(Swoją drogą masz komplement co do mapy

: "Oż kurczę… Ukłony dla wszystkich twórców! Mapa jest piękna, tak samo jak i nazwy krain <3 aaaaach nie mogę się doczekać czegoś więcej : D" )
*
W porze snu, światło w pokojach pacjentów imitowało naturalne. O wschodzie słońca więc zaczynały się powoli tlić kinkiety i lampki a w sztucznym oknie Remidoffa rozpoczął się wschód słońca, oświetlając jego postać na dużym, ale lekkim łożu z baldachimem. Powierzchnia kremowego drewna pokryta była pięknymi płaskorzeźbami przedstawiającymi małe zwierzęta leśne Światło ukazało kunsztowne, złoto – zielone tapety na ścianach a kryształowy żyrandol zaczął błyszczeć w wątłym porannym blasku. Cały pokój był spory, a mimo to sprawiał przytulne wrażenie. Nad wiecznie wygaszonym kominkiem, na zawieszonych na ścianie półeczkach stały figurki ze szkła, kryształów i gliny. Wszystkie przedstawiały sarny samotnie lub w parach i były bardzo kunsztownie wykonane. Światło przemknęło po dostojnych, pięknych portretach na ścianach, powoli wybudzając ze snu Remidoffa.Tanelf otworzył powoli oczy, od razu zdając sobie sprawę, że czuje się o wiele lepiej niż wczoraj. Nie był głupi, szybko dodał do siebie fakty i wstał już z łóżka, zastanawiając się nad tym, co się wczoraj stało. Był podenerwowany i zadawał niewygodne pytania a ledwie godzinę później dostał zupełnie nowy, zlecony przez lekarza eliksir, po którym był zbyt zmęczony, by zrobić cokolwiek. Nie podobało mu się to, stracił cały dzień swojego cennego życia. Za dobrze znał to miejsce, nie zamierzał zgłaszać swojego niezadowolenia przełożonym, jeśli taka była namiastka reakcji. Na szczęście, nikt nie nadzorował posiłków, byli z nimi zostawiani. Oczywiście, nie zamierzał zarzucić kuracji, ale nie zamierzał już brać dodatkowych porcji leków. Do tego, dopiero teraz mógł jasno myśleć o tym, czego doświadczył wczoraj w bibliotece, która podobno miała zawierać "wszystko, co mogli zapragnąć przeczytać". Wcześniej nie interesował się opisanymi historiami, czy przeżyciami innych tanelfów. Był przekonany, że tylko by go to zasmuciło, ale po tym, co opowiedział mu Cyan, chciał czegoś nowego.
Zaczął chodzić nerwowo po pokoju. Spodobała mu się ta ekscytacja, którą odczuł podczas słuchania tamtej historii, mimo że była smutna i straszna. Musiało być ich więcej.
Dawno nie był tak rozdrażniony. Kątem oka dostrzegł tacę zawierającą jego śniadanie, zawsze zostawiane tu jeszcze zanim się obudził. Rozmiękłe pszenne bułki i smarowidło o łagodnym, orzechowym smaku. Obecnie, choćby na przekór zasadom asylumu wszystko miałby ochotę posolić albo... poczekoladzić! Albo i obydwa na raz! Pospiesznie odpiął bandaż z policzka i z zamyśleniem wziął bułkę z talerzyka ozdobionego eleganckim, kwiatowym motywem, za dobrym na ten marny posiłek. Skoro nie mógł ich dostać z biblioteki, musiał jakoś wymusić na Cyanie częstsze przebywanie tutaj. Właśnie, Cyan. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, żując leniwie bułkę, że Cyan był u niego wczoraj wieczorem. Był zbyt śnięty, by to trzeźwo pamiętać. Chyba nawet mówił coś o książkach. No nic, będzie go musiał trzymać.
Był w połowie swojego śniadania, gdy rozległo się donośne, bardzo energiczne i nietaktowne pukanie. Aż uniósl brwi, ale sięgnął po dzwoneczek. Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł w roboczym ubraniu Cyan. Pod pachą miał jasny, cieniutki płaszcz, w jakim widywał go w ogrodzie.
- Jak się czujesz? Lepiej? - rzucił domyślnie na jego widok, zamykając za sobą drzwi i wchodząc jak do siebie.
Remidoff wlepił w niego wzrok, prawie się zakrztusił, zdając sobie sprawę, że nie zapiął bandaża. Błyskawicznie obrócił się do niego plecami.
- O, jesz... - powiedział mężczyzna nieco płasko. - Mam siąść tyłem? - dodał po chwili.
- Nie nie, już kończę! - odparł pacjent między jednym kęsem a drugim.
- Dobrze – ucieszył się elf. - Mamy mało czasu.
Remidoff w końcu zapiął pospiesznie maseczkę i obrócił się do niego.
- Tak? - zapytał, aż robiąc krok w jego stronę. - Bo ja myślałem, że dziś może byśmy więcej czasu spędzili...
Cyan uśmiechnął się promiennie, beztrosko pokonując dzielący ich dystans i obejmując go rękoma w pasie.
- Zgadzam się. Nawet coś zaplanowałem – powiedział tajemniczo, patrząc mu w oczy z bardzo bliska. Ten kontakt był już dla Remidoffa zbyt szokujący. Zupełnie się tego nie spodziewał. Złapał Cyana szybko za nadgarstki, nie wiedząc, co z nimi zrobić.
- Tak? - Patrzył się w niego skołowany. - Mówiłeś, że mamy... mało czasu?
Cyan jawił mu się jako bardzo dziwna istota. Z jednej strony nie był tak cudowny jak tanelfowie, a z drugiej, nie był też człowiekiem, więc trudno go było porównywać. Cechy jego twarzy, czy fizjonomii wynikały z jego rasy, która była po prostu... inna niż jego własna. Nawet przez rękawiczki czuł, że jego skóra nie jest śliska jak atłas, a raczej przypominała w dotyku aksamitne obicie jego lampy. Do człowieka czy tanelfa porównania i tak nie miał. Oczy Cyana były takie małe, ale o pięknym kolorze. Uszy drobne, nie spiczaste, jak jego własne, ale przyozdobione taką ładną biżuterią. Jak na jego oko, tanelficką. Do tego był wysoki a jego sylwetce nie miał nic do zarzucenia. No, może oprócz lekkiej asymetrii dłoni, ale nie rzucało się to tak często w oczy.
- Bo umówiłem coś dla nas – zaśmiał się elf, nie przejmując się chwytem na swoich przegubach i lekko łaskocząc Remifodda po bokach. Tenelf cały aż się spiął, nie mając pojęcia jak na to zareagować. Zaczął odsuwać powoli jego ręce.
- Nas? Umówiłeś? - zapytał z rosnącym zdziwieniem.
Cyan przygryzł wargę tymi swoimi dziwnie krągłymi zębami.
- No, właściwie to ciebie. Ja idę jako opiekun – mrugnął do niego.
Kiedy Remidoff odsunął jego ręce, zrobił krok do tyłu.
- Ale dokąd? Ja się o nic nie prosiłem – powiedział błyskawicznie.
Cyan pokręcił głową.