Jako, że już wcześniej Narfeę ciągnęło do Domu Salamandry postanawiamy udac się tam razem zanim się rozdzielimy gonić za własnymi zainteresowaniami. Wrota są otwarte co wydaje się cieszyć Narfeę. Słyszeliśmy wcześniej o tym, że w mieście były jeszcze dwa smoki o tym samym imieniu, jednak jedna już odeszła. Drugą spotykamy na szczycie Domu Salamandry - ciągnie za dwa łańcuchy przywiązane do otwartej bramy. Widać po niej, że to ogromny wysiłek, który wykonuje już od dłuższego czasu, ale wrota ani drgną.
Zanim podchodzimy bliżej jedna z dwóch kobiet stojących w pobliżu drugiej Narfei podchodzi do nas i prosi o pomoc. Tłumaczy, że druga Narfea to księżniczka Troia, 2 córka władczyni Madoxx, którą ktoś musiał opętać ideą bycia smokiem. Księżniczka jako druga w lini do władzy nie miała szans na władzę w kraju a jako świetny przywódca była uważana za zagrożenie. Prosi nas, żebyśmy przemówili do jej rozsądku, a może nawet przywrócili właściwą Troię - w końcu gdyby była przy zmysłach nie zostawiłaby rodziny na drugim końcu świata wyruszając na szaloną, żeby nie rzec samobójczą, misję. Zgadzamy się porozmawiać z księżniczką - szczególnie, że dwie kobiety będące jej obstawą wyglądają całkiem groźnie i bojowo... więc nie ma co wszczynać bójek.
Kiedy podchodzimy bliżej, Troia wzywa Narfeę, by ta złapała za jeden z łąńcuchów i pomogła jej zamknąć wrota. Po chwilowym zamieszaniu, ze sposobu w jaki Troia odnosi się do Narfeii wnioskujemy, że uważa ona Narfeę za wcielone imię, które się powinno Troi/Narfeii słuchać, raczej niż być konkurencją do tytułu Salamandry.
Narfea używa perswazji i usiłuje przekonać Troię, że to ona jest jej iminiem, że Narfea to prawdziwa Salamandra. Yksi w tym czasie przygląda się, księżniczce smoczym spojrzeniem - imię faktycznie jest wbite w istotę księżniczki, ale nie sposób powiedzieć, czy ktoś zasadził je celowo, czy też jak to częśto bywa z okruchami prawdziwej mocy Eona zalęgło się ono samo... Starcie przeciąga się w napięciu i księżniczka niemalże wyzywa Narfeę na fizyczny pojedynek (a jej obstawa prawie, że chwyta za broń), ale ostatecznie słowo Narfey zwycięża i pobita mentalnie księżniczka schodzi po schodach
obiecując że pewnego dnia zasłuży na swoje imię.
Yksi i Narfe rozchodzą się szukając wiedzy w interesujących je dziedzinach. Mają się spotkać pod Domem Cisa przed świtem.
Yksi spotyka Artana ponownie (ale jakby inne odbicie tego imienia), który uczy dzieci spojrzenia w prawdziwą kariosferę [nazwa?]. Yksi zapisuje swoje pełne imię (wraz z kocim imieniem [tutaj po sesji uświadomiłam sobie, że byłoby ono jeszcze dłuższe - Bo jej pełne imię zawiera teraz imiona sióstr i też ich kocie imiona...

]). Arten zapala karteczkę z imieniem w małej miseczce i chwyta za tył głowy Yksi i jakby zanurza jej twarz w podłodze - która zmienia się w coś w rodzaju przezroczystego jeziora.
Pankration - sztuka dzięki której wygrywa się każdą bitwę z każdym wojownikiem.
Narfe kieruje się do nayciela walki. Miejsce wygląda jak rzeźnia. Pokonani uczniowie płaczą po kontach, krew i flaki pokrywają całą arenę. Heszuza siedzi w centrum areny, Narfea nawet nie może na nią spojrzeć dobrze, bo wzrok się po niej ślizga.
"Podejdź bliżej Iskro... Ja ciebie rozniecę." Jej słowa brzmią jak zaproszenie, ale i groźba. Jednak Narfea nie odczuwa strachu lub wątpliwości, żądza wiedzy popycha ją naprzód.
Yksi zanurza się w chłód. Kiedy otwiera oczy faktycznie jest zanurzona w kariosferze, ale tak jej nie widziała jeszcze nigdy wcześniej. Spada przez nią w dół, mijając słowa. Nie są to jednak proste gwiazdy, lub wyrazy w jakimkolwiek znanym języku. Próbuje wchłonąć jak najwięcej, ale trudno jej oderwać wzrok od czegoś co wygląda jak płonące słońce, lub paszcze wulkanu na samym dnie, czegoś w kierunku czego spada przez mróz przenikający całe jej ciało. Chłód pustki, przed którym nawet Aqua nie jest w stanie jej ochronić. Ale nie może się poddać - rozpościera skrzydła, w końcu dotrzeć na sam dół jest chyba celem tej podróży, dotknąć słowa stworzenia pulsującego na dole ciepłym ogniem... Yksi otwiera wszystkie oczy (pięć) i oplata się słowami ciepła.
Narfea przegrywa. Ale to nie wystarczy tej nauczycielce. Mimo tego, że Narfea leży na ziemi nie zdolna ruszyć ani ręką ani nogą, Heszuza, każe jej dalej walczyć. W umysł Narfei wdziera się wątpliwość - czy to ma być nauka, czy samobójstwo? Wydaje jej się, że ta kobieta jest obłąkana. Narfea rozpatruje każdą możliwość, jej umysł się wydziela z ciała i jak cienie widomowe Narfee atakują w każdy możliwy sposób, każdym znanym jej stylem. I każdy zawodzi. "Przyzwyczaiłaś się do cierpienia," Heszuza próbuje zmusić ja do wysiłku.
Mimo długiego upadku i mrozu wżerającego się w kości Yksi wydaje się, że wcale nie jest bliżej celu niż była sekundy, minuty, godziny temu... Spogląda przez ramię, jej imię prawie się wypaliło. Ale dostrzega, że to nie jedyna nić łącząca ją ze światem. Narfea, cieniutka nić wiedzie w górę. Yksi składa skrzydła, jeszcze tylko trochę i może dotknie, może doleci... Słowa przemykają koło niej, starożytne, wielkie jak kontynenty, ale do tego ognia na dole ciągle daleko... Dociera do niej że nie dosięgnie go póki trzyma ją nić ze świata. Przez moment rozważa odcięcie się, ale myśl o zostawieniu Narfeii samej, po tym co razem przeszły na złotej drodze... Nie. Yksi zawraca i pnie się w górę. Wypalona nitka imienia opada w dół w postaci sadzy, ale Narfea, więź z ta kobietą, z tym smokiem, to wydobywa Yksi spowrotem na powierzchnię. Otwiera oczy i widzi zmartwioną, ale jedocześnie przepełnioną ulgą twarz Artana. "Prawie straciłem cię z oczu," mówi i pomaga jej wstać.
Heszuza w końcu stawia sprawę jasno. Żeby wygrać Narfea musi zaryzykowac wszystko. Musi uderzyć swoim imieniem. Nie chce, nie może tgo zrobić, co jeśli Heszuza złamie jej imię? Co jeśli nei zostanie z niej nic? To byłoby gorsze, niż krew i rany i ból który teraz ja dręczy. Nie. Kiedy podejmuje decyzję - budzi się. Nie ma obrażeń, nie ma zakrwionej areny. "Będą jeszcze inne dni," Heszuza wygląda na rozczarowaną. "Jeszcze zapłoniesz, Iskro."
Spotykamy się ponownie pod Domem Cisa. Na schodach zaczepia nas kobieta, Doradain, której dziecko zostało odebrane przez smoki.
Uważa że jej nienarodzone dziecko żyje gdzieś na świecie jako sajanin: http://eonika.org/forum/smoki/sajanie!/msg5302/#msg5302.
Kiedy widzimy smoka z Domu Cisa zadajemy pytanie w imieniu Maury i Doradain. Odmawia on znalezienia go, nie chcąc marnować swojej energii na rzeczy oddalone od jego celu. Dowiadujemy się w tym momencie, że Moc Domu ma swoją cenę. Nie płaci się jej w zmęczeniu lub ranach, ani też w Zamieci jak to ma miejsce u mocarzy, za Moc Domu płaci się swoją istotą [w sumie fajnie mi to pasuje do tego o czym rozmawialiśmy na temat panowania Yksi i zanikania prawdy o jej przeszłości...]. Jemu nie zostało już wiele, a chce nas przenieść do celu, co prawdopodbnie będzie go kosztować wszystko.
Zrozpaczona
Doradain odchodzi (
na pewno? 
). A my przygotowujemy się do drogi. Jako, że nie można patrzeć na magię Domu kiedy jest używana, smok z Domu Cisa każe nam się obrócić i nie oglądać za siebie. Kolory miasta zanikają, świat się rozmywa przed naszymi oczami. Wrota Domu się otwierają.
Narfea bije się z myślami. Odwrócić się czy nie? W końcu jeśli jest Smokiem Ostatecznym, to wszystkie moce należą do niej. W końcu JEST prawdziwą Salamandrą. Zerka przez ramię.
Wszystko oprócz smoka z Domu Cisa wydaje się nieprawdziwe. Jego ciało, twarz zaczyna się rozpadać, rozsypywać jak piasek. Światło, moc, wlewa się w jej oczy. Przez moment wypełnia ją uniesienie, ale ułamek sekundy później Narfea się topi pod napływem Mocy.
Yksi patrzy przed siebie i mruży oczy - wszystko się przesuwa, rozmywa, nagły błysk bieli kończy podróż i znajdują się w ciemnej, okrągłej komnacie. Pod ścianą leży jak porzucona lalka skulony człowiek. Przed nimi klatka w której rozpoznają ludzkie manifestacje Mocy związanych paktem. Nie ma imion, nie ma napisów na murach komnaty, tylko żywy-ale-martwy Aziz i zamknięte formy w klatce. Yksi nie rozumie jak to się wszystko ma do legend, do złamanego lub nie paktu. Na suficie-kopule coś jest jednak wypisane, znaki jak zadrapania na skale, ale zanim ma szansę się przyjrzeć bliżej za nimi rozbrzmiewa głos smoka z Domu Cisa. Jest wściekły i nazywa
Narfeę Uzurpatorem. "Nigdy tam nie wejdziesz!" Krzyczy, wyrywa nas z pomieszczenia tą samą mocą którą nas przyniósł i znika.
Nie jesteśmy jednak spowrotem w Megiddo. Zajmuje nam chwilę by się zorientować, że nadal jesteśmy w pałacu Lemanzanadar. Na progu labiryntu dzielącego nas od komnaty. W podłodze widzimy wgłębienia, miejsca gdzie należałoby włożyć tabliczki, żeby móc przejść przez labirynt. Tabliczki których nie mamy...
Rozmyślania przerywa nam grad strzał. Ludzie zakutani w dziwne łachy i mówiący językiem, którego żadna z nas nie rozumie (!) próbują wepchnąć nas "z powrotem" do labiryntu. Dociera do nas, że to walka na śmierć i życie, bo w labiryncie szans nie mamy, a do nich nie dociera, że my stamtąd nie wyszłyśmy. Narfea ma wizję swojej śmierci, ale udaje jej się ochronić Yksi przez kilka sekund potrzebnych na otwarcie przejścia do Nuara [musze pomyśleć nad nazwą tej bramy...]. Wspólnymi siłami udaje nam się odeprzeć napór atakujących.
Nuar otrzymuje okropne obrażenia, Narfea karmi go fasolką. Zanim znika, twierdzi, że cały Sidard znikł i z tą wiedzą nie boi się wrócić do "pustego piekła." (skąd go Yksi wyciągnęła). Biorąc pod uwagę, że kolejna fala dziwnych istot już się do nas kieruje dosiadamy dużą Ewell i uciekamy sufitem.
Poza pałacem natychmiast ogarnia nas nienaturalny chłód [okay, tutaj trzeba jakiegoś sprecyzowania o jakich temperaturach mówimy, bo pół sesji wcześniej nie zamarzłam w czymś co brzmiało jak czysta pustka, albo nawet biel

a tutaj zimowa pustynia i zamarzamy...? Czy to ma być kraina gdzie NIC nie żyje ani rośnie, czy po prostu lodowe pustkowie. Bo ci kolesie skądś się wzieli i krwawili jak żywe istoty zdaje mi się, wiec dramatyzm dramatyzmem, ale jako istota z odpornością na zimno i magią ognia i lodu na 4* to tak trochę dziwne, że równie ostro nas obie cieło

i nic nie dało się z tym zrobić.
Chłód kariosfery to inna bajka, tam używałaś dziedzictwa smoków. A w sercu lodowej pustyni która otacza Leman Zanadar żadna magia żywiołów nic nie da. Różnica między tobą a Narfeą jest, ale na dłuższą metę zginiecie od mrozu obie. Ci goście - no cóż, oni zostali w środku 
]. Wspólnym wysiłkiem i magią słowa zagrzewamy Ewell do lotu wysoko aż ponad chmury.
EPILOG:
Góra Salamandra, różne rzeczy już wędrowcy widzieli i nie jedną lawinę, ale nigdy wcześniej nei była to lawina piasku sypiącego się po zboczach.