przypisy [I:] należą do treści komentarza, a takie (1) są ode mnie.
"Karra-batta-fen" (1)
komentarz Genbrandera z Irm K'orodej, tradyrskiego Herolda, do "Skrytowiedzy Ragerendarova", fragmentu Ksiąg MaazJa, zapisujący te słowa w gederionie, noszę imię Gendbrander. Jestem heroldem Królów Tradyru i z woli mych władców przez czterdzieści pięć lat po całym świecie podnosiłem i łączyłem Słowa, które upadły i się roztrzaskały lub roztrzaskane zostały. Ich jedno Imię: Kario-Smok Arar'gelin's, Fundament Vertyki. Przez moc swego imienia wszedłem do Twiedzy-Sanktuarium na Wyspie Gladma, gdzie przez cztery lata pobierałem nauki, które następnie stamtąd wyniosłem. Później leczyłem rany i blizny swego kraju. Dałem Godła jedenastu Rycerzom, którzy zostawili swoje lance na Shoidars'sen. Dałem Godło Naumie, Ślepemu Rycerzowi, która walczyła z Urhenenem.
Teraz, gdy jestem już stary i zmęczony, w Roku Odcięcia Ramienia, podejmuję swoją ostatnią pracę. To, co zostało strzaskane niech się odrodzi; to, co zostało wykradzione, niech będzie dane wszystkim. Dla istnienia i chwały Tradyru, niech w bieli zalśni czarne światło.
Moim Skrzydłem był młody Lok Torring, Gongo Boffris - Pazurem; Ogonem - wszyscy Heroldowie z Irm K'orodej. Pancerza i Paszczy nie potrzebowałem (2).
W sprawie Maaz, a także ich Ksiąg powiedziano już wystarczająco wiele. Wyjątkowa natura tego ludu, polegająca na absolutnym skupieniu na zasłyszanych treściach, oraz sztuka ich wiernego i skutecznego zapisu - dają nam do rąk słowa czyste, niemal nie tknięte przez ich Kariosfery. [I:]
Wszelkie dociekania powinny się rozpocząć od Imienia "Ragerendarov".
Jest starożytne i potężne, rzeczywiście Eoniczne; osłania je Zamieć, która przy pierwszym badaniu pozbawiła mnie zmysłów na trzydzieści siedem dni. Poznałem jednak, że Słowo nie jest osadzone na prawdziwej ziemi; przesącza się na nią z Błękitu, a najsilniej w dwóch miejscach: Rashid-Udar w moim kraju oraz w Jollon Verpath, halruańskim gnieździe Gwieździstego Bractwa. Oba miejsca są połączone czytelnym światłem; setki lat minęły już od chwili kiedy Gwieździści wykradli z Rashid-Udar Zwój traktujący o Shannadar. Była to rzecz większej wagi, niż to się na ogół sądzi. Spisały ją Smoki w Dawnym Tradyrze przed Erami - w formie listy imion Shannadar którzy dopiero mieli się narodzić, wraz z poziomami ich mocy. Większość z wymienionych była Smoczej krwi. Podczas kradzieży część Zwoju zaginęła, część została zrabowana, a szczątki tylko udało się zachować w Rashid-Udar.
Wszedłem na szlaki Słów zawartych w tym Zwoju. Napotkałem Imiona takie jak Ashimov, znany mi już wcześniej, Grimjova, Kernov, Hagal, Zidvol oraz osiem innych. Byli to Shannadar pochodzących od Smoków; obok nich wirowała pewna liczba innych, na których
wtedy nie zwróciłem Kariosfery.
Były też inne, ukryte pod pozorem Zamieci. Przeszedłem przez tą zaporę, lecz wtedy napotkałem kilkanaście sił ukrywających, mamiących i mylących. Były wśród nich wizyjne magie z Albionu, pryzmatyczne magie Halrua - wzorowane na Krystalionie sztuki odbijania i oszukiwania zmysłów wewnątrz eterycznych kryształów, oraz osobliwe Labirynty Podziemia, zmodyfikowana wersja magii Nedanów, kontrolująca te mamiące plątaniny nie tylko w czerwieni, lecz również w Błękicie. Innych nie potrafiłem nawet nazwać; dalej czekały siły niszczące, gotowe zmiażdżyć każdego kto przebije się przez ściany złudzeń. Sądzę, że na trzeciej linii dostrzegłem zakrzepłe Fale Czasu. Uznałem to wszystko za wały wzniesione ku ochronie Jollon Verpath.
Założyłem wtedy, że Ragerendarov jest jednym z tych ukrytych Shannadar. Mając jednak za mało wiedzy, posłałem swój Pazur do Rashid-Udar (gdzie nic nowego nie uzyskał), a następnie - do halruańskiej siedziby Gwieździstego Bractwa. Nałożyłem na niego Słowo, Imię jednego z magów który brał udział w kradzieży. Miało ono niemal pełną Wagę, odmieniło wygląd i myśli mojego Pazura, który stając się jakby tamtym człowiekiem mógł dzięki temu wejść do Jollon Verpath. Zadanie zostało niespodziewanie ułatwione przez erupcję disopsu w arkanach Dezam-Lany i Methertau - Gwieździści musieli skupić uwagę na jej skutkach. Spodziewałem się rewelacji, ale to, co ściągnął mój Pazur było więcej niż zaskakujące.
Otrzymałem osiemnaście Imion, już na pierwsze odczucie niezwykle Ważnych, a zarazem osobliwie odległych. Zwój nie określał jednak poziomów ich mocy, natomiast sama liczba... Była zdumiewająca; dotychczas doliczano się czterdziestu Shannadar - należałoby więc dodać jeszcze drugie tyle? Biorąc pod uwagę rzadkość ich występowania, oraz fakt, że z tymi osiemnastoma nie potrafiłem powiązać nawet najmniejszego skrawka Czerwieni lub Błękitu, wydawało się to mało prawdopodbne. Może nie byli to Shannadar, lecz ich dalecy przodkowie? Imię Ragerendarova nie pojawiło się wogóle. Co więcej, okazało się, że zabezpieczenia Jollon Verpath nie były nawet w połowie tak potężne jak te, które widziałem. Musiałem więc trafić na coś innego, ukrytego w sposób tak przemyślny, że nie byłem w stanie tego ogarnąć.
Licząc na szczęścię i esencję poszukiwania, dość desperacko przepłynąłem Gedasferą na Martwy Bezkres, przeciągnąłem się na Ziemię-po-Wodzie i wszedłem do Sfer istot określających swoją ojczyznę celniejszymi Słowami. Płynąłem z Degar Endar, Zekitarem, Velashinem, przemknąłem w pobliżu Fendrekarga i wpłynąłem do innych Shannadar. Niektórzy byli osłaniani potężnymi mocami Verkarów i niedostępni, inni tonęli w Czasie, inni nosili imiona wymienione w Zwoju. Nie prowadziło to do niczego. W końcu zdecydowałem się podejść do rzeczy od groźniejszej strony. Natężyłem Kariosferę i zacząłem chłonąć liczne z tych oraz innych, związanych z Cieniami i Shannadar, Słów. Będąc w Tradyrze, w Irm K'orodej poczułem jak Bezkresowy wicher omiata moje ciało, zachłysnąłem się pyłem, zobaczyłem krainę fioletu, czerni i granatu, pofałdowaną, mroczną w blasku odległego Słońca. Zbliżyły się różne Słowa-istoty; odpędzałem je rażąc Fen-Słowami, lecz robiłem to lekko i ostrożnie. Nadal do niczego nie doszedłem, gdy nagle Waga Sfer zaczęła mi bezgranicznie ciążyć. W następnej chwili runęły na mnie z całą gwałtownością, ziemia pękła i wpadłem w czarną otchłań.
Wydostałem się z niej bardziej kocim szczęściem niż swoim kunsztem. Ciało miałem pogruchotane, a zmysły znowu odebrała mi Zamieć. Po ośmiu miesiącach byłem w stanie wrócić do badań.
W tym czasie Lok Torring, moje Skrzydło, porządkując zapiski dostrzegł coś, na co wcześniej nie zwróciłem uwagi. Osiemnaście to liczba podzielna przez trzy - wynikiem jest sześć, jak Sześciu Braci. Zarówno jego, jak i moja intuicja mówiły nam, że związek jest rzeczywisty - choć "Skrytowiedza" wspomina tylko o "dwa razy po Sześciu Braciach". Zagłębiliśmy się w treść strof:
Przybyło doń Sześciu Braci
Stworzeń Błękitnych
Koszmarów Ucieleśnionych
(...)
Koszmary Ucieleśnione Błękitu
Koszmarami Ucieleśnionymi Ludu Ukochanego
Koszmarami Ucieleśnionymi Ragerendarova Spętanego
Po dokonaniu Dzieła
Sześciu Braci odeszło
Sześciu Braci pozostało
(...)Nasze wnioski były następujące. Braci było w rzeczywistości "trzech po sześciu". Użyto tu najprawdopodobniej Rzutni Mythalicznej. Tłumacząc krok po kroku: w Błękicie istniało sześć istot, związanych więzią braterską. Narodziły się z koszmarnych wyobrażeń, koszmarnej Anarchei, która sformowała się samoistnie. (W podobny sposób w Błękicie narodził się
Theneod). Sześciu przybyło do "Ragerendarova", oszukało go i spętało w tajemniczych kryształach. Wyciągając niektóre swoje Cienie Mythaliczne (Rzutnia), Bracia - a raczej kolejnych Sześciu - stało się "Koszmarami Ucieleśnionymi Ludu Ukochanego", enigmatycznych potomków Ragerendarova. W ten sposób przekształcili się coś innego, niż to czym byli na początku - ale jednocześnie ich pierwotna postać ("Koszmary Ucieleśnione Błękitu") została zachowana (w Błękicie). Kiedy Maazowie "dokonali Dzieła", czyli uwolnili Ragerendarova, tych Sześciu - stosując Rzutnię - rozciągnęło się ponownie. Jedne "Koszmary Ludu" - odeszły ("Sześciu Braci odeszło"), drugie - pozostały ("Sześciu Braci pozostało"), stając się ponownie czymś nowym.
Podsumowując, istniało trzech po Sześciu Braci:
Ci, którzy narodzili się w Błękicie jako Koszmary Ucieleśnione;
Ci, którzy powstali z tamtych jako Koszmary Ludu Ukochanego;
Ci, którzy powstali z tamtych i pozostali po ich odejściu ("słuchają łakomie\ Ragerendarova Wyzwolonego\ łapczywie pożerając to\ co sami stworzyli").
cdn!
[I:] Te zagadnienia są głęboko rozważane w "Maaz-Vernai" Reringa Herolda oraz "Księgach Rozwikłania" Dammakiona Skorzez, tanelfa (3). Wypada również wymienić "Przez labirynty odnośników" Lemury z Rudu oraz "Ghallafas" Zigrelda z Dardan Ea, Herolda aquilońskiego - obie (druga niestety wyjątkowo) mylące i błędne (4).
(1) Według starożytnego zwyczaju, Heroldowie i niektórzy inni badacze, nadają swym pracom własne, wyjątkowe Imiona.
(2) Osobne przypisy nie mają sensu (byłoby ich zbyt wiele).
Tradyrscy Heroldowie uważają pewne Słowa za części Kario-Smoków, gigantycznych Eonów, których ciała są zbudowane ze Słów. Istniejąc w "przestrzeni wirtualnej", mają one jakoby bardzo wielki wpływ na prawdziwą ziemię - na przykład Arar'gelin's, którego obok Gendbrandera odbudowywały dziesiątki Heroldów, ma podtrzywywać Vertykę, pionowy Kontynent poza krawędzią świata, który inaczej osunąłby się w otchłań. Dla Heroldów z Tradyru pomoc tym Smokom zazwyczaj oznacza więc "zbawianie świata".
"
Gendbrander" to imię pewnego (dość osobliwego) Herdaina; przybierając je, ten śmiertelnik stał się jakby pierworodnym z owej rasy i jako taki miał prawo wejścia do Kryształowej Twierdzy. Fakt, że podkreśla "wyniesienie stamtąd poznanej wiedzy" świadczy o dobrej znajomości praw gladmejskich (link dalej); oznacza też, że raczej nie poznał
Garandy ponad Pierwszy Krąg. "Leczenie Tradyru" i zwyczaje Rycerskie będą opisane w wątku tego kraju.
Rok Odcięcia Ramienia to 1698 rok II Ery, w którym albiońskie floty w Bitwie Legionów pod Cabrą unicestwiły wiekszość armady Tradyru (patrz:
http://soap.kasiotfur.com/index.php?topic=125.msg409#msg409).
W tym wypadku
Skrzydło oznacza pisarza (palce i ciało starego Gendbrandera pokrzywiła już Karioza); Lok Torring był krasnoludem z Alandu, schwytanym przez Tradyrów podczas jednego z rajdów wikińskich. Poza tym krajem niewiele o nim wiadomo, ale pamięta się go jako jednego z nielicznych naturalizowanych Tradyrów. W tym kontekście
Pazur jest jakby agentem, kimś kto działa, wykonuje polecenia; Gongo Boffris, hobbit, był swego czasu słynnym Kupcem-Ryzykantem.
Ogon to wsparcie duchowe, świadomość, że nie jest się samym (Ogon Gendbrandera był więc bardzo potężny).
Pancerz i
Paszcza to istoty tarczy i miecza, przeznaczone do wojny; tradyrscy Heroldowie inaczej niż my patrzyli na sprawy zdobywania wiedzy i dlatego możliwe jest, że Gendbrander miał jeszcze dwóch drużynników. Trudno jednak wyjaśnić, z jakiego powodu miałby się posuwać do kłamstwa...
(3) "Maaz-Vernai" to praca pomnikowa, podaje liczne informacje na temat Maazów, ich historii, itp.
Damakion Scorces (u Gendbrandera pisownia tradyrska) poświęcił dobre 150 lat na odszyfrowanie gąszczu Odnośników; wśród uczonych "Księgi Rozwikłania" są uznawane za drugą obowiązkową pozycję z bibliografii Maazów.
(4) "Labirynty..." w ogólnym zarysie przypominają "Księgi Rozwikłania", ale są nieporównie bardziej nieskładne, chaotyczne oraz, paradoksalnie, trzy razy grubsze (zaznaczę, że Damakion pisał swoją pracę 150 lat, Lemura: 6). Mimo to, nieliczni twierdzą, że "Labirynty... drążą istotę rzeczy znacznie głębiej niż jakiekolwiek inne prace w tym temacie".
Autor "Ghallafas" ma wielu zwolenników, ale wychodzi z diametralnie odmiennych od Gendbrandera założeń. Według Zigrelda, Skrytowiedza Maazów nie jest absolutnie obiektywna, lecz absolutnie subiektywna. Chłonąc ją, ci pierworodni wciągnęli ją całkowicie w obręb swoich Kariosfer i - całkowicie wypaczyli.