Autor Wątek: Urodzeni pod Księżycem  (Przeczytany 440 razy)

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #75 dnia: Październik 11, 2010, 10:17:49 pm »
- Chodź, pomogę ci wsiąść - mruknął, lekko ciągnąc pacjenta za ramię.
- Nie porozmawiamy już? - Spojrzał na niego obrażony, ale dał się pociągnąć.
- Porozmawiamy - odparł Cyan, ale nie możemy tak stać. Nie był jednak pewien, o czym Remidoff zamierzał rozmawiać.
- Idę, idę. Xan zostawił schodki... - powiedział znacząco.
Cyan prychnął.
- Trudno, niech go Shoh przegwałci - zakpił złowrogo.
- Hm? - Remidoff zerknął na niego niepewnie, zgrabnie uwalniając się z uścisku.
- Na tym etapie życzę mu jak najgorzej - odparł Cyan, dochodząc do konia. Poklepał go po szyi.
- O co właściwie poszło? Co powiedział? - dopytywał tanelf, zmartwiony takim zachowaniem Cyana i rozejrzał się po wybiegu. Elf odetchnął ciężko, przytulając policzek do skóry konia.
- Podejrzewa mnie.
Remidoff chciał dopytać jeszcze o szczegóły, ale w końcu zrezygnował, zmęczony tymi kłótniami.
- Musiałeś się o to rzucać od razu na niego? - westchnął, rozglądając się, bo nie wiedział jak się za konia zabrać.
- Jakbym na to nie odpowiedział to by wyszło na to, że ma rację! - mruknął Cyan, chwytając go i podsadzając w górę.
Wybieg był przestronny, z fragmentem ogrodu, a fragmentem wystylizowanym na 'dziką' pustynię z jaśniutkim, białym pieskiem i kaktusami.
- Aj! - Remidoff spanikował, tracąc równowagę i złapał się Cyana.
Ten zaśmiał się lekko, pomagając mu zająć miejsce w siodle.
- Przełóż nogę.
Remidoff złapał się siodła, sadowiąc niepewnie. Koń nie reagował nerwowo, choć czasem prychał cicho.
- To... teraz go nie lubimy? - dopytał.
- Nie - odparł Cyan. - Teraz nam zagraża. Niestety nie wiem, jak mógłbym go dość nastraszyć, żeby dał nam żyć w spokoju.
- Trzeba się go pozbyć? - Spojrzał na Cyana poważnie. Elf zamrugał, krzyżując z nim blade spojrzenie.
- Słucham........?
- Chcesz się go pozbyć... z widoku? - zapytał Remidoff bez mrugnięcia okiem. Cyan przełknął ślinę, patrząc w milczeniu na górującą nad nim postać o uwodzicielskich oczach.
- Nigdy nikogo nie zabiłem... i nie zamierzam - powiedział cicho. Tanelf zapatrzył się w milczeniu w sztuczną pustynię. Cały, gigantyczny wybieg nakryty był jasną płachtą, tak, że tylko część światła przedostawała się do wewnątrz. Cyan cmoknął na konia i poprowadził go po piasku. Jego własne stopy nie zapadały się w pyle.
- Nie wiem, co teraz... - mruknął jednak po chwili. - Jeśli przekona innych, może być nieciekawie.
- Ja powiem, że to bzdura - powiedział z pełną powagą, ale złapał się desperacko siodła, ledwie w nim trzymając. Rozejrzał się. Xan pewnie widział do czego były te wszystkie sprzączki i upięcia.
- To nie ma znaczenia, bo jeśli moi się dowiedzą, mogą bardzo źle zareagować. Nie dowiesz się o tym - mruknął Cyan, zerkając w górę. - Trzymasz się?
- Słabo - jęknął szczerze. Cyan nigdy nie widział tak spokojnego, stabilnego konia. - Dowiem się! - powiedział stanowczo. - Postaram się. Nikt cię nie tknie.
- Jesteś mój.
Cyan obrócił się zaskoczony, ale po chwili pokręcił głową z uśmiechem i zaszedł konia z boku, bez problemu podciągając się w górę na strzemieniu. Wylądował tuż za tanelfem i objął bo, by wziąć lejce.
- Jeśli mogę spać u ciebie, będę bezpieczny - zadeklarował.
Remidoff obejrzał się na niego speszony, nagle czując się o wiele mniejszy i niższy niż przed chwilą.
- Musisz więc spać u mnie - powiedział cicho.
- Mm, chętnie. Już ja cię dzisiaj dopieszczę! - zaśmiał się, całując lekko kark Remidoffa. Tanelf odetchnął ciężko, pochylając nieco. Od razu poczuł wypieki i zdał sobie sprawę, że zabiłby dla niego Xana. Przeraziła go nieco ta myśl, ale i podnieciła.
Cyan dał mu poczucie stabilności i powoził koniem umiejętnie podczas powolnego spaceru przez sztuczną pustynię. Nerwowość powoli go opuszczała, a pożądanie, jakie wyraził Remidoff bardzo go podbudowało. Poczuł dłoń tanelfa, powoli obejmującą jego.
- Nawet przyjemnie... - powiedział cicho Remidoff.
Cyan uśmiechnął się lekko, idąc w kierunku ściany pomalowanej tak pięknie, że miał wrażenie, że wyjeżdża w prawdziwą dzicz.
- Tak, pustynia jest cudowna. Pokażę ci ją kiedyś.
- Tak? - Wtulił się w niego plecami, sam zaskoczony o ile jego własne są węższe.
- Mhm. Ciepły piasek, pachnące miodem powietrze... - westchnął elf melancholijnie. Uświadomił sobie, jak dawno nie opuszczał asylumu. - Cudownie jest spędzić wspólnie noc wśród wydm...
- Miodem? - Remidoff aż obrócił się nieco w jego stronę, zdziwiony. - Noc tam spędzić? Nie jest niebezpiecznie?
Cyan uśmiechnął się lekko.
- Trzeba wiedzieć jak. To bardzo... romantyczne,
- Podoba mi się ta idea... - Ścisnął mocniej jego dłoń. Delikatnie wytłumione słońce, ogrzewało ich z góry. - Żeby być z tobą. Romantycznie.
- Mm... dużo jeszcze zobaczysz, Remi... - westchnął Cyan, przytulając go pod pretekstem trzymania lejców. Dziś, tanelf pachniał jakimś cytrusowym zapachem.
Elf księżycowy zaczął mruczeć jakąś melodię, rozkoszując się magicznym wiatrem rozwiewającym mu włosy. Plusem tej zadaszonej przestrzeni był fakt, że nie musiał nosić wierzchnich, słonecznych szat. Remidoff odważył się wychylić nieco i pogłaskał grzywę pięknego konia. Czuł się błogo i jeszcze sporo czasu spędzili objeżdżając parki wybiegu. Piękne zakątki, równie zadbane co reszta asylumów, a jednak praktycznie nie odwiedzane. Napięcie z nich zeszło, bo rozmawiali głównie o przyjemnych rzeczach, które ich otaczały: sadzawce, kolorowych kwiatach, pnączach i statuach porozrzucanych po terenie.Prawie udało się zapomnieć o Xanie.

*

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #76 dnia: Październik 11, 2010, 10:32:18 pm »
*

Remidoff obserwował Cyana, jak odprowadza konia do boksu. Xan wrócił już do stajni i minęli się z Cyanem bez słowa. Obiecał się nie wtrącać, ale naprawdę, nie zamierzał tego tak zostawić. Cyan musiał wracać do regularnych zajęć, więc pomachał mu jeszcze dyskretnie i zniknął w ogrodowej alejce.
Tanelf zaczął spacerować po stajni powoli, wdychając przyjemny fiołkowy zapach. Xan stał w boksie konia, na którym jeździli i wyczesywał go sprawnymi, szybkimi ruchami. Nawet z pewnej odległości, czuć było miły zapach perfum, które wcierał w grzywę zwierzęcia. Remidoff podszedł powoliw jego stronę. Jego serce zaczęło dudnić zupełnie innym rodzajem ekscytacji niż wcześniej. Xan odwrócił nagle głowę i zamrugał, zaskoczony, że wciąż go tu widzi.
- Mogę w czymś pomóc, panie Ranvin?
Tanelf postąpił w jego stronę, łamiąc zasadę dwóch kroków odległości i spojrzał mu poważnie w oczy. Czuł w sobie jakiś rodzaj siły i odwagi, mimo, że Xan był sporo od niego większy.
- Możesz. Możesz zostawić Cyana w spokoju.
Xan wpatrzył się w niego bez zrozumienia, ale po kilku chwilach jego oczy nieco pociemniały.
- Z całym szacunkiem, to sprawy między mną a nim.
- Nie. Atakujesz go i naruszasz jego... spokój - burknął Remidoff. - Przyszedłem jeździć konno, nie obserwować jak mój... - zawahał się, nie wiedząc właściwie jak go nazwać. - moja osobista pomoc jest zaczepiana.
- "Osobista pomoc" - powtórzył Xan fingując powagę.
- ...Tak właśnie - powiedział z równie sztucznym spokojem, choć serce waliło w jego piersi coraz szybciej. - Pragnę być bardziej aktywny i potrzebuję do tego pomocy pracownika! - zirytował się nieco. - Należy mu się szacunek!
Xan wydął wargi.
- Przekażę tę informację moim przełożonym.
Remidoff zamarł, patrząc na niego z narastającą niepewnością. Jego zielone oczy niemal świdrowały Xana na wylot.
- Nie trzeba. Cyan robi to z dobrego serca, w czasie wolnym.
- Tak? - Xan nie powstrzymał uśmiechu. - Na srebro, jaki z niego oddany sanitariusz...
Bandaże na ciele Remidoffa wydawały się niemal pulsować od gorąca, jakim emanowało jego ciało. Poruszył się niespokojnie. Nigdy nie był w takiej rozmowie, w takim konflikcie. Kiedy do niego podchodził, miał już w głowie wizję tego jak potoczy się ta rozmowa. Ta wizja obejmowała jednak Xana, przepraszającego i mówiącego, że nie tknie już Cyana.
- Tak... - powiedział ciszej. - Jest bardzo dobrym pracownikiem.
- Hm... to może powinien pan poprosić, by został osobistym sanitariuszem - zasugerował niewinnie Xan.
- ...Tak można? - Przełknął ślinę, patrząc na niego mniej twardym spojrzeniem.
- Może można - odparł elf, głaszcząc konia po szyi.
- To dobra sugestia... - mruknął cicho Remidoff. - Dowiem się... ale i tak uważam, że jakiekolwiek nieporozumienie między wami było niepotrzebne.
- Na pewno ma pan rację - odparł Xan ugodowo.
- Cieszę się - wydusił w końcu Remidoff, zerkając jeszcze na niego skonfundowany, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł szybko, zdenerwowany. Nie wiedział nawet, tak naprawdę, czy dopiął swego czy nie.
Xan pokręcił głową. Nie wierzył w to, co się działo. Żeby próbować czegoś z chorym tanelfem? Szaleństwo. Do tego... już sama myśl o Cyanie z mężczyzną była obrzydliwa.
Kiedy Remidoff wyszedł z boksu, dostrzegł ruch kątem oka. Obejrzał się w tamtą stronę zaskoczony. Boks Savarii już minął... Zza załomu ściany wyglądała jednak znajoma postać w jasnozielonej, wielowarstwowej sukni. Remidoff spojrzał w tamtą stronę zaskoczony, uśmiechając się lekko pod bandażem.
- Lilandra! - powiedział łagodnie, podchodząc.
Kobieta podbiegła do niego, rozglądając się i po chwili obejmując go szybko.
- Pokłóciłeś się z nim?
Remidoff aż poczuł ciarki na plecach i pogłaskał ją lekko po plecach.
- Ach to - powiedział nonszalancko. - Tylko małe nieporozumienie. - Zaczął ją prowadzić do wyjścia ze stajni.
Kobieta złapała się jego ramienia, niemal promieniejąc.
- Zawsze wiesz, jak rozwiązywać problemy.
Wyszli na ogrzewany słońcem ogród i skierowali się w zupełnie odludną część ogrodu, choć tak naprawdę żadna nie była specjalnie uczęszczana.
- Staram się jak mogę - powiedział pogodnie. - Jeździłem dziś konno - dodał z dumą.
Lilandra spuściła wzrok, zawstydzona.
- Widziałam. Wyglądasz na koniu bardzo poetycko - skomplementowała go.
- Też powinnaś spróbować! - powiedział z zapałem, ściskając jej dłoń. - Oczywiście jak już się oswoisz z tym pomysłem. Najlepiej mieć myślę... osobistego sanitariusza - mówił tonem znawcy, choć tak naprawdę nie wiedział jeszcze czy to możliwe.
- Takiego jak ten twój? - spytała ostrożnie, zerkając na niego świetlistymi oczyma.
- Tak. Innego oczywiście, bo Cyan jest mój - zaznaczył - ale na pewno nie jeden z nich, jeśli się wykaże zainteresowanie, dzięki czemu nie będą bać się kary za kontakt, chętnie pomoże. - Pogłaskał jej szczupłe palce. Rozpierała go energia. Ogród wydawał się bardziej kolorowy i jeszcze pełniejszy pięknych zagajników i nietypowych roślin. Chciał eksplorować, poznawać, zdobywać!
- A ten Cyan... to ten elf księżycowy, twój... pupil? - spytała.
- Tak... - westchnął rozmarzony, oglądając się na fiołki przy ścieżce. Przypominały mu trochę skórę Cyana. - Można chyba tak powiedzieć. Jest strasznie... - zamyślił się – ekscytujący.
Lilandra milczała chwilę.
- Czemu?
- Och... - Spojrzał jej w oczy. - To trudno wyjaśnić. Takie rzeczy robi... mówi... Miałaś czas poczytać już książkę?
- Tak!! - odetchnęła, ściskając jego ramię. - Bardzo inspirująca...
- Oczywiście nie wszystko możemy robić... - powiedział cicho, jakby uszło nieco z niego powietrze - ale sama świadomość, że życiu można nadać tyle ekscytacji... - odetchnął z uśmiechem.
- Skąd wiesz, że nie wszystko.....? - spytała Lilandra po chwili zastanowienia. Remidoff zgasł nieco, patrząc na nią niepewnie. Kiedy to ona zyskała więcej odwagi od niego?
- Uhm... nasze ciało... nie jest zbyt atrakcyjne - powiedział, spuszczając wzrok na ścieżkę. Lilandra zamilkła na chwilę, spoglądając smętnie pod nogi.
- Nie trzeba patrzeć - mruknęła w końcu.
Remidoff odetchnął, zastanawiając się w milczeniu, ale nie wiedział jeszcze co odpowiedzieć.

*
« Ostatnia zmiana: Luty 11, 2011, 06:04:06 pm wysłana przez kasiotfur »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #77 dnia: Październik 11, 2010, 10:49:49 pm »
*

Cyan ubrał się w białe szarawary i koszulkę bez rękawów, która podkreślała jego budowę. W kieszeni miał sporą bryłkę czekolady. Czuł, że zbliża się do Remidoffa i znajomość sprawiała mu coraz więcej satysfakcji. Czasem nawet wizualizował sobie jak leżą we dwoje pod tarczą księżyca. Są nadzy, a delikatny wiatr owiewa ich ciała pyłem. Wszedł do pokoju, jak zwykle bez pukania, ale w środku nie zastał nikogo. Zamrugał.
- Remi? - zawołał, kierując się do łazienki.
- Zaraz! - usłyszał jego radosny głos.
Cyan uśmiechnął się z ulgą i opadł na mięciutkie łóżko.
- To ja czekam... - zamruczał. Kiedy drzwi się otworzyły, poczuł przyjemny cytrusowy zapach, którego nie umiał dokładnie rozpoznać. Remidoff miał na sobie tylko kremowe, atłasowe spodnie pod kolano, o wysokim stanie, a włosy nadal nieco wilgotne, spływały luźno przy jego ciele. Nie miał opaski na ustach i uśmiechnął się lekko. Cyan uśmiechnął się do niego szeroko, od razu podchodząc i przyciągając go do siebie za biodra.
- Co to za zapach...? - zamruczał, od razu całując jego gładkie, różowiutkie usta. Westchnął cicho, przytulając się. Remidoff był taki gorący pod tymi zwałami gazy... Tanelf aż zmrużył oczy, uśmiechając się błogo. Najwyraźniej brał kąpiel, bo jego bandaże całe pachniały tą nową wonią.
- Pomelo - szepnął.
Cyan przekrzywił głowę.
- Nie wiem co to.
- Owoc pomiędzy pomarańczą a grejpfrutem. - Pogładził jego kark, zadowolony i cmoknął go znowu w usta. Wargi Remidoffa były miękkie i takie nienaruszone.
- Dla mnie się tak pachnisz? - zaśmiał się elf, głaszcząc go po klatce piersiowej. - Mam ochotę cię zjeść...
Tanelf zagryzł lekko wargę. Zęby miał nieskazitelnie czyste, białe i mocne.
- Może trochę... - westchnął, gładząc jego ramię. - Rozbierz się - powiedział wprost, patrząc mu w oczy. Cyan roześmiał się promiennie, cmokając go znowu i odsuwając się, by ściągnąć koszulkę przez głowę. Fioletowe sutki wyraźnie odcinały się na tle jasnego meszku porastającego skórę.
- Dasz się zjeść? - zamruczał, unosząc brew.
Remidoff aż westchnął ciężko, gapiąc na niego cielęcym wzrokiem. Widok jego nieco rozchylonych warg nadawał jego twarzy zupełnie nowego wymiaru ekspresji.
- Tobie? - wydusił.
- Mm... - Cyan zsunął nieco spodnie w dół bioder.
- Najwyżej polizać - zaśmiał się nerwowo, od razu podążając dłonią na jego brzuch.
- Wszędzie bym cię polizał, pomelowy Remidoffie... - westchnął Cyan.
Wargi tanelfa zadrżały nieco.
- No ściągnij je już... - odetchnął, wsuwając kciuk za pasek jego spodni na plecach.
- Ty je zsuń... - odetchnął Cyan, ocierając się o niego twarzą.
Remidoff przylgnął twarzą do jego szyi i zaczął zsuwać mu spodnie z westchnieniem. Sam już teraz zaczął odczuwać pulsowanie ciała. Cyan otoczył jego szyję ramionami, całując kochanka głęboko.
- Ah Remi... jak ty pachniesz...
- Jak nikt z kim byłeś? - dopytywał, łasy na komplementy i zrzucił jego spodnie na podłogę, głaszcząc niepewnie jego pośladki.
- Nigdy... - westchnął Cyan, aż stając na palcach. - Górnicy tak nie pachną. Ty jesteś jak jakiś książę... - powiedział z zachwytem. Remidoff uśmiechnął się do niego szeroko, ciągnąc powoli na łóżko.
- No, książę ze mnie żaden - zaśmiał się. - A jak pachną górnicy?
« Ostatnia zmiana: Styczeń 08, 2011, 11:19:32 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #78 dnia: Październik 12, 2010, 12:03:44 am »
Mnóstwo nowego! Wszystko przeczytane, wielka konfrontacja Remi-Xan wymiata.

Czas spać.

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #79 dnia: Październik 12, 2010, 01:07:33 am »
He he, dzięks. Biedny Remi myślał, że potoczy się zupełnie inaczej...

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #80 dnia: Październik 12, 2010, 09:29:13 pm »
Cyan zaśmiał się, popychając go na materac i przewracając się na niego z wyczuciem.
- Metalicznie.
- Czyli.. ja lepiej? - westchnął Remidoff, czując pod nim o wiele mniejszy, niż gdy stał. To słodko-gorzkie gorąco znów zaczęło opanowywać jego ciało. Cyan uśmiechnął się lekko, ciągnąc jego wargę krągłymi zębami.
- Na pewno egzotyczniej.
- I... i co robiłeś z górnikami? - tanelf zaśmiał się nerwowo, patrząc mu w oczy. Drugi mężczyzna cmoknął go delikatnie, układając się wygodniej między jego udami.
- Mm, wiele rzeczy... zależy z którym...
Remidoff aż jęknął cicho, czując ucisk.
- Był jakiś... ważny?
Cyan westchnął cicho.
- No, jeden dla mnie był, ale ja dla niego nie - mruknął, przytulając się.
- Och... przykro mi. A to niby takie zakazane, a tylu chętnych? - dopytał, zerkając na Cyana ciekawsko.
Cyan westchnął cicho.
- Trzeba wiedzieć, gdzie szukać.
- Dobrze więc, że znalazłeś mnie.. - uśmiechnął się do niego tanelf i położył dłonie na jego policzkach.
Cyan uśmiechnął się lekko.
- To był przypadek - zamruczał, liżąc lekko bok dłoni Remidoffa. Ten zaśmiał się nerwowo i aż drgnął biodrami pod nim, czując dotyk przez rękawiczkę.
- A często robisz takie... rzeczy?
- Zależy, czy jest okazja - odparł Cyan, przesuwając śmiało dłonią po jego ciele.
- Och... czekaj chwilę. Muszę się uspokoić... - jęknął przymykając oczy. Pulsowanie było nieznośne, a jednocześnie fantastyczne.
- Po co? - zamruczał Cyan i przesunął czubkiem języka w górę jego jabłka Adama, po podbródku, aż do ust.
- Och... - wydusił tylko tanelf, zaciskając mocniej oczy i obejmując jego plecy dłońmi. - Bo to bardzo... męczące - powiedział z braku lepszego określenia.
- Może ci pomogę? - westchnął Cyan, napierając biodrami na jego krocze.
- Och nie nie nie! - jęknął. - Myślę, że muszę się po prostu przyzwyczaić - zaśmiał się, oddychając ciężko.
- Nonsens - odparł Cyan, ocierając się o niego rytmicznie.
Czuł coraz większe podniecenie. Miał ochotę zedrzeć z niego te kalesoniki. Remidoff wtulił się w niego, nie mogąc już wydusić ani słowa i objął mocniej elfa, rozkoszując się myśleniem o jego mięśniach, futerkowym ciele i pulsującym penisie. Aż przypomniał sobie jak go dotykał. Dłoń mężczyzny zsunęła się pomiędzy jego nogi i Remidoff usłyszał głęboki, chrapliwy oddech tuż przy uchu.
- Och na wszystkie świętości! - wydusił tanelf, drżąco, ale sięgnął panicznie do jego ręki. Chciał się uwolnić jakoś od tego niekończącego się napięcia, ale wiedział, że nie jest w stanie tak jak Cyan.
- Nie broń się... - westchnął elf, całując go namiętnie.
- Krępuję się... - szepnął w jego usta. - Nie jestem taki jak ty.
- Czuję, co tam masz... - odetchnął Cyan, ściskając twardy kształt pod kalesonami.
- Au! - pisnął Remidoff, półprzytomnie, wciskając palce mocniej w plecy elfa.
- Co za "au"...? - zamruczał Cyan chrapliwie. - Wczuj się.
- Przepraszam... - wydusił Remidoff, zawstydzony, dysząc ciężko. Intensywne pulsowanie było jak bardzo słodkie cierpienie.
- Aww, nie przepraszaj mnie... - sapnął elf, kąsając jego szyję przez bandaże i próbując go odpowiednio stymulować.
- Nie. Ja nie mogę jednak... - jęknął mężczyzna pod nim, próbując się nieco odsunąć.
- Czemu?
- Bo to mnie tak rozpala, że aż boli... - powiedział, zawstydzony, próbując nieco odepchnąć ramiona Cyana, ze smutną miną. Nagle zaczął się czuć strasznie porażkowo.
- Boli? - Mężczyzna wpatrzył się w niego. - Ale nieprzyjemnie boli?
- Nie wiem Cyan... nie miałem tak wcześniej. Dopiero jak się z tobą... zbliżyłem... - mruknął.
- Wiem... - westchnął mężczyzna. - Ja wiem, że to trudne... ale nic ci się nie stanie - zamruczał.
- Może to jednak zły pomysł. Zejdź.. - powiedział cicho tanelf, sfrustrowany, że nie ma dość siły, żeby go zepchnąć. Cyan wpatrzył mu się w oczy, starając się ukryć rozczarowanie.
- Chcę, żeby ci było przyjemnie.
Remidoff zerknął na niego, tylko coraz bardziej podenerwowany.
- Ja wiem... tylko uch.. daj spokój... skupmy się na tobie - uśmiechnął się niemrawo.
Elf przygryzł wargę.
- Nie jestem egoistą... - mruknął
Tanelf spuścił wzrok w dół ich ciał. Nie wiedział co zrobić w tej patowej sytuacji. Cyan pogłaskał go delikatnie po twarzy, przytulając go.
- Może... zdejmij bieliznę? - zasugerował.
- To naprawdę krępujące... przepraszam, że ci tyle problemów sprawiam. Ja mówiłem, że nie mogę jak w powieściach... - powiedział głosem tak nieszczęśliwym, że aż przeszywał Cyana. Mężczyzna przełknął ślinę i przytulił go od razu.
- Nie martw się Remi... ja chciałem tylko, żebyś był szczęśliwy... - mruknął, nie bardzo wiedząc, jak się do tego wszystkiego odnieść.
- Może poleżymy, jak wcześniej, co? - Spuścił wzrok, bo nie chciał pokazać, że szklą mu się oczy. Cyan jednak pocałował go od razu, przypierając do materaca i zaczynając go łagodnie głaskać.
- Nie zrobimy nic innego, jeśli nie jesteś gotowy.
Remidoff odetchnął cicho, z ulgą, dając się ponieść pocałunkom.
- Przyniosłem ci coś - powiedział Cyan, uśmiechając się do niego czule.
- Tak? - westchnął cicho tanelf, gładząc jego tors.
- Mm. - Cyan cmoknął go szybko, po czym zgrabnie zsunął się z łóżka, wysupłując smakołyk ze spodni. Wstał z uśmiechem tryumfu na twarzy, nie krępując się wcale faktem, że miał erekcję. Remidoff zlustrował jego ciało, aż otwierając nieco usta. Nie chciał nawet wiedzieć co złego działo się w jego spodniach, że tak bolało. Domyślał się, że to kwestia choroby. Cyan siadł mu okrakiem na kolanach, odpakowując sporą bryłkę słodyczy.
- Z migdałami.
 Tanelf uśmiechnął się lekko, próbując zbyć swój 'problem'. Nie wiedział jednak jak to zrobić. Nigdy nie jadł przy kimś. Cyan złamał czekoladę na pół i uniósł jedną część, muskając nią wargi kochanka. Remidoff nie zastanawiając się więc wiele dłużej, wziął ją powoli do ust, popatrując na elfa, który wpatrzył się w jego wargi, oddychając nieco ciężej.
- Jakie ty masz piękne usta...
Tanelf oblizał rozbawiony jego palce.
- A ty mechate dłonie - zaśmiał się.
- Lubisz to, co? - prychnął Cyan, macając palcem jego język.
Remidoff zaśmiał się, rozbawiony.
- Trochę tak...
Nagle, nie wiedzieć skąd, jakby z dziury w podłodze, której wcześniej tam nie było, pojawił się Firezzo i zamarł, patrząc na nich. Cyan otworzył usta, omal nie upuszczając reszty czekolady. Przywarł mocniej do Remidoffa, by ukryć penisa przed wzrokiem drugiego tanelfa.
- Co ty tu, kurwa, robisz?! - syknął nieco wysoko.
- Ja!? - Dziura pod nogami Firezzo się zasklepiła. - Co TY tu robisz...!? Z nim... z chorym!? Co z ciebie za podła istota, żeby tak wykorzystywać jego naiwność i potrzebę bliskości! - wysyczał, gwałtownie robiąc krok w ich stronę. Remidoff nerwowo naciągnął na nich kołdrę.
- Goń się, mazaju! - warknął Cyan. - Nie twoja sprawa, co robimy!
- Nie moja!? Że wykorzystujesz tego biednego, chorego tanelfa?! - syknął Firezzo z taką złością i niechęcią, że powietrze wydawało się niemal zafalować w okół niego. - A ty!? - Spojrzał gwałtownie na Remidoffa i dopiero teraz zauważył, że ten ma odsłonięte usta. - Gdzie twoja duma!? Dajesz się obmacywać jakiemuś zwierzątku futerkowemu?!
Cyan zasyczał groźnie, schodząc z łóżka i zbliżył się do malarza w wściekłością w oczach.
- Jak mnie nazwałeś?!
Firezzo trzasnął kilkoma książkami o stół, który na moment aż pociemniał.
« Ostatnia zmiana: Styczeń 08, 2011, 11:27:51 am wysłana przez Bollomaster »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #81 dnia: Październik 12, 2010, 09:37:01 pm »
- Tak jak słyszałeś! To nie jest popularna wiedza, ale ja wiem od jakich istot pochodzi wasza rasa. Jesteś ohydny - warknął, wykonując dyskretne gesty palcami. Tym razem był gotów zareagować na tego nieobliczalnego szaleńca. Do tego fakt, że był nagi tylko dodatkowo go wściekał, bo znaczyło, że nie ociągał się z molestowaniem Remidoffa.
- To przeszłość! Księżyc oczyścił nas tysiące lat temu!! - warknął. - Nie jesteś w niczym lepszy ode mnie!
- Uh. Proszę... To nieporozumienie... - wydusił Remidoff z westchnieniem.
- Remidoffie, musimy poważnie porozmawiać - mruknął Firezzo, rozkładając nieco ręce. - Otwórz oczy i spójrz na niego. - Wskazał Cyana. - Opanuj się - burknął.
Elf zerknął na chorego nerwowo. Co jak uwierzy w te bujdy Firezzo?
- Zamilknij! - warknął, popychając malarza gwałtownie.
- Weź te łapy ode mnie wykolejeńcu! - krzyknął Firezzo, odpychając Cyana z obrzydzeniem. - Nie masz wstydu!
- To ty nie masz wstydu, że wchodzisz między dwóch mężczyzn w intymnej chwili!
- Mężczyzn!? - prychnął Firezzo, przebierając palcami w powietrzu. - Jesteś zwierzęciem, które nie myśli o niczym innym, tylko zaspokojeniu swoich prymitywnych potrzeb. - Spojrzał na niego groźnie.
Cyan zawarczał, a w pomieszczeniu dało się wyczuć zapach rozgrzanego metalu.
- Nie znasz mnie!
- Za to widzę czym jesteś. - Nie spuszczał z niego spojrzenia swoich pięknych oczu. - Niezgrabny, kanciasty... - Spojrzał na niego niemal z litością. - W pewnym sensie rozumiem dlaczego Remidoff wydał ci się dostępny. Chory, bez takich możliwości jak normalni tanelfowie...
Remidoff spuścił wzrok, naciągając na siebie mocniej kołdrę. Cyan aż wciągnął powietrze, coraz bardziej wściekły.
- Ty skurwielu, jak możesz o nim tak mówić?! - syknął i aż chlapnął w jego stronę płynnym metalem z pazurów.
- Jak niby!? - syknął Firezzo, a powietrze przed nim stało się zielonkawe. - Ze współczuciem i zrozumieniem!
- Nie rozumiesz go w ogóle! - syknął Cyan. - Tyle mówisz, że mają żyć normalnie, ale odmawiasz mu cielesnej przyjemności!
- Nie ogarniasz jego ciała i choroby, bo sam jesteś pokraczny!
- Goń się ze swoją interpretacją! - syknął Cyan. - Jak chcesz, to rżnij tę swoją fryzjerkę, a nam daj spokój!
- To po prostu nie w porządku! Nie mogę się na to godzić! - warknął Firezzo. - Słyszysz Remidoff! Zastanów się nad tą ohydą poważnie!
Tego Cyan już nie zdzierżył i rzucił się na niego z głośnym, zwierzęcym warkotem. Firezzo od razu odskoczył, zgrabnym kocim ruchem w tył, a Cyan poczuł jakby coś go oblepiało mgiełką. Wciągnął panicznie powietrze, odskakując.
Było jednak za późno, bo jego ramiona zieleniały z każdą chwilą.
- Co to!? - krzyknął Remidoff, przestraszony.
Cyan pisnął, przerażony trąc swoją skórę w desperackiej próbie starcia barwnika.
- Poradź sobie z tym, ohydo - warknął Firezzo i postąpił krok w tył, jakby chciał wpaść na ścianę, ale wtopił się tylko w znajdujący się na niej cień.
- Ty chuju! - Cyan rzucił się z krzykiem za nim.
Remidoff, zrozpaczony skrył się cały pod kołdrą i zakrył usta, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że Firezzo je widział. Słyszeć coś takiego od drugiego tanelfa, zdrowego, zmiażdżyło go zupełnie.
Cyan, który odbił się od ściany z bolesnym jękiem, podnosił się chwiejnie z podłogi, klnąc jak szewc.
- Co za skurwiel... co on mi zrobił...? - jęknął, zerkając na swoje ciało, przestraszony. Był zielony od czubka głowy po czubek penisa i aż po stopy. Odcienie były różne. Od szmaragdu, przez jadeit, do seledynowego na włosach. Spod kołdry usłyszał szloch. Zapatrzył się w tamtą stronę, czując, że żołądek podchodzi mu do gardła.
- R...Remi? - zawołał, zbliżając się do łóżka. Na wspomnienie rzeczy, które powiedział Firezzo, rosła w nim żądza mordu. Usłyszał tylko jeszcze głośniejszy szloch i zobaczył poruszenie, które wydawało się oznaczać mocniejsze zaciśnięcie dłoni na kołdrze.
- Oj Remi... - Cyan wszedł błyskawicznie na łóżko i podniósł kołdrę, zapominając o swoim nowym kolorze. Draniem Firezzem zajmie się potem. - Nie słuchaj słowa z tego, co ten chuj mówi!
Tanelf spojrzał na niego zapłakany.
- Nie możesz mieć normalnego tanelfa? - spytał żałośnie. - Dlatego chcesz mnie? - Usta miał zasłonięte. Cyan przełknął, bo było w tym ziarno prawdy, ale z drugiej strony, naprawdę polubił Remidoffa.
- Nie, Remi... - powiedział cicho Cyan, przytulając go. - Naprawdę się cieszę, że mam ciebie - powiedział najszczerzej jak umiał. - Nie słuchaj tego drania, bo on nie rozumie.
Remidoff przytulił się powoli. Usłyszeli jednak znowu krok na dywanie.
- I, jak mogłem zapomnieć! - rozległ się znowu nerwowy, ostry głos Firezza. - Wykorzystujesz tego biednego tanelfa, o delikatnym zdrowiu, jednocześnie dzikując w łóżku z innym futrzakiem!
- Wynoś się stąd, ty zgniły morloku! - wrzasnął Cyan. - Lepiej powiedz mi czym to zmyć!!
Remidoff aż otworzył usta, gapiąc się to na Firezzo, stojącego daleko, przy ścianie w kącie pokoju, to na zielonego Cyana.
- Sypiasz.. z innym? - wydusił.
- Tak właśnie jest Remidoffie. Robi z nim rzeczy, których wie, że z tobą nie może!
- Zamknij się, debilu! - syknął Cyan. - Przecież tanelfowie też mają wielu kochanków... - zmarszczył brwi, zerkając na chorego, choć wiedział, że w tej sytuacji mogło to zostać źle odczytane.
- Żerujesz na nim, bo wiesz, że on nie może mieć nikogo innego! - krzyknął Firezzo, przestępując z nogi na nogę ze złością. Remidoff podniósł jednak na niego zapłakany wzrok.
- Właśnie, że mogę! Mogę mieć kogoś jeszcze! - warknął ciszej niż zamierzał. - Ale ty mówiłeś, że ja... że jestem ważny! - wydusił, patrząc na Cyana ze złością.
- Może i możesz - powiedział szybko Firezzo ugodowo, choć w to nie wierzył - ale sam widzisz, ten zwierzak zupełnie hula za twoimi plecami. Spotyka się z innym księżycowym co noc i sypiają razem.
Cyan nie wnikał, skąd Firezzo to wie, ale potrząsnął Remidoffem lekko.
- Jesteś ważny! - powiedział z naciskiem. - Nie sądziłem, że chcesz monogamii... nie znamy się aż tak długo...
- Ja? - sarknął ze złością Remidoff, odpychając jego ręce. - Oczywiście, że nie chcę! Nie potrzebuję.. na nic mi to! - Wciągnął gwałtownie powietrze. - Rób jak chcesz!
Sam nie myślał, że tak to w niego uderzy. Niby całował się z Lilandrą i było strasznie miło, ale teraz czuł jakby coś tracił. Firezzo pokręcił głową.
- Przykro mi, ale uznałem, że powinieneś wiedzieć.
- Remi! - Cyan przełknął ślinę, przyciągając go do siebie nerwowo. - Jak nie to nie, nie muszę z nim! - Aż serce mu szybciej zabiło. Nie chciał stracić przyjaźni Remidoffa.
- Powiedz co z nim robisz!? - syknął i odepchnął go znowu, żeby wstać z łóżka. Nie wierzył w to po prostu! Żeby Cyan zdradzał JEGO!? Rozumiał, że może był wybrakowanym tanelfem, ale nadal TANELFEM! Pomyśleć, że prawie opowiedział mu o swoim problemie, że wylał mu tyle swojego serca!
- Nie będę ci mówić takich rzeczy! Mogę z nim zerwać, ale nie będę się spowiadał!!! - podniósł głos Cyan.
- Nie nie nie! Nie musisz wcale! - syknął Remidoff, nagle czując się o wiele bardziej goły niż wcześniej. Zaczął szukać szybko koszuli. - Możesz z nim być, nie mówić mi nic, w ogóle jedno wielkie NIC! - powiedział nieskładnie. - Piję tylko do tego, że miałeś być MÓJ! - syknął patrząc na niego z ogniem w oczach.
« Ostatnia zmiana: Luty 11, 2011, 06:06:01 pm wysłana przez kasiotfur »

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #82 dnia: Październik 12, 2010, 09:41:51 pm »
Cyan wpatrzył się w niego marszcząc brwi.
- Nie jestem niczyj. Jestem osobą! - zirytował się, mimo poważnej sytuacji.
- No to moją... osobą! - wydusił, nie wiedząc jak inaczej przekazać swoje myśli. - Byłeś natarczywy od samego początku, a jak otworzyłem się na twoje afekty, to okazuje się, że masz kogoś innego do... zabawy?!
Ubrał pospiesznie spodnie i koszulę.
- Nie myślałem, że to problem!! - jęknął Cyan, rozkładając ręce.
- Mówię, że żaden! - wydarł się. - Możesz sobie do niego iść! - Odszedł w odleglejszy kąt pokoju, rozglądając się, bo dopiero teraz zorientował się, że Firezzo zniknął. - Ciekawe, jak mu się spodobasz zielony!
Cyan poczuł pulsowanie w skroniach. Wstał i dopadł do Remidoffa, przypierając go do ściany.
- Bardziej słuchasz tego chuja niż mnie?! - warknął złowrogo. Tanelf aż się skulił, nie wiedząc co zrobić w obliczu takiej agresji.
- Puść mnie! - pisnął. - Potrzebuję czasu dla siebie!
- Nie! - warknął Cyan. - Nic nie ustalaliśmy, a teraz masz pretensje jak dzieciak!
Remidoff zamarł, wpatrując się w niego w szoku. Jak to 'nie'? Jak mógł tak odmawiać jego wyraźnemu żądaniu!?
Cyan odetchnął ciężko. Najwyraźniej pierwsza agresja już z niego uszła.
- Chcę ciebie - powiedział poważnie, patrząc mu w oczy. Aż go skręcało z tej całej nerwowości.
- A ja potrzebuję teraz czasu sam ze sobą... - powiedział cicho, patrząc na niego przestraszony.
- Remi... nie słuchaj tego drania... - westchnął Cyan, głaszcząc go po ramieniu. - Jest ślepy, że nie widzi tego, co ja...
- A co ty niby widzisz? - Spuścił wzrok, nieszczęśliwy.
Cyan odetchnął ciężko, dotykając delikatnie jego twarzy.
- Remi... ja widzę w tobie kogoś kim mężczyzna się może zainteresować... bo ja się interesuję - dodał, cmokając jego obandażowany policzek. Nie chciał, żeby tanelf czuł się niechciany.
- Nie dotykaj mnie teraz! - jęknął Remidoff, odpychając go słabo. - Naprawdę sobie nie życzę.
- Dlaczego? Nie chciałem nic złego! - mruknął Cyan.
- Czuję się dość... Niewyraźnie. Nie wiem co czuję. - Pokręcił głową, ocierając szybko oczy.
- A co ja mam powiedzieć?! - jęknął Cyan, pokazując się. - Jak ja, kurwa, się pokażę taki ohydny!
- No ja nie wiem jak MU się pokażesz. Może będziesz go musiał odstawić na kilka dni - Spróbował wyślizgnąć się z jego uścisku.
- W ogóle go odstawię! - syknął Cyan, ściskając mocno nadgarstek tanelfa. - Przestań histeryzować!
- To boli! - Potarł oczy, przedramieniem drugiej reki. - Nie histeryzuję! Jak chcesz, możesz go odstawić! Nie obchodzi mnie to!
- A powinno! - syknął Cyan. - Bo robię to dla ciebie!
- To może i niedobrze! - burknął, choć tak naprawdę zrobiło mu się miło, kiedy to usłyszał. - Bo on ci może dać o wiele więcej niż ja. Mnie i tak zabiorą lada dzień!
- Nie ma mowy! - syknął Cyan, łapiąc go za ramię i pochylając się do niego. - Jeszcze czas...
Tanelf tylko skulił się jeszcze bardziej, czując bezradnie w tym uścisku.
- Daj mi przestrzeni... - jęknął.
Cyan milczał chwilę.
- Najpierw mnie pocałuj - powiedział wreszcie. Nie chciał się z nim tak rozstawać. Wyglądał tragicznie, nie wiedział, co zrobić i do tego Remi teraz uważał go za drania.
- Nie chcę teraz - mruknął Remidoff, nie podnosząc na niego wzroku.
- Tylko raz... żebym się nie bał tak iść do siebie... - powiedział cicho.
- Czego ty miałbyś się bać? - wydusił z goryczą, szarpiąc swoje ramię.
- Jestem zielony - przypomniał Cyan. - Nie wiem, co ten chuj mi zrobił!
- Przykro mi. Porozmawiam z nim jak go zobaczę - powiedział cicho, ale w duchu chciał, żeby Cyan choć parę godzin pocierpiał w takim dziwnym stanie. - To malarz.. To pewnie tylko kolory... - dodał jednak, żeby złagodzić wydźwięk swoich słów. Nadal nie wierzył, że Cyan miał po prostu kogoś innego.
- Co jak ktoś zobaczy... - Cyan ułożył mu twarz na ramieniu.
- Nadużywasz mojej łagodności...
- A ty? Kogo niby masz, co? - przypomniał sobie nagle Cyan.
Remidoff zająknął się, aż zerkając na niego.
- Aa... yy... nikogo... tak rzuciłem. Kto by mnie chciał. Firezzo ma rację.
Cyan zmierzył go jeszcze nerwowym spojrzeniem.
- Ja chcę - mruknął, odsuwając się w końcu, by się ubrać.
- Wezmę leki, uspokoję się... - powiedział z rezygnacją. Poczuł się po tym wszystkim jakby ciężar choroby znów opadł mu na ramiona z całą siłą. Może faktycznie lepiej byłoby to przespać.
- Nie, Remi! Nie bierz! - powiedział Cyan zmartwiony. -Tak dobrze było przez ostatnie dni!
- Niepotrzebnie się ekscytowałem... - Pokręcił głową. - Naprawdę chcę teraz być sam. - Otarł znowu oczy.
- Przyjdę znowu - powiedział Cyan, zakładając szybko ubranie. Patrzył na niego dość apatycznie.
Remidoff wpatrzył się w ścianę, obejmując ramionami. Czuł się zawiedziony i strasznie nie na miejscu. Jakby ktoś zupełnie zdeptał jego poczucie własnej wartości.
- Remi... - Cyan dotknął lekko jego ramienia. - Nie bierz leków. Nie przesypiaj życia.
- Idź już sobie - mruknął płaczliwie, odsuwając jego rękę. Usłyszał za sobą ciężkie westchnienie, a potem powolne kroki na dywanie. Cyan zatrzymał się chwilę, by na niego spojrzeć, nim zamknął drzwi, wychodząc.
Remidoff osunął się ciężko po ścianie i siedział tam chwilę. W końcu jednak, wbrew radzie Cyana, podszedł do przeszklonej szafki z bibelotami. Sięgnął z niej zdobione złotem i klejnotami jajo łabędzie. Otworzył ukryty w nim schowek i zaczął skrupulatnie, jeden po drugim, wciągać delikatne płatki wafelka z zawartym środkiem uspokajającym.

*
« Ostatnia zmiana: Styczeń 08, 2011, 12:01:20 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #83 dnia: Październik 14, 2010, 07:15:46 pm »
Taki pomysł: "zły doktor" nie jest w ciemię bity, słucha plotek, szpieguje Remidoffa, orientuje się że Cyan przebywa trochę za blisko jego pacjenta. Musi coś zrobić, bo taki bieg wypadków grozi całemu misternemu planowi (z jego perspektywy: jeden napalony zwierzak może obrócić w perzynę kunsztowną intrygę). Wykonuje więc taki myk: zsyła na Cyana sen w którym ten idzie z Remim na całość, żeby odkryć co "tak naprawdę" kryje się pod bandażami - splugawione chorobą ciało (!!!)

Co z tego wyniknie:
-to Cyan odsunie się od Remiego (sen będzie tak skomponowany, że wyda się rzeczywistością), a kiedy wróci - bo przecież wróci - ten powrót nada jakiś nowy wymiar jego uczuciu (będzie to już coś ewidentnie poza fizycznym przyciąganiem);
-wszystkie boby z waszego bloga, które całkiem przenikliwie założyły że wiedzą co się dzieje, trochę się zdziwią;
-doktor "pokaże pazury", stanie się złem trochę aktywniejszym a przecież działającym zupełnie inaczej niż z pozycji brutalnej siły;
-sen mógłby wyglądać tak (chodzi o zachowanie pozorów prawdy): po słodkich igraszkach, Remi usypia w ramionach Cyana który daje się porwać ciekawości i zaczyna zdejmować z tanelfa bandaże. Nie opisywałbym tego co zobaczy, ale jak w najfajniejszych horrorach, wrażenie jakie to wywrze na Cyanie. Jakiś czas później można by wrzucić motyw doktora spisującego swoje uwagi i spostrzeżenia - czytelnicy dowiadywaliby się co Cyan "zobaczył" z punktu widzenia szalonego naukowca;
-w późniejszej fazie można też dodać (ewentualnie) szamana który dostarczy wskazówki że Cyanowi ktoś grzebał w snach;

berniak

  • czytacze
  • Full Member
  • *
  • Wiadomości: 136
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #84 dnia: Październik 14, 2010, 08:24:33 pm »
Michał, ale ekstra:D Strasznie creepy:DDD

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #85 dnia: Październik 14, 2010, 08:26:29 pm »
Uchhh.... noooo! Super pomysł! Bomba, definitywnie do wplecenia!

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #86 dnia: Październik 25, 2010, 06:30:38 pm »
*

Cyan zbiegał zdenerwowany w dół schodów. Co za chuj z tego Firezza!!! Jak mógł tak wszystko zrujnować! Odbudowanie zaufania Remidoffa zajmie mu dni! W dodatku co niby miał ze sobą zrobić? Wszyscy będą się gapić!
Za sobą usłyszał ciężkie kroki i niezadowolony pomruk. Odwrócił się momentalnie, zaskoczony. Serce biło mu gwałtownie, gdy spojrzał po marmurowych schodach. Xan, patrząc na niego z góry, wydawał się jeszcze większy.
- Prosisz się Cyan... Nasyłać na mnie pacjenta? Możesz upaść niżej? - zmrużył oczy, najwyraźniej dopiero z wolna ogarniając seledynowy kolor włosów drugiego elfa i zielony odcień jego skóry.
- Słucham? - syknął elf, wybitnie nie w humorze. Tego mu jeszcze brakowało! - Chyba coś ci się pomyliło!
- Nie martw się. Poleciłem mu, żeby poprosił, abyś został jego osobistym sanitariuszem - skrzywił się w uśmiechu. - Sadiq na pewno z zainteresowaniem tego wysłucha.
Cyan aż nieco pobladł, choć nie było tego widać.
- R... pan Ranvin się ciebie czepiał? - spytał ze zdziwieniem. Nie spodziewał się tego po Remidoffie.
- Próbował mi grozić! - prychnął Xan, sam nie wierząc w to co mówi. - Kpina z niego i z ciebie.
- Weź się odczep. Jeśli naprawdę do ciebie przyszedł, to nie dlatego, że go prosiłem. Umiem radzić sobie sam! - warknął.
- Jasne. Aż cię musiał odciągać. - Xan ruszył powoli w dół schodów. - Podobno bardzo panu Ranvinowi umilasz czas. Co takiego dokładnie robisz, że jest aż tak zachwycony? - Zamrugał niewinnie, jasnymi rzęsami.
Cyan wypuścił powietrze przez nos z wściekłym wyrazem twarzy.
- Rozmawiam z nim, idioto.
- To kontynuuj. - Xan poklepał go poufale po policzku. - Widzę, że na dobre ci to wychodzi też. Poprawił ci się stan futra.
Cyan złapał go gwałtownie za rękę i wykręcił mu nadgarstek, sycząc. Drugi elf od razu zaczął się z nim mocować ze złością.
- No powiedz kto cię tak urządził? - zaśmiał się, postękując.
- Jakiś, kurwa, żartowniś!
Cyan odepchnął go na ścianę, rozkładając agresywnie ręce. Z dołu usłyszeli szybkie kroki, a Sadiq po chwili wyjrzał w ich stronę i aż otworzył usta na widok Cyana, nie wiedząc co powiedzieć. Xan wydął tylko wargi i ruszył w dół, w stronę pokojów.
- Cześć Sadiq - wymamrotał Cyan, także go mijając, jakby nigdy nic. Miał nadzieję, że go nie zawoła.
- Cześć... Cyan... - powiedział Sadiq, marszcząc brwi i podążając jednak za nim. - Chcesz mi coś powiedzieć... może...? - usłyszał Cyan za plecami.
- Ja? Czemu? - spytał, nie przestając schodzić w dół. Jęknął w duchu.
- Cyan... jesteś zielony - powiedział przełożony, z rosnącym zdenerwowaniem. Kiedy przeszli przez pokój wspólny, na widok Cyana najpierw zapanowała krótka, pełna konsternacji cisza, po której jednak nastąpił gromki wybuch śmiechu. Mężczyzna zatrzymał się i z ciężkim westchnieniem spojrzał na szefa z miną pełną boleści.
- Czy to ma wpływ na moją wydajność...?
- Może i nie... - powiedział ten, zakłopotany, aż poprawiając okularki. - Ale... jesteś chory... coś się stało? - Wpatrzył w niego niepewnie.
Nagle Cyan aż się cofnął, spoglądając za przełożonego.
- Czy to są jakieś kpiny? Mało ci było kłopotów? - odezwała się Shoh, która właśnie wyszła z pokoju wspólnego.
Zbolała mina Sadiqa wyraziła całą niechęć jaką miał do Shoh.
- Och pani Shoh... To mała sprawa. Załatwimy to tu wewnętrznie - jęknął.
- Ja chcę wiedzieć, co ten niesubordynowany elf znowu zrobił! - Kobieta odsunęła Sadiqa bezceremonialnie i spojrzała na Cyana, który starał się wyglądać tak niewinnie, jak to możliwe.
- To moja jurysdykcja! - oburzył się Sadiq, też podchodząc bliżej. - Cyan może mieć kolor jaki chce, dopóki to nie choroba. Nie łamie regulaminu, który zakłada mundurek, ale nic nie mówi o kolorze skóry, futra czy włosów! - powiedział trochę na wyrost, raczej żeby pokazać swój autorytet niż w obronie Cyana.
- Ach tak? - syknęła Shoh, patrząc na mężczyznę z góry. - A czy ten wygląd aby nie narusza zasad mówiących o przyzwoitym zachowaniu?!
- Zachowanie a wygląd to dwie różne rzeczy. Nie jest oszpecony przecież. Jest tylko... dziwny. - Zmarszczył brwi, spoglądając znów na Cyana, który wolał się nie odzywać i spuścił wzrok.
- Wiesz, co tanelfowie myślą o zieleni! - syknęła Shoh.
- Wszystko ci się kojarzyć od razu musi! - fuknął Sadiq, jeżąc się jeszcze bardziej. - Ja proponuję dać to Laulides do rozstrzygnięcia! - dodał wyzywająco.
- Ale... to na pewno zaraz zejdzie... - powiedział w końcu. - Ktoś to na mnie zrzucił, pewnie dla żartu...
- Zejdzie nie zejdzie, musimy wiedzieć czy możesz tak pracować! - Sadiq wpatrywał się w Shoh.
Kobieta zacisnęła wargi w cieniutką linię, ale w końcu kiwnęła głową.
- Chodźmy! - wyburczała, odwracając się na pięcie. Cyan rzucił Sadiqowi niepewne spojrzenie. Czemu się za nim wstawił? Zawsze myślał, że go nie lubi.
Ten tylko wydął nieco wargi.
- Idź za nią - mruknął.
Cyan zagryzł wargę i ruszył korytarzem. Czuł się okropnie. Może Laulides wiedziała, jak sobie z tym poradzić? Shoh poprowadziła go do przejścia o którym nawet nie miał pojęcia i po zakręcie w kolejny, pięknie oświetlony korytarz. Miał wrażenie że jego puls aż przyspieszył od natłoku ozdób, które jednak nie wydawały się przesytem. W szerokim korytarzu o wysokim sklepieniu, przy każdych drzwiach z jasnego, rzeźbionego drewna, stało krzesło na lekko wygiętych, pozłacanych nóżkach. Ich kroki musiały się nieść po kafelkach podłogi, które zdawały się układać w jakąś historię, mnogość motywów i kolorów, bo z jednego z pokojów wyjrzała jakaś tanelfka, w samym kremowym gorseciku i majtkach.
Zapatrzył się na jej mleczną, nagą skórę, aż wzdychając. Była tak nieskazitelna, że miał ochotę jej dotknąć. Czuł się oszołomiony. Ona też zapatrzyła się za nim z całej grupy, choć prawdopodobnie ze względu na jego nietypowy kolor... Uśmiechnęła się do niego i posłała mu całusa w powietrzu, rozbawiona, zanim schowała się za drzwiami.
- Nie gap się Cyan - burknęła Shoh.
- Nie gapię się! - syknął, czerwieniąc się. Mieszało mu to w głowie! Ta kobieta była taka piękna, biała i gładka!
Sadiq nie skomentował, bo sam udawał, że się nie patrzył. Na końcu korytarza doszli do o wiele wyższych, podwójnych drzwi z kołatką rzeźbioną w lilie i inkrustowaną masą perłową. Cyan aż westchnął na ten widok. Było tu o wiele piękniej niż w części asylumu przeznaczonej dla chorych.
Albo i dla nich...
Shoh zakołatała do drzwi z takim impetem, że Sadiq aż się skrzywił.
- Co jak śpi!? - zganił cicho Shoh, która zgromiła go spojrzeniem.
- To była twoja propozycja!
Cyan wlepił wzrok w scenę wyrzeźbioną na drzwiach. Przedstawiała sceny z łaźni. Czekali dłuższą chwilę, ale w końcu jedne z drzwi się otworzyły. Laulides spojrzała na nich uroczo zaspanym wzrokiem. Jej ciało otulał liliowy szlafrok do ziemi, z puchu,który wydawał się tak lekki, że mógłby chyba zaraz się unieść.
- Mmm?
Sadiq cały spurpurowiał na twarzy.
- Przepraszamy za to najście! - powiedział od razu.
Cyan spuścił wzrok, wiedząc, że wygląda idiotycznie. Nie chciał widzieć pogardy w jej pięknych oczach!
- Sadiq nie pozwala mi zdyscyplinować tego... jadeitowego odmieńca! - syknęła Shoh.
Laulides zrobiła krok w ich stronę i przyjrzała się Cyanowi z bliska. Po chwili pokręciła głową.
- Nic mu nie będzie... A to - wskazała na jego włosy - seledynowy. Ktoś nie był dla ciebie zbyt miły, co? - Przekrzywiła nieco głowę, dotykając palcem jego spiczastą fryzurkę. Sadiq aż otworzył usta w niemym proteście, a Cyan uniósł wzrok, momentalnie uśmiechając się nieco niemądrze.
- Chyba ktoś pozwolił sobie na głupi żart... - powiedział, patrząc jej w oczy.
- Wiesz kto? - Cofnęła rękę i poprawiła kołnierz szlafroka.
Cyan spuścił wzrok.
- Trochę mnie zamroczyło. Ale na pewno tanelf - westchnął ciężko.
- No dobrze... porozmawiam z nimi jutro na apelu... - Pokiwała głową Laulides.
- Ale... on nie może tak pracować! - oburzyła się Shoh.
Tanelfka spojrzała na nią pytająco.
- Nic mu nie jest. Doda wam trochę kolorytu.
- Nie wie pani, jak się tego... pozbyć...? - westchnął Cyan niepewnie. Wstydził się.
- Dowiem się jutro - powiedziała z westchnieniem i poklepała go pokrzepiająco po ramieniu.
- Dziękuję... - powiedział, aż robiąc krok w przód, jakby chciał ją objąć. Shoh pociągnęła go jednak w tył za koszulę, a Sadiq odchrząknął.
- I dziękujemy za przyjęcie nas o takiej porze.
- Ech Sadiq... - westchnęła tanelfka, machając nieco lekceważąco na niego ręką i cofnęła się wgłąb pokoju. Cyan ledwo powstrzymał śmiech, skłaniając się. Kiedy Laulides zniknęła za drzwiami, Shoh obrzuciła ich zajadłym spojrzeniem.
- Jeszcze mnie popamiętacie!
Na twarzy Sadiqa, Cyan zobaczył jednak pełen tryumfu grymas, zanim ten pchnął go nieco do przodu, żeby nie zbaczał z drogi powrotnej.

*
« Ostatnia zmiana: Styczeń 08, 2011, 02:29:16 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #87 dnia: Styczeń 08, 2011, 11:59:45 am »
Pozaznaczałem kilka rzeczy od tego http://soap.kasiotfur.com/index.php?topic=778.msg6598#msg6598 miejsca.

Berniak, brawo za "mazaja"!

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #88 dnia: Styczeń 08, 2011, 12:14:04 pm »
"- No dobrze... porozmawiam z nimi jutro na apelu... - Pokiwała głową Laulides"

Z "nimi", w sensie wszystkimi, na apelu, zwracając się bezosobowo.

Dzięki za poprawki, przejrzę je.

kasiotfur

  • Jego Cesarska Mość
  • Administrator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 1366
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Urodzeni pod Księżycem
« Odpowiedź #89 dnia: Luty 11, 2011, 06:07:26 pm »
 miły zapach perfumy, którą (r. ż. ale nie będę się upierał)

??? Serio? Pierwsze słyszę to w rodzaju żeńskim.

To tak jakbyś mówił, że 'ktoś ma na sobie perfumę'.