinna spaść. Jest dopasowana.
- Ale... to włosy, mogą się przerwać jak o coś zaczepię - wyjaśnił elf, zatroskany.
- Uważaj - zaśmiał się Remidoff.
- No właśnie, bo pomyślałem, że mógłbym w biżuterii na szyi nosić...
- No to następnym razem...
Cyan odetchnął cicho.
- Dobrze... - Powoli, ociągając się, uporządkował ubranie. Nie chciał stąd iść, choć wiedział, że powinien.
- Będę myślał o tobie i czekał. Możemy porozmawiać wieczorem... - Spojrzał na niego tęsknie, próbując się uspokoić.
- Tak... - rzucił Cyan z entuzjazmem, wstając powoli. - Będziemy rozmawiać jak tylko będzie okazja!! - Oczy mu błyszczały. - Ta magia jest niezwykła.
- Cieszę się, że przyszedłeś... - powiedział Remidoff miękko. Jego głos faktycznie był nieco stłumiony.
- Ja też. Usychałem bez ciebie! A w ogóle... Firezzo pokazał mi twój portret.
- Tak..? - Spojrzał na niego niepewnie, a włosy nadal unosiły się wokół jego sylwetki.
- Tak... i wszyscy stwierdziliśmy, że nie możesz być na tyle chory, żeby tu siedzieć... - Oczy mu zmiękły. - Piękny ten portret. Oczy masz na nim takie... jakbyś na mnie patrzył.
Remidoff uśmiechnął się ciepło, oddychając z ulgą.
- Wszyscy? Ktoś jeszcze go widział?
- Jeszcze ten ze stajni. On mi się tu pomógł dostać! - wyjaśnił od razu.
Tanelf spojrzał na niego zdziwiony, a jego włosy aż zafalowały wokół jego smukłej sylwetki.
- Uderzył cię! - powiedział oburzony.
- No ale się pogodziliśmy - wyjaśnił, machając ręką.
- Jesteś pewien...? - dopytał. - A kogoś jeszcze Firezzo namalował?
- Tak, widziałem dwa inne... - Cyan spuścił wzrok, aż czując się nieswojo. - Były zupełnie inne...
- Hm? - zaniepokoił się tanelf.
- No... ty promieniałeś... - wyjaśnił Cyan. - Byłeś tak piękny, że aż...
Remidoff pokręcił głową, nie wierząc.
- Firezzo musiał coś przekłamać..
- Nie, on mówi, że to niemożliwe i że on przecież chce pokazać wasze cierpienie.
- Chciałbym ten portret zobaczyć - westchnął Remidoff, opierając czołem o szybę.
- Jak stąd wyjdziesz, Remi - westchnął, machając mu smętnie na pożegnanie.
Tanelf przesunął bezradnie dłońmi po szkle. Nie chciał zostawać tu znów sam. To miejsce wydawało się wręcz przesycone umbrą.
- Ej... wrócę... będę do ciebie mówić... będzie dobrze - zapewnił go Cyan.
- Ale nie zapominaj... - jęknął Remidoff.
- Mowy nie ma - mrugnął do niego pielęgniarz, bardzo powoli wysuwając się z pokoju i w końcu znikając mu z oczu.
*