Autor Wątek: Megiddo (sesja 1)  (Przeczytany 79 razy)

yish

  • czytacze
  • Sr. Member
  • *
  • Wiadomości: 315
    • Zobacz profil
    • Prywatna wiadomość (Online)
Megiddo (sesja 1)
« dnia: Luty 06, 2016, 11:25:48 pm »
Yksi otwiera oczy - dookoła wszędzie śmierdzące, gnijące ciała, przyduszona ich ciężarem i pogrążona w ciemności próbuje desperacko złapać oddech. Kiedy to się skończy? Długa lista przebytych tortur wciska się pomiędzy myśli. Jednak wie że nie może się poddać, nie może odejść mimo, że jak najbardziej mogła. Przebija się ręka w kierunku który wydaje się jej górą i natrafia na paszczę... Paszczę białego tygrysa.

Coś jest inaczej tym razem. Dociera do niej, że wszystko dookoła jest w jakiś sposób bardziej namacalne... prawdziwe. Z trudem obraca głowę - Sidard, wszędzie dookoła ściele się martwy Sidard. Ciężar ją zgniata, brakuje sił, ale nie jest sama. Przypomina sobie, że jest z nią ktoś jeszcze. Równie żywy, równie prawdziwy... Narfea.

Obie zostają wyrwane z koszmaru, który nie do końca był snem. Dookoła polany wypełnionej gnijącym wojskiem Sidardu (tygrysy, puści ludzie, szatańskie młyny...) rośnie gęsty las. Trupy zaczynają się rozpadać, pozostaje tylko brama z kamieni i ziemi. Nad nami noc, ale dziwnie jasna, i to nie tylko z powodu blasku Megiddo na południe.

Przyglądamy się bramie. Yksi udaje się znaleźć znaki na niej wyryte w języku żywiołów (specyficznie ziemi), ale niewiele z tego rozumie poza pojedyńczymi słowami: "czystość" / "świętość". Używając zestawu pisarskiego Yksi notuje znaki zanim brama się rozpada.

Wysyłamy Ewell ponad drzewa, żeby ocenić sytuację. Jesteśmy jakieś 20-30km od Megiddo. Orientujemy się też, że ta dziwna jasność wynika z tego, że trwa Potworna Noc i błękit wylewa się na świat. W lesie jest kilka polan / domów w przesiekach - wszystkie oprócz jednej wyglądają na opószczone / niezamieszkałe. Postanawiamy udać się do najbliższej gdzie wygląda, że pali się ognisko.

Kiedy zbieramy się, żeby opóścić polanę dostrzegamy jakieś stworzenie na granicy lasu. Początkowo Yksi myśli, że to Torvelin, ale żółte ślepia nie pasują do majestatu konia Viktora. Podejrzewamy sen o strachu. Koń podchodzi bliżej, z jakiegoś powodu obawia się tarczy Narfeii. Yksi mu się przygląda, ale jedyne co się jej udaje ustalić, to, że stworzenie ma wyjęte imię, ucieka przed czymś i zna oba nasze imiona. Narfea też, się przygląda i orientuje się, że to Lopt (zwany też Lokim) ukarany przez Bogów, za to, że chciał zniszczyć świat (chyba... Bo w sumie wygląda na to, że koleś dużo broił nieustannie, więc, ciężko powiedzieć za które przewinienie go to spotkało). Powiedziano mu (nie dopytywaliście się o imię wyroczni), żeby się udał do miejsca gdzie wynurzyłyśmy się z ziemi i tam spotka osobę która będzie w stanie przywrócić mu dawną postać / imię.

Dowiadujemy się też, że krasnoludowie oblegają Megiddo ciasnym pierścieniem.

Yksi nadal upiera się jechać do przesieki - te lasy dookoła to Lasy Nocy i przedzieranie się przez nie podczas Potwornej Nocy to nie za dobry pomysł. No i  krasnoludowie z Bractwa Bez Chwały mogą się też po lesie pałętać. Wysyłamy Ewell przodem. Lot przez jakiś czas hałasuje, ale jak odzywają się jakieś wilki nocy, to szybko się zamyka.

W przesiece znajdujemy piętrowy dom z bali i ognisko w stodole przy którym siedzi dwójka dzieci - chłopiec i dziewczynka (Łapka). Narfea chce uciekać, ale Yksi nalega że trzeba dzieciom pomóc, nawet jeśli podejrzewamy, że to mogą być potwory w przebraniu.

Dzieci od razu uznają nas za bohaterskie smoki osteteczne z legend (bardzo to konundujące, że smokiem ostatecznym nazywa się zarówno Smoka ostatecznego, jak i kandydatów na to stanowisko, bo jakoś w całym Megiddo, nikt się nie obruszał, że praktycznie każdy z zebranych smoków twierdził, że to on i tylko on jest zbawca świata ;) Teoretycznie imię Smoka Ostatecznego przysługuje już tym którzy osiągnęli Erę (Dom Ostateczny), ale niektórzy nazywają tak każdą istotę która ma tą aspirację. Mimo wszystko, to co się stało w Megiddo było dziwne, nawet jak na standardy Smoków) i musimy uratować ich rodziców. Yksi obiecuje pomóc, Narfea coś tam burczy. Dzielimy się z dziećmi herbatą a one dają nam koniny z ogniska i opowiadają co się stało.

4 dni wcześniej Bestia uwięziła rodziców w domu - wielki jak koń, 3 głowy stwór o złotej lwij grzywie (domyślamy się, że to smoczy pomiot). Las pojawił się miesiąc wcześniej. Rodzina mieszkała tu od lat a dookoła były pola poprzednio. Większość farmerów odeszła już dawno.

Dzieci chcą by ratować rodziców od razu ale tłumaczymy im, że w nocy to nie jest dobry pomysł i odsypiamy do rana. Narfea zagląda przez okna do środka - jakiś stwór śpi na piętrze - rodzice wyglądają jakby spali też (a przez moment myślałyśmy, że ich stwór pożarł).

Wchodzimy do domu, stwór schodzi po schodach. Yksi z Ewell ukrywa się w kuchni. Narfea atakuje Białym Okiem - jednym ciosem stwór zostaje nie tyle co zabity, co wręcz roztrzaskany. Budzimy rodziców i następuje ogólna radość rodzinna. Szczególnie ojciec, jest nam dozgonnie wdzięczny i deklaruje swoje oddanie smokom. Narfea szpanuje swoim imieniem. Ewell zabawia dzieci bieganiem za kłębkiem wełny.


Cdn... (Strona 1/6) ;)
« Ostatnia zmiana: Luty 13, 2016, 10:41:30 am wysłana przez Bollomaster »

yish

  • czytacze
  • Sr. Member
  • *
  • Wiadomości: 315
    • Zobacz profil
    • Prywatna wiadomość (Online)
Odp: Megiddo (sesja 1)
« Odpowiedź #1 dnia: Luty 07, 2016, 05:02:16 pm »
Od rodziny dowiadujemy się nieco więcej na temat sytuacji w Megiddo i okolicy. Lasy Nocy nadeszły już po krasnoludach (ich sprzymierzeńcy czy wrogowie?). Oblężenie trwa już od dawna, ale nie ma żadnych ataków. Bractwo patroluje okolice, ale z nikim nie handluje i powiada się, że mają zapasów na rok i jeden dzień. Większość mieszkańców okolicy uciekła już jakiś czas temu. Zwracamy też uwagę na to, że stare gwiazdozbiory świecą dawnym blaskiem. 

W środku nocy (po obfitym posiłku i odrobinie snu w normalnym łóżku) Jęczuch (ojciec; mała uwaga na marginesie odnośnie imion - kariosfera w tej części świata została przeorana przez starożytne wojny, dlatego większość ludzi tutaj nosi złamane, pozbawione znaczenia imiona, słowa i obietnice nie mają dla nich żadnego znaczenia) nas budzi. Błaga o wybaczenie, kiedy mówi, że musimy natychmiast uciekać z ich domu, gdyż jego żona poszłą o nas donieść krasnoludom. Pędem zbieramy manatki i razem z Loptem uciekamy w na północ od domu.

Kiedy docieramy do jaskini i zaczynamy rozważać nasze opcje oba smoki rozważają co tak naprawdę zaszło i co się może stać w rezultacie tych akcji. Yksi dochodzi do wniosku, że Jenczuch kłamał dla dobra swojej rodziny i żona nigdzie nie poszła. Narfea natomiast wnioskuje, że o ile za sam fakt przebywania w obecności smoków rodzina była narażona na reperkusje ze strony Bractwa tak fakt, że żona ich przyprowadzi do pustego domu, praktycznie gwarantuje śmierć całej rodziny. I Jenczuch musiał sobie z tego zdawać sprawę, jednak był zbyt honorowy by nas nie obudzić. Po tym jak Narfea dzieli się swoimi wnioskami Yksi zdecydowanie chce wrócić i upewnić się, że nie są przyczyną mordu całej rodziny.

Ewell leci przodem rozeznać teren, ale nic nie widzimy. Jednak dzięki węchwi udaje się wyczuć dziwny zapach żelaza. Jakieś trzy kstzałty poruszają się pod drzewami i kierują do domu. Dwa wchodzą, jeden zostaje na progu. Yksi próbuje przyjrzeć się żelaznemu wilkowi (krasnolud w zbroi z żywego metalu w kształcie wilka), ale coś odbija jej atak i Ewell o mało co traci wzrok. 

Wilk każe nam się poddać, w odpowiedzi Narfea atakuje. Ale zamiast pokonać przeciwnika, obdarowuje go mocarstwem - wilk z żywej stali rośnie, staje się potężniejszy i bardziej... żywy. Krasnolud rzuca w nas jakąś dziwną kulą i zostajemy pojmane (zawsze mogło być gorzej...).

Baruk Kazadim nawet zanim Narfea go zmieniła był trochę inny od swoich przybocznych (ta dwójka najchętniej rozszarpałaby nas na strzępy i się z tym wcale nie kryje). Baruk daruje nam życie dlatego, że wróciłyśmy chronić ludzi (samej rodziny by nie tknął). Odpowiada też na nasze pytania o Megiddo. Mówi, że już niedługo nic z miasta nie zostanie a smoki zabijają się nawzajem za murami walcząc o tytuł Ostatecznego. Dowiadujemy się też, że krasnoludowie wpuszczali smoki do miasta. Wilki odchodzą, a Yksi stwierdza, że Baruk kłamał w obu kwestiach.

Bez względu na to czy krasnolud kłamał czy nie jasne staje się, że czas na dotarcie do miasta mamy ograniczony ("obrady" trwają określony czas a potem smoki się rozejdą). Przy braku pomysłów na pokonanie pasu krasnoludów z Bractwa Bez Chwały Yksi odwołuje się do Pokraka. Kiedy próbuje się z nim skontaktować wylewa się z zielonej bramy Czerń. Lopt ma spalony tyłek, ale z jakiegoś powodu ani Yksi ani Narfea nie są dotknięte jej działaniem.

Pokrak jest zaskakująco szczęsliwy, że widzi Yksi (wspomina, że szykował coś by wyciągnać ją ze Złotej Drogi), traktuje ją jak córkę (ze względu na Kaksi?) i chętnie oferuje się nam pomóc dostać do miasta po tym jak Yksi przeciąga go do siebie. Okazuje się, że Xander ma interes w Megiddo i Pokrak się tam wybiera by zbudować swojemu panu Dom Czerni i Bieli. Nie jest zbyt szczęśliwy widząc Narfeę, ale Yksi przekonuje go do pomocy im obu. Narfea za to nie jest zbyt szczęśliwa widząc pochód morloków wynurzających się z ziemi który formuje się by stworzyć naszą obstawę.

Ruszamy do miasta. Krasnoludowie nas dostrzegają jednak nikt nie reaguje. A raczej rozstępują się przed nami, udając, że akurat mają coś do zrobienia gdzieś indziej. Większość odwraca wzrok, a ci którzy patrzą zdecydowanie nie są przyjaźnie nastawieni. Między oblężeniem a miastem jest pas wolnej ziemi. Stajemy przed jedną z bram i Pokrak oferuje Yksi, żeby razem weszli do miasta. Yksi nie chce deklarować za Xanderem, już sam fakt, że doszli pod mury z Pokrakiem w obstawie morloków stawia ją w niezręcznej sytuacji. Mówi, że każdy smok musi sam przejść przez bramę. Pokrak smutnieje i na odchodne mówi, że postara się Yksi obronić. Co sugeruje, że Xander może nie być zbyt przyjaźnie nastawiony... Yksi i Narfea wchodzą do miasta.


Cdn... (Strona 2/6)
« Ostatnia zmiana: Luty 13, 2016, 10:48:12 am wysłana przez Bollomaster »

yish

  • czytacze
  • Sr. Member
  • *
  • Wiadomości: 315
    • Zobacz profil
    • Prywatna wiadomość (Online)
Odp: Megiddo (sesja 1)
« Odpowiedź #2 dnia: Luty 10, 2016, 05:20:02 pm »
Nad bramą widnieje znak Adamah ("jesteś"), kiedy wkraczają do miasta Narfea przypomina sobie jego stan kiedy była tu poprzednio - pusto, martwo, kilka rozpadających się domów. Teraz Megiddo niemalże (albo wręcz dosłownie...) bije blaskiem. W środku niemal od razu wpadamy w tłum smoków wszelkiego rodzaju (skrzydła, ogony, łuski, rogi, w dowolnej kombinacji, mniej lub bardziej smocze rysy, ale też istoty na pierwszy rzut oka całkowicie ludzkie; przeważają kobiety). Niedaleko odbywa się jakaś debata, w innym miejscu smoki ucztują z oddali dobiega nas odgłos fajerwerków wystrzeliwanych co jakiś czas.

Kiedy wchłaniamy wrażenia i próbujemy ogarnąć wzrokiem to złoże wspaniałości podchodzi do nas Venthijczyk. Wygląda, że ma posłuch, bo tłum zebrany dookoła przygląda się nam i jemu z wyczekiwaniem. Zaprasza nas do Domu Cisa w imieniu smoka który zasiada w tym domu.

Jako, że nie chcemy sobie robić wrogów na samym wejściu (przybycie w obstawie morloków już jest troche podejrzane) przyjmujemy zaproszenie i udajemy się za Venthijczykiem. Po drodze widzimy starcie Pieśni Mocy (jak ale ludzi zderzające się ze sobą), kowali kujących złoto, próbujących stworzyć nowe Złote Zbroje. Dowiadujemy się też, że w mieście tworza się frakcje jak Nowe Bractwo Zenitu, czy też Ludobójcy skupiające smoki ostateczne o podobnych poglądach na nowy świat. Docieramy ostatecznie na plac z domami ostatecznymi (Jest ich 12, i wrota do domu zamykają się, kiedy smok ostateczny do niego wstępuje. Obecnie zamknięte są tylko ( :o hej, normalnie nie ma żadnego!) cztery: Mocy [rozszczepił prawdziwą ziemię, jego imię jest nieznane], Cisa [czas, książe Venthijski], Gwiazdy [rozpalił stare gwiazdy, też nieznany] i Blasku [smok z kamienia, tak szybki że bez ruchu, Auroch Sygrinson]).

Kiedy stajmy pod Domem Cisa, tłum się zbiera za nami, jedna osoba w nim zwraca naszą uwagę - mężczyzna w słomkowym kapeluszu. Yksi używa skrzydeł, a Narfea wspina się po wysokich schodach by w końcu dotrzeć do pałacu na pierwszym stopniu (architektura jest monumentalna, każdy stopień ma kilkadziesiąt metrów wysokości). Wnętrza urządzone są po Venthijsku, a na tronie w centrum Sali zasiada smok z Domu Cisa - prawdziwy, pełen mocy patrzy na wskroś twojej istoty. Jego twarz (i prawdopodobnie reszta ciała też) podzielona jest na dwie połowy przez środek których idzie linia [obie strony są niemal identyczne, są między nimi tylko subtelne różnice].

Oświadcza, że zna cel Yksi i uważa go za szczytny, więc chce pomóc go jej osiągnąc. Oferuje przenieść ją do Komanty Paktu. Od samego początku ignoruje Narfeę, więc Yksi dopytuje czy oferta dotyczy ich obu. Yksi nie jest też pewna, że jest gotowa zrobić to co zamierzała już *teraz*. Smok z Domu Cisa twierdzi że ma dosyć esencji i jest w stanie tego dokonać oraz z jakiegoś powodu uważa, że Narfea to Towarzysz Yksi. Oferuje też odpowiedzieć na wszelkie pytania.

Narfea w końcu zbiera się na odwagę i występuje na przód, przez moment stoi skonfundowana. Oczy zebranych wbijają w nią wzrok, szydząc niemalżę, z tego, że śmiała się odezwać. Narfea zbiera się w sobie i wspomina Venthię i pochodzenie smoka z Domu Cisa (powiada się, że był kiedyś Venthijskim księciem).

Mimo poruszenia wśród zebranych, smok z Domu Cisa odpowiada na jej pytanie ze wszystkimi detalami (wręcz zarzuca ją nimi) ze swojej historii:

Poświęcił całe swoje księstwo, prowadził wojny w poszukiwaniu mocy i wiedzy, w końcu przy pomocy magii która powinna być zakazana poświęcił 100 tysięcy swoich poddanych (ważne! Wiem że to jest magiczny świat fantastycznych przygód, ale coś takiego jest wprost ekstremalne, tym bardziej że książę był wtedy mniej więcej zwykłym człowiekiem - ta magia pozwoliła mu dokonać wyczynu na skalę największych Mocarzy!) Z ich krwi skręcił sznur po którym wspiął się aż do Korony Horyzontów, odnalazł tam swoją Gwiazdę i po cienkiej jak włos ścieżce dotarł do kresu do kresu możliwości. Wtedy zabił swoją Gwiazdę i rzucił się w szaleństwo świateł, tam znalazł to czego szukał, ale spadł na ziemię rozcięty w pół, umierający – jego siostra poświęciła swoje życie, żeby on mógł przetrwać, oddała mu połowę swojego ciała (linia rozcięcia przecina jego serce, więc mniej więcej 3/4 twarzy i reszty ciała jest jego, 1/4 jego siostry).

Odpowiada na kilka innych pytań, jedyne czego odmawia to odpowiedź na pytanie dotyczące Xandera. Twierdzi, że nie patrzy na północ, że szkoda jego mocy na tego typu informacje. Ponawia swoją ofertę i mówi, że mamy czas się zdecydować do świtu.

Na zewnątrz spotykamy ponownie mężczyznę w kapeluszu - Artan, wcielone słowo i przewodnik oeruje nam oprowadzenie po mieście bez zapłaty. Zdecydowanie pierwsze na naszej liście są odwiedziny u lekarza (mimo, że Narfeę kusi odwiedzenie Domu Salamandry) więc prosimy go by nas tam zaprowadził. Jeszcze pod Domem Cisa zaczepia nas kobieta o twarzy pokrytej czarnymi malunkami w kształcie błyskawic. Przy pasie ma szablę o szerokim, wielkim ostrzu. Narfea domyśla się od razu, że kobieta pochodzi z Juhtunsztar. Przedstawia się jako Marua Garigasz i błaga o wysłuchanie.

Opowiada o tym jak Władca Ognia  ma wykuć nowe Słońce w jej ojczyźnie. Ona szuka smoka Nocne Niebo, który dawno temu zrzucił pancerz i według niej zagubił się i zapomniał kim jest, gdyż inaczej na pewno przybył by chronić swój kraj. Prosi abyśmy zapytały się smoka z Domu Cisa, gdzie obecnie jest Nocne Niebo, gdyż podobno nikt oprócz nas od dawna nie dostąpił audiencji u tego Smoka Ostetcznego. Yksi i Narfea zgadzają się przekazać jej pytanie kiedy ponownie spotkają się ze smokiem z Domu Cisa. Marua daje nam pierścień z klejnotem dzięki któremu będziemy mogli przekazać jej wiadomość [Nie mam dokładnie zapisane, czy to miało być coś do komunikacji? Tak].

Arten prowadzi nas przez miasto, jednak w pewnym momencie orientujemy się, że chyba nie idziemy do lekarza. Nawet w Megiddo, nie można nikomu zaufać na słowo... Doprowadza nas przed oblicze smoka z Domu Blasku, gdzie rozmawiamy z rudem Samsamaramem, jednym z Dzieci Światła. Oeruje on nam błogosławieństwo od swojego pana. 

Yksi po chwili wahania, deycduje się zaufać swojemu instynktowi (w końcu jeśli by miał byc jakiś problem to smok z Domu Cisa by nie twierdził, że osiągnie swój cel, więc co ma być niech będzie...) i kładzie dłoń na piersi posągu. Przez chwilę odczuwa obecność pod palcami ale zaraz to wrażenie znika.

Narfea jest bardziej ostrożna. Przygląda się i odczytuje imię Auroch Sygrinson. Ostatecznie też decyduje się odebrać błogosławieństwo [zdaje mi się, że tutaj coś się inaczej stało, ale nie ma zapisane co dokładnie Narfea zrobiła lub nie zrobiła...].

Na odchodne dostajemy też dwa kawałki kwarcu, dzięki którym będziemy mogli znaleźć Dzieci Światła w mieście Centrum.

Po tym wszystkim Artan prowadzi nas już naprawdę do lekarki. Kamehara przyjmuje nas chętnie, ale kiedy przychodzi do leczenia okazuje się, że nic nie jest w stanie zrobić. Mimo, że dla innych w mieście praktycznie czyni cuda, ale skaza i blizny po Sidardzie napawają ją przerażeniem.

Artan sugeruje jeszcze jedną osobę, która mogłaby nam pomóc. Ostrzega nas jednak, że Babka jest dziwna nawet jak na Megiddo. Spotykamy ją w postaci babcinki niosącej dwa wiadra wody na pałąku. Oferujemy jej pomoc w niesieniu wody - wiaderka są super ciężkie i nawet na plecach dużej Ewell i z nami oboma podtrzymującymi je po bokach ledwo dochodzimy do chatki babcinki. Zaprasza nas do środka i opowiada o swoich problemach z ogródkiem. Kiedy przyglądamy jej się bliżej Yksi wydaje się, że Balka jest trochę jak Artan (wcielone słowo?), ale jest od niego znacznie trwalsza, prawdziwsza.

Jemy zupkę od niej i życie się praktycznie wlewa nam do gardła. Babka opowiada o ogródku i roślinkach, które probowała tam chodować - Radiny, wyglądają trochę jak groszek. Pokazuje nam jak pukać kiedy skończymy albo nas zadanie przerośnie. Z wałkiem w ręku otwiera nam drzwi i robi odrobinę miejsca zanim zamyka drzwi do chatki za nami.

"Ogrodek" to nie dzicz, to nawet nie Serajski Ogród, ale czyste piekło. Musimy użyć wszystkich sił by wydrzeć cal po calu ziemię od chwastów z metalu, przerośniętych gigantycznych sił i innych krwiożerczych poczwar. Yksi wzywa na pomoc Sen o Słońcu, który oferuje swoje usługi jedynie jeśli wyrówna to ich rachunek. Yksi się na to godzi. Narfea wojuje swoim mieczem i Słoneczną tarczą. Po godzinach mordęgi udaje nam się oczyścić cały MALEŃKI ogródek (a wydawało się jakby to było kilometrowe pole...). Sen o Słońcu obronił też maleńkie roślinki w centrum. W nagrodę (oprócz zjedzonej zupy...) dostajemy po woreczku fasolek Senzu.

Mimo zmęczenia idziemy na miasto, chcemy obejrzeć i pozać tyle co się da przed świtem. Po drodze spotykamy kramik z różnymi smoczymi przyborami. Większość to albo tandeta (sztuczne łuski, przyklejane rogi, sztuczny ogon) albo mniej lub bardziej interesujące bronie, pancerze i artefakty. Ale co przykuło naszą uwagę to dziwna usługa oferowana przez kupca Baraha Serpentyrosa - mianowicie znajduje on Towarzyszy.

Barah koniecznie chce "usmoczyć" Narfeę, ale jakoś nie przekonują nas przyklejane łuski albo przypinany ogon. Narfea dowiaduje się o swoim towarzyszu. Przygniata ją do ziemi kolumna okrucieństwa, dźwiga na barkach ciężar całego kraju, cierpi ale nawet teraz jej myśli biegną do jej smoka (Barah jest niemal pewien że ten kraj to Ossenthar). Kiedy Yksi prosi o odczytanie jej dłoni, Barach zdecydowanie odmawia i praktycznie pakuje swój kramik. Twierdzi, że Xander jest jej towarzyszem i nie chce mieć nic z tym do czynienia.

Nie pozostaje nam nic innego jak ruszyć dalej. Po drodze dowiadujemy się nieco więcej na temat różnych frakcji:
   - Bractwo Kresu Agonii - chcą przywrócenia paktu mocy w orignalnej wersji / sile (wieżą, że skoro moce łażą po świecie to pakt został jakoś złamany/wypaczony). Chcą oddać świat człowiekowi.
   - Człekobójcy - chcą wybić wszystkich ludzi i zostawić czystą formę człowieka (czyli pierworodni też do piachu...)
   - Nowe Bractwo Zenitu - każda istota powinna osiągnąć pełnię jej potencjału (moc dla wszystkich, jeśli wszystkich ogarnia Zamieć to nikt nie jest pokrzywdzony? ;))
   - Biali Pielgrzymi - emisariusze zdrajców, twierdzą, że historia kłamie i oni wcale nie zdradzili
   - Dzieci Światła - nie są jako taką frakcją, ale skupiają się dookoła smoka z Domu Blasku, ich interesuje nieśmiertelność


Cdn... (Strona 3-4/6)
« Ostatnia zmiana: Luty 16, 2016, 08:46:11 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Megiddo (sesja 1)
« Odpowiedź #3 dnia: Luty 11, 2016, 08:41:49 am »
:O

Kiedy skończysz +6 PE dla Yksi. Wielkie dzięki!

yish

  • czytacze
  • Sr. Member
  • *
  • Wiadomości: 315
    • Zobacz profil
    • Prywatna wiadomość (Online)
Odp: Megiddo (sesja 1)
« Odpowiedź #4 dnia: Luty 12, 2016, 11:21:02 pm »
Jako, że już wcześniej Narfeę ciągnęło do Domu Salamandry postanawiamy udac się tam razem zanim się rozdzielimy gonić za własnymi zainteresowaniami. Wrota są otwarte co wydaje się cieszyć Narfeę. Słyszeliśmy wcześniej o tym, że w mieście były jeszcze dwa smoki o tym samym imieniu, jednak jedna już odeszła. Drugą spotykamy na szczycie Domu Salamandry - ciągnie za dwa łańcuchy przywiązane do otwartej bramy. Widać po niej, że to ogromny wysiłek, który wykonuje już od dłuższego czasu, ale wrota ani drgną.

Zanim podchodzimy bliżej jedna z dwóch kobiet stojących w pobliżu drugiej Narfei podchodzi do nas i prosi o pomoc. Tłumaczy, że druga Narfea to księżniczka Troia, 2 córka władczyni Madoxx, którą ktoś musiał opętać ideą bycia smokiem. Księżniczka jako druga w lini do władzy nie miała szans na władzę w kraju a jako świetny przywódca była uważana za zagrożenie. Prosi nas, żebyśmy przemówili do jej rozsądku, a może nawet przywrócili właściwą Troię - w końcu gdyby była przy zmysłach nie zostawiłaby rodziny na drugim końcu świata wyruszając na szaloną, żeby nie rzec samobójczą, misję. Zgadzamy się porozmawiać z księżniczką - szczególnie, że dwie kobiety będące jej obstawą wyglądają całkiem groźnie i bojowo... więc nie ma co wszczynać bójek.

Kiedy podchodzimy bliżej, Troia wzywa Narfeę, by ta złapała za jeden z łąńcuchów i pomogła jej zamknąć wrota. Po chwilowym zamieszaniu, ze sposobu w jaki Troia odnosi się do Narfeii wnioskujemy, że uważa ona Narfeę za wcielone imię, które się powinno Troi/Narfeii słuchać, raczej niż być konkurencją do tytułu Salamandry.   

Narfea używa perswazji i usiłuje przekonać Troię, że to ona jest jej iminiem, że Narfea to prawdziwa Salamandra. Yksi w tym czasie przygląda się, księżniczce smoczym spojrzeniem - imię faktycznie jest wbite w istotę księżniczki, ale nie sposób powiedzieć, czy ktoś zasadził je celowo, czy też jak to częśto bywa z okruchami prawdziwej mocy Eona zalęgło się ono samo... Starcie przeciąga się w napięciu i księżniczka niemalże wyzywa Narfeę na fizyczny pojedynek (a jej obstawa prawie, że chwyta za broń), ale ostatecznie słowo Narfey zwycięża i pobita mentalnie księżniczka schodzi po schodach obiecując że pewnego dnia zasłuży na swoje imię.

Yksi i Narfe rozchodzą się szukając wiedzy w interesujących je dziedzinach. Mają się spotkać pod Domem Cisa przed świtem.

Yksi spotyka Artana ponownie (ale jakby inne odbicie tego imienia), który uczy dzieci spojrzenia w prawdziwą kariosferę [nazwa?]. Yksi zapisuje swoje pełne imię (wraz z kocim imieniem [tutaj po sesji uświadomiłam sobie, że byłoby ono jeszcze dłuższe - Bo jej pełne imię zawiera teraz imiona sióstr i też ich kocie imiona... ;) ]). Arten zapala karteczkę z imieniem w małej miseczce i chwyta za tył głowy Yksi i jakby zanurza jej twarz w podłodze - która zmienia się w coś w rodzaju przezroczystego jeziora.

Pankration - sztuka dzięki której wygrywa się każdą bitwę z każdym wojownikiem.

Narfe kieruje się do nayciela walki. Miejsce wygląda jak rzeźnia. Pokonani uczniowie płaczą po kontach, krew i flaki pokrywają całą arenę. Heszuza siedzi w centrum areny, Narfea nawet nie może na nią spojrzeć dobrze, bo wzrok się po niej ślizga.
"Podejdź bliżej Iskro... Ja ciebie rozniecę." Jej słowa brzmią jak zaproszenie, ale i groźba. Jednak Narfea nie odczuwa strachu lub wątpliwości, żądza wiedzy popycha ją naprzód.

Yksi zanurza się w chłód. Kiedy otwiera oczy faktycznie jest zanurzona w kariosferze, ale tak jej nie widziała jeszcze nigdy wcześniej. Spada przez nią w dół, mijając słowa. Nie są to jednak proste gwiazdy, lub wyrazy w jakimkolwiek znanym języku. Próbuje wchłonąć jak najwięcej, ale trudno jej oderwać wzrok od czegoś co wygląda jak płonące słońce, lub paszcze wulkanu na samym dnie, czegoś w kierunku czego spada przez mróz przenikający całe jej ciało. Chłód pustki, przed którym nawet Aqua nie jest w stanie jej ochronić. Ale nie może się poddać - rozpościera skrzydła, w końcu dotrzeć na sam dół jest chyba celem tej podróży, dotknąć słowa stworzenia pulsującego na dole ciepłym ogniem... Yksi otwiera wszystkie oczy (pięć) i oplata się słowami ciepła.

Narfea przegrywa. Ale to nie wystarczy tej nauczycielce. Mimo tego, że Narfea leży na ziemi nie zdolna ruszyć ani ręką ani nogą, Heszuza, każe jej dalej walczyć. W umysł Narfei wdziera się wątpliwość - czy to ma być nauka, czy samobójstwo? Wydaje jej się, że ta kobieta jest obłąkana. Narfea rozpatruje każdą możliwość, jej umysł się wydziela z ciała i jak cienie widomowe Narfee atakują w każdy możliwy sposób, każdym znanym jej stylem. I każdy zawodzi. "Przyzwyczaiłaś się do cierpienia," Heszuza próbuje zmusić ja do wysiłku.

Mimo długiego upadku i mrozu wżerającego się w kości Yksi wydaje się, że wcale nie jest bliżej celu niż była sekundy, minuty, godziny temu... Spogląda przez ramię, jej imię prawie się wypaliło. Ale dostrzega, że to nie jedyna nić łącząca ją ze światem. Narfea, cieniutka nić wiedzie w górę. Yksi składa skrzydła, jeszcze tylko trochę i może dotknie, może doleci... Słowa przemykają koło niej, starożytne, wielkie jak kontynenty, ale do tego ognia na dole ciągle daleko... Dociera do niej że nie dosięgnie go póki trzyma ją nić ze świata. Przez moment rozważa odcięcie się, ale myśl o zostawieniu Narfeii samej, po tym co razem przeszły na złotej drodze... Nie. Yksi zawraca i pnie się w górę. Wypalona nitka imienia opada w dół w postaci sadzy, ale Narfea, więź z ta kobietą, z tym smokiem, to wydobywa Yksi spowrotem na powierzchnię. Otwiera oczy i widzi zmartwioną, ale jedocześnie przepełnioną ulgą twarz Artana. "Prawie straciłem cię z oczu," mówi i pomaga jej wstać.

Heszuza w końcu stawia sprawę jasno. Żeby wygrać Narfea musi zaryzykowac wszystko. Musi uderzyć swoim imieniem. Nie chce, nie może tgo zrobić, co jeśli Heszuza złamie jej imię? Co jeśli nei zostanie z niej nic? To byłoby gorsze, niż krew i rany i ból który teraz ja dręczy. Nie. Kiedy podejmuje decyzję - budzi się. Nie ma obrażeń, nie ma zakrwionej areny. "Będą jeszcze inne dni," Heszuza wygląda na rozczarowaną. "Jeszcze zapłoniesz, Iskro."

Spotykamy się ponownie pod Domem Cisa. Na schodach zaczepia nas kobieta, Doradain, której dziecko zostało odebrane przez smoki. Uważa że jej nienarodzone dziecko żyje gdzieś na świecie jako sajanin: http://eonika.org/forum/smoki/sajanie!/msg5302/#msg5302.

Kiedy widzimy smoka z Domu Cisa zadajemy pytanie w imieniu Maury i Doradain. Odmawia on znalezienia go, nie chcąc marnować swojej energii na rzeczy oddalone od jego celu. Dowiadujemy się w tym momencie, że Moc Domu ma swoją cenę. Nie płaci się jej w zmęczeniu lub ranach, ani też w Zamieci jak to ma miejsce u mocarzy, za Moc Domu płaci się swoją istotą [w sumie fajnie mi to pasuje do tego o czym rozmawialiśmy na temat panowania Yksi i zanikania prawdy o jej przeszłości...]. Jemu nie zostało już wiele, a chce nas przenieść do celu, co prawdopodbnie będzie go kosztować wszystko.

Zrozpaczona Doradain odchodzi (na pewno? :P). A my przygotowujemy się do drogi. Jako, że nie można patrzeć na magię Domu kiedy jest używana, smok z Domu Cisa każe nam się obrócić i nie oglądać za siebie. Kolory miasta zanikają, świat się rozmywa przed naszymi oczami. Wrota Domu się otwierają.

Narfea bije się z myślami. Odwrócić się czy nie?  W końcu jeśli jest Smokiem Ostatecznym, to wszystkie moce należą do niej. W końcu JEST prawdziwą Salamandrą. Zerka przez ramię.

Wszystko oprócz smoka z Domu Cisa wydaje się nieprawdziwe. Jego ciało, twarz zaczyna się rozpadać, rozsypywać jak piasek. Światło, moc, wlewa się w jej oczy. Przez moment wypełnia ją uniesienie, ale ułamek sekundy później Narfea się topi pod napływem Mocy.

Yksi patrzy przed siebie i mruży oczy - wszystko się przesuwa, rozmywa, nagły błysk bieli kończy podróż i znajdują się w ciemnej, okrągłej komnacie. Pod ścianą leży jak porzucona lalka skulony człowiek. Przed nimi klatka w której rozpoznają ludzkie manifestacje Mocy związanych paktem. Nie ma imion, nie ma napisów na murach komnaty, tylko żywy-ale-martwy Aziz i zamknięte formy w klatce. Yksi nie rozumie jak to się wszystko ma do legend, do złamanego lub nie paktu. Na suficie-kopule coś jest jednak wypisane, znaki jak zadrapania na skale, ale zanim ma szansę się przyjrzeć bliżej za nimi rozbrzmiewa głos smoka z Domu Cisa. Jest wściekły i nazywa Narfeę Uzurpatorem. "Nigdy tam nie wejdziesz!" Krzyczy, wyrywa nas z pomieszczenia tą samą mocą którą nas przyniósł i znika.

Nie jesteśmy jednak spowrotem w Megiddo. Zajmuje nam chwilę by się zorientować, że nadal jesteśmy w pałacu Lemanzanadar. Na progu labiryntu dzielącego nas od komnaty. W podłodze widzimy wgłębienia, miejsca gdzie należałoby włożyć tabliczki, żeby móc przejść przez labirynt. Tabliczki których nie mamy...

Rozmyślania przerywa nam grad strzał.  Ludzie zakutani w dziwne łachy i mówiący językiem, którego żadna z nas nie rozumie (!) próbują wepchnąć nas "z powrotem" do labiryntu. Dociera do nas, że to walka na śmierć i życie, bo w labiryncie szans nie mamy, a do nich nie dociera, że my stamtąd nie wyszłyśmy. Narfea ma wizję swojej śmierci, ale udaje jej się ochronić Yksi przez kilka sekund potrzebnych na otwarcie przejścia do Nuara [musze pomyśleć nad nazwą tej bramy...]. Wspólnymi siłami udaje nam się odeprzeć napór atakujących.

Nuar otrzymuje okropne obrażenia, Narfea karmi go fasolką. Zanim znika, twierdzi, że cały Sidard znikł i z tą wiedzą nie boi się wrócić do "pustego piekła." (skąd go Yksi wyciągnęła). Biorąc pod uwagę, że kolejna fala dziwnych istot już się do nas kieruje dosiadamy dużą Ewell i uciekamy sufitem.

Poza pałacem natychmiast ogarnia nas nienaturalny chłód [okay, tutaj trzeba jakiegoś sprecyzowania o jakich temperaturach mówimy, bo pół sesji wcześniej nie zamarzłam w czymś co brzmiało jak czysta pustka, albo nawet biel :P a tutaj zimowa pustynia i zamarzamy...? Czy to ma być kraina gdzie NIC nie żyje ani rośnie, czy po prostu lodowe pustkowie. Bo ci kolesie skądś się wzieli i krwawili jak żywe istoty zdaje mi się, wiec dramatyzm dramatyzmem, ale jako istota z odpornością na zimno i magią ognia i lodu na 4* to tak trochę dziwne, że równie ostro nas obie cieło :P i nic nie dało się z tym zrobić. Chłód kariosfery to inna bajka, tam używałaś dziedzictwa smoków. A w sercu lodowej pustyni która otacza Leman Zanadar żadna magia żywiołów nic nie da. Różnica między tobą a Narfeą jest, ale na dłuższą metę zginiecie od mrozu obie. Ci goście - no cóż, oni zostali w środku :)]. Wspólnym wysiłkiem i magią słowa zagrzewamy Ewell do lotu wysoko aż ponad chmury.


EPILOG:

Góra Salamandra, różne rzeczy już wędrowcy widzieli i nie jedną lawinę, ale nigdy wcześniej nei była to lawina piasku sypiącego się po zboczach.
« Ostatnia zmiana: Luty 13, 2016, 11:36:10 am wysłana przez Bollomaster »

yish

  • czytacze
  • Sr. Member
  • *
  • Wiadomości: 315
    • Zobacz profil
    • Prywatna wiadomość (Online)
Odp: Megiddo (sesja 1)
« Odpowiedź #5 dnia: Luty 12, 2016, 11:29:17 pm »
BONUS:

Jak wyglada krajobraz pod nami? 1, 2 czy 3? ;)

A drugie to do wulkanu w krainie zimna :D

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Megiddo (sesja 1)
« Odpowiedź #6 dnia: Luty 13, 2016, 11:40:23 am »
Wszystko przeczytane i uzupełnione. Świetna robota.

Zastanówcie się dokąd chcecie się udać dalej. Moja sugestia: Ossenthar żeby uwolnić biednego Seishiro :) Przyda się wam sojusznik z konkretną mocą bojową, szczególnie jeśli morloki się mają mścić.

No i jest jeszcze kwestia wydostania się z Leman Zanadar :)

yish

  • czytacze
  • Sr. Member
  • *
  • Wiadomości: 315
    • Zobacz profil
    • Prywatna wiadomość (Online)
Odp: Megiddo (sesja 1)
« Odpowiedź #7 dnia: Luty 13, 2016, 04:41:13 pm »
Hmm, czyli tam nie jest po prostu zimno?

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Megiddo (sesja 1)
« Odpowiedź #8 dnia: Luty 13, 2016, 06:39:55 pm »
Nie.

A rozwijając myśl, żeby fizycznie pokonać tą pustynię, istota musi mieć zdolność odpierania chłodu na poziomie Mocarza. A to jest tylko pierwsza trudność. Pustynia Ul-Halaqam równie mordercze i zamieciowe co Avador/ Złe Ziemie/ Pełne Morze...

(Oczywiście, nie twierdzę że nie możecie jej przejść. Po prostu będzie to bardzo trudne :) Generalnie, macie w tej chwili trzy drogi do wyboru - wrócić do miasta i tam kombinować, spróbować pokonać pustynię albo...)