Autor Wątek: Urodzeni pod Księżycem  (Przeczytany 422 razy)

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #60 dnia: Wrzesień 12, 2010, 12:41:12 am »
(Uwaga dla wrażliwych, bądź niechętnych :P - Sex.)

---

- Idziemy do mnie? - rzucił mężczyzna, podpierając dłonie na biodrach. Zander kiwnął głową.
- Mieszkasz bliżej. - Trudno było stwierdzić skąd to wie.
Cyan przywołał go ręką i ruszył w stronę swojej kwatery.
- A ty mieszkasz w którym budynku? - rzucił.
- W tym od zachodu – mruknął Zander, oglądając się na niego co chwila. - Głównie pracuję w kuchni.
Cyan zerknął na niego z zainteresowaniem.
- Właśnie, czemu nie przyprawiacie tam sensownie jedzenia? - rzucił, mimo że sam już przerobił jedną kuchenną zmianę.
Chłopak aż na chwilę otworzył bezmyślnie usta.
- Bo to... dla chorych przecież – wydusił idąc alejkami z Cyanem.
Ten westchnął.
- Wyobraź sobie, że jesz coś takiego przez całe życie... Nie możesz robić nic innego, a jedzenie to twoja jedyna radość. - Wzdrygnął się pokazowo. - Żal mi ich.
- No mnie też żal... - westchnął.
Cyan zagryzł wargę, zerkając na niego.
- Gdybym w kuchni pracował to bym chyba spróbował nagiąć trochę te zasady – zaśmiał się.
- Po co? - Wzruszył ramionami Zander. - Tylko byś wpadł w problemy.
- Nikt by nie zauważył.
- Ale po co? - drążył Zander.
Cyan uniósł brwi sceptycznie.
- Bo chcę im umilić życie.
- A co jak to dla nich niezdrowe? - Chłopak wpatrzył się w jego oczy z zastanowieniem.
- Nie sądzę by mogło być gorzej – prychnął starszy elf. - I tak nie wyzdrowieją.
- Ale co jeśli im to przyspiesza chorobę? - drążył Zander.
- Jeśli mogą jeść te same produkty, to przyprawy też.
- No ja nie wiem. Zresztą, czemu miałbym im jakoś specjalnie życie umilać. I tak się nie odzywają...
Cyan stanął i odwrócił się, patrząc na niego przeciągle. Zupełnie, jakby to było wymierzone osobiście w Remidoffa...
Chłopak aż wciągnął powietrze. Stali już prawie przy wejściu do budynku.
- No co? - jęknął. - A jak jeszcze teraz powywalali tych tanelfów, co się za dużo zadawali z jednym z pacjentów...
- Co? - zdziwił się Cyan, poważniejąc. Wszedł jednak do budowli.
- No tych, co przynieśli choremu jedzenie od siebie! - powiedział szybko Zander, ciesząc się zainteresowaniem jakie wzbudził. - Podobno ich wszystkich powywalali.
Cyan zmarszczył brwi, skręcając w pierwszy korytarz. Przecież u Remidoffa był tylko Firezzo i ta dziewczyna...
- Wiesz coś więcej?
Chłopak pokiwał ochoczo głową.
- Podobno to po tym żarciu tak wpadł w szał.
Cyan uśmiechnął się do siebie. Przynajmniej miał tego bubka z głowy.
- No, więcej pracy dla nas – zaśmiał się, popychając wejście dla obsługi i przytrzymując je dla Zandera. Chłopak uśmiechnął się, wchodząc powoli.
- Właśnie tak. Porządnych pracowników! - kiwnął głową z zapałem.
- Lubisz tu pracować? - spytał, zamykając drzwi i idąc za chłopakiem. Obserwował jego tyłek w ruchu
- W sumie to tak – powiedział Zander i po drodze korytarzem obejrzał się na plakat o tytule „Brak akceptacji dla swawoli!”,  z ryciną przedstawiającą zaaferowanego elfa księżycowego łypiącego podejrzliwie w bok. Poniżej znajdowały się dymki przedstawiające jego spostrzeżenia na temat nieprawidłowego zachowania współpracowników. Oczywiście, konkluzją wszystkich była konieczność zgłoszenia problemu menedżerowi. Cyan westchnął ciężko, wyprzedzając Zandera w wąskim korytarzu. Otarł się o niego bokiem. Chłopak spojrzał za nim i aż na chwilę wstrzymał powietrze. Cyan jednak doszedł do odpowiednich drzwi i wszedł do środka, oglądając się na niego.
- Jesteśmy – stwierdził, mając nadzieję, że nikt znajomy nie zobaczy go tu z innym chłopakiem.
Ten uśmiechnął się, rozglądając się po jego pokoju.
- Super, mój jest mniejszy! - powiedział od razu. Drugi elf zamknął drzwi na zamek i wpatrzył się w niego.
- Myślałem, że wszystkie są takie same...
- Niee, co ty! Albo przypadek, albo ktoś kogoś nie lubi. Nie wszyscy zresztą mają osobne.
Cyan zmarszczył brwi.
- Jak to?
- No mój kolega ma podwójny na przykład – wzruszył ramionami.
- Ale co, chciał z dziewczyną mieszkać? - dopytywał Cyan.
- Nie nie! - powiedział szybko. - Tak go przydzielili chujowo.
- Ja uważam, że dorośli potrzebują prywatności – prychnął.
- No ja się zgodzę – powiedział Zander, rozglądając się, gdzie może usiąść. - Ale mówili, że mają przepełnienie i tyle. Nic nie mógł zrobić.
Cyan pokonał dzielący ich dystans i spojrzał na chłopaka z góry.
- Na szczęście tu jest dość prywatnie.
Ten aż zapadł się na chwilę w sobie.
- Tak – wydusił. - Dobrze jest mieć takie... prywatne... miejsce.
Cyan uśmiechnął się, łapiąc go za kosmyk bielutkich włosów.  Ten kolor był uważany za niezwykle atrakcyjny.
Serce Zandera stanęło, kiedy wlepił w niego wzrok swoich srebrzystych oczu. Mężczyzna położył obie ręce pod jego szczęką i pochylił się, cmokając wargi chłopaka.  Ten nie spuszczał z niego wzroku, a jego usta aż zaczęły drżeć. Cyan liznął je delikatnie, wzdychając. Dawno nikogo nie całował, aż czuł przyjemne motylki w żołądku.
- Ja... miałem nadzieję – wydusił cicho chłopak, powoli dotykając jego ręki. Cyan niemal słyszał jak mocno dudni jego serce.
- Mm, co takiego, Zander? - zamruczał Cyan, przesuwając dłońmi w dół jego ciała, po skórzanym ubraniu.
- Że te no... plotki to prawda – wydusił z trudem, nadal nie spuszczając z niego wzroku ani na chwilę.
- Że jestem, pustakiem? - zaśmiał się mężczyzna, przyciągając go mocno do siebie.
- Nn... nie tak chciałem to ująć – wydusił chłopak, aż nie wiedząc, co robić z rękoma. Objął jednak Cyana w pasie.
- I co chcesz zrobić z tą wiedzą? - spytał starszy elf, pocierając swoim mechatym policzkiem o jego czoło.
- Chcę... powiedzieć ci, że ja też jestem taki... - powiedział zdenerwowany.
Cyan odetchnął, odgarniając mu włosy i całując go nieco głębiej.
- Chcesz mnie, Zander, czy przyszedłeś się przywitać?
- Strasznie ciebie chcę! - wydusił chłopak od razu, aż wydychając powietrze i zaciskając mocniej ręce wokół jego talii. - Obserwuję cię od miesiąca...
Cyan obrócił się, popychając go lekko na łóżko.
- To popatrz teraz... - zamruczał z zadowoleniem, zdejmując koszulę. Chłopak usiadł pospiesznie, wgapiając w niego cielęcy wzrok. Cyan był naprawdę dobrze zbudowany; umięśniony, o szerokiej klatce piersiowej i ramionach. Zander już myślał jak przyjemna w dotyku musi być jego skóra.
- Nie mogę przestać patrzeć! - zaśmiał się nerwowo.
Cyan odrzucił koszulę na krzesło i stanął przed nim, powoli pociągając za wiązanie swoich spodni. Nie spuszczał wzroku z chłopaka. Podobał mu się, zgrabny, o przystojnej twarzy... dobrze, że wreszcie pojawiła się okazja. Do tego Zander wpatrywał się w niego jak w obrazek, siedząc spięty na łóżku. Cyan westchnął, obserwując jego mowę ciała i po chwili siadł obok niego.
- Ej, robiłeś to już? - spytał, przesuwając dłonią po jego plecach. Zander przełknął ślinę i pogłaskał go po przedramieniu.
- Nie... ale to chyba nie problem? - spytał szybko, wpatrując w Cyana badawczo.
- Nie! - zaśmiał się mężczyzna. - Ale muszę wiedzieć... czy wiesz, co robisz? - Nachylił się w jego stronę, całując go znów lekko.
- Tak sobie – zaśmiał się nerwowo i objął jego szyję. - Jesteś strasznie przystojny...
Cyan uśmiechnął się do niego, przytulając.
- Dziękuję, ty też mi się podobasz... - zamruczał. - Czyli nie wiesz, co robią ze sobą mężczyźni? - upewnił się.
- Trochę wiem... tak myślę... - Spojrzał mu w oczy, całując znowu.
- Opowiedz mi... - westchnął Cyan, powoli rozpinając pierwszą sprzączkę na jego ubraniu.
- Zamknąłeś drzwi? - westchnął, podekscytowany.
Mężczyzna kiwnął głową, przygryzając lekko jego małe, zgrabne ucho. Lubił wrażenie meszku na języku. Chłopak zaśmiał się cicho i pocałował jego policzek, przesuwając dłoń na jego umięśnione udo.
- Mów, co wiesz... - Cyan całował go powoli po szyi.
- Może po prostu pójdziemy na żywioł... - zamruczał. Nie czuł się zbyt komfortowo mówiąc o tym.  Głaskał go mocno po udzie i plecach.
- To może inaczej... - Cyan cmoknął go w policzek. - Ja będę mówił, a ty potakniesz, albo zaprzeczysz... - Nie chciał tego robić z kimś, kto nie wiedział, o co chodzi. Zander spojrzał na niego niepewnie, a grzywka opadła mu bardziej na oczy, kiedy kiwnął głową.
Cyan pogłaskał go po ramieniu, miziając nosem jego ramię.
- Możemy dotykać się rękoma, jak na pewno gdzieś widziałeś... i całować... - zamruczał
- Tak – powiedział szybko Zander i pocałował go z uśmiechem.
- Ale możemy też robić inne rzeczy... dużo intensywniejsze. - Spojrzał mu w oczy. - Można pieścić członka ustami na przykład...
Chłopak aż zmrużył oczy i kiwnął głową z lekkim uśmiechem. Podobała mu się ta myśl i nie mógł się doczekać.
- I można też zrobić to prawie tak jak normalnie... - zamruczał Cyan, powoli przesuwając dłoń na pośladek chłopaka. Ten zamknął oczy i kiwnął szybko głową, ciągnąc go do pozycji leżacej.
- To na co masz ochotę? - szepnął Cyan, kładąc się przy nim.
- Na wszystko.... - wydusił chłopak, całując go mocno i przetaczając się na niego.
- Tak?- Cyan rozpuścił jego głosy, wsuwając w nie palce. - To powiedz mi, co chcesz zrobić? - zamruczał, ciągnąc go za dolną wargę.
- Chcę cię dotykać... - westchnął Zander, powoli wsuwając dłonie za jego pasek.
- I co dalej? - Zamierzał iść za tym, czego chciał chłopak, żeby poczuł się jak najbardziej komfortowo. Przyciągnął go bliżej, wzdychając, podniecony.
- Nie wiem... będę z tobą całą noc najlepiej – zamruczał i zaczął zsuwać mu spodnie. - Masz taką miękką skórę...
- Wiesz, gdzie jest najdelikatniejsza? - zamruczał mężczyzna zmysłowo, łapiąc go za nadgarstek i kierując dłoń do wiązania przy swoim pasku.
- O tak.... tam jest gładka... - westchnął Zander, obrzucając go srebrzystym spojrzeniem i unosząc się nieco, żeby zsunąć mu spodnie. Aż uśmiechnął się na widok penisa Cyana. Był spory, dość gruby i aksamitnie gładki. Mężczyzna rozsunął uda, by dać mu do niego lepszy dostęp, jednocześnie rozpinając skórzane ubranie Zandera tak sprawnie, jak mógł. Chłopak odrzucił swoją kurtę na ziemię, zanim nachylił się nad jego kroczem z westchnieniem. Polizał czubek bez ociągania. Wiedział, że tego chce. Cyan odetchnął głośno, obiema rękoma sięgając do jego ramion i ściskając je.
- Tak... possij koniec... - szepnął, zamykając oczy. Nie robił tego od... nie robił tego kilka bardzo długich miesięcy.  Dotyk własnej ręki zdecydowanie się nie umywał do aksamitnego języka chłopaka. Nie musiał też się długo dopraszać. Zander nie miał wprawy, ale dużo zapału. Zaczął lizać i ssać, prezentując mu swoje miło zbudowane plecy.
- Teraz szybciej... - sapnął Cyan, ściskając jego włosy. Były jaśniutkie jak postaci w romansach... Chłopak od razu przyspieszył ruchy głowy, oddychając ciężko przez nos.
- Mmm, już sobie wyobrażam, jak pulsujesz w moich ustach, Zander... - westchnął, podkładając sobie rękę pod głowę. Chłopak jęknął, sięgając pospiesznie między swoje uda. Cały czas ssał mocno penis Cyana. Starszy elf pieścił jego szyję dłonią, rozkoszując się pieszczotami. Z czasem jednak, zaczął podrywać nieco biodra, czując, że zaraz będzie szczytował.
- Kończę... - wydusił, oddychając ciężko. Chłopak zakrztusił się nieco, ale nadal z pełnym zapałem ssał i się masturbował. W pokoju było niemal goręcej. Miał wrażenie, że penis w jego ustach twardnieje jeszcze bardziej, a zaraz potem zadrgał, tryskając w ustach chłopaka. Przełknął ją pospiesznie, przymykając oczy i opierając czoło o jego twardy brzuch. Oddychał ciężko na jego skórę.
Cyan odpoczywał chwilę, w końcu jednak pchnął go na plecy, unosząc się i sięgając do jego spodni, zsuwając je pospiesznie. Dotyk skórzanego ubrania budził przyjemne wspomnienia. Zawsze go czuł, kiedy robił to na szybko, w parku, albo gdzieś w mieście. Chłopak wpatrzył sie w niego, dysząc. Jego penis sterczał w górę, twardy z podniecenia.
- Och Cyan... - wydusił.
- Chcesz go zanurzyć w moje usta, co? - odetchnął mężczyzna, przesuwając językiem po jednym z jego sutków.
- Och wszystko chcę... - jęknął, mocno ściskając jego ramię. Cyan zaśmiał się, chwytając mocno jego penisa i pochylając się, by pomiziać wnętrze uda policzkiem. Włoski zanikały wokół genitaliów, odsłaniając jedwabistą, purpurową skórę, delikatniejszą niż widoczna na ciałach tenelfów czy ludzi.
- Jest mi tak dobrze... - jęknął. - Już straciłem nadzieję, że spotkam kogoś takiego...
- Z czasem rozpoznajesz... - zamruczał Cyan, całując jego mosznę i głaszcząc penisa spodem dłoni. Jak dobrze było znów to czuć.
- Tak? - wydusił chłopak, patrząc w dół z zachwytem.
Jasne oczy mężczyzny spojrzały na niego spomiędzy ud.
- Widzisz to w ich oczach... - niemal zasyczał, po czym polizał go  od spodu jąder, po czubek penisa.
- Tak? Jak? - zapytał drżąco.
- Pragną cię, rozbierają cię wzrokiem... strach, ciemność... - wzdychał, rysując językiem wzory na całej długości jego członka.
- Rozbierałem cię wzrokiem? - zaśmiał się chrapliwie, wypinając nieco biodra.
- Powiem więcej... dotykałeś mnie nim – szepnął mężczyzna, po czym gwałtownie wsunął sobie penisa w usta. Zander jęknął głośno, wsuwając palce w jego włosy.
- Kiedykolwiek to robiłeś z kimkolwiek? - szepnął Cyan, składając na penisie kilka bardzo wilgotnych pocałunków.
- Nie – wydusił. - Nie miałem ochoty z dziewczynami... - szepnął, oddychając ciężko.
- Ja też nie! - zaśmiał się Cyan, po czym znów łyknął jego penisa, chwytając go mocno za pośladki. Wiedział, że to nie potrwa długo. I miał rację, bo już po chwili chłopak doszedł z głośnym jękiem, ściskając jego włosy trochę za mocno. Cyan stęknął głośno, połykając jego mlecznobiałą spermę. Po chwili ścisnął nadgarstek Zandera, sygnalizując mu, by go puścił. Chłopak zreflektował i padł plecami na materac, dysząc ciężko, z błogim uśmiechem. Cyan  Podniósł się na kolana, głaszcząc go po brzuchu. Pocałował go czule, przesuwając się nad nim, ocierając się o niego całym ciałem.
- Dobrze, hm?
- Nieziemsko... - westchnął, patrząc mu w oczy.
Cyan pocałował go głęboko, pieszcząc językiem wnętrze jego ust i gwałtownie przyciągając go do siebie.
- Będzie jeszcze bardziej nieziemsko...  - obiecał.

*
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 12, 2010, 12:57:28 am wysłana przez kasiotfur »

berniak

  • czytacze
  • Full Member
  • *
  • Wiadomości: 136
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #61 dnia: Wrzesień 16, 2010, 11:18:07 am »
Stołówka była wyjątkowo gwarna, bo do ich budynku została przeniesiona z asylumu Piaskowy Potok kwatermistrzyni, która miała doprowadzić sytuację do porządku, bo ponoć nic nie było takie, jak miało być. Cyan nie bardzo wiedział, co, poza dzieleniem pokoi mogło tu być nie tak, ale nie zamierzał się kłócić. Ziewnął, popijając spienione mleko i obserwując Oksanę, z którą akurat rozmawiał jakiś nieznany mu mężczyzna. Zander za to siedział obok i wpatrywał się w niego. Ich romans trwał już dobry tydzień, a od Remidoffa, Cyan nie słyszał ani słowa. Do tego, ostatnio miał zmiany w kuchni, przez co tym bardziej nie miał okazji się na niego natknąć. Deprymowało go to. Po tym, jak tanelf nie pojawił się na spotkaniu, pozwolił dać mu czas na przemyślenie tej bezsensownej kłótni, ale teraz coraz więcej i więcej o nim myślał. Jakby każdy kolejny dzień bardziej się mu dłużył bez jego towarzystwa. Do tego, okazało się, że Firezzo wcale nie został wywalony, bo spotkał go na korytarzu. Co gorsza, widział go wchodzącego do pokoju Remidoffa.
Założył nogę na nogę, coraz bardziej pogrążony we własnym świecie i głuchy na to, co działo się dookoła. Zander szturchnął go lekko.
- Ej, Cyan! - jęknął. - słuchasz mnie?
Mężczyzna spojrzał na niego, jak wybudzony ze snu.
- Przepraszam, odleciałem – zaśmiał się, kierując na niego spojrzenie. - Co powiedziałeś?
- No o tej nowej babce! Podobno chce jakiś straszny rygor wprowadzić!
- Coś konkretnego wiesz? - Cyan nachylił się bardziej w jego stronę.
- Że podobno strasznie jest cięta na wszystkie reguły i od razu ludzi wyrzuca za nieprzestrzeganie.
Starszy elf wydął wargi
- Nieświeża jakaś – skomentował.
- No mam nadzieję po prostu, że będzie można robić chyłkiem swoje, a jeśli ona jest tu dyscyplinarnie, to może sobie pójdzie, jak się okaże, że wszystko ok.
- Oby, i tak dość jest ograniczeń! - prychnął Cyan. - te alarmy paskudne... rozległ się jeden, kiedy chciałem poczytać w ogrodzie.
- No przegięcie, wszędzie cię mają za złodzieja – mruknął Zander, kiwając głową.
Cyan chciał coś odpowiedzieć, ale drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem, ukazując Sadiqa, który uśmiechał się wyjątkowo sztucznie. Zaraz jednak minęła go wysoka, dość mocno zbudowana elfka o wyjątkowo ciemnym odcieniu skóry, stalowoszarych włosach uczesanych w długi warkocz, w który miała wplecione białe koraliki. Ubrana była w mocno wykrochmalony mundurek przełożonej, z długą, wąską spódnicą i żakietem z szerokimi mankietami. Sadiq aż nieco zatoczył się w bok, gdy potrąciła go ramieniem. Elfka stanęła na środku pustej przestrzeni u wejścia stołówki i powiodła po zebranych chłodnym spojrzeniem. Zapadła pełna wyczekiwania cisza.
- Pewnie wszyscy wiecie, po co mnie tu sprowadzono! - zagrzmiała nagle wyjątkowo niskim i chropowatym głosem.
Kiedy Cyan rozejrzał się dyskretnie, zobaczył na twarzach współpracowników równie zdziwione spojrzenia.  
- Dla tych, którzy nie są dość poinformowani – przerwała mu ciąg myśli kobieta. - Nazywam się Xylia Shoh i nie będę tolerować impertynenckich, niezgodnych z regulaminem zachowań, jakie odbywały się tu do tej pory, za poprzedniego Kwatermistrza! - Elfka zaczęła przechadzać się, wyprostowana, jakby miała na sobie kołnierz ortopedyczny.
Xan aż uniósł brwi sceptycznie.
- Od tej pory zasady będą proste: jeśli przewinienie jest niedużej wagi, na przykład pozostawianie po sobie nieporządku w przestrzeni wspólnej, usunięcie z asylumu następuje przy drugim zdarzeniu  – wyjaśniła zadziwionej grupie. -  Za poważniejsze wykroczenia, takie jak naruszanie w jakikolwiek sposób spokoju chorych. Nawet jeśli wydaje się wam, że im pomagacie, zasady są nie bez powodu! A ostatnio zanotowano coraz więcej podejrzanej aktywności – mruknęła, łypiąc podejrzliwie na wszystkich.
Cyan otworzył usta, gapiąc się w potworne babsko. Był przekonany, że jej szanse na poczęcie były bardzo małe. Zander zerknął na niego porozumiewawczo. Najwyraźniej myślał o czymś bardzo podobnym. Ku zgrozie obecnych, Xan uniósł rękę.
- Może jeszcze zarządzanie ciszy nocnej? - prychnął.
Shoh zmarszczyła lekko oczy.
- Gdybyś czytał regulamin, wiedziałbyś, że jest w nim zarządzenie ciszy nocnej. Co znaczy, że ma być CICHO. Tak mówią przypisy – dodała.
Xan aż otworzył nieco usta. Faktycznie, nie czytał regulaminu. Zbył to gestem dłoni i wpatrzył się w ścianę
- Widzę, że jest gorzej niż myślałam... - pokręciła głową i spojrzała wyczekująco na Sadiqa, który zniknął na chwilę, by powrócić z stolikiem na kółkach, na którym w wysokich stosach leżały książeczki.
- Regulamin macie umieć recytować wybudzeni w środku nocy! - oznajmiła Shoh ostro. - Jeśli w ciągu trzech dni nie doprowadzicie jego znajomości do tego poziomu, uznam, że nie zależy wam na tej pracy wystarczająco i potraktuję to jako lekkie wykroczenie. - Pogroziła im palcem. - A za dwa zostaje się zwolnionym!
Oczy Zandera były już mniej więcej wielkości spodków. Na sali było już zupełnie cicho.
- No – kiwnęła głową kobieta, zadowolona, że ma posłuch. - Nie będę wchodzić w szczegóły, bo wszystko jest na piśmie, ale pragnę wam oznajmić, że ze względu na nękające ten zakład problemy,  zamierzam stosować procedurę niezapowiedzianych kontroli waszych pokojów.
Cyan aż się nieco uniósł jakby chciał coś powiedzieć, gdy usłyszał:
- Pierwsze zrobiłam tuż przed przybyciem na tę salę i miałam nosa.
Wszyscy zaczęli rozglądać się po sobie a Sadiq uniósł wzrok w stronę Zandera i Cyana.
- Znaleźliśmy skradziony przedmiot należący do chorego! - zagrzmiała kwatermistrzyni.
- Kto byłby tak głupi? - syknęła jakaś dziewczyna, a Cyana nieco zmroziło. Jego serce zaczęło szybciej bić.
- Kto to był? - Shoh spojrzała lekceważąco na Sadiqa, a ten odchrząknął.
- Cyan, podejdź do nas – stwierdził, unosząc dłoń i przywołując go palcami.
Szepty od razu stały się głośniejsze. Zander aż otworzył usta, zapatrując się za jego postawną sylwetką. Mężczyzna poczuł się wybitnie przytłoczony i wstał dopiero po chwili, czując się dziwnie miękki w nogach. Usiłował nie patrzeć na boki, ale siłą rzeczy, słyszał komentarze, które w jego głowie wydawały się głośnymi oskarżeniami. Przeszedł przez siedzące przed sobą elfy, starając się jako tako trzymać rezon. Skrzyżował spojrzenie z dziwnie zadowolonym wzrokiem Shoh, starając się sprawiać wrażenie pewnego siebie i zaskoczonego.
- To jakaś pomyłka – stwierdził.
- Zobaczymy, czy taka pomyłka! - powiedziała kobieta ostro i wskazała dłonią korytarz. Sadiq poszedł karnie za nimi. Cyan czuł, że jego głowa prawie paruje. Jak miał niby wytłumaczyć koszulę Remidoffa?!
Ze stołówki słychać było okropny hałas zdziwionych głosów. Czuł się napiętnowany, jakby te plotki, które o nim krążyły nie wystarczyły. Drzwi do jego pokoju, jako jedyne były otwarte, w środku zaś jego nieliczne rzeczy osobiste były powyciągane z szafy i szuflad. Zagryzł wargę na widok pięknej, pachnącej koszuli, która leżała na jego łóżku.
- Znaleźliśmy ją pod poduszką – oznajmiła kwatermistrzyni oskarżycielsko.
Sadiq aż się nadął i spurpurował na twarzy, patrząc na Cyana wyczekująco. Ten zwilżył powoli wargi, wpatrując się w zmarszczoną twarz kobiety.
- To prezent. Od Remidoffa Ranvina – powiedział, starając się brzmieć pewnie.
Oboje przełożonych wgapiło się w niego bez zrozumienia, kiedy jednak Shoh wybuchnęła złowrogim śmiechem, Sadiq zawtórował jej w wystudiowanie entuzjastyczny sposób.
- Prezent? Dlaczego, wyjaśnij mi, pacjent miałby TOBIE dawać prezenty?! - zakpiła kwatermistrzyni. Sadiq od razu pokiwał głową, zerkając na jej reakcję. Niestety, nie zaszczyciła go spojrzeniem.
- Dlaczego ktoś, z kim, według regulaminu, masz nie mieć żadnego kontaktu, miałby dać ci prezent?!
Mały pokój Cyana wydał się jeszcze mniejszy.
Mężczyzna odetchnął, nie spuszczając wzroku.
- Był zadowolony z moich usług... powiedział, że jej już nie potrzebuje – powiedział, mając wrażenie, że lekko drgają mu dłonie, splecione na plecach i, na szczęście, niewidoczne dla obojga inwigilatorów.
Shoh wybawiła zdezorientowanego Sadiqa:
- Hm, ciekawe, co on powie – rzuciła zjadliwie, chwytając ramię podwładnego w nieprzyjemnie mocnym uścisku. - Znowu będzie niepokojony, tym razem z twojej winy! - syknęła, wyprowadzając go znów na korytarz. Obróciła się w stronę Sadiqa, który podążył tuż za nią.
- Może się przydaj i weź dowód rzeczowy! - burknęła.
Ten skrzywił się bardzo nieznacznie, ale momentalnie wrócił się po koszulę.
Droga do pokoju Remidoffa dłużyła się niemiłosiernie i Cyan był bardzo wdzięczny, że nie spotkali wielu osób, bo czuł się jak więzień prowadzony na skazanie. Mógł mieć tylko nadzieję, że Remidoff odłoży na bok złość i potwierdzi jego wersję. Nie mógł przecież stracić teraz tej pracy!
Z każdym kolejnym krokiem szło mu się ciężej, ale gdy pod jego drzwiami, usłyszał znajomy głos zapraszający ich do środka, mimo wszystko poczuł się dziwnie rozluźniony.
Kiedy weszli, Remidoff siedział, dość wystrojony jak na zwykły dzień, przy „oknie” i czytał jakąś książkę, oprawioną w piękną, granatową skórę. Podniósł na nich pytający wzrok. Na jego widok, Cyanowi aż się coś przewróciło w żołądku. Jego oczy były takie piękne, a cały pokój był nasączony jego zapachem. Nie widzieli się już ponad tydzień. Elf aż przymknął na chwilę oczy i pierwsze słowo Shoh dotarło do niego jak przez mgłę.
- Przepraszamy za najście, panie Ranvin – powiedziała kwatermistrzyni, ze słodyczą w głosie, aż pochylając uniżenie głowę. - Podejrzewamy, że ten oto pracownik dopuścił się kradzieży pańskiego mienia.
Cyan wlepił w niego proszący wzrok. Sadiq, nie wiedząc co powiedzieć, wyciągnął przed siebie koszulę. Remidoff, spokojnym, eleganckim gestem odłożył książkę na masywny stół.
- Nie, dałem mu ją – powiedział aksamitnym głosem, na dźwięk którego Cyana przeszły ciarki. Dochodziła tego ogromna ulga na myśl, że nikt nie może nazwać go kłamcą.
Poczuł, jak paznokcie Shoh wbijają mu się w ramię, zacisnął jednak zęby i wpatrzył się w oczy Remiego, szukając jego spojrzenia. Ten jednak ani na niego nie spojrzał.
- Y... aha... to bardzo przepraszamy. Zaszła pomyłka... - mruknęła kwatermistrzyni dość cicho, puszczając mężczyznę, który natychmiast odwrócił się i jednym ruchem zabrał koszulę z rąk zaskoczonego Sadiqa.
- Przepraszam pana – powiedział sztywno do Remidoffa, po czym szybko wyszedł, z wzrokiem utkwionym w dywanie.
Remidoff spojrzał na przełożonych Cyana wyczekująco.
- Przepraszamy – powiedziała Shoh cicho, niego zgarbiona. Tak okropnie się wygłupić! Pierwszego dnia pracy!! - To się nie powtórzy – mruknęła, po czym niemal wypchnęła Sadiqa na zewnątrz swoją osobą.
- Do widzenia – powiedział cicho Remidoff, sięgając książkę. Mógł odetchnąć z ulgą, gdy zamknęły się drzwi. Jego serce dudniło jak szalone. Czemu jego spokojne życie musi się przewracać do góry nogami?! Czekał jeszcze dłuższą chwilę, po czym mruknął w powietrze:
- Chyba już możecie wyjść.
Pod łóżkiem coś zachrobotało i po chwili wychynęła spod niego świetliście ruda głowa Rubin, a zaraz za nią, kiedy już wstała, nieco rozczochrany Firezzo, któremu zaczęła zaraz poprawiać fryzurę.
- Co to było? - jęknął, a Remidoff z ciężkim westchnieniem znów odłożył książkę na stół.
- Nie chcę o tym rozmawiać – mruknął.
Rubina sprawnie poprawiała misterne warkoczyki powplatane w kok towarzysza, co nie przeszkadzało jej zmierzyć chorego uważnym spojrzeniem.
- Dlaczego ja nie dostałam prezentu, tylko jakiś elf księżycowy... - zaśmiała się perliście.
- Bo jest... bo on... bo jej potrzebował – wydusił w końcu.
Dziewczyna pokręciła głową, uważniej przyglądając się fryzurze, gdy zaczęła używać do poprawiania igły. Firezzo zmarszczył brwi, wpatrując się w Remidoffa. Już wcześniej próbował z niego wyciągnąć, czemu ten cały Cyan był taki wyjątkowy, tak jak chciał się dowiedzieć, o co się pokłócili, bo nie słyszał wtedy wszystkiego. Chory tanelf był bardzo oszczędny w słowach. Kiedy jego fryzura była uporządkowana, sięgnął jeszcze pod łóżko po swój szkicownik. Rubina położyła mu głowę na ramieniu, unosząc kilka kartek i zaglądając na aktualną.
- Czuję, że gdyby faktycznie udało się zrobić wystawę, inni by poparli naszą sprawę – westchnęła.
Firezzo kiwnął głową.
- Dlatego uważam, że to takie ważne, Remidoffie - zagaił drugiego tanelfa, który tylko spojrzał na niego zbolałym wzrokiem.
Rubina odpowiedziała współczującym wyrazem twarzy.
- Oh, Remidoffie, nawet nie wiesz, co robisz dla innych chorych! - powiedziała z zachwytem.
- Nie wiem, bo naprawdę nie wiem, dokąd to zmierza!
Firezzo od razu się zapalił.
- Jak to dokąd?! Do wyzwolenia! Widzisz się mój drogi na ulicach Ader-Thaden, spacerując wśród innych tanelfów?!
Remidoff aż poczuł skurcz w żołądku na tą myśl.
- Ale ja wcale tego nie chcę! - jęknął.
- Nie chcesz, bo nie znasz innego życia – pokręcił głową Firezzo.
- Nie masz pojęcia jak cudownie ekscytujące jest życie na zewnątrz! - wypaliła Rubina.
- Ja chcę tylko spokoju – mruknął Remidoff pesymistycznie, nie patrząc na nich.
Firezzo zbył to prychnięciem i zaczął znów szkicować.
- Tak tak, a specjalnie przyprawiane jedzenie to się przemyca...
Rubina wydęła wargi, podchodząc do Remidoffa.
- Może cię uczeszę, poprawi ci humor...
- To co innego... - mruknął do Firezzo, ale na dziewczynę spojrzał ze zgrozą. - Nie wiem czy to najlepszy pomysł żebyś je dotykała – jęknął. Przytłaczało go to nadmierne zainteresowanie jego osobą ostatnio.
- To świetny pomysł – powiedział od razu malarz, uśmiechając się promiennie. - Rubina ma cudowne palce – zaśmiał się.
- Rezzo... - prychnęła Rubina, posyłając mu rozbawione, porozumiewawcze spojrzenie. Zbliżyła się jednak do Remidoffa podeszła, zabierając spod kołdry aksamitną torebkę, w której trzymała swoje przybory. Ten cofnął się nieco w głąb fotela, ale najwyraźniej się już poddawał.
- Nie skrzywdź się... - jęknął.
- Co za niedorzeczny pomysł. Nie ruszaj się za dużo – powiedział spokojnie Firezzo, wygodniej sadowiąc się na haftowanej kołdrze. Chory tanelf z westchnieniem zaczął wyciągać broszki z turbana. - Powiedz lepiej czemu dałeś temu księżycowemu koszulę. Robił coś... dziwnego? - Zerknął na Remidoffa.
Rubina bez zwłoki rozwinęła turban Remidoffa i aż westchnęła z zachwytu, przesuwając palcami we włosach i oglądając je, jakby oceniała jakość tworzywa.
- Masz piękne włosy, Remidoffie – stwierdziła, wyjmując kilka małych klamerek i przytrzymując je zębami. Jej zręczne dłonie przesunęły się po skórze głowy chorego. Mężczyzna aż się wzdrygnął nerwowo. Ciarki go przeszły po plecach.
- Dziękuję – wydusił. - A Cyan... to drań! Nie chcę o nim mówić.
Firezzo aż uniósł brwi sceptycznie, a Rubina zerknęła na niego zmartwiona.
- Jeśli czymś ci uchybił, powinien dostać upomnienie – stwierdziła, upinając jego włosy w sekcje.
- Nie... nie wiem... to nie jest takie łatwe. Przyczepił się do mnie... a mi jest miło... ale i nie miło... - spuścił wzrok, zagubiony. Nigdy nie miał z nikim takiej relacji.
- Przyczepił... co masz na myśli? - Rubina zaplatała mu kilka maleńkich warkoczyków.
- Dotyka mnie... często – westchnął. - I to naprawdę miłe. Nikt tego wcześniej nie robił...
- Odbandażowuje cię!? - Firezzo aż krzyknął, otwierając szeroko oczy.
- Nie nie! - powiedział szybko Remidoff. - Po nich dotyka. I rozmawiamy dużo.
Malarz pokręcił głową.
- O czym rozmawiasz z tym fioletowym dziwakiem?
Rubina posłała swojemu przyjacielowi zaintrygowane, ale i nieco zszokowane spojrzenie. Sama owszem, starała się traktować chorych jak innych tanelfów, ale żeby spędzać z nimi tyle czasu sam na sam.....
Jej palce sprawnie splatały włosy Remidoffa w coraz bardziej kunsztowny sposób. Niemal niezauważalnie, dodawała gdzieniegdzie perliste koraliki.
W pokoju w dziwny sposób narastało napięcie.
- Oż nie ważne! - burknął nagle Remidoff z irytacją. - O różnych osobistych sprawach.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że on chce być z tobą blisko, bo to dopiero jest chore... - Firezzo aż przestał rysować.
- Rezzo, jak ty to sobie wyobrażasz... - Rubina przewróciła oczyma. - Sam mówi, że się nie rozbiera. - Nacisnęła na skórę głowy Remidoffa, a potem zaczęła powoli wyciągać palce, czemu towarzyszyło przyjemne ciepło. Włosy unosiły się nieco, w jej kierunku, a gdy całkiem je zabrała, zaczęły falować , jakby unosiły się w wodzie. Chory aż rozejrzał się po bokach zadziwiony.
- Jesteśmy całkiem blisko – powiedział stanowczo.
- Remidoff, przestań. Sama myśl jest ohydna. Ty chyba po prostu nie wiesz co to znaczy – prychnął. - A jeśli on się do ciebie... przyczepił – powiedział z niesmakiem – to chyba jednak lepiej żebyś wiedział. Przyniosę ci jakąś książkę.
Rubina siadła obok niego, podziwiając swoje dzieło z cieniem troski w ślicznych oczach.
- To okropne, że ktoś taki miałby go molestować – skomentowała, jakby Remidoffa tam nie było.
- Jaką niby książkę? - burknął, coraz bardziej zjeżony, a jego włosy poruszyły się płynnie w powietrzu.
- Zobaczysz – prychnął Firezzo. - Powiedzmy, że taką niezupełnie w moim typie, ale czuję, że tobie się spodoba – powiedział sceptycznie.
- Możemy mu dać „Perły Władzy”! - rzuciła z zapałem, bawiąc się swoimi włosami. - Będzie mógł odnieść trochę do siebie.
Firezzo parsknął śmiechem i pogłaskał ją po ramieniu, nieświadomy, że Remidoff niemal chłonie ten widok.
- Świetny pomysł. Bardzo na temat – zaśmiał się. - Choć nie przypominam tam sobie miłości do ogra.
Rubina zaśmiała się i nieco pro forma klepnęła go w kolano.
- Oj przestań! Remidoff słucha.
Chory tanelf spojrzał na nich sfrustrowany. Nie cierpiał, że musi dawać się malować i jeszcze wysłuchiwać ich porozumiewawczych stwierdzeń. Gdzieś w głębi ducha ekscytowało go, że chcą robić na szerszą skalę to co Cyan, zmienić coś w życiach chorych, a z drugiej bał tego bardziej. Co jak wszystkim się pogorszy? On czuł się już wystarczająco źle.
- Słucham – potwierdził sucho.
- Wszystko się wkrótce wyjaśni – rzuciła Rubina, zrzucając buciki. Położyła się wygodnie na łóżku Remidoffa, jedną ręką dotykając uda Firezzo i przymknęła oczy. Mężczyzna uśmiechnął się do niej lekko i znów zaczął rysować.
« Ostatnia zmiana: Październik 01, 2010, 11:05:31 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #62 dnia: Wrzesień 17, 2010, 01:12:31 pm »
Dzieje się, dzieje! Ciekawe co sprawi że Remik zmieni nastawienie?
Dzięki z ostrzeżenie o seksie, przygotowałem się mentalnie i moralnie i jakoś przetrwałem. W sumie bardzo organiczny opis... Jestem ciekaw jak opiszecie akcję Cyan-Remi.

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #63 dnia: Wrzesień 30, 2010, 09:58:23 pm »
(Cieszę się, że przetrwałeś hi hi. No cóż, seks bez emocji głębszych jest w sumie dość organiczną czynnością ;) Mam nadzieję, że uda nam się dobrze oddać różnicę, później. W pozostałych opowiadaniach też piszemy różne seksy XD)

 Przez następne czterdzieści minut, chory mógł się cieszyć względnym spokojem, bo dziewczyna usnęła, a drugi tanelf był zbyt zaabsorbowany pracą, by wciągać go w konwersacje. Nagle jednak, Rubina otworzyła oczy i usiadła na łóżku.
- Ten księżycowy tu idzie, sam – stwierdziła, wciąż nieco senna. Przeciągnęła się. Remidoff zerknął na nich zaalarmowany, a jego splecione włosy poruszyły się gwałtownie w powietrzu. W chwilę potem, rozległo się pukanie i Cyan wszedł do pomieszczenia, nie czekając na zaproszenie. Z frustracją zacisnął usta, widząc, że tanelfowie z obsługi nadal tam są. Zaraz potem jednak, cofnął się o krok, zauważając smoliście czarne włosy, które powiewały w powietrzu, błyszcząc eleganckimi koralikami. Czuł coś pomiędzy lękiem a fascynacją.
- Czego chcesz? - zapytał Remidoff wyniośle. - Wyratowałem cię z problemu. - Cyan zbliżył się o  kilka kroków, prostując się.
- Remi, to się robi śmieszne – rozłożył ręce. - Nie rozumiem, co się stało, że ze mną nie rozmawiasz. Musimy pogadać! - powiedział, łapiąc jego spojrzenie.
- Mów jak chcesz – powiedział chłodno Remidoff, a pozostała dwójka tanelfów obserwowała go z zainteresowaniem. - To ty mnie zraniłeś.
- Ja? - spytał Cyan zaskoczony, zaraz jednak zerknął na Rubinę i Firezza. - Każ im wyjść! Nie będę się przy nich produkował.
- Nie. To ty możesz wyjść – powiedział ostro, a ruda tanelfka zachichotała cicho. - Męczysz mnie i moje... wszystko we mnie męczysz.
Cyan zagryzł wargę, czując się wybitnie zlekceważony. Doszedł do Remidoffa, pokonując strach przed jego fryzurą.
- Jak ty ich nie wyrzucisz, sam to zrobię! - syknął.
- Oho. Tu już się chyba zapędzasz. - Zmarszczył brwi Firezzo. - Się nie dziwię, że Remidoff się denerwuje, jeśli robisz do niego nieprzyzwoite awanse...
Cyan obrócił się w jego stronę, sycząc przenikliwie. Jego dłonie ze złości rozczapierzyły się, jakby był drapieżnikiem gotowym do skoku. Remidoff aż otworzył szerzej oczy i odsunął się na fotelu, bardziej pod ścianę. Z przerażeniem stwierdził, że obsydianowe paznokcie Cyana poruszają się, a raczej bulgoczą. Na ich powierzchni zaczęły się pojawiać maleńkie bąbelki, a czerń zaczęła wręcz z nich spływać. W powietrzu dało się wyczuć zapach rozgrzanego metalu.
Rubina pisnęła, chwytając się ramienia Firezzo, który nie cofnął się, a tylko zmrużył oczy, od razu poważniejąc.
- I co? Naprawdę chcesz przejść na ten poziom?
- Właśnie – jęknął Remidoff, choć nie wiedział o jaki poziom właściwie chodzi. - Może lepiej nie....
Jasnobłękitne oczy Cyana zwróciły się w jego kierunku.
- Wyproś ich... - powiedział nieco spokojniej.
- Nie chcę rozmawiać – jęknął, mimo wszystko przestraszony. - Dostałeś koszulę, nie złość się..
Firezzo aż zmarszczył brwi.
- Remidoffie nie martw się tymi głupimi pogróżkami. Jak widać wszyscy księżycowi to jednak ograniczone zwierzęta – warknął, wstając.
Cyan skoczył w jego kierunku z głuchym sykiem, a jego wrzące paznokcie momentalnie znalazły się w pobliżu urodziwej twarzy tanelfa.
- Wyjdź... - zaburczał. Ten aż zamarł, wpatrując w niego zdenerwowany. Takiej szybkości się jednak nie spodziewał. Otworzył usta, nie wiedząc co powiedzieć, ale z opresji wyratowała go Rubina, ciągnąc nieco w tył, za ramię.
- Może faktycznie chodźmy... - mruknąła, ratując jego dumę.
- Tym razem ci daruję... - burknął słabo.
Cyan uśmiechnął się powoli i kiwnął im głową w kierunku drzwi.
- To oddalcie się jak cywilizowane istoty.
Firezzo rzucił mu jeszcze pełne niechęci spojrzenie i wyszedł z Rubiną pospiesznie. Kiedy Cyan się obrócił..... Remidoffa nie było na fotelu. Odetchnął, kierując wzrok na zamknięte drzwi łazienki. Skupił się i po chwili jego paznokcie powróciły do normy, zastygając w swoją zwykłą, kamienną konsystencję. Przeczesał też nastroszony meszek na twarzy i doszedł do wejścia, od razu pukając.
- Nie wchodź – usłyszał ciche jęknięcie zza drzwi. Mężczyzna pokręcił głową i nacisnął klamkę. Drzwi jednak stawiły opór.
- Remi... - mruknął mężczyzna z głębokim westchnieniem. - Nie wydziwiaj tylko porozmawiajmy jak dorośli.
- Nie chcę... - usłyszał szept z drugiej strony.
- Nie chcę cię popchnąć, ale zrobię to, jeśli mnie zmusisz – zagroził Cyan spokojnym głosem. Skronie aż mu pulsowały z rozdrażnienia i poczucia niesprawiedliwości. Słuchał tych obelg pod jego adresem i milczał, jakby się z nimi zgadzał! Do tego to była jakaś histeria.
- Ale czego ode mnie chcesz? - jęknął tanelf z pokoju kąpielowego. - Nikomu się nie skarżyłem.
- Na co miałbyś się skarżyć! - syknął Cyan. - Nie zrobiłem nic przeciw tobie! Nic! A ty tak mnie traktujesz! - poskarżył się, przesuwając palcami po gładkiej powierzchni  drewna.
- Myślę, że tak będzie wszystkim łatwiej. Ja się tym wszystkim strasznie denerwuję – poskarżył się. - Moje serce uderza za szybko i mi gorąco. Pogarsza mi się... - jęknął.
Cyan pchnął nagle drzwi na tyle, by wsunąć się w połowie do środka, a gdy tanelf odsunął się, nie chcąc naciskać na niego drzwiami, wszedł do pomieszczenia. Zmierzył Remiego szybkim spojrzeniem i nagle położył mu dłoń na wysokości mostka, przyciągając do siebie za talię. Czuł szybkie, podekscytowane bicie serca i odetchnął ciężko, gdy ich spojrzenia się spotkały. W pięknych, jadeitowych oczach Remidoffa można było zatonąć. Ten jednak nie poruszył się ani na centymetr.
- Nie... - stwierdził Cyan, uśmiechając się nagle. - Bije jak normalne, zdrowe serce, kiedy jest się z kimś blisko, zobacz... - dodał, łapiąc drugą dłonią nadgarstek chorego i przykładając je do swojego torsu. Mężczyzna niepewnie przytrzymał dłoń, popatrując na niego i nie wiedząc co powiedzieć. Cyan mu się tak strasznie narzucał, ale nie było to też niemiłe. Nie wiedział co o tym myśleć.
- Nie bije tak przy nikim innym – powiedział sceptycznie.
Cyan zapatrzył się na niego, a jego spojrzenie momentalnie zmiękło.
- Remi... - westchnął, przyciągając go do siebie i lekko przytulając. Uśmiechnął się błogo. - Bo nikogo nie lubisz tak jak mnie widocznie...
- Nie jestem przekonany... Biło tak też jak się zezłościłem...
- Bo przeżywasz emocje – wyjaśnił elf, głaszcząc go po plecach i mimo wszystko starając się trzymać twarz z dala od falujących włosów. Budziły w nim nieprzyjemne wspomnienia.
- To nie chcę – jęknął. - To męczące i denerwujące... i takie... obezwładniające i nielogiczne – wydusił niemal na wydechu.
Cyan roześmiał się, popatrując na niego z rozbawieniem błyskającym w jasnych oczach.
- Pierwszy raz słyszę o logicznym tanelfie.
Remidoff spuścił wzrok i przytulił się do niego. Zaraz jednak, elf schylił się, łapiąc go pod kolanami i chory stracił grunt pod nogami, nagle znajdując się na rękach Cyana, który od razu wycofał się z łazienki. Aż kwiknął cicho, zszokowany.
- Co robisz!? - wydusił spanikowany.
- Niosę cię – zamruczał Cyan z zadowoleniem. Remidoff był taki słodki i delikatny. Miał ochotę się nim zająć, wszystko mu pokazać, opowiedzieć...
Delikatnie położył obandażowaną postać na łóżko. Tanelf wlepił w niego spojrzenie pełne pytań, przesuwając się bardziej pod ścianę. Cyan przysiadł na łóżku i spokojnie zdjął buty nim wsunął się też na materac. Czuł się tak błogo na myśl, że wzbudzał w Remidoffie takie emocje, że nawet nie był już zły, choć nadal zamierzał wyjaśnić, co się właściwie stało, że Remi zaczął się tak zachowywać.
- Czemu mnie tak zamęczasz? - jęknął tanelf słabo.
Cyan przysunął się bliżej, kładąc się na boku i dotykając ostrożnie jego ramienia.
- Bo to taki słodki ból. Wcale nie chcesz się mnie pozbyć, Remi... - powiedział łagodnie.
- ... Jak z czekoladą... - jęknął twierdząco mężczyzna.
- Ale kiedy się nie widzimy, chyba wcale nie jest tak lepiej, co? - ciągnął go za język Cyan.
- Strasznie tęsknię... - powiedział szczerze Remidoff, spuszczając wzrok. Nie łapał się sam we wszystkim co czuł. - Ale byłem... jestem też zły – dodał bardziej rzeczowo.
Cyan westchnął ciężko.
- Czekałem na ciebie, bo też tęskniłem. A ty nie przyszedłeś... - mruknął, zerkając na niego.
- Nie chciałem problemów więcej... więcej leków mi dają i źle się czułem po 'wyciszeniu'.
- Widziałem... Remi, nie powinni ci tego robić... - westchnął Cyan, unosząc nagle jego dłoń do ust i pocałował jej wierzch przez rękawiczkę. Tanelf wpatrzył się w niego niepewnie.
- Mieli rację... jak mogłem tak zacząć wrzeszczeć...
- Zdenerwowałeś się. Każdemu się zdarza... - Cyan pogładził go po ręku, jednak Remidoff nie odpowiedział już.
Elf zwilżył wargi i spojrzał mu prosto w oczy.
- Byłem zły, bo denerwuje mnie jak myślę, że mógłbyś woleć siedzieć tu z nim, a nie ze mną – mruknął. Wiedział, że przereagował już, jak wrócił się do pokoju tuż po kłótni.
- Porównałeś mnie do niego – burknął Remidoff. - Nie mogę się z nim równać.
Cyan westchnął ciężko, ściskając jego dłoń mocniej. Czuł się tak dobrze będąc z nim w łóżku.
- Nie o to mi chodziło... - mruknął. - Ale... słyszałeś, co on mówi...
- Kiedy?
- Dzisiaj! - odparł Cyan od razu. - Uważa, że coś ze mną nie tak, bo nie jestem jak wy. I... no... - skrzywił się. - Chodziło o to, że obaj jesteście tanelfami...
- Ale on mnie tak nie dotyka... - Splótł z nim powoli palce.
Elf przełknął. Gdyby tylko mógł z niego zrzucić te bandaże, wydotykałby go bardzo dokładnie.
- A chciałbyś? - zapytał jednak. Remidoff spuścił wzrok, zamyślony.
- Nie... z tobą jest inaczej...
Cyan odetchnął z ulgą, przysuwając się bliżej i przytulając go do siebie pewnym ruchem. Włosy Remiego falowały powoli nad ich głowami.
- Może niedługo skończy malować, to nas zostawi... - powiedział cicho.
- Oby – zgodził się Cyan, przesuwając lekko dłonią w dół i w górę jego zabandażowanego ciała. Zapach tanelfa po prostu zwalał go z nóg. Z Zanderem było... fajnie, lubił jego entuzjazm i fakt, że dobrze im się rozmawiało, ale skonfrontowany z Remidoffem, wydawał się blady i zwyczajny.  Remi był... inny, w jakiś sposób bardziej ekscytujący... pewnie dlatego, że był tanelfem, ale Cyana nie obchodził powód... każde spotkanie wydawało się takie emocjonujące i intensywne. Jego rozmyślenia, przerwało jednak dość bezradne pytanie:
- Cyan... Co to są „awanse”?
Elf aż się w niego zapatrzył, nieco zszokowany.
- ... nie wiesz...? - spytał płasko.
- Nie pytałbym – mruknął Remidoff.
Cyan wypuścił powoli powietrze z ust. Jak mógł nie wiedzieć, co to znaczy?!  Skąd się urwał, był przecież dorosły, nawet, jeśli nie był sam doświadczony! Cyan nie wierzył, że mógł wiedzieć aż tak mało!
- To... kiedy ktoś się stara o czyjeś względy... - wyjaśnił w końcu neutralnie.
- O... znajomość, tak? - dopytał Remidoff. - To co w tym nieprzyzwoitego?
Cyan wlepił w niego oczy, czując, że żołądek niemal przykleja mu się do kręgosłupa.
- Nie, Remi... w romantyczny sposób... - powiedział niepewnie, szukając w jego twarzy zrozumienia. Nie znalazł go jednak.
- Romantyczny... - powtórzył tanelf. - Jak ten obraz? - wskazał na oprawiony w złoto malunek na ścianie. Sielska scena z parą tanelfów w wiejskich strojach z Loar-Dank, wypasających kucyki na polanie porośniętej błękitną trawą. Cyan zerknął na dwoje tanelfów, którzy nie wydawali się być ze sobą związani. Zwrócił znów spojrzenie na chorego i pogłaskał go po głowie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że dotyka włosów i wysunął z nich palce.
- Nie... to jak... bardziej jak my. Widzisz różnicę?
- Mieszkamy na pustyni...?
- Nie, Remi... - Cmoknął policzek tanelfa, głaszcząc jego ramię. - Dotykamy się, chcemy spędzać czas ze sobą, bo tęsknimy...
Remidoff powoli kiwnął głową, a Cyan uśmiechnął się delikatnie, pocierając policzkiem o bok jego twarzy.
- Nie słuchaj tego, co ten idiota mówi o mnie... - mruknął.
- Ja tam myślę, że jesteś bardzo... miły... - powiedział cicho, głaszcząc jego ramię.
Cyan zaśmiał się, przytulając go powoli.
- Ja ciebie też bardzo lubię, Remi...
- Chcesz, żeby przestał mnie malować? Co jak na nas doniesie...? - zerknął na niego zielonymi oczami.
Cyan zdusił automatyczny entuzjazm i odetchnął ciężko, kręcąc głową.
- Nie chcę, bo chyba ty tego nie chcesz... ale z drugiej strony masz rację, że możemy mieć problemy. - Cyan przesunął dłoń w dół jego pleców, rozkoszując się miękkim dotykiem ciepłych, pachnących bandaży. - Nie chcę tylko, żebyś... no wiesz... słuchał tych pierdół, co mówi...
- Mam swoje zdanie – powiedział bardzo konkretnie. - Ale muszę powiedzieć, że miło jest mieć kontakt z większą ilością osób.
Cyan przygryzł wargę. Denerwował się, że może stać się mu zbędny, ale nie mógł przecież go trzymać tylko dla siebie. To nie byłoby w porządku.
- Rozumiem.
Uśmiech pojawił się w kącikach oczu Remidoffa.
- Mówili, że chcą więcej chorych tak zaangażować. Jak mnie – powiedział, podekscytowany.
Cyan zwilżył wargi.
- Ale po co? - spytał, przesuwając płynnie dłońmi po jego ciele, rozgrzewając je.
Remidoff odsunął się nieco, niepewny takiej ilości pieszczot.
- Żeby coś się tu zmieniło....
Cyan zerknął na niego z zainteresowaniem.
- Jak to?
- Nie chcę problemów... nie chcę dostawać tych leków ciężkich, ale chcę, żeby inni chorzy też mieli więcej radości. Lilandra na przykład. Dopiero teraz widzę jaka jest samotna.
- Ty masz mnie – zamruczał Cyan, schylając głowę i delikatnie całując ramię tanelfa raz za razem. Ten aż zadrżał, przymykając oczy.
- I ja bym chciał żeby ona też była szczęśliwsza... przynajmniej póki jesteśmy w pierwszym asylumie... Nigdy nie wiem kiedy mnie przeniosą.
Cyan zamknął oczy, czując nagły ścisk w klatce piersiowej. Przytulił Remidoffa mocniej. Nie wyobrażał sobie, że miałby go nagle ot tak stracić.

**
« Ostatnia zmiana: Październik 01, 2010, 11:10:19 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #64 dnia: Październik 01, 2010, 11:08:38 am »
Cytuj
- Dziękuję – wydusił. - A Cyan... to drań! Nie chcę o nim mówić.
Firezzo aż uniósł brwi sceptycznie, a Rubina zerknęła na niego zmartwiona.
- Jeśli czymś ci uchybił, powinien dostać upomnienie – stwierdziła, upinając jego włosy w sekcje.
Świetne zdanie! W prosty i mocny sposób wyłazi cała arogancja i ignorancja tanelfów. Przecież Rubina i Firezzo też "uchybiają" Remiemu, bez szkła widać że uważają się za tysiąc razy lepszych od księzycowych - gorzej nawet, w ogóle o tej swojej lepszości nie myślą.
Opis zabiegów fryzjerskich bardzo fajnie współbrzmi z dialogiem, powstaje wrażenie błogości i rozleniwienia.

Cyan epicką szarżą odzyskuje utracone szańce i wdziera się na terytorium wroga! No, teraz już żadne klifhangery mnie nie zwiodą, wiadomo że w takiej chwili świat wdziera się w życie bohaterów! Stawiam właśnie na przeniesienie.
« Ostatnia zmiana: Październik 01, 2010, 11:18:21 am wysłana przez Bollomaster »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #65 dnia: Październik 01, 2010, 11:55:55 am »
(No cóż, tacy są Rubina i Firezzo, ale nie są jacyś celowo źli ;) )

**

Cyan wyślizgnął się z pokoju Remidoffa późno w nocy. Wiedział, że ma poranną zmianę, ale nie mógł się zmusić do wyjścia. Opowiadał Remidoffowi kolejną historię, tak bardzo lubił, kiedy tanelf się w nie angażował. W delikatnym świetle kinkietów przemknął się na klatkę schodową dla pracowników i zaczął cicho zbiegać w dół. Nie rozumiał, jak Remidoff, tanelf nie ogarniał pewnych konceptów. Z drugiej strony, pewnie była to kwestia słów, których nie mógł poznać, skoro nie miał dostępu do odpowiedniej literatury, a romansów w asylumach też raczej nie było.
Przeszedł przez pokój wspólny, gdzie Xana nękała Shoh, wyliczając mu coś na palcach. Siedział z wybitnie sfrustrowaną miną i ramionami zaplecionymi na piersi. Cyan prychnął cicho, kręcąc głową i szybko dochodząc do swojego pokoju. Przy jego drzwiach, z głową opartą o kolana, siedział Zander. Najwyraźniej przysnął, ale nie chciał iść do siebie. Cyan wciągnął powietrze na jego widok i od razu się rozejrzał. Co, jeśli ktoś to skojarzy i uzna za potwierdzenie podejrzeń na jego temat?! Przysunął szybko bransoletkę do drzwi, które odskoczyły od futryny i pociągnął Zandera za ramię w górę.
- Chodź! - powiedział szybko.
Chłopak podniósł na niego zaspany wzrok, ale uśmiechnął się szeroko.
- O hej! - ziewnął. Cyan wciągnął go szybko do pokoju i zamknął drzwi. Nie chciał wybuchnąć, bo Zander nie miał przecież złych intencji, zamknął więc na chwilę oczy, by ochłonąć.
- Zander... nie możesz wysiadywać pod moją ścianą – westchnął w końcu.
Z chłopaka jakby uszło nieco powietrze i spojrzał mu w oczy, swoim jasnym spojrzeniem.
- Bo ja no... - Uniósł srebrzystą skrzyneczkę, którą miał ze sobą. - Chciałem cię wymasować pyłem... - aż westchnął.
Wyraz twarzy Cyana momentalnie złagodniał i mężczyzna położył mu dłonie na ramionach.
- Przepraszam – westchnął. - Przestraszyłem się, co pomyślą, jeśli cię tu zobaczą...
- Oh bo Cyan... - Odłożył skrzynkę na podłogę i objął jego szyję. - Jesteś zupełnie lunarny... - Pocałował jego wargi, przymykając oczy. Niemal białe włosy Zandera, były dziś splecione w warkoczyki, z kilkoma, wplecionymi w nie kamykami. Cyan uśmiechnął się, dotykając ich palcami.
- Pięknie wyglądasz... te włosy... - Powąchał je, zadowolony z ciepłego ciała tuż przy sobie. Zander pachniał gorącym piaskiem.
- Mmm? - zamruczał. - Podobają ci się? - uśmiechał się do niego, mrużąc oczy jak kot.
- W ogóle jesteś bardzo urodziwy – uśmiechnął się szeroko mężczyzna, łapiąc go w pasie i unosząc nad podłogę.
- Uch! Jaki siłacz! - zaśmiał się, przytulając mocniej i drapiąc go nieco po plecach. - To jak będzie z tym masażem? Shoh przyłapała dziś Xana z dwoma dziewczynami – powiedział rozbawiony.
- Nie wierzę... - prychnął Cyan, sadzając go na łóżku. - I co jej do tego? Zazdrosna?
- Może. Ale podobno znalazła na to punkt w regulaminie, że to puste i nieobyczajne. - Wpatrzył się w niego błyszczącym wzrokiem i pociągnął do siebie. Cyan klęknął między jego nogami, obejmując go  w pasie i całując go lekko w usta.
- Głupia z niej suka i tyle. Nawet do płodzących się przyczepia – prychnął.
Zander podrapał go pieszczotliwie po plecach i po chwili przesunął dłoń na jego nausznicę.
- Przegina trochę, bo Xan jednak dobrze pracuje.
- Ta, w porządku z niego facet... - Cyan odgiął szyję, pozwalając się głaskać. - A wracając do masażu...
- Czas na niego... - zamruczał chłopak, sięgając do skrzyneczki przy łóżku i otwierając ją. Od razu w małym pokoju zapachniało gorącym pyłem pustyni.
- Przyznaj, przeleciałbyś Xana – zaśmiał się Cyan, zdejmując ubranie.
Zander aż spurpurowiał nieco, otwierając szerzej oczy.
- Ja..yy... on nie... a ty? - wydusił, zastygając i gapiąc się na niego.
- Nie, on zdecydowanie nie – wymruczał mężczyzna, siadając na posłaniu i rzucając mu rozbawione spojrzenie. - Ale nie pogardziłbym okazją, gdyby był.
- Nie no... ja też myślę, że jest naprawdę obłędny... - powiedział, przygryzając lekko wargę i sięgając pyłu na dłoń. - Odwróć się plecami – uśmiechnął się.
Cyan rzucił mu przeciągłe spojrzenie, ale położył się na brzuchu, podkładając sobie pod brodę złożone ręce. Zamruczał z zadowoleniem. Po chwili poczuł pył opadający jego plecy, a Zander zaczął delikatnie rozcierać go na ciele Cyana, przyjemnymi, kolistymi ruchami.
- Fajny miałeś pomysł... trudno to samemu zrobić – westchnął mężczyzna.
- Mhmmm.... - zamruczał chłopak, pochylając się nieco i całując jego kark. - Twoje futerko będzie aksamitne...
- Pod twoimi rękami? Na pewno – jęknął cicho Cyan. Uwielbiał to uczucie ciepłego, popielistego pyłu na ciele. Kiedy przebywał sam na pustyni, często rozbierał się do naga i taplał się w piasku. Wiedział, że wolałby to robić z kimś. Uwielbiał seks na pustyni.
- W ogóle co się stało z tą koszulą tanelfa? - zapytał, nie przerywając przyjemnych ruchów dłoni, masując teraz jego boki. Poczuł, że ciało mężczyzny napina się pod jego palcami.
- Nie rozumiem... - powiedział w końcu.
- No tak cię wywołali, a potem nie było nawet oświadczenia czy komentarza... - Jego dłonie były bardzo przyjemne. Miał chyba doświadczenie.
- Wspaniale masujesz – starał się zmienić temat Cyan. Nie chciał odkrywać swojej przyjaźni z chorym.
Zander zamilkł, zaskoczony, aż nie wiedząc co powiedzieć, ale dalej przecierał pyłem jego futerko.
- Mm, wiele razy to robiłeś? - kontynuował Cyan miękko.
- Tak – mruknął Zander, niezadowolony ze zignorowania jego pytania i na chwilę cofnął dłonie, żeby ściągnąć koszulę, przetykaną białą wełną.
- Przyjaciołom?
- Mmm... koleżankom mojej siostry – prychnął, znów ugniatając przyjemnie jego skórę.
- Szczęśliwe kobiety, choć niestety bez finału – zaśmiał się Cyan, a jego kochanek zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
- Samo życie... przynajmniej nabrałem wprawy, co? - pochylił się i pocałował jego kark.
Cyan aż zamruczał, prężąc mięśnie pleców. Czuł mięciutkie ziarenka na skórze.
- Cudowne.
- Straszne, że tak ci przeszukała pokój bez pytania... - pociągnął temat Zander.
- Shoh to suka – odparł mężczyzna, rozkoszując się masażem.
- Ale co? Fałszywy alarm? - Zander usiadł na jego udach, zsuwając dłonie na niższe części jego pleców. Cyan obejrzał się przez ramię.
- Jasne, dał mi tę koszulę, bo podobała mu się obsługa.
- No! A oni się zaraz doczepiają, że ukradłeś! Jakbyśmy nie mogli czegoś dostać, albo w ogóle jakbyśmy nie mieli szans kupić nic takiego nigdy! - zapalił się Zander i aż przylgnął do niego na chwilę z entuzjazmu.
Cyan zaśmiał się, kręcąc głową.
- Szkoda tylko, że inni księżycowi mają takie opinie.
- No dokładnie. Jest gorsza niż Sadiq – burknął, znów prostując się i masując go z zapałem. - On jest po prostu głupi, ale ona wredna.
- Tak, jest tak brzydka, że nikt z nią nie chce kopulować, więc gdzieś musi nadmierną energię włożyć – mruknął kpiąco Cyan.
- Nie to co ja – zamruczał Zander. - Ja jestem ostatnio bardzo zadowolony i rozleniwiony... - westchnął, przesuwając dłonie na jego biodra. Cyan odetchnął, unosząc je nieco i ocierając się o niego lekko.
- Nie widzę, żebyś się lenił.
- Bo to taka przyjemna praca. Żywe Srebro ze mnie – zaśmiał się.
- Mmm, przodujesz we wszystkim – zamruczał Cyan, spoglądając na niego przez ramię. Chłopak uśmiechnął się do niego pogodnie, przyprawiając go o przyjemne mrowienie.
- Mój ojciec był takim wioskowym Żywym Srebrem. Dostawał nagrody za poławianie, przemawiał na wiecach... - westchnął z pewną melancholią.
- Nieźle. Mój brat strasznie o to współzawodniczy z kilkoma innymi chłopakami ze swojej części kopalni – zaśmiał się. - Ale jest młody, powinien się wyrobić dość już niedługo. Strasznie chce być rozpoznawalny.
- Ja nie chcę... wszyscy by mi patrzyli na ręce. - Cofnął powoli ręce i zaczął rozpinać spodnie, lustrując ciało Cyana pożądliwie.
Mężczyzna zakręcił lekko biodrami, ocierając się o jego ciało.
- Masuj dalej...
- ...Naprawdę? - westchnął Zander, chyba mając na myśli co innego, bo wpatrzył się w jędrne pośladki Cyana. Miał wyraźnie purpurowe wypieki na policzkach i zsunął spodnie.
- Mm... - Cyan uśmiechnął się do siebie, pocierając policzkiem o swoje przedramię. - Podniesiemy twoje masażerskie umiejętności na następny poziom. Zander odetchnął ciężko i opadł na niego powoli, ocierając się o jego piaszczyste plecy torsem. Cyan wciągnął głośniej powietrze, czując przyjemne ocieranie się owłosionych ciał. Czuł się tak przyjemnie zrelaksowany.
- Pokażę ci na jak wysokim poziomie są moje umiejętności – zamruczał Zander, całując jego kark i gładząc boki. Jego serce waliło w piersi jak szalone.

*
« Ostatnia zmiana: Październik 03, 2010, 01:15:51 pm wysłana przez kasiotfur »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #66 dnia: Październik 04, 2010, 07:07:48 pm »
*

Remidoff siedział na kremowej pufie w gabinecie lekarza z wyjątkowo smętnym poczuciem. Nie dostał od Cyana żadnego sygnału rano. Widocznie nie on rozwoził śniadanie. Widzieli się ledwo wczoraj, a on już teraz tak strasznie tęsknił, że ściskało go w środku. Nie mógł się skupić na niczym innym niż jakichś głupich fantazjach o sposobach spędzania czasu z Cyanem. Chciałby naprawdę móc dotknąć jego, miękkiej pewnie, skóry. Na samą myśl, jego policzki aż zrobiły się gorętsze. Och jak strasznie by chciał to zrobić! Rozejrzał się z frustracją na obrazek przedstawiający świetlisty krajobraz pustyni i górujące nad nią, jasne asylumy. Na takiej pustyni żył Cyan. Jego rodzina, jego rasa... ciekaw był co jeszcze tam robili oprócz historii o których słyszał. Czy leżeli w nocy w cieple księżyca? Uśmiechnął się do wizji Cyana leżącego na piasku... patrzącego to w księżyc, to na niego...
- Pan Ranvin... - Lekarz bezgłośnie wszedł do pokoju zabiegowego ze swojego biura. Pomieszczenie, w którym się znajdowali było wyłożone jasnym marmurem, a wszystkie meble były utrzymane w tonacjach kremu i beżu i, jak na tanelfickie gusta, niezwykle proste. Doktor miał na sobie białą, haftowaną szatę do kolan i beżowe, wysokie buty ze skóry. Spod miedzianych, rzeźbionych gogli o wielu położonych blisko siebie soczewkach, z których część odchylona była na zewnątrz, widać było gładką, bardzo bladą skórę i pełne usta o brzoskwiniowej barwie.
- Tak. Jestem gotowy. - Remidoff wstał od razu, próbując stłumić ekscytację, ale im więcej myślał o tym by ją pohamować, tym bardziej skupiał się na Cyanie i... och było to strasznie trudne.
Usiadł na śnieżnobiałym łóżku położonym na rusztowaniu z metalowych splotów przypominających pnącą się winorośl. W wielu miejscach na ścianach znajdowały się połyskliwe, kryształowe płaszczyzny, oświetlające pokój zabiegowy.
Bezimienny lekarz doszedł do drugiego tanelfa i zwrócił pozbawioną wyrazu twarz w jego stronę. Otworzył znacząco rzeźbioną, drewnianą skrzyneczkę, w której trzymał narzędzia i wyjął z niej pękaty pojemniczek z usypiającym proszkiem. Wydzielił bez słowa odpowiednią ilość na srebrnej szpatułce i zbliżył się z nią do leżącego.
Remidoff westchnął cicho, znów próbując stłumić ekscytację. Liczne soczewki gogli odbijały światło tak, że nie sposób było dostrzec spojrzenie lekarza który w milczeniu rozpylił proszek nad jego twarzą i Remidoffa ogarnęła znajoma błogość. Odetchnął jeszcze raz, wpatrując się w sufit, ale... nie zasnął. Dopiero po chwili zorientował się, że zwykle niemal natychmiast ogarniała go senność, teraz jednak, wpatrywał się w sufit, choć jego oczy stały się dziwnie wilgotne, co nieco zmąciło obraz lamp i soczewek nad jego głową. Z frustracją pomyślał, że nie może mrugnąć. Pewnie dlatego, że już prawie zasypiał...
Z boku jednak usłyszał nieco monotonny głos lekarza, który najwyraźniej notował datę i godzinę zabiegu, wypowiadając je na głos. Remidoff wyraźnie słyszał jego kroki na marmurowej posadzce, a także dźwięk postukującego o siebie metalu.Nagle, ujrzał nad sobą głowę lekarza, który przeciągnął się, pogwizdując. W ręku miał duże, połyskujące nożyce.
Serce chorego ścisnęło się do rozmiaru winogrona ze strachu. Nie wierzył, że to się działo! Zawsze zasypiał bez problemu! Czyżby to przez tą nadmierną ekscytację!? Ostrza zbliżyły się niebezpiecznie do jego oczu. Męska dłoń w obcisłej rękawiczce nieco uchyliła bandaż, gdy tępa strona zimnego ostrza wślizgnęła się pod spód, przesuwając się po łuku brwiowym tanelfa. Serce w jego piersi zaczęło dudnić z przerażenia. Co jeśli dostrzeże odbicie w jego okularach!? Nie chciał tu być!
Doktor najwyraźniej nie był świadomy stanu, w którym znajdował się jego pacjent, bo dość bezceremonialnie, choć dokładnie rozcinał wszystkie opatrunki. Remidoff czuł na nagiej skórze dotyk metalu i gumy. Poczuł jak z zawilgoconego oka, spływa wilgoć. Wiedział przecież, że lekarz zmienia mu opatrunki, po to tu przychodził, ale być postawionym przed tym nagim faktem, mierziło go do szpiku. Te osłonięte ręce dotykały go jak przedmiotu, nie kłopocząc się zbytnio, czy ułożą kończynę wygodnie, czy nie. Kiedy jego ciało było już całkiem nagie, nagle poczuł mocne ukłucie na środku stopy. Jego panika sięgnęła zenitu i aż poczuł, a może tylko mu się wydawało, że jego ciało drgnęło. Musiał mu przecież jakoś przekazać swój stan!
Niestety, doktor niczego nie zauważał. Bolesne nakłucia powtarzały się raz za razem, coraz wyżej na jego ciele. Wreszcie, widział nawet milczącą twarz lekarza nad sobą, gdy ten zajął się jego głową. Kolejna łza bezsilności spłynęła mu po boku twarzy. Po chwili, został bezceremonialnie obrócony na plecy i zabieg został powtórzony na tylnej stronie ciała. Gdy ta nieskończona tortura wreszcie dobiegła końca, w powietrzu uniósł się zapach mydła i doświadczone dłonie doktora zaczęły myć go we wszystkich miejscach, nawet tam, gdzie Remi sam nigdy się nie dotykał.
Nigdy w życiu nie czuł się tak naruszony. Miał ochotę skulić się pod kołdrą. Wolał nie wiedzieć jak ten zabieg wyglądał. Lekarz włożył mu też palce do ust, przesuwając opuszkiem w rękawiczce po zębach.
Najgorsze, że nie mógł dać znać, ani nawet zamknąć oczu. Całe jego ciało było dokumentnie nieruchome, nie miał nad nim żadnej kontroli. Po wysuszeniu i natarciu jego ciała pachnącym olejkiem, lekarz zaczął wprawnie zakładać Remidoffowi bandaże.
- No i co biedaku, wkrótce czas na ciebie... - westchnął nieco smętnie, owijając jego bezwładną nogę. Gdyby Remidoff mógł, zmarszczyłby brwi. Co to niby miało znaczyć?!
Na szczęście, gdy nie był już nagi, czuł się nieco lepiej. Lekarz ubrał go w ubranie, w którym przyszedł i odszedł w stronę biurka, mrucząc cicho jakąś melodię. Dopiero po chwili przerwał i Remidoff usłyszał szuranie pióra po papierze.
- Kondycja pacjenta w normie, choć choroba pozostawia coraz większe ślady na jego ciele. Stwierdzam szybkie pogorszenie stanu ogólnego. Wkrótce, konieczne będzie przeniesienie do bloku P - wymruczał do siebie mechanicznie.
Słysząc to, Remidoff poczuł jakby zapadał się w jakąś wielką czarną dziurę. Ostrzegano go już, że to nadchodzi, ale miał nadzieję, na jeszcze może... kilka miesięcy...? Szczególnie teraz jak poznał Cyana...
Resztę doktor przemruczał, ale w końcu wrócił do kozetki i zaaplikował Remidoffowi pył wybudzający.
- Panie Ranvin, proszę jeszcze chwilę pozostać w pozycji leżącej - powiedział jak zwykle. odwracając się i wracając do biurka. Teraz, kiedy mógł już się ruszać, był strasznie otępiały, ale i tak uniósł się od razu, po to tylko, by stoczyć niemal bezwładnie na podłogę.
- Panie Ranvin! - krzyknął lekarz, od razu do niego przypadając, choć owadzi wygląd jego zakrytej goglami i maską twarzy nie był specjalną pociechą. - Połamie się pan!
- W porządku.... - jęknął Remidoff słabo, próbując się podnieść.
- Dziwnie się pan ostatnio zachowuje - stwierdził lekarz po chwili milczenia. - Może potrzebuje pan więksej dawki lekarstw? - spytał.
- Nie! - Rzucił pacjent, patrząc na niego panicznie. - Wszystko w porządku! - wybuchł, drżącym głosem.
Lekarz aż się nachylił w jego kierunku, przekrzywiając głowę.
- Obserwuję pana.
Mężczyzna spojrzał na niego, niezwykle nieszczęśliwym wzrokiem. To czego doświadczył przed chwilą, wybiło go zupełnie z rytmu.
- Ja nic nie zrobiłem!
- A zachowuje się pan, jakby był winny - mruknął doktor, prostując się jednak.
Remidoff podciągnął się chwiejnie o kozetkę.
- Nonsens - mruknął, bardziej pewnie.
Lekarz milczał znacząco dłuższą chwilę, o czym wymówił się kolejnym pacjentem i odesłał Remidoffa, sam znikając w pokoju obok. Chory odetchnął ciężko i wyszedł powoli z jego gabinetu. Serce dudniło mu w piersi ze strachu. Co jeśli to się będzie powtarzać!? Może faktycznie powinien zmniejszyć ilość swojej ekscytacji? Z drugiej strony...co miał do stracenia? I tak miał być przeniesiony. Zgarbił się i otarł oczy, idąc smętnie korytarzem, przy ścianie.
- Szanowny panie Ranvin! - usłyszał za sobą rozbawiony głos Firezzo. Odetchnął ciężko i zatrzymał się. Pracownik stanął przed nim, szczerząc się od ucha do ucha, choć rozejrzał się uważnie dookoła.
- Mam coś dla pana.
Remidoff zerknął na niego. Nie chcąc zdradzać mu swojego nastroju.
- Tak?
Malarz sięgnął pod kotarę osłaniającą dolną część stolika, który pchał i wręczył mu chyłkiem jakiś nieduży tomik. Wydawało się, jakby wyciągnął go z zupełnej czerni.
- Lepiej, żeby nikt tego nie widział! - stwierdził, mrugając do niego porozumiewawczo.
Remidoff wziął głębszy oddech i zabrał szybko książkę. Przytulił ją do siebie i mruknął tylko ciche 'dziękuję', zanim odszedł szybko korytarzem.

*
« Ostatnia zmiana: Październik 04, 2010, 08:37:22 pm wysłana przez Bollomaster »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #67 dnia: Październik 05, 2010, 01:23:17 pm »
*

Oksana odgarnęła kosmyk włosów z czoła. Nie cierpiała pracy ogrodowej. Te wielkie rękawice, gogle, słońce... Nie mogła w takich warunkach prezentować Cyanowi swojego pełnego potencjału!
- Dobrze się czujesz? - usłyszała z drugiej strony klombu. Wszystko wydawało się przyciemnione, ale i tak rozpoznała Cyana.
- Upał straszny - westchnęła.
- Mm, tanelfowie powinni to robić, jeśli praca musi być wykonana w dzień - stwierdził mężczyzna, przycinając liście.
- Coś w tym jest - mruknęła Oksana. - Niby dostajemy po równo, ale to i tak my dostajemy więcej zmian nocnych. To mogliby nam chociaż ten głupi ogród odpuścić. - Podlała, idealnie odmierzoną ilością wody, kolejny kwiatek.
- Mm, nie jesteśmy do tego przystosowani. Co, jeśli ktoś się przepali"? - westchnął.
- No dokładnie. Z drugiej strony mogłaby to Shoh robić i się przepalić - burknęła dziewczyna, zerkając na Cyana zza gogli.
- I tak nic jej nie pomoże - zakpił elf.
Przez te głupie zmiany w ogrodzie miał mniej okazji do spotkań z Remim! Który zresztą ostatnio wydawał się strasznie zdystansowany i zniechęcony. A tak dobrze przecież wcześniej szło!
- Dobrze, że już jutro kuchnia. Robisz coś za godzinę? - uśmiechnęła się do niego.
- Tak - odparł od razu i uśmiechnął się przepraszająco. - A ty?
Oksana zgasła nieco i spuściła wzrok.
- Nic wyjątkowego, ale myślałam, że byśmy mogli pojeździć konno czy coś.
Cyan westchnął ciężko.
- Dziś nie mogę, ale może innego dnia - skłamał.
- Mhm. Jasne - powiedziała z nieco sztucznym entuzjazmem.
Rozmowa na chwilę wygasła, bo Cyan nie bardzo wiedział, o czym miałby z nią rozmawiać.
- Podobno córka Cesarza tanelfów jest w ciąży - rzuciła w końcu Oksana.
Podlała kolejny kwiatek, przesuwając się wzdłuż ścieżki.
- Tak? - Cyan spojrzał na nią z uwagą. - I co, ona będzie Cesarzową następną czy wnuk obecnego Cesarza? - spytał, chcąc podtrzymać konwersację.
- Nie wiem dokładnie od czego to zależy. Ale chyba ona ma szanse zostać Cesarzową. A jej syn dopiero potem....
- Hm... w sumie są praktycznie wieczni - prychnął Cyan, trąc begonię.
- No dokładnie. Nie wydaje się, żeby był potrzebny następca, jeśli ten obecny już jest Cesarzem tysiąc lat ponad. Wyobrażasz sobie taki czas w ogóle... - Pokręciła głową z niedowierzaniem. - Z drugiej strony... kto wie, może płodzenie potomka, oznacza, że jakiś przewrót przewiduje... - dodała nieco mrocznie.
- Chyba abdykację - zachichotał.
- Ja bym się po takim czasie nie obraziła za wakacje - zaśmiała się, nie widząc, że Sadiq stoi, nie wiadomo skąd, tuż za nią.
Cyan nabrał wody w usta mi tylko odchrząknął, udając pogrążonego w sadzonkach.
- Może od razu wakacje, co? - powiedział nieco piskliwie przełożony, najwyraźniej nieco podminowany. Oksana obróciła się zaskoczona.
- Yy... no tylko rozmawiamy tak sobie...
- Swoje romanse, to proszę poza pracą! Żadne z was nigdzie nie zajdzie w życiu z takim podejściem! - burknął rozdrażniony.
Cyan westchnął ciężko.
- Sadiq, nie wymyślaj.
- Nie będziecie razem pracować i marnować mojego czasu! - powiedział wyniośle. - Oksana, fontanna numer dwadzieścia potrzebuje czyszczenia.
Dziewczyna aż zawarczała nieco zwierzęco.
- Ale ja kończę z kwadrans!
- Sadiq - syknął Cyan zniecierpliwiony. - To nie wydłuża nam czasu pracy. Przynajmniej się nie nudzimy.
- Och może ta praca nie byłaby taka nudna, gdybyś się na niej skupiał! - warknął mężczyzna, wyraźnie bardziej poirytowany niż zwykle.
- Sadiq, weź się na nas nie wyżywaj tylko wygryź Shoh! - burknął Cyan.
- Oż weźcie wszyscy spadajcie pod ziemię! - krzyknął i zaczął odchodzić szybkim krokiem.
- Co go ugryzło... - burknęła cicho Oksana, wstając i otrzepując odruchowo kolana. Nie było to konieczne, ścieżki były czyściuteńkie. - Sam niech spada...
- Nie radzi sobie. Jego kariera nagle runęła - zakpił Cyan.
- No bo taka wielka kariera... - Przewróciła oczyma, sama rozdrażniona. - Jak nie chcesz ze mną się przejechać to cześć! - powiedziała nieco oschle i ruszyła ścieżką.
Cyan westchnął ciężko, kręcąc głową i kontynuując pracę. Sam dawno podłapałby, że po drugiej stronie nie ma zainteresowania. Nie rozumiał tej dziewczyny i przez swoje irracjonalne zachowania, denerwowała go coraz bardziej.
Dzień dłużył się mu nieznośnie, ale w końcu, po ekspresowym zjedzeniu kolacji, pognał pracowniczym przejściem do pokoju Remidoffa i wszedł do niego bez ostrzeżenia.
Mężczyzna aż zakrzyknął, zaskoczony, otwierając szeroko oczy. Siedział na fotelu, przy kominku, którego tam wcześniej nie było i czytał książkę, przykryty kocem.
- Cyan - wydusił w końcu.
- Cześć - przywitał się elf, zamykając drzwi za sobą. Obrzucił palenisko zaciekawionym spojrzeniem. - Kiedy zdążyli to zbudować?
- Ah... wczoraj... - Przymknął książkę, zerkając na niego jakimś takim dziwnym wzrokiem. - Pukaj..
Cyan zamrugał, zbliżając się do niego powoli.
- Coś nie tak?
- Wystraszyłeś mnie. - Spojrzał na niego niepewnie.
- Tylko czytasz książkę... - Cyan uśmiechnął się lekko, zbliżając się.
Tanelf wycofał się nieco wgłąb fotela.
- Teraz. Ale wypada pukać. Nie wiem kim mogłeś być!
- Przecież tylko ja tak wchodzę! - wyszczerzył się Cyan, dotykając jego ramion. Remidoff odetchnął ciężko, przyciskając książkę do siebie.
- N..no tak. Ale nigdy nie wiadomo. Co się stanie. Kiedy coś się stanie...
Cyan powoli, zmysłowo przesunął ciało, siadając bokiem na podłokietniku fotela Remidoffa.
- Nie czuję się najlepiej... - wydusił w końcu tanelf, zerkając na niego w górę. Cyanowi nieco zrzedła mina. Pogłaskał delikatnie, okryty bandażem policzek tanelfa.
- Coś się boli? - spytał troskliwie.
- Nie - powiedział płasko. - Ale to dzięki lekom przeciwbólowym. Po prostu... no... nie przywiązuj się do mnie... - Spuścił wzrok.
Cyan poczuł się, jakby ktoś ścisnął jego serce w garści. Zsunął się na kolana Remidoffa i objął go szybko.
- Nie mów tak! - poprosił. - Nigdy nic nie wiadomo...
Prawda była taka, że już się przywiązał.
- Czasem wiadomo.. - powiedział w końcu, choć wcześniej planował nie mówić o tym Cyanowi, żeby go nie martwić. - Ja przypadkiem się dowiedziałem, że mnie przeniosą niedługo... Że bardzo źle ze mną... - Zagryzł wargę od wewnątrz, próbując się nie rozpłakać. Tak naprawdę rzeczywistość deprymowała go tak okrutnie. Codziennie bardziej. Czuł się tak źle w swojej własnej skórze. Jak jakiś potwór.
A do tego musiał chodzić jak co dzień na wizyty do lekarza. Brzydził się tego wszystkiego, a najbardziej w tym siebie. Tego, że ktoś miał przykrość obcować z jego ciałem. Tak samo nie chciał sprawiać tej przykrości Cyanowi. Sam nie wiedział jak to się stało, że przy nim zapominał jak bardzo jest oszpecony.
Cyan wlepił w niego oczy pełne zaskoczenia i rozczarowania.
- Remi... ale... ty wyglądasz i zachowujesz się normalnie - powiedział, łapiąc szybko jego dłonie. - Widzę to przecież!
Tanelf cofnął powoli ręce, wyślizgując je z gracją.
- Bo mam leki, że mnie przynajmniej nie boli.. ale podobno łatwo mnie skaleczyć, spowodować złamanie...
Cyan spuścił wzrok.
- Ale twoje oczy tak błyszczą... - szepnął w końcu, znów dotykając jego twarzy. - Nie tak jak u wszystkich innych...
- Bo mnie lubisz... - zerknął na niego niepewnie. Książka od Firezzo rozjaśniła mu pewne kwestie, choć inne wydawały się po przeczytaniu tego romansu jeszcze bardziej mętne.
- Lubię - uśmiechnął się Cyan lekko, zbliżając twarz jeszcze bardziej. - Ale ty masz piękne te oczy... są jak... - Szukał odpowiednich słów, zapatrzony w jadeitową głębię tęczówki. - Jak trawa... i liście... - Westchnął, przytulając się do niego w fotelu.
Remidoff spojrzał na niego zaskoczony.
- Tak? Czemu? - zamrugał.
- Co czemu? Taki mają kolor Taki piękny. Soczysty - zamruczał elf łagodnie.
- Są zielone? - zapytał rozbrajająco.
Cyanowi chwilę zajęło uświadomienie sobie, że Remidoff faktycznie nigdy nie widział swojego odbicia w lustrze. Nie ogarniał tego. Jak on sobie siebie wyobrażał, jeśli się nie widział?
- Tak. Zielone. Takie piękne... - westchnął Chan, pochylając się i cmokając wargami powiekę tanelfa. Remidoff aż się cofnął, zszokowany tym dotykiem na skórze. Jego serce od razu zaczęło walić jak szalone.
- Nie rób! Jest ohydna! - wyrzucił, sam obrzydzony.
- Przestań... - mruknął Cyan, nie odsuwając się. - Wygląda normalnie.
- Bo jest blisko oczu - wymamrotał. - One są w stanie nawet uchronić powieki chorego...
- No to są ładne i nic w nich ohydnego nie ma - zapewnił go elf, układając policzek na ramieniu Remidoffa.
- ... Cyan... mnie jest dosyć niezręcznie muszę przyznać. Myślę, że niedawno zrozumiałem czego chcesz i ja... uch... - Cyan aż czuł gorąco od ciała tanelfa. - Nie mogę ci tego dać... - powiedział płasko.
Cyan uniósł się nieco, spoglądając w jego oczy, które wyglądały jak ślepka wystraszonego ptaka.
- Nie rozumiem- powiedział w końcu.
- Ty byś chciał... - Wyciągnął książkę w pięknej granatowej oprawie spod koca i podsunął ją, otwartą, Cyanowi. - Czegoś takiego... tak jak mówiłeś. Być blisko i romantycznie.
W podsuniętej scenie był piękny, acz niezwykle ekscytujący opis mocnego, namiętnego seksu między dwoma mężczyznami. Tanelfami i do tego braćmi.
Cyan musiał przyznać, że choć rozumiał sens, wiele słów wydawało mu się za trudnych. Uniósł twarz, spoglądając na Remidoffa i zagryzł wargę, nie chcąc go przepłoszyć. Najchętniej pożyczyłby tą książkę. Mężczyzna wydawał się bardzo nerwowy i wcisnął mu ją do rąk, jakby go paliła i chciał się jej pozbyć.
- Remi... - Cyan objął dłonią jego kark. - Nie bój się - westchnął, zamykając tomik. Tanelf był wyraźnie spięty.
- Nie mogę.. nie chcę czegoś takiego.. - wydusił.
« Ostatnia zmiana: Październik 05, 2010, 04:40:11 pm wysłana przez Bollomaster »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #68 dnia: Październik 05, 2010, 01:25:33 pm »
- Spokojnie! - powiedział Cyan od razu, zaniepokojony. - Tylko to, co chcesz... - obiecał.
- Ale tobie chodzi o to! - Wskazał oskarżycielsko książkę. - Nie dotkniesz mnie. Nigdy. Rozumiesz? - powiedział dość ostro.
Cyan milczał, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Oczywiście, że tego chciał.
- A ty nie chcesz tego? - zdziwił się Cyan.
Remidoff spojrzał na niego z wyrzutem wypisanym w lśniących, jadeitowych oczach.
- Jestem chory - powiedział stanowczo. - Nie chciałbym żebyś musiał dotykać czegoś okropnego i udawać, że się nie brzydzisz.
- Remi... - Cyan odetchnął ciężko, znów się przytulając. - Nie mam żadnego interesu w zmuszaniu się do tego. Rozumiesz... - trącił jego podbródek palcem. - Nie zmuszam się.
- Bo nie wiesz co jest pod spodem... - Spuścił wzrok. - A musi być bardzo źle, skoro chcą mnie przenosić... - powiedział na granicy płaczu. - Cyan... ja jakoś gdzieś zawsze myślałem, że bym mógł stąd po prostu wyjść, ale tak naprawdę, to rozporządzają mną jak chcą...
- Nie, Remi... nie mów tak, bo nie wiesz... ja też nie wiem, ale nie wymyślaj... - jęknął elf.
- Czasem żałuję, że się w ogóle urodziłem... - powiedział z goryczą.
Cyan wypuścił boleśnie powietrze. Otoczył twarz Remidoffa dłońmi.
- Przestań... zabiorę cię stąd, jeśli chcesz! - powiedział szybko Cyan. Serce się krajało, gdy się widziało, że istota emanująca tak wielkim wewnętrznym pięknem, twierdziła, ze wolałaby nie żyć.
- Nie możesz... - Pokręcił głową. - Ale... jakbyś mógł... nie opuścić mnie zanim mnie zabiorą... - spytał z żałosną miną. - Mimo, ze nie mogę ci dać czegoś takiego... - Zerknął na książkę.- Prawdziwego....
Cyan wlepił w niego nieszczęśliwe spojrzenie, po czym pochylił się i cmoknął lekko maseczkę okrywającą wargi Remidoffa. Nawet przez materiał wyczuwał jak miękko ustępują pod dotykiem. Odetchnął ciężko.
- Dobrze mi tutaj.
Tanelf aż wciągnął głęboko powietrze, wpatrując w niego niepewnie. Zakładał jednak, że pewnie nie była to dla Cyana aż taka krzywda, spędzić z nim trochę czasu, skoro i tak miał być przeniesiony niedługo.
- Cieszę się - wydusił.
Elf wpatrzył się w miejsce, którego przed chwilą dotykały jego wargi i, niemal kompulsywnie, przesunął po nim palcami. Nie chciał myśleć o rozstaniu z nim. Wierzył, że coś się wymyśli. Remidoff wpatrzył się w niego nerwowo. Po tym czego się naczytał przez ostatnie dni, domyślał się, że wie o czym może myśleć teraz Cyan, wykonując taki gest. W obawie przed jakimś impulsywnym gestem Cyana, złapał jego dłoń delikatnie.
- Remi... - zaprotestował Elf, opierając się o niego czołem. Czuł się tak nieprzyjemnie bezsilny...
- Miło mi będzie mieć kogoś, kto się o mnie troszczy w ostatnich chwilach... - powiedział jakby conajmniej umierał.
- Przestań, Remi! - syknął Cyan, zamykając oczy i znów całując materiał na wysokości jego ust. Już sam fakt, że ta bariera tam była, tak łatwa d pokonania sprawiała, że wrażenie było mocniejsze. Tanelf aż przymknął oczy i powoli objął go w pasie. Tak trudno było odmówić tej bliskości... Czuł wargi Cyana tak blisko swoich. Jak w tej książce. Jego serce znowu zaczęło dudnić. Och najchętniej robiłby z nim różne, różne rzeczy. On sam brzydki jak najczarniejsza noc, a Cyan go nie odrzucał...
Dłoń drugiego mężczyzny śmiało wspięła się po jego torsie, dotykając znów fragmentu materiału.
- Uwziąłeś się dzisiaj, co? - zaśmiał się nerwowo, nie otwierając oczu i głaszcząc nieśmiało jego plecy.
-W ogóle się na ciebie uwziąłem... - szepnął Cyan, czując coraz większe parcie na działanie.
- Nie odwiedzasz innych pacjentów? - przyszło mu nagle do głowy i wpatrzył się w Cyana. Jak mógł wcześniej o tym nie pomyśleć!?
Cyan parsknął śmiechem.
- Skąd... interesujesz mnie tylko ty... - zamruczał, rozpinając powoli jego koszulę.
- Ajajaj! Chwila chwila! - wydusił, od razu zapinając ją z drugiej strony. - Cyan.... naprawdę nie wydaj mi się to najlepszym pomysłem. - I tak już był dość ... zdenerwowany tą książką.
- Nie bój się... - powiedział elf uspokajająco i przesunął językiem po materiale na wargach Remidoffa. Nie było to odpychające, bo bandaże były codzienne świeże i pachniały ładnie.
- Ale co chcesz zrobić. Ja chcę wiedzieć z góry! - zaznaczył asekuracyjnie.
Cyan odetchnął, uśmiechając się do niego lekko.
- Zauważyłem, że masz wannę... można do niej napuścić ciepłej wody, prawda? - spytał zachwycony.
Remidoff odetchnął, słysząc tą zmianę tematu.
- Tak. To cały pokój kąpielowy. Możesz się kąpać, a potem wysuszyć gorącym powietrzem - wyjaśnił.
- Dobrze - uśmiechnął się Cyan. - Wykąpmy się! - zaproponował entuzjastycznie.
Tanelf wlepił w niego cudownie bezmyślny wzrok.
- Jak to?
- No... zobaczysz. Będzie przyjemnie - obiecał, całując znowu wargi Remidoffa. Tym razem aż lekko rozchylił usta, muskając nimi materiał.
- Naciskasz na mnie za bardzo - powiedział, wydychając gwałtownie powietrze. - Ale możesz się u mnie wykąpać jeśli pragniesz. Domyślam się, że przywykłeś do innych warunków. - Spojrzał mu szczerze w oczy.
Cyan odetchnął ciężko i kiwnął głową.
- Wątpię, by burmistrz Bayrun miał taki pokój... - westchnął.
- Tak myślisz? - ucieszył się Remidoff, głaszcząc go po plecach. - Też myślę, że tu bardzo ładnie.Przynajmniej mogę mieć piękne otoczenie - westchnął. - Pociesza mnie to.
- Masz mnie... - przypomniał Cyan, wstając i ciągnąc go do pozycji pionowej.
Tanelf ruszył za nim bez ociągania, a koc odłożył skrupulatnie na fotel.
- Pokażę ci jak wszystko obsłużyć.
- Chodź ze mną - poprosił Cyan, obejmując go w pasie.
- P...pokażę ci - zaśmiał się, nie uchylając od dotyku i weszli razem do pięknie zdobionego pokoju kąpielowego.
Sama wanna miała po bokach białe kamienne skrzydła. Cyan wykorzystał sytuację i pocałował bok twarzy Remidoffa, wzdychając przy jego uchu. Mężczyzna zgarbił się nieco, skrępowany i podszedł do złoconych kurków przy ścianie. Cyan podążył za nim, od razu przytulając się do jego drobniejszego ciała od tyłu.
- Wszędzie w Cesarstwie macie bierzącą wodę?
Tanelf aż zdrętwiał w jego uścisku.
- Jaką? - zapytał nieco drżąco, a z kurka, do wanny, zaczęła się lać gorąca, parująca aż, woda. Sięgnął do drugiego kurka, inkrustowanego perłami. Cyan aż westchnął, widząc to bogactwo. Przesunął dłonią od ramienia Remidoffa, aż na dłoń spoczywającą na pokrętle.
- Taką... jak ta - wyjaśnił.
Z drugiego kurka polał się biały płyn o zapachu słodkiego mleka.
- Nie wszędzie jest tyle zapachów - powiedział poważnie.
- Cyan wpatrzył się w to zauroczony i nabrał trochę na dłoń, od razu przysuwając ją do ust. Remidoff zerknął na niego, a oczy zmarszczyły się w kącikach sygnalizując uśmiech. Elf zmarszczył nos, wypuszczając resztę cieczy z ręki.
- Jakieś rozwodnione... nie jest słodkie... - stwierdził, kierując na chorego nieco zagubione spojrzenie.
- To nie do picia... - Remidoff obdarzył go spojrzeniem pełnym braku zrozumienia.
- Pachnie jak mleko! - odparł Cyan, wydymając wargi. - Po co robić coś takiego jeśli można użyć mleka?
- Zapach jest intensywniejszy - wytłumaczył tanelf, głaszcząc go po ręku. Cyan kiwnął po chwili głową, powoli całując go po osłoniętym ramieniu. Delikatnie, odsunął w niego koszulę i przesunął nosem po bandażu. Mężczyzna aż zadrżał, czując wypieki sięgające od policzków aż po uszy.
- Gorąco tu od pary! - zaśmiał się, odsuwając zgrabnie od wanny.
- Obawiam się, że to ty jesteś gorący - stwierdził Cyan, obracając go w swoją stronę i łapiąc dłońmi w pasie.
- Woda już prawie gotowa - odpowiedział dyplomatycznie, miłym, ciepłym głosem. Drugi mężczyzna patrzył na niego łagodnie, jakby chciał przesiąknąć do niego przez biały materiał.
- Często się kąpiesz?

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #69 dnia: Październik 05, 2010, 01:27:54 pm »
- Czasem... To bardzo relaksujące. I bandaże zmieniają zapach.
- Mm, lubię wodę, ale nie mamy jej dużo- westchnął Cyan. - Nigdy nie kąpałem się w takiej ilości wody - przyznał.
- O to wspaniale! - wyrwało się Remidoffowi radośnie. - Spróbuj, nie spiesz się, baw się dobrze. - Cmoknął go w policzek i ruszył do salonu. Cyan złapał go mocno za nadgarstek.
- Zostań - poprosił, przesuwając się z tanelfem do przeciwległego rogu pomieszczenia. Remidoff przełknął ślinę.
- Czuję się niezręcznie - zasygnalizował.
- Nie bądź taki pruderyjny... - zamruczał elf, sadzając go na ślicznym foteliku w rogu łazienki. Tanelf odepchnął go lekko, z irytacją.
- Nie przestawiaj mnie jak mebla.
- To pieszczotliwe - zaśmiał się Cyan, ukazując równe, zaokrąglone zęby. Zaczął rozpinać koszulę. Był w pełni świadomy, że chce się mu zaprezentować. Remidoff nie wiedział czy mu wierzyć, ale pozostał na fotelu, wlepiając, skrępowany, wzrok w dywan. Klatka piersiowa Cyana była duża i ładnie wyrzeźbiona, jak reszta ciała pokryta liliowym meszkiem. Tylko sutki miały głęboko fioletowy odcień. Mężczyzna podrapał się niedbale po brzuchu, uśmiechając się do tanelfa.
- Denerwuję się - zakomunikował jasno swoje emocje. Nie rozumiał czemu na Cyana to nie działało. Zawsze go uczono, że należy je otwarcie wyrażać. Zerknął na elfa niepewnie.
- Czym? Jesteśmy tylko my - odparł elf, rozpinając powoli sprzączki spodni. Nie spuszczał wzroku z intensywnych oczu Remidoffa, w których źrenice rozszerzyły się gwałtownie.
- Ale kąpiel to coś co wykonuje się w samotności... - wyjaśnił.
- Ty jesz w samotności, a większość istot robi to z innymi - odparł Cyan od razu, spuszczając powoli obcisły materiał z nóg. Remidoff wpatrzył się w niego w milczeniu, oddychając ciężko. Gdy Cyan zrzucił na kafle spodnie, pozostał w półprzejrzystych szortach, które nie ukrywały specjalnie tego, co znajdowało się pod nimi. Remidoff mógł wyraźnie dostrzec ciemne, wydłużone wybrzuszenie. Nerwowo zacisnął dłonie na kolanach. Ze stresu wywracało mu się coś w żołądku.
- Musimy je nosić, bo mamy tu bardzo delikatną skórę - powiedział Cyan, jakby Remidoff o to zapytał. Rozpiął bieliznę i zsunął ją, zerkając na mężczyznę.
- Masz... ładne ciało - wydusił tanelf, błądząc wzrokiem.
- Tak? - dopraszał się Cyan, zbliżając się do niego powoli. Miał wąskie biodra i mocne uda. Okolice krocza były pozbawione włosków, purpurowe. Członek elfa kołysał się swobodnie z każdym jego krokiem. Remidoff wstał gwałtownie i ruszył, niemal panicznie, do drzwi.
- Mówiłem, że się denerwuję! - krzyknął na niego.
- Remi! - jęknął Cyan, znów łapiąc go za rękę. - Nic ci nie zrobię przecież!
- Źle mi! - jęknął, próbując brać głębsze oddechy.
- Nie... to nie jest złe... - zamruczał Cyan, przyciągając go do swojego nagiego ciała. - To jest dobre.
Remidoffowi aż zaczęło być słabo i zwiotczał nieco w ramionach Cyana. Mężczyzna przytrzymał go, przytulając do siebie. Zaczął całować obandażowaną szyję, mrucząc cicho. Tanelf oparł ręce na jego ramionach, oddychając ciężko. Tanelf oparł ręce na jego ramionach, oddychając ciężko.
- Oh Remi... bardzo cię lubię - westchnął Cyan, przylegając do niego coraz ściślej. Było mu rozkosznie gorąco.
- Ja ciebie też... - szepnął tanelf bezradnie, przytulając się. Cyan odetchnął, podekscytowany. Przesunął twarz wyżej, ocierając ją o policzek Remidoffa i znów pocałował go w usta przez materiał.
- Chodź ze mną do wody... - szepnął.
- Nie mogę... - jęknął. - Moje ciało jest takie... nieforemne... - wydusił, mimo że Cyan widział go rozebranego do bandaży w ciemności i pamiętał jak harmonijną budowę ma szczupłe ciało Remidoffa.
- Nieprawda... jest bardzo foremne... - zamruczał elf, przesuwając znacząco dłońmi po jego bokach. - Symetryczne i zgrabne.
- Czy ty w ogóle przyjmujesz 'nie'? - burknął, nieco zirytowany.
- Ale to naprawdę nieprawda - odparł Cyan bez cienia wątpliwości w głosie. - Czuję.
- Nadużywasz mojej grzeczności - mruknął, skrajnie zdenerwowany.
- Remi... - Cyan wpatrzył się w niego poważnie. - Wiem jaką masz sylwetkę. Przecież nie proszę cię o zdjęcie bandaży.
- Ja nie mogę z tobą wiele zrobić... - wydusił, po raz kolejny dzisiaj.
- Zaufaj mi - zamruczał Cyan. - Możesz wejść ze mną do ciepłej, pachnącej wody - kusił, pocierając nosem o nos Remidoffa.
Gorąca, nawet przez rękawiczkę, dłoń tanelfa, pogłaskała go delikatnie po twarzy. Spojrzał mu w oczy z zastanowieniem. Cyan odwrócił lekko twarz, cmokając palce chorego i spoglądając mu w oczy. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co robił. Nie zamierzał się zatrzymać. Remidof zerknął jeszcze raz na niego zanim cofnął dłoń i zaczął nerwowo rozpinać koszulę. Serce dudniło w jego piersi jak oszalałe. Tak naprawdę nadal nie ogarniał umysłem faktu, że ktoś chciał być z nim tak blisko i tak bardzo go polubił. Cyan patrzył na niego, siląc się na spokój. Mimo że nie widział go bez bandaży, czuł się, jakby Remidoff po raz pierwszy się przed nim rozbierał, jakby stał przed nim nagi. Chciał mu pomóc, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Tanelf odłożył koszulę na fotel i rozpiął skomplikowane zapięcie przy szerokim, błękitnym, skórzanym pasku. Krew szumiała mu w uszach. Turban sam zaczął się rozwiązywać, za pomocą włosów.
Cyan przełknął ślinę na widok czarnych jak smoła kosmyków, ale zacisnął dłonie, zachowując spokój. Zaatakowały dopiero, kiedy Remidoff spał, musiał o tym pamiętać. Tanelf rzucił mu niepewne spojrzenie, kiedy odrzucił pasek na fotel i zsunął obcisłe, aksamitne spodnie w kolorze głębokiego szafiru. Pod spodem miał, tak jak Cyan widział innym razem, przylegające do ciała białe kalesony do kolan. Mężczyzna odetchnął ciężko i zbliżył się do pacjenta, przesuwając delikatnie palcami po odsłoniętym boku.
- Podoba mi się twoja sylwetka - wyznał.
Remidoff zaśmiał się nerwowo, czując nagi jak nigdy. Nie wliczając w to oczywiście epizodu z lekarzem.
- Jest zakłócona chorobą.. - wyjaśnił niewidoczny defekt.
- Nie, wygląda normalnie - odparł Cyan. - Chyba, że za normalną uznajesz tylko mocno umięśnioną.
- Nie... pracują tu piękni, szczupli tanelfowie. Tylko no cóż. Wyglądają jednak inaczej.
Cyan pokręcił głową, nie wierząc w to, co słyszy.
- Remi... nie rozumiem, bo nie wyglądasz inaczej od nich pod tym względem.
- Myślę, że to wpływ mojej wewnętrznej brzydoty - powiedział niefrasobliwie, z westchnieniem.
- Przestań - jęknął Cyan, opierając duże, mechate dłonie na jego biodrach i wsuwając czubki palców pod kalesony. Remidoff zamarł, wpatrując się w niego jak przepłoszony kurczak.
- To zostaw - szepnął, bo nie mógł się zdobyć na nic głośniejszego. Jednocześnie trudno mu było zaprzeczyć, że sam nie mógł przestać się gapić na ciało Cyana.
- Przecież masz tam bandaż... - mruknął Cyan, całując go przy szczęce.
- Ale kawałek jest odkryty - odchrząknął cicho, łapiąc jego ręce. Cyan westchnął ciężko i w końcu kiwnął głową. Może innym razem... i tak dziś wiele osiągnął.
- To chodź do wody - powiedział z uśmiechem, masując kciukami dłonie Remidoffa. Ten zerknął na niego z uśmiechem w oczach i zadziwiająco swobodnie, ruszył do wanny. Jego włosy popłynęły za nim, niczym w zwolnionym tempie. Cyan aż wciągnął powietrze, ruszając za tanelfem i jego pachnącymi włosami. Omal ich nie dotknął z wrażenia. Przystanął przy wannie, obserwując chorego. Remidoff wprawnym ruchem sięgnął za załom wanny i otworzył ukryte w niej drzwiczki. W momencie kiedy Cyan już, zszokowany, myślał, że woda zaleje dywan, zobaczył, że stoi w miejscu, jakby blokowana niewidzialną barierą. Zagapił się na to z głupim wyrazem twarzy.
- Czy... y... - zająknął się.
- Hm? - Remidoff wsunął już do białej wody jedną nogę. Ściana wody załamała się, ale ani kropla nie wylała się na zewnątrz.
- Magia... - odetchnął Cyan, klękając i przyglądając się temu zjawisku. Tanelf aż zamrugał, wchodząc jednak do środka i siadając w wodzie z westchnieniem zadowolenia. Białe, kamienne skrzydła wanny rozłożyły się nieco i po chwili z ich wnętrza, dało się słyszeć dźwięk harfy, zmieszany z szumem fal. Cyan zapatrzył się na to, jak zaczarowany, ale po chwili, na czworaka wszedł w ścianę wody, dołączając do tanelfa. Spojrzał na niego pytająco. - Mam zamknąć...?
Remidoff zaśmiał się, widząc jego, wystającą ponad taflę wody, głowę.
- Tak. - Kiwnął głową. Woda była przyjemnie gorąca. Cyan zamknął wannę, wciąż zdumiony jej funkcjami, ale po chwili, z pewniejszym wyrazem twarzy, siadł obok Remidoffa z westchnieniem zadowolenia.
- Jaka ciepła...
Tanelf pochylił się do niego z westchnieniem i pocałował w policzek.
- Tak. To bardzo przyjemne doświadczenie.
Cyan zerknął na niego, zaskoczony tą czułostką, ale zaraz objął ramiona drugiego mężczyzny, przyciągając go bliżej.
- Samemu nie byłoby aż tak dobrze... - zamruczał.
- Nie - powiedział Remidoff bez mrugnięcia okiem. - Jest całkiem przyjemnie. - Przytulił się i przesunął dłonią w mokrej rękawiczce po torsie i brzuchu Cyana. Mężczyzna jęknął cicho, obracając się bardziej w jego stronę i wykonał lustrzany gest. Miał wrażenie, że przez mokre bandaże jest go w stanie bardziej wyczuć. Remidoff otarł się o jego twarz policzkiem i przesunął stopą po jego łydce. Nic go tak nie cieszyło jak obecność Cyana. Mimo całych nerwów jakie się z tym wiązały, kontakt z nim był jak pełnia, cały wachlarz doświadczeń o których wcześniej nie miał pojęcia. Cyan odetchnął ciężko, niemal zagarniając go ręką w pasie w wygłodzonym geście. Jego wargi przesuwały się po ramieniu mężczyzny, coraz niżej, aż na wilgotne bandaże na torsie. Tanelf przetoczył się w wodzie nieco na niego i kontynuował całowanie go po policzku i szczęce. Jego plecy i pośladki widoczne były nieco nad białą tonią. Otoczenie pachniało słodkim mlekiem, a harfa tylko dodawała sytuacji magii. Cyan odetchnął, zaskoczony jego odwagą. Rozchylił nieco uda, by móc być z nim bliżej i przesunął pożądliwie rękoma po jego plecach, masując je. Pod bandażem czuł jego delikatne umięśnienie i gorąco jego ciała. Remidoff szybko zatracał zahamowania. Trudno było je utrzymać w obliczu takiej akceptacji i zmysłowej przyjemności. Na ten moment chciał po prostu więcej. Co mu pozostało? Jeśli miał być stąd zabrany, chciał przynajmniej spędzić wspaniale te ostatnie kilka chwil. Cyan przycisnął go do siebie mocniej, ściskając jego biodra twardymi, umięśnionymi udami. Ugryzł lekko szyję Remidoffa, wzdychając głośno.
- Poczekaj! - rzucił Remidoff bez tchu i odsunął się pospiesznie. Wpatrzył się w niego nieco obłąkańczym wzrokiem.
Cyan spojrzał na niego rozmytym spojrzeniem, w którym czaiło się coś, czego Remidoff nigdy wcześniej nie widział. Po chwili jednak pozostawało mu się wpatrywać w plecy tanelfa, bo obrócił się gwałtownie i odsunął nieco.
- Siedź tam - rzucił, oddychając ciężko.
- Remi? - Cyan usiadł bardziej pionowo, dysząc ciężko. - Co ci jest?
- Siedź tam - powtórzył Remidoff i odpiął drżącymi dłońmi opaskę na dolnej połowie twarzy.
- Siedzę... - mruknął Cyan, ponownie opierając się o brzeg zbiornika. Wpatrywał się w zgrabne plecy tanelfa, czując jak rośnie w nim podniecenie. Nie była to tylko fizyczna ekscytacja, czuł się jak zdobywca. Tenelf, garbiąc się, by Cyan nie widział co robi, sięgnął do warg i przesunął po nich nerwowo palcami. Wydawały się gładkie. Bezceremonialnie wsunął palce do ust i zaczął obmacywać swoje zęby, szukając nierówności. Cyan przekrzywił głowę w milczeniu. Nie chciał mu przeszkadzać, skoro nie uciekał. Wsłuchał się w kojące dźwięki strun. Kiedy Remidoff skończył 'badanie', odetchnął ciężko.
- Na pewno się mnie nie brzydzisz? - dopytał sceptycznie. Cyan wychylił się momentalnie i dotknął jego pleców, całując je między łopatkami.
- Remi, ani trochę! - zapewnił. - Pociągasz mnie... - dodał po chwili nieco niższym głosem. Serce zabiło mu szybciej, gdy to wypowiedział. Tanelfa aż przeszły ciarki od dotyku i atmosfery. Nikt go nigdy nie traktował tak wspaniale jak Cyan... Dla niego odstawił leki. Nie wiedział czym to poskutkuje, ale chciał go czuć bardziej i mocniej! Nie chciał żadnego wytłumienia. Narzekał elfowi na zdenerwowanie, ale kłamałby sam sobie gdyby udawał, że wcale tylko na to nie czeka. Emocje aż dudniły mu pod czaszką i chciał dać im się pochłonąć z całą mocą.
- To zamknij oczy - odetchnął, niestłumionym głosem. Cyan aż zamrugał, czując, że robi mu się goręcej. "Zdjął bandaż z ust!!!" Niewiele myśląc, zrobił to, o co został poproszony i wymamrotał "już", cały sztywniejąc w oczekiwaniu. Czekał jedynie ułamek momentu zanim usłyszał cichy chlupot wody i Remidoff znów się na nim położył, od razu całując mocno, choć zupełnie nieumiejętnie. Miał miękkie delikatne wargi i gorące usta. Cyan czuł jego przyspieszone tętno i desperacki dotyk. Wciągnął mocniej powietrze, mimo wszystko zaskoczony. Objął tanelfa mocniej, przyciskając go do siebie i żwawo odpowiadając na pieszczotę. Próbował odpowiednio nakierować kochanka wargami i językiem. Zamruczał cicho, czując, że ekscytacja przyprawia go powoli o wzwód. Remidoff bez wahania objął jego szyję, próbując całować tak jak wyczytał, że robili to tanelfowie w powieści. Oddychał przy tym ciężko przez nos. Miał tylko nadzieję, że nie ma w ustach czegoś okropnego z czego nie zdaje sobie sprawy. Ale Cyan tylko mocniej go przytulał, całując go tak, że aż nogi miękły. Jego język splatał się co chwila z językiem Remidoffa, wywołując w obu ich ciałach drżenie ekscytacji. Tanelf aż go raz zassał i widząc reakcję Cyana, uznał, że trzeba to zapamiętać. Muzyka, zapach mleka, szum morza i wspaniałe, gorące ciało elfa księżycowego zlewało się dla niego w jednolitą ekstazę zmysłów.
W pewnym momencie jednak, zaczął coraz wyraźniej wyczuwać twardy punkt między udami Cyana. Mężczyzna przygryzł lekko jego wargi, stękając cicho. Zerknął na niego niepewnie, ale kontynuował całowanie, bo było zbyt fantastyczne, żeby z niego rezygnować. Im bardziej Cyan był podniecony, tym bardziej tracił nad sobą kontrolę. Jego dłonie wędrowały po całym ciele tanelfa, w końcu zaciskając się na pośladkach i przyciągając jego biodra bliżej.
- Remi...
Tanelf odetchnął ciężko, a elf poczuł, bez bariery, jego przyjemny, gorący oddech.
- Jak dobrze... - jęknął cicho, ocierając się o niego.
- Tak... - wydusił Cyan, cmokając mężczyznę raz za razem. - Pięknie pachniesz... - dodał między pocałunkami.
- Mógłbym tak leżeć w nieskończoność... - odetchnął tanelf, liżąc jego górną wargę. - Tak się cieszę, że się zbliżyliśmy... - powiedział z pełnią zaangażowania.
- Ja też! - odparł Cyan momentalnie, napinając mięśnie i masując powoli pośladki partnera. Były takie krągłe i sprężyste... apetyczne. Aż zamruczał gardłowo, pocierając wargami o usta Remidoffa, aż spuchnięte od pocałunków.
- Jak długo możesz zostać? Możesz zostać na noc? - wydyszał tanelf. Czarne włosy spływały po jego plecach i bokach twarzy.
- Z rozkoszą... - wyszeptał drugi mężczyzna, zanurzając w nie palce. Były takie cudownie miękkie. - Ohh, Remi... - jęknął, ocierając się o niego kroczem. Włosy niemal momentalnie zaczynały oplatać jego przedramiona, przyjemnie sunąc po skórze. Tanelf odwzajemnił poruszenie bioder, przytulając się i całując go znowu namiętnie.
- O tak...! - jęknął elf, marszcząc brwi. Gorące ciało Remidoffa wzbudzało w nim niespotykane pożądanie. Może dlatego, że był tanelfem, a może dlatego, że musiał go zdobywać, ale nie pamiętał, kiedy tak się czuł.
- Nie wiem czym zasłużyłem na ciebie... - wyszeptał Remidoff radośnie, głaszcząc go po twarzy i całując znowu. Rozkoszował się tym nowym uczuciem.
- Remi... jesteś lunarny... - zamruczał Cyan, ocierając się o niego mocniej i przytulając do siebie. Aż się cały napinał.
- Tak? I co jeszcze? - westchnął, nie rozumiejąc określenia. Powoli przesunął dłoń między ich ciała. Domyślał się, z książki, czego Cyan chciał i chociaż tyle mógł mu dać.
- Znaczy... wspaniały - poprawił się elf, przytrzymując go za kark i całując zupełnie obłędnie. Mocniej zacisnął uda na biodrach kochanka, czując jego dłoń w pobliżu krocza. Nie wierzył, że wreszcie to robią! Tanelf złapał jego penisa dłonią, choć już nie z taką pewnością siebie jak wcześniejsze gesty, które wykonywał. Wtulił się Cyana, odwzajemniając pocałunek. Mógłby to robić bez przerwy. Elf stęknął cicho, łapiąc się go dość kurczowo i kurcząc palce stóp.Spojrzał z bardzo bliska w te piękne zielone oczy, tuląc się do Remidoffa. Dziwił się, że u niego nie wyczuwa erekcji. Może choroba i na to wpływała? Mężczyzna zaczął pieścić jego penisa, oddychając ciężko i całując go raz po raz.
- Jesteś taki... mechaty - uśmiechnął się, całując Cyana w policzek.
- No... - zaśmiał się cicho Cyan, aż przymykając oczy. - Podoba ci się to?
- Cały mi się podobasz.. jesteś taki... zróżnicowany fakturowo - westchnął Remidoff, cały gorący i rozpalony. Mógłby hodować Cyana w swojej wannie, żeby nie wypuszczać go nigdy.
Cyan parsknął śmiechem, słysząc to określenie.
- Myślałem, że taki dobrze zbudowany i przystojny... - dopraszał się, pieszcząc uda kochanka.
- Też... masz bardzo szerokie ramiona... To naturalne? - Pocałował znowu jego usta, przyspieszając ruchy ręki.
- Rozszerzyły się dzięki pracy - powiedział Cyan z dumą.
- A to od czego? - zaśmiał się chrapliwie, ściskając penisa.
- Po tatusiu... - zamruczał Cyan, ale takie twarde jest przez ciebie... tak bardzo mnie ekscytujesz, Remi... - odetchnął, tuląc się do niego i znowu ściskając pośladki tanelfa. Ten aż jęknął nie do końca wiedząc co ze sobą zrobić poza dawaniem przyjemności Cyanowi.
- I takie duże ręce... - wydyszał masturbując go. Sam był cały gorący, a do tego podekscytowany niezwykle tym, że Cyan dawał mu się całować.
Elf nie odpowiedział. Zacisnął oczy, aż odchylając głowę w tył i napinając wszystkie mięśnie. Wydał z siebie kilka urywanych westchnień, po czym jego ciało zadrgało, a Remi poczuł, że członek w jego dłoni mocno pulsuje. Domyślił się co się stało, więc ułożył się tylko wygodnie z westchnieniem i pocałował leniwie. Cyan na chwilę zwiotczał w jego ramionach, odpowiedział jednak na pocałunek.
- Oh... - wydusił, po chwili przytulając Remidoffa mocniej. - Co ja mogę dla ciebie zrobić?
- Być tu ze mną... - szepnął, zadowolony, aż przygryzając jego wargę.
- Będę... - szepnął Cyan, gładząc go delikatnie po bokach. - I będzie nam cudownie.
Remidoff podniósł na niego wzrok i Cyan po raz pierwszy zobaczył jego uśmiech. Usta, jak we śnie szamana, o bladoróżowych wargach i pięknych, białych, kształtnych zębach.
Mężczyzna zapatrzył się, oniemiały i odruchowo dotknął ich palcami.
- Oh Remi... - szepnął. Tanelf odsunął się nieco, speszony, ale pochylił się i pocałował go pod szczęką, zanurzając bardziej w wodzie.
- Są piękne... - szepnął Cyan, unosząc go i cmokając je znowu, bez tchu.Czuł się jak we śnie. W tanelfie za to nieprzerwanie buzowało, jakby przy Cyanie cały wrzał. Znów zaczął się wić na nim, całując i ocierając się o jego ciało. Drugi mężczyzna odpowiedział na to ochoczo, po chwili obracając ich tak, że teraz Remidoff był zanurzony głęboko w wodzie. Pocałował go namiętnie, wsuwając mu kolano między uda. Remi uśmiechnął się do niego znowu i otarł się o niego udem. Miał nadzieję, że to będzie trwało w nieskończoność.

*

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #70 dnia: Październik 07, 2010, 08:44:23 pm »
*

Cyan nie mógł się oderwać od Remidoffa. Przytulali się i całowali w jego łóżku aż do późnej nocy, a rano, gdy wymykał się przed przybyciem śniadania, tanelf nie chciał go puścić. Oh, co to była za noc! Postanowił przejść się ogrodem, póki słońce dopiero wstawało i wyszedł na zewnątrz obok wielkich pralni, gdzie codziennie czyszczone było odzienie i pościele. Wokół potężnych, miedzianych konstrukcji uwijali się zawsze pracownicy, bo wszystko musiało zostać użyte tylko raz. Cyan schylił się, by pozostać niezauważony. Jego obecność o tej porze mogłaby zostać uznana za podejrzaną. Przeszedł przez magazyn, cały wypełniony regałami wysokimi na dwa piętra i w końcu wszedł do ogrodu, prosto w cień budynku.
- Weź się odpierdol! - usłyszał podniesiony głos Xana.
- Jesteś moim zwierzchnikiem, ale nie muszę ci się spowiadać! Wyszedłem zapalić. Czep się kogo innego - syknął.
Cyan zmarszczył brwi, widząc zza krzewów stajennego i Sadiqa, który prężył się w nocnym ubraniu z poważnym wyrazem twarzy.
- Oczywiście, kolejne schadzki sobie urządzasz! - pogroził palcem.
- Jasne, bo obecnie tylko o tym marzę! - wyrzucił Xan z goryczą.
- Już ja cię znam! Pozwalasz sobie nawet przy tanelfach! - rzucił Sadiq oskarżycielsko. Cyan schował się, gdy mężczyzna rozejrzał się po ogrodzie. Zaczął się szybko przekradać w kierunku swojego bloku.
- NAWET przy tanelfach - usłyszał jeszcze prychnięcie Xana. - Nie moja wina, że niektóre na mnie lecą!
- Co za kpina! - rzucił Sadiq z wyższością. - Żadna tanelficka panna by na ciebie nie spojrzała!
- Myślisz, że Savaria tak przesiaduje w stajni dla Grus Alamina? Naprawdę? - roześmiał się kwaśno, choć Cyan mógł być przekonany, że to bzdura.
Tak czy inaczej, przyspieszył kroku, zostawiając ich za sobą.
Sadiq aż pobladł, słysząc to.
- Jak śmiesz tak mówić o naszej zacnej pacjentce!!
Xan machnął tylko na niego ręką lekceważąco i ruszył w stronę stajni.
- Popamiętasz mnie kiedyś! - zawołał za nim Sadiq, którego niezadowolenie było jednak najmniejszym ze zmartwień stajennego. Ostatnio nawet sypiał kiepsko. Z frustracją kopnął jednego z kwiatów przechodząc. Ha. Niech sobie chorzy cierpią estetycznie! Wydął wargi niezadowolony.
- Biedne tanelfy. Zapłaczą się, jak to zobaczą - usłyszał nagle z boku niski, kobiecy głos.
Obejrzał się gwałtownie, marszcząc brwi.
Shoh stała pod ścianą, ubrana w półprzejrzystą, białą sukienkę. Postąpiła krok w jego kierunku.
- Dobrze, że się spotykamy...
- Tak? Dlaczego? - mruknął, zerkając na nią ostrożnie.
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Bo tym razem jesteśmy tylko we dwoje - zamruczała, przesuwając palcami po jego przedramieniu. Xan aż się nieco wzdrygnął.
- Jestem w pracy - próbował się wymówić.
- Nonsens, wiem jak lekko traktujesz pracę... - zamruczała, łapiąc go w pasie i obracając nim w stronę muru.
Elf skrzywił się, patrząc jej w oczy.
- Nie mam ochoty - burknął.
Shoh uniosła brwi kpiąco i otarła się o niego biustem, który widać było wyraźnie pod sukienką.
- A ja mam ochotę porozmawiać z kimś o przedłużeniu twojego kontraktu...
- Jestem tu od szesnastu lat! - powiedział, oddychając ciężej.
- I co, to według ciebie znaczy, że nie możesz zostać zwolniony? - prychnęła, odgarniając warkocz na plecy i mierząc go wyraźnie pożądliwym spojrzeniem.
- Oż weź po prostu, bo mi się niedobrze robi - burknął, łapiąc ją za rękę i ciągnąc do jednego z pustych boksów. Shoh roześmiała się z rozbawieniem, łapiąc go pod ramię niczym zakochany podlotek.

*

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #71 dnia: Październik 07, 2010, 08:47:31 pm »
*

Cyan usłyszał pukanie do swoich drzwi ledwie parę minut po zamknięciu drzwi. Zmarszczył brwi, zaskoczony, ale po chwili wciągnął na powrót spodnie i otworzył. Zander uśmiechnął się do niego szeroko. W ręku miał talerz z migdałowymi kulkami ryżowymi.
- Wcześnie wstajesz czy późno wracasz? - zaśmiał się. Cyan otworzył usta, nieco zszokowany, że mógł zostać nakryty.
- Wejdź... - stęknął, przecierając oczy.
Chłopak zrobił to szybko, oglądając się jeszcze na korytarz. Zander był cały w skowronkach. Pocałował go w usta, kiedy tylko zamknął drzwi. Cyan aż się zachwiał. Miał nadzieję na jeszcze z półtorej godziny snu.
- Dzięki... - odetchnął.
- Mam dla nas ryżówki na śniadanie - powiedział Zander radośnie.
- Pięknie, ale... chciałem jeszcze spać... - westchnął mężczyzna, opadając na materac.
- Spałeś w ubraniu? - zaśmiał się, unosząc brwi i kładąc obok niego.
- Padłem - odpowiedział Cyan, zerkając na niego z dołu. Zander zamruczał cicho i przytulił się do niego, wsuwając dłoń pod jego koszulę.
- Już ja wiem jak cię rozpieścić...
Cyan jęknął w duchu i zatrzymał dłoń chłopaka.
- Muszę jeszcze pospać... - westchnął, zamykając oczy.
Zander podniósł na niego nieco poważniejszy wzrok.
- Wiem, że dopiero wróciłeś - mruknął. - Co się dzieje?
- Nic... - westchnął starszy elf. - Prześpijmy się.
Zander powąchał jego futerko z zastanowieniem.
- Pachniesz inaczej niż zwykle...
- Nie mów nikomu, pożyczyłem sobie trochę perfum... - zamruczał Cyan sennie, przytulając się do chłopaka plecami.
- ... nieładnie! - zaśmiał się chłopak i pocałował jego kark. - Skąd?
- Od klienta... śpij Zander... - mruknął, nieco zniecierpliwiony.
Chłopak odetchnął ciężko i polizał jego szyję.
- Nawet smakuje ładnie... - szepnął.
- Nnn... obejmij mnie - westchnął Cyan, powoli zapadając w sen. Wiedział, że zobaczy w nim delikatnego tanelfa, z którym spędził noc. Poczuł obejmujące go ramię, a Zander naciągnął na nich kołdrę. Niestety, budzik zadzwonił zdecydowanie zbyt szybko, przerywając mu rozkoszne chwile z wyimaginowanym Remim.
- Nn? C...? - wyjąkał, poruszając się niezgrabnie.
- Mmmm? Co tam, poranne słoneczko? - zamruczał Zander, przewracając go na plecy i pochylając nad nim. Cyan mimo wszystko uśmiechnął się na jego widok. Miły dzieciak. Wsunął mu palce we włosy i ściągnął do siebie, by go pocałować. Chłopak odpowiedział na to ochoczo, aż przymykając oczy.
- Nie mogę przestać o tobie myśleć - wydusił, łapiąc delikatnie jego rękę i przesuwając na swoje plecy.
- Mm, miło z twojej strony - odparł Cyan, nie chcąc przesadnie nakręcać chłopaka. Ziewnął głośno, sięgając na oślep do talerza.
- Z migdałami - zamruczał, znowu pochylając się i liżąc jego szyję. - To gdzie byłeś po te perfumy, po nocy?
- To mój słodki sekret - wymigał się Cyan, chrupiąc pierwsze ciastko z zadowolonym pomrukiem.
Zander pokręcił głową rozbawiony i zaczął obniżać swoje pocałunki na tors i brzuch Cyana.
- Mm... - Mężczyzna otworzył oczy, patrząc w sufit. Jak źle by to nie brzmiało, teraz, kiedy Remidoff pozwolił mu na więcej, Zander wydawał się mniej niezbędny. Już po chwili poczuł usta na swoim penisie. Z drugiej strony, co jeśli Remiego faktycznie przeniosą. Nie chciał teraz o tym myśleć. Wsunął sobie całe ciastko do ust i wypiął mocniej biodra, podniecony śmiałym zachowaniem partnera. Nic nie odprężało tak od rana.

*

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #72 dnia: Październik 07, 2010, 08:52:49 pm »
*

Remidoff przycisnął książkę do piersi, maszerując pospiesznie korytarzem. Rozglądał się konspiracyjnie, ale w końcu, z mocno bijącym sercem, zapukał do drzwi i poczekał na dzwoneczek. Lilandra siedziała przy maleńkim stoliczku ozdobionym motywami dzikich kotów. Jej powłóczysta, ciała suknia odcinała się wyraźnie od głęboko granatowej kolorystyki pokoju urządzonego pięknymi meblami o bardzo lekkiej konstrukcji. Podniosła wzrok na gościa.
- Remidoff?
- Witaj Lilandro! - powiedział radośnie i wszedł pospiesznie. Czuł się jakoś tak inaczej. Pewniej w swoich ruchach i zachowaniach. Kobieta spojrzała na niego, aż wciskając plecy głębiej w fotel. Wyraźnie nie była przyzwyczajona do takiego zachowania.
- Dobrze się czujesz?
- Tak moja najdroższa! Wręcz wspaniale. I chciałem się podzielić z tobą tą nowiną! - powiedział energicznie i usiadł przy jej stoliku bez pytania. Lilandra wbiła w niego spod bandaży nieco wylęknione spojrzenie i złożyła drobne dłonie na podołku.
- J... jakie?
- Mam coś dla ciebie... - Położył na stoliczku książkę. - Ale to musi pozostać naszą tajemnicą.
Kobieta odetchnęła, wyraźnie się rozluźniając.
- To jakaś zupełna nowość? - spytała z cieniem podekscytowania w głosie.
- Zupełna. Odmieniłem swoje życie - odetchnął ciężko, patrząc jej intensywnie w oczy.
Lilandra milczała dłuższą chwilę.
- Dziwnie się zachowujesz...
- Wiem, że może trochę inaczej. - Nie mógł usiedzieć w miejscu. - Ta książka ci dużo pokaże. Nowych... no... horyzontów. - Przełknął ślinę i położył rękę na jej dłoni. Aż przeszły go ciarki. Nigdy nie dotknął innego chorego. Tanelfka krzyknęła cicho, odsuwając dłoń, zszokowana.
- Remidoffie!
- Przepraszam... - jęknął. - Nosi mnie po prostu na wszystkie strony. Ktoś mnie strasznie polubił, Lilandro...
Kobieta przypatrywała mu się chwilę.
- Nie znam nikogo, kto by cię nie lubił.
Remidoff uśmiechnął się szeroko pod bandażem.
- Ale ktoś kto mnie tak lubi, że chce mnie dotykać. - Przysunął się na fotelu i powiódł palcem po jej udzie.
- Przestań! Nie powinniśmy! - szepnęła, wzdragając się i odsuwając nogi w drugą stronę. Wpatrzyła się w niego zdumiona.
- Przeczytaj tą książkę - powiedział z zapałem, poklepując oprawione w skórę dzieło tanelfickiego romansu. Dostał kolejną książkę od Firezzo i chciał się podzielić swoim szczęściem. Ta opowiadała o księżniczce upadłego rodu, która, po odnalezieniu tajemnej mapy pirackich wysp Kartaldoru, wyruszyła na poszukiwania, tylko po to by na miejscu spotkać niezwykłego tanelfickiego pirata-renegata. Lilandra znów się zastanawiała.
- Kto chciałby dotykać takich jak my? - wydusiła w końcu. - Jesteśmy tacy ohydni...
- Też tak myślałem! - powiedział z zapałem, poprawiając turban. - Ale wiesz... może... przy odpowiednim zadbaniu o bandaże, na naszym etapie choroby, elfów księżycowych do nie odrzuca... - szepnął konspiracyjnie. Dopiero właściwie teraz coś w nim zaskoczyło. Fragmenty książek ojca, które pozwalano mu czytać to zawsze były opisy, części, które nie ekscytowały nawet w połowie tak jak historia dwóch braci, którą czytał w całości. Wycięto z jego dostępu części o związkach, konwersacje, bliskość... Aż się zasępił.
- Elfów księżycowych....? - powtórzyła płasko. - Nie zbliżają się do nas! - mruknęła. - Ona pewnie chce czegoś w zamian! - rzuciła, kręcąc głową na samą myśl.
- Ale ten konkretny elf bardzo lubi łamać zasady... i mówi mi bardzo miłe rzeczy... Co niby mam do stracenia? - aż się rozmarzył.
- Mężczyzna...? - Lilandra uniosła brwi, kręcąc głową. - Oh Remidoffie, ja nie wiem...
- Nawet się całujemy... - powiedział na wydechu, nie przestając patrzeć jej w oczy. - Lilandro... Mogą mnie przenieść całkiem niedługo, a on mi daje tyle szczęścia...
- Ah.... Lilandra myślała chwilę intensywnie. - To trochę jak Savaria i jej koń... - powiedziała w końcu. Remidoff zmarszczył brwi z zastanowieniem.
- Trochę... Ale poczytaj tą książkę. Przyniosłem ją specjalnie dla ciebie. Jest trochę... no.. nie jest z biblioteki, więc nie pokazuj jej pracownikom. Kobieta powoli wzięła książkę ze stolika i przesunęła dłonią po okładce.
- Jak to jest się całować? - spytała w końcu, nie podnosząc wzroku.
 Remidoff przesunął znów delikatnie palcami po jej dłoni.
- Mogę ci pokazać... jeśli mi pozwolisz. To zupełnie elektryzujące poczucie bliskości...
Kobieta przytuliła książkę do piersi, zerkając na niego.
- Ale... nasze usta... - mruknęła cicho, garbiąc się. - Są ohydne... nie chcę się pokazywać ani tego widzieć...
- Cyan mówi, że moje są cudowne. I że się nie brzydzi... - powiedział, sam zadziwiony. - Możemy zamknąć oczy... - Spojrzał na nią łagodnie.
Lilandra skuliła się nieco na krześle, ale pokręciła głową.
- Nie wydaje mi się to dobre...
- Będę delikatny... - westchnął, głaszcząc ją powoli. - Tak bardzo cię lubię, znamy się yak długo i chciałbym, żebyś też miała coś miłego...
- Nigdy mnie nawet nie dotykałeś wcześniej! - powiedziała szybko.
- Wiem. On to wszystko we mnie rozbudził. Poczułem, że... mogę się podobać. Albo chociaż dotykać. Przez bandaż. Tanelfka zerknęła na niego powoli i ostrożnie wyciągnęła rękę, by go dotknąć. Remidoff przysunął się nieco w jej stronę i pogłaskał powoli po ramieniu. Oddychała szybko, wpatrując się w niego przez małą szparę w bandażach. Powoli dotknęła też jego drugiej ręki. Remidoff wpatrzył się w jej oczy, łagodnym wzrokiem i pochylił się, całując jej policzek przez bandaż. Westchnęła, napinając się i aż zacisnęła dłoń na jego przedramieniu. Drugą dłonią, Remidoff przesunął po jej szyi. Kobieta odchyliła ją, wychylając się bardziej w jego stronę i patrząc mu w oczy. Niemal słyszał bicie jej serca.
- Mogę? - zapytał, ale od razu sięgnął do zapięcia przy ustach.
Kobieta nabrała głośno powietrze, drżąc wyraźnie.
- Ale zamkniesz oczy? - wydusiła.
- Zamknę - uśmiechnął się pod bandażem i zamknął oczy. Sięgnął do zapięcia na swoim policzku. Tanelfka milczała, ale Remidoff poczuł, jak jej szczupłe palce wspinają się po jego ramionach. Odpiął zasłonięcie ust i pochylił się, szukając jej ust z wyczuciem. Rozpierała go radość, że może to zrobić. Jakby całe jego życie nabierało barw. Usta Lilandry były inne w dotyku niż wargi Cyana; jakby mniej soczyste i sprężyste, ale gładkie i ciepłe. Tanelfka odetchnęła głęboko, czując dotyk i aż się nieco głębiej wsunęła w jego ramiona. Remidoff uśmiechnął się w jej usta i objął mocniej, powoli całując jej wargi. Może i była chora jak on, ale faktycznie pachniała ładnie i była bardzo ciepła przez bandaż. Czuł jakby rozsiewał szczęście. Lilandra jęknęła, aż zsuwając się z krzesła i opadając kolanami na podłogę. Trzęsła się lekko. Remidoff od razu podążył za nią, na miękki dywan i odetchnął ciężko, obejmując dłonią jej kark i mocno pogłębiając pocałunek. Lilandra objęła go z całej siły przytulając się całym ciałem, jakby chciała się z nim stopić.
Remidoff aż ją przygniótł nieco sobą, całując mocno i gładząc boki jej ciała. Biała suknia tanelfki leżała rozpostarta na dywanie, a kobieta obejmowała Remidoffa zupełnie bezwstydnie, wzdychając go chwila. Nad sobą, słyszeli delikatny szmer harfy.


*
« Ostatnia zmiana: Październik 07, 2010, 09:02:19 pm wysłana przez Bollomaster »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #73 dnia: Październik 07, 2010, 08:58:24 pm »
*

Remidoff Ranvin, w doskonałym humorze, wszedł do stajni, wyglądając niezwykle szykownie w czarnych szarawarach, szerokim, złotym pasie i szarosrebrnej koszuli. Wziął głęboki wdech przyjemnego zapachu siana.
- Witam szanownego pana - usłyszał z prawej strony. Siedział tam w wygodnym, choć dość starym fotelu przystojny elf księżycowy, popalający bardzo długą i wąską fajkę.
- Witaj. Słyszałem, że prowadzone są tu zajęcia jazdy konnej. Nazywam się Remidoff Ranvin i chciałbym wziąć w nich udział - powiedział pogodnie.
- R... - Xan zapatrzył się na niego, zaskoczony, że jakiś pacjent czegoś od niego chce, ale w końcu wstał. - Ranvin, tak? - upewnił się.
- Tak - kiwnął głową. - Przyszedłem nie w porę? - Zerknął elfowi w oczy. Xan nie widział nigdy takiego zachowania u chorego.
- Nie, skądże... dla państwa tu jestem - odparł Xan, aż skłaniając się nieco niezgrabnie. - Proszę się rozejrzeć, a ja przygotuję konia.
- Chciałbym czarnego - zaznaczył.
Stajenny kiwnął głową i ruszył w inną część budynku, pozostawiając Remidoffa samego w drewnianym, pachnącym wnętrzu. Światło wpadało do środka przez wielkie okna, uwidaczniając rzeźbione detale. Tanelf uśmiechnął się i zaczął przechadzać, aż zatrzymał się przy boksie Grus Alamina i Saverii. Nie poznał jej nigdy, choć wiele o jej dziwnym zachowaniu słyszał. Kobieta leżała w zielonej, nieco postrzępionej u dołu sukience, z głową opartą o bok zwierzęcia. Głaskała go, nucąc coś cicho.
Remidoffowi aż się serce ścisnęło na jej widok. Wszedł powoli do środka i ukucnął.
- Potrzebujesz nowej! - powiedział, zdruzgotany.
Tanelfka uniosła się, obejmując szyję konia, który łypnął na niego spod bujnej grzywy.
- Kim jesteś? - spytała Savaria powoli, patrząc na Remidoffa jak na intruza.
- Remidoff Ranvin. - Skłonił jej się lekko głową w czarnozłotym turbanie. - Przyszedłem na naukę jazdy konnej.
- Mają wiele wspaniałych koni, panie Ranvin - odparła tanelfka, jakby myślała, że chce jej odebrać Grus Alamina. Mężczyzna spojrzał jej odważnie w oczy.
- Nie wątpię! Już się nie mogę doczekać. Zażyczyłem sobie czarnego - powiedział radośnie. Chciał wszystkich zarażać swoją energię. Teraz uważał, że każdy powinien mieć choć tyle radości co on.
Tanelfka wpatrzyła się w niego sceptycznie.
- Dziwnie się pan zachowuje. Może powinien pan iść do doktora?
Remidoffowi od razu zrzedła mina, choć nie było to aż tak widoczne w jego oczach.
- Może to ty powinnaś - powiedział ostro. - Leżysz w sianie z koniem, w podartej sukience. - Wyprostował się. Savaria przytuliła się do Grus Alamina.
- Piękne stroje mi nie pomogą!
Tanelf odetchnął ciężko.
- Przepraszam, zdenerwowałem się.
Savaria nie odpowiedziała, ale jej wzrok mówił, że nie czuje się przy pobudzonym tanelfie zbyt dobrze.
- I tak ci coś przyniosę ładnego - powiedział, chcąc złagodzić złe wrażenie, jakie zapewne zrobił swoim wybuchem. - Może jednak poczujesz się lepiej.
- Ładnego? - spytała cicho. - Coś dla niego? - Pogładziła konia po szyi,.
Miał na myśli sukienkę, ale westchnął ciężko.
- Może być. Coś dla niego się znajdzie. Ja zawsze bardzo lubiłem sarny i jelenie.
- Tak... zwierzęta są najlepszymi z istot - westchnęła Savaria, zamykając oczy. Remidoff spojrzał na nią z westchnieniem i kiwnął głową. Wyjrzał z boksu za Xanem. Zresztą czekał też na Cyana, który obiecał go uczyć i nie rozumiał co go mogło zatrzymać. Od spotkania. Z NIM.
- Remii! - usłyszał nagle za sobą męski głos.
- Do zobaczenia - rzucił do tanelfki i wyszedł szybko. Od razu rzucił się Cyanowi w ramiona. Mężczyzna objął go odruchowo, aż przymykając oczy, ale zaraz odsunął Remidoffa na odległość ramion.
- Ktoś może zobaczyć - wyjaśnił, wpatrując się w jego piękne, zielone oczy. Aż mu serce szybciej zabiło.
Tanelf odetchnął, patrząc na jego silne ramiona.
- Co za wspaniały dzień Cyan! - rzucił. - Mógłbym być z tobą w łóżku cały dzień - szepnął radośnie.
Mężczyzna aż przełknął ślinę. Remidoff mógł wyraźnie wyczytać w jego twarzy, jakie wrażenie zrobiły te słowa.
- Ja też...
- Ale teraz konie! Jestem taki ciekawy i podekscytowany! Jak nigdy! - westchnął, pochylając się i kradnąc mu szybkiego całusa.
Cyan zerknął na zagrodę Grus Alamina, ale kiwnął głową, idąc pierwszy.
- Xan? Pan Remidoff czeka! - zawołał.
Tanelf rozejrzał się za koniem z ekscytacją. Jakby zaczął żyć na przyspieszonych obrotach. Nie chciał myśleć o tym, że mogą go zabrać lada dzień.
- Już prawie gotowy! Chodź tu, Cyan, jak się tak niecierpliwisz! - odpowiedział mu stajenny z daleka. Elf uśmiechnął się do Remidoffa i ruszyli w kierunku głosu.
- Mogę przyjść po kolacji?
Tanelf obejrzał się na niego zaskoczony.
- Oczywiście. Dlaczego pytasz? Masz inne plany?
- Nie, ale chciałem, żebyś mnie zaprosił! - zaśmiał się Cyan, kręcąc lekko głową.
- Śmiałbyś nie przyjść - zaśmiał się nieco złowrogo, zerkając na niego pożądliwie.
Cyan zwilżył wargi. Chętnie odpakowałby Remidoffa ze wszystkiego, co ten miał na sobie.
- Faktycznie, nie śmiałbym.


CDN! :D

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #74 dnia: Październik 11, 2010, 10:02:34 pm »
- Obiecałeś w końcu - Wpatrzył mu się w oczy, zadowolony.
- Skoro obiecałem, to tak chyba musi być - zniżył głos Cyan, bo zbliżali się do miejsca, w którym Xan oporządzał konie. Remidoff pozdrowił go lekkim skinieniem głowy i wpatrzył w wybranego dla niego konia.
- Piękny.
- Rosły - zgodził się Cyan, wyprzedzając pacjenta i dotykając chrap zwierzęcia.
Xan spojrzał na niego ciekawsko.
- Jak ty! - usłyszał radosny głos Remidoffa i uśmiechnął się krzywo pod nosem. Cyan rzucił kochankowi zszokowane spojrzenie i lekko uszczypnął go w nadgarstek.
Remidoff spuścił wzrok, zgaszony. Chciał się dzielić swoim szczęściem i nie widział w tym nic złego! Xan poklepał konia po szyi, wyprowadzając go, osiodłanego z boksu. Siodło miało złote elementy, najwyraźniej dopasowane do ubrania tanelfa.
- Jak ja, czy Cyan? - kontynuował jednak Xan.
- Oboje... jesteście 'rośli' - wydusił Remidoff, już mniej chętnie. Cyan odetchnął cicho, przymykając oczy i kiwając się nieco w przód.
- Może trzeba schodków... - powiedział do Xana.
Ten spojrzał na niego jak na głupka.
- Oczywiście, że trzeba. Są w innym miejscu - powiedział i ruszył bujanym krokiem w stronę wybiegu, prowadząc konia.
Remidoff zerknął niepewnie na Cyana.
- To nie ja spędzam życie w tej stajni - sarknął Cyan z irytacją, prostując się.
- Dlatego się nie wtrącaj - powiedział do Cyana, wykraczając poza protokół zachowania przy tanelfach.
Cyan pociemniał ze wstydu, zerkając kątem oka na Remidoffa. Nie mógł dać się tak potraktować przy nim!
- Nie szczekaj przy koniach! - syknął. - Jeszcze się spłoszą.
Xan obejrzał się na niego, marszcząc brwi, a Remidoff poprawił turban, udając, że nie słyszy. Nie rozumiał o co ta sprzeczka.
- Myślę, że konie sobie poradzą. Za to jakiś bardzo niekompetentny pracownik, może być zaraz ze stajni odesłany - burknął Xan.
- Zostanie ten, którego kompetencję docenia pan Ranvin - odparł Cyan z wyższością.
Spojrzenia dwóch elfów księżycowych przeniosły się na Remidoffa, który nie mógł już udawać, że go nie ma. Odchrząknął cicho.
- Obawiam się, że wolę spędzić czas... dużo czasu - zerknął na Cyana - z nim.
- Oczywiście - prychnął Xan. - Dużo czasu razem. Bardzo dużo wam życzę. Miło i pożytecznie spędzonego. Chyba też bardzo aktywnie - sarknął, mierząc spojrzeniem nie Remidoffa, a Cyana.
- T..tak. Aktywnie... Teraz jazda konna... - powiedział tanelf, skołowany.
- Wszystko, by pacjent jak najdłużej był w dobrej formie - odparł Cyan, mierząc Xana spojrzeniem zwycięzcy.
Remidoff oddalił się niepostrzeżenie, nie chcąc być w tak pełnej napięcia konwersacji. Nie czuł się w tym swobodnie.
- Taak? - spytał Xan cicho, podchodząc do Cyana. - A do czego ci ta jego dobra forma? - Spojrzał na niego wyzywająco. - Żeby się znowu za rączki łapać, pustaku?
Cyan poczuł, jak coś w nim wybucha. Niewiele myśląc, uderzył stajennego pięścią w twarz, krzycząc głucho. Xan zatoczył się w tył, łapiąc za policzek, ale od razu odpowiedział na atak, rzucając się na niego z furią i uderzając go w brzuch.
- Co ty sobie myślisz!? - krzyknął na niego.
Jego źrenice aż rozszerzyły się na całe oko. Cyan zasyczał na niego, przybierając drapieżną, nieco schyloną pozycję. Xan od razu zadziałał niemal symetrycznie
- Co TY sobie myślisz?! Jeszcze raz mnie tak nazwiesz i cię zabiję! - zawarczał Cyan.
Stajenny wyszczerzył się złowrogo.
- Nie zaprzeczasz - zaśmiał się kpiąco, ale zanim Cyan zdążył zareagować, poczuł miękkość wokół talii, ciągnącą go w tył z ogromną siłą. Obejrzał się z frustracją, usiłując ustać w miejscu, ale jego stopy dalej szurały o ziemię.
- Widać chcesz koniecznie znaleźć kogoś podobnego do siebie! - warknął.
- Co się stało? - zapytał Remidoff niepewnie, jednocześnie trzymając przy sobie Cyana, oplecionego włosami, co wyglądało nieco śmiesznie przy kontraście w ich posturze.
- Małe nieporozumienie panie Ranvin... - Xan kiwnął mu głową, wkładając wiele siły woli w wyprostowanie się. - Proszę kontynuować wspólną rozrywkę. Cyan jest na nią bardzo podekscytowany jak widzę.
- Ten skurwiel mnie obraża, panie Ranvin! - wysyczał Cyan przez zęby.
- Poniżej krytyki Cyan. Musisz się poskarżyć, biedactwo? - warknął, mimo że wiedział, że posuwa się za daleko.
- Proszę przestać - burknął Remidoff, rzucając mu ostre spojrzenie, a Cyan poczuł jak włosy zaciskając się w okół jego brzucha. Stęknął cicho, chwytając je rękoma. Spojrzał jednak na Xana wybitnie wrogo. Stajenny skinął tylko głową i odszedł pospiesznie wzdłuż boksów. Remidoff spojrzał za nim zmartwiony.
- Puszczaj mnie! - warknął Cyan, próbując się rozplątać. Jego nerwowe ruchy jednak nie pomagały. Tanelf spojrzał na niego speszony, a uścisk od razu się poluźnił, a włosy zaczęły cofać pod turban. Cyan otrząsnął się, aż oddalając się o kilka kroków.
- Nie prosiłem o pomoc! - syknął cicho. Jego skronie aż pulsowały ze złości. - Teraz wygląda tak, jakbym nie dawał sobie sam rady!
- ... Chciałem pomóc! - burknął Remidoff. - Jest większy... - powiedział bezradnie. - Obrażał cię...
Czarne włosy schowały się zupełnie.
- To nie znaczy, że nie mógłbym mu dać rady! - odparł elf nerwowo. - Teraz wszyscy będą wiedzieć...! - jęknął, przeczesując nerwowo włosy.
- Że mnie lubisz? - burknął, robiąc dwa kroki w tył. Aż zmrużył oczy.
- Też! - wybuchnął Cyan. - Myślisz, że jeśli to się rozniesie, pozwolą mi tu dalej być?!
Tanelf spojrzał na niego z wściekłością, a kilka koniuszków włosów, aż się wysunęło, jak węże spod zwojów materiału na jego głowie.
- JA mu nic nie powiedziałem! - podniósł głos, coraz bardziej zły. - Chciałem tylko pomóc!
- Ale on sobie dopowiedział! Nie słyszałeś?! Już wcześniej mi sugerował, że podejrzewa. Nie wiem, co zrobi teraz! - Cyan zaczął chodzić w małym kółku.
- Bo to taki wstyd mnie dotykać! - syknął wściekły i zaczął iść w stronę wyjścia ze stajni, wzburzony. Jeden z elementów turbanu odczepił się i powiewał za nim malowniczo.
- Nie ciebie! Mężczyznę! - syknął Cyan, wpatrując się w czyściutką podłogę.
Remidoff zaplótł ramiona na piersi i obrócił się do elf, patrząc na niego z daleka. Nie wiedział co miał mu powiedzieć. Aż się trząsł ze zdenerwowania. Cyan przełknął ślinę, ruszając do niego powoli. W końcu, odetchnął ciężko i, po wybadaniu terenu, dyskretnie dotknął jego ramienia.
- U nas... to jest karalne... - powiedział cicho. Remidoff cofnął ramię i obrzucił go sceptycznym spojrzeniem.
- Kłamiesz...
Cyan uniósł wzrok ku sufitowi, zniecierpliwiony.
- Nie. Może TOBIE się to wydaje dziwne, bo jesteś tanelfem, ale jakby mnie ktoś nakrył w domu, ogoliliby mnie i wyrzucili na pustynię, żebym się nad sobą zastanowił! - wycedził ze zlością.
Spojrzenie Remidoffa zamieniło się w nieco niepewne.
- Ojej... - wydusił tylko. - To my naprawdę nie powinniśmy.... Nie wiedziałem, że to dla ciebie mogą być takie problemy... - Zrobił kolejny krok do tyłu.
- Nie publicznie... - sprecyzował Cyan, przełykając ślinę i zerkając w bok. Siłą rzeczy przypomniał mu się dzień, kiedy był zmuszony opuścić rodzinny dom.
- Co tu się dzieje? - usłyszał ostry głos Shoh z boku. - Znowu Cyan pana niepokoi? - Elfka podeszła do nich, marszowym krokiem i odrzuciła warkocz na plecy.
- Nie nie, wszystko w porządku! - powiedział szybko Remidoff.
- Pan Ranvin chciał, bym poprowadził jego konia - odparł elf, siląc się na spokój. Skubał palcami kciuk drugiej dłoni.
Tanelf tylko kiwnął głową, a Shoh popatrzyła po nich podejrzliwie.
- A gdzie Xan? Widziałeś go gdzieś? Powinien tu być. To jego praca.
- Już oddał nam konia - odpowiedział Cyan, który jednak nie potrafił powstrzymać się od złośliwości. - Zapomniał o schodkach dla pana Ranvina, ale poradzę sobie z tym.
Kobieta aż zmarszczyła brwi.
- Już ja z nim porozmawiam! Miłego dnia, panie Ranvin - dodała grzecznie na koniec, zanim odeszła od nich pospiesznie. Remidoff wyglądał na bardzo zagubionego. Cyan spojrzał na niego nieco pogodniej.